Skocz do zawartości

Jak to żeśmy kombatami latali


MASK

Rekomendowane odpowiedzi

Od dawna próbowaliśmy namówić Jurka na kombaty. To znaczy latał już z nami, ale po mojej czołówce z Lechem jakoś wydało mu się to zbyt niebezpieczne. Dla modeli niebezpieczne. Akurat siedzieliśmy przy piwie i zrodziła się atmosfera coby napaść na Jurka. Dwóch na jednego. Napadliśmy na jego ambicje. Że niby to jak to tak, że Prawdziwy Modelarz wyzwań się nie boi, że przecież kombaty są całkiem bezpieczne, że latać pewnie nie potrafi, że, w końcu, d... z niego nie modelarz. Zgodził się.

Umówiliśmy się na loty następnego dnia. Oczywiście nikt nie miał pewności, że Jurek modelu nie zapomni, a jak zabierze, to że będzie latał, a jak będzie latał, to że z taśmą, a jak z taśmą, to że nie będzie miał nieoczekiwanych problemów z silnikiem, radiem, święcą, kabelkiem i innym czymkolwiek. Poleciał!

Postanowiliśmy z Lechem, że niech sobie Jurek polata w spokoju. Nie będziemy go zaczepiać coby go nie spłoszyć. I tak latał sobie nisko i powoli, gdzieś z boczku. Podstawialiśmy mu się jak tylko mogliśmy z taśmami. Raz ja, że niby Lechowi uciekam, raz Lech, że uniki przede mną robi i przypadkiem wlatuje Jurkowi z taśmą pod sam nos. I nic. Jurek dalej latał nisko i powoli jakby naszych modeli w ogóle tam nie było.

Pomyślałem wtedy, że zaatakuje Jurka od dołu, lecąc w jego kierunku, a on w moim. A niech poczuje adrenalinę. I tutaj właściwie nie wiadomo co się stało. Usłyszałem tylko od Jurka: "No, to macie coście k... chcieli. Z wami, to tak zawsze. Eeeeh!". Zrozumieliśmy przesłanie: nigdy więcej kombatow z Jurkiem. Popatrzyłem z bojaźnią Lechowi prosto w oczy. Zostało nas już tylko dwóch na polu bitwy!

W każdym razie, zanim jeszcze wszystkie części modeli pospadały na ziemię, pognaliśmy w kierunku oczekiwanego ich spadnięcia. Po drodze kłóciliśmy się kto zawinił. Jurek twierdził, że to ja na niego wpadłem, ja, że Jurek na mnie, a Lech utrzymywał, że zderzyliśmy się wzajemnie. Zbieranie części trwało prawie godzinę. Najdłużej szukaliśmy mojego silnika. Oględziny sprzętu wykazały, że mniej więcej wszystko co ważne jest. Jurkowemu OeSowi brakowało tylko gaźnika i tłumika, a mojemu modelowi odbiornika, dwóch serw, akumulatorów i innych podobnych drobiazgów.

Modele zderzyły się silnikami. To znaczy wał mojego uderzył w gaźnik Jurka silnika, a potem, gdy juz gaźnik odleciał do krainy wiecznych łowów, w cylinder. Czyli gaźnik urwało, a cylinder zgięło. Niebywałe jest, że Jurka śmigło przetrwało kraksę. Tutaj zgodnie ustaliliśmy, że musiał nastąpić arcyrzadki kwantowy efekt tunelowania mojego silnika przez Jurka śmigło. Szkoda tylko, że nie przez cały silnik, albo, jeszcze lepiej, model Jurka.

Miesiąc później Lech zareklamował swój nowy model kombata jako: taniutki, prościutki, leciutki, i na silnik malutki (tym razem 2,5, a nie 4ccm). Pierwszy lot wykazał spore możliwości akrobacyjne modelu. Lech kręcił nim rożne figury niemożliwe, to znaczy: korkopetle, beczkotrawersy, zawisy odwrócone, akcentowany lot bokiem w poprzek i odwrócony lot wstecz po krzywej balistycznej z jednoczesnym lądowaniem w kniejach.

Następne loty odbyły się juz po zmianie środka ciężkości i z udziałem Jurka. Po pierwszym locie Jurek wziął model do ręki, pogładził go po skrzydełku i spojrzawszy prosto w gardziel gaźnika rzekł: "noooo, fajny. Lekki i nieźle kreci. To mówisz, że w dwa dni go zrobiłeś? Materiały za dwie dychy powiadasz? Hmmmm..., a próbowałeś juz latać z taśmą? Może i ja bym taki zrobił...?". Oniemieliśmy z Lechem, szczypaliśmy się wzajemnie, wszystko grało! Obaj słyszeliśmy to samo! Nadzieja, że Jurek nie jest stracony dla kombatów jeszcze żyje!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

o kurczę! "aleś se pan narobił!" :)

trzeba celować w to długie za ogonem a nie w silnik :)

Jakimi modelami lataliście?

 

Ja gdy widzę, że lecę na kolizję to staram sie jednak ominąć (no chyba ze lecę esa :) ) , bo jest to nieopłacalne punktowo i nieopłacalne ogólnie (gdy nie ma się już czym latać, a jechało się na zawody 500km) (nie mówiąc o $).

 

Najbardziej destrukcyjne zawody w jakich brałem udział to Żary we wrześniu tego roku - co kolejka to z 6-7 modeli do końca dolatywało 3 (po 6 minutach). No ale takich kraks na czołówkę to nie było, tak się nie atakuje, za duże ryzyko, sens żaden. Mam kilka filmów w tym pięknie uwieczniony crash iła2 z thunderboltem, co ciekawe thunder stracił skrzydło, a ił był gotów do latania po wymianie śmigła (crash na wysokosci ~30m).

 

Uczestnicząc w kilku zawodach tylko raz zostałem pozbawiony połówki steru wysokości (niestety tej ze sterowaniem błąd konstrukcyjny że nie zdublowana), aby było śmieszniej w ostatniej sekundzie tury - efekt balsowy hurricane w proszku - widzę go jednak cały czas gdy obrócony na plecy zbliża się stromo pikując jakby w zwolnionym tempie, tak powoli i z dostojeństwem :). To chyba pilot próbował w odwróconej pozycji otworzyć kabinę i skakać (zdołał wyłączyć jedynie silnik) lecz ziemia była szybsza..

 

Piękne crashe występują podczas walk WW1 czyli pierwszej wojny światowej. Dwupłatowce napędzane czterosuwami, latają wolno, ładnie perkoczą i ciężko ciągną swoje 14-metrowe taśmy. Problemami są głównie przeciągnięcia itp. spowodowane ciasnymi manewrami tymi dość ciężkimi modelami. Co ciekawe modele te są paradoksalnie wytrzymałe (zważywszy istnienie linek, szalików dla pilota i innych bajerów jak również samą konstrukcję z dwoma skrzydłami.)

 

Jednak nie jest to tak że straty są zawsze i to tak wielkie. Latając Ił-em 10 mam już wylatane na nim ponad 40 lotów, z czego na zawodach 8 rund, czyli w sytuacji zagrożenia był około 50 minut i jakoś się uchował odpukać.

 

Niezliczę oczywiście ile kraks było w wykonaniu esa moje modele mają więcej CA w składzie niż EPP, ale esa to kombat bezstresowy i zabawny z natury. Uczestniczyłem kiedyś w starcie do walki 9 esa na raz - pełny oczopląs zwłaszcza że walka odbywała się w odległości do 20m.

 

 

A ogólnie to zachęcam do kombatu :mrgreen:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Modele zderzyły się silnikami. To znaczy wał mojego uderzył w gaźnik Jurka silnika, a potem, gdy juz gaźnik odleciał do krainy wiecznych łowów, w cylinder. Czyli gaźnik urwało, a cylinder zgięło. Niebywałe jest, że Jurka śmigło przetrwało kraksę. Tutaj zgodnie ustaliliśmy, że musiał nastąpić arcyrzadki kwantowy efekt tunelowania mojego silnika przez Jurka śmigło. Szkoda tylko, że nie przez cały silnik, albo, jeszcze lepiej, model Jurka.

 

To niesamowity pech. Na zawodach najczęściej cierpią skrzydła, stateczniki. Czasami dezintegracji podlega cały model (jak balsiak, albo styropian staną na drodze laminatowemu). Uszkodzenia silnika zazwyczaj powstają na skutek upadku na beton...

Jak tylko napisze i obronie dyplom, mam zamiar przetestować parę ciekawych i tanich konstrukcji do ganiania, zarówno w WWII, WWI jak i klasie OPEN.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To niesamowity pech. Na zawodach najczęściej cierpią skrzydła, stateczniki.

Eee tam pech. Mi sie podobalo, jakbys to zobaczyl, tez by ci sie spodobało :mrgreen:

 

Podobać to mi się zawsze podoba. Inaczej nie latałbym w kombacie :devil: A pech dla silnika -trzeba mieć umiejętności, żeby trafić w 12 metrową taśmę a co dopiero w silnik 8x8 cm :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.