![](https://rchubiq.eu/images/banery/pfmrc/pfmrc_rchubiq.gif)
![](https://pfmrc.eu/output2.gif)
![](https://modele24.pl/pfmrc/baner.gif)
![](https://modele.sklep.pl/images/banery/PFM1.gif)
![](https://pfmrc.eu/kawa.png)
-
Postów
4 556 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Odpowiedzi opublikowane przez jarek996
-
-
W dniu 3.12.2021 o 17:17, d9Jacek napisał:
poniżej raczej nie replika :https://www.ebay.de/itm/334232569182?hash=item4dd1d0455e:g:098AAOSw-6thn~x3
U nas jakis Niemiec od roku probuje sprzedac TO : https://www.tradera.com/item/302065/511552844/webra-7-6cc-twin-model-diesel-engine-
Cene ma troche zaporowa ( 700 EUR )
-
W dniu 12.09.2014 o 22:15, grzes napisał:
Witam .
Budowę rozpocząłem w Lutym 2012.
To poczekaj juz z oblotem do lutego 2022 . Bedzie przynajmniej jakas pelna rocznica ?
Podziwiam Cie za wytrwalosc . Tak dlugo, jak Ty ten model budujesz , to ja prawie z zadna baba nie wytrzymalem .
-
1
-
-
W dniu 2.10.2021 o 18:47, tytan12 napisał:
Przystojniacha,żonaty??
I tym oto pytaniem , Witek "wyszedl z szafy " ?
-
55 minut temu, yarun napisał:
"Mały Poradnik Hartownika"
Tego nie czytalem , ale czytalem za to "Mały Poradnik Harcownika" ?
-
-
13 godzin temu, MASK napisał:
A to?Klimat lekko "BUDGIEowski" ?
-
Mariusz ; Ty sobie z nami nie zartuj !!! Nie chce Ci sie konczyc silnika i chcesz sie nas pozbyc ?
Nie POZWALAMY Ci na to !
Pozdrowienia i jak najszybszego powrotu do tokarki ???
-
Przeciez nawet na skrzydle jest nalepka ; CANARY SPORT 40 ?
-
12 minut temu, Granacik napisał:
Nie tylko wschodnie narody.
Alez oczywiscie . Portugalia przeciez BACALAO stoi . Chodzilo mi w moim poscie o "drobnice" . Te rusko-ukrainskie , to raczej bardzo male rybki.
Godzinę temu, d9Jacek napisał:allo, allo....Ukraińcy to nie Rosjanie..
Zapomnialem ich "rozdielic" ?
Milosc do suszonych rybek u nich taka sama .
-
W dniu 7.09.2021 o 13:52, d9Jacek napisał:
Niemcy z tego co wiem uwielbiaja wędzone ryby...?
Natomiast suszone uwielbiaja Rosjanie ! Jadac rowerem przez Ukraine , mozna w kazdym doslownie kiosku kupic suszone rybki w woreczkach foliowych ( jakie ? tego sie nie dowiesz ? ) . Oni traktuja to jako przekaske do piwa , czy mocniejszych trunkow. Takie naturalne chipsy ?
-
W dniu 7.09.2021 o 12:47, d9Jacek napisał:
Jarku,
wpisz w wyszukiwarkę " Bradley Digital Smoker "...a pózniej porozmawiamy
ps.
a co do smaku wędlin w Niemczech ..hmmmm........
w Rottenburgu ,właśnie w Szwarcwaldzie jadłem takie wędliny i wyroby wędliniarskie jakich nigdzie indziej nie jadłem A niemieckie pasztetowe , wątrobianki i inne podobne nie mająsobie równych....ot rózne gusta i ....
No i niemieckie metki !!!
-
2 godziny temu, d9Jacek napisał:
....wiesz, ja mojej Matce pociąłem autentyczny szyfon jedwabny -spadochronowy - miała odłozony cały bryt, oczywiście na bluzki a ja z tego jedwabiu zrobiłem oczywiście spadochron
Ja kiedys "pozyczylem" pieniadze ze skarbonki siostry , zeby zrobic sobie korkotrampki ( bylo ciezko dostac , jak wiecie ) . Poszedlem do 1001 drobiazgow , kupilem 26 korkow ( z korka ) i w domu przykleilem to butaprenem do trampek ( wg wzoru z kolegi "oryginalow" ). Wraca siostra do domu , i nagle slychac wrzask . GDZIE SA MOJE PIENIADZE !!! Ojciec pyta : wziales ? Ja na to ; NIE . I tak 3 razy pytal , az w koncu "peklem". Pyta sie wiec , na co mi byly potrzebne. Opowiedzialem historie z "korkotrampkami" , a on na to ; jak w nich staniesz i sie nie "rozjada" to zapominamy o sprawie i ja oddam jej te kase , a jak sie "rozjada" , to lanie . Wyjmuje moje "korkotrampki" z szafy ( pelen wiary w moc butaprenu ) , wkladam , staje ......... i sie "rozjechaly" . Lania w kazdym razie nie dostalem ?
Moja siostra z kolei wyciela mamie nozyczkami "wzorek" w ponczochach , ktore ojciec przywiozl z delegacji z Wa-wy ?
No i kiedys nozem wyryla na tylach krzesel numerki , bo chciala zrobic u nas "kino" ( TV mielismy jako jedni z pierwszych w okolicy ) i zarobic na biletach ?
-
W dniu 1.11.2021 o 21:25, cyrax_ojz napisał:
3,38m
To chyba przez Ciebie drewno podrozalo .
-
14 godzin temu, Marek_Spy napisał:
Marek ; to jest dzial ; JAKIEJ MUZYKI TERAZ SLUCHASZ , a nie CO TERAZ OGLADASZ.
-
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
- Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem.
-
Co innego zrobic absolutny skrot , a napisac z sensem kilkanascie stron ?
Najchetniej to bym OPOWIADAL , bo w tym jestem NAJLEPSZY ?
-
W dniu 28.10.2021 o 23:02, young napisał:
Fajnie oddajesz atmosferę miejsc, masz zadatki na książkę :).
To sa tylko GIGANTYCZNE skroty , tego co chcialbym opisac. Nie czuje sie zadnym "pisarzem" ( ? ) , ale o czyms w formie reportazy kiedys faktycznie myslalem. Jak znajde czas to moze zaczne ( bylaby to chyba Gruzja ). Jak cos z tego wyjdzie , to na 100% sie "pochwale"
-
W dniu 25.10.2021 o 07:21, mr.jaro napisał:
Super, Jarek!
Ja bylem w Rumunii pierwszy i ostatni raz prawie czterdziesci lat wczesniej, ale z Twojego opisu wynika, ze pewne rzeczy, choc z pewnoscia nie wszystkie sie tam do dzisiaj nie zmienily.
Czytam wlasnie ksiazke Bukareszt ( Kurz i krew ) ?
Sniadanko zamowione na 7.30 . Wiejskie jajka sadzone , boczus , rumunskiesery , ogrodowa papryka i pomidory , a do tego kawa po turecku ?
Wielkiego pospiechu nie mamy , bo dzisiaj tylko 113 km i wiekszosc z gory , poza kiloma zmarszczkami ,
Po sniadaniu ubieramy sie powoli i opuszczamy nasz pensjonat.Na dzien dobry wspinaczka w pione okolo 80 m , kilka serpentyn i wjezdzamy na plateau .
Fajnymi wioskami przy bijacych dzwonach ( niedziela ) smigamy ( ciagle lekko w dol ) az sie kurzy. Co kilka wsi jakas zmarszczka ( krotkie , ale faktycznie takie po 15-18% ) , potem znowu zjazd i lekko z gorki. Pogoda wspaniala ( juz z rana bylo okolo 18 stopni ) i widac ( i czuc ; temperatura + widoki ), ze gory sie powoli koncza , mimo ze teren dalej mocno pofaldowany. Spotykamy pojedynczych kolarzy ( raz nawet jakas trojke ) , ale na drogach raczej pusto. Krotkie odcinki szutrow sie tez zdarzaja , ale raczej jako przecinki miedzy wiochami. Mijamy bokiem Ploiesti , gdzie w oddali widac dymiace kominy miejscowej rafinerii . Zatrzymujemy sie w sklepikach , jemy winogrona i brzoskwinie ( zdobyczne ) , a koledzy wala jakies piwkaJa wypijam tylko jedno , bo za kilka godzin bede juz siedzial w samochodzie . Widac , ze zbliza sie Bukareszt , bo coraz wiecej terenow przemyslowych , farm slonecznych ITP. W koncu wjezdzamy do wsi Peris , ktora jechalismy w gore ( tyle ze za nia odbilismy w lewo ) . Trafiamy na jakies poprawiny , gra rumunska orkiestra , ale goscie maja dosys wymeczone twarze i widac , ze chcieliby byc juz w domach. Mijamy rzymskie obozowisko z gigantycznymi namiotami rozbitymi nad rzeka. Nie ma jak zrobic zdjec , bo dzieciaki i mlodziez nas bacznie obserwuja . Henrik udaje , ze ma cos z rowerem , zeby sie lepiej przyjrzec tej “atrakcji” . W wsi robie zdjecie kozom , moim ulubionym zwierzetom
( to takie moje podrozne hobby) , a babcie ktore siedza na laweczce pokazuja oboz w oddali i mowia : cigany , cigany ?
Zegnam sie z kozami i jedziemy dalej. Zaczynaja sie dalekie przedmiescia Bukaresztu i robi sie coraz smutniej . Widzimy to samo , co widzielismy wyjezdzajac stad dwa dni temu i dociera do nas , ze za godzinke , dwie bedzie koniec naszego wyjazdu. Dojezdzamy do Hiltona , odbieramy kartony i z lekkim smutkiem pakujemy rowery. Poniewaz nie jestesmy jeszcze glodni , postanawiamy pojsc na lotnisko i odprawic chociaz rowery. Okazuje sie , ze pan “roentgenowy” przyczepil sie do nabojow CO i musimy je wyjac z pudla. Twierdzi , ze nie mozna , choc WIZZAIR zezwala na 2 szt. Nie mamy sily sie “silowac” , wiec wyciagamy i zostawiamy mu na pamiatke. Idziemy cos pojesc w lotniskowych restauracjach , jakies zakupy , troche czytania wiadomosci i mozna sie powoli odprawiac . Dwie godziny z hakiem i samolot uderza kolami o pas w Sturup. Szybka odprawa( powrot z POZA Schengen ) , ladujemy kartony z rowerami do samochodu i wspominamy najfajniejsze momenty wyjazdu . Dla mnie wyjazd konczy sie zawsze , jak wezme w domu prysznic i wypiore wszystkie ciuchy. Robie to jednoczesnie , wiec w sumie po 20 min moja wyprawa dobiega definitywnie do konca.W trzy dni zrobione 405 km i 4280 m przewyzszenia. Wspaniale widoki , cudowna natura , ale skazona niestety rumunskim syfem. Jedno jest pewne ; do Rumunii wroce jeszcze wielokrotnie , gdyz jest to kraj CUDOWNY rowerowo , a ta cala “otoczka” wcale mi nie przeszkadza , bo wiecie przeciez , ze kocham kraje UPADLE ?
-
1
-
1
-
-
1 godzinę temu, czarobest napisał:
Mam też nieciekawą wiadomość, że moja miejscówka do odpalania (kto oglądał filmy, ten kojarzy
) może wkrótce zamienić się w jakieś osiedle, bo lasek wykupił deweloper
Koniec z odpalaniem wsrod brzozek ?
-
17 godzin temu, kesto napisał:
Fw 262.
Fw 262 powiadasz ? Mimo ze znam sie troszke na samolotach Luftwaffe , to o takim nigdy NIE slyszalem ?
-
Wstajemy o 7.00 , szybka toaleta i “proba” powietrza na zewnatrz. Jest 7 stopni , ale niebo juz czysciutkie , wiec nie bedzie tak zle. Pan ktory byl wczoraj “taki sobie” dostal niezle zjeby od wlascicielki ( nie wiem za co , ale moge sie tylko domyslic ) . Mimo kaca widocznego w oczach, zaserwowal nam niezle sniadanie. Przebieramy sie , “pobieramy” rowery z garazu i od razu ( na rozgrzewke ) wjazd 50 m w pionie . Atak psow na “przeleczy” i wjezdzamy w las . Chwila lasem i zjazd chyba 35 % do rzeki , ktora trzeba “przeskoczyc”
Gdy wyjezdzamy z powrotem na asfalt , ukazuja nam sie gory Bucegi w calej swej okazalosci :
Zjezdzamy do Busteni , zalanie bidonow i w las ( ale najpierw kilka 20% podjazdow w samym
miescie ) . 5 km asfaltu prowadzi nas na ostatni parking przed gorami i tutaj wlasnie widzimy szyldy : NIE KARMIC NIEDZWIEDZI .Wjezdzamy w las , kamienny szlak ostro pnie sie w gore , by po 2-3 km zakonczyc sie w taki sposob :
Szlak zlal sie w “jednosc” z gorskim potokiem i nagle koniec jazdy. Postanawiamy znalezc droge alternatywna , ale czekaja nas piesze wspinaczki lasem po stromiznach ponad 45% !!! Ledwo mozna isc w gore ! Znalezienie nowej drogi zajmuje nam prawie 2 godz ! Przez to musimy zmienic troszke plan , ktory by i tak nie wypalil. Droga ( lasem w dol do Bran ) ktora miala byc czynnym szlakiem , to zarosnieta skalista “slizgawka” z chyba 30% w dol . Miala nas zaprowadzic do jakiejs szerszej , ale rezygnujemy i jedziemy asfaltem do Bran ( przez Rasnov) , do ktorego mielismy zajrzec PO wizycie w Bran .
Lesne “wspinaczki” :
Zjazd jest wspanialy , masa serpentyn i w koncu wjezdzamy na przedmiescia Rasnov. Walimy od razu na Bran ( droga NIE dla rowerow ). 13 km czasowki i ladujemy w stolicy wampirow :Natychmiast wyrastaja nam zeby i slonce zaczyna niemilosiernie piec odkryta skore :
Ludzi straszne tu ilosci ( jest sobota ) , wiec ogladamy szybko zamek , zjadamy hamburgera z ludzkiego miesa , kukurydze polana krwia ( zamiat
keczupu ) i ruszamy z powrotem do Rasnov. Znowu czasowka ( zakaz jazdy rowerem , wiec pedzimy jak samochody ) , przejazd przez Rasnov i niestety z braku czasu zmiana planow. Nie wjezdzamy na Poiane Brasov , ale walimy dolem ( dalej czasowka ) do Brasov . To wszystko przez strate 2 godzin na lazenie po rumunskich lasach . Robie tylko zdjecia Rasniovskiej fortecy i i smigamy dalej.
Drogami wsrod fabryk wjezdzamy do Brasova i jedziemy na stare miasto cos wypic i posiedziec w jakiejs kawiarence. Zjadamy po lodzie ( nie w kawiarence , tylko na schodkach lodziarni ) i kierujemy sie strone Sacele. Droga ciagnie sie przedmiesciami Brasova kilkanascie km i w koncu wjezdzamy do miasteczka Sacele. Jest to na razie NAJCZYSTSZY kawalek Rumunii. Pomalowane sa nawet krawezniki ! Przedmiescia Sacele na wylocie z miasteczka , to jednak dzielnica rzymska i tam obraz zmienia sie o 180 stopni . Wypijamy Cole na rzymskim ryneczku i walimy w gore . Po kilkunastu kilometrach skrecamy w las i czeka nas wspinaczka z 600 na prawie 1300 m , szutrowo - kamienna droga . Chwilami sa 25% kawalki i trzeba niezle cisna zeby nie stanac. Pogoda wspaniala , cisza totalna i do tego cudowna okolica . W koncu zdobywamy przelecz i zaczyna sie zjazd do doliny Doftana. Zjazd gravelem na takiej drodze to niezle wyzwanie ! Na MTB siadlbym w siodle i cisnal ile fabryka dala , ale na takim podlozu ( gravelem ) tak sie nie da. Trzeba znalezc odpowiednia predkosc , zeby nie wpasc w rezonans , bo wtedy ciezko trzymackierownice ?
Pozostaje nam okolo 40 km w dol ( czasem troszke w gore ) . Z tych 40 km , 25 km to kamienie , reszta kiepski asfalt . Jemy kolacje we wsi Traisteni i tutaj zamawiamy pierwszy raz ( po glownym posilku ) , "magiczny" rumunski deser , czyli Papanasi . Sa to paczki , ale w ciescie maja tez wmieszany jakis serek.Polane sa wspanialym , domowym dzemem z wisni o konsystencji miodu.
Wypijam do posilku ( pstrag z miejscowej rzeki ) winko ( i piwko ) , trosze jeszcze odpoczywamy i przed nami ostatnie 20 km do pensjonatu w Lunca Mare . Po 40 min ladujemy w Lunca i tak oto konczymy nasz drugi “wampirzy” dzien .-
1
-
-
Spoko ?
-
1
-
-
Te filtry sa ze "sztywnego" tworzywa ? Widzialem kiedys takie ( do reflektorow scenicznych ) , ale z jakiegos zaroodpornego "silikonu" .
nie zaczynaj bo sie temat rozjedzie i zostanie zamkniety
Ale to prawda !!!
https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,142076,21266759,wroclawski-witraz-wykonany-reka-owsiaka.html
-
RUMUNIA 2021
Wylot wieczorem z Malmö , ladowanie w Bukareszcie o 1.30 . Doczlapujemy sie do hotelu ( 1 km ) skladamy rowery i wskakujemy do lozek okolo 3.00 ( czas w Rumunii posuniety o godzine ) . Spimy w przylotniskowym Hiltonie , pobudka o 7.00 , sniadanie okolo 7.30 . Przed nami 146 km i 1700 m przewyzszenia . Niby malo , ale polowa zwirami w lasach , wiec trzeba wziac poprawke. Najpierw jednak trzeba wydostac sie z Otopeni ( polnocna dzielnica Bukaresztu , w ktorej znajduje sie lotnisko ) . Jedziemy dzielnicami domkow ( ogrodzonych jak fortece ) , przy drogach ( i przed domami ) sterty smieci ( butelki , puszki , jakis gruz i Bog wie co ) . Rumunski smietnik wita nas juz od pierwszych kilometrow. Jedziemy przez jakies dziwne dzielnice , gdzie domy , lub bloki ( niektore ) stoja doslownie w srodku pola !
Po kilkunastu kilometrach zaczynaja sie szutry i jazda w polach kukurydzy , ktora zaczyna juz przysychac i za chwile berdzie pewnie zbierana. Mijamy wioski , w kazdej atakuja nas stada psow ( te ataki , to raczej podbieganie z warczeniem , ale bez szarpania za lydke ) . Przy wiekszych bastardach stosuje sztuczke “gruzinska” , czyli staje , podnosze wirtualny kamien z ziemi i sie zamachuje na szczekacza. Pomaga w 100% .
Widac , ze byly tak juz wielokrotnie potraktowanie i nie ida w pelne zwarcie ?.
Wjezdzamy do cyganskiej wioski ( ale chyba jakiejs bogatszej ) , bo wszystkie domy murowane ! Syf niesamowity , ruch jak w ulu , a kolega Szwed jest w lekkim szoku ? .On dotychczas byl TYLKO w Polsce i Czechach , wiec wiele przezyc jeszcze przed nim . Jadac , pozdrawiamy wiekszosc mijanych rzymskich zaprzegow ( normalny i pelnoprawny srodek transportu w Rumunii ) , bo niewiadomo CO sie moze przydarzyc , a taki pozdrowiony na 100% nas zapamieta z dobrej strony . W koncu kolarzy , to tam naprawde jak na lekarstwo ( przez 3 dni minelismy moze ze 20 , z tego 10 osobowa ustawke pod Brasovem ) . Wioski wygladaja ZLE , domy otoczone koszmarnymi muro-plotami , standard “otoczenia” na stare
3 minus. Poza wsiami sa dzikie wysypiska ( czesto plonace ) i to juz bylo ze duzo dla Henrika , bo az skomentowal , ze TAK nie powinno byc i jest to barzdzo smutne ( i mial racje ) . Rumuni sa nieamowitymi brudasami jesli chodzi o srodowisko i niestety , to nie sa tylko Cyganie. W wioskach Cyganie mieszkaja zazwyczaj na koncu ( lub na poczatku , jak kto woli ) , a syf jest w CALEJ osadzie . Butelki , jakies czesci samochodowe , plastiki , palety . Generalnie k…a WSZYSTKO !!! Szkoda ze mam bardzo malo zdjec , ale jadac we trzech , jest duzo ciezej stawac i dokumentowac zdarzenia.
Droga zaczyna byc powoli pofaldowana , zaczynaja sie lasy , a czasem konieczne sa przeprawy przez rzeki , gdyz nasza droga tak prowadzi , a mostu brak !!! Dobrze ze sa miejsca z plytsza woda gdzie mozna przejechac , albo jakos przejsc , PRAWIE sucha stopa.W lasach mijamy czesto rzymskie zaprzegi z pozdrawiajacymi nas dziesiatkami mlodych Rzymian . Po okolo 60 km niesmialo proponuje kolegom pierwsze piwo i pada na :
Smak zaden ( moze to przez moj brak smaku ? ) , ale chyba raczej nie , bo koledzy TYLKO wypijaja i jedziemy bez zadnego komentarza dalej. Zaczyna sie coraz ciekawiej “terenowo” , gorki robia sie coraz wyzsze , a drogi coraz bardziej krete :
Jako ze jestesmy niedaleko Ploiesti , ktore alianci bardzo mocno bombardowali w czasie WW II ( przemysl naftowy i produkcja paliw , a nalezy pamietac , ze Rumuni byli po stronie Niemiec ) , wiec widoki rodem z Teksasu nie powinny dziwic ( ten to nawet PRACOWAL !!! ) :
Coraz wiecej gor , ale na razie asfalt . Stajemy we wsi Talea . Pijemy jakiegos radlerka , krotka przerwa , podnosimy dupy , wsiadamy na rowery , a za zakretem asfalt “staje” deba ! Podjazd ma chyba ze 30 % i 300 - 400 m , za nim male wyplaszczenie ( tylko 20 % ?) , zakret i kolejna sciana .
I tak jeszcze ze 4 razy !!! Uda zapiekly potwornie , asfalt sie konczy i wjezdzamy w las :
W lesie spotykamy stado pasacych sie ( dzikich ? ) koni :
Do celu etapu ( miejscowosc Sinaia ) pozostaje moze ze 20 km lasem i 20 asfaltem . W lesie kolejne scianki , tetno idzie pod 90% , ale daje sie wjechac . dziury niesamowite , a na zjazdach to jest mordega ! Nikt jednak nie odpuszcza , bo BARDZO chcemy juz byc na asfalcie. Okazuje sie , ze do Sinaia bedzie jeszcze kilkanascie km pod gore ( 11km okolo 3-4 % , a reszta 6-8 % ) . Pozniej juz tylko z 5 km zjazdu serpentynami. Zakladam kurtke , bo jestesmy chyba na ponad 1100 m , godzina jest 18 z minutami i zaczyna byc zimnawo . Czekamy na dole na Tomka ( on wspina sie zawsze troszke dluzej ) i myslimy powoli o znalezieniu noclegu. W Sinai nic nie rezerwowalem , bo to takie ich Zakopane i miejsc noclegowych jest bardzo duzo. W koncu dojezdza do nas Tomek i ruszamy do centrum JESC ( i pic ) . Znajdujemy knajpke , zamawiamy i walimy w miedzyczasie po dwa browce. Tomek jest wegeterianinem wiec zamiawia jakies tam swoje rosliny , a my z Henrikiem po wielkiej pizzy i jeszcze po piwku . Nagle zrobilo sie potwornie zimno , nasze ciala wykonczone sa po 146 km walki , wiec organizm wpada w lekki "telep". Siedzimy jeszcze chwile , sciemnia sie zupelnie , wiec zakladamy lampki , jakies ostatnie ciuchy i mamy 2 km do noclegu. Przyjmuje nas dobrze nawalony pan , od ktorego chyba nawet ja ( przynajmniej w ten wieczor ) mowilem lepiej po rumunsku. ZMUSZAMY go do nastawienia budzika ( jego budzika ) na 7.00 ( biedny czlowiek , wstawac o 7.00 na takim kacu !!! ) , bo sniadanie musimy jesc o 7.30 i zmykac o 8.00. Zasypaiamy jak bobaski , nie bawiac sie nawet naszymi Iphonami .
P.S. Gdy rozpoczynalismy jazde ( rano ) , w Bukareszcie bylo moze z 18 stopni , w srodku dnia bylo okolo 24 ( i slonecznie ) , ale wieczorem ( wysokosc ) , temperatura spadla bardzo szybko do 8-10 stopni !!!
-
2
-
Aukcje ciekawych silników
w Ogólne
Opublikowano
U mnie najwiekszy brat ( 300 ) w szufladzie ?
U nas taka ciekawostka:
https://www.tradera.com/item/302065/513905083/rare-technopower-black-5-cylinder-15-8-cc-spark-ignition-radial-engine