RomanJ4 Opublikowano 28 Września 2018 Opublikowano 28 Września 2018 Jednym słowem, trzeba mieć pełen warsztat :D Jak jest pełna kieszeń albo przynajmniej głowa(pomysłów), to się i warsztat znajdzie... P.S. Ciekawe przedsięwzięcie... https://www.youtube.com/watch?v=J4EtmJhDYHQ
MareX Opublikowano 3 Października 2018 Autor Opublikowano 3 Października 2018 A więc wracając na chwilę do tematu warsztatowego wiążącego się z klejoną układanką, pochwalę się nowym narzędziem w mej "stajni", które wczoraj do mnie dojechało. Kurier przywiózł je tak zafoliowane: i po rozcięciu folii pokazało się takie pudełeczko, a w nim czarna torebeczka. W środku torbisi same cuda i dziwy: Czegóż tam nie było! Maszynka całkiem sprytnie w dłoni leżąca i mało ważąca. Regulacja obrotów wibratora i poręczny przełącznik on/off, śrubeczka do przykręcania piłek /3 sztuki/ i "gimbus" do niej i 2 x po 3 szt. papierów ściernych 80 i 120. Drobniejszą gradację sam sobie bez większych problemów wytnę jeśli będzie mi się chciało. Była także rurka do odsysania drobinek do odkurzacza, ale ta pierwotnie nie chciała wejść na swoje miejsce, jednak drobna praca ostrym nożykiem zaraz temu zaradziła. No cóż, w końcu "chińszczyzna" też jakieś swoje prawa ma, choć to niby oryginał prosto z Niderlandów. Zaraz też przez moment popróbowałem, jak to będzie szlifowało i było całkiem "do rzeczy", ale bez podłączenia odkurzacza się nie obejdzie, albo trzeba się będzie z tym procesem szlifierskim przemieścić "na pole". Tak to było po tej krótkiej próbie szlifowania: I tyle na razie. W obowiązku mam inne zajęcia i na szlifowanie przyjdzie też odpowiednia pora. Ważne, że jest już odpowiednie narzędzie.
JADAR62 Opublikowano 3 Października 2018 Opublikowano 3 Października 2018 Bedziesz bardzo zadowolony.
MareX Opublikowano 18 Października 2018 Autor Opublikowano 18 Października 2018 I Darku jestem !!! Tego mi brakowało i to mi było bardzo potrzebne. Dzisiaj tego poużywałem do woli, ale o tym za chwilę. Aby nie było, że nic nie robię w rękodziele, tylko czytam i śpię, to byłem zajęty takimi np. robótkami: W ubiegłym tygodniu, kiedy męczył mnie jakiś azjatycki katar /? , a czemu nie azjatycki ?/ i bolała mnie głowa, cofałem tyłem skręcając w prawo i kompletnie nie zauważyłem, że stoi za mną jakieś małe białe coś, wożące części zamienne do autek. Zanim zauważyłem, to coś, poczułem to coś na tylnym zderzaku. Szczęście w nieszczęściu, bo trafiłem go swoim tylnym lewym rogiem w jego tylne lewe nadkole, na linii przechodzenia dziury w błotnik. Praktycznie nic mu się nie stało, ot lekkie wgniecenie na tym kancie. Chłop mało się nie rozpłakał /to nie moje auto, co ja teraz zrobię...?/, ale jakoś w końcu przypomniał sobie, że ma jakiegoś znajomego mechanika i na stówce się skończyło. Moje prawie nowe auteczko, trzeci roczek mu idzie i na liczniku 37500, doznało większej szkody, bo zdrapał się lakier do "żywego" plastiku i głupio wyglądało. Przemyłem to nitrem, nast. przeszlifowałem delikatnie 320-ką, okleiłem taśmą okolicę i prysnąłem stosownym metalikiem wg numeru katalogowego. Wg numeracji kompaktów motipowskich był to 55240 i fajnie. Robiłem to w ubiegłą niedzielę , przy pełnym słoneczku i kiedy farba wyschła rzuciłem jeszcze drugą warstwę bezbarwnego połysku i spoko. W wypełnianie szpachlą ubytku po pierwotnym lakierze już się nie bawiłem, bo teraz tak to miejsce się ma: i raczej, bez dogłębnego wgapiania się w to miejsce, tylko ja wiem, co tam było. W poniedziałek koleżanka -małżonka zawyrokowała, że najwyższy czas /po zaledwie ośmiu latach / zrobić wreszcie w garderobie dwie półki od ściany do ściany , głębokie na 30 cm. No to pojechałem do Casto, nabyłem wszystko , co potrzeba za całe 82,50 , wróciłem do chaty i po ok. dwóch h półki wisiały na ścianie i tak sobie nadal wiszą: Samemu nie mogłem się nadziwić, że tak mi się udało, ale to nic - małżonka doceniła i pochwaliła ! We wtorek trochę popracowałem zawodowo i raczej manualnie się nie zmęczyłem. Za to wczoraj asystowałem przy sadzeniu "na państwowym" pięciu wyrośniętych olch, a później sprzątałem po swojemu po wynajętej ekipie i usuwałem po raz pierwszy morze liści opadłych z orzecha. Na szczęście ostał się już tylko jeden. Dzisiaj znowu ziemia wokół niego usłana liśćmi, ale już nie tak dużo tego dziadostwa. Dzisiaj po pracy zabrałem się za tę nową maszynkę samoczynnie wibrującą i wszystkie ostatnie szpachlowania /tym razem szpachlą nitro/ zacząłem szlifować. Wcześniej musiałem skombinować przejściową rurkę łączącą maszynkę z wężem odkurzacza, ale nie był to problem. Skróciłem nieco jedną z rur będących na wyposażeniu odkurzacza i już miałem łącznik. Szlifowało się rewelacyjnie i autentycznie żałowałem, że tej maszynki nie miałem wcześniej. Po skończeniu i przetarciu resztek pyłu znowu pomalowałem całość podkładem i tak sobie schło: i z drugiej strony: No i tyle w temacie i koło niego. Niebawem będzie się można zająć pokładem i innymi drobiazgami.
MareX Opublikowano 7 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 7 Grudnia 2018 Czołem Wilcy Morscy! Dawno nic tu nie pis-kałem, ale nie było zupełnie o czym, a i nadal niezbyt jest. Robiłem co innego /kto pod tę "zdradziecką mordę " zagląda, to wie w czym rzecz/ i teraz znowu próbuję wrócić do klecenia tej łódeczki. Jest to niejako, powrót do lat młodzieńczych /wycinanki z "MM"/ czy trochę starszych /klejenie modeli plastikowych 1 : 72/ . Duperelki, malutkie drobiazgi, miliony tego, a tu ręce się trzęsą, okulary z nosa spadają od wysiłku wytrzeszczanych oczek i żadnych postępów nie widać. Człek się frustruje, nerwy napina, a przecież nie o to w "modelowaniu" chodzi. Prawda? Wczoraj np. pokleiłem działko p-lot 20 mm, odłożyłem je, pewien że jest tam , gdzie je odłożyłem i zająłem się na chwilę inną robotą. Kiedy wróciłem do stołu aby kontynuować, działka nie było! Przeszukałem dosłownie całą "modelarnię" od podłogi, prawie po sufit. Czym dłużej szukałem, tym bardziej byłem zły, na siebie osobiście, bo w byty złośliwe /czytaj: krasnoludki / już dawno wierzyć przestałem i tylko nijak pojąć nie mogłem tego, jak to się stało, że było, a teraz nigdzie nie ma...Postanowiłem pójść do chaty i tam na spokojnie to sobie przemyśleć raz jeszcze. I kiedy już wychodziłem, zauważyłem na podłodze, w miejscu, gdzie zacząłem tę inną robotę, leżące sobie spokojnie to moje działko. Tak, po prostu się przykleiło do rękawa mego sweterka i odleciało w zupełnie innym miejscu. Jak to dobrze, że go butem nie rozgniotłem... Teraz fotka większego działka, ot takiego np. z jakiego ci "wielcy rycerze głębin" strzelali do łodzi ratunkowych rozbitków okrętów transportowych, które wcześniej storpedowali: Widać te wszystkie poprzyklejane duperelki, które jeszcze trzeba pomalować. I tak będzie się to dalej działo, do następnej granicy mojej cierpliwości i samozaparcia.
ostry_gl Opublikowano 7 Grudnia 2018 Opublikowano 7 Grudnia 2018 Ja modele plastikowe traktuję jako trening by nie wyjść z wprawy przy klejeniu drobiazgów i ich szukaniu. Rozwija to też umiejętność malowania i daje możliwość poznania nowych technik brudzenia . Taka odskocznia od RC zawsze się przydaje. Kibicuję i pozdrawiam, Łukasz
RomanJ4 Opublikowano 8 Grudnia 2018 Opublikowano 8 Grudnia 2018 Będąc w Baltimore zwiedzałem przycumowany do nabrzeża okręt podwodny-muzeum - USS "Torsk"(US Navy, który 14.VIII. 1945 zatopił ostatni okręt japoński(fregatę) w II Wojnie Światowej) i mogę powiedzieć jedno - klaustrofobia sardynki w puszce.... Podwodniacy to bardzo odważni ludzie. Albo straceńcy.. https://en.wikipedia.org/wiki/USS_Torsk https://www.expedia.com/pictures/central-maryland/baltimore/uss-torsk.d6309335/ Zresztą drugi który tam zwiedzałem, żaglowy USS "Constellation" wcale nie lepszy. Odnosiłem wrażenie, że chyba służyli na nim Pigmeje, bo taki dryblas jak ja na pokładzie działowym musiałby chodzić jak szympans na ugiętych kolanach. I do tego w kasku by sobie głowy o belki nie rozbić... A sadząc po rozmiarze koi i surduta kapitana, to musiał mieć chyba z metr pięćdziesiąt. I to w kapeluszu... https://en.wikipedia.org/wiki/USS_Constellation_(1854)
MareX Opublikowano 8 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 8 Grudnia 2018 Romanie! Faktem chyba bezdyskusyjnym jest to, że ludzie nawet jeszcze 3 generacje wstecz byli w swej statystycznej liczbie zdecydowanie niższego wzrostu i postury niż dzisiejsi np. Europejczycy. Nawet na przykładzie mojej najbliższej rodziny dokładnie się to potwierdza. Nie chcę się rozpisywać, ale generalnie: co pokolenie powojenne, to u mnie ludzie wyżej rosną. Z drugiej strony pamiętam wizytę w naszym Muzeum Narodowym obok "Żaczka", gdzie była zrobiona ekspozycja różnych przedmiotów użytkowych, w tym ubiorów , na przestrzeni wieków. Byłem zszokowany wielkością sukni różnych dam i królowych, które były takiej wielkości , jakby używały je dzisiejsze 8-10-cio latki. Mundury, kurtki czy całe stroje męskie z minionych wieków także były lilipucich rozmiarów. Podobną refleksję wywoływała wizyta w muzeum etnograficznym w Bibicach, gdzie wielkość pokoi w prezentowanych chatach była zadziwiająco mała. A przechodząc do warunków panujących na łodziach podwodnych, to kilka filmów tam, w takich wnętrzach się dziejących, widziałem i zawsze była to blaszana puszka dla stłoczonych w jej wnętrzu mężczyzn nastawionych na zabijanie i zadających innym śmierć w ogniu lub lodowatej wodzie. Sami także w każdej chwili mogli zginąć i chyba mieli tego pełną świadomość. Ale , jak z taką świadomością stale żyć? We wnętrzu takiej łodzi oprócz powszechnej ciasnoty panował też zawsze niemożebny smród, spoconych i nie mytych ciał, wszelkich smarów i spalin czy innych najróżniejszych mieszanek chemicznych. Na żołnierza raczej zawsze niezbyt się nadawałem, ale na podwodniaka najmniej bym się nadawał. To tyle tak na szybko z mej strony.
Krzysiek1984 Opublikowano 8 Grudnia 2018 Opublikowano 8 Grudnia 2018 Nie ma gdzie , więc tu ....opiszę to co dziś zobaczyłem u pana Marka .Są rzeczy o których się .....w tych kilku zdaniach mogę opisać wizytę . Prawdziwy modelarz z duszą artysty . Marku jeszcze raz ogromne podziękowanie za lampy .
RomanJ4 Opublikowano 8 Grudnia 2018 Opublikowano 8 Grudnia 2018 kilka filmów tam, w takich wnętrzach się dziejących, widziałem i zawsze była to blaszana puszka dla stłoczonych w jej wnętrzu mężczyzn "Das Boot"... A co do postury osób na przestrzeni wieków, to masz rację (dzisiejszej młodzieży witamin ani hormonów w kurczakach nie brakuje), wystarczy obejrzeć łóżko Wielkiego Mistrza w Malborku. Co tym bardziej zadziwia, że mieli siłę posługiwać się czymś takim w bitwie, i to nieraz przez parę godzin... (Pałac Sułtana, Stambuł) (dla porównania obok karabele.. może polskie? )
MareX Opublikowano 9 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 9 Grudnia 2018 Oglądając wielokrotnie te wszystkie "scyzoryki" dwuręczno-obosieczne zastanawiałem się, jak taki zakuty w "żelazło"od stóp po sam czubek chełmu średniowieczny rycerz mógł czymś taki wywijać na prawo i lewo siejąc popłoch i siekąc na plasterki wrogów wszelakich. Biorąc także pod uwagę posturę tych rycerzy, sposób ich odżywiania się i ogólne warunki życia wychodzi mi , tak na "chłopski rozum", że albo te miecze były jednak stosowane statycznie jako "szpikulce" lub też statyczno-bocznie z wystawieniem go w bok podczas szarży na koniku. Chyba, że ktoś mnie przekona, że ci użytkownicy tych "scyzoryków" cały dzień usilnie "pakowali" na ówczesnych "siłkach" i spożywali wyłącznie suplementy, przekąszając je sterydami i popijając "Red Bullami" czy czymś podobnym. Wczoraj widziałem migawkę o początkach Szwarcenegera w USA, kiedy to właśnie bardzo usilnie "pakował" i w efekcie miał się czym pochwalić i na pudłach wielokrotnie stawał. Wracając do tematu łódki bardzo podwodnej, to udało mi się poprzyklejać do tego odzyskanego działka p-lot trochę jakiś mikroskopijnych detalików i tak się teraz ma: Prysnę teraz podkładem i kiedyś będę to dalej malował też jakimś mikroskopijnym pędzelkiem. Wczoraj studiowałem kolejną załączoną blaszkę z tym milionem wytrawionych detalików i było to dosłownie "studiowanie", bo twórcy tej układanki zrobili ją na tym etapie budowy także "łamigłówką" nie pokazując na żadnym obrazku jaki numer ma każdy detalik z tej blaszki. Tak to poglądowo się ma: gdzie widać blaszkę oraz fotkę kiosku z detalikami i ich numerami, ale numeru nie ma nijak przyporządkowanego do tego konkretnego detalu, tylko trzeba zgadywać, że to jest to, a tamto, to co innego. No, ale nic to.Mam nadzieję, że jakoś i tę przeszkodę udanie pokonam i do kwietnia /wtedy właściciel ma imieniny / udam mi się całość skończyć. PS do Krzysia1984. Mam Krzysiu nadzieję, że lampy jeszcze długo i skutecznie Ci poświecą i będzie to moja satysfakcja, że się jeszcze na coś przydały. Co zaś się tyczy tej skromnej "wystawki", którą mogłeś pooglądać wiszącą u sufitu, to muszę Cię sprowadzić na ziemię i stanowczo stwierdzić, że to na prawdę nie są żadne wyczyny i osiągnięcia, w porównaniu do tego , co inni , faktycznie prawdziwi modelarze, robią ze swoimi modelami. W wolnej chwili spróbuj wgłębić się w tematy o makietach, gdzie znajdziesz np. relację z budowy takiego "Piperka", jak ten mój zielony, znajdziesz relację z tematów realizowanych przez Henia S. czy wielu innych Kolegów faktycznie wspaniałych modelarzy i życzliwych ludzi. Pozdrawiam i dziękuję!
MareX Opublikowano 13 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 13 Grudnia 2018 Znowu drobna chwila zleciała, niby nic się nie dzieje, a roboty przy tej łódce wielka kupa! W porównaniu do prac Kolegów, którzy w tym dziale demonstrują prawdziwe łódki czy inne sprzęty pływające, ta moje dłubanina nijak się do tego ma i jest jedynie sprawdzianem mojej cierpliwości. Tutaj dwie fotki obrazujące to, co się dzieje, a raczej to , jak powoli to wszystko się toczy. Mój bałagan, ale wszystko na swoim miejscu i panuję nad sytuacją: i pomalowane plastiki: które po wyschnięciu będę sklejał. Wybiegłem trochę w przód i pooglądałem obrazki z budowy silników. Mnóstwo popychaczy, dźwigni zaworowych i pewnie jeszcze sprężyn /?/.Tak więc, dużo cierpliwości, ale cóż zrobić; biednemu zawsze wiatr w oczy i ... Moi spec. agenci, wysłani do bardzo dalekiej krainy, której ponoć wcale nie ma wg "płaskoziemców", penetrują teren pod wiadomym kątem i na razie podesłali małą próbkę, wraz z zagadką: co to niby jest? Odpowiedziałem zgodnie z "posiadaną wiedzą" w tym zakresie, na co z rozbrajającą szczerością jeden z agentów stwierdził: "nie wiedziałem , że był taki samolot, który się nazywał tak samo, jak jeden z naszych ministrów". Profilaktycznie zmilczałem...
Henio Opublikowano 13 Grudnia 2018 Opublikowano 13 Grudnia 2018 Samolot sprawdził się a minister dalej zerem
Tom Opublikowano 14 Grudnia 2018 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Zajefajna "wiertarka" Piko, miałem taką.
MareX Opublikowano 14 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 14 Grudnia 2018 Faktycznie fajnista! Wszedłem w jej posiadanie oczywiście dzięki uczynnemu Koledze tutaj, z forum. /Dzieki, Robercie! Gdzie się podziewasz i faktycznie tak źle Ci tutaj było?/ Jest już mocno wyeksploatowana i często się wiesza, ale wystarczy lekko obrócić uchwytem wierteł i dalej chodzi. Szukałem jakiejś takiej nowocześniejszej, precyzyjniejszej i z możliwością chwytania cieniutkich wiertełek, ale nic takiego nie znalazłem. Albo, jak zwykle, źle szukałem, albo nic lepszego od tej DDR-owskiej nie zrobiono.
JADAR62 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Dremel z uchwytem do zmiennej scrednicy lapie wiertla do 0.2 mm.
RomanJ4 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Też jeszcze mam taką kupioną jeszcze w nieboszczce CSH DDR-kę, tylko pojemnik na baterie(bodaj płaskie) się gdzieś zapodział... A cieniutkie wiertełka.... możesz chwycić - albo w uchwyt pośredni (0,3=3mm, są też podobne z trzpieniem do Dremela) - albo bardzo precyzyjny kluczykowy maszynowy jak ten(0,3-4mm) z trzpieniem lub bez jeśli masz we wrzecionie wiertarki gniazdo Morse'a Mk1/Mk2(+ tulejka redukcjyjn2/1 lub trzpień Mk2) lub stożek skrócony B10 na wrzecionie (nadaje się też do osadzenia w koniku tokarki - mam z trzpieniem Mk1+redukcja) https://modelemax.pl/pl/akcesoria/18154-uchwyt-wiertarski-morsea-1-03--4-mm.html lub https://allegro.pl/precyzyjny-uchwyt-wiertarski-na-trzpieniu-mk2-i7115046440.html lub uchwyt z tulejkami, ale moletka na trzpieniu może decentrować przy chwytaniu w uchwyt wiertarki A w praktyce, możecie wierzyć lub nie, to wierciłem w metalu wiertłem 0,6mm na głębokość 5mm(8D!), zamocowanym w typowym, fabrycznym uchwycie który jest od nowości więc już swoje przeszedł w mojej starej, poczciwej wiertarce stołowej, Oczywiście na najwyższych obrotach, bardzo delikatnie, z kropelka oleju silikonowego dla smarowania i chłodzenia, i .często je wycofując dla wyrzucenia wiórów (olej skleja drobinki wiórów utrudniając wyrzut) I o dziwo wiertła nie połamałem Ważne tylko by samo wiertło nie miało w uchwycie bicia, i było prowadzone precyzyjnie w prostej linii by się nie wyginało pod obrotami bo wtedy pęknie na pewno. Tuleja wysuwna wiertarki czy wrzeciono nie może mieć luzów promieniowych w korpusie. No i oczywiście możesz takimi wiertłami wiercić Dremelem (lub klonem), ale z doświadczenia wiem że ręczne prowadzenie takich małych wierteł najczęściej źle się dla nich kończy (zwłaszcza jak ręce się trzęsą, i oczy już nie te... ), chyba, że w stojaku.
MareX Opublikowano 14 Grudnia 2018 Autor Opublikowano 14 Grudnia 2018 Takie to ci mam ja te uchwyty wymienne do tego "pseudodremela" i nawet nie pamiętam skąd je mam. W oryginalnym uchwycie od tej DDR-owskiej wiertarki da się chwycić wiertło 0,7 mm, ale już nie cieńsze. I faktycznie bardzo istotna jest kwestia prowadzenie takiego cieniutkiego wiertła, tak jak pisze Roman, bo wystarczy chwila nieuwagi i ok. 3 PLN idzie "się pieprzyć" . Wiercenie to nawet nie taki duży problem. Oddzielanie wytrawionych elementów od płytki mosiężnej, to jest wyzwanie! Do tej pory oddzielałem je ostrym nożem, ale to jest bardzo mało profesjonalne. Próbowałem cienkim frezem dentystycznym, ale klapa. Mam jeszcze takie "ustrojstwo" w tym moim "pseudo" i zrobię próbę. Może lepiej będzie się ta drobnica oddzielała. Ale to po pracy zawodowej, czyli po południu.
RomanJ4 Opublikowano 14 Grudnia 2018 Opublikowano 14 Grudnia 2018 A nie myślałeś żeby spróbować oddzielać czymś na kształt małej gilotynki (o ile dobrze widzę to "mostki" mają szerokość b ≤1mm a blaszka cieniutka) zrobionej np z małego stojaka do wiertarki albo czegoś podobnego, np praski kaletniczej, tak jak wycina się krążki. https://www.google.com/search?q=Napownica,+praska+r%C4%99czna+kaletnicza&client=firefox-b&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwimhL7txJ_fAhX4RBUIHbBrBPIQ_AUIDigB&biw=1425&bih=903 Zamiast wiertarki mocujesz małej średnicy(2-3mm) stempelek z kwadratowej, lub dla łatwości lepiej okrągłej stalki HSS, a matrycą będzie płytka/krążek ze stosownym do średnicy stempla otworem (krawędź obu na ostro). stolik pozwoli na swobodne ustawienie blaszki do wyciecia. Można nawet delikatnie obcinać pukając młotkiem, ale tu problem z trafieniem w oś otworu stemplem. A od biedy nawet ręcznym dziurkaczem https://allegro.pl/napownica-reczna-praska-do-nap-zegarmistrzowska-i7400774941.html?utm_source=google&utm_medium=cpc&ev_campaign=_MD_pla_bizuteria_i_zegarki%28bez_zegarkow%29&ev_adgr=Pozosta%C5%82e&gclid=EAIaIQobChMI5czD7cSf3wIVq7DtCh1e2gFYEAQYBCABEgLGzvD_BwE&gclsrc=aw.ds https://www.google.com/search?q=Napownica,+praska+r%C4%99czna+kaletnicza&client=firefox-b&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwimhL7txJ_fAhX4RBUIHbBrBPIQ_AUIDigB&biw=1425&bih=903 Muszę lecieć, dalej pogadamy w poniedziałek...
Rekomendowane odpowiedzi