




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Znowu wpis pod wpisem, ale trudno. Może Admin mi łba nie urwie... Dzisiaj przymierzałem się do kolorków, w jakich wypadało by to "ptaszydło" pomalować. Miałem dwa, najbardziej wydawało by się, że odpowiednie. Jeden - "military" oliwkowo-zielonkawy, z koloru kapy najbardziej podobny do folii, jaką dysponuję i jaką już oklejałem mego Piperka L-4H. Po zrobieniu próbnego natrysku okazało się, że jest on bardziej brązowy niż zielony i jest zbyt brązowy w stosunku do folii. Zainspirowany fotkami Adama znalazłem dokładnie taki sam kolor - "army green" , ale w macie, nie tak w połysku, jak na fotkach. Bardzo mi się spodobał na tej nieszczęsnej chłodnicy i na zagłówku, które w pierwszej kolejności sobie malnąłem. No, rewelacja, ale mam teraz nie całe 3 puszki i nie wiem , czy starczy mi na pomalowanie całej góry modelu. Tak się to ma: Pomalowałem też tym kolorkiem zastrzały, bo tak są pomalowane w modelu pana Niemca oraz malnąłem kółka z jednej strony. Jako podkładu użyłem lakieru prawie dokładnie w kolorze folii, którą zamierzam pokryć dół modelu. Po przeschnięciu, szlifowałem i jeszcze raz dałem ten podkład na podwozie: Pomalowałem też ten plastikowy spód pod silnikiem. Wszystkie te plastiki wcześniej malowałem warstwą specjalnego bezbarwnego podkładu na plastik, który zapobiega odpadaniu lakieru od takiej gładkiej powierzchni. No i przykleiłem to pokrycie kabiny pilota. Tyle na dzisiaj. Idę czytać, fajnie się zaczynającą, ostatnią powieść U.E. "Cmentarz w Pradze". Aby nie mnożyć tych wpisów, dodam dzisiaj tutaj to, o co mi chodzi. Otóż potrzebuję pomocy w kwestii malowania powstającego modelu. Najpierw fotki, a później sedno problemiku: To jest fotka z "bogatego" albumu wszelkich myśliwców, jakie się pojawiły i mają jakieś fotki. Album amerykński, wyprodukowany w Chinach i z USA do mnie trafił. Fotka przedstawia malowanie jednej z dwóch maszyn, jakie w darze od króla Jerzego trafiły do Polski po I WW i jedna z tych masyzn brała udzial w walkach z bolszewikami. Tak mogło by to malowanie wyglądać, albo i nie. Tutaj kolejne malowanie tej maszyny, bez zastrzeżenia, że malowanie domyślne, ale wygląd maszyny przypomina papugę, choć może było by tak ciekawie go pomalować. Wreszcie fotka z mojej mądrej monografii, w malowaniu domyślnym, ale barwy te trudno mi określić, jakie też one rzeczywiście są. Prośba więc następująca: Czy może mi ktoś podesłać wzory malowania samolotów z wczesnych lat dwudziestych, lub wskazał kierunek poszukiwań, abym mógł sobie wyrobić jakiś pogląd co do stosowanych barw i na tej podstawie wymyślił jakieś malowanie, bo chcę zrobić ten model w malowaniu polskim, skoro był w użyciu przez naszą waleczną armię. Dzisiaj prawie nic nie robiłem, po pracy bawiłem się z wnusiem klockami lego. Też inspirujące... Ciekawe, czy ktoś zauważy ten doklejony wpis?
-
Zgadza się Krzyśku. Tak na dobrą sprawę, to wszystkie elementu konstrukcyjne powinno się oklejać /malować/ oddzielnie i dopiero później złożyć w całość. Ale wiesz, jaka przyjemność już wyobrażać sobie gotowy model? Ten bez skrzydeł, a już go widzę , jak fruwa. :wink:
-
Dzięki Adamie za te fotki, bo faktycznie uprzyjemniają mi życie. Ale nie tylko one, gdyż zaproszony przez jednego Kolegę z forum - Wojtka /nazwiska nie pomnę, sorry/, odwiedziłem dzisiaj trzeci ze znanych mi sklepów modelarskich w naszym miasteczku. Nigdy wcześniej w nim nie byłem i pewnie jeszcze długo o jego istnieniu bym nie wiedział, gdyby nie to zaproszenie. Dzięki Ci za to Wojtku. O samym sklepie nie będę się rozpisywał, bo po prostu trzeba ten sklep odwiedzić i tyle. Widziałem za to pracujący laser CNC, "produkujący" fajnistego akrobata, a także nowości projektowane przez Wojtka i Jego wspólnika. Posiedzieliśmy i pogwarzyliśmy, jak to w modelarskiej rodzinie bywa. Miałem oczywiście propozycję wejścia w posiadanie drogą promocyjnego kupna właściwego kabelka do zasilania świeczki, ale nie skorzystałem, gdyż jestem pewien, że idzie już do mnie taki kabelek od innego Kolegi i jak przyjdzie też o tym wspomnę, po jego założeniu w modelu. Dzisiaj znownu troszkę dziubałem przy kadłubie, czego nadal raczej nie widać. Miałem zamiar przykleić listewki wykończające góro-tył kadłuba i tak to miało być zrobione wg "mądrej książki": Widać fotki, z których jasno wynika myśl konstrukcyjna i pokazałem też dwa klocki balsy, z których to zakończenie miało być wystrugane. Zrobiłem to po swojemu w taki sposób: Waga z całą pewnością się zmniejszyła, a kadłub raczej nic nie stracił na sztywności. Przy okazji zważyłem to, co do tej pory widać /bez podwozia/ i wyszło mi 2030 g. Czyli nie jest tak źle i może w 4 kg się zmieszczę. Przygotowałem spłachetek balsy do zatkania kabiny, aby nast. ją odkryć wg załączonego szablonu. Wyciąłem też szpary pod okucia w zastrzałach i je /okucia/ sobie włożyłem. No i połączyłem druty od serw ze sterem kierunku i wysokości, aby się to tak nie telepało przy byle ruchu. Rozmontuję te plastiki do pomalowania. Tyla na dzisiaj, mam jeszcze dwie nowe książki do przeczytania.
-
I tutaj Adamie wylałeś mi dużą łyżeczkę miodku na moje skołatane serce! Dokładnie tak powinien wyglądać PRAWDZIWY model tego samolotu. Właściwe malowanie, które ukazuje te piękne elementy i szczególiki, stosowna wielkość modelu /chyba tak na rzut oka "ćwiarteczka"?/, itd, itd. Powtarzam się jak ten dziad kalwaryjski, ale trudno, tak już mam: robię tę składankę dla czystej wprawki i "dalszego udoskonalania" własnego warsztatu a w założeniu nie miała to być żadna "półmakieta", jedynie model do "polatania". Drobniutkie poprawki, jakie pozwalam sobie wnosić do załączonych w zestawie elementów są moją inwencją mającą głównie zmniejszyć ciężar modelu. Co i jak wyjdzie, zobaczymy, ale za piękne to ze swej istoty nie będzie i tyle.
-
Książka, ponad 800 stron, przeczytana więc znowu można było chwilę posiedzieć nad modelem. Zaczęły się teraz takie drobne, mało widoczne, ale potrzebne prace przy kończeniu kadłuba i dzisiaj m.in. powycinałem, dopasowałem wstępnie i przykręciłem plastikowy dół kadłuba pod silnikiem oraz prostacko-prymitywną atrapę przodu kadłuba, która ma udawać oryginalną chłodnicę. No, ale cóż. Takie cudo było w zestawie i lepszą atrapę może kiedyś sobie i zrobię, ale nie w tym modelu. Tak to siedzi: i nawet po przycięciu pasowało do siebie, ale trzeba to jeszcze dokładnie opiłować i pomalować na właściwy kolor. Przy okazji raz jeszcze "centralność" ośki śmigła: A od spodu sporych rozmiarów przeloty dla chłodzącego silnik powietrza i umiejscowienie tłumika: Tyle na dzisiaj, może jeszcze trochę coś przy nim porobię.
-
Znowu trochę prace poszły naprzód i na chwilę obecną tak kadłub wygląda: Czyli przód oklejony balsą 2,5 mm, zamiast załączonych płyt 3,2 mm /ileś cali na ichnie to jest, ale wg mnie "pancerne"/, przyklejone na sztywno usterzenie poziome i przygotowane listeweczki na górę tyłu kadłuba. Podwozie też już obrobione tak, jak ma być i poszpachlowane. Teraz wraz z kółkami będzie gruntowane. Ale to jutro, bo dzisiaj mają przyjść znajomi i trochę życia towarzyskiego też się mi należy. A co? :wink:
-
Chociaż Adamie w całej rozciągłości Twego wywodu zgadzam się z wyrażaną tezą odnośnie podstawowej cechy makiet, czyli zgodności /najkrócej mówiąc/ z oryginałem, to jednak mam wątpliwość natury czysto estetycznej. Coś , co jest wierne oryginałowi, a ten oryginał czysto subiektywnie się komuś podoba, może wtedy ten ktoś chyba powiedzieć, że oglądany przedmiot jest piękny, chociaż jest "tylko", albo "aż" makietą. Przecież nie chcesz chyba nam powiedzieć, że dar odczuwania piękna /w przyrodzie, na wystawach, na lotnisku.../ jest Ci obcy i makiety wyłacznie oglądasz okiem fachowca z uprawnieniami sędziego? Moim zdaniem dokonujesz celowo takiego rozdziału, aby być "obiektywnym" w swej ocenie startujących zawodniczo makiet. A obiektywność celowo wsadziłem w cudzysłów, gdyż nie ma czegoś takiego jak obiektywizm w ocenie czegokolwiek /sztuki teatralnej, utworu muzycznego, obrazu , itd/. Dlaczego makiety miały by być tu wyjątkiem? I chyba właśnie dlatego na zawodach nie mamy do czynienia z pojedynczym sędzią, a grupą takich fachowców /jury/ , co moim zdaniem zwiększa poziom obiektywizmu, jednakże nigdy całkowicie go nie wyłaczając. Tyle z mej strony i przepraszam, że z tym wpisem wchodzę Ci w wątek z opisu budowy i chętnie go przeniosę, jeśli takie będzie Twoje życzenie.
-
Znowu dzisiaj udało mi się troszkę podziubać przy modelu i oto efekty: Czyli zacząłem nadbudowywać górną część kadłuba, osadziłem wręgę silnikową "na fest", zrobiłem ławeczkę-podwyższenie dla Pana Pilota i już wystarczy. Kiedyś chyba Piotr wyrażał obawę, czy oś śmigła będzie w osi modelu. Proszę zobaczyć i samemu ocenić: Ośka wychodzi dokładnie centralnie i ma już wła śsciwy wykłon i pochylenie. A Pan Pilot już się sposobi do lotu: Ten oryginalny "chełm" to dzieło mej synowej, z troski aby Panu Pilotowi głowa na wietrze nie marzła. :wink: I dla urozmaicenia tej mojej nudnawej narracji dwie fotki w locie skrupulatnie odrestaurowanego w Anglii SE 5a, na którym to wzorował się twórca tej makiety pokazanej w "Różnych" przez Arka. I jeszcze słowo do Piotra. Jak wspomniałem Piotrze, do wiosny jeszcze bardzo daleko i spróbuję kupić właśnie takie przedłużenie z kapturkiem. Jeśli bym nie dostał tu na miejscu, chętnie skorzystam z Twej ofertki. Książkę Le Carra przeczytałem, "Politykę" wczoraj napocząłem, dzisiaj chyba wezmę się za nową książkę. Wspomnienia polskiego szpiona... 800 stron! :shock:
-
Chyba macie rację, że ta "świeczka" jest felerna przez ten brak gwintu na dzyndzlu. Ten zacist na świecy dokręciłem "na chama" solidnymi kombinerkami i wydaje mi się to o wiele lepsze, niż kapturek oryginalny, jaki mam osadzony w "Bristolu". Tam też "świeczka" od razu miała dwa kabelki, ale jeden z nich był właśnie z takim kapturkiem i najpierw trudno było go nałożyć na świecę, a później tak się trzymał ino, ino. Mam w okolicy 3 sklepy modelarskie / wnoszę, że ten na Mogilskiej 97 Wojtku to też sklep? Tak, czy inaczej deklaruję wizytę/ i do wiosny gdzieś zapewne znajdę lepszą "świeczkę". Muszę też zacząć się rozglądać za tradycyjnym odbiornikiem na 35 Mhz, bo na te nowe na razie mnie nie stać. Mam nadzieję, że jeszcze gdzieś występują i są do dostania. Podwozie dopiero zaczyna nabierać właściwego kształtu, a jak skończę to dam porównanie z oryginałem. Zastrzegam, że nie będzie to podobieństwo makietowe, a jedynie "zarys idei". :wink: Znowu szczere dzięki Koledzy za deklarowaną chęć pomocy.
-
Prace powolutku postępują, a ja dzisiaj natrafiłem na mały problemik z zasilaniem świecy z zewnątrz modelu. Otóż kupiłem sobie kabelek z taką "nibyświecą", zakończonu małym oczkiem, które po przylutowaniu do fragmentu zwykłej kostki elektrycznej zapewniło mi solidne mocowanie przewodu do świecy. Tak ta "nibyświeca" wygląda: Zasilanie świecy musi być jednak podawane z dwóch kabelków i trzeba dorobić drugi kabelek idący na masę, tylko jak go przyczepić do tego dwustopniowego cycka na tej "nibyświecy"? Być może też uda mi się zastosować ten widoczny obok element kostki i będzie po sprawie. Piłowałem i szlifowałem znowu to nieszczęsne podwozie, skończyłem też dół kadłuba przyklejając w miejsce dechy balsowej, listewki 3x13 mm. Sztywny, jak nie przymierzając..., a jaki lekki :wink: No i jak mi się to znudziło, to sobie kadłubek zestawiłem z podwozkiem i tak mi wyszło: Piknie, prawda? Włożyłem też na specjalnie dorobioną półeczkę pakiet zasilający i w sumie "szafa gra"; I tyla na dzisiaj. Idę poczytać nową "Politykę" bo z okładki widać, żę ma w środku być coś o tym grudniowym końcu świata, a wczoraj późnym wieczorkiem na "dwójce" też był filmik o tymże, ale tak mnie znudził, że prawie całkiem zapadłem w sen sprawiedliwego... No bo też ile razy można powtórzyć w jednym filmiku, że "są tacy, którzy w tę przepowiednię wierzą..."
-
Dzieląc niezbyt równo czas między "sylwestrowe szaleństwa" , lekturę mocno wciągającej książki, obowiązkową buchalterię związaną z remanentem rocznym i zamykaniem minionego roku, a dłubaniem przy tej "ułamkowej makiecie", udało mi się troszeczkę posunąć sprawę jej składania. Po pierwsze poszlifowałem "z pewną taką nieśmiałością" to podwozie, ale jeszcze daleko mi do końca tego nudnego zajęcia. Te plamy to nie dziury, a przebarwienia na w miarę równej powierzchni, które i tak będą szpachlowane, znowu szlifowane i później gruntowane pod właściwy lakier. Dla odmiany wziąłem się za wyposażanie kadłuba, kiedy jeszcze wszystko jest łatwo dostępne i wszędzie mogę się dostać moimi grubymi paluchami. Tak sobie zrobiłem: Serwa to HT z dawnego żółtego Piperka. Jedno z nich połaczyłem z silnikiem, a te gumki to też nie to właściwe mocowanie zbiornika: I pochwytałem z dwoma pozostałymi serwami załaczone w zestawie druty i osłonki. Z załączonych w zestawie plastikowych snapów zrezygnowałem, bo "co żelazło, to żelazło..." Tak te druty wystają u ogona: Przemyślałem też zamocowanie pakietu i odbiornika, ale już dalej zapału mi brakło i ciągnie mnie do książki. Jakiego to "ciągu" i Wam życzę.
-
Dzięki Piotrze za propozycję, ale proszę, spójrz na dwie fotki zamieszczone powyżej. Widać na nich, że podwozie już prawie całkiem oklejone balsą i jak wcześniej napisałem, wykorzystałem załączone w zestawie druty i to je własnie tak "posmarkałem". To moje amatorskie spawanie wyszło wizualnie, jak wyszło /teraz nic już nie widać i bardzo dobrze!/, ale gdzieś tam kiedyś czytałem, że aby spaw trzymał, należy łaczone elementy przetopić i spawane miejsce wypełnić materiałem z elektrody. Tak też i starałem się zrobić i stąd moja uwaga, że całość raczej dobrze się kupy trzyma. Prędzej model przy lądowaniu z przepadnięciem się połamie niż te moje, pożal się boziu, spawy puszczą. :wink: Szlifowałem znowu te oklejone balsą miejsca, ale jest to tak nudne, że wracam do lektury "Zdrajcy...", a później na "salę balową" :shock:
-
Nie czytamy, Piotrze, nie czytamy... albo robimy to nieco pobieżnie. Cofnij się o kilka wpisów wcześniej i bedziesz miał w tej kwestii "oczywistą oczywistość". Napiszę raz jeszcze: ten motorek to OS Max ,91 czyli na nasze: 15 cm3 , made in Japan, robiony "na Ameryke" i tam zakupiony, dokładnie taki, jak przewidział konstruktor tego modelu i jaki jest uwidoczniony na planach montażowych. Do łoża został przykręcony też wg instrukcji, śmiga już wystarczająco wystaje przed "chłodnicę", co kiedyś zobaczysz na fotce zrobionej z profila. Poszlifowałem wczoraj trochę to podwozie, ale mnie znudziło i zabrałem się za lekturę otrzymanego pod choinkę ostatniego bestselera Le Carra. I to mi faktycznie dobrze zrobiło.
-
Trochę znowu udało mi sie popracować nad modelem, a raczej nad podwoziem. Oklejałem je balsą ile się dało, a co mi na razie z tego wyszło, sami zobaczcie: z tym zaznaczeniem, że jest to dopiero najbardziej surowy stan tego oklejenia i teraz czeka mnie robota ze szlifowaniem i pieszczeniem tegoż. Wsadziłem też do kadłuba usterzenie, żeby widzieć całą rzeczywistą długość modelu: i przymierzyłem też silniczek, który wg planów ma ciągać po niebie tego ptaszka: Teraz wypada się zabrać za szlifowanie, czego wam nie życzę, bo upierdliwa to robota, a i do nosa pył balsowy sam się pcha... :wink:
-
Podwozie Arku - paluszki lizać i to spawanie... Pewnie gazowe lub na ten mosiądz... W moim tak się nie dało tego rozwiązać, a dlaczego, za jakiś czas sam zobaczysz. W SE 5a jest inne podwozie niż w Camelu i wierz mi, moje będzie bliższe oryginałowi, co nie omieszkam zdokumentować. Zmierzyłem dokładnie o ile stało się ono wyższe i jest to dokładnie 23 mm, co raczej da się przeżyć. Dzięki za radę z tym sklepem żeglarskim, ale zacznę dzisiaj "badać temat" od psmanterii i spytam o gumkę do majtek w czarnym oplocie. Ma ona chyba z 1 mm średnicy i w skali było by to chyba lepsze niż 3 mm?
-
Kiedy tak sobie stałem w tym kącie, to aby coś robić, ustawicznie myślałem i oto, co wymyśliłem: Mianowicie po pierwsze odchudziłem to podwozie wycinając jeden z prętów i pozbywając się też tego nieudanego lutowania. Zastąpiłem je spawaniem elektrycznym, ale jako, że nie jestem spawaczem i nigdy nie pobierałem nauk w tym zakresie, raczej jest to posmarkane, a nie pospawane, ale się trzyma i wszystkie piłowanie, szlifowanie i gładzenie to wytrzymało. Może więc i model będzie się na tym trzymał. Dorobiłem z blachy 1 mm prowadnice dla ruchomej /amortyzowanej/ ośki, oraz przyspawałem 4 uszka do zsłożenia imitacji drutów naciągowych, tak jak to było w oryginale. Zrobiłem też próbę, jak to też teraz będzie działała ta amortyzacja: Działą znakomicie, ale podwozie stało się o te 3 cm wyższe. Odczepiłem od stołu schnący spód kadłuba : i zrobiłem pierwszą przymiarkę z tym poprawionym podwoziem: Pokiwałem kadłubem w dół i elegancko na tych recepturkach się koła przemieszczają. Przydał by się taki "prawdziwy" wielogumkowy sznur amortyzacyjny i chyba można taki kupić, bo ten twórca makiety z Anglii taki zastosował, w czarnym oplocie. Ale na to jeszcze mam sporo czasu. Teraz trzeba będzie to podwozie całe obudować i nadbudować górną część kadłuba. Rozmawiałem też dzisiaj z moim, zawsze pomocnym i służącym dobrą radą, instruktorem modelarskim, p. Jurkiem Mamczarzem , który chyba i słusznie, skrytykował moje nazbyt skromne /jego zdaniem / działania odchudzające ten tartaczek, jak również to moje spawanie elektryczne hartowanych drutów. Powinienem to wg niego lutować na mosiądz, i też ma zapewne rację, ale nie umiem tego, gdyż nigdy mosiądzem nie lutowałem i nawet nie wiem , jak się to robi. Ale nic to. Może jeszcze kiedyś się nauczę i kolejne podwozie tak polutuję, a budowany od podstaw model, z założenia, będę robił odpowiednio "chudy".
-
No, to mnie postawiliście w kącie! Za karę, oczywiście. Czy obwiniony ma prawo się bronić? Może i nie ma, ale przynajmniej cichutko odpowiem na Wasze cenne uwagi. A więc tak: Heniu! Faktycznie polałem jedynie druty stalowe przed lutowaniem tą "wodą lutowniczą", a nie pocynowałem ich wcześniej i efekt jest taki, jak mówisz. "Woda" pod wpływem płomienia odparowała i cyna pięknie się rozpłynęła, ale jedynie po miedzianym druciku. Naprawię to, obiecuję i fotę ponaprawczą zamieszczę. Co do silnika, mam ich sztuk dwie i tak w instrukcji budowy, jak i na planie montażowym przewidywany jest OS Max 15 cm3 i ten mój przykładany do planu idealnie jest taki sam. Mam też nieco mniejszy - 12 cm3 i odchudzając ten "tartak" miałem nadzieję, że pójdzie na tym mniejszym. Założę większy i mam nadzieję, że dzięki czynionym zabiegom "fitnes" , będzie na nim fajnie latał, no może nie 3D, ale dostojnie i powoli, jak na "ćwierćmakietę" przystało. :wink: Ty Heniu żądnej amortyzacji w swoim modelu nie robiłeś i chyba nic Ci się w nim nie złamało od twardych lądowań, ale może w moim "odchudzonym" trzeba takie amortyzowane podwozie zrobić i już nad tym usilnie "główkuję". W końcu to też taka wprawka i Daniel ma rację. Lepiej zrobić lepiej , niż gorzej, skoro jest taka możliwość. Idę ubierać chojaka, aby, jak to stwierdziłą ma "siła przewodnia" - przedwojennej tradycji stało się zadość... A jak już to zrobię, to będę dalej "główkował" nad tą amortyzacją.
-
Tak zaprojektował to konstruktor modelu, a ja już wspominałem, że wielkich przeróbek robił nie będę. Pianka na kołach jest superamortyzującą pianką, a latamy raczej zawsze z miękkiej trawy. I tam tez staramy się lądować. :wink:
-
Udało mi się dzisiaj też trochę podłubać przy tej układance, więc chcę się tymi "osiągnięciami" pochwalić moim "kibicom" i ewentualnym, potencjalnym "naśladowcom". Najpierw stwierdziłem, że trzeba w praktyce zastosować podpatrzony u Mistrza z Anglii sposób składania w jedną całość drutów podwozia. W przeciągu ok. 20 min. zrobiłem sobie w tym celu najprostszy z możliwych stojaczek, używając do tej konstrukcji: deski pospolitej, która sobie leżała na strychu, pozostałości po elementach "tartaczka" i przezroczystej pokrywki po karmie dla papużek, bo taki "plastyk" był pod ręką. Przybiłem najpierw w rozmierzonych miejscach kawałki tej ramki najordynarniejszymi gwoździami, jakie też mi "wpadły pod rękę", Wyciąłem paski z tego "plastyku" i przytwierdziłem nimi druty z pudełka do deski. Tak to było: Następnie powiązałem druty miedzianym drucikiem w całość i już można było lutować: Po chwili, kiedy druty wystygły, nie mogłem się oprzeć, aby nie przymierzyć prześlicznych kółeczek, które dostałem na imieniny od mojego Kolegi i niedościgłego dla mnie fachowca, czyli Henia S. Tak te kółeczka sobie siedziały: Są dokładnie takie, jak w prawdziwej makiecie, mają w środku szprychy i wentyl do pompowania dętek. Następnie zacząłem składać i rozkładać to, co zaczyna wyglądać jak dół kadłuba: A jak mi się te przymiarki znudziły, to powycinałem sobie elementy do zabudowania tych drutów podwozia i trzy z nich nawet częściowo pokleiłem: Teraz sobie to schnie, a ja muszę coś pomóc "sile wyższej" w przygotowaniu świąt. Niestety...
-
Próbuję jakoś popychać tę układankę do przodu, ale niezbyt szybko mi to idzie, bo też i specjalnego pośpiechu nie ma. Do wiosny jeszcze ho, ho... Wyażurowałem dwie "pancerne" dechy boków kadłuba i zacząłem jedną z nich przedłużać do samiuśkiego końca. Tak to sobie jest: Podziurawiłem te dechy na kształt sera , nie powiem, szwajcarskiego, ale np. naszego dziurawca. Wstawiłem też w tył dwie listewki, aby robiły za kratowniczkę i troczę usztywniły całość: Od tyłu , tak się to ma: Wszystko na razie z wyjątkiem tych listew, złożone na sucho i chyba budowanie modelu, to takie stałe składanie, przymierzanie i na samym końcu, klejenie. Widać też takie prawie gotowe pochewki na zastrzały przykadłubowe i jest to ciekawy pomysł "większego brata" na ich zamocowanie i uzyskanie rządanego pochylenia i ustawienia. Tyle na dzisiaj, idę pomieszkać i coś poczytać.
-
Dzięki Koledzy za okazywane zainteresowanie i poczynione uwagi. Faktem jest, że w szkole średniej, kiedy to mieliśmy jakąś namiastkę rysunku technicznego, miałem spore problemy z ładnym pisaniem pismem technicznym , a i z interpretacją rysunku też było kiepsko. Teraz już trochę lepiej , wydaje mi się, że takie rysunki czytam i ten poniżej chyba dobrze odczytałem. W kwestii mocowania kółka , oczywiście: Oczywiście w oryginale płoza jest mocowana zupełnie oddzielnie i wspominałem o tym, ale w tej "ćwierćmakiecie" decyduję się na stosunkowo niewielkie modyfikacje w odniesieniu do tego, co w pudełku i co na planach. Zdaję sobie też sprawę z tego, że przy lądowaniu, a nawet przy starcie, na nierównej trawie ten ster kierunku będzie przejmował wszystkie wstrząsy i dlatego też założyłem aż cztery zawiaski. Takie połączenie steru z kółeczkiem ułatwi także manewrowanie modelem na ziemi. Powinien być bardziej zwrotny w zakrętach podczas kołowania. Tak to zamocowałem: A jako blokadę, zresztą bardzo skuteczną tych zawiasek, użyłem kawałków zwykłych wykałaczek. Zakropliłem te wylkałaczki CA i wszystko trzyma się "na mur". To w powiększeniu: Tak samo zamierzam postąpić z mocowaniem steru wysokości i tutaj daję trochę większe zawiaski, ale tylko po dwa na stronę steru: Najnudniejsze jest to wycinanie szczelin pod zawiaski, ale dobry, ostry i cienki nożyk dobrze się sprawdza. Poskładałem na sucho przednią część kadłuba i od razu widać, jakie to będzie "pancerne". Zamierzam całość maksymalnie poodchudzać, ale też zachować należytą sztywność i wytrzymałość. Tak ten fragment teraz wygląda:
-
Dzięki Janku za ten przerywnik, bo faktycznie trochę głupio tak się wpisywać raz po raz. Ja powiedziałbym nieco inaczej: to samolot w oryginale był i jest /bo są odrestaurowane i latają/ piękny i piękna jest ta makieta, którą zrobił fachowiec w Anglii, choć ja bym ją inaczej pomalował, nie tak na czarno. Ten model, w założeniu, ma być w tradycyjnych barwach. Ale do rzeczy. Udało mi się dzisiaj wyszlifować na gotowo to wczoraj polepione usterzenie poziome , a dzisiaj polepiłem usterzenie pionowe. Tak to wygląda: W zestawie było też załączone tylne kółeczko, widoczne na fotkach i w modelu będzie się skręcało wraz ze sterem kierunku. W oryginale chyba była ta tylna płoza umocowana na sztywno i tym samym, nie była zespolona ze sterem. Jutro to poszlifuję i będę dumał co dalej czynić.
-
Wpis po wpisie, ale tak się składa, że nikt nic, więc ja "dalej" kontynuuję. Tu wzorem wielu Kolegów powinienem postawić jedną z "buziek", aby wyrazić coś, co te "buźki" wyrażać w założeniu mają, czyli wielkie emocje, jakie w danej chwili osobnikiem targają. Poprzestanę jednak na kropce, a może kiedyś coś "extra" w temacie "buziek" napiszę. To jednak zupełnie na marginesie i nie o tym chciałem. Chciałem o tym, że wreszcie dzisiaj prace przy modelu ruszyły i dla wprawki, albo raczej rozgrzewki polepiłem usterzenie poziome, jako najłatwiejszy moim zdaniem fragment tego modelu i tak to w tej chwili schnie sobie na stole: Kleiłem to kazeiną w postaci Pattexa - express do drewna, jako że z żywicy chyba skutecznie się wyleczyłem. Zanim zacząłem to lepić, popatrzyłem sobie na rysunek prawdziwego usterzenia i nawet przez chwilę miałem ochotę zmodyfikować to co jest na planie, aby zbliżyc to do oryginału, ale w sumie odpusciłem bo dokonując wcześniej pomiarów tego co na rysunkach i porównując z oryginałem i z planami, doszedłem do wniosku, że szkoda zachodu i niech ten "tartak" będzie moją kolejną "wprawką" w drodze do budowy czegoś "Heniopodobnego" /pardon Heniu, miałem na myśli chociażby Twój ostatni RWD, a nie Ciebie jako obiekt do "zmodelowania"/ . Tak wygląda narysowane usterzenie oryginału: A tak w zestawieniu z tym, co dzisiaj "popełniłem": Z całą pewnością nie będzie to miało nic wspólnego z makietą i dobrze będzie, jak na miano półmakiety zasłuży.
-
Tak Hubercie. Bardzo wiele wody w Wiśle upłynęło od czasu zakupu tych modeli. Kolegom przeglądającym tet temat powiem, że właśnie Hubert był tym, który zrealizował od A do Z cały ten zakup w USA, przez swoja codzienną i zawsze bezinteresowną życzliwość, za co Hubercie jeszcze raz bardzo gorąco Ci dziękuję w swoim i pozostałych dwóch Kolegów imieniu. Tak po prawdzie, jak teraz przeglądałem te wszystkie deski tartaczne, to chyba raczej nie zgniły :wink: i do poskładania nadal się nadają. Gorzej tylko z tym wolnym czasem, bo praca zawodowa mnie goni, a wieczorkami poczytać coś by się chciało, a to na jakiś filmik nagrany by się popatrzyło. Ale słowo się rzekło i modelik u płota... :wink:
-
Witajcie Koledzy w nowym temacie. Prawdopodobnie pojawi się tutaj relacja z klejenia jeszcze jednego modelu tego słynnego myśliwca. Zamierzam podjąć to wyzwanie. Kol. Lemko ulepił już i skutecznie oblatał jednego, nasz Heniu - ekspert i fachowiec w budowie RWDziaków, ulepił też jednego i trochę nim latał, a teraz przyszła na mnie pora i zacznę próbować go scalać do kupy. Materiały do budowy to typowy amerykański standartowy "tartaczek", a skala tej nawet nie "półmakiety" to nieco ponad 1:5, a dokładnie 20,25% całości. Uproszczenie modelu w stosunku do oryginału jest bardzo, bardzo duże i mając przed oczami relację z budowy takiego modelu udostępnioną nam przez Kol. Artka /Rapiera/, aż strach się za to brać, aby nie narazić się na Wasze, w najlepszym razie, wzruszenie ramionami. Ale ja tu jak zwykle gadu, gadu, a fakty tak się mają: Tak się ma pudełko po otwarciu, a w nim pogrupowane i opisane elementy, które już odrysowałem "dla potomnych". Nie będę ich powielał w tej chwili, tylko wykorzystam ten materiał. Plany też powielone i nawet po rozłożeniu, pocięte na mniejsze fragmenty, aby na stole się zmieściły. Przez czas , kiedy to pudełko sobie leżało, udało mi się skompletować trochę literatury fachowej na temat tego samolotu i takie to z grubsza jest: A po otwarciu m.in. Na podstawie tych materiałów chciałbym ten zestaw trochę bardziej upodobnić do półmakiety, a na ile i czy wogóle mi się to uda - zobaczymy. No to do dzieła, ale zastrzegam, nie będzie to nawet w części szło tak szybko, jak idzie Heniowi.