Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 981
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    59

Ostatnia wygrana jarek996 w dniu 7 Września

Użytkownicy przyznają jarek996 punkty reputacji!

Reputacja

1 674 Excellent

2 obserwujących

O jarek996

  • Urodziny 30.04.1966

Informacje o profilu

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Skąd
    Malmö
  • Zainteresowania
    Kolarstwo szosowe i MTB ,podroze , Rock i Metal z lat 80-90 a szczegolnie VAN HALEN i SLAYER !
  • Imię
    Jarek

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

  1. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Jeszcze nie zakonczylem relacji z odcinka zrodlo-Wieden, a wczoraj kupilem bilety do Rumunii, na odcinek Cernavoda-Delta! Wylot do Bukaresztu w czwartek poznym wieczorem🤘
  2. Z tego co kojarze, to termodrewno NIE nadaje sie w grunt ETC. Bardziej elewacje i ew. tarasy.
  3. Jestem posiadaczem pacyfistycznej wiatrowki 😄
  4. Inaczej bym NIE sprzatal!
  5. W Szwecji mamy drewno impregnowane cisnieniowo do konstrukcji z ciaglym kontaktem z podlozem (czyli m.in. takie wlasnie slupy w ziemi). Mozna kupic w profesjonalnych hurtowniach. Zadna smolowana akacje, tylko sosna!!! Sa tez do wody (na pomosty), a nawet do slonej wody! Drewno impregnowane ciśnieniowo NTR - (plus odpowiedź na 7 pytań) - Scanwood Drewno Skandynawskie Tyle, ze ja nie o tym mialem pisac! Dzisiaj, po chyba 8 miesiacach zaczalem sprzatac modelarnie! Na razie wyglada to tak, jak na zdjeciu i jest juz dosyc blisko "prawdy" 😉
  6. Chcialem kiedys kupic u nich Siebla 202C, ale po przemyslemniu odpuscilem. Bylbym zbyt nerwowy z takim wolnym modelem 😄
  7. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    DZIEN 4: Spalo mi sie, jak zwykle DOSKONALE, a obudzilem sie bez budzika (na co dzien tak dlugo nie sypiam). Przyjemne sniadanko, spokojne pakowanko i zrzucam sie z “wysokosci” z powrotem do brzegow Dunaju. Najpierw klimaty prawie “gorskie”, a po 4-5 km jestem z powrotem na szlaku. Zaczyna sie asfaltami, a chwilke nawet “normalna” droga. Pozniej skrecam za zwirki. Znaczna wiekszosc miejscowosci polozonych przy brzegu, ma ruchome zapory, ktore “odcinaja” miejscowosc od wody, przy bardzo wysokich stanach. Mimo, ze Dunaj jest mocno uregulowany, TAKA rzeka moze jednak co jakis czas splatac figla. W niektorych miejscowosciach takie zapory maja po 2 m wysokosci (wszystko pewnie zalezy od polozenia w stosunku do lustra wody) ! Rozne kampingi i male porty, sa po prostu zalewane przy podtopieniach i powodziach (leza po stronie wody) Na ponizszym zdjeciu, stany wody z ostatnich najwiekszych powodzi (stoje ze 4-5 m ponad Dunajem) Jak na razie wiekszosc to zwirki i spory ruch na wodzie Woda jest dosyc czysta, ale wiadomo jak to w rzekach. W ciaglym ruchu, wiec troszke “przemieszana”. Dzisiaj ostatni dzien w Niemczech (z wiekszych miasto zostaje Passau), wiec mam plan wypic przynajmniej ze dwa browce na pozegnanie. Dojezdzam do Vilshofen an der Donau (przejezdzam do miasta przez most) i wlasnie tam zamierzam sie schlodzic. Tuz przed mostem postawiono mi klasyczna brame zbudowana ze skrzynek po piwie i starego roweru. JAK oni wiedzieli, ze bede jechal akurat ta strona? W miescie niestety wiele lokali jeszcze zamknietych i po zalaniu bidonow w sklepie, zawracam na druga strone. Tam przy samym Dunaju znajduje sie lotnisko sportowe i restauracje mieli juz otwarta . Zamawiam piwko i obserwuje starty samolotow Dzisiaj nie musze sie spieszyc, bo mam TYLKO 140 km do celu. Dzien prawie wypoczynkowy. Po obejrzeniu chyba 5 startow samolotow, wsiadam na rower i po minieciu kilku wiosek znajduje kawiarenko-piekarenke. Zmawiam kawalek makowca popijajac wlasnymi plynami. Po makowcu, jak to po makowcu. Czlowiek na lekkim haju, wiec BARDZO spokojnie pedaluje dalej. Po kilkunastu kilometrach staje w barze dla rowerzystow i zamawiam weizena Dojezdzam do przedmiesc Passau i trafiam na “sluzowanie” statku z Basel (bylem tam kilka dni temu!) Wiekszosc mijanych “rowerzystow” wyglada jak para ze zdjecia Przejazd na druga strona jakas gigantyczna konstrukcja (wiekszosc zapor jest przejezdna dla rowerzystow) zbudowana pewnie jeszcze za Adolfa Przy nabrzezu w Passau, stoi chyba ze 20 zacumowanych dunajskich wycieczkowcow. Obok straszny ruch, a dziesiatki autubusow dostarczaja klientow. Wjezdzam do miasta i krece sie ze 20 min. robiac fotki. Miasto piekne jak pozostale, ktore mijalem! Spotykam gravelowca Palestynczyka! Jedzie na prawdziwym gravelu wyprawowym, czyli Salsie Cutthroat, ale raczej NIE jest obladowany!!! Gadamy chwile i okazuje sie, ze mieszka w Oregon, ale jest wlasnie w Europie, bo chce sie zona przeprowadzic do Turcji (Stany mu sie NIGDY nie podobaly, ale tak w zyciu wyszlo. Do tego wszystkiego Trump). Chce (on) dojachac rowerem do Budapesztu, a dalej pociagiem do Istambulu. Mily, wesoly gosc. Zjedlismy jeszcze razem po lodzie (robil starszy Niemiec) i sie pozegnalismy jak starzy znajomi! Oto jego rower: Obejrzalem, co mialem obejrzec i ruszylem mostem przez rzeke Inn (te od Innsbrucku ) Gdy rzeka Inn wpada do Dunaju, zmienia on zupelnie kolor. Inn jeszt typowa rzeka gorska, wiec niesie inny typ mineralow. Dzieki niej Dunaj NIE jest juz taki “brazowy”, a robi sie (kolor wody) duzo lagodniejszy Jeszcze tylko kilometr i wjezdzam do Austrii Czuje lekki niedosyt, bo nie sprobowalem piwa z Passau, na ktore sie mocno nastawialem. Kawalek przy rzece Inn i pozniej juz dalej wzdluz Dunaju. Sciezka niestety asfaltowa Po kilkunastu km staje na pierwsze austriackie i zupe gulaszowa Po zjedzeniu, krotka siesta i czas jechac dalej. Garmin kaze skrecic w lewo, wiec przejezdzam przez zapore i okazuje sie, ze znowu jestem w Niemczech (a dokladnie w Bawarii)! Po chyba 200m za zapora, trafiam na piwo z Passau, ktore myslalem, ze mnie niestety ominie! Racze sie nim bardzo dlugo, majac chec na kolejne, ale zmuszam sie do odjechania z tego wspanialego miejsca Kilkanascie km asfaltem, az trafiam w las , gdzie jest zakaz jazdy rowerem. Lamie zakaz, jade dalej, ale jednak jest to szlak pieszy Chwile po tym zdjeciu idzie on w dol chyba ze 25% i to kamieniami!!! Moze gdyby nie to piwo (albo moze przez to, ze nie bylo kolejnego), to bym ten szlak zaatakowal. Zawracam jednak z podkulonym ogonem i Austriak przeprawia mnie na druga strone. Kupuje bilet (2,50) i jego nalewke (tez 2,50) Nalewke spozywam w srodku nurtu Dunaju, gaworzac sobie z Austriakiem Po przeprawieniu sie jade zacieniona strona, co jest bardzo mile, gdyz jest chyba ponad 30 stopni! Knajpa niestety zamknieta Po kilkunastu kilometrach znowu prom, ale tym razem “promowy” ma piwo. Dunaj tutaj sie strasznie “wije”, wiec kilometry leca, a na mapie sie prawie nie przesuwam. Po kolejnych kilkunastu km,kolejny prom. Tym razem promowy nie mial NIC . Na prom czekam z pania Austriaczka (na szosowce) i poniewaz jedzie w tym samym kierunku, umawiamy sie, ze pojedziamy razem. To byl blad, bo przy 33 km/h pani zaczyna “popuszczac” Musze zwolnic i jechac 28 km/h z “popuszczajaca” za mna pania Austriaczka. Dojezdzamy razem do Aschach, zegnamy sie, a ja znajduje nadbrzezna kawiarenke. Kupuje lody i piwko Siedze dobre 30 min. i wsiadam na ostatnie dzisiaj 10-12 km. Przejezdzam na druga strone Dunaju i po minieciu 3-4 wiosek, odbijam troszke od rzeki w strone noclegu. Zmawiam pokoj (dobrze “potargowalem”), biore pryche i schodze na kolacje. Na poczatek kroma ze smalcem i browar, pozniej knedle z morelami, na koniec hamburger i jeszcze jedno piwo Walnalem jeszcze lody (nalozyl wlasciciel, Martin) i poszedlem sie przejsc po okolicy. Po godzinnym spacerku wskoczylem do lozka i nie moglem dlugo zasnac (knajpa na dole i straszny upal bez klimy). Dzisiaj marne 131 km .
  8. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    DZIEN 4: Przed sniadaniem poszedlem obejrzec zaplecze browaru i przeszedl mnie dreszczyk, ale piwa na sniadanie NIE zamowilem Mapka regionu. W promieniu 20 km jest 14 browarow!!! Kolo zrobilem jeszcze przed snem, wiesz szybkie pakowanko i w droge. Troszke do tylu (do mostu), przeprawa na druga strone o jazda! Od razu zwirki Na Dunaju spotykam Rumunow. Mozliwe, ze spotkamy sie niebawem na ich wodach Piekna pogoda i spory ruch na wodzie ’ Tuchera juz kiedys pilem, wiec nie staje Dojezdzam do Regensburga i trafiam na bawarski slub Przesliczne miasto, ale nie mozna tracic zbyt wiele czasu. Zapytalem napotkanego kolarza o sklep rowerowy, bo skonczyl mi sie wosk do lancucha (zapomnialem napelnic moja buteleczke po Rumunii). Jazda na sucho to zadna przyjemnosc. Znajduje polecony przez niego sklepik i jak widza, ze jade na BASSO, dostaje wosk za friko i robia mi jeszcze podwoje espresso. Na scianie wisi moja ulubiona rama (BASSO SV) i stoi wiele innych pieknych Bassiakow. Zegnam sie (najpierw woskujac lancuch ) i ruszam dalej. W miescie pod katedra, polacy plasaja do religijnych piesni Po tej dawce rozrywki postanowilem sie upic. Musze powiedziec, ze trafilem na jedno z NAJLEPSZYCH piw, jakie w moim nienajkrotszym dotyczczas zyciu pilem. Po wypiciu, musialem posiedziec kilka minut, bo nie moglem dalej uwierzyc w doskonalosc spozytego trunku! Na 100% sprowadze sobie skrzynke!!! Niestety, przyszedl czas na dalsze krecenie. Zostawiam Regensburg i smigam dalej. Miaso jest zwyczajnie NADZWYCZAJNE! Czekam jeszcze na “zesluzowanie” rzecznego giganta i zostawiam to piekne miejsce za soba. Za miastem budowla, jako moze wzniesc WYLACZNIE nasz zachodni sasiad! Coraz wiecej wycieczkowcow, a ja sobie jade 15 m od nich Mijam ciagle piekne miejsca Ale czas tez stanac i zatankowac Gdy ja jade sobie gora walu (nie jest to zakazane) widzac po prawej Dunaj, to Niemcy poslusznie tam, gdzie jest strzalka dunajskiego szlaku (czyli dolem) Spotykam harmoniste, grajacego sobie skoczne melodie. Chwile slucham, nagrywam, pozdrawiam i jade dalej. Po harmoniscie kolejny stopien wodny i przeprawa na druga strone. i wjezdzam do przepieknego Straubing. Czas cos zjesc (i wypic). Jestem w Bawarii, wiec czas na weizena. Arcobrau i karkowka z knedlami (oraz oczywiscie z kiszona kapusta na cieplo) Wyjazd z miasta i sciezka niestety sie konczy. Trzezba jechac troche droga. Droga skreca jednak w okoliczne wsie, w ktorych leja piwo. 10 km po piwie pierwsza przeprawa promem Pozniej zwirkami przez wioseczki. i dojezdzam do celu podrozy. Szukam noclegu i zanim “wespne” sie 150 m w pionie, chlodze organizm przy miejskiej plazy. Miasto nazywa sie Deggendorf. Zakupilem bilety na kilka imprez Po piwku (i kupnie biletow) wspinam sie do pensjonatu, gdzie po prysznicu przychodzi czas na kolacje. Piekny widok na miasto i Dunaj z restauracyjengo tarasu Stawiam na schaboszczaka z kartofelsalat i weizena. A ze nie samym jedzeniem czlowiek zyje, to poprawiam hellesem i na deser mloda (choc niestety niezbyt piekna) Niemka robi mi loda Biore sie pozniej za pranie, bo moje ciuchy nie sa zbyt swieze po trzech dosc cieplych dniach. Rozwieszam pranko na balkonie (jest UPALNIE mimo poznego wieczoru) i ukladam sie spac. Dzisiaj TYLKO 145 km. Musze zwolnic, bo zbyt szybko dojade do Wiednia!
  9. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Niestety NIC z tym nie zrobie, ze piwa wytyczaja mi szlak 😉
  10. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    OK, DZIEN 3: Zgodnie z przypuszczeniami, pobudka byla srednio przyjemna. Zwloklem sie na sniadanie i zmusilem do spozycia wielu kolhydratow. Na moim stole krolowaly jednak przede wszystkim przerozne soki, do ktorych zmuszac sie nie musialem 😉 O 8.30 spokojny start. Zaczyna sie wielokilometrowymi, wspanialymi szutrami Rzeka jest juz dosyc szeroka, ale to ciagle nie jest jeszcze TEN Dunaj! Zaczyna sie seria zapor (Dunaj jest mocno uregulowany), ktorymi mozna przejezdzac na druga strone. Pozniej zaczynaja sie bawarskie miasteczka Przybytki tego typu na szczescie jeszcze zamkniete Kolejna zapora (tym razem z przeprawa) Po zaporze “wprowadzam sie” (swiadomie) w troszke trudniejszy teren. Smigam strona “niesciezkowa”, aczkolwiek dla gravela i MTB przejezdna Kilkanascie km roznymi chaszczami z nadzieja, ze jedyny mostek bedzie na swoim miejscu 😂 Mostek byl na miejscu (choc ledwo sie trzymal). wiec moglem kontynuowac wg planu. Troszeczke bokami mkne sobie dalej. Dookola dziwne rozlewiska i liczne doplywy Dunaju. Pozniej powrot na jedna z odnog I kolejna zapora Na szczescie TEZ zamkniete Ale w Donauwörth juz otwarte! Tym razem to mi sie naprawde nalezalo! Chwilke posiedzialem, zmienilem kurs na komputerku (od tego miejsca mialem juz jedna trase do konca) i ruszylem dalej. Zaczelo sie robic cieplo. Tutaj tez jeszcze bylo zamkniete 😂 Znowu odjazd od Dunaju (rozlewiska i doplywy) Chwila relaksu z kolezankami Kozy naleza absolutnie do moich faworytow w swiecie zwierzat 😂 Dojezdzam do miasteczka Neuburg an der Donau i robie zakupy sniadaniowe, ktore spozywam niespiesznie na lawaczce przy Dunaju. Klasyczna niemiecka fleischslat i preclobodobne pieczywo. Po chwili lenistwa ruszam dalej. Zblizam sie Ingolstadt, czyli ojcowizny marki AUDI Przejazd przez miasto raczej nieciekawy Odwiedzam muzeum policji bawarskiej i smigam dalej Za Ingolstadt duze sklady Bundeswehry i piekny szlak Jeszcze dalej za miastem, miejscowe elektrownie (tak to przynajmniej wygladalo) Po tym dosc strasznym widoku zaczynaja sie znowu widoki bajkowe Jako, ze dzisiaj bede przejezdzal przez Weltenburg, zaczynaja sie przede mna pojawiac OLBRZYMIE plantacje chmielu! Az sie chce szybciej jechac 😂 Jade miedzy tym chmielem i mysle tylko o jednym 😂 Mijam ruiny rzymskiego siedliska (tutaj konczyla sie granica Imperium Rzymskiego) Czuje, ze zlapalem gume, ale do Weltenburga mam moze z 5-8 km. Postanawiam dopompowywac (spada bardzo wolno) W koncu (bardzo kiepskim kawalkiem drogi) dojezdzam do najstarszego na swiecie browaru klasztornego! Oszczedzalem sie na ten moment CALY dzien! Najpierw zamawiam weizena, a po weizenie “dunkla” Ogladam caly przybytek ze wszystkich stron I przy wyjezdzie place natychmiasowa kare za wypicie DWOCH piw Niestety ostatnie 8 km (do noclegu) bedzie mocno pofaldowane. Tym co mnie ciagnie i daje energie na te podjazdy jest to, ze spie dzisiaj w hotelu-browarze 😂 W koncu w dol i dojezdzam do Kelheim, a dokladnie to do sasiedniego Affecking. Co robie najpierw? Tego chyba NIE musze tlumaczyc 😂 Pozniej zjadam porcje miejscowego jadla I testuje wiekszosc miejscowych produktow. Przed snem latam dwie detki (znajduje resztki malutkiego kolca w oponie) i po sprawdzeniu, ze trzymaja, klade sie spac. Wyszlo dzisiaj 172 km
  11. To w koncu licencyjny Wright r-1820 Cyclone. Montowany byl m.in. w B-17 (Latajaca Forteca).
  12. jarek996

    LATANIE MALMÖ

    Ale prawidlowo jest wlasnie Espas! A co do podrozowania, to sie w zupelnosci zgadzam. To auto nas nie wiezie, ono nas NIESIE 😉
  13. jarek996

    LATANIE MALMÖ

    Wiem, ale na swoje "Reno" nie mowie "Reno", tylko "Espas"😉 Oczywiscie, ze tak! Najpierw (raniutko), bylem na lotnisku ROWEREM 😄 To zmotoryzowany KULBUTIN. Lata WYSMIENICIE !!! Nic, nigdy nie latalo mi tak fajnie, jak ten model. Mozna i poszybowac i pozap.....ac.
  14. jarek996

    LATANIE MALMÖ

    Koledzy, bylem dzisiaj POLATAC! Pierwszy raz w tym roku😳 Zabralem Badassa i caly czas czulem, ze czegos zapomnialem. Okazalo sie, ze zapomnialem kabinki. Bez, raczej latac sie nie da, ale ja mam w zyciu szczescie (ktore tym razem okazalo czyims nieszczesciem). Jak sie rozkladalem, to jeden z kolegow akurat rozbil swoj model, wiec jak go ogladal na stole, to zapytalem, czy zostawia sobie kabinke. Powiedzial, ze NIE, wiec dzien byl uratowany. Nozyczki (przycialem ja mocno, bo byla OGROMNA), tasma i nagle mam piekna kabinke (ktora trzeba odklejac do kazdego kolejnego lotu w celu zmiany akumulatora 😄). Nogi podczas ladowania mi sie trzesly jak nowicjuszowi, ale po 2 ladowaniach bylo juz normalnie. Mam nadziej, ze jeszcze w tym roku posmigam (ale juz ze swoja kabinka)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.