Skocz do zawartości

Powrót na niebo oraz wiatr złośnik.


kreis84

Rekomendowane odpowiedzi

Witam kolegów forumowiczów.

Dziś miałem okazję polatać po raz pierwszy od paru lat, i chciałem opisać cóż ciekawego z tego wynikło.

Więc jak wspomniałem, naszła mnie ochota na podniebne hobby.

Kompletuję od jakiegoś czasu sprzęt, aby znów pobujać w obłokach.

W pierwszej kolejności dałem kolejne życie, staremu, kurzącemu się na strychu przyjacielowi... a

jakże, odremontowałem RWD - 5 by Skazoo :)

 

Niestety, nasza uparta zima wciąż nie dawała nadziei spragnionemu lotnikowi.

Dziś udało mi się wyrwać wcześniej z okowów niewolniczej pracy, zaledwie po 8 godzinach.

Slońca nie ma, ale nie pada, zimnota na zewnątrz około 1 stopień - warto spróbować.

Więc szybciutko do domu, model do auta, pakiet w kieszeń i wio na jakieś pole.

Wysiadam z wozu - wieje, mocno wieje. Oczywiście nie sprawdziłem prędkości wiatru, no bo po co :angry:

Myślę: "nie ma sensu nawet próbować, jedyne co mogą ujrzeć me oczy to efektowne kretobicie. RWD nie

słynie z odporności na wiatr. A do tego sterowanie tylko kierunkiem i wysokością... bieda panie,

bieda. Ale z drugiej strony, tyyyle się naczekałem, hmm... nie, nie odpuszczę!"

 

Odpaliłem radio, podpiąłem pakiet, zakładam skrzydełko mocowane na 4 gumki recepturki.

Ok, jestem redi. Trzymam RWDziaka gotowego do rzutu, ale czuję jak mi nim targa w dłoni.

I kolejna chwila zwątpienia - jak nic rzuci nim o glebę i tyle sobie mysza polatała.

Nie zdążyłem przetrawić tej myśli, gdy wiatr poderwał mi skrzydło z prawej strony.

Pękła jedna gumka, po niej trzy pozostałe wystrzeliły gdzieś w krzaki. a płacik fiuuu... 20 m

dalej. Więc idę po to skrzydło, a ono chyc, chyc i sobie skacze od krzaka do krzaka, a ja

biegam za nim, z aparaturą na szyi, jak kojot za strusiem.

No nic, zdyszany wracam do auta z wrednym płatem w dłoni. Myślę: "O nie, w ten sposób mnie nie

zniechęcisz, decyzję podjąłem, więc polecę."

Biorę zapasowe gumki. Mam tylko cztery, bo nie przewidziałem takiego obrotu sprawy. Zresztą

drugiego pakietu też nie zabrałem, ale jak się zaraz okaże nie będzie mi potrzebny.

 

Tym razem, porzucając beztroskę, staram się ustawić dokładnie pod wiatr. Ale jak tu ustalić

kierunke gdy każdy podmuch popycha mnie w inną stronę?

No nic, ręka z płatowcem do góry, druga na drążek do gazu, lewy kciuk (latam w MODE 2)

delikatnie do przodu aby sprawdzić jeszcze reakcję silnika... I znów poderwało mi skrzydełko do

góry, lecz tym razem wraz z modelem :)

Zanim zdążyłem złapać prawy drąg, latająca kłoda była już z 10m nade mną.

Ale nim rzucało, w lewo, w prawo, w górę i w dół, nie wytrymowany, wyważony na oko.

Myślę sobie: " taaa k...a, olej symulator - myślałeś, przypominsz sobie na żywca - myślałeś,

ehe, jasne... Teraz już za późno na żale cwaniaczku."

Ale z lataniem jest jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina - palce pamiętają.

Na pełnym gazie pod wiatr może 10-15 km/h, i walka o utrzymanie wysokości i kierunku.

Emocje duże, a radość jeszcze większa :D

 

Aparatura pikneła trzeci raz, znaczy już 3 minuty w powietrzu. Przydało by się sprawdzić

napięcie w baku (stary pakiet był, niepewny). Trzeba lądować, a raczej postarać się jak

najdelikatniej rozbić. Dwa metry nad ziemią, prędkość mała, niebezpiecznie. Ale jest! Parę

sekund ciszy. Gaz do siebie, wysokość od siebie, i stary weteran delikatnie siada w burzanach.

Oczywiście zanim dotarłem, zdążył dwa razy przekoziołkować, przy kolejnych podmuchach wiatru.

Strat brak. Model pod auto, ja do środka, ogrzewanie na full, grzeję zgrabiałe palce. W

steranym Kokamie jeszcze zostało deczko życiodajnej energii, więc jeszcze dwie minutki na

uspokojenie skołatanych wrażeniami nerwów, i walczymy dalej.

Drugie podejście. Parę sekund po wyrzucie, kątem oka zobaczyłem coś białego w powietrzu. URWAŁ

NAĆ! Śnieg pada!

No nic, wiatr pokonałem, to mi wystarczy, w zamieci latać nie będę!.

RWD bokiem do wiatru, muszę ustawić go prosto, aby posadzić. Łatwiej powiedzieć niż zrobić. Tym

bardziej gdy śnieg wali prosto po oczach, a ze wzroku stereo, robi się mono - raz lewe oko

zamknięte, raz prawe.

 

Ale widzę że samolot nisko, a pod nim twarda gleba, nie będę ryzykował. Gaz na maksa i nawracamy z wiatrem.

Błąd, nie mogę ustawić się znów pod wiatr. Powalczyłem - udało się. Ocho, daleko, 200-250m.

Prądu coraz mniej, a uciekinier nie wykazuje chęci do powrotu.

Ok, lecim w górę, może tam troszkę mniej dmucha. Wysokości nabieram szybko. Staram się

wyrównać, obserwuję chwilkę... Panika - kolorowa kreska nie rośnie w oczah. Ostatnia szansa,

wykorzystać grawitację. Jestem wysoko, więc gaz znów do dechy i na oparach amperów pod sporym

kątem do ziemi, walczę o utrzymanie kierunku. Powoli i z mozołem mój trenerek zbliża się do

mnie. Myślę sobie że pakiet wyzionie ducha, ale stary już jest, ma prawo na spoczynek. Jakieś 50

m odemnie nadażyła się okazja, trochę mniej rzuca. wysokość od siebie, gaz delikatnie

odpuszczam. I sruuu. Na 'do widzenia' wiatr złośnik, musiał pokazać kto tu rządzi. Gruchnęło aż

miło. Idę w jego stronę, nie widzę go. Myślę sobie - dobrze, duże krzaki muszą być. I miałem

rację. Jedyne straty to śmigło GWS'a (nawet prop saver nie pomógł) oraz brak jednej gumki z

lewej strony, szczęście że druga wytrzymała w powietrzu.

 

I znów stary poczciwy RWD nie zawiódł, a ja wróciłem do zabawy.

A więc Panowie: Dzień Dobry

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Ale jest! Parę sekund ciszy. Gaz do siebie, wysokość od siebie, i stary weteran delikatnie siada w burzanach.

Oczywiście zanim dotarłem, zdążył dwa razy przekoziołkować, przy kolejnych podmuchach wiatru .."

Czy aby na pewno koziołkował już po wylądowaniu ? Jeśli tak, czy przy takim wietrze mógłby w ogóle latać ? Nie staram się nic podważać, ale coś mi tu nie gra w tej dramaturgii ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajna opowiastka choć miejscami przekombinowana w słowach.

 

...Jeśli tak, czy przy takim wietrze mógłby w ogóle latać ? Nie staram się nic podważać, ale coś mi tu nie gra w tej dramaturgii ;)

 

Jeśli już czepiać się technicznej części to takie lądowanie ze zduszoną wysokością przy dużym wietrze i szybkie ustawianie modelu pionowo po dotknięciu drążka to objawy mocno tylnego wyważenia.

 

Przypomina mi się jak tamtej wiosny, bo wtedy była wiosna na czas (!!) latałem pioneerem przy wietrze 9m/s z porywami do 12-13.

Wtedy właśnie model po wylądowaniu i tak już daleko od siebie, bo ciężko było wrócić, podwiało pod skrzydło i metodą "na gwiazdę" pokonał z 50m. Także relacja raczej nie przesadzona.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cieszę się że tekst się podobał :)

 

Co do warunków (sprawdzone zaraz po locie): według pogodynki prędkość wiatru w mojej okolicy wynosiła ok 11 m/s, według inego portalu w porywach 50 km/h. Nawet mniejszy wiatr podrywa lekkie RWD.

Zresztą opis o wyrwanym skrzydle powinien wyraźnie zobrazować siłę wiatru :)

 

A dramaturgia miała oddać emocje pilota. Proszę pamiętać że był to pierwzy lot od paru lat :D

 

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.