Skocz do zawartości

Emhyrion

Modelarz
  • Postów

    2 358
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    19

Treść opublikowana przez Emhyrion

  1. To była swego rodzaju kompilacja: nawiązania do Twojego lądowania F4 z ciasnym zakrętem przed ostatnią prostą, odpowiedź na pytanie kolegi o oporach i takie tam. Nie łap mnie za słowa, jeśli nie czytasz ze zrozumieniem tekstu i nie śledzisz rozwijającej się rozmowy, to nie moja wina. Myślę, że w tym wątku napisano już tyle, że nie potrzeba kolejnej pyskówki. Ja w każdym razie skorzystam z rady kolegi i wyłączę powiadamianie o nowych postach bo jakoś już mi się nie chce czytać kolejnych mądrości.
  2. W praktyce jest dokładnie na odwrót, bixler z dużą siłą nośną w stosunku do masy unosi się na wietrze niczym liść. Warbird jak nie ma prędkości to się wali na skrzydło i "cześć jak czapka". Bixlerem mogę sobie schodzić w ciasnym spiralnym zakręcie i wylądować, warbirdem nie... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  3. Cały czas odnoszę wrażenie, że kolega Arek polatał najpierw jakimś Bixlerem, potem jakimś warbirdem o rozpiętości metra i masie opadającego liścia, a następnie kupił Spitfire'a i Phantom'a z FlightlineRC i już wie wszystko. Domorosły członek komisji smoleńskiej wie jak lądować, jak ustrzec się od przepadnięcia i w ogóle zjadł wszystkie rozumy jeśli chodzi o modelarstwo. Też bym tak chciał, chyba sobie w końcu kupię tego F4, fajny model, a ile się można nauczyć... Mnie też się kiedyś wydawało, że ojej... Bixlerem na działce ląduję sobie spiralnie na malutkiej łące, okrąg ma może z 20 metrów średnicy (max), i tak sobie kręcąc kółka delikatnie opuszczam go w dół i sadzam na trawie. W życiu nie zaryzykowałbym takiej jazdy warbirdem, a miałem ich w karierze kilkadziesiąt. Bo jak pewnie pamiętacie, latam głównie warbirdami właśnie, szybowce i cywilne mnie jakoś mniej kręcą. Warbirda przy takiej metodzie lądowania zbierałbym do torebki, bo to co robi Bixler na luzaku w przypadku warbirda kończy się przepadnięciem. To mniej więcej tyle, jeśli chodzi o lądowanie po ciasnym zakręcie... Pojawiło się stwierdzenie, że im cięższy model tym łatwiej się ląduje. Owszem, cięższy model jest mniej podatny na wiatr, to prawda. Ale z kolei jest większy i musi mieć większą prędkość lądowania, żeby nie przepaść. Wracając do przykładu powyżej, Bixler może niemal stać w powietrzu nie tracąc noszenia. Zrób tę sztukę Mustangiem albo innym myśliwcem... Jeśli ktoś ma takie lotnisko modelarskie jak na filmach z Niemiec, to nie widzę problemu z lądowaniem ciężkim modelem. Można sobie zacząć podejście kilkaset metrów od lotniska i wylądować tak delikatnie, że nawet się źdźbło trawy nie zakrzywi. Ja takiego nie mam i pewnie wielu z nas o takim marzy. W Polsce dominują lotniska na przygodnych, czasem przystosowanych łąkach, z drzewami i krzakami na końcu. Lądowanie w takich warunkach ciężkim warbirdem to sztuka, coś jak lądowanie na lotniskowcu, czyli "kontrolowana katastrofa". Jeśli kolega Arkadiusz ma chęć sprawdzić prawdziwość moich słów, polecam lądowanie na tym lotnisku, na którym latał F4 jakimś naprawdę ciężkim warbirdem, takim ze 2 metry i 9 kg masy startowej. Wtedy pogadamy o tym, co jest łatwe. A co do ścieżki podejścia, to moje zdanie jest takie: musi być optymalna Co to znaczy? Moje doświadczenie wskazuje na to, że nie może być ani zbyt płaska, ani zbyt pionowa. Za płaska parę razy skończyła się w trawie przed lotniskiem, ale to mniejszy problem niż zbyt stroma. Takie bowiem "spadanie" na pas startowy kończy się złamaniem podwozia, wygięciem goleni lub w najlepszym przypadku wyrwaniem mocowania gniazd podwozia z pianki czy drewna. Co by nie mówić o warbirdach, w większości nie mają stałego podwozia tylko składane (przynajmniej II wś i EDF) i trzeba uważać, by nie okazało się ono jednorazówką. Oczywiście każdy z nas lata jak umie, jeden lepiej, inny gorzej. Wiele też zależy od samolotu, przynajmniej mnie lepiej się lata jednymi, a gorzej innymi modelami. I choć miałem ich naprawdę kilkadziesiąt w swojej iluś-letniej karierze i dawno niczego nie rozbiłem ani nawet nie wyciągałem z krzaków, to daleki jestem od stwierdzenia, że "ja tam sobie radzę dobrze, nie narzekam obecnie z lądowaniami". Zawsze odczuwam pewną pokorę przed tym manewrem, który w mojej ocenie podczas latania warbirdami jest najtrudniejszym. A wypadki się zdarzają. Arek napisał, że "tym niby bardziej doświadczonym" i na dwoód podaje film będący kompilacją wypadków na pokazach modelarskich. Ja bym stwierdził raczej, że" tym bogatszym", których stać na kupno lub budowę warbirda 2500-3000 mm rozpiętości lub więcej. Bo to są już koszty, to nie jest pianka za kilkaset euro, tylko całkiem niezła inwestycja. Ale to, że ktoś z takim modelem pojedzie na zlot jeszcze nie oznacza, że jest bardziej doświadczony. W sieci mnóstwo jest filmów, jak jakiś Yankee nawet z kołowaniem po pasie sobie nie do końca radzi, a model traci przy próbie startu. Serce mi krwawi, jak widzę katastrofę takiego dajmy na to Corsaira z Hangar9. Czy pilot był doświadczony? bardzo wątpliwe...
  4. Dokładnie... wspomnianym Mustangiem na klapach ląduję z bocznym wiatrem albo przy flaucie. Jak mam na Chudoby okazję lądować pod wiatr (rzadko, zwykle wieje z boku), to wtedy olewam klapy i dalej idzie według opisu. A tak zupełnie na marginesie, to jeden z moich ulubionych modeli, czyli Wildcat z Langxianga w ogóle nie ma klap i też nie ma problemu [emoji16] Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  5. TO może ja dodam coś od siebie, parę modeli w życiu miałem, kilka wciąż mam i mam raczej inne odczucia... Otóż fakt, model FMS Mitsubishi Zero pochylał nos po otwarciu klap i podwozia. I jeszcze Me109 miał taką tendencję. I z tego co pamiętam to tylko one, nie licząc SPitfirów FW190 wręcz unosił się dobre pół metra, ale tak cały, jakby go kto windą w górę podniósł, po czym szedł jak po sznurku z nosem do góry, wręcz trzeba go było dusić do ziemi, żeby łaskawie wylądował. Podobnie Mustang, model tej samej firmy, którym wręcz modelowo się ląduje kontrolując tempo opadania prędkością samolotu, a nos cały czas pozostaje lekko w górze. Miałem kilka modeli Spitfire i one rzeczywiście nurkowały po otwarciu klap. Ale tu prędzej zaryzykowałbym tezę, że po prostu w Spitfire tak jest, a nie, że "każdy samolot tak ma". Zresztą w modelu Spitfire'a z FMS wystarczył prosty myk, żeby tym nosem nie nurkował, bo robił to tylko przy zbyt dużej prędkości - powolne otwieranie klap (od zera do full trwało to bodaj 7 sekund) i spokojne stabilizowanie modelu na ścieżce podejścia z wytracaniem prędkości. Zero problemów. Ale do wszystkiego potrzeba pewnej praktyki. Każdy model jest troszkę inny, jeden ma taką prędkość lądowania, drugi inną, jeden nie znosi bocznego wiatru, innemu on nie przeszkadza. trzeba latać, poznawać model i uważać na to co się robi. Jeszcze inaczej ląduje się EDF, gdzie trzeba pilnować prędkości. Inaczej model wali się na skrzydło i spada, i nie pomoże żadna domorosła komisja smoleńska żeby stwierdzić, że lądowanie F4 Phantom po prostu zostało koncertowo zwalone. EDF powinien mieć długą i płaską ścieżkę podejścia, wtedy nie spada w krzaki. Po prostu...
  6. Bartek - Drugi model, który podąża za nim i cały czas filmuje Wytłumaczenie o żonie jadącej przez pola i lasy na rowerze, przemierzającej wpław strumyki i inne dorzecza nie spuszczając wzroku z modelu szybującego wysoko w chmurach to chyba najśmieszniejsza rzecz, jaką od roku przeczytałem na tym forum... Uszanowania dla żony, taka kobieta to skarb.
  7. Kilka lat temu to tak... kolega ma tego chopperowatego Junaka, to on rdzewieje nawet w suchym garażu. Ale to się zmieniło, te kilka lat to przepaść. Oczywiscie nie są to japończyki i pewnie przez jakiś czas nie będą. Z drugiej strony w zeszłym roku przez tydzień ujeżdżałem Suzuki GSXR125 i klamki w nim miały taki luz, że Junak serio nie ma się czego wstydzić... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  8. A miałeś takiego i rozpadł się po miesiącu, że takie jednoznaczne teorie głosisz? Chińskie motocykle są coraz lepsze, zwłaszcza odkąd z produkcją wjechali do nich Japończycy i Niemcy. Know how zaczyna procentować. Ok, te Junaki to jeszcze nie jest Benelli, ale oba są chińskie i oba dają sporo frajdy. I żaden już nie jest jednorazówką... Wysłane z mojego SM-G973F przy użyciu Tapatalka
  9. Różne kształty maski to nie wszystko. Są inne silniki, regla i śmigła. Przy czym na fabrycznym setupie stary lata lepiej niż turbo. Turbo jest wolniejszy, szybciej się grzeje. Ja u siebie na wiosnę pewnie wymienię zespół napędowy pod 4s. teraz na mocniejszych pakietach fruwać się nie da, bo regiel się grzeje. Skrzydła te same, pływaki też. Turbo jest lepiej wyważony, w starym musiałem dorzucić ołowou na dziób, w turbo na tych samych pakietach 3s2450 Pakiet wymienia się łatwo, tyle, że trzeba model na plecy odwórcić. Ja to robię na plązy, więc mi nie przeszkadza. Latam tylko z pływakami i modelu nie rozkręcam do transportu, więc sposób montażu skrzydeł mi nie przeszkadza.
  10. ja mam ten model. miałem też poprzedni, bez "turbo"
  11. PO prostu nie łączy się latania na motocyklu z lataniem modelami. Dlatego ja w tym roku wszystkie siły, środki i czas oddałem na pasję motocyklową. Tu byłem, tam pojechałem, tu coś kupiłem i jakoś to szło. A modelem latałem jakoś na wiosnę.
  12. Różne skróty i słowa otaczają nas ze wszystkich stron, od "komputera" począwszy na "CG" czy "SMS" skończywszy. Używacie "Albumu ze zdjęciami twarzy" czy "Facebooka"? "Forum" modelarskie? A dlaczego nie "rynek"? "Forum" do łacińskie słowo, podobnie jak wiele innych, które weszły do słownika na stałe, Sorry, ale a nie zamierzam poddać się dyktatowi "starych". Tak jak nie podoba mi przywracanie tradycji żeńskich końcówek, (uważam, że słowo "gościni" ma dziś tak samo mało sensu jak "ofiar" zamiast "ofiary"), tak samo będę pisał SMS, MMS, "rewers" czy wspomniany wyżej CG. Czy się to komuś podoba, czy nie
  13. O czym Wy tu piszecie... Ja zamówiłem paczkę z Lindinger, w dwa dni dojechała z Austrii do Zabrza, trzeciego dnia była w Warszawie, tam leżała 3 tygodnie, wczoraj pojechała do... Poznania. Lindinger dał mi link, po którym mogę ją sobie sledzić, ale niestety nikt w Poczcie Polskiej po tym linku śledzić już nie umie, nikt nie potrafi mi powiedzieć dlatego leżała tyle czasu w stolicy, czemu pojechała do Poznania to już nawet nie pytam, zastanawiam się, co jeszcze się zdarzy po drodze. Kraków? Gdańsk?
  14. Emhyrion

    Sens modelarstwa?

    no to może Wikipedia: model – odwzorowanie w pewnej skali większego obiektu, np. model samolotu, samochodu, budynku Modelarstwo – działalność człowieka polegająca na odwzorowywaniu rzeczywistych obiektów w postaci pomniejszonych modeli. Najczęściej pojmowane jest jako zabawa (hobby), może być także sportem. Przede wszystkim wiązane jest z modelarstwem redukcyjnym, polegającym na możliwie dokładnym odwzorowaniu wyglądu obiektu, z zachowaniem określonej skali, jednakże inne rodzaje modelarstwa skupiają się na odwzorowaniu funkcjonowania oryginału (np. latający model samolotu), lub łączą odwzorowanie funkcjonowania i wyglądu. Już starczy. czy jechać dalej? Budowanie modeli i same modele coś udają, zwykle są mniejsze niż oryginał, mniejsza o to, czy to model Colosseum czy Pipera. I nie ma znaczenia, czy zrobiłeś to z zapałek, balsy, pianki czy wydrukowałeś. Modelarstwo redukcyjne, te wszyskie piękne modele które nam pokazuje Ryszard wyjechały z fabryki w formie plastikowych wyprasek. To Ryszard je zamienia na małe dzieła sztuki. Możesz sobie wydrukować model i nim latać, możesz wydrukować. dopieścić, pomalować, dołożyć to i owo i zamienić w cacko. Twoja wola. Efekt jest ten sam: mamy model.
  15. Nie płacz... Mój kolega dostał kiedyś od znajomego przelew "za usługi seksualne". Dopiero się żonie tłumaczył...
  16. Próbuj, ale co do zasady wiele Ci nie podpowiem... To był mój drugi model Dynama i trzeci jaki miałem w ręku i powiem tak - nigdy więcej. Serwa plastikowe, regiel i silnik też nie najwyższych lotów. Niezła pianka, to na plus, w dodatkowo stosunkowo łatwa do naprawy.
  17. Tak, latał. Stormtrooper przeciążał go za bardzo na ogon, więc odesłałem gnoja na tyły. Samolot latał, dalej, przeżył małą katastrofę, potem znów latał. Ostatecznie rozbiłem go i już nie miałem serca kleić go koleiny raz.
  18. A co to jest duży model? Od tego trzeba by zacząć... Modele w rozpiętości 1500-1600 mieszczą mi się BEZ rozkładania w Hondzie Jazz czy Lagunie II, i to wcale nie kombi. Rozłożone Zero o rozpiętości 2300 mm też się zmieści bez problemu. Z kolei dziś kolega miał niejaki problem z zapakowaniem dwóch warbirdów FMS do VW Arteon. OK, weszły, bez rozkładania, ale trzeba było najpierw "ogarnąć Tetrisa". Z wielu samochodów jakimi jeździłem ostatnimi czasy do przewozu modeli świetnie by się nadawał Opel Insignia kombi, Skoda Superb kombi i Ford S-Max. W cholerę miejsca, a jednak do każdego z tych aut model o ropiętości skrzydeł większej niż 2200-2500 trzeba by rozkręcać. Jakąś opcją jest pickup, dajmy na to Mitsubishi L200, pod warunkiem, że jakoś się to zabezpieczy model przed obijaniem o burty...
  19. Ok. Przyjmuję do wiadomości, że Twojego motocykla prawa fizyki nie dotyczą. I naprawdę szanuję za opanowanie maszyny, jeśli Tobie różnica w szerokości kierownicy wynosząca 2-3cm robi różnicę. Ja tak nie umiem w motocykle... Nieśmiało wspomnę, że można też założyć baranie rogi od kolarki, będzie jeszcze węższy. Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
  20. Też się zastanawiam. Może kolega lubi, jak mu kierownica tańczy? Sorry, ale czasem strach się bać patrząc na to co robi\a domorośli tunigowcy z motocyklami. Mam nadzieję, że mi nigdy żaden nie wjedzie w bok z tłumaczeniem, że mu na nierównym asfalcie "kierownica oszalała"
  21. Wiadomo co z klapą? I drugie pytanie: czy kabina osunęła się samoistnie podczas lotu?
  22. Fakt... ja właśnie za pół ceny sprzedaję kask i buty... [emoji16] Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
  23. I mówiąc handling mamy na myśli dosłownie trzymanie go w rękach. Jazda w przykurczu skutkuje nie tylko bólem w krzyżu, ale masakrują się też nadgarski. Jeszcze na równym torze to pikuś, ale weź zjedź sportem po kocich łbach z góry zamkowej w Janowcu a dowiesz się co to jest łokieć i nadgarstek tenisisty. Dlatego jeszcze raz: zależy komu do czego moto potrzebne. Jedni kochają sporty, inni HD, ja po iluśletnim doświadczeniu z naprawdę różnymi sprzętami od Yamahy D'elight po FJR i FatBoya stwierdziłem, że tylko prawdziwy turystyk, bo właśnie turystyk DLA MNIE jest najlepszy. Nie dalej jak w sobotę rozmawiałem przy grillu ze znajomym, który mówi, że nie wyjedzie na autostradę bo się boi, że go samochód rozjedzie, bo przecież nie da się jechać szybciej jak 140kmh. Okazało się, że ma Yamahę MT09. I fakt, moto bez owiewek, jest moc, jest fun, ale vmax znośny na trasie to te rzeczone 140, powyżej pod koniec dnia łeb boli od huku jak cholera. Za to na miasto- bajka. Na trasę jak nie pada. Rewelacja. Byle ciepło było... Dla odmiany przebijanie się po zakorkowanym starym mieście w Kadyksie na obładowanym R1100RT czy innym GS-ie do przyjemności nie należy. W Warszawie sobie radzę, ale też nie zawsze jest łatwo. Za to na trasie... vmax do 205 kmh i nie ma że pęd powietrza czy struga za tirem przeszkadza. Ten niemiecki czołg pewnie przyczepę kempingową by jeszcze pociągnąl. Autostrada? A chętnie, ale krętych dróg też się nie boi. Nie ma idealnego motocykla. Wysłane z mojego SM-G930F przy użyciu Tapatalka
  24. Zgodzę się z większością poza jednym: "Mniej męczy kierowcę". Ja wiem, że już stary jestem, nie ten kręgosłup i w ogóle, ale kompletnie nie wyobrażam sobie sytuacji, w której wsiadam na Cebrę, Hayę albo Gixa i śmigam na Mazury, nad morze albo do Chorwacji. Nie ma takiej opcji, kręgosłup by mu pękł najdalej pod Radomiem. Motocykle sportowe nie są stworzone do turystyki tylko do ścigania się po torze. Sportowo turystyczne jak Hayabusa czy "Fujara" już bardziej się nadają na dalekie dystanse, ale też nie wszystkie i nie dla każdego. Miałem NT650V - za mały, niewygodny. Testowałem FJR1300 i VFR800, ale wciąż musiałem się pochylać do przodu, krzyż bolał po 500 km. Na Hayabusę ylko wsiadłem i zsiadłem, szkoda mi było benzynę spalać, od razu wiedziałem, że to nie to. W końcu wziąłem RT, nie dlatego, że mi się tak logo podoba, tylko dlatego, że po całym dniu spędzonym w siodle schodzę i nie cierpię. Ale na nim pozycja jest niemal wyprostowana, nie pochylam się jak na sportach. Szybsze wytracanie prędkości to też domena sportowych motocykli, ale na drodze wcale nie musi być zaletą. To się świetnie sprawdza na torze, gdzie odpuszczasz manetkę i zwalniasz przed zakrętem niejako samoistnie, bez przegrzewania hebli. Na ulicach koleś jadący w samochodzie za Tobą może się zdziwić, jak ze 100km/h w parę sekund zwalniasz do 60km/h bez dotykania hamulca i świecenia światłem stopu. Pół biedy jak się tylko zdziwi. Gorzej, jak zaskoczenie będzie tak wielkie, że Ciebie już nigdy więcej nic nie zaskoczy. Wszystko zależy co czego nam to moto jest potrzebne i gdzie nim jeździmy. Wielka popularność V-Stromów i jeszcze większa GS-ów nie wzięła się znikąd. Siedzisz wygodnie, wyprostowany, śmigasz kilkaset km po drogach i lekkich bezdrożach i jest super. Sporo podróżuję po Polsce i jakoś tak jest, że połowa mijanych moto to właśnie GS-y w różnych postaciach. Mnie akurat bezdroża nie interesowały więc wziąłem RT. Jakbym jeździł tylko po mieście to pewnie bym kupił Varadero 125 i cieszył się wygodną jazdą za bezcen. Choppery w Polsce są moim zdaniem niepraktyczne, bo ani tym manewrować między samochodami, ani śmigać po krajowych i powiatowych drogach, że nie wspomnę o tradycyjnie sztywnym zawieszeniu, które masakruje nasz tyłek na dziurawych drogach. Ciuchy to oddzielny temat. Gdy żona po wielu latach oswoiła się z myślą o moim powrocie do dwóch kółek to pierwsze co, kazała mi się ubrać. I nie tam, że "tylko"jakaś kurteczka", ale full komplet. I nie ma przeproś, czy jadę na swoim motocyklu, testowym NIkenie, Tracerze900GT czy skuterku N-Max. OK, jak były mega upały, to na skuter zakładałem tylko kurtkę Mesh i rękwaiczki na łapy. Poniżej 30 stponi obowiązkowo jednak spodnie i buty. Pewnie, że w przypadku rozjechania przez tira żaden RTS Adventure mi nie pomoże, ale przy normalnym szlifie jest już szansa. Raz się wyglebiłem w ciuchach Rebelhorn to tylko rękaw się lekko rozdarł, ale udało się naprawić. Trzeba mieć coś, co uchroni naszą skórę i stawy. Wizyty u dermatologa podobno nie są przyjemne.
  25. Ależ to bardzo fajny motocykl jest i osobiście uważam, że dokonałeś dobrego wyboru, jeśli szukałeś motocykla do jazdy, a nie do świrowania. Jest względnie uniwersalny, mozna doczepić kufry i pojechać w trasę, można olać kufry i śmigać po mieście, lekki w prowadzeniu, zwrotny, dość wąski, ognia wystarczy nie tylko osobie początkującej ale i starym wyjadaczom. Ja poszedłem drogą w kierunku motocykla turystycznego, bo choć BMW jeżdżę na co dzień i od święta po mieście, to jednak planuję trochę dalsze wyjazdy i tu CBF by mnie zmęczyła lekko zgarbioną pozycją za kierownicą czy właśnie rzeczoną lekkością. Wcześniej miałem Hondę NT650V Deauville i przejechanie w ciągu jednego dnia 700 km skończyło się bólem pleców, nadgarstków i ogólnym zniechęceniem, choć na krótszych dystansach zawsze było fajnie. CBF to fajny sprzęt, szkoda tylko że na łańcuchu a nie wale albo pasku, ale cóż - nie ma motocykli idealnych i bez wad Niech Ci służy
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.