poharatek Opublikowano 24 Października 2014 Opublikowano 24 Października 2014 Rzutem na taśmę udało mi się dołączyć do konkursu.Szczerze powiedziawszy mam sporą tremę, bo raz - jest to mój debiut jako uczestnika wszelakich konkursów modelarskich, dwa - będzie to mój pierwszy model ESA , a trzy - maszyna, którą mam zamiar zbudować ma opinię "nielota" (mam nadzieję,że niezasłużoną ).Ale jednak zdecydowałem się wziąć w nim udział, bo dzięki temu będę miał okazję zbudować model mojego ulubionego samolotu z I Wojny Światowej i - mam nadzieję - zobaczyć jak wygląda na niebie i jak się go pilotuje. Jest to na tyle niszowa konstrukcja, że chcąc zbudować jej model RC trzeba by było samemu rozrysować plany, a na to jestem jak na razie zbyt "cienki".Dzięki konkursowi (i dzięki deklaracji Marka Rokowskiego, że wycina modele spoza oferty Na polskim niebie bez dodatkowych opłat ), zaczynam budowę najładniejszego samolotu I Wojny Światowej, jakim jest: L.F.G Roland C II Był on jedną z najbardziej oryginalnych konstrukcji lotniczych początkowego okresu I Wojny Światowej. Został zaprojektowany przez inż. Tanzena - głównego konstruktora Luftfahrzeug Gesellschaft (L.F.G.). W swoich konstrukcjach starał się jak to tylko było możliwe eliminować szkodliwe opory aerodynamiczne. Dlatego też, w konstrukcji kadłuba zastosował metodę półskorupową (Wickelrumpf) pozwalającą uzyskać opływowe kształty. Część szkodliwych oporów wyeliminował poprzez montaż górnego płata bezpośrednio na kadłubie i zastosowanie pojedynczych słupków usztywniających komorę płatów. Stosunkowo głęboki kadłub wymagał zastosowania dodatkowych otworów ułatwiających widoczność pilota i obserwatora. Zastosowano po dwa okienka oszklone celuloidem z każdej strony kadłuba, co nadało samolotowi charakterystyczny wygląd. Do napędu samolotu użyto rzędowego, sześciocylindrowego chłodzonego cieczą silnika Mercedes D.III o mocy 118 kW (160 KM). Przy masie startowej 1284 kg samolot osiągał prędkość 165 km/h, co w 1915 roku stawiało go w czołówce samolotów rozpoznawczych. Ze względu na kształt kadłuba przypominający wieloryba samolot uzyskał przezwisko „Walfish” (Waleń).Pierwszy prototyp Rolanda C II został oblatany 25 listopada 1915 roku, a masowa produkcja rozpoczęła sie 23 grudnia 1915 roku. Na początku 1916 roku samoloty zaczęły trafiać na front.Ze względu na swoja prędkość (potrafił prześcignąć praktycznie wszystkie maszyny alianckie użytkowane w tym czasie) Roland C II, był używany głownie do zadań zwiadu strategicznego, wykonując loty zwiadowcze daleko za linią frontu. Później, gdy na wyposażeniu aliantów zaczęły się pojawiać szybsze myśliwce, Rolandy były używane jako samoloty wsparcia i bliskiego zwiadu, aż w końcu, do czerwca 1917 roku, wycofano je z frontu i przeniesiono do jednostek szkoleniowych. Roland C II był produkowany w zakładach L.F.G. Roland i Linke Hofmann (na licencji). Ogółem wyprodukowano 129 samolotów w wersji C II i 168 w wersji C II a. Dane techniczne: Załoga: 2 osoby; pilot i obserwatorDługość: 7.7 mRozpiętość: 10.3 mWysokość: 2.9 mPowierzchnia nośna: 26.00 m²Masa własna: 764 kgMasa całkowita: 1,284 kgSilnik: Mercedes D. III rzędowy, chłodzony wodą o mocy 160 KM (120 kW)Osiągi:Prędkość maksymalna: 165 km/h na poziomie morza.Pułap: 4,000 mPrędkość wznoszenia: 12 minut na pułap 2,000 mUzbrojenie:Parabellum LMG 14 kaliber 7.92 mm na obrotnicy w wieżyczce obserwatoraSpandau LMG 08/15 kaliber 7.92 mm zsynchronizowany, strzelający przez tarczę śmigłaNiektóre samoloty Roland C II a były wyposażone w wyrzutniki bomb i przenosiły 4 bomby o wadze 12,5 kg. Maszyna której model mam zamiar wykonać to L.F.G. Roland C II a "Biała 2" z Kasta 2, Kagohl 1 (Kasta - Kampfstaffel - eskadra, Kagohl - Kampfgeschwader der Obersten Heeresleitung 1 - Szwadron Bojowy Naczelnego Dowództwa nr 1, ech te niemieckie skrótowce... ), z okresu: koniec 1916 roku - początek 1917.Oto dwa całkiem niezłe zdjęcia tego samolotu, jakie udało mi się znaleźć: Eduard w instrukcji do modelu plastikowego sugeruje takie malowanie: Oznaczenia zgadzają się ze zdjęciami, ale kamuflaż już nie. Na zdjęciach ewidentnie widać, że był trójkolorowy. Tak więc wykonam go wedle wzoru z instrukcji do modelu WIngnut Wings: (Swoja drogą instrukcje do "Wingnutsów" polecam każdemu kto buduje modele szmatopłatów, lub tylko interesuje się lotnictwem z I WŚ - rewelacyjne źródło, mnóstwo zdjęć i opisów, ot np. instrukcja do Rolanda C II A: http://www.wingnutwings.com/ww/vCBAA8476/www/products/model_kitsets/32041/online_instructions/32041%20Roland%20C.IIa%20Instructions.pdf ) Oto, co przyszło od Marka. No trochę rzeźbienia w EPP będzie... Elementy z EPP ważą prawie 191g, trzeba będzie mocno uważać na wagę modelu. Mam nadzieję, że przez weekend uda się wygospodarować co nieco czasu i wkrótce zaktualizuję relację. (Źródła: P. M. Grosh LFG, Roland C II Windsock Datafile 49, Wingnut Wings, Eduard, Wikipedia, Internet)
poharatek Opublikowano 29 Października 2014 Autor Opublikowano 29 Października 2014 Wolno to idzie... Mam mniej czasu na modelowanie niżbym chciał, a każda czynność zajmuje znacznie więcej czasu niż to planowałem. No i trochę zajmuje ćwiczenie nowych technik i eksperymentowanie (a potem usuwanie skutków tych eksperymentów - pół soboty spędziłem na czyszczeniu żelazka ). Ale cośtam jednak udało się zrobić: Na pierwszy ogień poszły stateczniki i stery. Waleń mimo niewątpliwego nowatorstwa konstrukcyjnego i świetnych osiągów miał dosyć kiepską opinię wśród pilotów. Narzekali oni na słabą manewrowość, zwłaszcza na kiepską reakcję na ster kierunku. I faktycznie - jeśli spojrzeć na plany jest on niewielki, a w dodatku pracuje w cieniu aerodynamicznym generowanym przez skrzydła osadzone blisko siebie. Co prawda moje obawy co do "nielotności" Rolanda zostały rozwiane (dzięki Stefan ), ale trzeba było się temu przyjrzeć. Nie do końca odpowiadała mi wersja statecznika pionowego i steru kierunku wycięta przez Marka, chciałem inaczej rozwiązać zawias i mocowanie steru do kadłuba, postanowiłem więc rozrysować je i wyciąć po swojemu. Statecznik i ster kierunku zostały powiększone o około 15% względem planów. Statecznik pionowy i ster kierunku Wallfisha w interpretacji mojej i Marka. A tak wyglądają już gotowe stateczniki wraz ze sterami. Jako zawiasów użyłem małych zawiasów kołkowych, bardzo podobnych do tych z hobbykinga, ale dostępnych lokalnie, np. tu: http://www.marvio-rc.pl/zawias-kolkowy-2-33mm,3,2081,318 Na zdjęciu widać, że faktycznie są to maleństwa i ważą tyle co nic (na wadze jest ich 10 sztuk). Sprawdzają się całkiem nieźle - powierzchnie sterowe poruszają się bez oporów i mają spory zakres ruchu. Dobrze jest przy wklejaniu posmarować przegub jakimś smarem (zwłaszcza jeśli się je wkleja na cyjanoakryl), zapobiega to przypadkowemu unieruchomieniu zawiasu. No ja o tym oczywiście na początku zapomniałem i było troszkę zamieszania... Następnie zabrałem się za skrzydła. Połówki sklejone żywicą i CA (cyjanoakryl unieruchamiał płaty do czasu związania żywicy). Wkleiłem wzmocnienia węgłowe: płaskowniki 5x1 mm w odległości 10 i 75 mm od krawędzi natarcia na całej rozpiętości skrzydeł. Skrzydła maja duże podcięcia (50% długości cięciwy) aby więc je dodatkowo wzmocnić przy kadłubie wkleiłem kolejne płaskowniki 5x1 mm, tym razem o długości 50 cm. Płaty są teraz odporne na zginanie w obu płaszczyznach. Nieco mnie martwi odporność na skręcanie, ale jak z tym dokładnie będzie to okaże się dopiero po wklejeniu płatów w kadłub i zamocowaniu wsporników. W górnym płacie odciąłem lotki, wytopiłem otwory na serwa i wkleiłem je. Kable serw ukryłem w wytopionym rowku, który następnie zamaskowałem przez wklejenie paska EPP. Serwa zamaskowałem przez naklejenie kawałków zwykłego papieru do drukarek - z doświadczenia wiem, że błękitna farba, którą zamierzam pomalować dolne powierzchnie płatów słabo kryje i miałbym problem z ich pomalowaniem. Tak prezentują się gotowe skrzydła. Przepraszam za jakość zdjęć ale ciężko się fotografuje "aparatem komórkowym" tak duże obiekty w kiepskich warunkach oświetleniowych. Fotografie ujęły Dyrektora ds Kontroli Jakości Mariana Kota w czasie wykonywania czynności służbowych, z wyrazu pyszczka ciężko wywnioskować jaką ma opinie na temat mojej pracy Z serii: "na planach jest to ewidentnie widoczne, w gotowym modelu nikt poza mną tego nie zauważy" zmniejszyłem rozpiętość dolnego płata o 3 cm. (no czasem mnie nachodzi taka "choroba redukcyjna"... cóż poradzić..). Ale korektę kształtu podcięcia w płatach sobie już odpuściłem:) Teraz na warsztat trafi kadłub. Ojjjjjjj będzie się działo....
poharatek Opublikowano 2 Listopada 2014 Autor Opublikowano 2 Listopada 2014 I zgodnie z przewidywaniami działo się ... Wallfish ma specyficzny "rybi" kształt kadłuba (co jest jednym z powodów dla których bardzo mi się podoba), ale odwzorowanie go w piance nie jest zbyt prosta sprawą. Podchodziłem do tego kadłuba jak "pies do jeża", bo to krytyczny moment w budowie tego modelu - jeśli coś schrzanię będzie ewidentnie widoczne i popsuje cały wygląd. Dodatkowo Marek uprzedził mnie, że podczas wycinania miał awarię maszyny (drut się zsunął) i w tylnej części kadłuba jest kilka baboli. Sporo czasu zajęło mi ułożenie sobie "w głowie" co muszę zrobić, następnie rozrysowałem te pomysły na komputerze, przeniosłem na papier i zacząłem rzeźbić w EPP. Na rysunku widać sytuację wyjściową: czerwona kreską zaznaczone są wycięte przez Marka części (jak widać całkiem nieźle leżą w planach), na zielono - kompromis kształtu, do którego będę dążył Początek prac był wirtualny. "Troszkę" czasu spędziłem rozrysowując kształt kadłuba w programach graficznych. Na zdjęciu widać efekty tej pracy przeniesione na papier w postaci szablonów i wykrojów. Wycięta przez Marka część dziobowa, jak na razie zdecydowanie mało rybia. Trzeba sporo dosztukować... Dosztukowywanie rozpoczęte. Początek rzeźbienia. Na zdjęciu widać wgłębienie pod wręgę silnikową. Przód kadłuba był zbyt krótki. Z kawałka EPP powstała więc przednia część okapotowania silnika. Po wstępnej obróbce przykleiłem ją tymczasowo do reszty kadłuba i mogłem zabrać się na serio do podcinania i szlifowania. A tak przód wygłąda po tych intensywnych zabiegach. Z wolna zaczyna coś jakby przypominać Odkleiłem nosek i wkleiłem wręgę silnikową. (Tu mała uwaga. Po bojach z aparatem wbudowanym w komórkę, poszperałem w chałupie i odnalazłem prościutki aparacik cyfrowy, który sobie leżał i porastał kurzem od kilku lat. Jak się okazało całkiem nieźle sobie on radzi z robieniem zdjęć przy sztucznym świetle. Od teraz fotki powinny być nieco lepsze. Jeszcze raz przepraszam za haniebną jakość poprzednich). A w nosku wyciąłem otwór na silnik. Ma on całkiem sporą średnicę (około 50mm), tak, że dostęp do silnika np. w celu zmiany kątów skłonu/wykłonu będzie bezproblemowy. Przymiarka i spora ulga; nigdzie nie machnąłem się przy projektowaniu i wycinaniu - wał wystaje tyle, ile powinien:) Od szablonów odrysowałem kształt wycięcia pod atrapę silnika. Dolna linia - według niej zostanie wycięta klapka dostępu do wyposażenia (przebiega ona zgodnie z linią podziału blach na okapotowaniu silnika). I już po zabiegu chirurgicznym. Miejsca jest całkiem sporo (a właściwie będzie sporo, trzeba trochę podrążyć). Ale żeby nie było tak milutko i że wszystko pięknie wychodzi i w ogóle - to oczywiście coś musiałem schrzanić.. . Roland ma charakterystyczne szczeliny w przedniej części dziobu. Postanowiłem je odwzorować wytapiając lutownicą. Wyszło kiepsko (delikatnie rzecz ujmując). Po pomalowaniu trzeba będzie te rowy pozaklejać paskami folii lub papieru. Część dziobowa (mniej więcej) zakończona - czas zająć ogonem. Babole, o których pisałem, to przede wszystkim źle wycięte otwory kokpitu pilota i stanowiska strzelca obserwatora. Zacząłem od zaklejenia ogromnego dziurska w miejscu kokpitu pilota. Odpowiednio podcięty kawałek epp został wklejony na miejsce, a po wyschnięciu kleju w ruch poszedł nożyk i papier ścierny. Był to swego rodzaju test - jeśli by mi to nie wyszło, dałbym sobie spokój z dalszymi pracami przy kadłubie i poprosił Marka o wycięcie nowego. Efekt okazał się być zadowalający, wiec jechałem dalej z robotą.. Jak widać "omsknięcie druta" nastąpiło pod katem. W sumie niby to samo gdyby się omsknął prosto, ale przy takich skośnych liniach cieżko się sprawdza geometrię "na oko" . Od dołu też coś poszło nie tak. Żeby obie części kadłuba miały na łączeniu ten sam kształt musiałem w dolne wycięcie wkleić klin o szerokości 10mm.. Kadłub w okolicach stanowiska strzelca/obserwatora ma w Waleniu dosyć skomplikowany kształt. Żeby go dobrze odwzorować musiałem się trochę pomęczyć. Zacząłem od zaklejenia "dziury po błędzie maszyny", z tym, że zaokrągliłem tylko przednią część. Od szablonów odrysowałem kształt wycięcia kokpitu pilota i półokrągłe podcięcie przy stanowisku obserwatora. Wyciąłem kokpit. podcięcie pod obrotnicę. Kadłub za tym podcięciem został ścięty na płasko. Odrysowałem kształt obrotnicy. Po czym za pomocą nożyka i papieru ściernego doprowadziłem kształt tylnej części kadłuba do stanu (mniej więcej) zgodnego z oryginałem. W podstawie obrotnicy wyciąłem okrągły otwór, który następnie zaślepiłem krążkiem epp zostawiając 5mm przestrzeni - mam bowiem szczwany plan by Roland latał w zmiennej obsadzie - tzn. ze strzelcem, lub pustym tylnym stanowiskiem, w zależności od sytuacji na froncie \ A tak prezentuje się kadłub w całej okazałości. Muszę przyznać, że z efektu jestem dosyć zadowolony - zaczyna przypominać rybkę (z tym że bardziej karpia ). Trochę prac przy kadłubie jeszcze zostało, ale światełko w tunelu już widać...
poharatek Opublikowano 11 Listopada 2014 Autor Opublikowano 11 Listopada 2014 Ciąg dalszy zabawy z kadłubem: Jak widać na końcu kadłuba przy wycinaniu też coś poszło nie tak. Ściąłem te nierówności i dokleiłem wstawki z epp. Cały tył kadłuba ściąłem tak, żeby na końcu miał grubość steru kierunku. W oryginalnej maszynie płaszczyzny ruchy SK i SW były przesunięte względem siebie. Odwzorowałem to w modelu zwiększając wycięcie pod statecznik poziomy i przesuwając go do przodu o 15 mm. Jako "bonus" - zakres ruchu steru kierunku sporo się zwiększył (co może się okazać bardzo przydatne). Nie do końca odpowiadało mi to, jak wyszło stanowisko strzelca/obserwatora. Co irytowało mnie na tyle, że postanowiłem to skorygować. Dokleiłem z boków kawałki epp, a następnie w ruch poszedł nożyk i papier ścierny. Jak widać na zdjęciach jest teraz nieco lepiej. Na minus - kadłub robi sie coraz bardziej łaciaty... Mam nadzieje, że uda się to jakoś zamalować... \ Następnie wróciłem na dziób. W ruch poszła lutownica i wytopiłem wnękę na elektronikę. Jak widać postanowiłem serwa SW i SK ukryć w kadłubie (na zdjęciu są tylko włożone, wkleję je po przymocowaniu stateczników). Staram się koncentrować całą masę przed ŚĆ i w jego okolicach, bo Waleń ma jednak dosyć krótki nosek. Pewnie jednak skończy się na tym, że będę musiał wozić balast na ogonie.. (Chociaż z dwojga złego - to lepiej tam.) W klapce wyciąłem otwór na makietę silnika, wkleiłem kawałek balsy, który będzie tej makiety podstawą. Z przodu "języczek" blokujący klapkę (wykonany z patyczka od lodów), od tyłu klapkę trzymają magnesy neodymowe (na poprzednim zdjęciu widać je wklejone w kadłub). Miałem spory problem z tym cieniutkim łukiem z epp w tylnej części (no cóż, sobie wymyśliłem ciąć po liniach podziału blach - to mam.. ). Co prawda ta część nie będzie narażona na żadne obciążenia, ale tył był zdecydowanie zbyt wiotki. Kombinowałem, czy nie dać tam np. wstawki z balsy, albo podkleić paskiem HIPSa. W końcu przypomniałem sobie o starym "kartonówkowym" patencie usztywniania papieru przez przez nasączanie CA. I tak samo zrobiłem tutaj: Nakładałem cienką warstwę CA, czekałem aż wyschnie (jakby ktoś chciał ten sposób wykorzystać - odradzam stosowanie przyspieszacza, zbyt mocno rozgrzewa epp i może zdeformować element), szlifowałem, znów CA, szlifowanie i tak do skutku. W rezultacie otrzymałem łuk z epp (a właściwie kompozytu akryl/epp ) o grubości 2 mm i sztywności polistyrenu. A teraz rzecz najśmieszniejsza: planowałem zostawić otwór za makietą silnika - jako wlot powietrza chłodzącego elektronikę. Okazało się jednak, że nie mam za bardzo gdzie zrobić otworu wylotowego i tylną część klapki trzeba będzie jednak zaślepić... Tak prezentuje się część dziobowa "na gotowo". Jak widać pozalepiałem otwory po nieudanych eksperymentach z lutownicą. Kolejne łaty.... ech... No i w ten sposób kadłub był gotowy do złożenia do kupy. Ale oczywiście sprawa okazała się być bardziej skomplikowana niżby się to wydawało (a przede wszystkim niżbym chciał ). W tylnej części kadłuba było sporo namieszane (wklejane kliny dla utrzymania kształtu, sam musiałem wyciąć pocięcie na dolny płat itp.). Jeśli bym skleił przód z tyłem "w powietrzu" - miałbym jak w banku zwichrowaną geometrię. Trzeba było więc to zrobić "porządnie" - jako punkt odniesienia biorąc płaty i przednią część kadłuba. Musiałem więc zrobić wsporniki górnego płata (wykonane ze sklejki 1,5 mm, z obu stron oklejonej balsą 1,5 mm) i szablony mocowania płatów (z depronu 6mm). Potem było sporo zabawy z dopasowywaniem, sprawdzanie po 10 razy czy wszystko w porządku z geometrią, ale w końcu jakoś się tył z przodem udało połączyć. Na plus - mogłem sobie pooglądać jak będzie wyglądała sylwetka gotowego modelu Po sklejeniu kadłub został ostatecznie przeszlifowany i przeprasowany (przez papier do pieczenia). Następnie wkleiłem bowdeny i rurki do mocowania podwozia. Następnie wziąłem się za wykonywanie detali kadłuba: wszelkiego rodzaju klapek inspekcyjnych, wzierników, stopni, okuć itp. Standardowo w modelach ESA po prostu rysuje się je na kadłubie. Musze się przyznać, że mnie kiepsko to kreślenie po epp wychodzi - cienkopis zawsze gdzieś wyjedzie, linia wychodzi nierówna, albo machnę się przy mierzeniu.. Wpadłem wiec na pomysł, żeby je zrobić "nieco" inaczej. Po prostu wyciąć je z cienkiego (0,25 mm) HIPSa. Na tym zdjęciu widać klapki inspekcyjne, stopnie, okucia mocowania podwozia. "Zawiasy" klapek zrobione są z wewnętrznej koszulki bowdena zeszlifowanej do połowy średnicy (to znacznie prostszy i szybszy sposób niż próba przecinania - sprawdzone ), śruby i zamki są imitowane przez cienkie plasterki tejże samej koszulki bowdena. Klapy inspekcyjne silnika wykonane są w podobny sposób. Mają one charakterystyczne przetłoczenia, które przy zastosowaniu "niezwykle skomplikowanej maszynerii" mogłem odtworzyć. Chłodnice wykonane są z depronu. Grille imituje tkanina o luźnym i widocznym splocie (jakiś kawałek lamówki znaleziony gdzieś w domu), pomalowana srebrnym markerem. Grille zostaną przyklejone już po pomalowaniu całości. A teraz coś z dedykacją dla Stefanpasz: Okienka!!! Ramki okien zostały wycięte z HIPSa o grubości 0,5 mm. Przednie okienka dostały zawiasy z bowdena. Tylne, w maszynie, której model buduję, były odsuwane. Prowadnice zrobiłem w ten sposób, że kawałek zwykłego papieru do drukarek, uformowałem w cienki ceownik na krawędzi linijki, następnie przesączyłem papier CA, żeby go usztywnić i żeby utrwalić kształt, następnie dociąłem na wymiar i przykleiłem do ramek. Od wewnątrz będą przyklejone "szybki" - papier z wydrukowanymi zasłonkami, pomalowany i "zaszklony" przez naklejenie przeźroczystej folii (zdjęcie pokazuje, że coś mi nierówno kolor siadł, zobaczę, czy będę je poprawiał, w rzeczywistość nie widać tego zbytnio...). Mała dygresja - okienka (i zasłonki w nich! ) to kolejna rzecz, która mnie urzekła w Wallfischu. Połączenie - z przodu "niezwykle groźna" paszcza, z tyłu zasłonki rodem z mieszczańskiego salonu jest... hm... - oj no nie ma co się cackać - jest zwariowane po prostu i świadczy o tym, że załogi Rolandów, jakkolwiek darzyły swoje maszyny sympatią, to jednak nie traktowały ich do końca serio Zresztą - spójrzcie na tę fotografię: Czy potraficie sobie wyobrazić potraktowanego w ten sposób Spada, czy Fokkera? A tak prezentuje się gotowy kadłub (okienka są tylko przyłożone do zdjęcia; pomaluje je osobno i przykleję do już pomalowanego kadłuba). Cała galanteria wyszła dosyć lekko - całość zwiększyła wagę modelu o zaledwie 4 gramy. Następny etap - malowanie. W następnej aktualizacji mam nadzieje, ze pokażę model już pomalowany i złożony.
poharatek Opublikowano 20 Listopada 2014 Autor Opublikowano 20 Listopada 2014 Tradycyjnie zajęło to znacznie dłużej, niż to zaplanowałem, ale Waleń jest już pomalowany. Wiadomo, że najlepszą metoda malowania EPP jest malowanie natryskowe. Niestety w moim arsenale modelarskim brak jest aerografu (a właściwe - aero jest, brakuje kompresora).Trzeba więc było poradzić sobie z malowaniem za pomocą pędzli. Wiadomo też, że farbę należy dopasować do stosowanych narzędzi. Farbami przeznaczonymi stricte do malowania pędzlem są farby artystyczne, a konkretnie farby akrylowe dla plastyków. Pomalowałem nimi już kilka modeli i z efektów jestem zadowolony. Maja fajne pigmenty, świetnie kryją, szybko schną (następną warstwę można kłaść po 30-60 minutach, w pełni wysychają po kilku godzinach) i są w miarę lekkie. No i co nie jest bez znaczenia - są relatywnie tanie; tuba 60 ml kosztuje około 8-9 zł a jest to ilość jaka by wystarczyła na dwukrotne wymalowanie metrowego modelu w całości . Depron maluje się nimi rewelacyjnie, trzeba było sprawdzić jak położą się na EPP. Prace malarskie rozpocząłem od odtłuszczenia powierzchni modelu. Następnie na skrzydłach zrobiłem "bida priszejding" - czyli wersje ubogą preshadingu - techniki malarskiej znanej z modelarstwa redukcyjnego. Z tym, że o ile tam chodzi głównie o uplastycznienie powierzchni modelu, ja zdawałem sobie sprawę, że pędzlem na 100% nie uda mi się całkiem równo położyć farby, a prześwitujące cieniowanie trochę ten fakt ukryje. "Bida priszejding" wykonałem w ten sposób, że na skrzydłach wykonywałem delikatne kreski czarnym markerem, a następnie rozmazywałem ich zewnętrzne krawędzie patyczkiem higienicznym zamoczonym w alkoholu (no dobra - w denaturacie - dla alkoholu są ciekawsze zastosowania ) Po pomalowaniu efekt wyszedł całkiem, całkiem - sami możecie to ocenić oglądając zdjęcia na końcu posta. I można było się wziąć za malowanie... Na zdjęciu widać mój warsztat malarski: farby Renesans (najlepsze z tych tańszych akryli artystycznych), pędzle (też od Renesansa, kupione w sklepie dla plastyków - polecam: jakość lepsza niż modelarskich np. z Italeri, a znacznie tańsze) i nieodzowna paleta z przekładki od płyt CD (rzecz konieczna przy malowaniu pędzlem do mieszania kolorów, rozcieńczania farb itp.) Samo malowanie poszło w miarę sprawnie. Okazało się, że na EPP do uzyskania równego, wyrazistego koloru wystarczy jedna warstwa farby (drewno, plastik, czy depron trzeba malować dwukrotnie). Ale oczywiście bez przygód się nie obyło. Farby artystyczne mają wiele zalet, ale jedną zasadniczą wadę - występują w ograniczonej palecie barw i żeby uzyskać niektóre kolory trzeba po prostu mieszać farby. W przypadku Rolanda musiałem w ten sposób postąpić z oboma odcieniami zieleni. Po pomalowaniu miałem sporego zonka, bo odcień, jaki uzyskałem różnił się od tego, co chciałem osiągnąć i od tego co uzyskiwałem na próbkach w czasie mieszania. Częściowo sprawę ilustruje to zdjęcie (tylko częściowo, lampa błyskowa niestety "spłaszcza" kolory, a światła naturalnego o tej porze roku brak...). Na EPP odcień jest bardziej nasycony, zieleń bardziej szmaragdowa niż na wykonanym z balsy wsporniku skrzydeł. Długo dumałem dlaczego się tak dzieje, w końcu (wydaje mi się) doszedłem do przyczyny. Mianowicie EPP jest porowate i nasiąkliwe, w przypadku malowania farbami z mieszaniną pigmentów działa jak kolumna chromatografu - większe pigmenty (najczęściej odpowiadające za ciemne barwy) pozostają na powierzchni, mniejsze wędrują sobie w głąb, a w rezultacie otrzymujemy kolor ciemniejszy i bardziej nasycony, niż byśmy tego oczekiwali. Na szczęście nie jest to zbyt wielki problem - pomalowane elementy z HIPSa, czy drewniane nie odstają optycznie od tych z EPP, a poza tym kolory, na jakie były pomalowane samoloty z I Wojny Światowej - to temat na dłuuuuuuuuuuuuugie (i bezowocne ) dyskusje, pewników żadnych tu nie ma. Sygnalizuje jednak tę sprawę, bo może się okazać ważna dla kogoś, kto jak ja porwie się na "pędzelkowanie" całego modelu z EPP Kolejny problem był z maskowaniem. Szczęśliwie niezbyt wiele tego u mnie było. Wydawało mi się, że rozwiązaniem będzie nałożenie folii maskującej i aktywowanie w niej kleju za pomocą suszarki. Ale niestety, to co w czasie prób wyglądało obiecująco, zupełnie się nie sprawdziło. Skończyło się na tym, ze maskowałem jedynie białe pola pod insygnia, a same krzyże i numer taktyczny odrysowywałem od szablonów Poza wymienionymi problemami prace malarskie poszły sprawnie (ale wolno;) ). Wagowo wyszło nieźle: całość malunków zwiększyła wagę modelu o około 50g. Na końcu posta w galerii zdjęć można sprawdzić jak mi to całe malowanie wyszło. Po malowaniu przymocowałem do kadłuba resztę detali, wkleiłem serwa od SK I SW , połączyłem je z powierzchniami sterowymi i wyregulowałem. Montaż płatów do kadłuba też przebiegł sprawnie. Wydaję mi się, że udało mi się zachować ich geometrię. Wallfish był jak na swój czas niezwykle nowatorską konstrukcją. Przykładowo - jest to z tego co wiem pierwszy samolot, w którym zastosowano oprofilowania przejścia kadłub - skrzydło. Diplomingenieur Tanzten namęczył się projektując to, trzeba by więc odwzorować to w mode... Nooooooooo dobra - rzeczywista i zasadnicza przyczyna była taka, że nie wyszło mi wycięcie w kadłubie otworu na dolny płat i o ile z montażem nie było problemu (Soudal - fajny klej ), to jednak niezbyt estetycznie to wyglądało, trzeba było to jakoś zamaskować - oprofilowania doskonale sie do tego nadawały. Przy okazji opracowałem metodę "produkcji" cienkich arkuszy EPP. Wystarczy z arkusza EPP odciąć plasterek grubości 4-5 mm , nie dbając przy tym specjalnie o to, żeby ciąć równo, następnie przeszlifować nieco grubszym papierem ściernym, po czym przeprasować żelazkiem przez papier do pieczenia. Przy prasowani żelazko ustawiłem na wyższa temperaturą niż podczas likwidowania włosków z EPP po szlifowaniu. W rezultacie otrzymujemy arkusiki EPP o grubości 2-3 mm. A tak wyszły wykonane z tych arkuszy owiewki. Są nieco "oszukane", zwłaszcza przy krawędziach spływu skrzydła i odlegle przypominają oryginał, ale przy znacznie grubszym niż w oryginale profilu skrzydła, jeśli chciałbym zachować ich proporcje - wyszłyby karykaturalnie. Spełniają jednak swoja funkcję - maskując "bałagan" przy dolnym płacie;) A teraz seria zdjęć pokazujących jak prezentuje się model w tym momencie: Wygląda na to, ze zdążę z budową do końca terminu konkursu. Do wykonania zostało co prawda mnóstwo detali, ale mam je już "rozgrzebane" w różnym stadium zaawansowania (traktowałem je jako przerywnik w pracach malarskich ) i w ciągu kilku dni powinienem je skończyć. Jedyna niewiadomą jest, czy będę miał w przyszłym tygodniu lotną pogodę.... Jeśli wiec ktoś zna jakieś skuteczne metody zaklinania pogody - proszę o PW
poharatek Opublikowano 30 Listopada 2014 Autor Opublikowano 30 Listopada 2014 Podwozie: Elementy podwozia jeszcze przed pomalowaniem. Płoza ogonowa wykonana ze sklejki 3 mm, Wsporniki wygięte z pręta stalowego o średnicy 2 mm. Na płacie kryjącym piastę widać bardzo charakterystyczny element konstrukcji Rolanda: pazur skracający dobieg. Jest to co prawda detal z gatunku "Rzecz Która Odpadnie Jako Pierwsza Przy Twardszym Lądowaniu", ale idea stojąca za tym "hamulcem" była na tyle szalona, że nie mogłem się powstrzymać przed dodaniem go do modelu . Kupiłem co prawda u Marka koła dedykowane do ESA WWI, ale są one na tyle ciężkie (para waży ponad 40 gram), że zdecydowałem się użyć w modelu lekkich kół piankowych. Są one co prawda nieco mniejsze niż wynikało by to ze skali (mają 63 mm średnicy - powinny mieć około 75 mm), ale są za to bardzo lekkie - para waży zaledwie 7,5 g. Szprychy (i fakt, że kółka mają różne kolory) zostaną ukryte pod deklami wykonanymi z HIPSa o grubości 0,25 mm. Tu już pomalowane i zamontowane w modelu. Podwozie zostało przywiązane do wsporników za pomocą gumy. Płoza ogonowa również trafiła na swoje miejsce. Zastrzały statecznika poziomego wykonane są ze zeszlifowanego na płasko bambusowego patyczka do szaszłyków. Następnie przyszła pora na wykonanie uzbrojenia. Karabiny to typowy "scratchbuilding", wykonane są z materiałów dostępnych pod ręką - kawałków balsy, HIPSa, depronu i najbardziej uniwersalnego materiału modelarskiego na świecie: koszulek od bowdenów o różnej średnicy Najwięcej problemów miałem z wykonaniem perforowanych chłodnic. W końcu zrobiłem je z papieru (nieco grubszego niż zwykły papier do drukarek, o gramaturze 100g/m2) przesączonego Pattexem. Amunicja to ścięte końcówki wykałaczek pomalowane metalicznymi markerami i połączone ze sobą paseczkami taśmy maskującej. Kaemy zostały pomalowane gunmetalem Humbrola. Krawędzie przepolerowałem dla uzyskania lekkiego połysku. Powstały również obrotnice. Podstawa została wykonana z balsy 1,5 mm, obręcz to 3 listewki balsowe 0,8 mm wygięte na mokro i sklejone na szablonie, tak, żeby uzyskać charakterystyczny rowek. Uchwyt karabinu zrobiłem ze starej karty bankomatowej. Obrotnice są dwie, bo jak już wcześniej pisałem, chcę mieć możliwość zmiany "konfiguracji do lotu" - tzn. albo w pełnej obsadzie pilot i strzelec/obserwator, lub sam pilot. Od spodu został przyklejony krążek depronu 3 mm pasujący do zagłębienia w kadłubie, a za połączenie z kadłubem odpowiada kawałek rzepa. Sporo zabawy było z wykonaniem makiety silnika. Ale element ten będzie mocno wyeksponowany w modelu, należało się wiec przyłożyć. Cylindry zrobiłem z kołka balsowego o średnicy 15 mm, reszta to depron, kawałki balsy i niezastąpione koszulki od bowdenów. Sporo pracy poświęciłem na wyrzeźbienie z depronu charakterystycznego kolektora wydechowego w kształcie okaryny i jego trwałe i pewne połączenie z korpusem silnika. A tak wygląda silnik już pomalowany i gotowy do zamontowania w kadłubie. Kołpak śmigła - to kolejny bardzo charakterystyczny element Wallfischa, którego wykonanie sprawiło mi trochę problemów. Ma on specyficzny kształt "kapsla" - duża średnica i mała głębokość. Wersja kołpaka numer jeden, wykonana z balsy 15 mm kruszyła się wzdłuż słojów podczas wykonywania wycięcia na śmigło. Przy wersji nr 2, zrobionej z "kanapki" z balsy 5 mm miałem problem z prawidłowym wytoczeniem kształtu. Powstała więc wersja nr 3 - z depronu. Pomiędzy warstwy depronu 6 mm została wklejona sklejka 0,8 mm do której będzie przykręcona piasta śmigła. Całość wytoczyłem na wiertarce. pozostałe nierówności zostały zaszpachlowane szpachlówka akrylową. Śruba mocująca piastę będzie ukryta pod depronowym kapslem mocowanym do kołpaka na wcisk. Jak widać przewidywałem (słusznie jak sie okazało ) krótki resurs tego elementu i zrobiłem kilka kołpaków zapasowych. A tak prezentuje się gotowy kołpak zamontowany w modelu. Figurki pilotów. Ojjjj to jest temat na cały epos... W modelach samolotów z I Wojny Swiatowej musi "coś" siedzieć w kabinie, bo taki bezpilotowy "Latający Holender" dziwnie wygląda na niebie. Z kolei realistyczne odwzorowanie sylwetki ludzkiej to jednak wyższa szkoła jazdy; na zrobienie i pomalowanie dobrze wyglądającej figurki trzeba by poświęcić mnóstwo czasu i posiadać umiejętności których mi niestety brak. Oczywiście, można by do kokpitów wsadzić z grubsza zaokrąglone kawałki pianki, żeby pokazać, że w samolocie coś tam jednak siedzi, takie rozwiązanie jednak mi nie odpowiadało. Sporo czasu spędziłem wymyślając sposób wykonania figurantów będący kompromisem pomiędzy realizmem, a łatwością wykonania (i wagą oczywiście ). W końcu w ręce trafiła mi taka masa plastyczna: Jest to Fimo Air Light - bardzo lekka modelina. Już po wzięciu opakowania do ręki zaskakuje niski ciężar, a wysychając traci jeszcze około 40% masy. Po wyschnięciu ma gęstość średnio ciężkiego drewna (sosna, buk), co już jest niezłym wynikiem, ale to dalej zbyt ciężko żeby w całości wyrzeźbić pilotów. Rozwiązaniem było wykonanie z EPP rdzeni figurek, które następnie zostaną oblepione masą plastyczną. Przy okazji udało się w miarę poprawnie anatomicznie upozować strzelca. Przydaje się do tego wydrukowany w skali rysunek proporcji ludzkiego ciała, z którego można "ściagać" długość ramion, rozmiar tułowia, głowy itp. Kilka wskazówek praktycznych co do zabawy z tą modeliną: Przy oklejaniu rdzeni, dobrze jest je najpierw zagruntować modeliną "rozpaćkaną" w wodzie do konsystencji rzadkiej mazi. Masa nie odkleja wtedy od nich podczas rzeźbienia, a po wyschnięciu stanowi z rdzeniem monolityczną całość. Modelina dosyć szybko wysycha i traci plastyczność. Aby temu zaradzić trzeba ją co pewien czas zwilżać pędzlem. Niewykorzystaną masę trzeba przechowywać w szczelnie zamkniętym słoiku - inaczej wyschnie. Tak prezentują sie figurki po wyschnięciu - szans na Mistera Universum nie mają, ale załogę będą udawać nieźle. Jak widać waga wyszła akceptowalna, Malowanie dodało zaledwie jakieś ułamki grama. Przy czym strzelec + kaem to jednak około 12 dodatkowych gramów umieszczonych dosyć daleko za środkiem ciężkości, tak, ze będzie on zajmował miejsce w samolocie jedynie do pokazów statycznych i - ewentualnie - spokojnych lotów. Malowanie - jak juz pisałem poprawne pomalowanie figurki, razem z cieniowaniem, różnicowaniem powierzchni to rzecz, której nie potrafię (a na uczenie się tego czasu było brak). Załoga została więc pomalowana "na równo", przez co cerę maja nieco "świnkowatą", a i kombinezony nie do końca realistycznie wyglądają. Niemniej jednak efekt jest akceptowalny i w gotowym modelu prezentują sie całkiem nieźle. (Więcej zdjęć figurek załogi znajduje się w galerii końcowej w dalszej części posta). Po skończeniu pilotów trzeba było zmontować wykonane do tej pory detale i zrobić pozostałe drobiazgi: Silnik wklejony już na swoje miejsce. Zamontowany karabin pilota i kozioł przeciwkapotażowy (swoja drogą w kajzerowskim lotnictwie były jakieś pochrzanione priorytety, bo chroni on głownie kaem ). Kozioł zrobiony jest z cienkiej koszulki bowdena (oczywiście;)) i kawałka balsy 1,5 mm. Podajnik taśmy amunicyjnej i odbiornik łusek zostały wystrugane z kawałków depronu. Obramowanie kokpitu zostało zrobione z zaokrąglonego depronu 3mm. Jak widać pilot dzieli miejsce w kabinie z odbiornikiem, okazało się, że wydrążony otwór na wyposażenie jest zbyt mały, aby wszystko pomieścić. Inne ujęcie silnika. Z kawałków pręta węglowego połączonych termokurczem powstały drążki napędu lotek. Na skrzydle został wklejony chodnik i busola. Na zdjęciu widać też, że zacząłem bawić się delikatnym washem, aby "wyciągnąć" detale, które zbytnio zlały się z tłem. Niestety nie zdążyłem w ten sposób potraktować ich wszystki - ot pozostanie zabawa na długie zimowe wieczory A tak model prezentuje się w całej okazałości: Na ostatnim zdjęciu widać model w konfiguracji "do lotu", Strzelec/obserwator wystraszył się oblotu (słusznie jak się potem okazało ), wziął karabin i zniknął... Zastosowane wyposażenie: serwa: 4x Tower Pro SG 90 regulator: Dualsky XC 22 Lite silnik: A2212-13 1000 kv śmigło: APC 10x6 pakiet: 1300 mAh 3s Waga do lotu - około 730 g Oblot. W skrócie: Połączone siły natury i złośliwość przedmiotów nieożywionych spowodowały, że delikatnie rzecz ujmując: nie poszło najlepiej. Wersja pełna: Trochę zbyt późno przystąpiłem do konkursu, a i sama budowa modelu zajęła mi zajęła mi znacznie więcej czasu niż planowałem, W rezultacie model został ukończony w piątek wieczorem, na oblot został weekend. Miałem nadzieję, że pogoda dopisze, niestety - ktoś na górze mnie chyba nie lubi, bo w sobotę było zimno i bardzo, bardzo wietrznie... Wiatr wiał z prędkością około 25-30 km/h, w podmuchach osiągając prędkość około 45-50 km/h. Mimo to wyszedłem z modelem na lotnisko. Wybrałem taką okolicę, by w razie awaryjnego lądowania miękko przyziemić w wysokich chwastach. Szczerze powiem, że ostatnio tak się denerwowałem przed lotem w pamiętnym dniu, gdy pierwszy raz wyszedłem latać Pionierkiem Wyrzut pod wiatr i leci, mimo, że jest dosyć nerwowo - zwłaszcza reakcja na ster wysokości. I w tym momencie informacja od kamerzysty, że coś jest nie tak i "się nie nagrywa...". Udało się zatoczyć krąg i wylądować. Drugie podejście. Zmniejszyłem wychylenia steru wysokości, i zwiekszyłem do 60 expo na nim. Wyrzut pod wiatr, nawrót... I w tym momencie nadszedł taki podmuch, że model lecąc z wiatrem zaczął się błyskawicznie ode mnie oddalać. Daremnie próbowałem zawrócić pod wiatr. Im był dalej ode mnie - tym bardziej panikowałem i coraz bardziej nerwowo szarpałem za drążki. W odległości 100-150 metrów zacząłem mieć problemy z widocznością modelu (mimo, że latałem około 14, była już szarówka), postanowiłem więc zaciągnąć przepustnicę, i wylądować awaryjnie w polu kukurydzy. Po czym pobiegłem zobaczyć jakie straty poniósł model. Jak się okazało model przyziemił już za kukurydzą, na zmarzniętym zaoranym polu. Straty: zniszczony kołpak, złamane śmigło, uszkodzona część dziobowa modelu - w sumie nic wielkiego, najbardziej dotkliwe było zgubienie klapki wyposażenia z makietą silnika, która straciłem podczas przedzierania się z modelem przez kukurydzę... Tak model wygląda po "oblocie"- jak widać tragedii nie ma, praktycznie wszystkie detale sa na swoim miejscu. Muszę tylko sprawdzić, czy nie zgiąłem osi silnika i dorobić klapę wraz z makietą silnika... Film z oblotu... No cóż, w sumie model na nim widać przez całe 3 sekundy, potem jest szybko malejąca kropką wyczyniająca dziwne harce na tle nieba... Poniżej kilka pochodzących z niego klatek, na dowód, że jednak wzbił się w powietrze: Reasumując: jako model konkursowy muszę niestety uznać Wallfisha za ambitną porażkę... Ale nie jest to koniec "Pieśni o Rolandzie" Te kilka minut jakie spędził w powietrzu dowodzi, ze chce latać i latać będzie. (No i naprawdę nieźle wygląda na tle nieba.) Nie zamierzam go porzucać - potrzeba mu remontu, a potem dobrej pogody na oblot testowy i regulację, A wtedy opublikuje film z już udanego latania
Rekomendowane odpowiedzi