Skocz do zawartości

Cena hobby


Vertigooo

Rekomendowane odpowiedzi

Ja latam w swobodnie latających modelach , rc to takie urozmaicenie ...

Pewnego razu na treningu gdy instruktor nakręcał "gumówkę" (f1g) ja trzymałem jego model.

W połowie kręcenia wyleciał hak z wiertarki czego efektem było wbicie się węglowego śmigła w moją rękę oraz oberwanie stalowym hakiem także po rękach.

Było trochę krwi ale po udzielenie pierwszej pomocy dalej latałem :)

Prawdziwy modelarz nie tylko buduje modele ale także i przez nie cierpi i fizycznie i psychicznie :twisted:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

kiedyś pobiłem się ze ścianą i złamałem mały palec prawej ręki, a że jestem praworęczny to ciężko się było...gdziekolwiek podrapać. jednak bardziej martwiłem się tym, że to było na 8 tygodni przed weselem (moim), a gips założony na 6 tygodni i jeszcze mnie doktor nastraszył, że jak się nie zrośnie lub krzywo to mi gipsu nie zdejmą. gips zdjęli planowo, ale małego palca do reszty już nie dołączę.

 

innym razem nogi rozjechały mi się na skórce od banana!!! nie muszę mówić jak pewne miejsca, zwłaszcza mężczyzn bolą...

 

a z modelarskich to ostatnio zdarzyło się parę razy, że przypadkiem trąciłem drążek gazu i śmigło mnie zacięło.

 

ale najgorsze było to, gdy przy kładzeniu papy na hali produkcyjnej skończył mi się grunt pod nogami...(dziura po kominie wentylacyjnym, w dół jakieś 15 metrów). całe życie przed oczyma. moje szczęście, że dziura miała ok 70 cm średnicy więc zatrzymałem się na wysokości rozpostartych ramion. uff...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość Anonymous

Natomiast moje najgorsze wspomnienia związane są z pirotechniką i ogólnie pojętą chemią. Kiedyś, dzień przed wigilią bożego narodzenia poszedłem testować petardy własnej produkcji (szykowane oczywiście na sylwestra), jakoś wiał mocny wiatr i zapalniczka nie za bardzo chciała zapalić lont, postanowiłem zapalić go od świeczki w klatce schodowej (osłona od wiatru - świetny pomysł), a po zapaleniu wynieść na zewnątrz, położyć w bezpiecznym miejscu, spokojnym krokiem oddalić się i zaczekać na efekty. Zaczęło się całkiem dobrze, lont zapaliłem po dłuższym grzaniu, chwyciłem petardę w dłoń i wyszedłem na zewnątrz.........no i tu szczęście się skończyło, nie zdążyłem odłożyć.....pier.....ło mi w ręce. Chwilowy szok wokół pełno ognia, który dzielnie zagasiłem i powoli zaczynam oceniać sytuację, słabo coś widzę, gęba mnie piecze, w uszach mi dzwoni, ręka jakaś sztywna i bez czucia coś czerwonego też z niej kapie, ale niezbyt mocno. No to czas na szybkie pożegnanie z kumplem, nie mniej zdziwionym ode mnie (jemu nic się nie stało - w decydującym momencie był jakieś 3 metry ode mnie) i czas iść do domu. We drzwiach przywitał mnie ojciec chwaląc efekty akustyczne!!! Ja niezbyt dobrze go słyszę i celowo nie zapalając światła w przedpkoju (aby nic nie zauważył) kieruję się do łazienki, w celu dokonania dalszych oględzin. Rzut oka w lustro i jakie jest moje zdziwienie, o rzęsach i brwiach można zapomnieć - pozostały tylko wtopione w skórę czarne grudki (odrosną za jakiś miesiąc), włosy też jakieś rozczchrane, trzeba poprawić, jeden ruch ręki i...........wszystkie lądują połamane w umywalce, ups co za niefart, teraz to ojciec się zorientuje, jak to zatuszować???

Przybliżam twarz do lustra, dalej piecze - cała twarz ma oparzenia pierwszego stopnia - w sumie niegroźne, ale zaraz co z moimi oczami, białka jakieś inne...ups zrobiły się żółte, albo moje oczy się popsuły...

Kolej na mniej ważne części ciała - prawa ręka niezbyt ładnie wygląda, ale po przepłukaniu wodą okazuje się, że rany choć długie (kilka rozcięć na parę centymetrów) nie są jednak głębokie, tylko jakoś trzy palce odmawiają współpracy i nie chcą się ruszać (czucia też w nich nie mam) - tak będzie przez kolejnych parę dni....W kurtce też pare wypalonych dziur, ale nie szkoda jej bo stara była, no i kumplom będzie się czym pochwalić :D

Teraz nadchodzi najtrudniejszy moment - trzeba o wzystkim zameldować rodzicom, bo oni wciąż jeszcze nic nie wiedzą...

Uff jakoś poszło, ale zaraz czego oni ode mnie chcą jakie pogotowie, po co to komu?? No dobra pojadę, żeby im zrobić przyjemność. Lekarz tylko pokiwał ze zrozuieniem głową, po zdjęciu rentgenowskim gałek ocznych (czy aby mi się tam co nie wbiło) dał jakieś leki na oparzenia gęby i oczu, bo te ostatnie jakoś dziwnie po zamknięciu sklejały się i nie chciały się dać otworzyć, ale posmarowane ostatecznie dają radę.

Byłbym zapomniał, we łbie mi huczy i w uszach dzwoni, ale powoli się przyzwyczajam bo trwa to już ponad godzinę, minie za jakieś trzy dni...

Całe szczęście, że dopiero co zaczęła się przerwa świąteczna, za dwa tygodnie to i włosy trochę odrosną i inne fukcje mojego ciała wrócą do normy, koledzy w szkole nie będą się mocno śmiali, choć te rzęsy i brwi (a raczej ich brak) głupio wyglądają i ostatcznie stają się powodem licznych słownych docinek...

Dziś oprócz lekkiego uszkodzenia słuchu i delikatnych blizn na ręce to można powiedzieć, że śladu nie ma...

Jak ktoś doczytał do tego miejsca to niech przyjmie moje gratulacje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To co napisał Paweł Praus, skłoniło mnie do zabrania głosu .

Kazania nie będzie i tzw słowa na niedzielę też nie więc spoko nie przynudzam..

 

Paweł napisał o

....Ja niezbyt dobrze go słyszę....

potem jest coś o pogotowiu -dla świętego spokoju... :wink:

 

Chciałem zwrócić Waszą uwagę na pewien fakt o którym nie miałem pojęcia .

Przy uszkodzeniach słuchu gdzie występuje ryzyko rozerwania błony bębenkowej wg tego co powiedzieli lekarze czas od zdarzenia do podania leków nie może przekroczyć 2 godzin .

Nie pytajcie mnie dlaczego - nie odpowiem bo nie wiem ale pytanie "kiedy to się stało " jest pierwszym jakie zadają w szpitalu.

 

W ub.roku ojciec miał wątpliwą przyjemność przeżyć wybuch akumulatora od UPS-a pompy pieca w piwnicy 2x2 metry. Było bardzo źle ale uratowali go .

Do szpitala ma niedaleko więc był prawie zaraz po zdarzeniu na miejscu .

Trochę wcześniej znajomy zaliczył wybuch akusów w autobusie - próbowali odpalić autobusy podpinając kablami na krótko.

Błyskawiczny transport do szpitala a tam dostał tylko miejscowe znieczulenie na złamania i na laryngologię natychmiast .

 

Zarówno ojciec jak i kolega słyszą . Tutaj uratowało im słuch chyba to że inni się wystraszyli i natychmiast zawieźli do szpitala , ale będąc na laryngologii kilka razy słyszałem że ktoś tam przyjechał za późno

Dlatego piszę że tu nie ma bohaterów-stracić słuch to nie boli chwilę ale całe życie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witam

z moich doświadczeń życiowych które zaczęły się w wieku 5 lat... chciałem zeskoczyć z chybotliwego płotka odgradzającego dwie części podwórka (po jednej stronie wolno mi było być a po drugiej nie) bo zbliżał się ojciec... niestety płotek kiedy skakałem odsunął mi się spod nóg i brodą uderzyłem o ziemie... niby nic specjalnego ale jak już leciałem to niepotrzebnie się darłem... no i dwa mleczaki przedziurkowały mi język... szybko na pogotowie... lekarz zasłonił mi oczy i powiedział że naklei plaster ;)... język został zszyty nićmi samo rozpuszczalnymi... na drugi dzień po niciach nie było śladu a ja mogłem już mówić... kilka miesięcy później złamałem sobie prawą stopę przewracając na nią olejowy kaloryfer... w wieku 8 lat złamałem sobie prawą rękę testując wielką płachtę folii jako spadochron... nie zadziałał... w wieku 13 lat chciałem podjechać na rowerze robiąc "świecę' pod krawężnik... prawa noga ześliznęła się z pedała który był z przodu (noga pchająca) lewa noga pozostała na pedale który był z tyłu a że stałem na pedałach prawy pedał podniósł się do góry pod ciężarem mojego ciała wyrwał mi w nodze dziurę o średnicy około 5cm dwa centymetry od mięśnia... wtedy dowiedziałem się że naprawdę mam kości bo mogłem ja zobaczyć... w zeszłym roku złamałem sobie kość strzałkową po tym jak wymieniłem chodniki na podwórzu na nowe z wyższymi krawężnikami i noga mi spadła z krawężnika... niby nic ale miałem 2 tyg do wesela... na szczęście współczesna medycyna, dobrzy lekarze i nowoczesna technologia pozwoliły na to że kość zrosła się w dwa tygodnie i całe swoje wesela spędziłem na parkiecie... podobno byłem królikiem doświadczalnym w jakimś nowym leczeniu złamań... kosztowało mnie to dość sporo ale musiałem być sprawny na wesele...

pozdrawiam

rafal

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To i ja coś dorzucę, głównie ku przestrodze.

 

Podobnie jak Paweł, bawiłem się swojego czasu w pirotechnikę. Przygotowałem sobie w domu dosyć pokaźną kupkę flash-powder, czyli prochu błyskowego. Ma on taką cechę, że spala się w ułamku sekundy z dużym błyskiem (tak, że może uszkadzić wzrok). Niestety skończył mi się lont do odpalania. Najpierw próbowałem z długim zwitkiem jakiejś bibuły czy innego papieru. Ale temperatura wytwarzana przez tak przygotowany lont była zbyt niska, poza tym ta mieszanka sama w sobie jest bardzo trudno palna. Trzeba było jakoś to odpalić, więc zaplanowałem coś takiego: położę zapaloną zapałkę na szczycie kupki, zanim to się nagrzeje i zapali, będę już daleko. Naturalnie wybuchło mi prosto w twarz, nawet nie zdążyłem mrugnąć. Podobno wyglądało to dosyć przerażająco, brat myślał że wyparowałem. W domu, kiedy po jakimś czasie odzyskałem wzrok, przeprowadziłem oględziny uszkodzeń. Nie było źle, w zasadzie to tylko nie mogłem tylko otworzyć dłoni, która wcześniej trzymała zapałkę - skóra tak się spaliła i naciągnęła. Do dzisiaj mam pamiątki w postaci drobnych blizn na dłoni, żadnych innych trwałych uszkodzeń na szczęście.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My z kuzynem w stole który stał na dworze to dziurę zrobiliśmy czarnym prochem... stół z desek gdzieś 3 cm przepalony i dziura o średnicy około 20 cm :D

 

Aha i nie strzelajcie z wiatrówki do tarczy która wisi nad metalowym słupkiem ogrodzenia :P (nic się nie stało ale dziura w elewacji jest... )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Swoją przygodę z materiałami pirotechnicznymi opisałem w poście

http://pfmrc.eu/viewtopic.php?t=24877&postdays=0&postorder=asc&start=15

i choć sam osobiście żadnego uszczerbku na zdrowiu nie poniosłem (poza urażoną w finale dumą) to dedykuję to najmłodszym kolegom ku przestrodze..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat przebywa obecnie w archiwum. Dodawanie nowych odpowiedzi zostało zablokowane.

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.