Skocz do zawartości

Druga kraksa Easystarem, drugi raz przez głupotę


aethersis
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Zaliczyłem drugą kraksę easystarem - drugi raz przez własną głupotę, więc piszę to w sumie ku przestrodze innych początkujących:

Pierwszą kraksę zaliczyłem bo zachciało mi się robić pętlę bardzo nisko nad ziemią - bałem się wtedy jeszcze latać wyżej, w obawie że stracę model ze wzroku. Wyciągnąłem z tego wnioski, nauczyłem się latać wyżej i z powodzeniem robiłem tym modelem najróżniejsze akrobacje, ani razu nie doprowadzając do niebezpiecznej sytuacji. Niestety model miał wzmocnienia z rur węglowych i przy krecie rozerwało go na kawałki - tak, że nie dało się już tego skleić. Na dodatek wygięło lekko pakiet lipo, ale nie ucierpiał na tym i potem latałem na nim wielokrotnie przez łącznie parę ładnych godzin.

Innym wnioskiem który wyciągnąłem po pierwszym rozbiciu modelu była zmiana montażu pakietu i odbiornika - do dzioba włożyłem bardzo elastyczną gąbkę, baterię zamontowałem na styk z gąbką, a odbiornik nad baterią, aby bateria nie mogła go zgnieść przy uderzeniu w ziemię. Zrezygnowałem również ze wzmocnień i zamiast rur węglowych użyłem plastykowych rurek - prowadnic do popychaczy, które były w zestawie z kadłubem który kosztował mnie 100zł. 

Druga kraksa nie była z powodu brawury, tylko niewiedzy i głupoty. Zachciało mi się testować failsafe - za pierwszym razem widać było że jest źle ustawiony, ale odzyskałem natychmiast kontrolę nad modelem. Potem zachciało mi się drugi raz, wyżej nad ziemią, żeby zobaczyć jak model się zachowa. Niestety nie wiedziałem o tym, że aparatura nie połączy się ponownie z odbiornikiem jeśli gaz nie jest na zerze - w tym momencie model nurkował pionowo w ziemię. Oczywiście nie odzyskałem nad nim kontroli i skończyło się na tak samo mocnym krecie jak ostatnim razem, ale tym razem nie ucierpiała na tym bateria ani odbiornik, a kadłub po prostu pękł w jednym miejscu. Rozwiązania konstrukcyjne idealnie się sprawdziły.

Podsumowując, wyciągnąłem z tego kilka wniosków:

-Nie latać bardzo nisko nad ziemią, tylko wyżej żeby dać sobie zapas wysokości gdyby coś poszło nie tak;

-Nie budować pancernych modeli - nie dość że są cięższe, to przy uderzeniu energia i tak znajdzie ujście, a jeśli nie ma jednego najsłabszego miejsca, to po prostu rozerwie model na strzępy i nie będzie czego sklejać - wyżej wspomniane rozwiązania konstrukcyjne sprawdzają się moim zdaniem bardzo dobrze;

-Mieć więcej cierpliwości i sprawdzić wszystko dokładnie na ziemi, a nie od razu w powietrzu - czytać, ćwiczyć na symulatorze i nie wygłupiać się.

 

Na koniec zdjęcia kolejno po drugiej i pierwszej kraksie:

post-18872-0-94199500-1468786736_thumb.jpg

post-18872-0-43706400-1468786902_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Co do pancernych konstrukcji to się nie zgadzam, mam Sky Eye 2000, które po licznych katastrofach związanych z wyłączaniem się zasilania zalaminowałem - jest ciężkie i niezniszczalne. Zaliczyło uderzenie nosem w dół z włączonym silnikiem i... nic :) Bagnet się wygiął, bo jest aluminiowy, naprostowałem na kolanie i po chwili znowu Oko w powietrzu. Zniszczenia takiej gołej pianki są o wiele gorsze niż po oklejeniu taśmą, o laminowaniu nie mówiąc.

 

Potencjalnie problematyczne obloty lubię robić nad bujnymi łąkami albo trzcinowiskami. Taka roślinność absorbuje bardzo ale to bardzo dużo energii. Choć rzecz jasna zapas wysokości to podstawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Mieć więcej cierpliwości i sprawdzić wszystko dokładnie na ziemi, a nie od razu w powietrzu - czytać, ćwiczyć na symulatorze i nie wygłupiać się.

 

 

Najlepszy wniosek, chociaż z tym "nie wygłupiać się" to tak nie do końca się zgadzam. Trzeba po prostu właściwe zarządzać ryzykiem i mierzyć siły na zamiary ;)

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście tym razem udało się wszystko idealnie posklejać i model jest prawie jak nowy :) Wystarczyło wrzucić piankę do wrzątku, umyć cifem, trochę CA i voila! Wcześniej nie było szans tego zrobić - przy tylu kawałkach i wyprutej piance, prościej było kupić nowy kadłub (były ubytki i pełno drobnych strzępów)

 

post-18872-0-09817500-1468879290_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na szczęście tym razem udało się wszystko idealnie posklejać i model jest prawie jak nowy :) Wystarczyło wrzucić piankę do wrzątku, umyć cifem, trochę CA i voila! Wcześniej nie było szans tego zrobić - przy tylu kawałkach i wyprutej piance, prościej było kupić nowy kadłub (były ubytki i pełno drobnych strzępów)

Czy nie zauważyłeś różnicy w jakości pianki starego i nowego kadłuba ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zasadzie to nie zwróciłem na to uwagi, ale nie przypominam sobie żeby stara pianka jakoś różniła się od obecnej. Dlaczego pytasz?

"... Były ubytki i pełno drobnych strzępów".

Rzecz jasna, że to nie musiało być efektem rozważanej różnicy w jakości, tylko rozkładem siły i kierunków naprężeń niszczących w momencie katastrofy. Było mi dane ciąć, łamać, drążyć, rwać i skubać różne piankowe elementy różnych producentów i różnice w reakcji tego tworzywa na rozmaite naprężenia są znaczne. Od niełamliwej sprężystości, poprzez gumowatą podatność na wgniecenia aż do dyskwalifikującej kruchości / łamliwości z odspojeniami drobnych fragmentów właśnie.

Bodajże najlepszej jakości pianki spotkałem w starym Park Flyerze, najpewniej z Tajwanu, nabytym dawno temu w łódzkim sklepie oraz niedawno właśnie w Wildze 2000 z f-my Reely. Ale to subiektywna ocena.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam jeszcze kawalek tej starej pianki (kokpit) i zdaje się że jej parametry są takie same jak obecnie. To, że całość porwało na strzępy wynikało moim zdaniem z tego, że model kupiłem z węglowymi wzmocnieniami w dziobie i solidną węglową rurą w ogonie. Z racji tego, że konstrukcja była zbyt sztywna, to zamiast ładnie ściąć dziób, to rozerwało wszystko na strzępy w niewzmocnionych punktach - widać jak urwało silnik, jak kadłub rozlepił się na 2 części i wyrwał się tam, gdzie wzmocnień akurat nie było, tj. przy mocowaniu skrzydeł oraz serw do SK i SW - jak na złość. Moim zdaniem takie opancerzanie modelu jakimiś laminatami i cudami i tak jest na nic, bo przy odpowiednio mocnej kraksie i tak to wszystko rozerwie (i jeszcze oberwie elektronika), a pancerny model jest cięższy, lata szybciej i krócej. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

konstrukcja była zbyt sztywna

To właśnie bywa zgubne przy krecie. Dlatego decydując się na wzmocnienia, trzeba to robić z głową i generalnie nie jest to takie łatwe. Zdarzyło się raz i drugi, że wzmacniałem piankowce połamane kretem na kawałki, ale zawsze kalkulowałem ugięcie takiego wzmocnienia przy następnym nieszczęściu.. Rozważałem co i jak się ma ugiąć nie dopuściwszy do złamania konstrukcji, gdy uderzy w coś tak lub inaczej - w Ziemię lub gałęzie. Tutejsza łączka do lotów próbnych jest okolona z trzech stron wysokimi drzewami - paskudnie trudny do latania teren - więc różne przygody z tymi drzewami to nie rzadkość.

A jak już zrobiłem wzmocnienia, głównie z cienkiego szkłoepoksydu 0,5mm i zdały nieżle crash-testy z tymi gałęziami, to kolega znalazł sposób na sukces - i zgubił mi modelik :o  :( ... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.