




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 41
-
Masz absolutną rację Romanie i to, kilkanaście wpisów wyżej, już ustaliliśmy. Ale czy moja powyższa fraza nie brzmi bardziej optymistycznie? Biorąc zaś pod uwagę twórczość tego Zenka i jego,jakże istotny wkład,w rozwój naszej rodzimej, swojskiej i bardzo bliskiej ludowi kultury muzycznej, to czy można ten wkład pomijać? Myślę, że wątpię. A skoro myślę, to jestem, ale nie koniecznie fanem tego artysty. Wolę mojego Zenka i jego zawodzenia, kiedy np. nie wie jak zejść z gałęzi. Dzisiaj wspiął sie na sosnę w pobliżu zaanektowanego od "cukrówek" gniazda, gdzie są teraz młode sroki. Aż sie bałem, ze sroka-matka zaatakuje Zenka, ale ten zmienił kierunek i w końcu sroka przestała się wydzierać. A teraz szykuje się do spania w fotelu także zajętym zwykle przez pozostałe koty. Jakoś dziwnie wszystkie koty lubią ten jeden fotel...
-
Niby nic się nie dzieje, same święta bez przerwy, tak jakoś "kratkowato" z otwartością sklepów i zapasy robić trzeba i w kolejkach do kas stać także, no najlepsza ze zmian nam nastała. Pisałem w temacie o najlepszym polskim jedzeniu, że stosowne flagi wywiesiłem. Tak , oczywiście, jedna z nich jest "szmatą" zwana i przed dłuższy czas miejsca dla niej nie było w głównych urzędach naszej Najjaśniejszej. Teraz , nie wiedzieć czemu, do łask powróciła i było jej pełno wszędzie, co moje oko autentycznie cieszyło, bo lubię połączenie niebieskiego ze złotym. Tak sobie te flagi u mnie wiszą: A dzisiaj przed południem wybrałem się z Benkiem vel Zenkiem oraz Kićką nad naszą rzeczkę i takie fotki im pstryknąłem: Coś w trawie pisnęło lub się poruszyło i pełne skupienie. Z góry Kićka obserwuje zachowanie młodszego kolegi, psotnika, małego chuligana, który w ogon zabawowo lubi ją ugryźć, na co ona nie pozostaje mu dłużna. Tak to z góry widać: I za chwilę koteczek - rozbójniczek był już wyżej od niej i ją obserwował: A rozbójniczek dlatego, że ma już na koncie 2 myszki polne, jedną nornicę i wczoraj upolował i ukatrupił kreta, którego także przyniósł, aby się pochwalić. Co zaś się tyczy jego imienia, to zdecydowaną większością wszystkich odwiedzających i podziwiających kotka członków rodziny, postanowiono, że jednak będzie mu "Zenek" bo to i dźwięczniej brzmi od "Benka" i dobrze się łączy we frazę: "A Zenek Martyniuk to chłopak morowy...." i resztę znacie.
-
Smacznego, Romanie! Niestety, jestem na diecie przedzabiegowej i mogę tylko pooglądać szeroko otwartymi oczkami. A na codzień twarożek, cienka zupka, kalafiorek gotowany, pieczarki mini, od czasu do czasu na odrobinie masełka smażone, i dużo marchewek surowych, papryki czerwonej, kalarepki i jabłko na okrasę. Całe 5,5 kg zleciałem z wagi i dalej w dół - ani rusz! Ponoć powinienem też całkowicie zaprzestać spożywania ulubionego wineczka białego , wprost z Lidla pozyskiwanego, ale co wtedy jeszcze przyjemnego by pozostało? O modelowaniu nie mówię, bo to zupełnie nie ta pora roku. Dzisiaj dwie właściwe flagi wywiesiłem i świętowałem rwąc chwasty wszelakie. A teraz w nagrodę sączę to wineczko i całkiem mi dobrze. Prawie tak, jak chyba i Tobie z tymi własnoręcznie stworzonymi pysznościami. :-)))
-
Tomku! Wielkie dzięki za tę uwagę i reprymendę. Powiem tylko, że zupełnie nie wiem, skąd się to wzięło. Nie mam absolutnie nic na swoje usprawiedliwienie. A może , tak po prostu, to ja właśnie poprawiłem po swojemu mojego komputerowego poprawiacza? No cóż... polska ortografia to trudna sztuka i niestety, nigdy nie była mą mocną stroną... Sorry!
-
Zapewniam, że najmniejszego pojęcia nie mam, czy po takim "wysokooktanowym ?winie?" lata się szybciej, czy wolniej, ale z tego drugiego filmiku wynikają dla mnie zupełnie inne wnioski, niekoniecznie akceptowalne przez ogół Szanownego Koleżeństwa. Po pierwsze posiadacz, czy właściciel, tak "wypasionej" fury z chowanymi reflektorami, raczej nie powinien niczego szukać w śmietnikach, a tym bardziej spożywać znalezionej tam zawartości butelki, bo ta zawartość to nie koniecznie mogło być to "wysokooktanowe wino", a np. zwykłe,najzwyklejsze szczynyPo drugie, tak charakterystyczne "uczesanie" tego "pilota" od F-16 raczej , w mej osobistej, bardzo subiektywnej ocenie, nie plasuje go zbyt wysoko w hierarchii prestiżu poszczególnych grup zawodowych, czy stratyfikacji społecznego poważania. Ot tak coś koło zawodowego "kibola",a pewnego Patryka, bez wdawania się w szczegóły. No i to jakże charakterystyczne pozbycie się opakowania po spożytej zawartości... Spożyłem - w krzaki wyrzuciłem. Teraz za kółko i będę "królem szos",czy innym "Gniewnym"- jakimś tam. A ja spożywam tradycyjnie białe winko z lidla i dobrze mi tak, że mi dobrze...
-
A czy szynkę z biedronki kosztowaliście? No, coś wspaniałego :-(((
-
Jak nie mogę na coś patrzeć, to najczęściej w takiej sytuacji, po prostu - zamykam oczy. Co zaś się tyczy dietetyki, to osobiście polecam marchewkę, kalarepkę /świeżutka i soczysta, dostępna w Lidlu/, paprykę czerwoną i ogórki zielone. Do tego pomidorki mix dostępne tamże w wiadereczku. Stosuję osobiście i w ciągu dwóch m-cy zjechałem z wagą całe 6 kg. Nie twierdzę, że to wielki sukces, ale te zwykle biorą się z małych kroczków. A jutro nadal "świąteczna wyżerka" w wersji mini, mini... Ale pokropione jajko znowu zaliczę... A fotka prześlicznej dziewczynki powyżej - wprost kapitalna! Te oczy... Czy zdajecie sobie sprawę, jaka piękna kobieta to będzie ???
-
Nadal Romanie nie wiem, jaka to rasa, chociaż Twym wzorem, szukałem "intensywnie" w całym necie i niestety - bez skutku. Jeśli jutro owieczki /nadal bez pasterza wiodącego je do wieczności/ będą na pastwisku w pełnym dobrostanie, podejdę tam i zrobię fotki. Może nawet takiej "upolowanej" z łbem w oczku siatki. Dzisiaj był na miejscu właściciel /czy to właśnie ten arcypasterz?/ i samodzielnie jedną z owieczek z siatkowe pułapki uwolnił. A już miałem lecieć z odsieczą...
-
A moja Kićka dzisiaj wpasowała się bardzo dokładnie do wiklinowego koszyczka , tak ok. 15 x 15 x 15 i zwinięta w kłębuszek doskonale tam sobie spała. Fakt jest taki, że nie wiedzieć czemu, kotki wszelakie uwielbiają skrzynki czy pudełka najróżniejsze i dobrze im tak, że im dobrze. Co dokładnie obrazują fotki powyższe. A tak z innej beczki, to jakieś 3 tygodnie temu sąsiad zza rzeczki sprawił sobie około 6 sztuk owiec, wielce dziwnych, jak dla mnie, bo w kolorze pomieszanej białości z czarnym. Postawił na łące kilka słupków pod stały płot, ale tymczasowo całość "zabezpieczył" nylonowy siatką o oczkach tak na oko 10 x 10 i ponoć dwa razy na dzień w tym swym obejściu się pojawia. A owieczki /zupełnie bez żadnego pasterza/ się na łące pasą, i terytorium chętnie by powiększyły. W związku z czym dziadek Marek w ubiegłą niedziele, tudzież we wtorek, podejmował sąsiedzka interwencję w cele wyswobodzenia jednej z tych innowacyjnych owiec z opresji absolutnej. Owca głowę w siatkę wsadziła i nijak się z tej pułapki oswbodzić się nie mogła. Za to jej , jakże żałosne beczenie, rozlegało się na wieś moją całą i przyległe okolice. No serce się krajało... Rozpuściłem prośby do sąsiadów przylegających swymi włościami do właściciela tych baranków mało lukrowanych, aby delikatnie właścicielowi coś zasugerowali. Czy to coś da? Nie wiem, ale mam nadzieję. I tak to się plecie na te święta barankowe. I z tej okazji całemu Szanownemu Koleżeństwu życzę radosnych , zdrowych, rodzinnie szczęśliwych i wiosennie pogodnych Świat i mocno mokrego dyngusa.
-
Wszystko prawda Jarku - 20 - 25 lat rejsu, ale gdzie ta cała armada towarzysząca temu "potworowi"? Tak sobie stoi samotnie na kotwicy, bo też pewnie i przybył na wycieczkę w bardzo ciekawe miejsce. Czego i Ty - byłeś - doświadczyłeś ! I także się zgodzę: kolos ogromniasty! I zapytam: A po co aż tak się katujesz? No, chyba, ze lubisz. To jesteś w pełni wytłumaczony. :-)
-
Znowu minęło kilka dni z życia mojego małego koteczka. Spędza je w pełnej wolności i bez żadnych ograniczeń w otaczającej go przestrzeni, z drzewami, na które lubi się wspinać oraz z miedzami , w których żyją myszy i nornice. Byłem świadkiem, kiedy jedną taką nornicę upolował i bawił się nią , jak na prawdziwego kota przystało i w końcu przyniósł mi ją, już w postaci trupa. Wczoraj za to także przyniósł "wymamlaną" mysz polną i zostawił przed budynkiem, pewnie abym i ja mógł się nią pobawić. Teraz przed chwilą wskoczył mi na biurko, skąd przeniósł się na moje kolana i kiedy podrapałem go pod brodą , zasnął, tak wtuliwszy mordkę w mą rękę: Przeniosłem go na krzesło, abym mógł to Wam napisać i teraz tam kontynuuje drzemkę. Tyle tak na krótko.
-
I ja także, wracając do tego najprawdziwszego Emila - tu i teraz, powiem ponownie: to mu się należy, jak ta przysłowiowa "psu zupa", bo jest taki śliczny i taki " kociasty". A te "Emile" sprzed wielu, wielu lat, jakoś dziwnie mnie zupełnie nie kręcą, chociaż jako myśl konstrukcyjna i narzędzie do zabijania - całkiem, całkiem były...
-
Czy ja wiem Jarku, czy takie mało spektakularne? Toż to w najczystszej postaci urzeczywistnienie latającej łódki, czyli jakiegoś np. "Latającego Holendra". I połączenie tych trzech żywiołów w jedno, czyli: wody, powietrza i ognia /w cylindrach tych dwóch silników/, to moim zdaniem - domorosłego "znawcy" - jakieś nowe wyżyny ludzkiego umysłu i myśli inżynierskiej. Pokonać bardzo znaczący opór wody, pokonać Cx i mimo to wzbić się w powietrze, to jest coś... A póżniej udanie posadzić tę kupę "żelastwa" na takim, co prawda bardzo rozległym, ale zarazem, bardzo twardym lotnisku, to też jest sztuka. I nadal to pływało i się nie utopiło... Bardzo mi sie podobało. :-)
-
Wygląda na to, że także absolutnie mu się należy!!! Bardzo ładny kiciuś. Dbaj nadal o niego, bo wart tego...
-
Ale chyba przyznasz Sławku, że pięknie się naparzali na gołe pięści w tym filmie i jeszcze piękniej obracające się śmigło skróciło o głowę hitlerowskiego przeciwnika Indiany. Coś mnie ostatnio gnębią te obcinane głowy... Może jakaś nowa rewolucja się szykuje, z gilotyną w tle?
-
A wracając do tematu to wczoraj po całodziennym poznawaniu życia w zupełnej wolności, kot zajął miejsce w fotelu w naszej chatynce i spał w najlepsze, bo mu się przecież należało! Teraz także zażywa tej wolności chociaż za oknem zimno, pochmurnie i w sumie paskudnie, ale jemu to nic nie przeszkadza. Za to, kiedy wczoraj już po ciemku niosłem go do drugiego budynku, po raz pierwszy głośno protestował, ale i tak został zamknięty. Kiedy zrobi się ciepło, zapewne także spędzi kilka nocy na zewnątrz. To też element poznawania prawdziwego, kociego życia. Ale generalnie, jak to mówi moja córcia, kot jest przefajny i cieszę się z decyzji o jego przygarnięciu.
-
A "Gnoma" także miałem i nawet już o nim chyba wspominałem tu na forum. Ojczulo mi to kupił gdzieś na Śląsku, nówkę sztukę i przytwierdził do takiego fajnego roweru w rozmiarze 4/5 /chyba nazywał się "Turist" albo jakoś tak?/normalnej ruskiej "Ukrainy", czy jak tam się nazywały te ich kobylaste wynalazki, pewnie ze zdobycznych /"trofiejnych"/ niemieckich skopiowane. W każdym bądź razie przedni błotnik trochę przyciął, silnik przymocował i jazda! Pyrczało to prześmiesznie i po prostej całkiem sprytnie rower z zawartością ciągnęło. A jaki byłem z tego umotorowionego roweru dumny! Nikt takiego nie miał w mej mieścinie...Byłem wtedy w 6-tej czy siódmej klasie podstawówki i pamiętam, że jeździłem nim nad naszą Wisłokę, na randkę z dwoma koleżankami na raz Później przez chwilę miałem "Osę" 125 i dwa kaski "orzeszki", ale jakoś słabo mi ta "Osa" jeździła i wtedy przesiadłem się na "Komara", który zresztą był własnością siostry i dostała go za dobrą naukę, w przeciwieństwie do mnie, ale go "zawłaszczyłem przez zasiedzenie" i do końca był mój.
-
Wg mnie, to moja całkiem prywatna opinia, każde latające "dziwadło" jest warte obejrzenia. To "dziwadło" akuratnie dokładnie wpisuje się w to założenie. Fajnie lata jako model i pewnie w praktyce mogło by skutecznie używać tych dwóch potężnych działek. A, że nie użyło? Tym lepiej dla szybszego zakończenia tej hekatomby, jakim była II WW.
-
Miałem "Komara" szaro-niebieskiego w tym czasie, z chyba, takim samym silnikiem. I oczywiście w idiotyczny sposób się go pozbyłem, chociaż wcale nie musiałem. Kolejny błąd młodości. Wielka szkoda, bo był taki fajny i ile kilometrów nim przebyłem, jeżdżąc do ukochanej i na lotnisko.... Autentycznie, łza się w oku kręci.
-
Może mówił prawdę. Moja sąsiadka na swoje kury woła : tju, tju, tju.... i lecą do niej tak, że mało nóg nie pogubią. A później cap jakąś pod pachę, w drugą rękę siekiera, głowa na pniaczek i za chwilę kura jest już w kurzym raju... a zwłoki lądują w garnku.
-
Irku! Nie znam się zupełnie na strajkach, bo większość swego życia zawodowego spędziłem "na swoim" i u siebie zawsze mogłem sobie postrajkować do oporu, ale jakoś tak, nie koniecznie...strajkowałem. Nie wiedziałem, nie przyszło mi do głowy, że na czas strajku trzeba być cały czas w miejscu pracy. Tak jakoś błędnie skojarzyłem, że jak jest strajk, to nie przychodzę do roboty i spoko. Przepraszam i życzę osiągnięcia celu.
-
No, ale jak strajk, to masz zupełne wolne? Chyba, że organizujesz zajęcia zastępcze dla dzieciaków. Wtedy pełna jasność. :-)
-
Tak, język rosyjski to żaden problem... Będąc swego czasu w Moskwie, w dużej łazience hotelu, w którym pomieszkaliśmy, spotkałem Pana Gruzina, który, kiedy wymieniliśmy grzeczności,przedstawił mi się jako "Poniatowski" . Zabrał mnie do swego pokoju i się zaczęło... Picie odbywało się z rożka jakiegoś koziołka czy innego barana, i nie dało sie tego odstawić bez spożycia zawartości. Za "przegryzie" służyły surowe zielone ogórki i małe zielone papryczki. Przegryzłem jedną taką i kompletnie zapomniałem, jak się nazywam i jak się oddycha. Uratowała mnie następna porcja trunku z rożka.... A rano,normalnie spóźniłem się do kolejki do mauzoleum Lenina "wiecznie żywego" i niestety tej mumii nie dane mi było na własne oczy zobaczyć. Ale nie żałuję. ;-)
-
Hej !!! Dzisiaj z całego dnia doglądania i podglądania moich koteczków, wyjąłem ponad 3 h, które spędziłem z moim 13-to letnim wnukiem w MLP. Tak sobie zażyczył, to i tak miał... A dziadek założył mu,wcześniej uzgodnimy temat, na który wnusio przystał, pt. "Produkty i wyroby fabryki z miasta, w którym dziadek spędził swą młodość". Nagadałem się do woli i do faktycznego oporu, bo aż mi w gardle zaschło i wnusio ratował mnie zabraną przezornie butelką z wodą. A było o czym gadać, bo poczynając od historii COP-u i powstania zakładów PZL-2, a skończywszy na historii "Irydy" i jej smutnym końcu. No i było co wnusiowi pokazywać. Od wyjętych z remontowanego aktualnie głównego hangaru "Biesa" , czy "Tarpana", poprzez całą "Aleję Mig-ów", a zaczynając jeszcze przed kupieniem biletów, od trzech "Iskier" stojących przed muzeum. Było to dla mnie osobiście nowe doświadczenie, bo patrząc na te wszystkie eksponaty mogłem coś o nich wnukowi powiedzieć i większość z nich powiązać z moimi prawdziwymi doświadczeniami życiowymi. Przy okazji splatało się to z historią pradziadka mego wnuka, który to pradziadek zawiadywali wydziałem, na którym tłoczyli te najróżniejsze blachy aluminiowe do "Lim-2" póżniej bis, do "Lim-5" czy w końcu "6", do "Biesa", "Iskry", o "Antku" zupełnie nie wspominając. Pradziadek te wszystkie problemy technologiczne i wykonawcze miał na "głowie", te "kobyłki" i matryce nadzorował, pękanie czy rwanie się blach o nerwicę go przyprawiało, a samo montowanie tych kawałków w spójną całość, to była szkoła nad szkoły!!! Dzisiaj z wnukiem zwróciłem szczególną uwagę na te nitowania w "Lim-ach", bo główki nitów były wpuszczane w blachę, nic nie wystawało, ale jak rozkuwano je od "drugiej strony", gdzie zupełnie nie było żadnego dojścia? Bardzo prosto! Kiedyś mój ś.p. Ojciec przyniósł do chaty garstkę malutkich nitów aluminiowych, tym się charakteryzujących, że w nóżce nita była wywiercono dziurka zamalowana na jakiś kolor, pamietam - zielony. I kiedy się uderzyło młotkiem w takiego nita, rozlegał się donośny strzał, conajmniej jak z dobrego "kapsla". I tak to się właśnie nitowało, przykładając gorącą kolbę do wsadzonego w nitowaną dziurę nita "wybuchowego". I taki to były "sowieckie" technologie, skuteczne do dzisiaj. A co do kotków, to mają się doskonale i oby tak dalej...
-
Tak, dobrze jest znać język "wroga", ale wracając do meritum, miałem kiedyś kolegę z klasy, późniejszego wicemarszałka sejmu naszego, który także miał płaskostopie, zwane inaczej platfusem , po prostu. Grał ci on namiętnie w "kosza" na każdej lekcji wf-u i nawet dobrze rzucał piłki, ale w biegu i zwinności ta przepadłość raczej mu nie pomagała. Do studenckiego "woja" raczej także nie był przez tę dolegliwość "przynależniony", ale jaja miał nie od parady i kilkoro dzieciaczków w dalszej perspektywie był raczył "począć". Cóż, każdy jest kowalem jakiegoś swego losu, nawet, kiedy ma platfusa.
- Poprzednia
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
- 6
- 7
- Dalej
-
Strona 2 z 41