Jump to content

Słowo o Ewolucji


madrian

Recommended Posts

„Ewolucja vs Religia”.

Czyli rzecz krótka o doborze naturalnym.

 

Wśród ryku trąb Jerychońskich pojawił się ów temat: http://pfmrc.eu/viewtopic.php?t=13151

I poruszył serca społeczeństwa. Religia i jej odczucia mają do siebie to, że są sprawą osobistego podejścia, gustu można powiedzieć, a o tym jak fama głosi – dyskutować nie należy. Religia z własnej istoty opiera się na wartościach niematerialnych, niemierzalnych i poza fizycznych. O co za tym idzie nie ma oparcia w faktach, dowodach i otaczającym nas świecie.

Musimy zatem porozmawiać o wielkim wrogu religii – ewolucji. Ewolucja jest procesem biologicznym, stałym i nie uniknionym. Póki trwa życie – trwa też ewolucja.

A naturalnym przejawem ewolucji i jej najpotężniejszym narzędziem, jest dobór naturalny.

Każda rzecz w tym także ewolucja musi mieć swój początek. Tu, w naszym świadku początek ten ma często formę małej, buczącej sylwetki na niebie, ziemi lub wodzie. Wtedy też przystępujemy do wielkiego wyścigu ewolucyjnego, podpisując się oboma kciukami pod deklaracją zgody na poddanie się doborowi naturalnemu. W tym krótkim momencie następuje ostra selekcja. Jeden popatrzy – „ładne, pomyśli” i pójdzie dalej. Ten już odpadł i nie pokaże się więcej na trasie tego wielkiego wyścigu. „Kurde, ale hałasuje. Nie majom gdzie latać?” pomyśli inny. On także w ciszy odpada z wyścigu. Ale trafi się też ktoś, kto pomyśli „Fajne… ciekawe co to?”. Etap zaliczony. Ewolucja odcisnęła na nim swoje piętno. Zaląkł się złośliwy wirus ciekawości i pchną go we właściwą stronę. Rozpoczyna się kolejny etap walki o przeżycie w wielkim i okrutnym świecie.

Nasz ewolucyjny zawodnik pchnięty niespodziewany impulsem rusza w podróż by poznać źródło własnej inspiracji. Ten etap ma wiele twarzy. Obfituje w wiele pułapek i wielu zawodników pada ofiarą bezwzględnego doboru naturalnego. Nic dziwnego, gdyż są to jeszcze formy młode, niedojrzałe i źle przystosowane. Tylko niektóre obiorą właściwą drogę i dostosują się do interesującej nas niszy. Etap ten zaczęty ciekawością, kończy się już autentycznym zainteresowaniem. Podwaliny zostały podłożone i rozwijająca się bezkształtna forma jako jedna z niewielu, jeszcze może nie całkiem świadomie, pragnie zostać modelarzem RC. Nie potrafi może jeszcze dokładnie określić swoich potrzeb i ma mgliste pojęcie o swoich celach. Jednak decyduje się wstąpić na tę trudną drogę.

Niestety, tu już ma konkurencję w postaci wyspecjalizowanych drapieżników. Wyżej rozwiniętych form, które nie zawsze chcą cię dzielić już opanowanym terenem i skromnymi surowcami swojego środowiska. A nowy kandydat dysponuje bardzo skromnymi środkami by walczyć o przeżycie. Stawia kolejne kroki na trudnej ścieżce doboru naturalnego, zbierając te skromne okruchy wiedzy i umiejętności, które pomogą mu w dalszej drodze. Wielu szuka dróg prostych, łatwych i w większości wypadków ślepych lub zakończonych smutną studnią porażki. Jakże łatwo dobić młodą formę na tym etapie. Drapieżniki wszak zawsze szukają łatwego łupu. Bezlitośnie obnażą każdy błąd, każde przejęzyczenie czy nietrafiony pomysł.

Niewielu uda się przeżyć. Ewolucja jest bezlitosna i wielu odpadnie. Ci, którzy przeżyją, ewoluują. Dochodzą do kolejnego etapu i przepoczwarzają się w larwę, a może pisklę modelarza. Zwykle zdobyli już odrobinkę wiedzy, ale nadal brak im umiejętności. Daleko im jeszcze do formy wyspecjalizowanej i dopasowanej idealnie do własnego środowiska.

Zaczyna się kolejny etap – dla wielu decydujący. Budowa własnego modelu.

Ale jest jeden z najtrudniejszych szlaków. Do tej pory inne formy, bardziej wyspecjalizowane raczej starały się odstraszyć konkurenta. Piętrzyły trudności. Straszyły zabawkami z Chin.

Ale teraz zabawa się kończy. Zaczyna się ostra zabawa. Przeżyj lub giń.

Młoda forma zaczyna pierwsze eksperymenty. Posiada skromną i niepewną wiedzę i musi ją przeobrazić w materialny byt. To trudne. Nigdy wcześniej nie wycinała żeberek, nie kleiła balsy czy depronu. Popełnia wiele błędów, uczy się. Osiągnięta funkcja liczy się bardziej od środków i efektów. Czasem osiąga coś, co uważa za duży sukces. Naturalne jest, że pragnie się tym sukcesem podzielić – poznać moc własnej pracy i skonfrontować ją z umiejętnościami i wynikami innych form. Tak naprawdę liczy na bonus w postaci uznania i szacunku oraz nagrodę w postaci słów zachęty. I tu następuje bolesna lekcja. Za śmiechem i rykiem, wyspecjalizowane formy rzucają się na nowicjusza. Bezlitośnie wytykają najmniejszy błąd. Tu statecznik za mały, tam krzywo, podwozie za słabe. Skrzydło za ciężkie. Trwa ostra walka o życie. Zwykle nowicjusz wychodzi z niej pokonany, ze spuszczoną głową. Przegrał. Nie osiągnął sukcesu. Starał się jak mógł, ale nie podołał. Wiedział zbyt mało. Tak naprawdę jedynie własna pasja go napędzała. Polegał na intuicji. Dla nie go sam fakt połączenia dwóch kawałków bezkształtnej materii, w coś funkcjonalnego to był sukces i to wielki. A tu wytykają, że źle dodarte, że farba w nie tym odcieniu. Wielu, naprawdę wielu zawodników kończy wyścig na tym etapie stając się kolejnymi ofiarami doboru naturalnego. Przytłoczeni posądzeniem o obrazę religijnych uczuć. Wyszydzeni i sponiewierani tak łatwo mogą wybrać łatwą kapitulację. Ale są też tacy, którzy mimo odniesionych ran utrzymują się na powierzchni. Teraz oni wykorzystują błąd, jaki popełniły starsze formy. Podczas bezlitosnego ataku odsłoniły własny arsenał środków. Zdradziły się.

Nowicjusz jest teraz ostrożniejszy. Poznał siłę ataku i zdobył nowe środki. Po raz pierwszy zrozumiał tak naprawdę co jest ważne i co pomoże mu przetrwać. Czego ma unikać i na co uważać.

Nowicjusz bierze drugi oddech i rusza, Tym razem atak jest nie frontalny, lecz podstępny. Nie zdradza swoich planów. Podpatruje konkurencję. Adaptuje poznane środki. Wie już, że forma jest równie ważna jak funkcja. Może nawet ważniejsza. Wszak na tym poległ poprzednim razem. Następny atak jest kolejną szansą na podniesienie swojego miejsca w środowisku.

Jak się kończy? Różnie. Jedni znów polegną, inni zdołają się obronić.

Tak się to toczy, trwa nieustanna ewolucja i wymiana pokoleń. Nikt z nas nie zaczynał przecież od dużych, wielo silnikowych makiet i nie kończył na kartonowych rzutkach. Zwykle droga bywa odwrotna.

Dlatego nie krzyczmy na nowicjuszy, nie bijmy ich i nie gróźmy obrazą religijnych uczuć. Do religii trzeba przecież dojrzeć. Poczuć ją i zaakceptować. Religia jest dobrym zakończeniem drogi przez jaką prowadzi nas naturalny dobór, ale nie jedynym celem.

Pamiętajmy też, że religie tolerancyjne zwykle cieszą się większym szacunkiem niż te fanatyczne i wrogie.

Przed naszą nową formą jeszcze wiele wyzwań, etapów i celów. Ale zawsze ma tę małą, potencjalną szansę, by pewnego dnia stać się najwyższym ogniwem. Uszanujmy tę mikrą szansę i stwórzmy jej warunki, by mogła w końcu rozkwitnąć.

Link to comment
Share on other sites

W zasadzie zamiast tyle się produkować i przedstawiać litanię którą i tak przeczyta kilka (w porywach kilkanaście osóB) wystarczyło by w zupełności to:

 

Nikt z nas nie zaczynał przecież od dużych, wielo silnikowych makiet i nie kończył na kartonowych rzutkach. Zwykle droga bywa odwrotna.

Dlatego nie krzyczmy na nowicjuszy, nie bijmy ich i nie gróźmy obrazą religijnych uczuć. Do religii trzeba przecież dojrzeć. Poczuć ją i zaakceptować. Religia jest dobrym zakończeniem drogi przez jaką prowadzi nas naturalny dobór, ale nie jedynym celem.

Pamiętajmy też, że religie tolerancyjne zwykle cieszą się większym szacunkiem niż te fanatyczne i wrogie.

Przed naszą nową formą jeszcze wiele wyzwań, etapów i celów. Ale zawsze ma tę małą, potencjalną szansę, by pewnego dnia stać się najwyższym ogniwem. Uszanujmy tę mikrą szansę i stwórzmy jej warunki, by mogła w końcu rozkwitnąć.

Link to comment
Share on other sites

No tekst super. Tylko gdzie pojecie trolla ? Co jak się taki trafi ? Zmusisz do myślenia, nie daj Boże napiszesz "szukaj" i już cie jakiś zrypie, że na tacy podać powinieneś a nie w piórka obrastasz... Inna sprawa że są też osobniki które pomagają w ewolucji kolejnych adeptów. Wytrwale pomagają, doradzają, opracowują modele dla początkujących co by start ułatwić. Wykazuje się taki odrobiną chęci w zamian wielokroć otrzymuje. Wiec wcale to nie taka przegrana sprawa dla kandydata na modelarza ;)

Link to comment
Share on other sites

Co się z tym forum dzieje, wszyscy powariowali czy co :crazy: . Ludzie idzcie i modele sklejajce. :wink:

 

właśnie, miałem podobne spostrzeżenia- czym się upalili, i gdzie to można kupić.

 

Tuuuu są dzieciiiiii!!!!!!!!!!!!!!!! :roll:

Link to comment
Share on other sites

które przeczytały cały artykuł ! ;) - szczerze powiedziawszy to prawda, bardzo ciężko wbić sie pomiędzy reszte "braci modelarskiej". Trzeba sie wykazać nie lada umiejętnościami i wiedzą, żeby zostać "jednym z niewielu" :). Z tego co oglądam, czytam, to moja wiedza modelarska to może z 0,5% tego, co każdy zaawansowany modelarz wie - sądze że trzeba sie jeszcze podszkolić ;).

Link to comment
Share on other sites

Karol 93,gdy ja zaczynałem przygodę z modelarstwem i zameldowałem się w modelarni pierwszym etapem było zaznajomienie się z narzędziami używanymi w modelarni,następnie pierwszym modelem który miałem wykonać był latawiec płaski.Jeżeli zdałem egzamin i latawiec latał dostałem do złożenia Zucha.Następnie z tego co pamiętam Młodzik,Jaskółka a dopiero ukoronowaniem moich wysiłków była Sowa.Po wykonaniu i oblataniu tego modelu mogłem się nazywać młodym modelarzem.Osiągnięcie tego celu nie trwało tydzień lecz dwa lata.A jak coś nie wyszło i model był do kosza to sory, Młodzik i od początku.W ten sposób nabierałeś doświadczenia i cierpliwości,ci którzy chcieli budować od razu " poważne" modele kończyli przygodę po tygodniu na Zuchu.

Link to comment
Share on other sites

Moja droga że tak powiem - składała sie z dwóch etapów ;). W wieku... 8 ? 10lat ? z tatą wybudowalismy sporo latawców, był jeden szybowiec z napędem gumowym (balsiany kit) i to był koniec części pierwszej. Później było inne hobby - gry komputerowe. Były w między czasie modele papierowe na "kółku" modelarskim w domu kultury i troche plastików - wszystko z racji braku kasy na zakup RC, a zachwyt oglądając katalog graupnera ( wieku tych 10-11lat) był nie do powstrzymania :). Zarabiało sie conieco, niestety wszystko szło na gry... - co było sporym błędem, bo gdybym miał troche samozaparcia i zbierałbym te pieniądze - po roku bym miał na dobry nadajnik i model ;). Na początku zeszłego roku bodajze, uznałem że już "dorosłem" do modeli RC no i się zaczęło :). Posprzedawałem wszystkie gry, zarabiałem u brata i pod koniec wakacji miałem nadajnik, troche narzędzi i osprzętu do modeli :).

Niestety modelarni po prostu NIE MA - w Pszczynie niedawno znalazłem jeszcze tylko jednego modelarza RC :). Jest w Bielsku modelarnia - ale dojeżdzać do modelarni na 1-2h 30km jest troche bez sensu ;).

Link to comment
Share on other sites

Archived

This topic is now archived and is closed to further replies.

  • Recently Browsing   0 members

    • No registered users viewing this page.
×
×
  • Create New...

Important Information

By using this site, you agree to our Terms of Use.