Skocz do zawartości

Wspomnienie


MareX

Rekomendowane odpowiedzi

W minioną sobotę, wczesnym rankiem, odszedł we śnie mój Instruktor. Pan Jerzy Mamczarz odszedł do krainy "wiecznych lotów" i bezustannego "modelowania"...

Pan Jurek urodził się tuż przed wybuchem II WW, w maju 1939 roku, w Radomiu, w rodzinie robotniczej. Jego ojciec pracował jako stolarz płatowcowy w Podlaskiej Wytwórni Samolotów i skutecznie zaszczepił synowi miłość do lotnictwa. Po wojnie, w końcówce lat 50-tych , kiedy Pan Jurek mieszkał już w Mielcu i podjął pracę w tamtejszej WSK, zajmował się już modelarstwem lotniczym, a także ukończył podstawowy kurs szybowcowy w tamtejszym aeroklubie. Pracował zawodowo jako tokarz i z biegiem lat stał się niekwestionowanym Mistrzem tokarstwa, potrafiąc na takiej maszynie "wyczarować" niesamowite cuda i kształty. Po pracy, intensywnie działał jako modelarz, zdobył uprawnienia instruktorskie i prowadził modelarnię ogólnodostępną w tzw. "piętnastce", co było numerem jednego z przedwojennych bloków mieszkalnych w zbudowanym, wraz z nowym zakładem lotniczym, osiedlu dla pracowników tej fabryki. Modelarnia mieściła się w piwnicy budynku, a dokładnie w schronie przeciwlotniczym, gdyż tak wtedy sie budowało i takie obowiązywały standardy. Jego pasją były makiety, wtedy latające prawie wyłącznie na uwięzi, a szczególną miłością Pan Jurek darzył konstrukcje Puławskiego , w tym słynną "P-11"-kę. Na przełomie mojej podstawówki i liceum, chodziłem na zajęcia do "piętnastki", do "królestwa" Pana Jurka, który był w moich oczach i takim zawsze pozostanie, prawdziwym Modelarzem. Pokazywał nam z anielską cierpliwością , jak trzymać pilnik, jak montować piłęczkę włośnicową w ramce i jak operować tą "laubzegą", aby cięcie szło równo, a piłeczka się nie łamała. Pokazywał, jak składać bloczek żeberek do "Jaskółki" czy nast. "Bociana" i go obrabiać klockiem z papierem ściernym, utrzymując właściwą płaszczyznę i proste kąty. Mój niekłamany podziw budziło Jego perfekcyjne operowanie kawałkiem ułamanej zwykłej szyby okiennej i wyczarowywanie z pomocą takiego "narzędzia" dowolnego kształtu śmigła do mieleckich "Jaskółek" czy "Sokołów". W modelarni Pana Jurka można było też nawet zapalić prawdziwego papierosa, ale tylko wtedy, kiedy nic nie robiliśmy z cellonem czy nitrem. Przedwojenna wentylacja schronu dobrze działała, ale bezpieczeństwo było na pierwszym miejscu. Wtedy to też dostąpiłem zaszczytu odwiedzenia Pana Jurka w jego prywatnym mieszkaniu, gdzie pokazał mi budowany kadłub swojej pierwszej makiety "P-11A", w oparciu o oryginalną przedwojenną książkę - opis technologiczny budowy tego samolotu w zakładach PZL. Kilka miesięcy temu Pan Jurek książkę tę udostępnił realizatorom programu "Było, nie minęło", a nast. trafiła ona w ręce pasjonatów, marzących o zbudowaniu latającej repliki tego samolotu. Po tej pokazanej mi budowie makiety , Pan Jurek zbudował jeszcze dwie następne i modelami tymi bardzo skutecznie walczył w zawodach ogólnopolskich, kilkakrotnie stając na "pudle", w tym chyba ze cztery razy na tym najwyższym. Ostatni raz bodaj w 1970 roku.

Wiele, wiele lat po tych, jakże mile wspominanych przeze mnie zajęciach pod okiem Pana Jurka, znowu zająłem się modelami, jak również poprzez nasze forum, skontaktowałem sie z naszym forumowym Kolegą - Bogusławem, dorosłym już synem Pana Jurka, który także okazał się zawodowo związanym z lotnictwem, a także hobbystycznie z modelarstwem.

Przez Bogusława nawiązałem ponowny kontakt z Panem Jurkiem , zacząłem Go odwiedzać i godzinami rozmawiać z Nim przez telefon. Ostatnio, kilka dni temu, rozmawialiśmy o wypatrzonej przeze mnie w poprzednim numerze "FSM", metodzie robienia ryfli pokrycia blachą skrzydeł modelu na przykładzie "P-24". Przyrząd do ryflowania jest trywialnie prosty, ale już wykonanie matrycy i "stempla" stanowi wyzwanie tokarsko-materiałowe, w ścisłej zależności od skali planowanego w budowie modelu. Wcześniej Pan Jerzy w żartach, podśmiewał się ze mnie, mówiąc , że tego mojego SE 5A to wcale nie odchydziłem, bo on by go odchudził o 50% i wierzyłem Mu, gdyż wszystkie Jego modele to był wzór oszczędności na wadze, przy jednoczesnym zachowaniu sztywności i odporności konstrukcji. Pozostały po Panu Jurku rozpoczęte prace nad nowym DKD III, miał zamiar zrobić jeszcze wiele modeli, w tym "Mini Dromadera", czyli tzw. "Lamę", myślał o tej "P-24". On już tutaj tych modeli nie zrealizuje, może Bogusław dalej pociągnie te projekty... Jutro o 14-tej najbliźsi , przyjaciele i koledzy pójdą z Panem Jurkiem w jego ostatnią drogę. Też bardzo chciałbym z Nim iść, niestety przykuta do wózka inwalidzkiego moja pani nie może zostawać sama i ja przynajmniej w ten sposób chcę pożegnać mojego Instruktora.

Cześć Jego pamięci!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pan Jerzy nauczył mnie podstaw modelarstwa, zaraził mnie pasją do modeli. Mieliśmy w wakacje dokończyć model samolotu Jego konstrukcji. Nie zdążyłem Mu powiedzieć, że zrobiłem Wicherka... Ludzie tak szybko odchodzą :(

[*] [*] [*]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.