Może ten pomysł nie jest do końca dobry, zasadny i realizowany tam gdzie trzeba, ale nie robiąc nic dalej pozostajemy marionetkami. Nie robiąc nic nie narzekajmy, że jest tak jak jest.
Nie bądźcie obojętni. (…) Pokażmy, że nie zgadzamy się na taką politykę!” – piszą organizatorzy mającego odbyć się 17 grudnia protestu przeciwko rosnącym cenom paliw.
Mieszkańcy Częstochowy, Damian Teperski i Paweł Klajn postanowili przeciwstawić się rosnącym cenom paliw. Na Facebooku uruchomili stronę wydarzenia: "Inicjatywa obywatelska przeciwko podwyżkom cen paliw" i zachęcają mieszkańców całej Polski do wzięcia udziału w akcji protestacyjnej.
- Już wkrótce, ceny paliw mogą przekroczyć granicę 6 zł, rząd podnosi ceny paliw bez skrupułów, tłumacząc to kryzysem. W związku z podnoszeniem cen paliw, wzrastają też ceny usług i produktów, takich jak chociażby żywność. (…) Nie bądźmy marionetkami. (…) Pokażmy, że nie zgadzamy się na taką politykę! – piszą organizatorzy na stronie wydarzenia na Facebooku. Akcja ma rozpocząć się 17 grudnia o godz. 17 i obejmie nie tylko Częstochowę. Udział w niej zgłosiły osoby z miast takich jak: Lublin, Warszawa, Poznań, Opole, Wrocław, Szczecin, Radom, Żyrardów, Mielec, Rzeszów oraz z kilku mniejszych miejscowości.
– Pomysł narodził się dość spontanicznie, mianowicie obiektywnie patrząc na sytuację gospodarczą nie tylko naszego kraju, władze często pomijają obywateli. Wnioski te nasunęły mi się patrząc na moją sytuację, w której to od dłuższego czasu, mimo doświadczenia zawodowego, jak również wykształcenia, nie mogę znaleźć pracy, a po śmierci ojca utrzymuję się z renty rodzinnej. Nawet mając pracę, zarobki nie są proporcjonalne do cen produktów, które z kolei w dużej mierze zależne są od cen paliw. Zależność ta jest dość oczywista, ponieważ produkty trzeba przetransportować, często też firmy usługowe korzystające z samochodów muszą podnosić ceny wykonywanych usług, aby było to opłacalne. Od długiego czasu interesuje się motoryzacją i wszystkim co z nią związane, również paliwami. Akcja ma na celu pokazanie niezadowolenia ludzi na rosnące ceny paliw, które w ciągu 2 lat wzrosły prawie dwukrotnie. Zarobki przy tym pozostają mniej więcej na tym samym poziomie, co powoduje, że utrzymanie samochodu staje się coraz trudniejsze – informuje Damian Teperski, organizator akcji.
Z każdym dniem przybywa osób, które chcą wziąć udział w akcji. – Na chwilę obecną pozytywnie odpowiedziało 1500 osób, niezdecydowanych pozostaje 240 osób. Jestem przekonany, że tak naprawdę o wiele więcej osób jest niezadowolonych z obecnej sytuacji na stacjach paliw, która rzekomo jest skutkiem kryzysu gospodarczego. Jednak ciężko uwierzyć, że jest to jedyny powód podwyżek, biorąc pod uwagę fakt, że w cenie litra Pb95 jest około 50 proc. podatku, a w ON 40 proc. – twierdzi Damian Teperski.
Tankowanie za 1 zł
Zwolennicy akcji zbiorą się 17 grudnia o godz. 17 przed stacjami benzynowymi w prawie wszystkich największych miastach w Polsce. W ramach protestu, kierowcy kolejno będą podjeżdżać do dystrybutora, tankować za 1 zł, płacić, znów tankować itd. Ilość tankowań zależy od pieniędzy, jakie dany kierowca chce wydać, ale cena jednorazowego tankowania powinna oscylować w granicach złotówki. – Forma akcji, czyli tankowanie za 1 zł, wynika z dyskusji wśród znajomych. Jest to najmniej według nas ingerująca w płynność ruchu drogowego forma protestu. Nie chcemy blokować ulic, ponieważ to uderzałoby w kierowców powracających np. z pracy. Chcemy uderzyć najbliżej źródła, w stacje koncernów dyktujących ceny paliw w Polsce, które mogą mieć wpływ na osoby rządzące. Sukcesywne tankowanie za kwotę oscylującą w granicach 1 zł, powoduje zablokowanie stacji, a więc zwrócenie uwagi na problem – informuje Damian Teperski.
– Zdecydowaliśmy się na ten dość kontrowersyjny pomysł, aby uderzyć właśnie rząd po kieszeni. Tankując np. w sumie za 50 zł tankujący spędzi przy dystrybutorze około 30 minut. Osób chętnych do udziału w akcji na dzień dzisiejszy jest ponad 1500. Jeżeli takie mnóstwo ludzi zablokuje stacje benzynowe to wpływy z podatków w tym dniu będą dużo niższe niż zazwyczaj. Uderzenie po kieszeni rządzących będzie naszym zdaniem najbardziej efektywne. Wyglądać to będzie tak, że 17 grudnia w miastach w całej Polsce około godziny 17 ludzie chętni do udziału w akcji zbiorą się w jednym miejscu w danym mieście, zostaną podzieleni na grupki i pojadą na wyznaczone stacje je „blokować". Kilka dni przed akcją mamy zamiar wywiesić plakaty informujące kierowców niechcących brać udziału w akcji, że tego dnia dane stacje mogą być zablokowane, aby mogli się oni przygotować i od razu pojechać na inną stację lub zatankować wcześniej. Akcję chcemy organizować cyklicznie (jeżeli oczywiście wypali) - domyślnie do skutku – dodaje Paweł Klajn.
Akcja protestacyjna wywołała wrzawę na stronie wydarzenia. Część osób jest zdania, że protest w takiej formie uderzy w osoby najmniej winne całej sytuacji, czyli w pracowników stacji benzynowych. Inni uważają, że na rosnące ceny paliw jest inny sposób: pozbycie się samochodu i przerzucenie się na komunikację miejską. Jeszcze inni proponują tankować na małych stacjach paliw, które, ich zdaniem, podobnie jak kierowcy są ofiarami cenowej manipulacji. Do przeciwników akcji należy Michał. – Mentalność Polaków jest taka, że wszystko co złe, to rząd. A ja pytam, co rząd ma do podwyżek cen paliw? Ludzie, którzy organizują te protesty twierdzą, że rząd bezczelnie podwyższa akcyzę na benzynę. Tyle, że akcyza nie była zmieniana od ponad 7 lat i cały czas wynosi 48 proc. na litrze benzyny. To Unia Europejska narzuca nam wysoką cenę paliwa (minimum to 360 euro na 1000 l, a Polska przyjęła granicę 420 euro na 1000 litrów). To po pierwsze.
Po drugie rafinerie podnoszą cenę za baryłkę. Pretekstów jest wiele, ostatnim była wojna w Libii. Tyle, że wojna się skończyła, a ceny są nadal takie same – uważa. – Takie protesty nie mają sensu i nie będą go miały, dopóki ci krzykacze nie zrozumieją, że ceny paliw to nie wina rządu, a polityki UE i zmów rafinerii. Zmiana akcyzy czy obniżenie limitów UE przyniosą zmianę wielkości kilku groszy, a nie kilku złotych. Ale taka mentalność Polaków. Za SLD paliwo było po 3,15 zł, a kilka lat później za Kaczyńskiego koło 4 zł. Wtedy też mówili, że to wina rządu. Teraz ceny rosną za Tuska i on obrywa. I co do samej kwestii takiej akcji na Facebooku. W internecie każdy może powiedzieć co chce, zrobić akcję, jaką tylko chce. Ale nikt nie wyjdzie na ulice i nie zacznie protestować – twierdzi Michał.
Nie tylko internauci uważają, że akcja wymierzona w stacje benzynowe jest bezzasadna… –Ceny paliw kształtowane są przez wiele czynników makroekonomicznych, niezależnych od dystrybutorów paliw czy właścicieli stacji, w tym głównie od: kursów walut (zwłaszcza dolara amerykańskiego), poziomu notowań ropy naftowej oraz notowań gotowych paliw - benzyny i oleju napędowego na giełdach europejskich. W związku z tym kierowanie jakichkolwiek inicjatyw przeciwko stacjom benzynowych jest bezzasadne – informują pracownicy Biura Prasowego PKN Orlen. – PKN Orlen od lutego br. wprowadził szereg akcji prowadzących do utrzymania cen na niskim poziomie, nie hamującym popytu, takich jak znaczna obniżka marży czy czasowe promocje sprzedaży. Jednak pogarszająca się sytuacja makroekonomiczna w branży paliwowej objawiająca się osłabiającym się kursem złotówki względem dolara oraz wzrostem ceny ropy spowodowała, że ceny paliw wzrosły i znajdują się na obecnym poziomie. Warto zauważyć, że pomimo ostatnich podwyżek, ceny paliw w Polsce pozostają najniższe w Unii Europejskiej, do czego przyczyniła się polityka cenowa prowadzona przez PKN w tym roku – dodają.
Tekst zaczerpnięty z http://moto.onet.pl/1654095,1,protest-przeciwko-rosnacym-cenom-paliw,artykul.html?node=2