Skocz do zawartości

bjacek

Modelarz
  • Postów

    340
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    6

Odpowiedzi opublikowane przez bjacek

  1. Dziękuję za tę obszerną odpowiedź. Obejrzałem wiele modeli i stąd moje pytania. Pytałem o podstawy, bo czasami chyba zapominam o alfabecie. Po prostu, wraz z wiedzą rośnie zwątpienie, albo ktoś mówi, że teraz "A" pisze się do góry nogami, a nie tak jak kiedyś  ;). Wspominasz o układzie zapłonowym. Przyjęło się, że układ zapłonowy szybciej rozładuje akumulator, bo "dużo bierze". Z ciekawości zmierzyłem prąd pobierany przez serwomechanizmy pracujące z dużymi sterami, pod dużym obciążeniem i mam wątpliwości, co bierze więcej prądu... Nawet "zwykłe" HS-322, drgające, ponieważ przy przeniesieniu ruchu występują jakieś napięcia lub tarcia, w stanie spoczynkowym potrafią szarpnąć i 300 mA i więcej! I mam tu na myśli pojedynczy serwomechanizm, a jeśli to przemnoży się przez ich liczbę w modelu. Gdy kiedyś z ciekawości zmierzyłem taki źle zmontowany model trenerka z 4 drgającymi serwomechanizmami, to okazało się, że z akumulatora płynie ponad 600 mA w spoczynku! Regulacja, prostowanie popychaczy itd. obniżyło ten prąd do około 70 mA.

    Zgodnie z teorią, użycie dwóch akumulatorów obniża niezawodność całości i zmusza do kontrolowania dwóch punktów zamiast jednego. Słyszałem ten argument o "utracie kontroli" w razie rozładowania akumulatora przez układ zapłonowy, ale słabo to mnie przemawia w świetle energii wymaganej przez serwa o dużym momencie obrotowym. Być może muszę przekonać się na własnej skórze. Natomiast argument z przenoszeniem się zaburzeń z układu zapłonowego trafiłby bardzo. Jednak to są rzeczy w tym momencie drugorzędne. Jak już kupię silnik, to zmierzę, obejrzę i zdecyduję się na jakieś rozwiązanie.

    Bardzo cenna była informacja nt. ssania i dźwigni obrotów. O ile dwa akumulatory mogę dać prawie zawsze, o tyle dodanie dodatkowego serwa byłoby kłopotliwe.

    Tak, chodziło mi o tę dźwignię "L". Oglądając OS MAX GT22 na fotografiach zauważyłem dwie dźwignie przystosowane do przyłączenia serwomechanizmów. Troszkę mnie to zdziwiło, ponieważ nigdy na lotnisku nie widziałem, aby ktoś sterował tymi dwoma dźwigniami. Wtedy pomyślałem "nie chcę komplikować modelu, poszukam innego silnika". Ale okazało się, że prawie wszystkie benzyniaki mają te dwie dźwignie :). Zacząłem oglądać filmy z docierania silnika i nie widziałem, aby ktoś regulował obie dźwignie, zakładał jakieś cięgna. To samo na lotnisku. Niektórzy nawet nie mają żadnego ręcznego cięgna do dźwigni "L". Dlatego cały czas żyłem w przekonaniu, że w benzyniaku jest tak jak w "żarówce" - jedna dźwignia do regulacji obrotów i koniec. Wczoraj dopadłem bardziej doświadczonego w tym zakresie kolegę i wytłumaczył mi pewną "niedbałość" modelarzy w tym zakresie. Po prostu, niektórzy tego nie dotykają i już. No może jedynie przy rozruchu. A niektórzy dają jakieś tam druty, które - jak to określił - zwisają z modelu.

    Bardzo zaciekawiło mnie to Twoje rozwiązanie ssania z "odskakiwaniem". Mógłbyś podzielić się jakąś fotografią?

    O kill switch nie pytałem, bo to takie oczywiste ;). Bynajmniej dla mnie bardziej oczywiste niż dwie dźwignie obrotów "L" i "H".

    Wróciłem do modelarstwa po około 20 latach przerwy. Niby trzymałem rękę na pulsie, ale tak mi się tylko wydawało. Gdzieś mam w szpargałach pierwszy serwomechanizm, którego użyłem, bodajże firmy PICO Modelbau - OGROMNY! Sporo, oj sporo się zmieniło. Teraz używa się bardzo, bardzo zaawansowanych technologii i technik kierowania modelami. Dla mnie fascynujące jest to, że można "zabrać oczy" na pokład modelu i patrzeć na świat z góry, prawie jakby leciało się samolotem. Zestawy modeli ARF powodują, że niemal każdy może zbudować model i nawet nie mając zbyt wielkiej wiedzy - po prostu się bawić. To fantastyczne, ale z drugiej strony jest też powodem, dla którego wiele osób stara się po prostu jak najszybciej zbudować jakoś tam latający model, nie docieka, wiele rzeczy bierze na wiarę. Taki "świat na skróty" ;) Nie mówię, że jest w tym coś złego, tylko czasami trzeba długo szukać, aby usłyszeć satysfakcjonującą odpowiedź. Bardzo dziękuję za poświęcony czas.

    Z wykształcenia jestem "szukającym dziury w całym". Nauczony rozwiązywania problemów zawsze mam dużo pytań. To taka natura ;)

  2. Ogólna zasada podczas docierania jest taka, że nie wolno przegrzać i "przekręcić" silnika, to znaczy - przekroczyć pewnej dopuszczalnej liczby obrotów. Grzanie się silnika jest w prostej linii funkcją tarcia oraz liczby obrotów/minutę (to znaczy, energii wydzielonej w trakcie spalania) i dlatego producenci zalecają większe śmigła, stawiające większy opór i niepozwalające na przekroczenie pewnej zalecanej liczby obrotów. Silnik jest docierany na ziemi i chłodzony jedynie przez strumień zaśmigłowy, więc trzeba być ostrożnym. Wiem, że ilu modelarzy, tyle "patentów", ale jednak zastosowałby się do instrukcji pomimo maszyn CNC, postępującej dokładności wykonania itd.

    Z tymi "zbiornikami paliwa" też jest wiele mitów, a wystarczy sięgnąć np. do instrukcji OS MAX'a. Na przykład w instrukcji 46LA jest napisane, że wystarczy przepalić _jeden_ zbiornika paliwa (około szklanki), a dalej silnik dociera się w powietrzu. Mimo tego w necie można poczytać o "litrach paliwa" wypalanych na ziemi. Szkoda kasy, lepiej cieszyć się lataniem ;). I tak z doświadczenia - o ile użytkowane przeze mnie OS MAXy układały się już po dwóch-trzech zbiornikach paliwa (nie bańkach, ale mam na myśli zbiornik ok. 250-300ccm, w który jest wyposażony niewielki model), o tyle ASP faktycznie potrzebował cały baniak. Może teraz robią już lepsze silniki, ale mnie to jakoś skutecznie zniechęciło do tej marki pomimo atrakcyjnej ceny...

  3. W nowobudowanym modelu chcę zastosować silnik benzynowy. Oglądając modele wykonywane przez innych zauważyłem różne "patenty", które czasami budziły moje wątpliwości. Niestety, niektórzy stosują pewne rozwiązania na zasadzie, bo "koledzy tak robią", a ja chciałbym zrozumieć przyczynę, nie trafia do mnie argumentacja "bo tak jest". Z kolei, szukając w Internecie nie mogłem znaleźć jakiegoś takiego kompleksowego "schematu blokowego" jak powinna wyglądać instalacja do takiego silnika. Podpowiedzcie proszę coś w następujących kwestiach:

    1) Akumulator zasilający: jeden czy dwa? To znaczy, odrębny dla odbiornika i serwomechanizmów, odrębny dla silnika (układu zapłonowego)?

    2) To, co w instrukcji nazywają "dźwignią wolnych obrotów" (os max wypisuje całą procedurę ustawiania silnika zależnie od jego temperatury) to tzw. ssanie?

    3) Czy ssanie musi być dołączone do serwomechanizmu czy może być np. do cięgna? Czy to cięgno musi być unieruchamiane na czas lotu? Zauważyłem na filmach na youtube i na lotnisku, że mało kto dotyka tego "ssania".

    4) Jeśli układ zapłonowy jest sprawny, to czy zdarzają się problemy z zakłóceniami od zapłonu iskrowego? Czy stosuje się jakieś filtry zasilania, środki zaradcze? Rozumiem, że jedną z metod zaradczych jest optoizolacja i stąd te dwa akumulatory, aby nie łączyć mas zasilania. Dobrze myślę?

    Spodziewałem się, że tego typu informacje będą podane w instrukcji, ale przejrzałem wiele i nic. Wiele osób (tudzież firm) poświęca wiele stron sposobowi docierania silnika, natomiast nie ma nic o samej eksploatacji i sposobie zabudowy silnika w modelu. Czasami wydaje mi się, że to jakaś taka "wiedza tajemna", przekazywana z ust do ust. Każdy coś tam od siebie dodaje, jakieś "patent", albo "bzdurę". Wydaje mi się, że przede wszystkim producentom silników powinno zależeć na tym, abyśmy byli wydedukowani w tym temacie. Świadomy klient dokonuje celowych zakupów i nie wraca z reklamacjami.

    Z góry dziękuję za pomoc wątpiącemu. Pomoże mi to w wyborze silnika/rozwiązania dla modelu i może uchroni przed popełnieniem jakichś bzdur ;).

  4. Chętnie odkupiłbym skrzydła. Nawet jeśli trzeba uzupełnić kesony balsą i pokryć płaty folią. Latałem tym modelem przez ponad dwa lata, aż coś zawiodło. Najgorsze jest to, że "komisja ds. przyczyn wypadku" niczego nie ustaliła. Coś zabrzęczało w powietrzu, chciałem natychmiast lądować i... nie zdążyłem. Mam uszkodzony górny płat (złamany na dwie części), lekko kadłub i dolny płat. Da się odbudować, ale byłoby łatwiej, gdybym miał skrzydła/skrzydło.

  5. Witam! Czy ktoś widział, słyszał, wie, gdzie można kupić zestaw Ultimate 40S produkcji The World Models? Zależy mi właśnie na tym modelu, tej firmy, a wygląda na to, że został wycofany z oferty polskich dystrybutorów (?). Pytałem, rozmawiałem, telefonowałem, pisałem - wygląda na to, że jest poza moim zasięgiem. Owszem, na stronie TWM można kupić model, ale wysyłka z HK trochę kosztuje... Jeśli ktoś wie - proszę o pomoc.

    A może ktoś ma taki model rozbity? Zależy mi na górnym płacie. Może być lekko uszkodzony.

    post-8458-0-39577700-1432393025_thumb.jpg

  6. Wszystkie sygnały wyjściowe z odbiornika są takie same, więc co to znaczy, że regulator "nie rozumie sygnału"? Problem może polegać na tym, że regulator kalibruje się po załączeniu zasilania. Jeśli sygnał wyjściowy z odbiornika jest 100% (nie mam na myśli wypełnienia, tylko wychylenie drążka), to później co byś nie robił, to nie można go już zwiększyć w normalny sposób, tj. przez wychylenie drążka. W momencie załączenia regulatora sygnał musi być na mniej niż 100% wychylenia, aby regulator później mógł w ogóle działać. Potrzebny jest po prostu jakiś zakres zmian, choćby niewielki.

    Jeśli nie potrzebujesz kalibracji obrotów, jeśli mają one być takie same, to podłącz oba regulatory pod ten sam kanał - tu nazywasz go "THRO" za pomocą kabla "Y" to znaczy, zwykłego rozgałęźnika sygnału.

  7. Próbowałem znaleźć podobny temat na tym forum, ale albo wyszukiwarka nie dawała sobie rady, albo wpisywałem nie takie hasła. W zasadzie wątek nadawałby się do dowolnego działu, ale wybrałem "warsztat", bo moje pytanie dotyczy sposobu, w jaki dobieracie serwomechanizmy do modeli. A pytanie bierze się stąd, że buduję model i może zacząłem za dużo myśleć.

     

    Chyba każdemu, kto nie składa modelu ARF zależy na tym, aby był jak najlżejszy. Oczywiście, musi przy tym spełniać też inne kryteria związane z wytrzymałością i odpornością konstrukcji. Jednym ze składników konstrukcji takiego modelu są serwomechanizmy.

     

    Serwomechanizm standardowy, którego często używam, Hitec HS-322HD (zostawmy inne zagadnienia, a skupmy się na właściwościach fizycznych) waży 43g i przy zasilaniu 4,8V ma moment obrotowy 3kG*cm.

    Serwomechanizm "micro", który zdarzało mi się używać, TowerPro SG-92R z przewodami waży 12g i przy zasilaniu 4,8V ma moment obrotowy 2,5kG*cm. A do tego ma przekładnię z włókna węglowego i orczyk o długości zbliżonej do HS-322HD.

     

    Zostawmy sprawy związane z jakością, firmą, pewnością działania itd. Po prostu wybrałem te serwomechanizmy jak przykład, nic więcej. Mam pytanie - czy w modelu samolotu, w którym wystarczające są serwa standardowe zastosowalibyście "micro" o zbliżonych parametrach prędkości, momentu obrotowego, wytrzymałości itd.? Można w ten sposób zaoszczędzić co najmniej kilkanaście dekagramów. Nie mam wątpliwości jeśli np. chodzi o poruszanie przepustnicą silnika, który chcę zastosować (4 do 6ccm), ale lotki? Skrzydła są dosyć cienkie, zastosowanie serwomechanizmu "micro" dużo by uprościło, ale jakoś tak nie mogę się zdecydować.

     

    Większość pytanych osób odpowiada "firma i cena", co mnie zupełnie nie zadawala... Wiem, że użycie serwomechanizmu standardowego daje większe pole manewru w razie potrzeby, bo jeśli moment będzie zbyt mały do modelu, to wybór wariantów jest przeogromny, jednak chętnie poznałbym Waszą opinię.

     

  8. Oj mógł, mógł (to w temacie kondensatora). Niefiltrowane napięcie zasilania to jedna z najgorszych rzeczy, które mogą spotkać taki odbiornik. Najlepiej, aby kondensator był regulatorze i w odbiorniku, tuż przy wejściu/wyjściu kabla połączeniowego, żeby blokować ewentualne zaburzenia. W modelu wszystko jest blisko siebie - odbiornik, bateria, anteny i mechanizmy wykonawcze. Jeśli zaburzenia będą przewodzone (jak to się mówi - propagowane ;) ) wzdłuż kabla zasilającego, to ten będzie działał jak antena nadawcza, co może powodować zakłócenia w pracy wrażliwych urządzeń. Najczęściej - członu odbiornika. Te współczesne, cyfrowe, są jakby mniej wrażliwe, ale to tylko częściowo prawda. Dawniej, w odbiornikach analogowych, skutki błędnej instalacji było widać od razu po włączeniu zasilania. Po prostu wszystko wyczyniało jakiś taki "taniec". W sprzęcie cyfrowym już nie jest tak łatwo. W takim odbiorniku jest połączenie albo go nie ma. Podobnie jak w telefonie komórkowym. Inna rzecz, to procesor odbiornika i jego zasilanie. W niektórych wypadkach, jeśli coś wędruje po liniach zasilających, to układy zabezpieczające powodują restart procesora i zanim ten porozumie się z odbiornikiem mijają cenne sekundy.

  9. Przeżyłem podobne zdarzenie, ale miałem więcej szczęścia od Ciebie. Co ciekawe, u mnie mimo problemów z lotkami przyczyna leżała niejako poza nimi. Objawy podobne jak u Ciebie - skręcam w lewo, a model nie reaguje. Próbuję kilka razy i za którymś razem udało się. Wylądowałem, sprawdziłem funkcjonowanie odbiornika i serwomechanizmów, sprawdziłem akumulator. Wszystko działało bez zarzutu. Postanowiłem "zapomnieć" o sprawie, uznałem, że to coś przypadkowego i dalej kontynuować zabawę. Model zachowywał się poprawnie. Po kilku, może kilkunastu dniach taka sama sytuacja. Również próbowałem skręcać w lewo, również model nie reagował. Podobnie jak poprzednio, sprawdziłem serwomechanizmy, odbiornik i akumulator, jakość okablowania i akumulator - wszystko działało bez zarzutu. Zacząłem już podejrzewać aparaturę, jakieś uszkodzenie drążka lub coś w takim rodzaju. Bo znowuż problem powtórzył się podczas próby skręcenia w lewo.

    To najgorszy rodzaj uszkodzenia, takie coś objawiające się od czasu do czas i w niewiadomych warunkach. Bardzo trudno w takiej sytuacji coś znaleźć, a z drugiej strony człowiek nie wiedząc co się dzieje po prostu czuje się "uziemiony" i boi się latać.

    Aż pewnego razu, po wielu testach, próbach itd., udało mi się znaleźć przyczynę. Jeden z serwomechanizmów czasami w pewnym położeniu wzbudzał się i powodował znaczny spadek napięcia akumulatora. To uszkodzenie występowało przez kilka sekund, ale w tym czasie model nie reagował, lotki i ster kierunku drgały, a odbiornik "głupiał". Gdy serwomechanizm (zapewne przypadkowo) opuszczał to swoje "magiczne" położenie, to odbiornik odzyskiwał połączenie, synchronizował się z nadajnikiem i sytuacja wracała do normy.

    Opisałem tę historię tylko po to, aby wskazać możliwy kierunek poszukiwań. Nie mówię, że podobna usterka była przyczyną rozbicia Twojego modelu. Niestety, w moim wypadku chyba ze 3 tygodnie upłynęły od momentu wystąpienia problemu do chwili, gdy udało się "złapać" winowajcę... Weź też pod uwagę, że nie zawsze da się wskazać pewną, 100-procentową przyczynę. Czasami to będzie tylko hipoteza. Zakłócenia mogą wędrować np. przez błędnie ułożone kable.

  10. Polecam użycie, naprawdę. Jak w moim wypadku: udawało się wiele razy, aż zdarzył się TEN jeden raz, kiedy się nie udało.

    W Sanwie SD-6G fail safe można ustawić na 4 kanałach, bodajże o numerach od 1 do 4, więc typowo ustawiam w modelu krążenie w lewo za pomocą lotek lub steru kierunku, ster wysokości lekko ku górze. gaz na ok. 20-30%. Wychylenia sterów są ustalane doświadczalnie, w trakcie lotu i zależnie od modelu. Wychylenia ustawiam na ziemi, tak "z grubsza". Bo przecież nie chodzi o figurę akrobacyjną, ale raczej temu działaniu można nadać symbol RWD, jak marka znanych, polskich, przedwojennych samolotów. W skrócie - chodzi o Ratowanie Własnej D...y ;). Gorzej, że fail safe jest zapamiętywane przez procesor odbiornika i jeśli przekładam odbiornik z modelu do modelu, to trzeba fs ustawiać na nowo. Kiedyś zdarzało mi się "zapominać" i to celowo, z lenistwa. Teraz dbam o to, aby funkcja była ustawiona jak trzeba. To tylko przytrzymanie regulatorów i naciśnięcie guziczka.

  11. Nie tak dawno przekonałem się na własnej skórze, jak ważną funkcję w aparaturze pełni - dotąd niedoceniana przeze mnie - funkcja "fail safe". Chciałem opisać swój przypadek ku przestrodze innych, którzy być może, podobnie jak ja do tej pory, lekceważą tę funkcjonalność.

     

    Piękna, wrześniowa pogoda. Na lotnisku dzień jak co dzień - kilku modelarzy, szkoła szybowcowa itp. Zabrałem ze sobą do oblatania model dolnopłata oraz dobrze mi już znany górnopłat "na wszelki wypadek". Bo gdyby obloty nie udały się, wiadomo, trzeba czymś się mimo wszystko pobawić. Bohaterem tego opowiadania będzie górnopłat. Zbudowałem go jakiś czas temu z chińskiego zestawu (TWM SkyRider), latałem nim wiele razy, pomógł mi wrócić do modelarstwa. Czasami śmieję się, że to przysłowiowe drzwi do stodoły z napędem: stabilny, wybaczający wiele błędów, o małej szybkości lądowania. Niestety, niezbyt trwały. Na przykład, można mieć dużo pretensji do sposobu mocowania skrzydła, które przy kraksie wyrywa połowę kadłuba (przód wpuszczony we wręgę, tył mocowany metalowymi śrubami). No i ta chińska sklejka...

     

    Model, który zabrałem do oblatania zachowywał się poprawnie, ale jakoś tak "dziwnie", więc po dwóch krótkich lotach wylądowałem, wymontowałem z niego odbiornik i przełożyłem do górnopłata. Znacznie później okazało się, że powodem tej "dziwności" był wadliwy serwomechanizm, który w jednym położeniu wzbudzał się i powodował znaczny spadek napięcia w instalacji elektrycznej. Po zamontowaniu odbiornika w górnopłacie i sprawdzeniu modelu, w tym i przede wszystkim stanu akumulatora, postanowiłem troszkę polatać. Dodajmy, że to prawdziwe lotnisko aeroklubowe, a więc w tle, kilkaset metrów dalej, szkolenie szybowcowe i niewielki ruch samolotów prywatnych. Tego dnia nie było zbyt wielu modelarzy. To pospolity obrazek na wielu lotniskach, nic specjalnego.

     

    Wystartowałem jak zwykle. Ten model ma spory zbiornik paliwa - 330 ccm, co przy spokojnym lataniu wystarcza nawet na 20 minut. Pierwszy lot przebiegł bez żadnych sensacji. Kręciłem w powietrzu poziome ósemki, żadnych cudów. Wylądowałem po 15 minutach, zatankowałem paliwo, odczekałem chwilkę i w górę. Znowuż kręciłem te swoje ósemki, żadnych wyczynów, lotów na plecach itd. W pewnym momencie, po około 4 minutach latania, chcę skręcić w lewo, a model... nie reaguje i leci zupełnie bez kontroli po linii prostej. Co jest?! Przecież dopiero co latałem w tamtym miejscu, nic się nie działo, znowuż kręcę te swoje ósemki bez żadnych zmian! Pełna konsternacja, ale trzeba działać. Zakładając, że wystąpiło jakieś zakłócenie próbuję odzyskać kontrolę, zmieniam pozycję aparatury, biegnę w stronę modelu - wszystko na nic. W oczach zaczynam mieć obraz - jeszcze co najmniej 10 minut lotu z prędkością pewnie rzędu 40 km/godzinę. Model leci stabilnie, jak na trenerka przystało, po linii prostej. Pojawiają się pytania: gdzie spadnie i w co przyrżnie? Czy nie zrobi komuś krzywdy te rozpędzone, atakujące z powietrza 2,5 kilograma?! Panika!!!

     

    I gdy w głowie mam same takie czarne obrazy, to nagle słyszę, że silnik zmniejsza obroty, a model wchodzi w łagodny przechył na lewe skrzydło i krążąc zaczyna schodzić do ziemi. I wtedy przypomniałem sobie, że w tym odbiorniku i dla tego modelu, tuż po zakupie aparatury, a więc około 2 lat temu, zaprogramowałem fail safe: krążenie w lewo i powolne zniżanie lotu. Nie udało mi się odzyskać kontroli nad modelem i ten "wylądował" uderzając w niewielki pagórek. Straty ograniczyły się do przełamanego kadłuba, który odbudowałem. Żeby było zabawnie, w odbiorniku świeciła się niebieska dioda LED oznaczająca kontakt ze sparowanym nadajnikiem (szukając modelu miałem go włączony), a serwomechanizmy działały bez zarzutu. Pomimo własnej głupoty i niefrasobliwości miałem szczęście. Uratowało mnie zwykłe ustawienie lotek, przepustnicy i steru wysokości, a następnie naciśnięcie guzika w odbiorniku, bo tak trywialnie programuje się fail safe. Przez dwa lata używałem tej aparatury, a mowa o Sanwie SD-6G, bez żadnych problemów. Spowodowało to, że zacząłem lekceważyć fail safe, a nawet wmawiać sobie, że i tak w razie trudności ta funkcja nie jest w stanie w niczym mi pomóc. Teraz wiem, w jakim byłem błędzie.

     

    Znalazłem przyczynę kraksy - wewnętrzna przerwa w kablu łączącym akumulator z wyłącznikiem. Mówiąc krócej, przewód urwany pod izolacją. Było to o tyle wredne, że ujawniało się po mocnym szarpnięciu, a później, pewnie przez sprężystość izolacji, wracało do normy. Ale wtedy, tam w powietrzu, coś zawiodło i pomimo braku szarpnięcia zapewne przez kilka sekund nie było zasilania. Bo skoro zadziałał fail safe, to przerwa nie mogła być zbyt długa.

     

    Zacząłem nieco pytać się znajomych o to, jak ustawiają fail safe. Niestety, większość przygodnych "pilotów" zupełnie lekceważy tę funkcjonalność. Z kolei profesjonaliści zwracają na nią baczną uwagę. Wiem, że niektóre osoby latające w czasie pokazów ustawiają fail safe w taki sposób, aby niepewny model po prostu spadł jak najszybciej na ziemię, nie czyniąc szkód publiczności. Strata modelu nie jest tak dotkliwa, jak wypadek zagrażający czyjemuś życiu.

     

    A żeby to opowiadanie nie było aż tak złowróżbne, dodaję fotografie SkyRidera po remoncie przemianowanego na "Fruwacza". Powstał w wyniku polsko-chińskiej joint venture. Dwie trzecie kadłuba jest wykonane ręcznie z polskiej, krośnieńskiej sklejki, a model po odbudowaniu lata znacznie lepiej, niż przed kraksą.

     

    post-8458-0-71876200-1411211250_thumb.jpg

    post-8458-0-34210100-1411211260_thumb.jpg

  12. 1. Profil CLARK Y, cięciwa zmieniona z 15cm na 16 cm (jak w wicherku zbudowanym przez Caprimana)

    5. Lotki, brak wzniosu

     

    Nie jestem pewien czy to dobra droga. Dajesz skrzydła o profilu płasko-wypukłym i jednocześnie rezygnujesz ze wzniosu. Nie wiem czy aby Twój Wicherek nie straci stateczności poprzecznej. To kanciasty górnopłat, w którym kadłub jest jakby podwieszony pod skrzydłami. Zostawiłbym chociaż kilka stopni...

     

    2. Kąt natarcia zmieniony równolegle do statecznika poziomego (jak na rysunku).

     

    Tu mimo wszystko zachowaj sobie możliwość regulacji, dołożenie jakiś podkładek lub czegoś w tym rodzaju. Intuicyjnie czuję, że kąt natarcia jest związany z kątem zaklinowania silnika. Trzeba to będzie jakoś ostatecznie "zestroić".

     

    3. Statecznik poziomy wsunięty pod statecznik poziomy co skraca kadłub.

    4. Statecznik pionowy odwrócony symetrycznie.

    6. Stateczniki z możliwością demontażu do transportu (rowerowego ;D) , zrobione z balsy.

     

    Rozumiem, że chodzi o wsunięcie statecznika poziomego pod pionowy? W wypadku stateczników duże znaczenie ma ich powierzchnia (często wyrażana w % powierzchni skrzydła), mniej kształt (chociaż nie zawsze). Jeśli pomimo zmiany kształtu zachowasz powierzchnię stateczników, to nie powinno być problemu.

    Na oryginalnych rysunkach widać, że stateczniki są elegancko zamontowane - jak zamierzasz zamontować swoje? Przesunięcie statecznika poziomego do przodu i zmniejszenie jego ciężaru (konstrukcja balsowa) zmieni położenie środka ciężkości. Jeśli przez to będziesz musiał doważyć model "na ogon", to model będzie dźwigał niepotrzebny ciężar. Oczywiście, zmniejszanie ogólnego ciężaru konstrukcji ma sens, ale zawsze trzeba mieć przy tym na uwadze wyważenie modelu, aby nie pakować niepotrzebnie jakiegoś "ołowiu" do kadłuba.

    Z drugiej strony jestem zdania, że nic nie stracisz budując Wicherka według własnego pomysłu. Trzeba mieć tylko wkalkulowane ryzyko konieczności przebudowania konstrukcji, jeśli podczas oblatywania mimo wszystko nie da się uzyskać stabilnego lotu. Budując model na podstawie własnych planów lub wprowadzając modyfikacje w gotowym modelu, które tak istotnie zmieniają jego własności aerodynamiczne (brak kąta wzniosu, inny kąt natarcia, zmieniony profil skrzydła) skazujesz się na takie "macanie" tematu, na ileś prób i błędów. Oby wyszło Ci za pierwszym razem, ale... to nie takie łatwe. Ale ile się przy tym nauczysz!

    W przeszłości budowałem Wicherka 25, jednak nie wprowadzałem aż tak dużych zmian w konstrukcji. Odbiłem symetrycznie statecznik pionowy (jak Ty), ale resztę zrobiłem według planów.

  13. Jest taka grupa modeli RTF (nie ARTF), która jest promowana pod hasłem "bind&fly". Bind to operacja parowania z nadajnikiem, a fly to już zabawa. Inaczej niż ARTF, które są są "prawie gotowe" te można wyjąć z pudełka, naładować akumulator, sparować i latać. Tu znajdziesz przykład takiego modelu: <<>>

  14. Miałem dłuższą przerwę w konstruowaniu modeli, a teraz wróciłem i miałem podobne dylematy do Twoich. Każdy mówił co innego i dlatego doskonale rozumiem co czujesz. W końcu machnąłem ręką i postanowiłem wyrobić sobie własne zdanie.

    Na początek kupiłem tanią, chińską aparaturę WFLY-6C. Pracuje w paśmie 35 MHz i co najważniejsze działa. Kosztowała mnie 100 zł! Jej wadą jest brak pamięci dla modeli i innych przydatnych bajerów. Programowanie nastaw za pomocą przełączników też nie jest zbyt wygodne. Poćwiczyłem trochę na symulatorze, a później zbudowałem tani model spalinowy, w którym... w pierwszym locie urwałem skrzydło. Model odbudowałem (trwało to miesiąc), a w międzyczasie poszedłem za radą kolegi i swojego taniego chińczyka przełożyłem do modelu górnopłata z pianki EPP. Kupiłem Scout'a i żałuję swojego wyboru, ponieważ każda kraksa kończyła się wyrwaniem mocowania silnika. A mogłem posłuchać kolegi jeszcze bardziej i kupić jakiś jak najtańszy "klocek" do latania z EPP. Ja jednak chciałem ładny model, więc miałem za swoje.

    Silnik jest chroniony przez wątłe mocowanie, rozumiem, ale to był strasznie irytujące. Tym bardziej, że ten element był nie do kupienia w Polsce, a silnik zamocowany w trochę dziwny sposób. Przerobiłem model, zrobiłem kilka łoży silnika z drewna i tak nauczyłem się latać. Później z powrotem przesiadłem się na spalinę, na taki sam model, jak rozbiłem wcześniej (przecież go odbudowałem). Teraz latał prześlicznie i co ciekawe - jest łatwiejszy w pilotażu od elektryka. Latał, ponieważ znowuż, tym razem przez przypadek/wypadek udało mi się go zepsuć. Tym razem na dobre. Od tamtego modelu zbudowałem jeszcze dwa, więc nie ma tragedii, ale stale liczę się z tym, że na początku jeszcze sporo uszkodzę i kupuję drogich zestawów, nie zaczynam praktyki od drogich i czasochłonnych modeli. Uparłem się na spalinę, więc latam modelami drewnianymi, które nie są tak tolerancyjne jak EPP. W skrajnym przypadku można wyrżnąć tak silnikiem, że i OS MAX tego nie przeżyje. Po co więc przepłacać? Uczę się na ASP.46 i LEO.40 (ten drugi kupiony w Hobby King kosztował 52$!).

    Pomimo opinii niektórych kolegów, kupiłem aparaturę na 2,4 GHz, która pracuje z rozproszonym widmem sygnału. W handlu spotkasz różne oznaczenia: DSS, FSS, FHSS, ale zasada działania jest podobna i zmierza do tego, aby moc średnia docierająca do anteny odbiornika była jak największa. Na początku myślałem, że fala o takiej częstotliwości i tak niskiej mocy nadajnika nie może mieć zbyt dużego zasięgu. Myliłem się. Z Sanwą lata się cudnie i nie ma problemu z zasięgiem.

    Firmy produkujące aparatury stosują różne sposoby modulacji, aby osiągnąć dużą prędkość transmisji, a tym samym jak najkrótszy czas reakcji serwomechanizmu. Na tym etapie latania prawdopodobnie nie będzie to miało dla Ciebie znaczenia. Ja wybrałem Sanwę-6G, ponieważ dzięki temu mogę skorzystać z pomocy kolegi, który też ma Sanwę (możemy spiąć je kablem uczeń-trener). On jest zawodnikiem i lata z Sanwą-10G. Gdy dojrzeję do tego, że zabraknie mi szybkości, będę potrzebował jakiś bajerów, to kupię lepszą aparaturę. Na wszystko przyjdzie czas.

    Z tego co widzę, to większość gotowych modeli jest przygotowanych pod aparatury Spektrum. Można przyjąć i takie kryterium przy zakupie.

    Bądź sprytny i ucz się na cudzych błędach :wink: I nie przepłacaj, bo to chyba nie ma sensu. Modeli jest mnóstwo, a każda pliszka swój ogonek chwali. Prawda jest taka (jak przeczytałem gdzieś tu na forum), że model dla początkującego powinien być jak najtańszy i jak najłatwiejszy w naprawie. Doświadczyłem tego na własnej skórze.

  15. Nadajnik: Hitec - Optic 6 2.4GHz 793.50zł (w przypadku migracji na modele spalinowe nie bedzie potrzeby wymiany nadajnika)

     

    Fakt, niektórzy radzą, aby kupować najdroższą aparaturę, na którą Cię stać, ale czy to nie przesada? Do modeli samolotów bez klap wystarczy Ci aparatura 4 lub 5 kanałowa. Moim zdaniem dobrym wyborem jest Sanwa SD-5G (ok. 360 zł) lub lepiej SD-6G (ok. 539 zł), która ma spore możliwości, pamięć 10 modeli, miksery, ekwipotencjalne ch-ki sterów, centrowanie serw, przycisk gaszenia silnika itd. Renomowana firma a trochę zostaje na zakup podzespołów, zestawu modelu itp.

  16. Nie wiem co to za materiał, jakie wymiary kadłuba itd. Ale czy nie byłoby wskazane powiększenie (poszerzenie) wpustów? Szersze wpusty byłyby bardziej odporne na jakieś niespodziewane naprężenia (tzn. uderzenia).

     

    Mam jeszcze pytanie - co to za CAD? Solid Edge czy coś w tym rodzaju?

  17. Cześć! Zdecydowałem się na zbudowanie modelu dolnopłata o nazwie AMP15. Rysunki modelu w formacie DWG autorstwa Pierpaolo Pastorino znalazłem na jednym z włoskich for modelarskich. Oryginalny model ma rozpiętość 1230 mm, długość 1059 mm (od kołpaka do końca ogona), ciężar modelu gotowego do lotu to 1,3 kg. Wymiary podaję z rysunku. Oryginalnie model jest napędzany silnikiem o pojemności 2,5 ccm. Obciążenie powierzchni nośnej wynosi ok. 45 gr/dm2. Chcę zbudować na bazie tego modelu większy, napędzany silnikiem ASP-46A (taki akurat leży w szufladzie). Tym bardziej, że powiększenie planów nie będzie trudne, ponieważ są one w postaci elektronicznej - wystarczy komenda SCALE :wink: i przypilnowanie wymiarów listewek, podłużnic, elementów mocujących i innych drobiazgów. Ale to są zagadnienia techniczne, stosunkowo łatwe do ogarnięcia tym bardziej, że za pomocą komputera świetnie udaje się stosowanie zasady "trzy razy przymierz, raz przyklej".

    Mam pytanie do bardziej doświadczonych kolegów, czy nie popełniam jakiegoś błędu w opisanych dalej założeniach?

    Chcę powiększyć oryginalny model o 30%. Zakładam, że mój będzie miał rozpiętość skrzydeł ok. 1600 mm, długość kadłuba 1380 mm. Powierzchnia skrzydeł wzrośnie do ok. 37,3 dm2, jej obciążenie planuję na poziomie 50-60 gr/dm2. Daje to całkowity ciężar modelu gotowego do lotu 1,94...2,2 kg. Wyposażenie będzie obejmowało 4 serwa standardowe, odbiornik, silnik spalinowy ze zbiornikiem 260ccm, pakiet do zasilania odbiornika i serw, jednym słowem - nic nadzwyczajnego. Moc silnika to 1,34 kW (blisko 1,8 KM). I najważniejsze - model ma służyć raczej do latania rekreacyjnego, niż do kręcenia skomplikowanych akrobacji. Może jakaś beczka, pętla, zawrót Imelmana...

    Będę wdzięczny za sugestie. Jeśli ktoś chce, to mogę też poczęstować planami modelu w formacie DWG, chociaż można je znaleźć w Internecie za pomocą wyszukiwarki.

  18. Witam wszystkich Użytkowników forum! Zaglądam tu dosyć często, ale dopiero teraz postanowiłem zarejestrować się. Dzieci podrosły, mam trochę więcej czasu wolnego, trochę więcej pieniędzy na zakupy podzespołów i postanowiłem powrócić do modelarstwa lotniczego. Zaczynałem pewnie przeszło 30 lat temu od plastykowego modelu Boeninga 727 w skali 1:72. Nie pamiętam zbyt dobrze, ale wydaje mi się, że to był model wyprodukowany w kraju już nieistniejącym.

    Jednak "plastyki" dosyć szybko poszły w kąt, gdy kupiłem zestaw do budowy Jaskółki i zacząłem budować modele latające. Na początku szybowce, rakietoplany, jakieś z napędem CO2, aż wreszcie swobodnie latające z napędem spalinowym. O aparaturze do zdalnego sterowania mogłem sobie tylko pomarzyć. Teraz, po ok. 20 latach przerwy od ostatnio zbudowanego modelu wróciłem do swojej pasji. Do momentu rejestracji zbudowałem już kilka modeli trenerków, co najmniej jeden rozbiłem, drugi utopiłem w rzece, ale latanie idzie mi coraz lepiej. Początki bywają trudne i kosztowne... Nauka na symulatorze pomogła mi, ale tylko trochę.

    Co o sobie? Facet nieco ponad 4 krzyżyki, elektronik dobrze znający się na programowaniu, pasjonat maszyn i mechaniki. Jak to kiedyś określił mój znajomy: inżynier z duszą humanisty :wink: Mój ojciec był mechanikiem, teraz naprawia zegary, nieco przy nim nauczyłem się. Jestem zarażony pasją do silników spalinowych, nie cierpię "wycia" samolotów z napędem elektrycznym. Może za dużo prądu na co dzień?

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.