Skocz do zawartości

Emhyrion

Modelarz
  • Postów

    2 358
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    19

Treść opublikowana przez Emhyrion

  1. Emhyrion

    Pożegnanie

    Nie przypominam sobie, żebym dostał jakieś ostrzeżenie, a jeśli było, to go nie zauważyłem. Co nie zmienia faktu, że tak, użyłem słowa kretyn. I już tłumaczę dlaczego... Otóż kiedyś życie było prostsze: wiejskich głupków nazywało się wiejskimi głupkami i traktowano z pobłażaniem. Wiadomo było, że to "ten Jasio", po którym niewiele trzeba się spodziewać, bo głupi jest i tyle. "Jasio" też znał swoje miejsce w szeregu i nie pchał się na piedestał. Dziś to się zmieniło. Tak jak murzyn przestał być murzynem, tak kretyna nie wolno nazwać kretynem, choćby zasłużył na to po stokroć. Dostaje parasol ochronny i dalej wypisuje swoje farmazony na temat tego, jakim to jest "och i ach". Ta powszechna poprawność polityczna w mojej ocenie jest drogą donikąd, bo prowadzi jedynie do tego, że kretyni nie czują, że są kretynami. Tu nie chodzi o moją urażoną dumę, tylko zwyczajnie o to, że najwyraźniej jestem starej daty i nie pasuję do tych nowoczesnych czasów. Trudno, muszę z tym żyć, ale skoro modelarstwo jest jednym z moich licznych hobby, to chcę, żeby mnie bawiło. Tymczasem lektura postów kretynów odbierała mi wszelką chęć nie tylko do uczestniczenia w dyskusjach, ale nawet do patrzenia na modele. Jeśli kretyni są pod parasolem ochronnym, to w takim razie ja muszę odejść. Proste. Jak wspomniałem, forum było skarbnicą wiedzy. Dziś w mojej ocenie jest miejscem, gdzie wciąż zdarzają się perełki, takie jak relacje budowy pisane przez Lucjana czy paru innych kolegów. W większości jednak mamy dyskusje o dupie Maryni i autopromocyjne posty najmądrzejszych w całej wsi, którzy nie tylko są najmądrzejsi, ale jeszcze najskromniejsi i najwspanialsi. Za wysokie progi dla mnie, dlatego odchodzę. Nie będę prosił o likwidację konta, czy wywalenie wszystkich moich postów, może część z nich może się komuś przydać. Ale Tapatalk z telefonu już zniknął, podobnie jak link do forum z ulubionych, i nie zamierzam tu wracać. Post piszę tylko dlatego, że niejako zostałem wywołany do tablicy, ale to jest mój ostatni post. Pozdrawiam wszystkich, z którymi mile spędziłem tu czas. Nie wymienię wszystkich z imienia, bo długo by wymieniać tych, dzięki którym modelarstwo zamieniło się w prawdziwą przygodę. Dziękuję Wam za to. Pozdrawiam też tych, którzy pozjadali wszystkie rozumy i życzę im, żeby kiedyś, w bliższej lub dalszej przyszłości latali choć w połowie tak dobrze, jak dziś twierdzą, że potrafią latać.
  2. Emhyrion

    Pożegnanie

    Dwa tygodnie to świetny czas na przemyślenia. Myślę, że wykorzystałem go dobrze Postanowiłem pożegnać się z tym Forum i z Wami. Kiedy logowałem się tu po raz pierwszy, forum było dla kopalnią wiedzy i miejscem wymiany doświadczeń. Można było dowiedzieć się, jak budować, jak malować, jak latać. Wciąż jest tu obecnych kilka osób, będących dla mnie niekwestionowanymi autorytetami w tych dziedzinach. Niestety, dołączyły do nich inni, którzy takimi autorytetami chcą zostać, obierając drogę na skróty. Bawią się w domorosłych Macierewiczów, zakładają jakieś komisje śledcze badające wypadki lotnicze, zwykłe spierdzielenie lądowania urasta do rangi katastrofy w Smoleńsku. Choć nie reprezentują sobą niczego wartościowego pozują na alfy i omegi. A co więcej, znajdują "godnych" obrońców i naśladowców. To nie jest już forum, na jakie się zapisywałem. Poza kilkoma wątkami, które z przyjemnością się czyta, większość przypomina przepychanki w piaskownicy, przy czym sam dałem się w te przepychanki wciągnąć. Już tego nie będę robić, obiecuję. Zamykam swoją działalność na tej platformie, pozdrawiam wszystkich, życzę udanych lotów i jak najmniej filmów o schrzanionym lądowaniu.
  3. Kur....a... mamy na filmie katastrofę lotniczą, a komeś dalej swoje. Weź Ty się lecz człowieku, bo na razie to nawet do komisji Macierewicza jesteś zbyt szalony... Gregor - chętnie powymieniam uwagi z kimś kto jak jaro się trochę zna, ma praktykę i teorię opanowaną. Ale obiecuję, że postaram się dalej z kretynem już nie polemizować... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  4. Facet napisał wyraźnie, że to niespodziewana katastrofa podczas niskiego przelotu. Gdzie tu zauważyłeś lądowanie? Otwórz podwozie w Spitfire i przeleć tak nisko, by zahaczyć końcówką skrzydła o ziemię, a my będziemy robić zakład, czy ustoi na kołach czy po paru fikołkach zlegnie na plecach Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  5. A to ciekawe... Wynika z tego, że jednokadłubowa żaglówka jest bardziej stabilna na wodzie niż dajmy na to katamaran... Piszesz o teorii, wysnułeś takie wnioski z setek godzin lotów na symulatorach, czy znów coś wymyśliłeś i będziesz tego bronił z uporem godnym lepszej sprawy? Bo z praktyki (nie mojej na szczęście, aż tak pływać w zimnej wodzie nie lubię) wynika, że właśnie łatwiej przewrócić łódź latającą niż wodnosamolot na pływakach. A wszystko przez efekt skali. Catalina - piękne modele, moje marzenie. Może kiedyś spełnię, ale warunek - to musi być duża i ciężka łódź. Dlaczego? Ano dlatego, że czasem na wodzie unosi się jakiś glon. Albo patyczek. Jak Catalina złapie jednym z bocznych pływaków takiego glona, to nie ma siły, żeby nie zrobiła cyrkla i się nie przewaliła. Jest mnóstwo filmów w sieci, szczególnie właśnie dotyczy to modeli piankowych, Dynam na przykład ma taki model w ofercie. Co więcej, nawet nie musi być glon, wystarczy fala, która złapie taki pływaczek, który normalnie podczas startu i lądowania powinien znajdować się powyżej lustra wody, w modelach z racji skali jest na tyle nisko, że wystarczy drobny błąd, by złapał wodę i cyrkiel gotowy. Pewnie, można nie instalować pływaczków, ale to wcale nie sprawi, że model będzie przez to stabilniejszy, wręcz przeciwnie, buja się wtedy na falach jak gumowa kaczka. Wodnosamolot na pływakach to inna bajka. Raz podczas startu trafiłem na przeszkodę, model zrobił cyrkiel, zanurkował nawet, ale "ustał". Prawda jest taka, że jak już pływaki złapią kontakt z wodą, to model jest mega stabilny.
  6. Na wszystkich moich filmach modele mają stery. W Turbo Beaver nie demontowałem ich nigdy, natomiast w tym starszym Sea Beaverze kiedyś próbowałem pływać bez nich i promień skrętu był zauważalnie większy, zaryzykowałbym stwierdzeniem że prawie dwa razy większy. A to są praktycznie identyczne modele, różnią się silnikiem i śmigłem, ale pływaki, znaczna część kadłuba czy skrzydła są takie same. Pływają też identycznie, delikatne różnice są podczas lotu, więc mogę założyć, że w Turbo zdjęcie sterów pogorszyłoby manewrowość. Szczególnie na rzece. Jak się przypatrzysz na jednym z filmów, gdy podpływam do brzegu Narwi, to model nie płynie na wprost, tylko delikatnie go "znosi", płynie niejako bokiem. To efekt "zmagania się" z prądem rzeki, który akurat w tym miejscu jest silniejszy. Bez sterów takie pływanie tym modelem jest po prostu niemożliwe, nie daje się tak na inercji pływać. W ogóle to ze sterowaniem wodnosamolotem jest jak z pływaniem na żaglówce. Przed laty patent robiłem na Omedze bez płetwy sterowej i wiem, ze da się pływać na samych żaglach i manewrować. Umiem to robić, a jednak ze sterem jest to o wiele prostsze. Podobnie jest z wodnosamolotem (przynajmniej tymi dwoma które mam, przyznaję, że na nich moje doświadczenia się kończą).
  7. Próbowałem. Nie dało się. Model promień skrętu miał taki, że Narew poniżej Różana mogłaby się okazać za wąska.
  8. W swojej doskonałości nie dość dokładnie czytasz posty innych ludzi. Jak już napisałem kilka razy, miałem Spitfire z Aviosa, w takim samym malowaniu jak Twój, choć mój był trochę przemalowany i "waloryzowany". Po kilku lotach uznałem, że nie mam sił i ochoty walczyć z jego wąskim rozstawem małych kół na trawiastym, często zarośniętym i nierównym lotnisku. Sprzedałem koledze, który ma zdecydowanie lepsze warunki do latania na prawdziwym lotnisku modelarskim, niż ja na Chudoby. A że nie ma filmu? No nie ma. Nie zawsze nagrywam filmy, bo choć nie spędzam na lataniu tyle czasu co Ty, to jakoś nie mam dość czasu, żeby latać, filmy kręcić i jeszcze potem montować. Czasem chce mi się w to bawić, czasem nie. Spitfire doczekał się tylko zdjęć. To czarno-białe ma podobną wiarygodność, jak Twoje opowieści o setkach godzin w powietrzu
  9. Piotr28 – no akurat wątek nie jest o wodnosamolotach, więc nie ma co gadać o śmieceniu. Ale jeśli tak lubisz filmy z latania modelami nad wodą, to poniżej pozwolę sobie zamieścić linki do moich trzech ulubionych nagrań. Miłego oglądania Turbo Beaver, czyli następca Sea Beavera, którego po wykonaniu 166 lotów podarowałem koledze. Sea Beaver we mgle, czyli "gdzie on jest do cholery" Latanie nocne. W naturze światełka są lepiej widoczne niż w obiektywie kamery i łatwiej się modelem lata po ciemku, jeśli masz coś ze światłami nawigacyjnymi i jeszcze nie próbowałeś latać po zmierzchu to polecam
  10. Miałem TAKIEGO spita jak Twój. I nie ma znaczenia, czy ważył 3 czy 10 kg, bo w instrukcji masz cwaniaczku oznaczone CG. Zbuduj P11c, które jest bardzo trudne w wyważeniu z uwagi na krótki nos i oblataj, wtedy pogadamy o tym, co jest podstawą a co nie. Piszesz jakieś wydumane bzdury, których nie jesteś potem w stanie obronić, bo brak Ci praktyki. Jakieś dziwne teorie i mity, które powstają gdzieś w zaciszu internetu, bez przełożenia na fakty. Komplementujesz lot samolotu źle wyważonego, zarzucasz nerwowość tam, gdzie model leci głównie po prostej, i jeszcze masz czelność twierdzić jakieś dyrdymały na temat steru w wodnosamolotach, choć pewnie jedyne co na wodzie puszczałeś to kaczki i bąki. Stajesz się coraz bardziej żałosny. Weź już lepiej zacznij spędzać kolejne "setki godzin" w powietrzu i nie zawracaj tu głowy, bo zgrywanie alfy i omegi Ci jakoś nie wychodzi. Za dużo na tym forum praktyków, żeby przełknęli Twoje kłamstwa o wielkiej praktyce i doświadczeniu. Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  11. Ponawiam pytanie, latałeś choć raz w życiu wodnosamolotem? Ja wiem, że nie, bo byś nie pieprzył takich głupot, ale i tak czekam na odpowiedź... A co do wyważaniam to nie mam bladego pojęcia o czym piszesz. I nigdy nie próbowałem udowodnić, że jestem najlepszym modelarzem pod słońcem i najlepszym pilotem. To Twoja specjalność Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  12. No nie mogę... popatrz sobie, jak pięknie kołuje zero po lotnisku albo mustang. Bardzo bym chciał takie ciasne kręgi wodnosamolotem kręcić, bardzo by mi to ułatwiło życie... masz już drugi wpis do ramki, zaraz mi miejsca zabraknie [emoji3] P11 wystartowało do pierwszego lotu, i szczerze mówiąc jak czytam to forum to jeszcze nie spotkałem się z modelem budowanym od podstaw, który po zejściu z deski montażowej od razu był idealnie wyważony i wytrymowany. To nie pianka, którą skręcisz kilkoma śrubkami i lata, tu podczas budowy można było setki błędów i niedociągnięć zrobić. Tak jak ja, na szczęście na tyle niewielkich, że model przeżył. Piszesz o obciążeniu płatów i innych pierdołach... model waży z grubsza tyle co Twój Spitfire przy podobnej rozpiętości, ale lata na silniku na 4s. Tylko wiesz co, mądralo? To jest górnopłat. Górnopłaty zwyczajowo mają lepsze noszenie od dolnopłatów. Nie uczyli tego na symulatorach? Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  13. Prawdziwy Hurricane dawał ognia w palnik i kręcił beczkę albo pętlę po krótkim rozpędzaniu.. Na wspomnianym filmie widać, że Hurricane pętlę robi tylko po wcześniejszym nurkowaniu, a beczkę ze znaczną stratą wysokości. To nie makieta, chyba że postrzelanego samolotu z uszkodzonym silnikiem. Co do P11, to już napisałem wszystko - model wisi na ogonie i nie ma znaczenia czy Ci się to podoba czy nie, skoro tego nie dostrzegasz to całe swoje setki godzin w powietrzu i na symulatorach możesz psu w d... wsadzić, bo zero z tego pożytku. Zarzucasz mi, że mam krótką drogę startową. Tak, to prawda. Podrywam model najszybciej jak się da. Na nierównym zarośniętym lotnisku tylko taki start daje nadzieję, że nie wpadnę w jakąś dziurę albo w kępę trawy, co zwykle kończy żywot łopaty śmigła lub podwozia. Takie starty wynikają z praktyki i naprawdę mam gdzieś, czy Ci się podobają, czy nie. A Twoje wypowiedzi na temat steru w wodnosamolotach normalnie chyba sobie w ramkę oprawię, bo większej bzdury jak żyję nie czytałem. Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  14. A niby po co? Blokujesz kółko ogonowe na czas lądowania w Spitfire? Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  15. Jak dla mnie AKocjan właśnie skompromitował się do końca... Wspomniany Hurricane nie lata makietowo, tylko ledwo unosi się w powietrzu. Model na filmie ma pakiet 4s, później latał na 6s, bo 4s ani go dobrze nie wyważał, ani nie dawał dość mocy, żeby w ogóle wzbijać się w górę. Doświadczony modelarz, za jakiego AKocjan chce uchodzić wypatrzyłby ten feler. W przypadku PZL to już w ogóle sytuacja jest na tyle kuriozalna, że na filmie jest dziewiczy lot P11, która nie ma dobrego wyważenia i leży na ogonie. Później samolot dostał odważnik na dziobie i latał już poprawnie, na filmie leci na ogon, co widać po prostu w każdej sekundzie nagrania. Nie leci makietowo, bo każdy manewr to była walka o to, żeby samolot nie zwalił się na skrzydło i nie spadł. To też widać na filmie. Jeśli koleś, który ma za sobą setki godzin w powietrzy pisze takie androny, to ja już nawet nie będę komentował jego oceny lotu Tucano, który zrobił kilka prostych przelotów we mgle, 2-3 beczki, 2-3 pęte i wylądował na nierównym pasie lotniska.
  16. Latałeś wodnosamolotem? Kołowałeś nim na rzece? Bo jeśli nie, to nie pisz takich bzdur. Stery są wręcz niezbędne, chyba że bardzo lubisz pływać Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  17. No nie tylko jeziorku, jeszcze fajniejsze doznania są na rzece No właśnie nie, nie na minimalnej. Jak przy każdym lądowaniu, lepiej jest, gdy samolot "wjedzie" w pas startowy a nie na niego spada. Wtedy lądowanie jest bardziej płynne i mniej bolesne. W przypadku lądowania na wodzie tymi konkretnymi modelami warto też na samej końcówce podnieść nos, żeby rozciąć taflę wody płetwami sterowymi, ale to już nie zawsze się udaje, wręcz rzadko nawet, bo wiatr, bo emocje, bo fale, bo tosiamtoowamto...
  18. Nawet więcej, jak napisałem powyżej, Mustang ma prawie 3200g. Tylko to niczego nie zmienia. Kolega próbuje nas przekonać, że jego Spitfire musi szybko latać, bo ciężki jak cegła i spadnie. Miałem tego Spitfire'a, jak i kilka innych i ogólnie ta konstrukcja sama lata, pięknie szybuje, a lądowanie w trawie nie jest trudne dlatego, że on musi szybko latać, tylko dlatego, że ma małe kółka i wąski rozstaw kół. Poza tym każdy mój Spitfire na wietrze machał skrzydłami od podmuchów, to przy tym wąskim rozstawie potęguje problemy z gładkim posadzeniem go na trawie. Co więcej - im lżejszy, tym bujało nim bardziej, szczególnie na klapach. W ogóle w piankowcach stosowanie klap jest przereklamowane. Zwykle coś tam na lotnisku wieje, co oznacza, że stawia się model pod wiatr i załatwia temat. Bywa, że klapy są wręcz niebezpieczne. W swojej karierze przerobiłem dwa Beavery. Ten pierwszy, Sea Beaver dwa razy kapotował na wodzie, bo podczas lądowania na klapach skakał po wodzie jak piłka, wystarczyło źle wpaść na falę i chlup. Samolot odbył u mnie 166 lotów, ale czy ze 30 razy lądowałem na klapach to nie wiem... Kolega, któremu oddałem model nawet nie próbuje ich włączać pomny moich doświadczeń. Nowy Turbo Beaver też ma klapy, ale w ogóle ich nie używam. Podobnie z warbirdami, pomijając fakt, że nie każdy je ma, to moim zdaniem sprawdzały się tylko w F86 Sabre i P38 Lightning. Nawet Me 262 stabilniej mi szybował na pas bez klap niż z nimi. A taki FW190 na klapach w ogóle nie chciał usiąść, skakał po trawie jak kangur, a też swoje ważył, bo miał dorzucony wyrzutnik bomb i parę innych dodatków. No, ale kolega latał na symulatorach kabinowych i ma większą wiedzę lotniczą czerpaną z gier komputerowych, więc ja ze swoją praktyką modelarską pewnie nie powinienem się w ogóle wychylać Tak lądował Beaver bez klap
  19. Co do SE.5, to jest to bardzo stary model Durafly i już się takiego nie kupi. A szkoda, bo jest bardzo fajny. Mój kiedyś stracił sygnał i spadł, więc teraz ma druciane podwozie, i trochę folii na płatach i kadłubie, więc jak na swoje 1050mm był już za ciężki na 3s i musi fruwać na 4s. Co więcej, jest na tyle ciężki, że musi popylać żeby nie spaść jak cegła, więc jak na dwupłatowiec jest bardzo nerwowy. To jeden z moich najstarszych modeli, który wciąż jest na chodzie, ale teraz już rzadko nim latam, ostatnio wolę na działce odpalić wodnosamolot niż tego furkotka.... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  20. Moje P51D ma liczne modyfikacje, na przykład pilota z ruchomą głową i do lotu waży ok. 3180g, więc wątpię, żeby był duzo lżejszy. Wildcat 1200mm ma setup na 2200g, nawet nie ma klap. Tucano z ruchomymi pilotami o systemem oświetlenia oraz ruchomym podwoziem z oświetleniem też waży grubo ponad 2300 na pakiecie 4s4000. Zresztą ja nie lubię sterować liściem na wietrze, wolę żeby model swoje ważył. Czy zatem lądowania są katastrofą? Czasem się zdarza, fakt, ale na moim kanale znajdziesz liczne filmy, na których nawet w wysokiej trawie czasem się coć udało. No ale ja nie mam takiego doświadczenia jak Ty. Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  21. Uwierz, że nam też chce się śmiać jak czytamy Twoje prawdy objawione Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  22. Dajcie już mu spokój, to nie ma sensu... Przy takim nalocie to ląduje się z zamkniętymi oczami, na chusteczce do nosa, na trzy punkty. Znam człowiek,a który często lata na Chudoby i zawsze ląduje TAK SAMO, przysiada w tym samym miejscu, nawet zatrzymuje samolot mniej więcej w tym samym miejscu, i nie ma znaczenia, czy wieje bardziej z lewej, prawej czy powietrze stoi w miejscu. Praktyka nie tylko czyni mistrza, ale też poprawia powtarzalność. Obejrzałem kilka filmów naszego bajkopisarza (bez głosu, to było ponad moje siły) i widzę, że większość jego lądowań to takie bardziej kontrolowane katastrofy niż rutynowe zakończenie lotu. Inna rzecz, że na filmie nie widać, by kwiatkami targał wiatr, gałęzie drzew w oddali też stoją jak zaklęte. Ale ok, umówmy się, że piździło jak w kieleckiem. Przy takiej praktyce i takim nalocie nasz mitoman wiedziałby, że takim piankowcem pod taki wiatr ląduje się bez klap, bo nie ma potrzeby ich używania. Klapy mają poprawić nośność przy niskiej prędkości, chodzi o to, żeby nie przyziemić z prędkością ponad wytrzymałość podwozia, a trzykilową pianką pod wiatr można prawie stać w miejscu i utrzymywać się w powietrzu – bez używania klap. Ja sam nie jestem takim mistrzem jak nasz bajarz, ale gdy ląduję którymś z warbirdów pod wiatr wiejący około 4m/s i większym, to zapominam o klapach. Nasz czaruś wiedziałby o tym po 10 lądowaniu w trudnych warunkach, a on niby przeleciał ponad 100 razy i jeszcze nie skumał. Po co najmniej 4 godzinach samego latania i gapienia się w niebo, dzień w dzień, kręgi szyjne takiego delikwenta będą w proszku po roku - to opinia znanego mi lekarza fizjoterapeuty. "Nawet jeśli mięśnie nie są nadmiernie obciążone pustą czaszką" – to cytat. Sam z własnego doświadczenia wiem, że stanie i gapienie się przez godzinę to już wyczyn i nie ma tu znaczenia wprawa i trening, tylko fizjonomia. Jakimś rozwiązaniem jest latanie na leżaczku lub przynajmniej krzesełku turystycznym z wysokim oparciem, kiedyś nawet stosowaliśmy z kolegą takie rozwiązanie "lazy-flying", ale nasz mitoman nie wspomniał o krzesełkach, zresztą analiza filmów nie wskazuje na to, żeby z jakiegoś korzystał. To wszystko, co to przeczytaliśmy, to są opowieści z mchu i paproci, podlane pseudonaukowym, w dodatku egzaltowanym bełkotem i podkręcane jakimś chorym ego. Moim zdaniem temat jest do zamknięcia, zanim się dowiemy, że Musk wystrzelił w kosmos rakietę według jego pomysłu i wskazówek.
  23. Bardziej Cię powinno martwić startowanie z tej dżungli Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  24. Dobra, ja pasuję. Nie zamierzam dłużej polemizować z kretynem najmądrzejszym w całej wsi... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  25. Ciśnie mi się do głowy pewna analogia. Przez wiele lat strzelałem sportowo FT/HFT, nawet z niezłymi wynikami, jakieś wicemistrzostwo Polski się zdarzyło. Nieraz podczas zawodów słuchałem, jakie to jeden z drugim kolesiem ma cela i wyczucie odległości, bo gra w Call od Duty snajperem i kładzie wrogów jednego za drugim. A potem przychodziło co do czego i pudłował na torze. Kończyło się na wstydzie i dalekim miejscu, gdzieś w ogonie stawki. I tak sobie myślę, że jakby Horbaczewskiemu czy Zumbachowi dano tego piankowca Avios i kazano lecieć, to nie wiem, czy w ogóle udałoby się tym naszym asom przestworzy wystartować. W powietrzu to co innego, umówmy się, że większość modeli ma bardzo uproszczony lot. Jak przeciągniesz i wpadniesz w korkociąg to kilkanaście metrów niżej już masz ustabilizowany samolot i z uśmiechem na ustach lecisz dalej. Wyprowadzenie prawdziwego Spitfire'a z korkociągu wymagało dużo więcej zachodu, wytrzymałości i wysokości. Podczas lądowania - idę o zakład - prawdziwy pilot rozbiłby samolot, będąc nieprzyzwyczajonym do tego, że zamiast z kabiny patrzy na wszystko z boku. Pewnie, że miałby świadomość jak to jest, że maszyna w ogóle leci i co trzeba zrobić by wylądować, ale choćby same drążki w aparaturze a pedały i drążki w prawdziwym samolocie to zupełnie inna bajka. Kolega AKocjan pisze nam tu, że ileś godzin spędził na symulatorach kabinowych, a ileś przed kompem. Te kabinowe w kontekście modelarstwa to o kant kuli potłuc, bo niczego nas - jako modelarzy - nie nauczą. A już z pewnością nie wyrobią prawidłowych odruchów i pracy na drążkach aparatury. Co do symulatorów modelarskich też mam mieszane uczucia. Sam mam w domu Real Flight 7,5 i traktuję go raczej jako zabawkę, coś jak zabijanie Orków w Warcrafcie albo rozwalanie czołgów w WoT. Latanie na symulatorze modelarskim owszem, uczy odruchów, ale nawet "oficjalne" modele, które można ściągnąć z sieci, odwołujące się do konkretnych modeli konkretnych producentów, na ekranie latają inaczej. Inna rzecz, że lądowiska nie przypominają zarośniętej dżungli, jak to widać na filmie kolegi AKocjan. Ale w większości wypadków do lądowania wystarczy otworzyć klapy, wypuścić podwozie, zwolnić do 25-30% mocy i nakierować samolot mniej więcej na pas. Sam wyląduje. Na kompie, bo w naturze to już nie jest tak oczywiste, choćby dlatego, że ziemia się nagrzewa i tuż nad nią unosi się ciepłe powietrze do góry, albo zdarzy się jakiś podmuch wiatru znikąd, albo zdarzy się jakaś inna turbulencja. A przecież RF jest poważnym symulatorem, polecanym przez poważne miesięczniki modelarskie... Tylko jakoś tak jest, że na ekranie wszystko wychodzi, a w życiu - jak dowodzi film - nie zawsze. AKocjan nie skomentował moich wyliczeń dotyczących 1600 startów i lądowań. No chyba, że za komentarz ma starczyć zapis mówiący o tym, że latał szybowcami. Fakt, one potrafią się utrzymywać na jednej baterii dłużej niż warbirdy. Mój rekord FOX-em FMS, który jest ciężki i dość opornie lata na termice to 45 minut. Nie dlatego, że pakiet się skończył, tylko dlatego, że kark mnie już tak bolał, że nie wyrabiałem z tym kołowaniem. Ale kolego AKocjan, nie pisz tu o setkach godzin w powietrzu, jeśli mają to być szybowce. Szybowce same latają i same lądują, prawie jak na tych symulatorach... Albo rozmawiamy o umiejętności posadzenia modelu warbirda, albo odpuśćmy sobie dalsze dywagacje na temat, jaki to jesteś doświadczony, bo zaczyna być za bardzo śmiesznie... W mojej ocenie błąd popełniony podczas lądowania jest oczywisty. I pragnę tu podkreślić, że podobny błąd w sumie może się zdarzyć każdemu. Nie pozuję tu na mistrza zen, który zawsze ma tyle startów co lądowań. Parę razy widziałem jak mój samolot nagle przepada, wali się na skrzydło i traci podwozie albo łopaty śmigła, albo jeszcze coś innego. Tam gdzie latam, czyli na Chudoby w Warszawie też bywa tak, że trawa jest bardzo wysoka i takim Spitfire'em słabo się ląduje. Miałem tego Aviosa z HobbyKinga, ale po paru lotach właśnie nad Chudoby uznałem, że z tak małymi kółkami i wąskim rozstawem podwozia w wyższej trawie zwyczajnie się nie sprawdza. Każde lądowanie to była walka o życie i któreś musiałby się zakończyć połamaniem podwozia albo łopat śmigła. A ja cenię sobie swój czas i nie lubię naprawiać modeli. Podobnie kiedyś walczyłem modelami Zero z FMS czy Me109, też z FMS. Messerschmit miał wąski rozstaw, a Zero koła w zasadzie na osi punktu wyważenia, przez co Me109 zamiatał ogonem podczas startu i lądowania, a Zero kończyło wyhamowywanie po lądowaniu z ogonem w górze - wystarczyło, że prędkość spadała niemal do zera, koła trafiały na opór w postaci kępy trawy i ogon szedł do góry. Wiele modeli miałem w życiu, większość sprzedałem właśnie z uwagi na to, że nie sprawdzały się w wysokiej trawie. Koledze AKocjan też polecam rozważyć tę kwestię. Albo sprzedaż Spita, albo zakup kosiarki, w przeciwnym razie grozi nam zalew kolejnych filmów. I tu dochodzę do meritum - mam w nosie, jak bardzo doświadczony jest kolega AKocjan i ileż to godzin spędził w powietrzu. W zasadzie nie o to chodzi, niech każdy się bawi najlepiej jak chce i potrafi. Problemem dla mnie jest sam film. Oblatywacz spierdzielił lądowanie koncertowo, po czym założył jednoosobową komisję śledczą i z egzaltacją w głosie omawia wychylenia lotek. Tego naprawdę nie da się oglądać, za bardzo to przypomina gotowanie wybuchających parówek i wysadzanie blaszaka przez ekspertów Macierewicza. Można podyskutować o edukacyjnych charakterze takich filmów, tych nie neguję. Ale serio można to zrobić dużo lepiej i bez egzaltacji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.