Skocz do zawartości

Warszawa


PROTON

Rekomendowane odpowiedzi

Ja jako już rasowy wieśniak z zadupia na Kaszubach dodam tylko że są pewne różnice w zdaniu:

"Miastowi" za to nie wiedzą na co patrzeć na dyskotekach.

Otóż "miastowi" jadą na dyskotekę, a "wieśniaki" jadą do dyskoteki :twisted: :twisted: :twisted: - to tak od "Miodka" wtrącenie o "polszczyźnie".

 

BTW(tłum. dla "wieśniaków": By The Way) Warto chyba zamknąć już ten durny temat, bo konflikt wyższości "wieśniaków" nad "miastowymi" i "miastowych" nad "wieśniakami" nigdy się nie skończy, a bez sensu "bić pianę" tam gdzie jej nie potrzeba.

Sprawa "ad acta" i tyle. :jupi: :jupi:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 69
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Warszawa.... Hmmm... znam takich, którym po wyjeździe woda sodowa uderzyła do głów. W czasie wizyt u rodziny mówią z dumą "my ze stolicy", a tam u siebie siedzą w ciasnych klitkach w blokowiskach i pilnują po nocach swoich auti na parkingach "bo niszczą i kradną".

Jeździłem biznesowo do stolycy bardzo często i mam jak najgorsze zdanie o tym mieście. Smród, bród, bałagan, korki, korki, korki, korki... Wiele dzielnic, to po prostu wielkie wsie, nic więcej. Straszne kontrasty - od przepychu do nędzy. I jakiś brak klimatu, brak duszy. Zamość, Poznań, Gdańsk, Toruń, czy moje Chełmno... w tych miastach czuje się klimat, tradycję. One mają swój zapach i smak. A ludzie? Jak wszędzie - jedni mądrzy, drudzy głupi, jedni źli inni dobrzy. Jak wszędzie.

 

....bo przecież kto teraz na wsi kury trzyma to się nie opłaca.........

 

Ja. :D

Pochodzę z niedużego miasta i uciekłem na wieś. Dobrze trafiłem. Wieś bogata, bo to nie tylko ziemia I i II klasy, ale i duuuuuży zakład produkcyjny i dużo małych firm familijnych. Obok centrum gminne ze sklepami, biblioteką, pizzerią, 3 zakłady fryzjerskie i salon masażu. :) Serio, na wsi! Oczywiście szkoła i kościół też są, a jakże. :) Wszelakie dobra cywilizacji, a do tego przestrzeń, zieleń i spokój. Latem byłem zaskoczony. Moje rodzinne miasto się starzeje, milknie, pochmurnieje, a tu nie było prawie weekendu bez imprezy na stadionie - a to mecz, a to występy, a to zabawa dla dzieci.... No i sąsiedzi. Inni niż w mieście. Tu ludzie trzymają się razem, pomagają sobie - ZA DARMO! Jak chciałem sąsiadowi płacić za bronowanie i ziarno dla kur, to prawie się na mnie obraził. Tu obowiązuje zasada - dziś ja tobie, a kiedyś ty mnie. I ciągłe imprezy, ogniska, biesiady. Jutro na przykład u nas jest spore spotkanie sąsiadów. Żonka już pichci. :) I zupełny brak zawiści, ludzie raczej cieszą się czyim powodzeniem. W mieście było inaczej. I duża tolerancja dla odmienności, dla dziwności. Zastanawiałem się, dlaczego tak jest. I chyba znalazłem odpowiedzi. Po pierwsze - jednak byt określa świadomość - a tu ludzie średnio zamożni - ni bida, ni przepych, a wyrównany, średni poziom. Poza tym tutejsza społeczność to w dużej mierze potomkowie przesiedleńców powojennych. Zaczynali od zera i musieli sobie pomagać, współpracować, by przetrwać. I tak zostało. Zresztą poczytajcie: http://piotrp.fr.pl/2012/01/30/pamietniki-wiejskie/

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja. :D

Pochodzę z niedużego miasta i uciekłem na wieś. Dobrze trafiłem. (ciach)

W warszawie taż tak kiedyś było, jak szedłem do szkoły na Zajączka to pracę miałem zapewnioną w 3 dużych zakładach: Kasprzaka, Meratronik i Róży Luksemburg. Po ukończeniu szkoły nie mogłem znaleźć pracy w zawodzie, zakłady w większości już nie istniały. Ale nie było tak źle. Do pierwszej pracy jeździłem maluchem, parkowałem na Krakowskim Przedmieściu 20m od wejścia do roboty. Z Żoliborza jechałem jakieś 10 minut. Żadnych korków, żadnych problemów z parkowaniem.

Sąsiada z bloku praktycznie każdego się znało, za pomoc czy przysługę nikt nie brał pieniędzy, za to często się imprezowało z nimi, wódkę się piło z komendantem i dzielnicowym. A w młodości chodziło się na Wolę by wygrzebywać z ziemi pociski do FLAKa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stałem się wieśniakiem, mieszkam w szczerym polu, właśnie kończę budować sobie własną wędzarnię (każdy wieśniak ma swoją), muszę codziennie "dołożyć do pieca", bo już nie ma centralnego, a drogę trzeba szuflą odgarnąć żeby z domu wyjechać. I wiecie co... fajnie mi z tym, mam nowych normalnych sąsiadów, którzy są szczerzy i serdeczni, mam swoje lotnisko 200m od domu

Ja też mam wedzarnię! :) I warzywnik. :) I robię własne likiery, mniam. :) Z darów ziemi - wiśniowy zrobiłem. Z jaj własnych ( :D ) robię ajerkoniak. A pas startowy mam za domem, taki nieduży, 30m długi, ale za to przestrzeni do latania pod dostatkiem. Dobrze być wsiokiem. :)

A zauważyłeś jak mało się na wsi marnuje? W mieście marnowało się sporo jedzenia, teraz resztki jedzą kury. Chwasty połyka kompostownik. Popiół na drogę przeciwpoślizgowo. gazety i inne papiery do pieca... Woda do podlewania ze studni. Masz studnię?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Ja. :(

Pochodzę z niedużego miasta i uciekłem na wieś. Dobrze trafiłem. (ciach)

W warszawie taż tak kiedyś było, jak szedłem do szkoły na Zajączka to pracę miałem zapewnioną w 3 dużych zakładach: Kasprzaka, Meratronik i Róży Luksemburg. Po ukończeniu szkoły nie mogłem znaleźć pracy w zawodzie, zakłady w większości już nie istniały. Ale nie było tak źle. Do pierwszej pracy jeździłem maluchem, parkowałem na Krakowskim Przedmieściu 20m od wejścia do roboty. Z Żoliborza jechałem jakieś 10 minut. Żadnych korków, żadnych problemów z parkowaniem.

Sąsiada z bloku praktycznie każdego się znało, za pomoc czy przysługę nikt nie brał pieniędzy, za to często się imprezowało z nimi, wódkę się piło z komendantem i dzielnicowym. A w młodości chodziło się na Wolę by wygrzebywać z ziemi pociski do FLAKa.

Wszędzie tak kiedyś było. Ale zmieniło się, gdy przyznawano "punkty za pochodzenie" i nastąpiła masowa "ucieczka" za wykształceniem, lepszym życiem..

W bloku, a ściśle w mojej klatce i na tym samym piętrze mieszka (do dziś) rodzina z okolic Kielc, która wstydziła się swojej matki.. Przed sąsiadami zwracali się "proszę Pani", ale jak kiedyś wyjmowałem listy i sąsiadka nie wiedziała, że jestem na dole, to zwróciła się do tej starowinki "mamo".. To żenujące i przykre..

Nie zamierzam tępić ludzi ze wsi. już to kiedyś pisałem. Dla mnie "wiocha" - to właśnie takie zachowanie jak przedstawiłem. "Wiocha" - to parkowanie samochodem na dwóch miejscach na raz. "Wiocha i kobiolstwo" - to wyrzucanie z jadącego samochodu śmieci przez okno, i wreszcie "wiocha" - to sposób na życie naszych rodaków, którzy widzą tylko siebie i nikt inny się nie liczy, a powiedzenie "własny sukces tak nie cieszy, jak porażka sąsiada" - jest hasłem przewodnim i sposobem na dowartościowanie się..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A zauważyłeś jak mało się na wsi marnuje? W mieście marnowało się sporo jedzenia, teraz resztki jedzą kury. Chwasty połyka kompostownik. Popiół na drogę przeciwpoślizgowo. gazety i inne papiery do pieca... Woda do podlewania ze studni. Masz studnię?

Pewnie że mam studnię, właśnie do podlewania warzywniaka :-). Dokładnie tak jak piszesz, w mieście mnóstwo jedzenia się marnowało. Na wsi resztki z obiadu zjedzą kury sąsiada, albo jego burek, obierkami dokarmiam sarny (przychodzą pod sam dom). I reszta dokładnie tak jak piszesz :-)

 

Właśnie nagrałem podczas robienia sobie kawy, to jest klimacik :rotfl: :rotfl: :rotfl:,

sarenki pod taras przychodzą na obiad

 

http-~~-//www.youtube.com/watch?v=FAa_qhKMoIU

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.