




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Mając tak pięknie wytoczony wałek z drewna lipowego, pomyślałem sobie, że można by spróbować coś więcej z niego zrobić. Wziąłem sobie też do serca powyższe uwagi Romana i zacząłem szukać w necie tematu: "Niemieckie bomby lotnicze z I WW" . Nic nie znalazłem! Wziąłem więc za wzór bombki, które wisiały pod eksponowanym u nas w MLP Bristolu F2B i nakreśliłem sobie szkic jakiejś takiej bombki. No i zacząłem toczyć: Podparłem to kłem własnej produkcji, z wykorzystaniem uchwytu wiertarskiego, bo przy tych 10 cm wytoczonego wałka, kieł z konika nie sięgał wałka poprzez suport. Com się przy tym toczeniu napocił, to moje. No i mimo poczytania teorii o toczeniu stożków, nadal nie wiem czy na tej mojej maszynce da się to robić, bo boję się tego pociągu poprzecznego załączyć. W końcu jedną bombeczkę wytoczyłem, ale zerwałem ten drobny wałeczek 8x12 podczas toczenia drugiej i musiałem przełożyć materiał , wałek znowu utoczyć i zaczynać od początku. Nóż też już się trochę chyba przytępił, bo drewno zaczynało się mocniej "łuszczyć". Dla wykończania papierem ściernym na gładko, musiałem łapać bombki za ten wałek, podpierać kłem i dopiero gładzić, W końcu tak mi ten półprodukt wyszedł: A wykończenie bombek do "zacnego użytku" już w temacie o Fokkerku.
-
Dzisiaj postanowiłem spróbować trochę praktycznie na tej mojej maszynce. Przestawiłem prędkość na 630 ob/min i postawiłem sobie zadanie: 1. Wygładzenie wcześniej przetoczonego kółka bukowego. 2. Wytoczenie wałka z drewna lipowego. To pierwsze było proste. Wsadziłem kółko w uchwyt i delikatnie jeszcze raz przeleciałem nożem w poprzek. Okazało się, że bicie po nowym umocowaniu we wrzecionie było minimalne i musiałem tylko przejechać na ok. 0,1 mm. Nast. przystawiłem drobny pilnik i trochą pojeździłem nim po obracającym się kółku. I tyle. Papieru ściernego nie użyłem , bo i po co? Kółko jest produktem ubocznym mojej nauki. Do drugiego zadania przyciąłem sobie klocek lipowy o mniej więcej kwadratowym przekroju. Przekątnymi wyznaczyłem umowny środek /oś/ tego klocka i tak starałem się ten klocek włożyć między szczęki, aby obracając ręką wrzecionem trafiał on w czubek noża umocowanego w imaku i sprawdzonego wcześniej z kłem. No i zacząłem toczyć wzdłużnie, zdzierając kolejne warstewki lipy, aby wszędzie było koło w przekroju. Doszedłem do takiego stanu: Podziwiałem swoją sprawność i nie mogłem się nadziwić , jakie to fajne urządzenie, skoro "samo" toczy takie wałki. Zmierzyłem suwmiarką wymiary przy uchwycie i na początku wałka i wymiar był prawie dokładnie taki sam. Pewnie różnica była by bardziej widoczna, gdybym tego pomiaru dokonał mikrometrem. Przetoczyłem też minimalnie czoło wałka i wziąłem płócienną taśmę ścierną. Cały wałek sobie przeszlifowałem. Było przepięknie! Odkurzaczem wyczyściłem maszynkę i Wam moją bajeczkę opowiedziałem.
-
Montaż płyty gazowej w blacie kuchennym - tutorial
MareX odpowiedział(a) na Paweł Prauss temat w Warsztat
No kurczę .... Czego to ludzie nie wymyślą - rzekł plemnik do plemnika, wypływając z ucha... -
Montaż płyty gazowej w blacie kuchennym - tutorial
MareX odpowiedział(a) na Paweł Prauss temat w Warsztat
A już myślałem, że te dziurki wiercisz, aby nimi ten gaz do płyty dochodził... -
Przeczytałem prawie do końca całą tę knigę dla klas I-III ZSZ dot. tokarstwa i aczkolwiek sądzę, że teoretycznie jestem już "deczko" mądrzejszy /także dzięki studiowaniu wykładów Romana/, to jednak bez praktyki, nadal jestem tępy, jak co najmniej ten mój nie ostrzony nóż-przecinak. Tamten umówiony syn tokarza, też tokarz, do dzisiaj się nie pojawił i rzekło się "trudno". Dzisiaj nawiązałem kontakt z innym tokarzem z ponad 25-cio letnią praktyką i słownie mi się zadeklarował, że kiedyś się u mnie zjawi i mnie praktycznie oświeci. Ano zobaczymy... Teoretycznie, to tokarstwo, jako takie, widzi mi się , że to nie taka prostota, jak napluć i rozmazać. Trzeba wyobraźni i jakiejś inwencji twórczej. Jak w tym całym modelarstwie. I chyba w życiu...
-
PZL P.11c skala 1/5 - spalinowy model w dużym uproszczeniu
MareX odpowiedział(a) na temat w Półmakiety
I tyż dobrze... -
PZL P.11c skala 1/5 - spalinowy model w dużym uproszczeniu
MareX odpowiedział(a) na temat w Półmakiety
Chyba Arku wiem, gdzie można wejść w posiadanie tego podkładu.... -
Przykro mi Bartku, ale niezbyt wiele pojąłeś z mojego wpisu nt. ceny zakupu tej maszynki.
-
Podkład Motipu i owszem, ale specjalny do aluminium.
-
Przyszła wreszcie dzisiaj druga "bardzo mądra księga" i już mogę zacząć studiowanie teoretycznych podstaw tokarstwa i frezerstwa. Dzisiaj pojawiła się konieczność wyprodukowania kołków dystansowych i nawet jeden z nich już sobie zrobiłem ucinając piłką ręczną stosowny kawałek ze zwykłej śruby, ale stwierdziłem, że następne można poucinać szlifierką kątową, a wreszcie mnie olśniło, że mogę to pociąć też na tokarce, znowu troszkę się praktycznie ucząc. I tak kroczek po kroczku. Damy radę! Teraz kilka słów do Kuby, naszego Dyrektora. Gdzieś ty to widział, czy wyczytał, że moja maszynka kosztowała 7k? Ona bardzo okazyjnie została kupiona od człowieka X za jedyne 3,5k, z czego córcia się tatusiowi dołożyła 1k /po prawdzie 0,5k/, czyli tatuś poszalał za 2,5k. Oczywiście wg osobistej małżowinki to "coś" nie powinno kosztować więcej niż 0,5k i wtedy może była by w stanie zaakceptować moje szaleństwo. A tak to com się nasłuchał, to moje...
-
Po tej pierwszej praktycznej lekcji toczenia, /w "brewnie" zreszta, jak mawia mój 3,5 letni wnusio/ wszystkie wiórka skutecznie /mam nadzieję/ usunąłem odkurzacze - wianem od teściowej. Maszynka znowu, jak "nówka", a olejem posmaruję. Najukochańsza widząc moje dzisiejsze "dzieło" stwierdziła, ze ona na toczeniu zupełnie sie nie zna i na kółkach także, w czym miała absolutną rację. Odparłem, że też na toczeniu się nie znam, ale się uczę... I było na tyle.
-
Przynudzę teraz trochę, ale nie mogę się powstrzymać. Jakie to fajne robić coś po raz pierwszy w życiu. Prawda? Pamiętacie swój pierwszy raz? No to ja tak miałem dzisiaj. Swego czasu wytoczyłem sobie na mojej "Celmie" "kółko" bukowe /to stanowczo zbyt dużo powiedziane i nie chciałem obrażać żadnego kółka/, takie oto: na którym to klocku klepałem sobie owiewki nad koła w moim "Jungmasterze". Teraz to "kółko" złapałem w śrubę i postanowiłem wreszcie ożywić mą maszynkę i wreszcie spróbować. Najpierw zrobiłem płaszczyznę boczną, bo to wydawało mi się najłatwiejsze. Ruch jednostajny , w jednej płaszczyźnie i tak mi to wychodziło: Powolutku i do przodu. Dałem radę!!! Następnie zabrałem się za średnicę, czyli jeździłem t te i we wte, za każdym razem zbierając w ruchu w lewo, powolutku po kilka dziesiątek mm. Tak to wychodziło: W końcu zdarłem "do spodu" , czyli uzyskałem jednolity obrót materiału względem noża i tak to było: Kolejnym krokiem było podjęcie próby zaokrąglania kółka w "oponkę". No i tu już były prawdziwe schody , bo tutaj już potrzeba koordynacji ruchu dwoma pokrętłami, co dla takiego zielonodziuba jak ja , proste nie jest. Tak to wyszło: Moje wnioski, a raczej jedynie dwa: zbyt małe obroty wrzeciona i tokarz d...a. Teraz leży to coś przede mną i raczej już ma kształt kółka. Przyjdzie w sobotę człek w tokarstwie kształcony to zrobi lepiej... A ja to wezmę do chaty i pochwalę się najukochańszej, jaki to "sprytny" jestem...
-
Dziękowanie Romanowi, to jak wypowiadanie bardzo popularnej ostatnio mantry, a kto i co wypowiada, sami sobie powiedźcie... Po prostu będę się starał aby nasze drogi, tj. moja i Romana kiedyś się przecięły i wtedy po prostu postawię mu dobrego browara i to nie jednego. Dzisiaj za to przecięła się moja droga ze znanym mi od dawna człowiekiem, kształconym w zawodzie tokarzem, synem instruktora zajęć praktycznych z frezerstwa i tokarstwa i dysponującym całym zestawem maszyn obróbczych. Zadeklarował się, że mnie w sobotę odwiedzi i "rzuci okiem" na maszynkę. Potwierdziła się zasada, że daleko szukacie, a pod nosem znajdujecie. Człek ten mieszka dosłownie 300 m ode mnie. Wcześniej byłem u innego fachowca w tym zakresie, który na profesjonalnej frezarce z dwóch nożyków zebrał mi po 4 mm i dwa z tych noży naostrzył na szlifierce ze specjalną tarczą do węglików, a poprawił to na tarczy diamentowej. Przyszła też dzisiaj jedna z dwóch zakupionych książek. Byłem też u pana drykarza, który sprawił sobie profesjonalną tokarkę , a w związku z tym wystawił do sprzedania dotychczas posiadaną, czyli Hobby Mat. Wstawię ją do giełdy, gdzie więcej o niej napiszę.
-
Bartku! Nie ja jestem autorem tego tematu, a jedynie się w niego bezczelnie "wciąłem" i tak leci. Osobiście też chciałbym aby został ten temat na stałe na forum, gdyż z całą pewnością inni Koledzy też zawsze mogli by skorzystać z wiedzy i doświadczenia fachowców, którzy poświęcają swój czas, aby tymi umiejętnościami się z nami podzielić. A u mnie w zw. z maszynką tak się sprawy mają: jakoś nie mogą do mnie dojechać dwie mądre książki, które sobie na "aledrogo" kupiłem. Szukam nauczyciela od tokarstwa i może kogoś znajdę. Rozgryzłem /mam nadzieję/ "skrzynię biegów" w mojej maszynce i ustawiłem sobie na razie 400 obr/min . na wrzecionie. Nie mam też odpowiedzi na pytanie o najczęściej stosowane obroty i o to, czy moim olejem silnikowym mogę smarować maszynkę i czy także nim zrobić wymianę w przekładni. No i tyle na razie. Fokker za to leży całkowicie odłogiem.
-
Bardzo dziękuję za wszystkie powyższe wpisy. Jestem autentycznie Wam bardzo wdzięczny i wysoko sobie cenie taką życzliwość i pomoc. Teraz "pochwalę" się tym, czym mam z bardzo dawnych lat, kiedy to próbowałem zajmować się rzemiosłem. Takie te moje narzędzia ręczno-maszynowe, a wszystko to gromadziłem dzięki uprzejmości sąsiada, który pracował w jednej z tutejszych firm. Taka niestety jest prawda i taka wtedy była rzeczywistość. Z tego też czasu mam jeszcze to: czyli słynną "Celmę" wraz ze stojakiem i jakieś prostackie imadło do moich "precyzyjnych" wierceń. Teraz tak: Robercie! Faktycznie w owym czasie na "Tandecie" można było praktycznie kupić dosłownie wszystko i mniej więcej właśnie wtedy kupiłem sobie tam wiatrówkę o kal. 5, która "biła" jak cholera. Ale wtedy żadne noże czy narzynki mnie zupełnie nie interesowały. Jak tam jest teraz, zupełnie nie wiem, bo na tym terenie postawili jakąś halę /centrum handlowe/ i nie wiem czy z tyłu nie ostały się jeszcze jakies stragany, gdzie to wszystko eksponowano. Tu znowu prośba do Kolegów z naszego miasteczka /jeśli któryś z nich czyta ten temat?/, podpowiedzcie, gdzie z takimi gratami teraz goście się wystawiają. Czy może pod halą na Grzegórzkach, czy na placu giełdy kwiatowej? Koledze Romanowi /micro/ zwracam całkowicie honor, bo dopiero teraz widzę, że takie "listkowe" podkładki trzeba stosować. Vide tutaj: Brakuje dosłownie mikronów, a "na oko" wydawało się idealnie w "centrum sedna". Z tymi dwoma innymi nożami - porażka: Pewnie jedynie trzeba się udać do prawdziwego frezera i od spodu noża zebrać ten naddatek. Mam takiego fachowca z dużym i profesjonalnym zapleczem maszynowym, ma grubo ponad 7 dych, ale nadal skutecznie działa i to on wytoczył mi nowe kółko pasowe do mojej piłki-kręciołki oraz zrobił nowe mocowanie silnika. Do mnie raczej się nie pofatyguje, ale ja mogę mu "potruć" i popytać o to czy owo. Co do innych zagadnień, w tym rozbudowywaniu zaplecza sprzętowo-narzędziowego to przyznaję Wam absolutną rację i na pewno nie będzie tak, że nic w tym zakresie nie będę działał. Najpierw jednak wiedza teoretyczna i praktyczne studiowanie maszynki.
-
Kwestię bazarów obadam, bo pewnie jakieś takie i w moim miasteczku są. Co do "zaczęcia" , to ponoć lepiej póżno, niż wcale. Skoro póżno, to raczej asortymentu rozbudowywał nie będę, bo i po co? Niech wnuki rozbudowują. Ja i tak prawie na nic nie mam czasu. Teraz prośba do Kolegów. Kolejna zresztą. Bardzo proszę, czytajcie ze zrozumieniem. Pisząc te moje bzdety, starm się aby każdy wyraz coś znaczył i to znaczył, co faktycznie w polszczyźnie powszechnie przyjmuje się za jego znaczenie rzeczywiste, czyli odnoszące się do powszechnie postrzeganej przez ogół rzeczywistości. Teraz mówi się jedno, a znaczy to coś zupełnie przeciwnego, ale ja tego nie praktykuję. Tak więc wracając do prośby. Zadałem kilka konkretnych pytań. Samemu napisałem, że dwa noże, na wymiar wchodzą w imak, a jeden, celując w centrum sedna /cytat z kapitana Molibdena/ pasuje, jak ulał i wystarczy wkręcić 3 śrubki o 4 mm i trzyma się, jak ta lala. Po co więc jakieś podkładki i to ze szczelinomierza? Nadal natomiast nic nie wiem, po co pokazane śrubki?, jaki olej ?, czy oliwiarka dobra? No, ale to znowu jakieś dąsy starego dziada... Dobra, idę popływać pod prysznicem... :-)))
-
No, kurczę..Michał ! Byłem święcie przekonany, że one firmowo są naostrzone i nic tylko ciąć.
-
Czy aby nie nazbyt szpiczasty ten kołpak? Tak tylko pytam, nie żebym się czepiał.
-
A pacz sobie do woli!!! U mnie już gotowy stoi.
-
Pojeździłem trochę po miasteczku, odwiedziłem trzy niby specjalistyczne sklepy i m.in. pooglądałem taką maszynkę: Po pierwsze cena była zupełnie nie na moją kieszeń, a po drugie, to wydawała mi się jakaś taka "kobylasta". Może dlatego, że ma możliwość toczenia przedmiotów o większej średnicy niż ta u mnie stojąca. Moja jest bardziej urodziwa. W trzecim sklepie były wreszcie noże najróżniejsze, pan od razu, od wejścia, bez słowa mnie wyczuł, że żaden ze mnie fachman, a jedynie jakiś domorosły hobbysta-majsterklepka i od razu mi zaproponował zestaw pięciu małych nożyków, zresztą o nazwie "Hobby", za jedyne 140 PLN. Poprosiłem o inne i wybrałem sobie takie: które nabyłem drogą kupna za 60 PLN. Wiem, także dużo, ale trzeba było wreszcie jakiś nóż w "warsztacie" posiadać. Jeden , ten boczny ma wymiary 12x12, a te do rowków mają 16x10 i wchodzą w imak na wymiar, ale w przeciwieństwie do tego kwadraciastego nie celują w samo centrum sedna wirnika. Jak ma ostrze celować, też mam nadzieję się dowiedzieć z mądrej księgi. Na nożach wybite ogromniastymi literami MADE IN POLAND, ale nazwy producenta , czy jego symbolu ni śladu, więc przypuszczam, że to też produkt bardzo dalekowschodni. Mieli tam też takie płytki ze stali szybkotnącej, ale cena była spora i może kiedyś dorosnę do tego, aby samemu sobie nożyk wyszlifować, bo wiem, że można i nast. używać ich przez długie lata. A wiem to od pana, który mi oraz Heniowi drykował maski do modeli i ostatnio chciał mi sprzedać małą , pomarańczową tokareczkę stołową produkcji chyba NRD, w bardzo dobrym stanie, za niezbyt duże pieniądze, ale z małym prześwitem między łożem a wrzecionem. Pokazywał mi wtedy takie samodzielnie wyszlifowane przez siebie noże z tej stali HSS, czy jak się tam ona nazywa. I to by było dzisiaj na tyle.
-
Roman znowu kompletnie zasypał mnie materiałem do studiowania i oglądania, a ja wczoraj zacząłem, jak ten brzdąc, kręcić czym się dało i dumać, po co i na co to służy. Kręciłem z instrukcją w lewej ręce i m. in. dostrzegłem te punkty do oliwienia oraz zacząłem przyglądać się przełożeniom w "skrzyni biegów", ale tego jeszcze do końca "nie skumałem". Mam taką fotkę: gdzie widać jedną z tych oryginalnych śrubek , wykręconą z imaka i ma firmowe podtoczenie. Widać też dużo śrubek z czoła tego elementu, z czego dwie dają się luźno wkręcać palcami. Do czego one? Czy do smarowania tych "oczek" nada się taka oliwiarka, jak ta, którą mam od wieków? Czy zalecany do moich "cytrynek" olej silnikowy, będzie dobry do tego oliwienia? Zawsze mi pół litra po każdej zmianie zostaje, a dolewać w międzyczasie nie muszę, więc może tutaj by znalazł zastosowanie? Oglądałem też w necie zestawy noży o różnych wymiarach, tj. np. 10x10, 12x12, czy 16x16, tak jak to ma szpara w moim imaku. Do innych, mniejszych wymiarów musiał bym pewnie stosować podkładki, a tych, jak i noże nie posiadam. Może dzisiaj wpadnę do jakiegoś sklepu narzędziowego i sobie takie noże naocznie "pomacam". No i co mi jeszcze wyszło podczas tego oglądania "skrzyni biegów"? Otóż każda zmiana prędkości to chyba ręczne przekładanie tych pasków , po poluzowaniu mocowania silnika i ponownym ich napięciu. Czy jest jakaś najczęściej stosowana prędkość? Wiem, poczytam sobie też i o tym, bo książki idą, ale tak spytałem, bo jakoś sobie nie wyobrażam ciągłego "mieszania" tymi biegami.
-
Wyciągnąłem te wszystkie szpeje, które były załączone w skrzyneczce do maszynki i po rozkonserwowaniu takie one są: I tak, z tego co samemu rozpoznaję: uchwyt wiertarski wraz ze stożkiem samohamującym, pasujący drugim końcem do ramienia frezarki. Dwa "szpice" do sprawdzania osiowości, z tego jeden do podtrzymywania konikiem materiału obrabianego. Dwa pokrętła - raczej wiadomo mi do czego, ale już tej rączki z czarną główką nie wiem , gdzie ją wetknąć. Trybiki w woreczku, chyba wymienne, gdyby te już zamontowane się zepsuły. Dodatkowe szczęki, o których wspominałem, ale trochę inne kształtem od tych założonych i nie wiem dlaczego numerowane od 1 do 3, skoro na tym wrzecienniku nie ma nabitych tych cyferek. Klucze płaskie i "gimbusy" - wiadomo do czego, ale ten obskurny niby klin z dziurką nie mam pojęcia do czego ma służyć. I tyle tego było. Muszę zobaczyć, jak ten luźny pasek się naciąga.
-
No więc wreszcie stoi zabaweczka na "matach" i w swoim miejscu. Przedstawię teraz Kolegom kilka fotek, aby fachowcy tu bywający, jak Roman i inni /także Ci, co nawet za darmo by tego chłamu nie chcieli.../ mogli widzieć , co też to faktycznie takiego i jak dalej z tym postępować. To się chyba wrzeciennik nazywa , a to na dole to imak do noży /chyba?/ i całość przymocowana do suportu /nie mylić ze stuporem /, który daje się teraz ręcznie przesuwać. Tu go do oporu przesunąłem. Dalej się nie da, ale już wyczytałem, że jak to składane po prawej się odkręci, to cały zejdzie z łoża. Tutaj tak to wszystko z bliska, abym wiedział, jak to w kupie było. Jeszcze raz ten wrzeciennik /dobrze to nazywam?/ ze szczękami i drugie podobne są w tej skrzyneczce z różnymi szpejami. Silnik z możliwością jakiejś regulacji i wlew oleju, ale czy tylko jeden? Tego jeszcze nie doczytałem. Czyli wyssać olej jaki tam być może jest i zalać dobry , nasz rodzimy. Dźwignie jakiś posuwów, gwintów i czegoś jeszcze, ale te tajemnice jeszcze przede mną. Mądre książki w drodze. Tutaj zdjęty konik z płytką do regulacji oraz zdemontowany , chyba jakiś czujnik, bo mi przeszkadzał w dźwiganiu. Taki pręt z rowkiem i mimośrodowa tulejka z "klikiem" w postaci kulki łożyskowej fi 5 mm, która mi wypadła na podłogę i słuch po niej zaginął. Będę musiał kupić jakieś najtańsze /chińskie , aby się z moją "chinką" nie pogryzło/ łożysko z takimi 5 mm kulkami i sobie jedną z nich pozyskać. Tak to było do korpusu frezerskiego przymocowane i po co ten wyłącznik? Zaglądając od strony skrzynki, kółek i pasków tamci bez liku, a jeden, ten pierwszy luźno wisi i chyba jest w szpejach rolka napinająca, ale muszę to dokładnie pooglądać. bo też i na przełożeniu do frezarki taka rolka jest: tyle, że luźno się na ośce obraca. No i kolejny wyłącznik, ale ten od bezpieczeństwa, jak też taki przy drzwiczkach od przekładni oraz przy klapce zasłaniającej ten wirujący uchwyt ze szczękami. Czekam pilnie na profesjonalne uwagi i rady.
-
Maszynka wreszcie na swoim miejscu, tzn. przykręcona do stolika i ustawiona w miejscu, gdzie ma stać. Podniosłem ją , osadziłem, przykręciłem i umieściłem całkowicie samemu, bez żadnej pomocy innej osoby ludzkiej, za to przy pomocy takiego urządzenia: który to dźwig pożyczyłem z zaprzyjaźnionego warsztatu samochodowego, który to zakład robi mi wszystkie prace przy moich "cytrynkach". Teraz muszę usunąć mój przenośny /przejezdny? /, i jeszcze raz całość podnieść, aby podłożyć pod "nogi" dwie gumowe maty, które to zrobiłem sobie tnąc na pół wycieraczkę. Wcześniej oglądałem takie gumowe maty w necie i jakoś doszedłem do wniosku, że przy tym ciężarze całości taka "mata" w zupełności powinna mi wystarczyć. No to by było na tyle w tej chwili.
-
Znowu doskonały wykład i kawał wiedzy do przyswojenia. Jako, że maszyna nadal na podłodze /przyjechała córcia z mężem na urodziny tatusia i rozpuściłem "stado" ludzi do dźwigania/ i być może jutro znajdzie się na swoim stoliku, niczego nowego na temat moich poczynań wobec tej zabaweczki napisać nie mogę. Przekopanie się i zrozumienie sensu wykładów Romana także wymaga czasu i skupienia, a tego też w tej chwili mi brakuje. Powiem więc tylko krótko tak: sprzedawca maszynki poinformował mnie, że produkt pochodzi z Tajwanu i jest zrobiony w oparciu o plany niemieckie. Przyjąłem to do wiadomości i stwierdziłem , że w moim posiadaniu jest całkiem sporo urządzeń takiej dalekowschodniej produkcji, kupionych za niezbyt duże pieniądze i w świadomym założeniu, że mogą to być produkty "jednorazowego użytku", które jeśli się zepsują i naprawa będzie niemożliwa lub zbyt droga, po prostu je wyrzucę. Te urządzenia to np. trzy "kręciołki" z giętkim wałkiem, opalarka, już druga sztuka, bo pierwsza się przepaliła i ją wyrzuciłem, wyrzynarka pionowa ręczna, wiertarka ręczna niby "Black and Decker", dwie ręczne szlifierki kątowe, wkrętarka ręczna na baterie z padniętą jedną celą, która to naprawa została wyceniona na ponad 2x wyższą kwotę niż dwie całkiem nowe wkrętarki z dodatkowymi akumulatorami /chyba o tym pisałem, lub też komuś mówiłem?/, ręczna piła elektryczna do drewna, przy pomocy której zrobiłem obudowę studni, piła ręczna spalinowa do drewna, którą b. skutecznie tnę zalegające mi palety, nowo nabyty i wymieniony skutecznie, silnik do kosiarki do trawy, który konstrukcyjnie jest o co najmniej dwie klasy nowocześniejszy od dotychczasowego "Brigsa" i doskonale się spisuje. podkaszarka "Kolibri", którą też podejrzewam o dalekowschodnie pochodzenie, mała szlifierka stołowa dwu tarczowa, i sam już nie pomnę , co tam jeszcze. Wszystkie te urządzenia stosowane do moich nieprofesjonalnych /zawodowych/ celów doskonale mi służą i jak się definitywnie zepsują, to zupełnie nie będzie mi żal się z nimi rozstawać, bo swoje i tak już zrobiły. Mam nadzieję , że z ostatnim nabytkiem będzie podobnie, a posłuży pewnie i moim wnuczkom, jeśli tylko kiedyś w przyszłości pójdą choć trochę śladami dziadka w zakresie "majsterkowania". To tyle o "chinkach". Teraz serdeczna prośba do Kolegów z mojego miasteczka. Ponoć wystarczy, statystycznie licząc, wykonać 5 "dojść", aby w efekcie złapać kontakt np. z prezydentem USA, panią kanclerz, czy nawet samym papieżem Franciszkiem. Stąd moja prośba jest taka: dajcie mi Koledzy kontakt do jakiegoś tutejszego speca narzędziowca - maszynowca, który będzie praktycznie umiał wcielić w życie te wszystkie zasady i konkrety, o których tak szeroko napisał Roman. Robiąc to, da mi praktyczny pokaz i udzieli lekcji, jak do tej maszynki należy podejść. A ja mu się zrewanżuję jakąś zapłatą za takie lekcje. W końcu brać korepetycje to żaden grzech, prawda? Moja najukochańsza prawie całe swoje zawodowe życie ich udzielała, a co zarobiła to składała na wakacyjny wyjazd do Bułgarii np. I tyle na razie.