Skocz do zawartości

Kraksa modelu na uwięzi


Andrzej68IX

Rekomendowane odpowiedzi

Dokładnie w ten sposób mój kolega w 84-roku rozwalił mojego Akrobatka z silnikiem Sokół 2,5. Tyle że trwało to o wiele krócej, ze dwa okrążenia. Wcześniej twierdził że pilotowanie takiego modelu "na sznurku" jest bardzo proste. Na szczęście lądowisko było wydeptanym po środku dzikim boiskiem piłkarskim model walnął w trawę na obrzeżu i silnik ocalał!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 tygodnie później...

Nie miałem okazji latać "na sznurku" ale nie wierzę, żeby to było łatwe. Osobiście wydaje mi się bardziej skomplikowane i wymagające niż latanie z radiem. Pewnie przydało by mi się wiaderko po tych wszystkich obrotach ? Pytanie do nielicznych kolegów latających "na sznurku" kręci się w głowie na początku? Bo z czasem można chyba przywyknąć. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam wiem, że Ty to fachowiec w tej sprawie. Wierzę, że koncentracja na modelu eliminuje "kręćka". A jak jest z utrzymaniem go na obwodzie koła? (Wiem, siła odśrodkowa) Ale mi chodzi o to czy łatwo wprowadzić go w pozycje gdy linki przestają byc napięte i co wtedy? Btw to piękne hobby, teraz już prawie "elitarne" szkoda, że już jest "w odwrocie" (ale może się mylę).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesław, zauważ (na filmikach YT) że jak silnik już zgaśnie i model podchodzi do lądowania lotem ślizgowym to pilot szybko cofa się do tyłu właśnie po to żeby utrzymać naciąg linek i nie stracić możliwości sterowania modelem w tej najważniejszej fazie lotu.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właśnie- to najczęstsza sytuacja awaryjna. Ale żeby nie było: rozwaliłem kiedyś pięknego akrobata w pierwszym locie: przeszedłem na plecy i obroty spadły. Próbowałem mimo wszystko wrócić do normalnego lotu no i linki sflaczały... pozostało tylko zbieranie kawałków. A na chłodno- trzeba było co najwyżej dolatać paliwo do końca, lądować na plecach i byłoby do naprawy. Ale zazwyczaj można się uratować tak jak Adam pisze. Jeszcze co do trudności latania na uwięzi: samo latanie jest bardzo intuicyjne, pomaga fizyczny kontakt poprzez siłę odczuwaną w ręce od naciągu linek i szybka reakcja- jest się jakby jednością z modelem. Ale przynajmniej dla mnie było trudniej, bo równocześnie na to nakładało się opanowanie, nauka obsługi silników, marnej zresztą jakości. Trochę tak jakby uczyć się grać ale równocześnie naprawiać fortepian w kiepskim stanie. Ale uwięź wspominam dalej ciepło, może trochę też z powodu że to była młodość...?

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.