Emhyrion Opublikowano 21 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 21 Sierpnia 2014 Sea Beaver Uwielbiam latać w okolicach działki pod Różanem. Cisza, spokój, latam sam albo z kolegą, nie ma problemów z przestrzenią. Są łąki i pola, kilka dróg na których mało kto jeździ, najwyżej kilka razy w ciągu dnia, do lądowania jak znalazł… Można spokojnie polatać, rozbić jakiegoś Corsaira albo dwa, zrzucić kilka bomb Quanum, wypełnionych mąką. Dzieje się nad lasami i polami, oj dzieje… Ale jest też woda. Narew i żwirowiska. Na tyle tej wody dużo, że ładnie wygląda potem na filmach. I na tyle dużo, że jak nie trafię samolotem na plażę przy próbie lądowania to bixlerowaty SkySurfer woduje a ja mogę co najwyżej iść do domu po kąpielówki. OK – jeszcze nie pływałem, ale ta myśl cały czas pozostaje gdzieś tam za uszami J Latanie nad polami i łąkami jest fajne, ale oprócz tego, że cisza i spokój – niczym się nie różni od latania nad Chudoby w Warszawie. Samoloty, czy to „działkowa” Cessna czy to „warszawskie” warbirdy – latają dość podobnie. Głównie do przodu… Dlatego postanowiłem wymienić trochę zawartość modelarską w garażu i wejść w posiadanie hydroplanu. Celowałem w Catalinę, jaką wypatrzyłem swego czasu na HobbyKing, duży laminatowo drewniany model, 1800 mm rozpiętości, masa słuszna, kolor ładny, ale ma jedną wadę – w zasadzie jest niedostępny. Tam, gdzie były podobne do hobbykingowego – kosztowały majątek. W trakcie poszukiwań natknąłem się jednak na dwa modele, które przykuły moją uwagę. Oba z filmy Pelikan. Jeden to Cessna (1200 mm) z pływakami (choć w zestawie dodają również podwozie z kółkami), drugi to Sea Beaver (1520 mm). Cessna nawet bardziej mi się podoba, jest wysmakowana, bogatsza w szczegóły i ładniej pomalowana. Jednak jak dla mnie ma tę wadę, że jest lekka, kilogram do lotu. A chciałem model, który będzie latał także z kamerą zamontowaną inaczej niż na kadłubie (pływak, pod skrzydłem, na skrzydle. Chciałem model, który będzie stabilniejszy w locie. Jeszcze nie wiem, czy wybrałem dobrze, niemniej wziąłem większego Beavera, który gotów do lotu waży prawie półtora kilograma. Rozpiętość: 1520 mm Długość: 1030 mm Powierzchnia skrzydła: 28 dm2 Masa do lotu: ok. 1450 z pakietem 3s 2200 Silnik: BL4018, jakiś nołnejm Regulator: 40A, nawet nazwany, ale generalnie nołnejm Śmigło: dwułopatowe 12x6 Serwa: nawet nie pytam… Samolot wykonany jest bardzo poprawnie. Cały jest z EPO, oprócz wsporników skrzydeł i elementów konstrukcyjnych podwozia. Te są metalowe z wklejonymi plastikowymi (choć nie w każdy wspornik) plastikowymi podstawkami. No i oczywiście plastikowe jest przeszklenie kabiny i osłona silnika, kołpak śmigła i samo śmigło. Bardzo ładna jest atrapa silnika. Model fabrycznie ma wytrawione ramki drzwi. I tyle. Jako, że zapewne będzie moim najlepiej obfotografowanym i najczęściej filmowanym samolotem, postanowiłem troszkę go upiększyć. Cienkim pisakiem narysowałem kilka linii podziału blach, dodatkowo podczas rysowania powstały zagłębienia w EPO. Na szybko nie znalazłem w sieci zbyt dużo rysunków technicznych samolotu, w sumie wzorowałem się tylko na kilku zdjęciach, więc podział blach jest czysto umowny. Nie miałem ambicji makietowych, ale przynajmniej „coś się dzieje” na kadłubie. Na koniec po całości poszedł na model lakier bezbarwny akrylowy, błyszczący, więc mam nadzieję, że te podziały będą zaznaczone w sposób trwały. Prawdziwe wrażenie robi oświetlenie modelu. Muszę przyznać, że wiele mam samolotów z EPO/EPP, prawie każdy z nich ma jakieś diody, ale tak bogatego zestawu fabrycznego w modelu tanim (raptem około 7 stów) to jeszcze nie widziałem. Na skrzydłach są światła nawigacyjne stałe (czerwone i zielone) oraz mrugające diody białe. Na lewym skrzydle jest mocna dioda światła lądowania (niestety, świeci się cały czas). Do tego mrugające diody czerwone, jedna na kadłubie za kabiną, druga na końcu ogona. Wszystko to opiera się na jakimś sterowniku, ale trudno powiedzieć jakim –jest dobrze zamaskowany termokurczem… Model jest bardzo prosty w montażu, choć kilka rzeczy zaskoczyło mnie, na plus zresztą. Przede wszystkim podwozie. Wszystkie elementy pasują do siebie jak ulał, nic nie jest ani za długie, ani za krótkie. Jedno na co trzeba uważać to rozmiar śrub mocujących, bo używane są dwa rodzaje, a w instrukcji słabo jest zaznaczone która gdzie wchodzi. Ale już który element przykręcić w którym miejscu jest zaznaczone bezbłędnie, opisy są i w instrukcji, i na samych pływakach i wspornikach. Bajka. Podobnie jest ze skrzydłami. Mają fabrycznie zamontowane serwa lotek. Jest w skrzydle klapka regulacji, ale – co ciekawe – regulacja nie była potrzebna. Lotki same ustawiają się w neutrum. Owszem, pewnie trzeba będzie coś wytrymować w pierwszym locie, ale póki co jest tak, że sam bym lepiej nie ustawił. Są też popychacze klap, oba schodzą się do jednego serwa montowanego w kadłubie. Bardzo mi się podoba, że w modelu nie ma klasycznych popychaczy, takich jak w niemal każdym modelu piankowym. Popychacze są schowane w skrzydle, na zewnątrz widać tylko zawiasy lotek i klap, jak w prawdziwym samolocie. Nie ma na zewnątrz żadnych drucików, snapów… Super, to pierwszy mój piankowiec wykonany w takiej technice. Podobnie rzecz ma się też ze sterami, czy to wysokości, czy kierunku – popychacze są schowane, regulacja jest przy serwie. Jeszcze chwilka o skrzydłach. Z jednego skrzydła wystaje jeden wspornik węglowy, grubszy, z drugiego dwa cieńsze. Po zmontowaniu skrzydeł ustawiają się w trójkącie, dwa cieńsze są niżej, grubszy między nimi, trochę powyżej. Nie wiem, czy te „węgielki” idą przez całe skrzydło, ale chyba tak, bo skrzydła są bardzo sztywne jak na EPO. Skrzydła wchodzą w kadłub na zatrzaski, po dwa z każdej strony. Dodatkowo usztywniane jest to wspornikami skrzydeł, a żeby tego było mało, od wspornika na skrzydle odchodzą jeszcze dwie żyłki które dokręca się na pływakach. Całość sprawia wrażenie bardzo solidnego kompletu, nic się nie rusza, nie chybocze, mam niemal pewność, że samolot nie powinien mieć problemów przy starcie z wody. Chyba najsłabszym – potencjalnie – elementem jest sterowanie na wodzie. Nie wiem, jak to się sprawdzi w praniu, choć nie wykluczam i w sumie mam nadzieję, że będzie dobrze. Wygląda to tak, że pod kadłubem jest orczyk, do którego są przymocowane dwie żyłki, których drugie końce są przymocowane do orczyków na płetwach sterowych. Żeby płetwy nie rozjeżdżały się podczas pływania, to dodatkowo są gumki, które mają je ustawiać w pozycji wycentrowanej. Na sucho wygląda to nieźle, ale basen ogrodowy jest za mały by móc stwierdzić, czy w praktyce da się tym sterować czy nie. Jeśli będą problemy to raczej trzeba będzie zrobić to na zasadzie sztywnych metalowych popychaczy zamiast tych żyłek. Producent zaleca do napędzania pakiety LiPo 1800. Takiego akurat nie mam, mam 1500, 1600 i 2200. Wchodzą wszystkie, choć 2200 na wcisk. Ale wchodzi. Z każdym z trzech rodzajów pakietów model wyważa się dość podobnie, więc nawet nie trzeba będzie chyba jakoś szczególnie trymować podczas lotu po zmianie z 2200 na 1500. Na koniec prac montażowych wsadziłem jak widać samolot do basenu, żeby zobaczyć, jak to pływa. Na zdjęciach jest model bez pakietu, więc leży jakby bardziej na tyle, ale różnica nie jest duża wobec wyważenia z pakietem. W takiej pozycji model „spoczywa”. Wystarczy jednak dać trochę obrotów na silniku, a natychmiast ustawia się w poziomie. I – inaczej niż na lądzie – natychmiast rusza do przodu. Tu nie ma tak jak w przypadku podwozia klasycznego, gdzie można sobie kręcić śmigłem na małych obrotach i samolot stoi w miejscu. Na wodzie wystarcza, że śmigło się odrobinę zakręci a model już płynie do przodu. Samolot po polakierowaniu górnych powierzchni (spód lakierowałem wieczorem) wsadziłem do basenu. Akryl niby szybko schnie, po dwóch godzinach był niemal gotów do lotu, tyle tylko, że właśnie zaczęło padać. Jak tylko przestanie jedziemy na żwirownię oblatać. Ciąg dalszy nastąpi… Z ostatniej chwili: Oblot nastąpił. Trzy loty, dość krótkie, bo pakiety długo leżakowały i straciły trochę amperów. Model pięknie wychodzi z wody, bez problemu też na niej siada. Robi pętlę bez problemu, beczki jeszcze nie próbowałem. Nie ma najmniejszego problemu żeby zrobić płaski zakręt, ster kierunku jest gigantyczny, lekko kontrowany lotkami zakręca prawie w miejscu. Tak jak wcześniej się obawiałem, sterowanie płetwami nie jest jakieś idealne, ale generalnie da się, tylko trzeba liczyć się z tym, że zakręca tylko po szerokim łuku. Filmy będą jak wrócę do Warszawy, transfer wiejski skutecznie mnie zniechęca do osadzania plików na youtube... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Irek M Opublikowano 21 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 21 Sierpnia 2014 W takim razie 2:0 dla Nas bo ja też oblatałem dziś swoją łódż Aqua Star. Przy tej samej powierzchni o prawie takiej samej masie - mogłem mieć kilkadziesiąt gram mniej mój był bardzo nerwowy niestety. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Pietuh Opublikowano 21 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 21 Sierpnia 2014 Piękny model, zawsze bardzo mi się podobał, gratuluję zakupu. Na Rcgroups jest obszerny temat o Bobrze i mnóstwo modyfikacji. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 23 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 23 Sierpnia 2014 Dzień drugi latania, zaliczone cztery udane starty i lądowania. Okazuje się, że samolot pętle to robi kiedy się chce, nawet chętnie, i nawet dość ciasne. OK, nie jest to Spitfire, ale też nie spodziewałem się i nie oczekiwałem tego. Robi także beczki, wołowato trochę, ale robi. Klapy to zbytek łaski. W pozycji „połowa w dół” sprawiają, że da się lecieć bardzo wolno bez przepadania, ale lepiej nie dodawać za dużo gazu, bo winduje samolot w górę. W pozycji „całe w dół” to już działają jak winda w Pałacu Kultury, szkoda na nie nerwów. A najlepsze jest to, że te klapy w zasadzie w ogóle nie są potrzebne, bo i bez nich można latać bardzo wolno, lądować całkiem płynnie (jak to na wodzie J ); w zasadzie klapy służą tylko ku ozdobie. Poprzestawiam jeszcze w aparaturze maksymalne wychylenia, żeby pół było bliżej, a całe tam gdzie teraz pół, póki co aż się boję dotykać dźwigni. Właściwości lotne modelu są zaskakująco dobre. W zasadzie samolot spokojnie lata już od 30-40% mocy, przy przepustnicy otwartej na 50% nawet całkiem żwawo. Można go jeszcze przegazować, ale wtedy bzyczek na pakietach zaczyna piszczeć, a przyznam, że podczas latania nad dużą i zimną wodą, która w dodatku od wczoraj zaczęła kwitnąć, fruwanie z piszczącym bzyczkiem jest lekko stresujące. A w ogóle to przy większym prędkościach obrotowych widać, jak w powietrzu za samolotem unoszą się zużyte ampery z pakietu. Samolot ma w sumie jedną wadę. Komora na LiPo jest stosunkowo mała i mieści maksymalnie pakiet 3s2200. Gdy zacząłem analizować długość filmów, jakie dziś rano nagrałem to widzę, że na pakietach Turnigy 3s2200 25C mam około 8 minut lotu, na pakiecie Ray 3s1800 26C jest podobnie, a na pakiecikach Turnigy nano-tech 3s1500 35C jest 6 i 7 minut. Da się te czasy wydłużyć, ale tylko pod warunkiem, że samolot będzie użytkowany zgodnie z przeznaczeniem, jako powietrzno-wodna taksówka, czyli spokojne przeloty bez żadnych szaleństw. Tu pętla, tam beczka i już minutka mniej. Jeszcze nie wyparują wszystkie bąbelki jakie pozostały na wodzie po starcie, a już trzeba robić nowe podczas lądowania… Pierwszy film z lotów już skręcony. Słaba jakość, bo to tylko z Mobiusa mocowanego na samolocie lub czapce. Ostrzę sobie żeby na wieczór, może nie będzie wiało i uda się zarejestrować samolot w locie, gdzie będzie widać te wszystkie jego światełka… Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 23 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 23 Sierpnia 2014 Dzień trzeci latania… Spokojnie. Odpuszczę Wam brazylijskiego serialu. Nie będzie odcinka tysiąc pięćset sto dziewięćset, i to nawet nie dlatego, że rozbiłem model, tylko chyba nie chciało by mi się tyle pisać. Póki co jednak opiszę dzisiejsze poranne latanie i wczorajsze wieczorne, bo różniły się od wczorajszego porannego i w jakimś stopniu pozwolą wyrobić sobie opinię o Sea Beaverze. Może więc po kolei. Latanie wieczorne zaspokoiło moje oczekiwania względem latania z (wreszcie widocznym!) oświetleniem modelu w stopniu więcej niż zadowalającym. Zupełnie w przeciwieństwie do tego, co zarejestrował Mobius. Jednak filmować trzeba kamerą, nie kamerką, bo obraz z tej drugiej, choć w dobrym świetle sprawdza się przy „widoczkach z góry”, o tyle jako kamera naziemna w słabych warunkach oświetleniowych jest poniżej krytyki. Może jeszcze dziś wieczorem zobaczę, jak sobie radzi WingCamera2, ale cudów raczej nie będzie i trzeba będzie poczekać aż kumpel przyjedzie na działkę i poprosić go o filmowanie kamerą… Jak wcześniej wspomniałem, światełek jest w sumie siedem. Pozycyjne na skrzydłach, zielona i czerwona dioda, świecą cały czas. Do tego cały czas świeci biała dioda świateł lądowania, a mrugają czerwone diody na ogonie, na kadłubie i dwie białe na końcówkach skrzydeł. Przy czym dopiero wieczorem widać, że czerwona i zielona świecą do przodu i na boki, za to białe są widoczne właściwe tylko gdy patrzymy na samolot od tyłu. W szerokim kącie, ale nie 180 stopni… Co tu dużo mówić – wygląda to fantastycznie, woda, niebo z nielicznymi chmurkami, cisza, zero wiatru i samolot – ciemny cień na niebie oświetlony diodami światełek. Rewelacja J Lądowanie w warunkach bezwietrznych to czysta przyjemność, zero stresu i ogólnie żadne wyzwanie. Za to jeden start napędził mi stracha, bo przy dość dużej prędkości, ale jeszcze na wodzie o coś zaczepiłem pływakiem, nie wiem, czy szczupaka trafiłem czy wodorosty, dość, że samolot nagle skręcił, stuknął skrzydłem o wodę, a śmigłem i osłoną silnika lekko zanurkował. Po czym stanął na wodzie. Po włączeniu silnika grzecznie przypłynął do mnie. Dokładne oględziny nie wykazały żadnych strat, więc poleciał … i wrócił i jeszcze raz… I dziś też. Fajna ta woda, gdybym samolotem tak zaczepił przy starcie z ziemi, to w najlepszym przypadku nieźle by się porysował, bo jakby miało być gorzej to połamane podwozie, pęknięte skrzydło i złamane łopaty śmigła gwarantowane. Wniosek? Uważać a szczupaki i wodorosty J Dzisiejsze latanie różniło się od poprzednich tym, że trochę wiało. Nie jakoś bardzo, ale jednak były porywy, a nad wodą to dodatkowo przeszkadza. Samolot wiatr znosi dość dzielnie, jednak nie bardzo się z nim lubią. Pół biedy jak się leci z wiatrem, macha trochę skrzydłami i tyle. Pod wiatr jest jeszcze lepiej, bo nawet nie bardzo macha, utrzymuje kierunek. Gorzej jest przy wietrze bocznym. Samolot ma wysoki kadłub, boczne powierzchnie stateczników przy sterze wysokości, wielki ster kierunku i statecznik pionowy, ogólnie więc jest raczej podatny na wiatr boczny. Skutkuje to ty, że skręca trochę w locie i trzeba go kontrować, albo lotkami albo sterem kierunku. Nie jest jednak jakimś nieokrzesanym i niewychowanym latawcem i nawet jak chce sam skręcać to jednak słucha się drążków i nie wykonuje dziwnych ewolucji. Cóż, można śmiało powiedzieć – wół roboczy. Taki samolot do pracy, co to przewiezie robotników w Kanadzie znad jednego jeziora nad drugie, pocztę, chorego do szpitala, i ogólnie taksówka. Model do spokojnego latania nad wodą, choć poszaleć też się da. Na wietrze jednak wyszło, że pakiety 3s1500 są dla niego za lekkie. O ile na 2200 czy nawet 1600 można skręcać na samych lotkach i SW, o tyle z 1500 przy wietrze samolot oczekuje z naszej strony operowania także sterem wysokości. Inaczej zadziera dziób i zamiast skręcać woli lecieć w górę. Tyle relacji z pływania nad żwirownią. Czeka nas jeszcze lot nad rzeką. Sam jestem ciekaw z tego, co to będzie. O ile startować będę ze spokojnej zatoczki i w zasadzie byle nie wiało to nie będzie problemu, o tyle lądować trzeba będzie już w nurcie rzeki, a choć Narew to nie Dunajec w górnym odcinku, to jednak jakiś prąd tam na rzece jest… Ciąg dalszy nastąpi J Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 26 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2014 A oto obiecane wyżej filmy: To pierwsze loty, pierwsze starty i lądowania. Generalnie jak widać samolot chodzi jak po sznurku. A tu już latanie wieczorne. Jeden start nieudany, ale bez żadnych strat. Jak widać, latał potem bez problemu I trzeci filmik. Nie była to jeszcze może noc, jak sugeruje tytuł filmu, jednak było na tyle ciemno, że czasem nie tylko na filmie nie było widać samolotu, ale i na żywo były z tym problemy. CHoć, jak się człowiek opatrzy z lampkami i nauczy która gdzie, to jakoś to idzie. Tylko lądowanie jest trudne, bo kiesko z punktem odniesienia i nie bardzo wiadomo, gdzie jest lustro wody... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bartek Piękoś Opublikowano 26 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2014 Fajny samolot i model. Bardzo fajny. Chciałbym sobie kiedyś takiego zrobić. No i filmiki żeś takie cudne zmontował Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
robertus Opublikowano 26 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 26 Sierpnia 2014 Do lądowania na wodzie może włącz dodatkową lampę świecącą w dół. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 27 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 27 Sierpnia 2014 Chyba tak zrobię. Po pierwzze dlatego, że dni coraz krótsze, po drugir też dlatego, że rano mgły nad wodą takie, że prawie nic nie widać. Może światło z kilku LEDów pomoże... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Kolejne filmy. Kto wie, czy nie ostatnie z latania Beaverem w tym roku. Wakacje skończone, samolot został na działce, w Warszawie jakoś nie widzę dla niego miejsca... Latanie poranne. Mgła była taka, że samolot był momentami ledwo widoczny. Światełka nic nie pomagały, też były niewidoczne. Generalnie latanie trochę po omacku. Latanie nad rzeką. Niby tak samo, a jednak jakoś inaczej. Przynajmniej jeśli chodzi o start i lądowanie. Trzeci film to znów żwirownia. Tym razem dla odmiany trochę wiało, co zresztą widać po wodzie - jest fala. Ciekawe zjawisko, samolot skacze na niej jak mała łupinka, ale jak już się rozpędzi przy starcie to przecina fale aż miło. Gorzej z lądowaniem, skacze trochę. Ale da się... Sea Beaver odbył już 34 loty. Każdy zakończony udanym lądowaniem. Nie liczyłem tego jakoś bardzo skrupulatnie, ale spokojnie można założyć, że w sumie spędził już ponad cztery godziny w powietrzu. Zero konieczności dokręcana śrubek, przyklejania czy doklejania, regulacji. Model wyjęty z pudełka i złożony lata cały czas tak samo. I bardzo mnie to cieszy, bo nad wodą model musi być sprawny. Tu nie ma przeproś… Na lądzie jak nie doleci nad pas startowy to się posadzi go trochę wcześniej. W ostateczności zdejmie z krzaków czy drzewa, sklei czy skręci i znów będzie jak nowy. Nad wodą nie można sobie pozwolić nawet na zbyt długie latanie z piszczącym bzyczkiem oznajmiającym, że spadło napięcie w pakiecie. Nie ma tak, że „najwyżej wyląduję wcześniej, jakoś na inercji, a potem sobie pójdę po samolot, ruch to zdrowie”. Tu się nie pójdzie, trzeba tak planować, żeby samolot sam dopłynął do brzegu po wylądowaniu. Chyba, że ktoś lubi pływać. Ja nawet bardzo lubię, ale woda już zimna, od poniedziałku do pracy, szkoda, żeby zaczynać z katarem… Dlatego bzyczek jest ustawiony na pokazywanie 3.50V na poszczególnych celach i nie ma przeproś – zaczyna piszczeć to trzeba robić podejście do lądowania i jak najszybciej siadać. Udało mi się przez ostatnich kilka dni sprawdzić Beavera w każdej możliwej sytuacji z tych dla niego zaplanowanych. Latał nad żwirownią, czyli w zasadzie nad jeziorem w dzień piękny i słoneczny, w dzień pochmurny i z lekka wietrzny, wieczorem wczesnym i wieczorem późnym, z wiatrem i bez. Zaskoczył mnie lot nad rzeką. Bo w końcu się odbył J Zaskoczyło mnie to, jak bardzo woda paruje. I nie chodzi tu nawet o parę jako zjawisko do oglądania, tej nad wodą w zasadzie nie widziałem, natomiast gdy leciałem samolotem w korycie rzeki niebezpiecznie było schodzić zbyt nisko. Samolot wpadał w coś na kształt wibracji, przechylał się, skakał, nurkował bez powodu. Innymi słowy – powietrze nad samą wodą było bardzo „niestabilne”. Nie doświadczyłem tego latem, jak było gorąco na dworze, SkySurfer mógł schodzić prawie nad samo lustro wody i dało się tak lecieć. Teraz wydawało mi się to zbyt niebezpieczne, wolałem latać wyżej. Nikt mi nie potrafił powiedzieć, czy startować i lądować z prądem czy bez. Założyłem, że przy starcie nie ma to większego znaczenia, bo startowałem w zasadzie z zatoczki. Lądować wolałem jednak pod prąd. Tym bardziej, że wiaterek, mimo że lekki, też wiał tak, że wypadało lądować pod prąd. Samolot dzielnie sobie radził z nurtem, nie było problemu. Kołowanie na wodzie w nurcie też nie jest jakoś szczególnie trudne. Tyle opisu modelu. Nie wiem, może z czasem pojawi się konieczność dodania jakiejś informacji, na razie więcej nic mi nie przychodzi do głowy. Model lata, robi to świetnie i mogę z czystym sumieniem go polecać. Zapewnił mi wiele zabawy i mam nadzieję, że będzie dalej równie wiernie służył. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bartek Piękoś Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 31 Sierpnia 2014 [...] Sea Beaver odbył już 34 loty. [..] Matko. Ależ eksploatacja... No i jak ani jednego cyrkla przy starcie, to szacuneczek. Do mnie właśnie idą pływaki do Fun Cuba. Chcę jeszcze kupić tańsze wyposażenie (regiel, odbiornik), żeby ew. mniej bolało przy podtopieniu. Bardzo urokliwe masz tam tereny. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
dukeroger Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Udostępnij Opublikowano 31 Sierpnia 2014 super dokumentacja lotow tak we mgle to bym sie nie odwazyl latac Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 31 Sierpnia 2014 Był tylko jeden "pół-cyrkiel", widać było na filmie. Poza tym rzeczywiście jakoś się udało. Nie wiem, czy ja coraz lepiej latam, czy lądowanie na wodzie jest łatwiejsze, czy podświadomie po prostu bardziej uważam nad wodą na to co robię, ale póki co obeszło się bez problemów i katastrof. Niestety, wakacje się skończyły, nie wiem, czy w tym roku jeszcze pojadę na działkę i czy Beaver jeszcze coś polata nad wodą. Może być tak, że dopiero na wiosnę... Choć może się uda. W sumie już za nim tęsknię. Troszkę Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 16 Grudnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 Korzystając z okazji, że byłem służbowo całkiem niedaleko od działki, zrobiłem sobie chwilę wolnego i postanowiłem odkurzyć i trochę przepłukać DHC-2 Krótki wypad nad żwirownię, trzy loty, tak nie nerwowo. Pogoda w sumie niezła, prawie bez wiatru, cisza, spokój, nic tylko latać. Loty jak loty, bez większych ekstrawagancji, kilka beczek i pętli. Gdzieś tam za uszami kołatała myśl, że jakby co to dziś raczej z racji temperatury wody nie popłynę z misją ratunkową, ale Beaver lata tak płynnie, że ani na moment nie było stanu zagrożenia. Można rzec - loty były rutynowe, choć bynajmniej nie nudne. Za to lądowania... Właściwie to nawet się zastanawiałem, jak to jest, że choć czuję lekki wiatr na twarzy to woda jest idealnie gładka. A to była taka trochę inna woda... Cóż, chyba jednak zima idzie Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bartek Piękoś Opublikowano 16 Grudnia 2014 Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 No nieźle, nieźle, starty z dużą pewnością, jak po sznurku. Świetne masz tam warunki. A, i fajna muzyczka. Strasznie lubiłem ten serial. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 16 Grudnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 Dzięki, dzięki A wiesz, jaki szok przeżyłem przy pierwszym lądowaniu, gdy będąc przekonanym, że siadam na wodzie usłyszałem tylko zgrzyt i szum, a samolot sunął po lodzie szybciej niż jeszcze chwilę wcześniej leciał? Ale zabawa na lodzie jest niezła. Można samolotem niemal bączki kręcić Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bartek Piękoś Opublikowano 16 Grudnia 2014 Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 Ale zabawa na lodzie jest niezła. Można samolotem niemal bączki kręcić No właśnie wczoraj sobie wyobrażałem, że musi być niezła zabawa. Chyba spróbuję Fun Cubem. W końcu jest od funu, nie? Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 16 Grudnia 2014 Autor Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 Upewnij się tylko, że masz osiowo zamontowane pływaki i że nie chyboczą się na boki. Swego czasu próbowałem podłączyć pływaki jakieś tanie pływaki do Bixlera i to była porażka... Rzucał się to w lewo to w prawo, w ogóle nie chciał się od wody oderwać Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Bartek Piękoś Opublikowano 16 Grudnia 2014 Udostępnij Opublikowano 16 Grudnia 2014 Mam oryginalne, przetestowane z sukcesem na wodzie. Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Emhyrion Opublikowano 27 Lipca 2015 Autor Udostępnij Opublikowano 27 Lipca 2015 No i jak, udało Ci się przetestować? Ja ćwiczę Beavera niemal za każdym razem jak jestem na działce. Ostatnio zmieniłem miejscówkę, poprzednia już mi się opatrzyła... Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi