Skocz do zawartości

humor - egzamin na politechnice


latacz

Rekomendowane odpowiedzi

Egzamin  na politechnice.
- Proszę powiedzieć, dlaczego silnik elektryczny się obraca? - pyta egzaminator.
- Bo jest elektryczność.
- I to ma być odpowiedź? Dlaczego, w takim razie, żelazko się nie obraca? Też jest elektryczne!
- A bo żelazko nie jest okrągłe.
- No, a kuchenka elektryczna? Okrągła przecież, czemu się nie obraca?
- To z powodu tarcia o podłoże - nóżki przeszkadzają.
- Dobrze... A żarówka? Okrągła! Gładka! Bez nóżek! Czemu żarówka się nie obraca?
- Obraca się, jak najbardziej!
- Taaaak?!
- Przecież jak pan profesor ją chce wymienić, to co pan robi? Obraca ją pan!
- Hm, no tak, w samej rzeczy. Ale to przecież ja nią obracam, nie ona sama!
- Widzi pan... Samo z siebie nic się nie obraca! Taki silnik elektryczny, na przykład, potrzebuje do tego elektryczności.

  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre

 

Przypadek z życia. Egzamin ustny na kursie B737 - po dwóch egzaminowanych.

 

Instruktor pyta kolegę pokazując mu schemat elektryczny:

- Ten solenoid to co? Odpowiedź:

- Jest tutaj.

Drugie pytanie:

- Co to jest ten solenoid? Odpowiedź:

- Urządzenie elektryczne.

Trzecie pytanie instruktora:

- No OK, to co tutaj robi to urządzenie elektryczne w postaci solenoidu? Odpowiedź:

- Już panu mówiłem - jest tutaj.

 

I obu nas wywalił - mnie nie zadając żadnego pytania.

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Młody człowiek zaraz po studiach zgłasza się pierwszego dnia w pracy w supermarkecie. Manager obdarza go uśmiechem, daje mu miotłę i mówi:
- Twoim pierwszym zadaniem będzie pozamiatanie sklepu.

- Ale ja jestem absolwentem    ...   - odpowiada z oburzeniem młody człowiek.

- O, przepraszam, nie wiedziałem - mówi manager - Zaraz, daj mi tę miotłę, pokażę ci, jak to się robi.

 

 

 

- Antoś, czemu profesor, jak odebrał ci ściągę, to nie dość że nie wywalił, ale jeszcze postawił czwórkę?!
- Jaka tam ściąga... raptem dwa wzory napisane na banknocie 100 euro...

 

 

 

Na egzaminie  profesor z widocznym niesmakiem słucha niedorzecznych odpowiedzi studenta. W pewnym momencie zwraca się do swego psa leżącego pod biurkiem:
- Azor! Wyjdź, bo zgłupiejesz!

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Powyżej to jaja były...   niestety

 

Pisząc o faktach a nie tylko kawały -za czasów mojego studiowania w latach 80tych  około 80% studentów ściągało okazjonalnie   -jakieś 30% tylko ściągało i praktycznie nigdy niczego się nie uczyło  (teraz jest gorzej) . I owszem byli dobrymi specjalistami…    -w ściąganiu. 

Około połowie z nich się udawało skończyć politechnikę. Choć trwało to pewnie ze 12 lat i ze 4 uczelnie zwiedzone...  

 

     Powszechnym też był fakt, że niektórzy  studenci np. obcokrajowcy  prawie wszystkie przedmioty zaliczali za sam fakt istnienia -nic nie musieli umieć. 

    Na pytanie dlaczego my jesteśmy tak surowo traktowani (zdać "wytrzymkę" było bardzo trudno) a ktoś tam dostał na wytrzymałości materiałów  pytanie o stopniu trudności porównywalnym z podaniem własnego nazwiska i nazwy przedmiotu z którego jest egzamin -wykładowca żartował "a co mnie obchodzi, że gdzieś w Afryce się most zawali"

 

     Udzielałem korepetycji z fizyki np.  nauczycielce  która uczyła w szkole podstawowej między innymi... fizyki.  A zaocznie studiowała na uniwerku (4ty rok)  żeby dorobić tytuł magistra.  Nie odróżniała kilograma od kilometra,   nie potrafiła napisać najprostszego wzoru na prędkość  (droga przez czas)…  ale fizyki już kilka lat w szkole uczyła...

 

    Kilka lat temu "na budowie" montaż jakiś tam maszyn  - z kolegą montowałem i "spawałem" (lutowałem na twardo)   rurociągi , podłączaliśmy automatykę itp. Obok inna firma -kilka osób montowało inne maszyny. Ich szef stwierdził przy robocie , że nigdy  nie zatrudni inżyniera, bo miał już  kilku młodych i oni absolutnie  nic nie umieli  i do żadnej roboty się nie nadawali   -nawet przykręcić śrub...   a w papierach w żaden sposób nie potrafią  odnieść się do rzeczywistości -i jego zdaniem inżynierowie to...   *******************************

                -powiedziałem żeby mnie nie obrażał -i szok bo stałem na drabinie z palnikiem acetylenowym w łapie ;)   dopiero po chwili spytał czy ja jestem inżynierem i że to co innego bo coś robię pewnie mam praktykę no i niezupełnie młody...   skończyło się na zaproszeniu na wódkę po robocie...  

 

   Pracując jako serwisant   spotykam wielu ludzi -i czasem młodych inżynierów rok czy 2 po studiach -"świeżynki"   -w 80% poziom jest wręcz żenujący.  Zagina ich prawie każdy ambitniejszy  pracownik fizyczny który kilka lat robi na danym zakładzie. Tacy na wszystko mają jakże racjonalne argumenty -do mądrzejszych od siebie pracowników "cisza bo nie dostaniesz premii" 

     Ale te 20% młodziaków  po politechnikach  jest fachowcami -z których co poniektórzy zagną i starego wygę.  Niestety  na jednego młodego fachurę przypada 4 bezmózgowców -choć często naładowanych wiedzą z której nie potrafią korzystać...

Generalnie cały system kształcenia obecnie oducza logicznego myślenia i uczy głównie sztampowego klepania formuł...

i wyszedł trochę humor z życia wzięty  

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Najgorsze ze masz racje niekoniecznie student piątkowy będzie inżynierem tworzącym cos tam, u mnie kobity to po zaliczeniu nic nie wiedziały. Stworzył sie homo googlensis czy googlownik androidowy. Ja należałem do tych co potrafili kluczem śrubę odkręcić czy palnikiem pospawać, zaczynałem jako majster i podlegli mi ślusarze usiłowali mnie zagiąć ze czegoś nie umieli naprawić wiec pokazywałam ale tylko raz i potem już spokój miałem.

Wysłane z mojego K6000 Pro przy użyciu Tapatalka
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, d9Jacek napisał:

Drodzy Koledzy Inzynierowie....to o czym piszecie  dotyczy nietylko politechnik , dotyczy całego szkolnictwa wyższego

 

średniego i podstawowego niestety też.

 

    Byłem kiedyś na wycieczce zagranicznej z grupą pracowników ze szkoły podstawowej (żona była pracownikiem administracyjnym w szkole). Patrząc co wyprawiali nauczyciele/lki  wstydziłem się, że jestem z tej wycieczki i że jestem Polakiem.  Codzienne pijaństwo krzyki i nocne śpiewy/prucie mordy w hotelu, interwencje obsługi...

         Brak jakiejkolwiek samodyscypliny, odpowiedzialności i poczucie, że są lepsi od wszystkich innych (w tym kolegów i koleżanek też nauczycieli)  wręcz porażało.  Nieliczenie się z nikim  -np. notoryczne spóźnienia na zbiorki -gdy autokar i kilka osób czekało  godzinę bo 70% grupy musiało już po godzinie czasu wolnego jeszcze  kupić szminkę, wypić kawę...  a reszta niech czeka. Rekordzistka sporo  ponad godzinę spóźnienia  i argument "o co q chodzi - nic się nie stało przecież jesteśmy dorośli a ja musiałam perfumy kupić" (autentyczne co do słowa) 

      Podobnie gdy było wiadomo, że autokar może się zatrzymać  na 2 minuty i w biegu zgarnąć grupę -bo nie ma parkingu  i tylko miejsce zatrzymania jak miejskie -Autokar robił 4 rundy wokół starówki i na 4 x zbierał spóźnialskich... 

    Nie ma się co dziwić, że "tak zdyscyplinowani i pełni autorytetu" nauczyciele mają mierne wyniki w nauczaniu młodego pokolenia. 

 

 

 

i o inżynierach -żeby był humor ;) 

 

 Dwóch studentów inżynierii przechadzało się po kampusie uczelni, gdy jeden zapytał:
- skąd masz taki fajny rower?
- a wiesz, spacerowałem tu wczoraj, rozmyślając o swoim życiu i nagle pojawiła się taka długonoga blondynka na tym właśnie rowerze, rzuciła nagle ten rower, zdjęła z siebie całe ubranie i powiedziała: "bierz co chcesz!"
- dobry wybór! ubranie i tak by na ciebie nie pasowało... 

 

 Żona prosi męża inżyniera aby poszedł do sklepu:
- kup mleko a jeśli będą mieli jaja to weź sześć.
Mąż wraca z sześcioma kartonami mleka, żona patrzy z niedowierzaniem a mąż jej na to:
- mieli jaja... 

 

 

    Dla przeciętnego optymisty szklanka jest w połowie pełna. Dla zwykłego pesymisty ta sama szklanka jest w połowie pusta. Dla normalnego inżyniera szklanka jest dwukrotnie za duża. Dla wielu świeżych absolwentów studiów inżynierskich  poziom płynu w tej szklance spadł o 6dB.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewien bezrobotny inżynier nie mogąc od dłuższego czasu znaleźć zatrudnienia postanowił zmienić fach i założyć własną klinikę. Na budynku wywiesił szyld z napisem “Wyleczymy twoją dolegliwość za 500 zł, w przeciwnym wypadku damy ci 1000 zł”. Przechodzący obok lekarz postanowił to wykorzystać i trochę zarobić.
- Dzień dobry, nie wiem co się stało, straciłem smak…
- Siostro, proszę przynieść pudełko 22, jest w nim syrop. Proszę go podać pacjentowi.
- Dobrze. Proszę otworzyć usta…
- Fuj… przecież to benzyna!
- Gratulacje, odzyskał pan smak, 500 zł.
Wściekły lekarz zapłacił. Po kilku dniach wrócił do kliniki:
- Dzień dobry, straciłem pamięć, pomóżcie mi ją odzyskać…
- Siostro, proszę przynieść pudełko 22, jest w nim syrop. Proszę go podać pacjentowi.
- Dobrze, już podaję…
- Ale przecież tam jest benzyna!
- Gratuluję, odzyskał pan pamięć, 500 zł.
Jeszcze bardziej zdenerwowany lekarz zapłacił, jednak po kilku kolejnych dniach ponownie postanowił się odgryźć:
- Dzień dobry, straciłem wzrok, proszę mi pomóc…
- Przykro mi, nie mamy na to lekarstwa. Proszę, tu jest pana 1000 zł.
- Ale tu jest tylko 500 zł…
- Gratuluję, odzyskał pan wzrok, należy się 500 zł.

 

 

 

 

 

Logika binarna to jest/nie ma. TAk/nie.
Logika trojkowa to logika inżyniera ze stażem w firmie. Tak/nie/nie wiem.

To się nazywa logika rozmyta. Jeszcze bardziej rozmyta staje się gdy inżynier skończy kurs sprzedawców. Wtedy odpowie: Nie wiem, ale na pewno będzie pan zadowolony.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.