




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Bardzo Ci dziękuję Adamie za tę wskazówkę! Właśnie czegoś takiego potrzebowałem. Twarde, da się dobrze złapać i w dowolnym małym rozmiarze. Cena też "dobra", ale wiadomo - dobre nigdy nie jest tanie.
-
Bardzo dziękuję Andrzeju na ten namiar. A w mojej mozolnej składance dobrnąłem wreszcie do numerów opisujących budowę obu silników dieslowskich. Postanowiłem je budować równolegle, aby może chociaż w ten sposób przyśpieszyć te prace. Dotychczas posklejane elementy zajmują całą miskę plastikową, a są to m.in. części wyposażenia stanowiska dowodzenia okrętem, ale czy to mostek, czy jakoś inaczej się to nazywa, to nie wiem. Tak to się ma: Widać także mój nowy zakup, czyli obcęgi /cążki?/ do obcinania skórek przy paznokciach. Pojechałem wczoraj do Rossmana i za prawie 25 PLN takie coś sobie kupiłem. Jak na razie świetnie się sprawdza przy tych najdrobniejszych elementach bez konieczności doszlifowywania. Dotychczasowa obcinaczka zrobiona w oparciu o obcinaczkę zakupioną wraz z tymi zeszytami, bardzo szybko pokazała z jakiej "doskonałej" stali została zrobiona i jeden z wyszlifowanych ząbków zaraz potem się złamał i obcinaczka powróciła do swego pierwotnego przeznaczenia, czyli obcinania wyprasek z plastikowej ramki. To tyle tym razem.
-
Łukaszu! Najkrócej odpowiadając na Twoje pytanie, powiem; zupełnie nie postępują. Przyczyna jest jedna, za to bardzo zasadnicza. Jestem bowiem w trakcie realizacji zupełnie innej budowy, której się co prawda dobrowolnie podjąłem, ale która to budowa jest zupełnie nie z "mojej bajki". W dziale o łódkach wszelakich możesz się zapoznać z relacją z tego "dzieła". A temat nazywa się "U-96". Zrobienie bombek do mego Po-2 było tylko takim miłym przerywnikiem i mam zamiar wrócić do tej budowy, kiedy tylko uporam się z budową łódki, albo kiedy skończy mi się cierpliwość przy składaniu tej porąbanej składanki. Tyle czasu poszło w przeszłość.... Dzisiaj pewnie "Pociak" byłby na finiszu, a jest głęboko w lesie. No, nic to. Mam nadzieję, że właściciel tej łódki przynajmniej będzie zadowolony. ;-)
-
Czołem Kolego Andrzeju z całego Wrocka! /Bo może być też z Ino-wrocka... / Może na PW podrzucisz jakiś namiar na tutejszego Andrzeja B.? Spytał bym go o ten uchwyt, a po fotce Darka ewentualnie poszukam takiego u Dremela. Okazało się , że moja wysłużona DDR-ówa chwyciła wiertełko 0,5 mm i też mi to pomogło w dłubaninie przy tych wszystkich "dźindzibołach". Tak one się mają "na chwilę obecną": i jeszcze bardzo daleka droga przede mną, aby to wszystko mocować we wiadomej łódce. Ale już coś widać i dobrze. To, że widać, to sami zobaczcie, tak dla smaka, a raczej "zanęcenia". Wiadomo, że moi spec agenci penetrują krainę, której nie ma wg aktualnych mędrców z sekty "płaskoziemców". Czyli są w "nibylandii" , ale jakże daleko tej ich krainie, od tej naszej, rodzimej "nibylandii". Tak np. się tam lata: tu, w kręgu przed "czwartym" a w głębi pas i lotnisko. Inne widoczki też niczego sobie: i góry "naleśnikowe": Ale, jak tak penetrują tę krainę, to i do - przynajmniej dla mnie - miejsc wielce interesujących trafiają. M.in. podziwiali taką dioramę, z pełnym opisem przedstawionej autentycznej sytuacji, gdzie pilot po przeleceniu uszkodzoną maszynką linii frontu , ewakuował się z tej maszyny bez spadochronu i w całkiem dobrym zdrowiu przeżył tę ewakuację. u mnie, tu na miejscu, pilot jeszcze z takiej samej maszynki nie wysiadł, bo cała ci ona, nówka sztuka , zupełnie nie bita... Widzieli też maszynę, taką oto: która także u mnie czeka na oblot i nawet miałem nadzieję, że zainteresowany nią Kolega, coś zrobi w tym kierunku, ale także cierpi na chroniczny brak czasu. Wiec tak się ma: I na koniec: u mnie wisi jedna sztuka takiej , ponad stuletniej maszynki /mówię o wieku oryginału/ w ciekawym i oryginalnym malowaniu: a moi ludzie wypatrzyli ponad 50 szt. takiej samej maszynki, każda w innym malowaniu: i jak tu nie nabawić się kompleksów?... I to by na razie było, tak tytułem wstępu, bo po Nowym Roku więcej będę mógł pokazać i popisać. PS. A w sprawie malowania naszej P-11-tki otrzymałem kategoryczną odpowiedź. Taki miała kolor i koniec dyskusji!!! Odnośnie Pana Niemca - nic się nie dowiedziałem.
-
Trop wskazany przez Darka okazał się być mi natchnieniem, co w dalszej kolejności poskutkowało przypomnieniem sobie maksymy mego ś.p. Ojca, który albo mawiał: " człowiek może być głupi, ale musi umieć sobie radzić", albo też twierdził: "jak nie masz stosownego narzędzia, to sobie je samemu zrób." No, więc takiej obcinaczki do paznokci, pokazanej na fotce, nie mam, bo kiedy miałem, zupełnie mi "nie leżała", ale przypomniałem sobie, że mam obcinaczkę służącą do obcinania pazurków byłym-minionym kotom, teraz nie używaną , bo obecne koty obcują z kotami-wizytatorami i pazurki muszą mieć w pełni sprawne. Tak się miała: wziąłem ją na warsztat i po chwili tak wyglądała: i doskonale się sprawdzała na długich liniach wytrawionych elementów, ale do tych najmniejszych "bździn" było to jeszcze zbyt duże. Przypomniałem sobie, że przecież właściciel tej mocno podwodnej składanki nabył za stosowną kwotę "zestaw niezbędnych narzędzi" do jej budowy i były w tym zestawie obcinaczki, nad którymi mogłem mocno się popastwić. Tak je zeszlifowałem i DZIAŁA!!! Mam więc dwie obcinaczki, jedna lepsza od drugiej i nie pozostaje mi nic innego jak oddalić się, aby "nadal kontynuować" /aktualna polszczyzna naszych obecnych, wybitnych elit / dalsze prace nad udoskonalaniem i ubogacaniem tworzonego dzieła. Niech będzie pochylony...
-
Takie to ci mam ja te uchwyty wymienne do tego "pseudodremela" i nawet nie pamiętam skąd je mam. W oryginalnym uchwycie od tej DDR-owskiej wiertarki da się chwycić wiertło 0,7 mm, ale już nie cieńsze. I faktycznie bardzo istotna jest kwestia prowadzenie takiego cieniutkiego wiertła, tak jak pisze Roman, bo wystarczy chwila nieuwagi i ok. 3 PLN idzie "się pieprzyć" . Wiercenie to nawet nie taki duży problem. Oddzielanie wytrawionych elementów od płytki mosiężnej, to jest wyzwanie! Do tej pory oddzielałem je ostrym nożem, ale to jest bardzo mało profesjonalne. Próbowałem cienkim frezem dentystycznym, ale klapa. Mam jeszcze takie "ustrojstwo" w tym moim "pseudo" i zrobię próbę. Może lepiej będzie się ta drobnica oddzielała. Ale to po pracy zawodowej, czyli po południu.
-
Faktycznie fajnista! Wszedłem w jej posiadanie oczywiście dzięki uczynnemu Koledze tutaj, z forum. /Dzieki, Robercie! Gdzie się podziewasz i faktycznie tak źle Ci tutaj było?/ Jest już mocno wyeksploatowana i często się wiesza, ale wystarczy lekko obrócić uchwytem wierteł i dalej chodzi. Szukałem jakiejś takiej nowocześniejszej, precyzyjniejszej i z możliwością chwytania cieniutkich wiertełek, ale nic takiego nie znalazłem. Albo, jak zwykle, źle szukałem, albo nic lepszego od tej DDR-owskiej nie zrobiono.
-
Znowu drobna chwila zleciała, niby nic się nie dzieje, a roboty przy tej łódce wielka kupa! W porównaniu do prac Kolegów, którzy w tym dziale demonstrują prawdziwe łódki czy inne sprzęty pływające, ta moje dłubanina nijak się do tego ma i jest jedynie sprawdzianem mojej cierpliwości. Tutaj dwie fotki obrazujące to, co się dzieje, a raczej to , jak powoli to wszystko się toczy. Mój bałagan, ale wszystko na swoim miejscu i panuję nad sytuacją: i pomalowane plastiki: które po wyschnięciu będę sklejał. Wybiegłem trochę w przód i pooglądałem obrazki z budowy silników. Mnóstwo popychaczy, dźwigni zaworowych i pewnie jeszcze sprężyn /?/.Tak więc, dużo cierpliwości, ale cóż zrobić; biednemu zawsze wiatr w oczy i ... Moi spec. agenci, wysłani do bardzo dalekiej krainy, której ponoć wcale nie ma wg "płaskoziemców", penetrują teren pod wiadomym kątem i na razie podesłali małą próbkę, wraz z zagadką: co to niby jest? Odpowiedziałem zgodnie z "posiadaną wiedzą" w tym zakresie, na co z rozbrajającą szczerością jeden z agentów stwierdził: "nie wiedziałem , że był taki samolot, który się nazywał tak samo, jak jeden z naszych ministrów". Profilaktycznie zmilczałem...
-
Oglądając wielokrotnie te wszystkie "scyzoryki" dwuręczno-obosieczne zastanawiałem się, jak taki zakuty w "żelazło"od stóp po sam czubek chełmu średniowieczny rycerz mógł czymś taki wywijać na prawo i lewo siejąc popłoch i siekąc na plasterki wrogów wszelakich. Biorąc także pod uwagę posturę tych rycerzy, sposób ich odżywiania się i ogólne warunki życia wychodzi mi , tak na "chłopski rozum", że albo te miecze były jednak stosowane statycznie jako "szpikulce" lub też statyczno-bocznie z wystawieniem go w bok podczas szarży na koniku. Chyba, że ktoś mnie przekona, że ci użytkownicy tych "scyzoryków" cały dzień usilnie "pakowali" na ówczesnych "siłkach" i spożywali wyłącznie suplementy, przekąszając je sterydami i popijając "Red Bullami" czy czymś podobnym. Wczoraj widziałem migawkę o początkach Szwarcenegera w USA, kiedy to właśnie bardzo usilnie "pakował" i w efekcie miał się czym pochwalić i na pudłach wielokrotnie stawał. Wracając do tematu łódki bardzo podwodnej, to udało mi się poprzyklejać do tego odzyskanego działka p-lot trochę jakiś mikroskopijnych detalików i tak się teraz ma: Prysnę teraz podkładem i kiedyś będę to dalej malował też jakimś mikroskopijnym pędzelkiem. Wczoraj studiowałem kolejną załączoną blaszkę z tym milionem wytrawionych detalików i było to dosłownie "studiowanie", bo twórcy tej układanki zrobili ją na tym etapie budowy także "łamigłówką" nie pokazując na żadnym obrazku jaki numer ma każdy detalik z tej blaszki. Tak to poglądowo się ma: gdzie widać blaszkę oraz fotkę kiosku z detalikami i ich numerami, ale numeru nie ma nijak przyporządkowanego do tego konkretnego detalu, tylko trzeba zgadywać, że to jest to, a tamto, to co innego. No, ale nic to.Mam nadzieję, że jakoś i tę przeszkodę udanie pokonam i do kwietnia /wtedy właściciel ma imieniny / udam mi się całość skończyć. PS do Krzysia1984. Mam Krzysiu nadzieję, że lampy jeszcze długo i skutecznie Ci poświecą i będzie to moja satysfakcja, że się jeszcze na coś przydały. Co zaś się tyczy tej skromnej "wystawki", którą mogłeś pooglądać wiszącą u sufitu, to muszę Cię sprowadzić na ziemię i stanowczo stwierdzić, że to na prawdę nie są żadne wyczyny i osiągnięcia, w porównaniu do tego , co inni , faktycznie prawdziwi modelarze, robią ze swoimi modelami. W wolnej chwili spróbuj wgłębić się w tematy o makietach, gdzie znajdziesz np. relację z budowy takiego "Piperka", jak ten mój zielony, znajdziesz relację z tematów realizowanych przez Henia S. czy wielu innych Kolegów faktycznie wspaniałych modelarzy i życzliwych ludzi. Pozdrawiam i dziękuję!
-
Romanie! Faktem chyba bezdyskusyjnym jest to, że ludzie nawet jeszcze 3 generacje wstecz byli w swej statystycznej liczbie zdecydowanie niższego wzrostu i postury niż dzisiejsi np. Europejczycy. Nawet na przykładzie mojej najbliższej rodziny dokładnie się to potwierdza. Nie chcę się rozpisywać, ale generalnie: co pokolenie powojenne, to u mnie ludzie wyżej rosną. Z drugiej strony pamiętam wizytę w naszym Muzeum Narodowym obok "Żaczka", gdzie była zrobiona ekspozycja różnych przedmiotów użytkowych, w tym ubiorów , na przestrzeni wieków. Byłem zszokowany wielkością sukni różnych dam i królowych, które były takiej wielkości , jakby używały je dzisiejsze 8-10-cio latki. Mundury, kurtki czy całe stroje męskie z minionych wieków także były lilipucich rozmiarów. Podobną refleksję wywoływała wizyta w muzeum etnograficznym w Bibicach, gdzie wielkość pokoi w prezentowanych chatach była zadziwiająco mała. A przechodząc do warunków panujących na łodziach podwodnych, to kilka filmów tam, w takich wnętrzach się dziejących, widziałem i zawsze była to blaszana puszka dla stłoczonych w jej wnętrzu mężczyzn nastawionych na zabijanie i zadających innym śmierć w ogniu lub lodowatej wodzie. Sami także w każdej chwili mogli zginąć i chyba mieli tego pełną świadomość. Ale , jak z taką świadomością stale żyć? We wnętrzu takiej łodzi oprócz powszechnej ciasnoty panował też zawsze niemożebny smród, spoconych i nie mytych ciał, wszelkich smarów i spalin czy innych najróżniejszych mieszanek chemicznych. Na żołnierza raczej zawsze niezbyt się nadawałem, ale na podwodniaka najmniej bym się nadawał. To tyle tak na szybko z mej strony.
-
Czołem Wilcy Morscy! Dawno nic tu nie pis-kałem, ale nie było zupełnie o czym, a i nadal niezbyt jest. Robiłem co innego /kto pod tę "zdradziecką mordę " zagląda, to wie w czym rzecz/ i teraz znowu próbuję wrócić do klecenia tej łódeczki. Jest to niejako, powrót do lat młodzieńczych /wycinanki z "MM"/ czy trochę starszych /klejenie modeli plastikowych 1 : 72/ . Duperelki, malutkie drobiazgi, miliony tego, a tu ręce się trzęsą, okulary z nosa spadają od wysiłku wytrzeszczanych oczek i żadnych postępów nie widać. Człek się frustruje, nerwy napina, a przecież nie o to w "modelowaniu" chodzi. Prawda? Wczoraj np. pokleiłem działko p-lot 20 mm, odłożyłem je, pewien że jest tam , gdzie je odłożyłem i zająłem się na chwilę inną robotą. Kiedy wróciłem do stołu aby kontynuować, działka nie było! Przeszukałem dosłownie całą "modelarnię" od podłogi, prawie po sufit. Czym dłużej szukałem, tym bardziej byłem zły, na siebie osobiście, bo w byty złośliwe /czytaj: krasnoludki / już dawno wierzyć przestałem i tylko nijak pojąć nie mogłem tego, jak to się stało, że było, a teraz nigdzie nie ma...Postanowiłem pójść do chaty i tam na spokojnie to sobie przemyśleć raz jeszcze. I kiedy już wychodziłem, zauważyłem na podłodze, w miejscu, gdzie zacząłem tę inną robotę, leżące sobie spokojnie to moje działko. Tak, po prostu się przykleiło do rękawa mego sweterka i odleciało w zupełnie innym miejscu. Jak to dobrze, że go butem nie rozgniotłem... Teraz fotka większego działka, ot takiego np. z jakiego ci "wielcy rycerze głębin" strzelali do łodzi ratunkowych rozbitków okrętów transportowych, które wcześniej storpedowali: Widać te wszystkie poprzyklejane duperelki, które jeszcze trzeba pomalować. I tak będzie się to dalej działo, do następnej granicy mojej cierpliwości i samozaparcia.
-
Zielony trawiasty, ale zapraszam, zapraszam! Zawsze jesteś bardzo miłe widziany.
-
No, teraz w całej rozciągłości pojąłem. Trzeba było od początku tak "do mnie rozmawiać". Smoleń z Laskowikiem zawsze byli mi bardzo bliscy. Ale wtedy to były kabarety.... Chociaż wcale nie. Pooglądałem dzisiaj naszego reprezentanta / absolutnie nie mojego! Był to wybraniec suwerena/ niejakiego posła Żalka czy Żelka /Azorek mu mordę lizał/ u Moniki i był to taki kabaret, że wszystkie inne do pięt temu cyrkowi nie dorastają. No, ale cóż? Taki mamy klimat.... Polityczny zresztą. Romanie! Mój ma być być"dokładnie" taki, jak ten w MLP, czyli w barwach "sowieckich", z szachownicą na bokach kadłuba za silnikiem. A czy te właśnie ćwiczyły banderowców w południowo-wschodniej Polsce, tego nie wiem. Ot, wrodzona ignorancja historyczna.
-
Wojtku! Nie będę się wypowiadał o konkurencji, bo już to zrobił Kolega powyżej. Wpadnij, a ja już Ci coś stosownego znajdę ... :-) i promocję masz wpisaną w portfel na stałe!
-
Jurku! Robię to z myślą o tym pułku nocnych bombowców, ale tak myślami jestem cały czas z tymi dzielnymi kobitkami, które tak skutecznie tych Szkopów bombkami późną nocą obrzucały. A tego biurka niestety "nie poniał"...coś mi w mózgownicy nie zatrybiło.
-
A więc Szanowni Koledzy, bombeczki gotowe do użycia. Nie rozjaśniałem zapalników, bo jak słusznie Roman zauważył, zostaną one użyte bardzo późną nocą, kiedy wszystkie Szkopy będą smacznie spały i nikt żadnego koloru widział nie będzie . Zakończyłem więc pewien etap budowy i aczkolwiek widzę ilość zaglądających do tego tematu Kolegów, to chyba jednak zaczyna się to wszystko robić nudne, kiedy obok, w innych poważniejszych tematach tyle się dzieje ciekawego. Wsadzę jeszcze trzy fotki , tak dla zobrazowania tego końca. Tak to było, kiedy bombki zostały podczepione do listew , a dzisiaj zapalniki zostały zabezpieczone specjalnymi drutami i po wyczepieniu, wiatraczki , już uwolnione od tych drutów będą aktywowały zapalniki i zadziałają one po zetknięciu się z jakąś d...ą szwabską. Tak to jest "na gotowo": A w zbliżeniu tak się ma to moje "innowacyjne" i "pionierskie" rozwiązanie mocowania bombek, bardzo daleko odbiegające od mocowania prawdziwego. Ale o tej "autorskiej" różnicy już wcześniej wspominałem. Bombki trzymają się na prawdę mocno i raczej taka listwa oderwie się od kadłuba czy skrzydła, niż te "piguły" w siną dal poszybują. Teraz bombki pójdą spać do jakiegoś pudełka, a ja wracam do klejenia tej szwabskiej łódki podwodnej. No i jeszcze się pochwalę, a co mi tam. Dzisiaj dojechały do mnie aż ze Suwałk ledowe lampki podsufitowe, którymi postanowiłem zamienić dotychczasowe oświetlenie "modelarni" i całego obiektu, w którym ona się znajduje. Mam 7 szt. takich starodawnych lamp jarzeniowych, gdzie każda rura bierze po 40W, co w sumie przy zapaleniu wszystkich dawało 560W, a na rachunku przekładało się na 730-740 PLN za półrocze. Teraz taka lampa ma brać 20W, a świecić , jak lampa 150W. Mam nadzieję, że odczuję to w moim emeryckim portfelu. Tak to świeciło w połowie wymiany: a tak po podłączeniu drugiej lampki: Na poprzedniej fotce widać różnicę w kolorze światła każdej z lamp. Jestem zadowolony, bo światło jest zbliżone do naturalnego i jest jaśniej, niż poprzednio. Teraz jeszcze trzeba wymienić pozostałe i będzie fajnie. No to do zobaczenia u "łódkowców"...
-
Zgodnie z dzisiejszą zapowiedzią, te kilka fotek z postępu prac. Najpierw skończone , czyli gotowe do użycia bombki. Widok ogólny i pomalowane zapalniki. Trochę zbyt ciemny ten srebrny mi wyszedł i chyba go rozjaśnię. Przygotowałem także 12 szt. tasiemek aluminiowych, które po przemyciu nitrem przygotowałem do pomalowania: i już pomalowane: Po ich wyschnięciu przejechałem je bezbarwnym matowym /tak zresztą, jak i bombki, bo się zbytnio błyszczały/ i są gotowe do dalszych prac. Pomalowałem też docelowym kolorkiem te listwy do mocowania bombek i tak sobie schły: W sumie - powoli i do przodu. Dzisiaj przerwa, bo mi córcia zjechała i idę z nią porozmawiać i rodzinnie pomieszkać. Pewnie jutro znowu coś podłubię przy modelu.
-
Romku! Wiem, że niechcący z Twej strony, ale znowu poczułem się "rozjechany" ... Moja precyzja w budowie modelu ??? Chyba, że masz na myśli żeberka, które zaprojektował i laserowo wyciął nasz prawdziwy modelarz Wojtek /F150/. Tak, to jest precyzyjne zrobione i żeberka od pierwszego posadowienia były, jakby cały czas było to ich miejsce. Fachowiec fachowo zrobił robotę i z mej strony wielkie dzięki Mu za to. Dzisiaj dalej biedziłem się nad bombkami. Malowałem zapalniki, osadzałem wiatraczki /jak one ślicznie się obracają, kiedy się na nie podmucha :-)))/, pomalowałem właściwym kolorkiem belki trzymające bombki i pomalowałem taśmy, na których pod belkami będą sobie wisiały. Jutro, tzn. dzisiaj, kiedy się prześpię, wrzucę fotki z tych banalnych prac, tak dla informacji, jak to się kleci. A wracając jeszcze na moment to precyzji budowania samolotów przez towarzyszy sowieckich, to budowali wtedy na zasadzie "gniotsia - nie łamiotsia/ i dawało to efekty. A właśnie one, te efekty, były wtedy najważniejsze. I w ten sposób zdobyli Berlin.... ;-)
-
Marku! Szanowny imienniku! Wybacz, ale powiem, że chyba popełniasz grzech /zaznaczam, że bardzo słabo znam się na grzechach/, zestawiając moje nieporadne dokonania modelarskie /?/ , z tym, czego dokonuje Heniu, budując każdy ze swoich modeli. To jest tak mniej więcej jakbyś próbował porównywać malarskie dokonania Kossaka /nie wiem którego, ale tego np. najlepszego od koni/ z jakimiś sztancowymi ramotami wieszanymi na murach przy Wieży Floriańskiej. Ja, w swojej budowie z góry założyłem, że zrobię sobie półmakietę ulubionego samolotu, z którym mam związane cudowne wspomnienia /oczywiście z takim w wersji cywilnej, klubowej/ z młodości i będzie to mój model "życia", na miarę moich skromnych umiejętności. Zakładam, że może mi się ten zamiar uda i czasu wystarczy, ale z całą pewnością makietą to coś nie będzie, chociażby z uwagi na te mocowania bombek, o czy wyżej wspomniałem. Tak samo z wszystkimi innymi szczególikami i detalami. Nie ten poziom doskonałości, nie ta precyzja i nie te umiejętności. I cały czas liczę na Henia, że piękną, fajną i lekką maskę z żywicy do tego cudaka mi zrobi, ale muszę skończyć kopyto i się z nim do Henia udać. W rym temacie / żywicy i włókna szklanego/ jestem kompletny "denat" i po eksperymentach ze styropianem, na nowe eksperymenty jakoś dziwnie zupełnie nowej ochoty nie "posiadam".
-
Trochę głupio mi pisać, nie mając się specjalnie czym pochwalić. Chyba raczej piszę dla samego pisania, bo widząc postępy i dokonania innych Kolegów w budowie swoich modeli, popadam w melancholię i tracę zapał do tej swojej budowy. Te rozwiązania! Te techniki i technologie zupełnie dla mnie obce! Nie wspominając o wysoce fachowym wykładzie o drewnie i jego zastosowaniach w modelarstwie. Ja ćwiczyłem zawzięcie i z dużą determinacją ze styropianem i nie powiem; wiele się nauczyłem. Przede wszystkim i głównie ,cierpliwości do tego materiału. W czasie, który poświęciłem na zmagania z tymi moimi bombkami, pewnie poskładał bym ze dwa takie modele, jak ten w tle, w kartonie , przybyły zza Atlantyku. Koniec końców stanęło na tym, że bombki są być może ostatni już raz pomalowane "na gotowo", ale jeszcze wymagają troszkę pracy, tj. malowanie zapalników na srebrno, osadzenie wiatraczków, już pomalowanych na biało i wykonanie mocowania do listew podskrzydłowych i podkadłubowych. Tak teraz te bomby sobie schną: Stwierdziłem także w końcu, będąc już u kresu cierpliwości, że przecież buduję nadal tylko półmakietę i jak faktycznie te bomby były nocowane w oryginale tylko ja będę wiedział, patrząc na końcowy efekt /jeśli dojdzie kiedyś do szczęśliwego końca... /, a każdemu innemu laikowi patrzącemu na te "piguły", będzie się wydawało, że tak właśnie sobie wisiały. No, chyba że pofatyguje się do MLP i porówna, w co wątpię. A mają wisieć na tyle mocno i pewnie, że jeśli ten model kiedyś wzbiłby się w powietrze, nie powinien ich zbyt wcześnie zgubić. Tak więc będą zamocowane na dwóch taśmach metalowych i tyle. Na stałe. I to by było na tyle dzisiaj.
-
Irku! Nie chciałbym się wymądrzać, broń mnie Pani Boziu, ale wydaje mi się, że zrobienie czegoś takiego, jak na tej trzeciej fotce, to bardzo poważne KOWALSKIE /i nie tylko/ wyzwanie. Czy masz dostęp do solidnego kowadła i ciężkiego młota? Czy masz palenisko, w którym podgrzejesz materiał do czerwoności, czyli odpowiedniej plastyczności? Samemu , bez tych atrybutów, nie podjąłbym się takiego zadania. A może po prostu łatwiej było by się "zaprzyjaźnić" z jakimś okolicznym kowalem, który np. robi kute ogrodzenia czy inne bramy? No i na koniec trzeba by to jeszcze pochromować, a to kolejne chemiczno-fizyczne wyzwanie. Ale ponoć "dla chcącego....". Z całego serca życzę powodzenia. :-)))
-
"Dzińdobry"! Dawno nic tutaj nie pisałem, ale tyle się działo! Bardzo uczuciowo przeżywałem święto wieku naszej państwowej niepodległości, bo mimo własnego wieku, jaki już za mną, nadal jestem łatwo "wzruszliwy". Nie tylko przebieg obchodów tego święta mnie wzruszał, ale też prace nad tymi nieszczęsnymi bombkami. Chciałbym tutaj wyrazić moje najwyższe uznanie dla wszystkich Kolegów, którzy pracują na styropianowych materiałach i różne fajne rzeczy im wychodzą. Duet "ja - styrodur", zupełnie do siebie nie pasuje i obie strony wyraźnie siebie "nie leżą". Styrodur zupełnie mnie nie lubi i z pełną wzajemnością. Mimo pozornej twardości tego materiału i łatwiejszego obrabiania na tokarce, każde jego mocniejsze dotknięcie pozostawiało ślad i doprowadzało mnie do białej gorączki. Wykonanie tych korpusów np. z lipy czy postąpienie wg wskazówek Romana, czyli wykonanie formy i odlanie korpusów z pianki poliuretanowej zapewne kosztowało by mnie o wiele mniej nerwów. Ale wreszcie postawiłem na swoim i "uskrzydliłem" bomby. Tak sobie teraz stoją i czekają na dalsze prace, czyli zamocowanie "skrzydeł" na fest i przymocowanie wiatraczków do zapalników. Wiatraczki już prawie gotowe , jak również elementy mocowania do belek nośnych. Zupełnie nie sprawdziła się koncepcja mocowania bombek na uchwytach z drutu, bo tym materiałem także niezbyt dokładnie umiem się posługiwać. Trzeba zrobić uchwyty podobne do tych, jakie są w oryginale i będzie dobrze. To tyle tym razem.
-
A ja nic, jeno flagę wywiesiłem i bomby dla faszystów przeznaczone, nadal klecę. Polecą ci one na śpiących i niczego się nie spodziewających Fryców... Ale to kiedyś. Dzisiaj tak się to wszystko miało: Nawycinałem się blaszeczek , a z rozpędu nawet o dwie więcej się mi wycięło. Kiedy już były wszystkie niby takie same, to je zagruntowałem dwustronnie: oczywiście po wyschnięciu jednej strony, malowałem drugą. Powycinałem także coś ze 12 szt. lotek i też je zagruntowałem. Kiedy wreszcie to wyschło, pomalowałem wszystko właściwym kolorkiem. W tym przypadku był to RAL 7031. A jest właściwy wyłącznie w moim bardzo subiektywnym mniemaniu, ale co mi tam... Moje bomby - mój kolorek. Przy dzisiejszej , pięknej pogodzie, lakier ten szybko wysechł i mogłem usterzenie bombek posklejać w całość: Jedno takie włożyłem sobie do bombki eksperymentalnej i nawet mi się podoba. A same korpusy bombek nadal były obrabiane, szpachlowane, szlifowane i kolejny raz gruntowane. Można fisia dostać przy tej robocie. I tyle na razie. Idę pomieszkać i popatrzeć , jak maszeruje przyszłość Narodu! Przeszłość Narodu już przedefilowała, ale jakoś nie mogłem na te "elity" spokojnie patrzeć. Pewnie zaraz usłyszę, że wkraczam na cieniutki lód, ale cóż , taki los garbatego Żyda, że ma proste dzieci...
-
Przed kilkoma minutami wróciłem z mego miasteczka z pękiem drutów pod pachą. Oczywiście to żadna tajemnica i takimi , w miarę miękkimi drutami aluminiowymi handlują w firmie "Spaw", która jak sama nazwa wskazuje, obsługuje najróżniejszych spawaczy /modelarzy takoż/. Na fotce widać osiem takich drutów z czego 4 szt.- 2 mm, 2 szt.- 2,4 mm i 2 szt.- 3,4 mm, tak na wszelki wypadek. Za całość zapłaciłem AŻ !!! 4,30 PLN Trzeba jeszcze doliczyć koszt jazdy auteczkiem tam i z powrotem, ale wykonałem to niejako "przy okazji", w ramach pracy zawodowej. Do niedawna miałem ten sklep 4,7 km od siebie, teraz jest niestety ok 15 km ode mnie, z dobrym dojazdem jedynie od Huty, bo mieści się przy ul. Nowohuckiej, a ta ma na sporej długości betonowy separator , z którym kierowca SOP dałby sobie radę, ale nie ja z moim delikatnym autkiem. To tyle w kwestii drutów. Po południu będę "dalej kontynuował", jak mawiają pewni posłowie z wiadomej partii.
-
Wczoraj ok. 7.30 rano /środek nocy, jak dla mnie... / obudził mnie telefon mego Serdecznego Kolegi - Henia S. z informacją, gdzie i jak prosto mogę wejść w posiadanie interesującego mnie drutu aluminiowego. Heniowi podziękowałem za budzenie i informację, a wpis, jako już nieaktualny - wykasowałem. Teraz jedną fotką zobrazuję Wam, na jakim etapie są prace przy uzbrojeniu bombowym do modelu. Widać na niej 6 bombek z wklejonymi zapalnikami, ale jeszcze przed ostatecznym wykończeniem powierzchni. Jedna z bombek eksperymentalnych została wyposażona już w usterzenie, na razie zrobione z dosyć grubego kartonu. To jednak tylko tak na próbę. Na tej podstawie zrobiłem ze sklejki dwa szabloniki, którymi miałem zamiar posługiwać się przy nanoszeniu ich kształtu na blachę aluminiową, z której to ma zostać zrobione usterzenie każdej z bombek. Widać też główne listwy podskrzydłowe i podkadłubowe, do których będą mocowane uchwyty do bombek. Te zaś zacząłem robić z drutu stalowego, ale ten drut bardzo kiepsko mi się obrabiał i postanowiłem przejść na aluminiowy. Stąd też była moja prośba o podzielenie się kawałkiem takiego. Tak więc, wszystko jest na dobrej drodze, oby tylko zapał mi się nie skończył...