Godzinami rozmawiałem na ten temat z naprawdę wybitną osobą ze świata dronów więc bazuję na jego założeniach i ich się będę trzymać. Nie będę teraz wszystkiego streszczał gdyż bym musiał napisać książkę w odpowiedzi na twój wpis
Rzeczywiście, większość czasu podczas lotu na LiPo to ten słynny „plateau”, gdzie napięcie nie leci gwałtownie w dół. Tylko że to nie znaczy, że ciąg silników się nie zmienia. W praktyce już na plateau napięcie stopniowo spada, a przy większym obciążeniu (np. szybkie wznoszenie, lot pod wiatr) pojawia się tzw. voltage sag – napięcie potrafi spaść nawet o 0,2–0,5 V na celę, szczególnie jeśli akumulator jest trochę "zmęczony". Nawet podczas typowego lotu, ciąg silników sukcesywnie się zmniejsza, bo napięcie cały czas „siada”. Im bliżej końca lotu, tym bardziej czuć, że dron staje się mniej „żwawy” – pojawia się ospałość, trudniej wykonać nagły manewr, a rezerwa ciągu jest coraz mniejsza. Warto mieć realny zapas przez cały czas lotu i nie obudzić się nagle z dronem, który nie jest w stanie bezpiecznie wylądować czy wrócić pod wiatr. A szczególnie trzeba o to dbać kiedy dron ma elektronikę (łącznie z głowicą optoelektroniczną) za grubo ponad 100 tys zł
Od razu mogę obiecać, że nie będzie podgrzewania akumulatorów