Skocz do zawartości

Co was pchnęło do latania rc.


Matijus
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie wiem czy był podobny temat jest ich tu ponad 100 stron tak więc ciężko było by przeszukać :D. Tematem "tematu" :D jest co was pchnęło do tego hobby (teraz to wiadomo internet robi swoje) ale starsi jak zaczynaliście jak was to zauroczyło i najlepsze.... jak zareagowali wasi bliscy :D (nie ukrywam że moja mama powiedziała tylko jedno słowo "dzieciak" ale za to moja kobieta w pełni mnie popiera :) ) i z moją przygodą duuuuuużo pokierował mnie mój ojciec który nauczył mnie modelarstwa papierowego a potem jakoś samo tak poszło na rc :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Moje zainteresowanie modelarstwem i lotnictwem miało początek w 1985 lub 86' gdy wujek zabrał mnie na "żużel" :) . W przerwie, na płycie boiska Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu, pojawili się modelarze z modelami do walki na uwięzi. Oczy miałem wielkości kołpaków samochodowych :o:D . Później pojawił sie prawdziwy akrobacyjny Zlin nad murawą ;) ;) ;) . Zakochałem sie w lotnictwie. Zaczęły się pierwsze periodyki "Modelarz", plastiki, kartonówki i w końcu RC.

Akceptacja otoczenia....hmmm z tą jest różnie. W naszym środowisku dla każdego temat znany i czasami przysparzający więcej smutku niż radości. :D. Wieczne kombinacje z przemyceniem do domu nowego silnika, aparatury; obcinanie zer na paragonach ;) itd

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za moich czasów nie było komputerów , smartfonów , konsol do gier , przy których siedzi dzisiejsza młodzież. Wiecej czytało się ksiażek i niezapomniane :

 

"Miniaturowe lotnictwo" Wiesława Schiera 

 

"Jak zbudowac zdalnie sterowany model "pana Jakubowskiego 

 

"Zrob to sam" Adama Słodowego 

 

"Radiomodele"  Janusza Wojciechowskiego , to była olbrzymia kopalnia wiedzy .Te ksiażki nauczyły mnie techniki  z która do dziś nie mam problemów.

 

Tych książek już teraz się nie kupu są w rękach kolekcjonerów i maniaków staroci - przykład :)

post-7945-0-42491600-1484298444_thumb.jpg

 

To nauczyło mnie budowy modeli , potem modelarnia  przy Hucie "Pokój" , nastepnie modelarnia  "Pulsar" , starty na zawodach krajowych i zagranicznych .

Potem kilkadziesiat lat przerwy i powrót do budowy modeli . Latam rekreacyjnie i to mi wystarcza.

Obecnie klub "Gwarek" gdzie spotkałem fantastycznych ludzi pasjonatów modelarskich i zawodników liczących się na zawodach.

 

Taka krótka moja historia . Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mieszkałem obok lotniska. Codzienny widok Wilgi czy Puchacza zrobił swoje. Chcę być pilotem! Niestety zdrowie nie pozwoliło... I tak zostało modelarstwo. Z akceptacją różnie, często słyszę "dzieciak" ale jak uświadomić tak mówiących ile to kosztuje ( czasu, cierpliwości i PLNow ) to zaraz zmieniają gadke.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi rodzice nie są w stanie powiedzieć skąd się wzięła chęć latania. Pierwsze były styropianowe rzutki z kiosku, niekiedy dostałem jakiś model do sklejania. Najbardziej w pamięci utkwil mi Lockheed Ventura. Ale to było jak miałem jakieś 13 lat. Kolegi Tata woził płyty warstwowe i jakiś odpad żółtej pianki zawsze udało się załatwić. A do szlifowania była doskonała. Gorzej do sprzątania... Moja mama wie dobrze ile mnie jej nerwy kosztowały;) Od zawsze marzyłem żeby w końcu mieć model rc. Niestety w okolicy brak ludzi zainteresowanych modelarstwem a wtedy jeszcze za młody byłem na prawko i samochód więc zostały marzenia. I tak lata mijały aż w końcu pojawił się internet i szerszy horyzont na świat latania rc. I tak trochę na recyklingu się dorabialo żeby jakaś rzutka była. I nastał czas szkoły zawodowej, zawód elektryk. Akurat taka firma ze z instalacji wewnętrznych odpad zawsze był tak ze na miedzi finansowalem całe hobby. No i pierwszy nadajnik także za recykling kupiony. Najważniejsze było żeby mama nie znała cen sprzętu:)

Zdanie rówieśników mnie nie obchodziło. W piłkę grałem z nimi a po boisku zamykalem się w pokoju i budowalem modele. Żaden z nich nigdy nie odczuje tego co czułem podczas pierwszego lotu rc. Szybowiec bez napędu, rzucony z ręki. Duży krąg i lądowanie. 40s których nigdy nie zapomnę:)

Latania,budowy uczyłem się sam, z FMS'em na klawiaturze. I skarbnicą wiedzy jest to forum. Jestem tutaj prawie od początków istnienia i cieszę się że biorę udział w tworzeniu tego dobytku;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Modelarstwo plastikowe

2. Bliskość poligonu

3. Zainteresowanie lotnictwem

4. Szkoła lotnicza

5. Krótka przerwa na hobby samochodowe

6. Historie lotnicze

7. Powrót do modelarstwa (tylko że większego bo oczy nie te ;)) czyli RC

 

Pierwszy lot 2 minuty, oczywiście z kretem ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od 6 roku życia do 11 roku Mały Modelarz.

Potem na zajęciach ręcznych pierwsza jaskółka.

Kiedy zobaczyłem jak leci własnoręcznie sklejony model wsiąkłem na amen.

W piątej klasie Technikum musiałem porzucić modelarstwo ponieważ trzeba było w końcu zacząć się uczyć żeby zdać maturę.

Potem studia, dziecko i tak zeszło ponad 20 lat poza modelarstwem.

 

Kolega miał imieniny i trzeba mu było coś kupić. Umówiłem się z drugim kolegą w jakimś :) sklepie. Nie wiedziałem co to za sklep tylko kolega podał mi adres tego sklepu. Wszedłem i po chwili na cały sklep krzyknąłem "w końcu wróciłem do domu".

No i tak leci już od ponad 10 lat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W moim przypadku bylo pewnie tak jak u wiekszosci kolegow urodzonych i wychowanych za komuny: jako malolat model plastikowe 1:72 (jak dalo sie kupic!), potem modelarnia i modele swobodnie latajace i wreszcie upragnione radio "Pilot 2".  Rodzice mnie popierali i nigdy nie odmowili pieniedzy na materialy, ksiazki czy narzedzia.

 

Potem przerzucilem sie na prawdziwe szybowce ale musze przyznac, ze po paru latach mnie znudzily; moim zdaniem za duzy wklad w pracy w porownaniu z satysfakcja.  Poniewaz jestem inzynierem mechanikiem zawsze lubilem projektowac i w pewnym okresie chcialem zbudowac swoj wlasny samolot lub motoszybowiec (spedzilem nawet duzo czasu i sporo pieniedzy na programy) ale tez mi przeszlo.

 

Wielu ludzi niewtajemniczonych uwaza, ze jest to dziecinada i zabawa; nie przejmowalbym sie.  Czesto sa to ludzi, ktorzy spedzaja caly wolny czas przed TV albo Facebook etc.  W Australii, pracowalem przez dluzszy okres czasu w czolowej firmie consulting'owej i bylem jednym z niewielu inzynierow bez doktoratu.  Wielu doktorow robilo modele (latajace i kolejowe) a wlasciciel, ktory mial kilka doktoratow byl kiedys mistrzem Australii w F1c i czesto pytal sie nas o latanie.

 

Jesli chodzi o kobiety, to sprawa jak zawsze delikatna, ale mam do przekazania historie z zycia :P :
Drukowalem i powiekszalem wiele planow modeli w drukarni w Brisbane, niedaleko pracy.  Wlasciciel opowiedzial mi jak to zona kolegi (byl po 50-tce) postawila mu ultimatum: albo ja albo modele.  Facet po chwili namyslu wybral to drugie.  Przez krotki okres czasu byl smutny, ale potem stwierdzil, ze byla to najlepsza decyzja w zyciu!  Nikt mu juz nic nie marudzi, moze budowac i latac ile chce.  No ale kazdy ma inne podejscie do zycia jednak chyba najlepiej jakos sie dogadac w ~polowie.. (no chyba, ze sie juz nie da) :unsure:    .

 

Czolem

Andrzej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wprost odpowiadając na pytanie co minie pchnęło do latanie RC, odpowiem: latanie bez RC. Ogólnie miłość do latania mam po ojcu, od małego, modele dłubałem od kiedy pamiętam. Przyszedł czas na uwięź, zapisałem się do modelarni, ale wcześniej rozpocząłem szkolenie szybowcowe (aeroklub wystąpił o zgodę do ministra komunikacji, bo brakowało mi wieku- nie miałem jeszcze 16-tu lat). W  aeroklubowej modelarni budowałem modele na uwięzi i swobodnie latające. Cały czas miałem marzenie, żeby tymi swobodnymi dało się sterować, więc naturalną koleją rzeczy było wejść w RC, No i to marzenie się spełniło, najpierw kolega wypożyczył mi aparaturę samoróbkę, dwukanałową, ale od razu proporcjonalną. Niedługo potem dostałem klubową Webrę FMSI i tak to sią zaczęło na dobre.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od skończenia szkoły podstawowej mam styczność z lotnictwem (szkoły średnie + studia)

Całe życie zawodowe od początku do tej pory również.

Praca w Aeroklubie jako mechanik lotniczy, Muzeum Lotnictwa w Krakowie jako renowator, praca na lotniskach komunikacyjnych przy dużych samolotach jako mechanik, obecnie jako konsultant techniczny firm leasingujących samoloty.

Lotnictwo to mój zawód i hobby.

Z modelarstwem RC zetknąłem się na studiach. Budowaliśmy z kolegą dość nietypowe samoloty.

Potem ponad 20 lat przerwy na pracę i powrót do modelarstwa.

Czasem jak to ktoś ciekawie nazwał - robię "kurzołapy" czyli modele plastikowe 1/72 i 1/48

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja historia jest taka:

W piątej klasie podstawówki zapisałem się do modelarni Aeroklubu Podkarpackiego i wsiąkłem :-)

Niestety, z braku dewiz aparatur w aeroklubie było jak na lekarstwo (silników również), więc instruktor ustawił mi karierę na klasę F1, której jakoś nie pokochałem.

Najpierw F1A, ale po 2 latach moich protestów zostałem dopuszczony do F1B. Tu otarłem się o pudło, 4 miejsce na MP. 

W międzyczasie przymierzałem się do dużego lotnictwa, zrobiłem kurs szybowcowy i dostałem się na mityczny kierunek "Pilotaż"na Politechnice Rzeszowskiej. 

Niestety, 2 tygodnie przed rozpoczęciem studiów i kariery pilota liniowego trafiła się kontuzja i 2 lata na wózku. 

I tak zakończyła się moja zabawa z małym i dużym lotnictwem na circa 30 lat 

Ale licho nie śpi i wróciłem.

Najpierw do dużego, kupiłem na społkę z kolegą Cirrusa i już robiłem PLL, kiedy kolega rozbił się w Zurichu i Żona powiedziała, że albo latanie albo ona. 

No to zostało mi małe latanie i RC ;-)

Ale licho nie śpi i oprócz małego RC ciut większe też się robi :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdzieś pod koniec lat sześćdziesiątych, przed lub po którejś kolejnej fecie pierwszomajowej, na nowo zagospodarowany plac po powojennym gruzowisku, których w Kołobrzegu było całkiem sporo, w centrum miasta przyjechała ekipa modelarzy z makietami na uwięzi. Jakiś pokaz "z okazji" czy coś takiego. Plac był w połowie drogi z domu do szkoły (4 lub 5 klasa podstawówki) więc los sprawił, że było mi po drodze. Już idąc przez park przed tym placem usłyszałem dziwny dźwięk - silniczki "na eter". Do szkoły w tym dniu nie doszedłem mimo, że nie byłem raczej typem wagarowicza (w domu lanie po tym, jak się wydało) i to było najpiękniejsze przeżycie mojego dzieciństwa. Lania nie pamiętam, pamiętam za to każdy szczegół (niestety już coraz słabiej) samolotów, które tam latały. Czas stanął w miejscu a ja od tamtej pory, wzdychając zaledwie do możliwości zbudowania takiego modelu, polowałem na każdy numer Małego Modelarza. W szkole średniej będąc dowiedziałem się, że w Koszalinie (45 km od Kołobrzegu) otworzyli Składnicę Harcerską. Kupiłem szybowiec Jaskółkę i Perkoza na uwięzi. Za jakiś czas silniczek, jakiś radziecki, nie pamiętam już jaki. Jaskółkę oczywiście sknociłem i połamałem próbując nią latać ale Perkoz poleciał! Był tak zwrotny, że oczywiście przyglebiłem w asfalt na tym placu. Po naprawie był tak ciężki, że przestał być zwrotny :) a latanie ograniczyło się do strefy od 1 do 5 m wysokości. Wtedy dopadłem książkę W. Schiera Miniaturowe lotnictwo i zacząłem oczywiście budować Wicherka 15 a potem standard: matura, studia, rodzina, dom, dzieci... Przez kolejne 40 lat powtarzałem sobie, że ja jeszcze do tego kiedyś wrócę... i wróciłem! Żona toleruje mojego fisia ale bez zbytniej afektacji, co jej wybaczam :rolleyes:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.