Skocz do zawartości

Emhyrion

Modelarz
  • Postów

    2 358
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    19

Odpowiedzi opublikowane przez Emhyrion

  1. Setki godzin w powietrzu? łoł... No teraz to dałeś, normalnie brak mi słów...

     

    Zastanówmy się... przeciętnie piankowy warbird lata na pakiecie 5-8 minut. Czasem 10, zależy od rodzaju lotu. Z tego co widziałem, to Ty raczej bujasz się po niebie i nie robisz skomplikowanych ewolucji, więc uśrednię do 7,5 minut. Jedna godzina to zatem 8 lotów, a 100 godzin to 800 lotów, czyli 800 startów i lądowań. Mówisz o setkach, czyli w liczbie mnogiej, więc zakładam, że mówimy tu o przynajmniej 1600 startach i 1600 lądowaniach. No dobra, tych ostatnich może być mniej, bo sam Spitfire zaliczył co najmniej 2 bardzo nieudane (przepraszam, nie mam siły oglądać wszystkich Twoich relacji, nie mogę wykluczyć, że katastrof było więcej), a F4 Phantom przynajmniej jedno. 

    W tym miejscu przyznam się, że prowadzę coś na kształt książki lotów. Plik Excela, wszystkie modele, liczba startów, adnotacje o awariach, katastrofach lub sprzedaży. Latam od mniej więcej 8 lat, teraz może mniej intensywnie, kiedyś dużo więcej, zdarzały się tygodnie, gdzie na lotnisku spędzałem każde przedpołudnie, kilka godzin zabawy. Przez tych osiem lat dorobiłem się kilku "rekordzistów" - mam parę samolotów, które zaliczyły ponad sto lotów. Czyli były w powietrzu co najmniej 750 minut (trzymając się średniej 7,5 minuty na lot), czyli co najmniej 12,5 godziny. Tych parę ulubionych samolotów plus cała rzesza tych, które mają mniejszy nalot (lub które rozbiłem lub odsprzedałem) może by mi dała 150 godzin w powietrzu. Może 180, ale to już max maxów. Chylę więc czoła przed Twoimi "setkami godzin", ja niestety nie mam ani takiego oblatania, ani tyle czasu.

     

    Zachodzę tylko w głowę, dlaczego w takim razie wciąż robisz takie szkolne błędy podczas lądowania? To, jak przypieprzyłeś Spitfire'em o glebę świadczy raczej o braku doświadczenia, a nie setkach godzin. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się, czy nie warto może czasem przestać bujać w obłokach i bujać na forum. A może czas na zmianę hobby? Podobno podczas klejenia domków z zapałek emocje są prawie takie same jak podczas 1600-ego lądowania piankowym samolotem. 

  2. Kuźwa, człowieku, Ty się marnujesz... Ty powinieneś ten film Antoniemu wysłać, z miejsca Cię weźmie do komisji smoleńskiej...

     

    A tak serio to nie da się słuchać i oglądać tych pierdół. To kolejny film, który doprowadza mnie do spazmów śmiechu. Dawaj więcej, masz jeszcze jakieś modele, którymi można tak spieprzyć lądowanie?

    • Lubię to 2
    • Haha 1
  3. Tenere fajna jest, przynajmniej ta 700 którą ostatnio miałem przez tydzień.

     

    Ale co do rajdów po Argentynie i takich tam to mam mieszane uczucia. W styczniu koleżanka spełniła swoje marzenie, spakowała swoje F850GS i pojechała. Wróciła w urnie, jakoś tak w połowie marca :(, tyle trwały procedury ściągania jej do Polski. Rodzice dosłownie osiwieli...

     

    Natomiast co do zasady, to nikt, absolutnie nikt nie ma prawa pozbawiać nas marzeń i powstrzymywać w ich realizacji. Jeśli kocha, to zrozumie, pomarudzi, ponarzeka i odpuści. Ja w końcu to zrozumiałem i przekonałem do tego swoją żonę.

     

    Pprzez lata mi powtarzała, że nie będzie wdową z dzieckiem czy potem dwójką na ręku. W końcu odpuściła, teraz sama mnie wysyła na działkę 100 km od Warszawy, żebym jej kwiatki podlał. Doba ma tylko 24h, nie będziesz jednocześnie latał na rowerze, modelami i na motocyklu. Jeśli ona na tym nie ucierpi i czas który jej poświęcasz, to w końcu się pogodzi. 

     

    95558127_3661557137250268_4824435166145413120_o.jpg

  4. kwestia gustu, preferencji. mi na przykład ten Indian się średnio podoba, zdecydowanie wolę Scouta. Ten to taki ni to nowoczesny, ni to klasyk, ni pies ni wydra, moim zdaniem brak mu charakteru. Ale wyrywa do przodu jak dziki i jeździ się na nim fajnie. 

     

    Co do BMW, to jak napisałem wyżej - nie jest to miejski skuter, ale jeżdżę nim po mieście, ale jeżdżę i daleko. Uwielbiam RT (ten egzemplarz czy poprzedni z silnikiem 1100) za wyprostowaną sylwetkę za kierownicą, dzięki czemu mój niemłody już krzyż nie pęka po paru setkach kilometrów spędzonych w w lekkim przygarbieniu. Bardzo mi się podoba na przykład Yamaha FJR czy Kawasaki 1400, ale na nich nie mam tego komfortu. 

     

    O gustach dyskutować nie ma co. Jedni wolą blondynki, a drudzy jak im skarpetki śmierdzą. Po to są takie motocykle jak RT czy ten Indian, żeby każdy znalazł coś dla siebie. Ja Indiana, tego konkretnego, nie kupiłbym, bo moim zdaniem jest zwyczajnie za drogi. Jeśli taki golas kosztuje od 65 tysięcy, a w wersji ze zdjęcia około 73, czyli w zasadzie tyle co ta "landara" BMW, to w mojej ocenie gdzieś jest błąd w rozumowaniu lub kalkulacji. Ale są tacy, co kupią. 

     

    Natomiast ten e zdjęcia które zamieściłeś to już w ogóle wygląda jak bunkier w Normandii. Ale Amerykanie mają odmienne poczucie estetyki. W Europie ten model praktycznie się nie sprzedaje, pojedyncze egzemplarze raczej... 

  5. "Indian wygląda fajnie, ale zastanawia mnie sens produkowania takich landar..."

     

    Ta landara jest cięższa tylko o 25 kg, bo sama z siebie waży 255, a Indian waży 230. To z grubsza tyle w temacie "landar". Szerokość jest podobna, długość jest podobna, BMW za to lepiej chroni przed wiatrem.

     

    Nie jeździłeś to nie wiesz i nie zrozumiesz. A fakty są takie, że póki się jedzie to się nie moknie, ani wiatr nie przeszkadza. Jeździłeś na nakedzie przy 3-4 stopniach C? Ja tak. Zimno było jak jasna cholera. BMW jeżdżę jak tylko nie ma lodu na jezdni i nie marznę, bo przy postawionej szybie wiatr mnie nie chłoszcze. Właśnie po to robi się takie motocykle: do jazdy w prawie każdych warunkach. Mnie nie rusza, że rano wygląda na to, że może będzie padał deszcz po południu. Nie przeszkadza mi to, po prostu siadam i jadę, czy to do roboty, czy to na wycieczkę. A na wycieczkę też nie musze rzeczy kurierem wcześniej wysłać, tylko pakuję się w kufry na tydzień (albo dwa) i mam wszystko, co mi potrzebne. 

     

     

  6. Praca w mediach ma to do siebie, że czasem wpadają w ręce naprawdę fajne zabawki. Jak ten Indian. Wygląda niepozornie, taka mobilna maszyna do szycia, ale silnik 1200 ccm robi robotę, ma podobne osiągi jak silnik w BMW, tyle tylko, że całość waży 25 kg mniej i to czuć, zwłaszcza jak się odkręci. 

    Kosztuje też trochę mniej. Ale niewiele mniej... Trzeba być bogatym albo być zdrowo walniętym, żeby wydać 7 dych na taką maszynę do szycia, niemniej jeździło się fajnie :)

    94257042_3633604430045539_5598120112306520064_o.jpg

    94427286_3633605973378718_5190010782242308096_o.jpg

    94552182_3633605156712133_7823284398542815232_o.jpg

    94588768_3633869640019018_722385624849448960_o.jpg

  7. O czym Ty piszesz... ponad 300 kg to już FJR, Paneuropean i inne wielkie wynalazki. Mój RT waży 256 zalany pod korek, a przecież mały nie jest... Porównujesz nieporównywalne :)

     

    Tak, wielkie i ciężkie motocykle są bardziej stabilne podczas jazdy na asfalcie, są mniej podatne na wiatr boczny czy zawirowania za tirem. Tyle, że przy niskich prędkościach łatwiej nim bujnąć tak, że leżysz, bo nie utrzymasz, bo brak wprawy.   W terenie też nie bardzo sobie tym poradzisz, koleina może sprawić, że błyszczące plastiki przestają błyszczeć, a coś lekkiego przechodzi jak burza po szutrowych drogach. Przeciskanie się klocem 300 kg i więcej między samochodami w korku wymaga umiejętności, które nabywa się często latami, ja w każdym razie nie znam nikogo, kto pierwszy raz wsiadł na litra czy ponad litra i śmigał jak na komarku.

     

    Klasa 125 jest zupełnie do czego innego. Nie jeździsz tym szybko, rzadko jeździsz nim za miastem, a w mieście przy prędkościach do 50-60 kmh (czyli dozwolone w mieście) jest stabilne, lekkie, zwrotne i nie buja się za tirami, bo raczej za nimi po prostu nie jeździsz. W mieście też, zwłaszcza przy niższych prędkościach, nie doświadczasz problemów z silnym wiatrem bocznym. Tak, można oberwać podmuchem na Wisłostradzie czy S* w Warszawie, ale jak testowałem 125ccm to zwykle unikałem tych tras. Nie z powodu bocznego wiatru, tylko jakoś nie lubię, jak mnie wszystko wyprzedza, czasem spychając na bok... To trzeba powiedzieć jasno - Motocykle ogólnie powinny jeździć tak szybko, jak samochody dookoła lub szybciej. Jeśli masz słabszy sprzęt i zaczynają Cię wyprzedzać samochody, szczególnie dostawczaki (że nie wspomnę o tirach), to zwykle robi się niebezpiecznie.

     

    Natomiast na miasto 125 ccm jest genialne o tyle, że kładziesz to z zakrętu w zakręt jak chcesz i kiedy chcesz, buja się to lekko, prawie jak rower, gdy samochody ledwo się poruszają, można śmigać między nimi wyszukując najmniejsze przerwy. 

  8. Jeździłem w ramach testów dla portalu, w którym pracowałem, różnymi sprzętami w klasie 125 ccm i mam kilka przemyśleń. Jedno to takie, że większość z tych motocykli jest dla mnie po prostu za mała, ale ja duży chłopak jestem, 184 cm wzrostu i waga trochę ponad przeciętnej. Na kilku motocyklach czy skuterach 125 wyglądam trochę jak miś popylający w cyrku na dziecięcym rowerku. 

    Ale są i większe modele. Gdybym miał kupować coś dla siebie, to pewnie wziąłbym Hondę Varadero 125, wielkie to, wygląda jak poważny motocykl. Już chyba tego nie robią, więc używka, za parę tysięcy da się coś znaleźć. I to naprawdę jeździ, dróg się nie boi.

     

    Ogólna zasada jest taka, że nie są to sprzęty do szybkiej jazdy. Większość z nich osiąga prędkość 90-100 km/h, Yamahę YZFR 125 i Suzuki GSXR 125 rozbujałem do około 130 na płaskim. Inne modele, mniej "sportowe", takiej prędkości nie osiągały nawet z górki. Z drugiej strony jednak zwykle do 80 km/h przyśpieszały gładko i sprawnie. To fajne motocykle/skutery na miasto. Nie stoisz w korkach, lekkie, zwinne, łatwiej manewrować niż taką krową jak moje BMW z 10 razy większą pojemnością. Osobiście polecam, jeśli nie planujesz dalekich wojaży za miasto, albo nawet planujesz, ale nie lubisz prędkości, to śmiało. Ja na skuterze Burgman 125 jeździłem 90 km na działkę i też się dało, choć wyprzedzanie wolniej jadącego Tira (czyli tak gdzieś z 80-90kmh) to już dostarczało sporo emocji i wymagało baaardzo długiej prostej. Ale dawało się. Z tym, że jeśli planujesz wyjechać czasem na wycieczkę za miasto, to jednak raczej motocykl. Na większych kołach przy większych prędkościach jest jakoś bezpieczniej, poza tym łatwiej zredukować bieg i zacząć przyśpieszać podczas wyprzedzania, niż czekać aż CTV zacznie wreszcie przyśpieszać i zagryzać zęby z nerwów. Przy prędkościach bliskich maksymalnej skrzynie automatyczne w skuterach robią się strasznie ospałe i gumowate. 

     

    Zaletą są koszty utrzymania. Ubezpieczenie w Warszawie podobno poniżej stówki (roczne), pali to poniżej 3 litrów ostro katowane, a przy bardzo spokojnej jeździe schodzisz do 2 litrów. Jeśli potrzebujesz czegoś do przejechania max kilkudziesięciu kilometrów dziennie, można pomyśleć o elektryku. Zasięg 50-80 km zwykle wystarcza, a jeździsz prawie za darmo, wychodzi parę złotych na setkę. O ile masz możliwość podłączania do prądu w pracy czy w domu, nie w kązdej maszynie da się wyjąć aku i zanieść do ładowania. 

  9. Wygodny, fakt, choć w tym względzie jego poprzednikowi (którego z żalem, ale jednak będę musiał teraz sprzedać) też niczego nie brakowało. Nawet powiedziałbym, że przy tak silnym wietrze jak dziś, lepiej się trzyma  wytyczonej ścieżki i mniej nim buja. Ale może jeszcze muszę się w niego po prostu "wjeździć", a może wiatr był silniejszy niż kiedykolwiek wcześniej... 

     

    Ale jeśli chodzi o ergonomię to są do siebie podobne i super. Natomiast to, jak to R1200RT się zbiera w porównaniu do cięższego o około 30 kg R1100RT, to jednak od razu widać, że to inna liga i inny czas. Oczywiście nie jest to szlifierka, ani nawet FJR1300 i nigdy nie będzie, ale dla mnie wystarczą jego osiągi takie jakie są ...

    91776316_3562392437166739_7550760292590813184_o.jpg

  10. 8 minut temu, Shock napisał:

    To będzie podpięte pod stop, tak miałem w poprzednim moto i było ok .

    Kufer jak kufer... dla mnie ważne że mieszczą się dwa kaski i jest monokey czyli klik - zdemontowany, klik - zamocowany :)

     

    No na tym mi akurat w ogóle nie zależy, bardzo rzadko noszę kufer, a jak już to raczej boczne... 

  11. Żaden piankowy szybowiec nie będzie sztywny, w każdym będą się gięły skrzydła. Ale to co opisujesz, to Ci się WYDAJE. Miałem ten model, pięknie latał, zwłaszcza jako szybowiec, czyli z wyłączonym silnikiem, robił wszystkie ewolucje. Jedno, czego mi sie nie udało, to złapać nim noszenia. Ale kolega potrafił i to, i parę innych rzeczy, łącznie z zawiśnięciem na śmigle i kręceniem beczek w zawisie. Na własne oczy widziałem, więc twierdzenie że się nie da skontruję - poćwicz, może się uda. U mnie stery nie przełączały się w revers...

  12. 5 godzin temu, AKocjan napisał:

     

    @Emhyrion do Ciebie pytanie, gdzie ja napisałem że ma to być ciasny łuk ???????????? 


    To była swego rodzaju kompilacja:  nawiązania do Twojego lądowania F4 z ciasnym zakrętem przed ostatnią prostą, odpowiedź na pytanie kolegi o oporach i takie tam. Nie łap mnie za słowa, jeśli nie czytasz ze zrozumieniem tekstu i nie śledzisz rozwijającej się rozmowy, to nie moja wina. 

    Myślę, że w tym wątku napisano już tyle, że nie potrzeba kolejnej pyskówki. Ja w każdym razie skorzystam z rady kolegi i wyłączę powiadamianie o nowych postach bo jakoś już mi się nie chce czytać kolejnych mądrości. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.