Skocz do zawartości

A może by tak...


madrian

Rekomendowane odpowiedzi

Tak mnie naszło na dość dziwny temat.

Dlaczego nie zajmujemy się Treeclimbingiem, czyli wspinaczką na drzewa? Wszak w naszej dziedzinie, są to dość częste przypadki.

Skąd taka zagwozdka?

Wczoraj wieczorem, postanowiłem na działce, skoczyć przed wieczorkiem polatać Deltą 120 min. Latałem sobie, nie pomny faktu, że słonko już zachodzi. W pewnym momencie, gdzieś nad horyzontem pojawiła się chmurka i zasłoniła smętnie resztki słoneczka.

Zrobiło się ciemno. Postanowiłem wracać. Niestety, próba powrotu w ciemnościach nie była udana. Zobaczyłem jak model na tle nieba ostro nurkuje. Poderwałem go i model przestał reagować na stery. Tylko silnik działał. Model wszedł w szeroki korkociąg (obdukcja wykazała, że załamało się skrzydło lewe). Chwilę później wpadł na krawędzi niedalekiego lasku w korony drzew.

Poszedłem bliżej. Lasek okazał się być dość daleko, bo ponad półkilometra dalej. Za pomocą aparatury i serw odnalazłem model. Okazało się, że leży w lesie, ponad 100 metrów dalej niż wydawało mi się że wpadł.

Problem polegał na tym, że wisiał na 30-to metrowej sosnie o idealnie prostym pniu.

Robiło się ciemno a ja nie miałem żadnego sprzętu.

Pogodziłem się za stratą, oznaczyłem drzewo, przez obłożenie go kilkoma patykami brzozowymi i zapamiętałem miejsce. Pogodziłem się z rozładowaniem pakietu, ale postanowiłem odzyskać model.

Planów było mnóstwo.

1 - Parę kilo 8" gwoździ i młotek i budowa drabinki.

2 - Zrobienie zwarcia na pobliskiej linii energetycznej i poczekanie na ekipę remontową w celu pożyczenia słupołazów.

3 - Wlezienie na drzewo metodą "na misia" bez asekuracji.

Itd.

Zwyciężyła myśl racjonalizatorska i o 4:30 rano, ruszyłem do lasku wyposażony w siekierę, piłę, plastikowy worek... Nie, worka nie było. Za to miałem, nie ukrywam, bardzo mordercze zamiary w stosunku do okazów rodzimej flory.

Las musiał się przestraszyć, bo po odszukaniu drzewa (oznaczenie wyraźne drzewa było super pomysłem, bo było oczywiście nie tam, gdzie zapamiętałem wieczorem) model znalazłem na ziemi. Miał złamane skrzydło, pękniętą listwę wzmacniającą i dziurę po spotkaniu z gałęziami. Okazało, że się, że w pakiecie było jeszcze tyle energii, że ruszał serwami i nawet zakręcił silnikiem.

Niestety materia była zniszczona i po odzyskaniu wyposażenia, model spoczął w koszu na śmieci. Rośnie już następca. Co prawda, serwa mnie niepokoją, bo zaczęły "Warczeć" ale to TP, więc w zasadzie i tak załużyły na emeryturę po pracy w 4 kolejnych, modelach.

 

Ale wracając do meritum, tak się zastanawiam, czy nie powinien powstać dział "Jak zdejmować model z drzewa"?

Gdyby nie czysty przypadek, pewnie bym spędził ranek na zabawie w nielegalnego drwala, pozbawił "Lasy Państwowe" jednej sosny i nawet nie chcę myśleć, co by zrobił z modelem walący się pień. :devil:

Sami wiecie. Sprzęt, porady, metody BHP...

Kiedy chodziłem na kurs glajcirstwa, każdemu adeptowi zalecano trzymanie w kieszeniach uprzęży "pakietu do schodzenia z drzewa" - nóż, piłka składana, 50m liny. Ale pechowym glajciarzom jest łatwo. W zasadzie chodzi tylko o to by posłuchać grawitacji. A nas czeka walka z tą bezlitosną siłą. :wink:

W moim przypadku, wyposażenie Delty i materiały to ok. 200zł. Strata do przebolenia. Mi żal było tylko ewentualnej straty odbiornika. Reszta to tanizna.

Ale jak by komuś, na takiej sośnie zawisł model za parę ładnych kafli? :wink:

 

Ktoś może zajmował się, lub zajmuje treeclimbingiem i podzieliłby się kilkoma metodami z bezradnymi zwierzetami naziemnymi? :P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Koledze pewnego razu wleciał niewielki depron na jakieś drzewko... tak jakby to była wierzba, już nie pamiętam. Wysokie na kilka dobrych metrów, dość młode.

Najlepsza metoda? Hmm, może potrząsnąć energicznie drzewkiem?

U nas nic nie dało.

Kumpel pobiegł po solidną linkę (lataliśmy niedaleko domu). Naginanie drzewka... Nic.

 

No to piłka do drewna. Ja już nie chciałem się w to mieszać :) . Po chwili usłyszałem charakterystyczny dźwięk łamiącego się drzewa.

 

Model odzyskany, straty minimalne (sprzęt nieuszkodzony).

 

No i do domu, byle prędzej :D .

 

 

Innym razem mnie spadł Pibros kawałek dalej na... działki!

Co tu zrobić... Myślę sobie, no to po sprzęcie. Ale poszedłem. Model znalazłem. Spadł na jabłonkę, która zamortyzowała upadek. Szkody minimalne. :) .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hmm ja tylko raz właziłem na drzewo przy czym model zawisł na jakimś 20 metrowym dębie na wysokości 10-15m :) . Lądowanie w koronie było gładkie modelowi nic nie było, pomyślałem no cóż stało się, i co teraz pozostało jak nie na pluć na łapki i w górę po model. Jak pomyślałem tak zrobiłem a jako że ani alpinistą ani leniwcem nie jestem to osoby oglądające akcje ratowniczą miały niezły ubaw. Po dotarciu na gorę patrzę model cały no to zabieram go na dół. Starałem się schodzić z ze spokojem i gracją ale po dotarciu do ostatniej gałęzi niestety musiałem wykonać skok z modelem z wysokości jakiś 2-3m. Myślę skacze OK. już lecę model trzymam kurczowo aby nie uszkodzić niczego, lecz niestety po dotarciu na ziemie z modelem usłyszałem tylko khhhhh i połamałem mu stateczniki. wtedy nie miał przy sobie UHU pora wiec model pakuje do samochodu i powrót do domciu, czyli 5 minut latania 30m na dojazd :). Od tego czasu unikam drzew na moich modelarskich lotniskach.

 

w XXI wieku trzeba wozić na lotniska piły splinowe :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja kiedyś depronowym RWD-5 chciałempokozaczyć przed szwagrem i.. oczywiście zawisłem na drzewie. Próby ściągnięcia go przez włączenie silnika nic nie dawały, bo model zaklinował się podwoziem. Model w końcu został ściągnięty za pomocą gumiaka, który szwagier miał w bagażniku. Od tamtej pory w bagażniku mam zawsze 9m wędkę, która służy mi również jako nośnik anteny krótkofalowej. Od tamtej pory nie miałem okazji ściągać żadnego modelu ale lepiej nie zapeszać i być przygotowanym :D .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raz model wylądował mi w koronie drzewa-jedynego w promieniu 100m. Na szczęście poza cierniami miało dużo gałęzi i wysokość nie większą jak 6m-po prostu się wspiąłem i strąciłem model jakimś badylem. Drugi raz to jakieś 50m wgłąb lasu, drzewo przynajmniej 10m wysokości, 3/4 pnia od gładziutkie, bez żadnej gałązki. Na szczęście serwa i silnik działały, więc kierując się słuchem odnalazłem model, potem okazując lenistwo włączyłem silnik, resztą zajęło się śmigło i grawitacja. Wymielił sobie drogę na ziemię :)

Można by zgapić trochę ze sprzętu używanego przez służby energetyczne do wspinania się na słupy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja gdzieś na forum opisywałem jak ściągaliśmy model z wysokiej brzozy. Miałem przy sobie wędkę teleskopową z kołowrotkiem, a koledzy którym pomagałem mieli linkę i piłki tenisowe. Dostęp był bardzo słaby bo to było w lesie. Przywiązałem żyłką piłkę i metodą spiningową przerzuciłem przez gałąź. Poluzowałem kołowrotkiem żyłkę tak aby piłka opadła niżej. Następnie zdjęliśmy piłkę i na to miejsce przywiązaliśmy mocną linkę. Przewlekliśmy tą linkę przez gałąź co umożliwiło jej silne naprężanie i strącenie modelu.

Pewnego razu model wylądował na wysokiej topoli. Gałęzie były oddalone od siebie w takiej odległości że nie dało się wspiąć. Kolega przerzucał taśmę z ciężarkiem przez kolejne grube gałęzie znajdujące się przy pniu i w ten sposób po taśmie udało mu się wspiąć do celu na wysokość ponad 15 m. Do takiego ćwiczenie najlepiej być ubranym w jakiś strój roboczy lub dres.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To poczytajcie sobie Panowie nasza historie :

http://jasmin.neostrada.pl/bzyczek/bzyczek.html

 

Ostatnio znow wlecialem na niedalekie drzewko modelem typu ESA. Sciagnalem chlopaka z tej samej ekipy i mi go sciagnal bez problemow. Zainkasowal 20zl, a model wrocil do mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też raz podpuszczony przez kolegę wylądowałem w koronie chyba 20m dębu. Mówi - leć wyżej tam gdzie ten samolot to zrobię wam zdjęcie - i oczywiście silnik obciął. Dobrze że jestem młody i giętki i dość lekki i udało mi się wciągnąć prawie na sam szczyt po model. Trochę potrząsnąłem, model opadł niżej później tylko znalazłem lukę między gałęziami i puściłem model a kolega z dołu bezpiecznie sprowadził go na ziemie. :D Tyle że to był piankowy ESA.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako że latam często na polanie blisko drzew to zdarzało mi się niejednokrotnie wychodzić i stosować tudziesz inne metody celem odzyskania modelu (zawsze skutecznie).

Choć raz spotkanie z drzewem nie wyszło modelowi na dobre a tak to wyglądało

 

Choć odpukać od dłuższego czasu (rok) nie muszę takowych działań dokonywać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi się przypomniał dawno oglądany program o bartnikach. Otóż ta prastara sztuka robienia pracowitych pszczółek w balona, charakteryzuje się tym, że trzeba włazić na bardzo wysokie, gładkie drzewa. A 300 lat temu, karabińczyków nie było, o hakach i blokach alpinistycznych nie mówiąc.

Pamiętam, że takiemu Bartnikowi do BEZPIECZNEGO wlezienia na dość wysokie w końcu drzewa wystarczały dwa sznury i jeden, czy dwa kije. Mając takie wyposażenie, włazili na najwyższe drzewa i nie spadali.

 

http://www.wigry.win.pl/bart.htm

 

Maciej uzbrojony był „leziwem", czyli długim, mocnym sznurem z nawleczoną nań. wazką ławeczką. Stanąwszy pod barcią i przeżegnawszy się, był bowiem, jak wszyscy Kurpie, bardzo pobożny, zarzucał prawą ręką połowę sznura dokoła sosny, a pochwyciwszy ręką lewą, robił pętlę czyli „strzemię", w które wstępował nogą, aby drugą połowę sznura zarzucić wyżej i zrobić nad pierwszem drugie strzemię. Sznur, obciążany z jednej tylko strony drzewa, nie mógł ześlizgnąć się po chropowatej korze, a bartnik tymczasem, z dziwną zręcznością odwiązując strzemię dolne, robił z niego nowe ponad sobą, i tak szedł coraz wyżej i wyżej, podobny zdala do muchy, siedzącej na boku świecy; a gdy był już wysoko nad ziemią, tak wysoko, jak kominy naszego domu, nam biły serduszka z obawy, żeby Maciej nie spadł. Ale Maciej siedział już na ławeczce swego leziwa, oparłszy się nogami o sosnę, i gospodarował bezpiecznie w barci, jak u siebie w izbie, a spuściwszy połowę sznura ku ziemi, wciągał podawane mu tym sposobem przez pomocników: króbkę na plastry, „wąklicę" z „podkurem" i nóż długi, obosieczny, z dużym trzonkiem, ze starego miecza zrobiony.

I ktoś mi powie, że kiedyś ludzie ciemne byli. Sznurek by się znalazł. Tylko technikę trzeba poćwiczyć. :mrgreen:

 

A tu można coś podpatrzyć. Prosto i pewnie. Techniki drzewołastwa pokazane w filmie ze dwa razy. Pierwszy gdzieś przy 30s.

http://www.youtube.com/watch?v=MReCJDXEZLI

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.