Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 556
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Odpowiedzi opublikowane przez jarek996

  1. 12 minut temu, Granacik napisał:

    Nie tylko wschodnie narody.

     Alez oczywiscie . Portugalia przeciez BACALAO stoi . Chodzilo mi w moim poscie o "drobnice" . Te rusko-ukrainskie , to raczej bardzo male rybki.

     

    Godzinę temu, d9Jacek napisał:

    allo, allo....Ukraińcy to nie Rosjanie..

    Zapomnialem ich "rozdielic" ?

    Milosc do suszonych rybek u nich taka sama .

  2. W dniu 7.09.2021 o 13:52, d9Jacek napisał:

    Niemcy z tego co wiem uwielbiaja wędzone ryby...? 

     

    Natomiast suszone uwielbiaja Rosjanie ! Jadac rowerem przez Ukraine , mozna w kazdym doslownie kiosku kupic suszone rybki w woreczkach foliowych ( jakie ? tego sie nie dowiesz ? ) . Oni traktuja to jako przekaske do piwa , czy mocniejszych trunkow. Takie naturalne chipsy ?

  3. W dniu 7.09.2021 o 12:47, d9Jacek napisał:

    Jarku,

    wpisz w wyszukiwarkę " Bradley Digital Smoker "...a pózniej porozmawiamy:)

    ps.

    a co do smaku wędlin w Niemczech ..hmmmm........

    w Rottenburgu ,właśnie w Szwarcwaldzie  jadłem  takie  wędliny i wyroby wędliniarskie jakich  nigdzie indziej nie jadłem A niemieckie pasztetowe , wątrobianki i inne podobne nie mająsobie równych....ot rózne gusta i ....

     

    No i niemieckie metki !!!

  4. 2 godziny temu, d9Jacek napisał:

    ....wiesz, ja mojej Matce pociąłem  autentyczny szyfon jedwabny -spadochronowy - miała odłozony cały bryt, oczywiście na bluzki  a ja  z tego jedwabiu zrobiłem  oczywiście spadochron :)

     

    Ja kiedys "pozyczylem" pieniadze ze skarbonki siostry , zeby zrobic sobie korkotrampki ( bylo ciezko dostac , jak wiecie ) . Poszedlem do 1001 drobiazgow , kupilem 26 korkow ( z korka ) i w domu przykleilem to butaprenem do trampek ( wg wzoru z kolegi "oryginalow" ). Wraca siostra do domu , i nagle slychac wrzask . GDZIE SA MOJE PIENIADZE !!! Ojciec pyta : wziales ? Ja na to ; NIE  . I tak 3 razy pytal , az  w koncu "peklem". Pyta sie wiec ,  na co mi byly potrzebne. Opowiedzialem historie z "korkotrampkami" , a on na to ; jak w nich staniesz i sie nie "rozjada" to zapominamy o sprawie i ja oddam jej te kase , a jak sie "rozjada" , to lanie . Wyjmuje moje "korkotrampki" z szafy ( pelen wiary w moc butaprenu ) , wkladam , staje ......... i sie "rozjechaly" . Lania w kazdym razie nie dostalem ?

     

    Moja siostra z kolei wyciela mamie nozyczkami "wzorek" w ponczochach , ktore ojciec przywiozl z delegacji z Wa-wy ?

    No i kiedys nozem wyryla na tylach krzesel numerki , bo chciala zrobic u nas  "kino" ( TV mielismy jako jedni z pierwszych w okolicy ) i zarobic na biletach ?

  5. W dniu 28.10.2021 o 23:02, young napisał:

    Fajnie oddajesz atmosferę miejsc, masz zadatki na książkę :).

     

    To sa tylko GIGANTYCZNE skroty , tego co chcialbym opisac. Nie czuje sie zadnym "pisarzem" ( ? ) , ale o czyms w formie reportazy kiedys faktycznie myslalem. Jak znajde czas to moze zaczne ( bylaby to chyba Gruzja ). Jak cos z tego wyjdzie , to na 100% sie "pochwale"

  6. W dniu 25.10.2021 o 07:21, mr.jaro napisał:

    Super, Jarek!

    Ja bylem w Rumunii pierwszy i ostatni raz prawie czterdziesci lat wczesniej, ale z Twojego opisu wynika, ze pewne rzeczy, choc z pewnoscia nie wszystkie sie tam do dzisiaj nie zmienily.

     

    Czytam wlasnie ksiazke  Bukareszt ( Kurz i krew )  ?

     

     

    Sniadanko zamowione na 7.30 . Wiejskie jajka sadzone , boczus , rumunskiesery , ogrodowa papryka i pomidory , a do tego kawa po turecku ?   

    Wielkiego pospiechu nie mamy , bo dzisiaj tylko 113 km i wiekszosc z gory , poza kiloma zmarszczkami , 
    Po sniadaniu ubieramy sie powoli i opuszczamy nasz pensjonat.

     

    IMG_6883
     

     

    Na dzien dobry wspinaczka w pione okolo 80 m , kilka serpentyn i wjezdzamy na plateau .
    Fajnymi wioskami przy bijacych dzwonach ( niedziela ) smigamy ( ciagle lekko w dol ) az sie kurzy. Co kilka wsi jakas zmarszczka ( krotkie , ale faktycznie takie po 15-18% ) , potem znowu zjazd i lekko z gorki. Pogoda wspaniala ( juz z rana bylo okolo 18 stopni ) i widac ( i czuc ; temperatura + widoki ), ze gory sie powoli koncza , mimo ze teren dalej mocno pofaldowany. Spotykamy pojedynczych kolarzy ( raz nawet jakas trojke ) , ale na drogach raczej pusto. Krotkie odcinki szutrow sie tez zdarzaja , ale raczej jako przecinki miedzy wiochami. Mijamy bokiem Ploiesti , gdzie w oddali widac dymiace kominy miejscowej rafinerii . Zatrzymujemy sie w sklepikach , jemy winogrona i brzoskwinie ( zdobyczne ) , a koledzy wala jakies piwka

    IMG_6881
     

     

    Ja wypijam tylko jedno , bo za kilka godzin bede juz siedzial w samochodzie . Widac , ze zbliza sie Bukareszt , bo coraz wiecej terenow przemyslowych , farm slonecznych ITP. W koncu wjezdzamy do wsi Peris , ktora jechalismy w gore ( tyle ze za nia odbilismy w lewo ) . Trafiamy na jakies poprawiny , gra rumunska orkiestra , ale goscie maja dosys wymeczone twarze i widac , ze chcieliby byc juz w domach. Mijamy rzymskie obozowisko z gigantycznymi namiotami rozbitymi nad rzeka. Nie ma jak zrobic zdjec , bo dzieciaki i mlodziez nas bacznie obserwuja . Henrik udaje , ze ma cos z rowerem , zeby sie lepiej przyjrzec tej “atrakcji” . W wsi robie zdjecie kozom , moim ulubionym zwierzetom

    IMG_6834
    ( to takie moje podrozne hobby) , a babcie ktore siedza na laweczce pokazuja oboz w oddali i mowia : cigany , cigany ?
    Zegnam sie z kozami i jedziemy dalej. Zaczynaja sie dalekie przedmiescia Bukaresztu i robi sie coraz smutniej . Widzimy to samo , co widzielismy wyjezdzajac stad dwa dni temu i dociera do nas , ze za godzinke , dwie bedzie koniec naszego wyjazdu. Dojezdzamy do Hiltona , odbieramy kartony i z lekkim smutkiem pakujemy rowery. Poniewaz nie jestesmy jeszcze glodni , postanawiamy pojsc na lotnisko i odprawic chociaz rowery. Okazuje sie , ze pan “roentgenowy” przyczepil sie do nabojow CO i musimy je wyjac z pudla. Twierdzi , ze nie mozna , choc WIZZAIR zezwala na 2 szt. Nie mamy sily sie “silowac” , wiec wyciagamy i zostawiamy mu na pamiatke. Idziemy cos pojesc w lotniskowych restauracjach , jakies zakupy , troche czytania wiadomosci i mozna sie powoli odprawiac . Dwie godziny z hakiem i samolot uderza kolami o pas w Sturup. Szybka odprawa
    ( powrot z POZA Schengen ) , ladujemy kartony z rowerami do samochodu i wspominamy najfajniejsze momenty wyjazdu . Dla mnie wyjazd konczy sie zawsze , jak wezme w domu prysznic i wypiore wszystkie ciuchy. Robie to jednoczesnie , wiec w sumie po 20 min moja wyprawa dobiega definitywnie do konca. 

       W trzy dni zrobione 405 km i 4280 m przewyzszenia. Wspaniale widoki , cudowna natura , ale skazona niestety rumunskim syfem. Jedno jest pewne ; do Rumunii wroce jeszcze wielokrotnie , gdyz jest to kraj CUDOWNY rowerowo , a ta cala “otoczka” wcale mi nie przeszkadza , bo wiecie przeciez , ze kocham kraje UPADLE ?

    • Lubię to 1
    • Dzięki 1
  7. 1 godzinę temu, czarobest napisał:

    Mam też nieciekawą wiadomość, że moja miejscówka do odpalania (kto oglądał filmy, ten kojarzy ;)) może wkrótce zamienić się w jakieś osiedle, bo lasek wykupił deweloper :(

     

    Koniec z odpalaniem wsrod brzozek ? 

  8. Wstajemy o 7.00 , szybka toaleta i “proba” powietrza na zewnatrz. Jest 7 stopni , ale niebo juz czysciutkie , wiec nie bedzie tak zle. Pan ktory byl wczoraj “taki sobie” dostal niezle zjeby od wlascicielki ( nie wiem za co , ale moge sie tylko domyslic ) . Mimo kaca widocznego w oczach, zaserwowal nam niezle sniadanie. Przebieramy sie , “pobieramy” rowery z garazu i od razu ( na rozgrzewke ) wjazd 50 m w pionie . Atak psow na “przeleczy” i wjezdzamy w las . Chwila lasem i zjazd chyba 35 % do rzeki , ktora trzeba “przeskoczyc”

    IMG_6805
     
     
    IMG_6804
     

     

    Gdy wyjezdzamy z powrotem na asfalt , ukazuja nam sie gory Bucegi w calej swej okazalosci :

     

    IMG_6801
     

     

    Zjezdzamy do Busteni , zalanie bidonow i w las ( ale najpierw kilka 20% podjazdow w samym
    miescie ) . 5 km asfaltu prowadzi nas na ostatni parking przed gorami i tutaj wlasnie widzimy  szyldy NIE KARMIC NIEDZWIEDZI .

    Wjezdzamy w las , kamienny szlak ostro pnie sie w gore , by po 2-3 km zakonczyc sie w taki sposob :

     

    IMG_6880
     

     

    Szlak zlal sie w “jednosc” z gorskim potokiem i nagle koniec jazdy. Postanawiamy znalezc droge alternatywna , ale czekaja nas piesze wspinaczki lasem po stromiznach ponad 45% !!! Ledwo mozna isc w gore ! Znalezienie nowej drogi zajmuje nam prawie 2 godz !   Przez to musimy zmienic troszke plan , ktory by i tak nie wypalil. Droga ( lasem w dol do Bran ) ktora miala byc czynnym szlakiem , to zarosnieta skalista “slizgawka” z chyba 30% w dol . Miala nas zaprowadzic do jakiejs szerszej , ale rezygnujemy i jedziemy asfaltem do Bran ( przez Rasnov) , do ktorego mielismy zajrzec PO wizycie w Bran .

    Lesne “wspinaczki” :

     

    IMG_6808
     
    .
    Zjazd jest wspanialy , masa serpentyn i w koncu wjezdzamy na przedmiescia Rasnov. Walimy od razu na Bran ( droga NIE dla rowerow ). 13 km czasowki i ladujemy w stolicy wampirow :

     

     

    IMG_6809
     

     

     

    IMG_6813
     

     

    Natychmiast wyrastaja nam zeby i slonce zaczyna niemilosiernie piec odkryta skore :

     

    IMG_6815
     

     

    Ludzi straszne tu ilosci ( jest sobota ) , wiec ogladamy szybko zamek , zjadamy hamburgera z ludzkiego miesa , kukurydze polana krwia ( zamiat

    keczupu ) i ruszamy z powrotem do Rasnov. Znowu czasowka ( zakaz jazdy rowerem , wiec pedzimy jak samochody ) , przejazd przez Rasnov i niestety z braku czasu zmiana planow. Nie wjezdzamy na Poiane Brasov , ale walimy dolem ( dalej czasowka ) do Brasov . To wszystko przez strate 2 godzin na lazenie po rumunskich lasach . Robie tylko zdjecia Rasniovskiej fortecy i i smigamy dalej.

    IMG_6823
     
     
    IMG_6826
     
     
    IMG_6827
     


    Drogami wsrod fabryk wjezdzamy do Brasova i jedziemy na stare miasto cos wypic i posiedziec w jakiejs kawiarence. Zjadamy po lodzie ( nie w kawiarence , tylko na schodkach lodziarni ) i kierujemy sie strone Sacele. Droga ciagnie sie przedmiesciami Brasova kilkanascie km i w koncu wjezdzamy do miasteczka Sacele. Jest to na razie NAJCZYSTSZY kawalek Rumunii. Pomalowane sa nawet krawezniki !  Przedmiescia Sacele na wylocie z miasteczka , to jednak dzielnica rzymska i tam obraz zmienia sie o 180 stopni . Wypijamy  Cole na rzymskim ryneczku i walimy w gore . Po kilkunastu kilometrach skrecamy w las i czeka nas wspinaczka z 600 na prawie 1300 m , szutrowo - kamienna droga . Chwilami sa 25% kawalki i trzeba niezle cisna zeby nie stanac. Pogoda wspaniala , cisza totalna i do tego cudowna okolica . W koncu zdobywamy przelecz i zaczyna sie zjazd do doliny Doftana. Zjazd gravelem na takiej drodze to niezle wyzwanie ! Na MTB siadlbym w siodle i cisnal ile fabryka dala , ale na takim podlozu ( gravelem ) tak sie nie da. Trzeba znalezc odpowiednia predkosc , zeby nie wpasc w rezonans , bo wtedy ciezko trzymac

    kierownice ?
    Pozostaje nam okolo 40 km w dol ( czasem troszke w gore ) . Z tych 40 km , 25 km to kamienie , reszta kiepski asfalt . Jemy kolacje we wsi Traisteni i tutaj zamawiamy pierwszy raz ( po glownym posilku ) , "magiczny" rumunski deser , czyli Papanasi . Sa to paczki , ale w ciescie maja tez wmieszany jakis serek.

     

     

    IMG_6832
     

     

    Polane sa wspanialym , domowym dzemem z wisni o konsystencji miodu.
    Wypijam do posilku ( pstrag z miejscowej rzeki ) winko ( i piwko ) , trosze jeszcze odpoczywamy  i przed nami ostatnie 20 km do pensjonatu w Lunca Mare . Po 40 min ladujemy w Lunca i tak oto konczymy nasz drugi “wampirzy” dzien .

     
     
    • Lubię to 1
  9. RUMUNIA 2021

     

     

    Wylot wieczorem z Malmö , ladowanie w Bukareszcie o 1.30 . Doczlapujemy sie do hotelu ( 1 km ) skladamy rowery  i wskakujemy do lozek okolo 3.00 ( czas w Rumunii posuniety o godzine )  . Spimy w przylotniskowym Hiltonie , pobudka o 7.00 , sniadanie okolo 7.30 . Przed nami 146 km i 1700 m przewyzszenia . Niby malo , ale polowa zwirami w lasach , wiec trzeba wziac poprawke. Najpierw jednak trzeba wydostac sie z Otopeni ( polnocna dzielnica Bukaresztu , w ktorej znajduje sie lotnisko ) . Jedziemy dzielnicami domkow ( ogrodzonych jak fortece ) , przy drogach ( i przed domami ) sterty smieci ( butelki , puszki , jakis gruz i Bog wie co ) . Rumunski smietnik wita nas juz od pierwszych kilometrow. Jedziemy przez jakies dziwne dzielnice , gdzie domy , lub bloki ( niektore ) stoja doslownie w srodku pola !

    Po kilkunastu kilometrach zaczynaja sie szutry i jazda w polach kukurydzy , ktora zaczyna juz przysychac i za chwile berdzie pewnie zbierana. Mijamy wioski , w kazdej atakuja nas stada psow ( te ataki , to raczej podbieganie z warczeniem , ale bez szarpania za lydke ) . Przy wiekszych bastardach stosuje sztuczke “gruzinska” , czyli staje ,  podnosze wirtualny kamien z ziemi i sie zamachuje na szczekacza. Pomaga w 100% .

    Widac , ze byly tak juz wielokrotnie potraktowanie i nie ida w pelne zwarcie ?.

    Wjezdzamy do cyganskiej wioski ( ale chyba jakiejs bogatszej ) , bo wszystkie domy murowane ! Syf niesamowity , ruch jak w ulu , a kolega Szwed jest w lekkim szoku ? .On dotychczas byl TYLKO w Polsce i Czechach , wiec wiele przezyc jeszcze przed nim . Jadac , pozdrawiamy wiekszosc mijanych rzymskich zaprzegow ( normalny i pelnoprawny srodek transportu w Rumunii ) , bo niewiadomo CO sie moze przydarzyc , a taki pozdrowiony na 100% nas zapamieta z dobrej strony . W koncu kolarzy , to tam naprawde jak na lekarstwo ( przez 3 dni minelismy moze ze 20 , z tego 10 osobowa ustawke pod Brasovem ) . Wioski wygladaja ZLE , domy otoczone koszmarnymi muro-plotami , standard “otoczenia” na stare

    3 minus. Poza wsiami sa dzikie wysypiska ( czesto plonace ) i to juz bylo ze duzo dla Henrika , bo az skomentowal , ze TAK nie powinno byc i jest to barzdzo smutne  ( i mial racje ) . Rumuni sa nieamowitymi brudasami jesli chodzi o srodowisko i niestety , to nie sa tylko Cyganie. W wioskach Cyganie mieszkaja zazwyczaj na koncu ( lub na poczatku , jak kto woli ) , a syf jest w CALEJ osadzie . Butelki , jakies czesci samochodowe , plastiki , palety . Generalnie k…a WSZYSTKO !!!  Szkoda ze mam bardzo malo zdjec , ale jadac we trzech , jest duzo ciezej stawac i dokumentowac zdarzenia.
      Droga zaczyna byc powoli pofaldowana , zaczynaja sie lasy , a czasem konieczne sa przeprawy przez rzeki , gdyz nasza droga tak prowadzi , a mostu brak !!! Dobrze ze sa miejsca z plytsza woda gdzie mozna przejechac , albo jakos przejsc , PRAWIE sucha stopa.

     

    IMG_6879
     

     

    W lasach mijamy czesto rzymskie zaprzegi z pozdrawiajacymi nas dziesiatkami mlodych Rzymian . Po okolo 60 km niesmialo proponuje kolegom pierwsze piwo i pada na :

     

    IMG_6787
     

     

    Smak zaden ( moze to przez moj brak smaku ? ) , ale chyba raczej nie , bo koledzy TYLKO wypijaja i jedziemy bez zadnego komentarza dalej. Zaczyna sie coraz ciekawiej “terenowo” , gorki robia sie coraz wyzsze , a drogi coraz bardziej krete :

     

    IMG_6793
     

     

    Jako ze jestesmy niedaleko Ploiesti , ktore alianci bardzo mocno bombardowali w czasie WW II ( przemysl naftowy i produkcja paliw , a nalezy pamietac , ze Rumuni byli po stronie Niemiec ) , wiec widoki rodem z Teksasu nie powinny dziwic ( ten to nawet PRACOWAL !!! ) :

    IMG_6794
     

     

    Coraz wiecej gor , ale na razie asfalt . Stajemy we wsi Talea . Pijemy jakiegos radlerka , krotka przerwa , podnosimy dupy , wsiadamy na rowery , a za zakretem asfalt “staje” deba ! Podjazd ma chyba ze 30 % i  300 - 400 m , za nim male wyplaszczenie ( tylko 20 % ?) , zakret i kolejna sciana .

    I tak jeszcze ze 4 razy !!!  Uda zapiekly potwornie , asfalt sie konczy i wjezdzamy w las :

     

    IMG_6797
     

     

    W lesie spotykamy stado pasacych sie ( dzikich ? ) koni :

     

    IMG_6798
     

     

    Do celu etapu ( miejscowosc Sinaia ) pozostaje moze ze 20 km lasem i 20 asfaltem . W lesie kolejne scianki , tetno idzie pod 90% , ale daje sie wjechac . dziury niesamowite , a na zjazdach to jest mordega ! Nikt jednak nie odpuszcza , bo BARDZO chcemy juz byc na asfalcie. Okazuje sie , ze do Sinaia bedzie jeszcze kilkanascie km pod gore ( 11km okolo 3-4 % , a reszta 6-8 % ) . Pozniej juz tylko z 5 km zjazdu serpentynami. Zakladam kurtke , bo jestesmy chyba na ponad 1100 m , godzina jest 18 z minutami  i zaczyna byc zimnawo . Czekamy na dole na Tomka ( on wspina sie zawsze troszke dluzej ) i myslimy powoli o znalezieniu noclegu. W Sinai nic nie rezerwowalem , bo to takie ich Zakopane i miejsc noclegowych jest bardzo duzo. W koncu dojezdza do nas Tomek i ruszamy do centrum JESC ( i pic ) . Znajdujemy knajpke , zamawiamy i walimy w miedzyczasie po dwa browce. Tomek jest wegeterianinem wiec zamiawia jakies tam swoje rosliny , a my z Henrikiem po wielkiej pizzy i jeszcze po piwku . Nagle zrobilo sie potwornie zimno , nasze ciala wykonczone sa po 146 km walki , wiec organizm wpada w lekki "telep". Siedzimy jeszcze chwile , sciemnia sie zupelnie , wiec zakladamy lampki ,  jakies ostatnie ciuchy i mamy 2 km do noclegu. Przyjmuje nas dobrze nawalony pan , od ktorego chyba nawet  ja ( przynajmniej w ten wieczor ) mowilem lepiej po rumunsku. ZMUSZAMY go do nastawienia budzika ( jego budzika ) na 7.00 ( biedny czlowiek , wstawac o 7.00 na takim kacu  !!! ) , bo sniadanie musimy jesc o 7.30 i zmykac o 8.00. Zasypaiamy jak bobaski , nie bawiac sie nawet naszymi Iphonami .

       P.S. Gdy rozpoczynalismy jazde ( rano ) , w Bukareszcie bylo moze z 18 stopni , w srodku dnia bylo okolo 24 ( i slonecznie ) , ale wieczorem ( wysokosc ) , temperatura spadla bardzo szybko do 8-10 stopni !!!

    IMG_6876.JPG

    • Lubię to 2
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.