Skocz do zawartości

A co powiecie na takiego "demota"?


skraf

Rekomendowane odpowiedzi

...Kupiliśmy Sokoły, a na siłę ochrzciliśmy je Jastrzębiami. Po co?

 

Również mi się ta dziwaczna zmiana nazwy nie podoba (a już często powtarzane "jaszczomp" działa mi na nerwy), tym bardziej, że wprowadza niepotrzebne zamieszanie, bo przecież Jastrząb już jeden jest (BAE Hawk), wprawdzie nie u nas, ale i z tym nigdy nie wiadomo. Gwoli ścisłości warto zauważyć, że i u Hamburgerów nikt F-16 sokołami nie nazywa. Piloci uznali ze nazwa "Fighting Falcon" brzmi "gay", ochrzcili po swojemu samolot "Żmiją" i ta nazwa jest wśród personelu powszechnie używana.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie udowodnił, że Boga nie ma. Lepiej więc dać te parę kropel wody, niż nie dać. ;)

 

Czyli co? Nawet jeśli Bóg by istniał, to nie poświęcony samolot. by się rozbił albo zepsuł? A może to poświęcenie ma mu przynieść przewagę na polu bitwy? A co jeśli jego przeciwnik też jest poświęcony? Bóg musi się okazać stronniczy.

Pytam się tylko, bo chcę wiedzieć, co te całe poświęcenie ma właściwie dać? I czy to coś jest warte jakichkolwiek pieniędzy? Bo nie wierzę, że jakiś klecha zrobił to z dobrego serca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Raczej ukazują bezsens prób walki z Bogiem. W każdej postaci. Nie ma sensu walczyć, gdy wroga po prostu nie ma, a walka z istotą wszechmocną jest bezsensu, bo zawsze przegrasz. Czy nie lepiej zatem skierować tę energię w inną stronę?

 

Chcesz to wierzysz, nie to nie wierzysz. Wybór jest wyłącznie kwestią osobistą każdego człowieka. Błędem jest natomiast usiłowanie zmuszania innych do przyjęcia własnego punktu widzenia i swojego wyboru. Paradoksalnie, ateista też może być fanatykiem religijnym.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ale kto walczy z Bogiem? Jeśli ktoś wierzy, to nie walczy, a jak nie wierzy to jak ma z nim walczyć? Jeżeli ateista w ogóle z czymś walczy, to z indoktrynacją i wiarą, posługując się logicznymi i spójnymi dowodami wykluczającymi Boga. Więc gdzie ta walka z Bogiem?

Ale wracając do pytania: co - w świetle tego, że myśliwiec jest maszyną do zabijania - ma dać poświęcenie go? I czy w tym nie siedzi odrobina hipokryzji?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

99% maszyn typu myśliwiec, nigdy nie bierze udziału w walce.

Za to często w lotach szkoleniowych lub patrolowych.

Ten typ myśliwca ma jeden silnik i nie umie szybować. Czy nie warto mieć po swojej stronie odrobiny metafizycznego wsparcia?

Wszak te kilka kropel wody nie robi żadnej szkody.

A może kiedyś, te kilka kropel da pilotowi kilka cennych sekund, aby się mógł uratować?

 

Tak abstrachując do myśliwców, 26 sierpnia 1988 roku, porucznik Roger Cotrina Alvarado, po żarliwej modlitwie, uniósł ręką zakleszczony właz od swojej zatopionej łodzi podwodnej, na który w wyniku różnicy ciśnień działała siła ok. 6 ton. Cud, nie cud - uratował tak 22 osoby. Fakt autentyczny i niepodważalny.

 

Może kiedyś i naszemu pilotowi będzie sprzyjać szczęście, gdy znajdzie się w krytycznej sytuacji?

Bóg nie manifestuje się przez orszak aniołów i światło z nieba. Czasem może się objawić w postaci drobiazgu znajdującego się w zasięgu ręki gdy go potrzebujesz. A trudnej sytuacji zawsze lepiej mieć trochę szczęścia, niż nie mieć go w ogóle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Fakt autentyczny ...

 

Mało maślane. Fakt jest z definicji autentyczny ;)

 

A i udzielę się w dyskusji. Ja bym jednak nie kropił. Jeśli miałoby to być kropienie tylko ot tak na wszelki wypadek, bo "nie zaszkodzi, a może pomoże", to dla mnie jest to hipokryzją w czystej postaci. Nie ma nic wspólnego z wiarą. Równie dobrze pilot może nosić czerwone gatki podczas swojego pierwszego lotu, a w kieszeni zawsze nosić króliczą łapkę. Bo przecież nie zaszkodzi a może pomóc...

Takie podejście sprowadza wiarę do pustych rytuałów bez przeżywania duchowego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dobrze prawisz Robercie. Co do tej siły w rękach, zdolnej w krytycznym momencie podnieść 6 ton, to nie takie przypadki na tym świecie się zdarzały. A były też czasy, że bardzo silnie przeżywane uduchowienie religijne sprawiało wręcz masowe obserwowanie lewitowania tychże uduchowionych. Teraz jakoś się o tym nie słyszy i szkoda, bo może to była droga do poznania sposobu na pokonanie grawitacji? A wtedy nasze "Jaszczembie" same by latały i woda poświęcona do niczego już nie była by im potrzebna. Nafta również...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.