Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 552
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Odpowiedzi opublikowane przez jarek996

  1. OK, moze tego nie widac po liczniku, ale noga nie chciala krecic. Czulem caly czas, ze jest INACZEJ, jak zwykle. Pierwszy dzien trasy WIeden- BUDAPESZT moglbym krecic 24 godz. Wszystko szlo SUPER (nawet srednia, jak na taki dystans i w 75% zwirowe podloze). Jazda mnie tam CIESZYLA, a wczoraj to byla jakas meka. Na szczescie mam takie moze 2 dni w roku, wiec juz o nim zapomnialem ?

    Teraz czytam o Dunaju w czesci niemieckiej i austriackiej, zeby NICZEGO nie pominac. Tutaj ciekawy artykul na temat zrodla Dunaju:

     

    Źródła Dunaju. Gdzie tak właściwie są i czy... w ogóle istnieją? - tamBylscy

  2. W czwartek BARDZO ciezki trening (z interwalami pod gore), wczoraj ciezkie 55 km, a dzisiaj 133 km w temp. 7 stopni, ale z arktycznym wiatrem. Dawno tak nie dosatalem w dupe. W sumie to sie jeszcze po czwartku "nie zagoilem". Dzisiaj tak po 80 km to zaczalem umierac, ale sie nie poddawalem i bylem ciagle na zmianach. Jeden z najgorszych dni w siodle w tym roku ?

     

     

    IMG_4308[1].JPG

  3. 2 godziny temu, Paweł Prauss napisał:

    A jakie masz spalanie?

    ile piw na przejechany rowerem kilometr?

    u mnie oscyluje to w zakresie 1/1 albo i może bliżej 2/1 (piwo/kilometr) ?

     

     

    Najwiecej to chyba raz w Albanii machnalem: 100 km i chyba z 12 piw (w tym moze ze 3 male, 0,33).

    Mam tez dni, ze wypijam 6 piw i WCALE nie jezdze ?

    • Zmieszany 1
  4. W dniu 16.04.2024 o 06:49, young napisał:

    próbowałeś mnóstwo piw

    Picie tych piw, sprawia mi wieksza frajde jak pedalowanie, ale zeby NIE patrzec na siebie, jak na alkoholika, podlaczylem pod picie piwa, jazde na rowerze ?

    • Lubię to 1
    • Haha 2
  5. W dniu 15.04.2024 o 19:50, young napisał:

    jesteś zboczony

     

    Lepiej chyba byc TAK zboczonym, jak czaic sie w ciemnej uliczce na przechodzace niewiasty ?

     

    Dzien drugi:

     

    Dzien drugi:

    Pobudka o 8.00, leniwa toaleta, pakowanko i w droge. Temperatura pewnie okolo 16-17 stopni, bo nie czulem zadnego dyskomfortu (jadac na krotko). Dojezdzam do Dunaju (9 km) i w ostatniej miejscowosci robie zakupy (sniadanie). Jade jeszcze z 6 km, do miejsca gdzie rozpocznie sie PRAWDZIWY Dunaj (poczatek byl przy jednej z setek odnog i kanalow rownoleglych). Znajduje magiczne miejsce i zjadam DUNAJSKIE sniadanko.

     Siedze tak sobie z dobre pol godzinki (moglbym znaczbnie dluzej), ale wiem, ze przede mna jeszcze 170 km, wiec wskakuje na rumaka i jazda! Jade wspaniala droga prowadzaca walem. Niezly asfalt, czasem plyty betonowe, a chwilami zjezdzam ponizej walu (od strony rzeki), zeby posmigac zwirkiem. Mijam czasem kolarzy, ale wiekszosc raczej w przeciwnym kierunku. Po chyba 30 km dojezdzam do Komarna, a w sumie to nie dojezdzam, bo mostem wjezdzam na wiegierska strone (Komarom) i dalej dojezdzam (3-4 km) do starego mostu laczacego miasta, po przekroczeniu ktorego wjedzam z powrotem na Slowacje. Staje w centrum i MUSZE wypic piwo (jest juz naprawde goraco!) i zjesc loda. Pozniej jade obok miejscowej twierdzy, , a dalej droga wzdluz Wahu (ktory tutaj wplywa do Dunaju) przekraczam most na Wahu i z powrotem ku Dunajowi.
    Przy moscie na stacji tankuje bidony. Dalej pieknymi i pustymi sciezkami na wale (choc nie zawsze pustymi, bo czasem mijalem “skejterki”. Dojezdzam (po wielu, wielu km) do pieknego miasteczka (Radvan nad Dunajem) lezacego nad sama rzeka i zamawiam browca (goraco!!!). Mijam miejscowe winnice i krece dalej w strone Sturova-Esztergom. Wjezdzam  do Sturova “od tylu” ( nie da sie przy samym brzegu) i postanawiam cos zjesc i oczywiscie napic sie ostatniego slowackiego piwa. Zamawiam bryndzowe haluszki, bo choc jestem u Madziarow, to jednak jest to SLOWACJA (choc nie mowie tego glosno). Pozniej przejazd przez most i laduje w Esztergom. No i teraz mam dwie opcje. Moge dojechac jeszcze 10 km (tak aby dojechac na wysokosc SZOB, zeby polaczyc odcinki z zeszloroczna trasa) i wrocic do Esztergom, a pozniej pociagiem do Budapesztu, lub dojechac te 10 km, i wspinaczka w “gory” + jeszcze 60 km pedalowania. Po BARDZO krotkim namysle (w sumie to sie nie namyslalm, bo wiedzialm ZAWSZE, ze bedzie tylko jedna opcja), wybieram opcje druga (czyli rowniez pierwsza, bo JEDYNA ?). Ruszam wiec dalej brzegiem do miejsca ktore lezy (przeprawa promowa) naprzeciw Szob. Po 10 km dojezdzam do CELU podrozy. Na drugim brzegu miasteczko Szob, czyli miejsce gdzie rozpoczalem (w zeszlym roku) jazde w strone Belgradu. Pozostaje przebic sie do Budapesztu. Obieram wiec kierunek na Pilismarot i tam rozpoczynam upalna wspinaczke. Gubie jadacych ze mna szosowcow :open_mouth: (no a ja przeciez zaden goral i do tego na gravelu z bagazami) i tlocze sie na 600mnpm. Fajny asfalt, droga zamknieta dla ruchu samochcodowego. Upal niesamowity i gdy myslalem ze juz koniec meczarni (droga laczy sie tutaj z normalana z ruchem samochodowym) pozostaje niestety 300 m poprawki. Wjezdzam na najwyzszy punkt wyprawy (600 mnpm) i zjazd do Pilisszentkereszt. Pozniej znowu krotko pod gore (widze przed soba goscia na MTB, ale ledwo, ledwo sie do niego zblizam. Jak dojechalem, okazalo sie , ze on “na wspomaganiu” :joy:) i ostry zjazd w Pilisszanto. Dalej lekko pofaldowanym terenem w strone Budy. Przekraczam Dunaj Mostem Margarety i momentalnie znajduje miejsce z piwem, ktore serwuje tez Zubrowke!!! Pozniej ostro przez Budapeszt w strone lotniska, gdzie znajduje sie moj hotel. Wyszlo dzisaj 179 km (bardzo wakacyjnym tempem). Dlugi prysznic i wlacza mi sie ssanie. Ide wiec do kanjpy w pobliskim pensjonacie (w moim hoteliku kuchnia juz posilkow NIE wydaje) i zjadam wieprzowine po cygansku, popijajac transylwanskim piwem. Pozniej jeszcze troszke klikanka i spac.
    Rano zakupy w pobliskim sklepie i jazda na lotnisko (10 min) obok muzeum lotnictwa na odkrytym powietrzu. Skladanie rowerka, nadanie rowerka i 1,5 godziny wolnego przed lotem.

     

    IMG_4167.JPG

    IMG_4169.JPG

    IMG_4173.JPG

    IMG_4176.JPG

    IMG_4177.JPG

    IMG_4178.JPG

    IMG_4180.JPG

    IMG_4181.JPG

    IMG_4183.JPG

    IMG_4187.JPG

    IMG_4191.JPG

    IMG_4204.JPG

    IMG_4206.JPG

     

    IMG_4208.JPG

    IMG_4213.JPG

    IMG_4214.JPG

    IMG_4221.JPG

    IMG_4225.JPG

    IMG_4232.JPG

    IMG_4237.JPG

    IMG_4240.JPG

    IMG_4238.JPG

    IMG_4228.JPG

    • Lubię to 4
  6. Wyladowalem po poludniu (17.00), "zdalem" torbe w hotelu gdzie bede spal przed powrotem i popedalowalem do centrum. Wypilem kilka piwek, zjadlem kolacje w tunezyjskiej knajpie i poszedlem lulu (zasnalem dosc szybko). Pobudka o 6.00, toaleta i 400 m rowerem na dworzec Keleti. Kupilem bagietke, piciu i do pociagu (relacji Budapeszt-Zurich). W pociagu mieli cudowne piwa, wiec zgrzeszylem i jedno sobie "zmeczylem".
    Przebralem sie w toalecie i w Wiedniu od razu atak na Donau. Najpierw z 10 km wyspa ciagnaca sie prawie przez caly Wieden, a potem przeskok na polnocny brzeg, no i zaczyna sie jazda walami!
    Austriackie waly maja co kilka km knajpy dla rowerzystow, wiec na wysokosci wiedenskiego lotniska staje i wale browca. Dalej kilometry zwiru i bardzo grubego (dziurawego) asfaltu. Kilka razy przejazd przez miasteczka (piekne) gdzie dzisiaj widac bylo tlumy aktywnych turystow (kolarze, wrotkarze, SUPiarze, kajakarze i inni). No i po 65 km podlaczam sie do slowackiej “ustawki” i walimy do Bartyslawy takim tempem, az mi prawie przelozen zabraklo!!! Dojezdzamy do Bratyslawy, gdzie staje na browca, a po 5 km znajduje fajna knajpe. Wciagam rybke i po krotkiej przerwie mkne dalej. 25 km sciezki z tlumami rowerzystow, wiec wskakuje na zwykla droge. Przerwa na napoj (NIE piwo) i skrecam na wyspe miedzy prawdziwym Dunajem, a tym przegrodzonym zapora w Gabcikowie. Jade amazonskimi klimatami, przeprawiam sie wielokrotnie przez brody i w koncu (po przerwie na piwo) przekraczam zapore w Gabcikowie. Do celu podrozy mam ze 25-30 km, wiec wypijam moj ulubiony napoj Vinea i mkne dalej. Znajduje nocleg (u bylego czechoslowackiego chodziarza). Zmykam szybko na termalne kapiele, bo mam jeszcze tylko 2 godz. (wypedzaja z wody o 19.30). Grzeje organizm, schladzajac go piwem w basenowym barze. Po kapielach ide na flaki ze szprycerem, a teraz zastanawiam sie  gdzie pojsc na prawdziwa kolacje.  158 km ze srednia 28,2 km/h.


    IMG_4079.thumb.jpeg.073383cee2626da790016c6797da2fc8.jpegIMG_4082.thumb.jpeg.dd0674d925fd8f6841ab20f929e9614b.jpegIMG_4085.thumb.jpeg.9a11b81dbbd04c9c6a2b3db386426d89.jpegIMG_4087.thumb.jpeg.450e5ab0aa2f776868f93f1fbdec7e2d.jpegIMG_4092.thumb.jpeg.e06a9b8aa0cd14ba0cb4bcb604d342fe.jpegIMG_4093.thumb.jpeg.19a3ce4738b0931adec5b3a6264455be.jpegIMG_4108.thumb.jpeg.1e7e4f32cd77d1d03ed05f198a6ffe3c.jpegIMG_4112.thumb.jpeg.c8ca3ba5805d19e46614820acdded9d7.jpegIMG_4114.thumb.jpeg.4481ad0944b7fc5009dd079c3dccafd4.jpegIMG_4124.thumb.jpeg.913a5f82f9493acd33363730a1f34b04.jpegIMG_4125.thumb.jpeg.707ff3590fbdff23b0c5598f79e39c90.jpegIMG_4132.thumb.jpeg.dc4e32f10bb5a71629a845b1c3a59dbc.jpegIMG_4137.thumb.jpeg.78ec050615aafd9df3fc55fc67a989d5.jpegIMG_4142.thumb.jpeg.eac0e1119425f92e34dd6337be88db93.jpegIMG_4149.thumb.jpeg.7d09a76aa5987f22360f2f3d5e418154.jpegIMG_4152.thumb.jpeg.d417157a47083af1059f5bcb75255360.jpeg

    • Lubię to 3
    • Dzięki 1
  7. Ja jutro lece do Budapesztu, spie gdzies w centrum, a rano ruszam pociagiem do Wiednia. Z Wiednia pedaluje wzdluz Dunaju (przez Slowacje) z powrotem w strone Budapesztu. Poniewaz ma byc tam 28 stopni (w niedziele), musialem uciec z wyjatkowo zimnego w tym roku Malmö. Pozostanie mi (jesli chodzi o Dunaj) odcinek od zrodla do Wiednia i od Vidina (w Bulgarii) do delty. Moze sie uda w TYM roku!

    Zrobielm totalny przeglad roweru i wymienilem lozyska sterow, caly suport, linjke przerzutek i owijki. Do tego ODPICOWALEM rower przed sezonem i mam nadzieje, ze mi sie w trasie odwdzieczy. Dzisiaj bede sie pakowal, bo wylatuje jutro o 15.00, a musze popracowac do 12.00, wiec czasu na pakowanie NIE znajde. 

    Oto planowana traska (2 dni w siodle). Nocleg w pkt. nr 50 na mapie (Velky Meder).

     

    https://en.mapy.cz/s/lefefodeko

     

     

     

    IMG_4027[1].JPG

    • Lubię to 2
  8. Nie bylo seteczki, bo przyszlo tylko 3 kolesi (znacznie slabszych). Pojechalem z nimi 20 km, a potem ruszylem sam. Mialem dzisiaj TZW olowiane nogi, wiec jechalo mi sie bardzo ciezko. BARDZO!  Nawet nie walczylem o zadne srednie ITP.

    No OK, o przezycie tez nie walczylem, ale nawet przez chwile nie pomyslalem, zeby zrobic 100km. Wyszlo dokladnie 79,5 km.

    • Lubię to 1
  9. Dzisiaj rano wsiadlem na szosowke i pognalem, przed siebie. Poniewaz wial WSCHODNI wiatr (bardzo rzadki u nas), wiec udalem sie na wschod, biorac go od samego poczatku na klate . Jechalem jak wsciekly, uda piekly, ale pomyslalem, ze dam ognia, az do momentu jak skrece na polnoc. Niestety po 35 km zerwlem linke tylnej przerzutki. Zamocowalem ja na trybie 14, naciagajac reka i zaciskajac zamykaczem kola. No i na tym przelozeniu (53-14) pociagnalem dalsza czesc. Wjezdzajac pod niektore gorki, czulem jak mi sie uda zapiekaja, ale na szczescie nie byly one na tyle wysokie, zeby sie zapiekly na dobre ?. Gdy zaczalem zawracac powoli w strone domu, mialem taka kadencje (z wiatrem), na ktorej NIE lubie jedzic. Wole zdecydowanie nizsza, a dzisiaj mialem istny mlynek. Wyszlo tego 104 km w nienajgorszym tempie, jak na jedno przelozenie. Jutro jade z klubem o 10.00. Tez bedzie seteczka.

     

     

    IMG_3862.JPG

    • Lubię to 1
    • Dzięki 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.