




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Bardzo przepraszam Jarku, ale ja o żadnym stosunku nic nie pisałem. Nawet po 22-ej. Tylko grzecznie zapytałem, zapominając jeszcze o możliwości oralnej. Po prostu lubię jasność i precyzję w naszej mowię ojczystej.
-
I tu Jarku pełna zgoda. Pokład pokryty dechami, między którymi woda spokojnie sobie przepływa, a w zanurzeniu dodatkową wyporność dają /;-)))/ Dechy na pokładzie - ok, ale burty, cała konstrukcja z desek /nawet podwójnych, tego nawet ja, pospolity ignorant, co zaznaczyłem/, w życiu nie kupię. Jutro wrzucę fotki z postępów i refleksje za tym idące.
-
Czy ktoś może mi to przetłumaczyć z "polskiego" na nasze? Jak śmię przypuszczać, chodzi najpierw o konto Krzysia w banku, z którego kupił silnik do skrzydeł. I jest on w stosunku do osi kadłuba. Jakim stosunku? Analnym, czy waginalnym? Czy dobrze "kumam"?
-
Słupska stocznia
MareX odpowiedział(a) na jędrek temat w Statki , okręty, okręty podwodne , żaglowce
Wszedłem "bez żadnego trybu" - zupełnie przy okazji. Jestem pod ogromnym wrażeniem ! Żeby to jeszcze latać umiało .... Ale "Zlin" umie i także zbudowany w klasie mistrzowskiej. BRAWO !!! -
Taaaaaaaaaaaaa......... doczytałem, że "mój" u-boot jest w skali 1 : 48, więc dla naszej armii niezwyciężonej, dwa razy za duży. Poza tym wymaga cierpliwości w oczekiwaniu na kolejne numery z prenumeraty /doczytałem, że w prenumeracie koszt jednego zeszytu to 24,99 PLN, czyli na okrągło za całość 3750, czyli znacząca zniżka/ oraz podstawowych umiejętności w składaniu takiej układanki, a tego chyba komuś w MON-ie bardzo brakowało. Są różne sposoby na demilitaryzację kraju. Ta okazała się nadzwyczaj skuteczna. I nowy minister też niczego na korzyść nie zmieni, ale to mój pogląd, oczywiście politycznie zupełnie niesłuszny.
-
Romku! Ja nie tylko także chciałbym sięz Tobą stuknąć tym jajeczkiem, ale WIEM, że to się wkrótce może ziścić, bo Twe drogi niebawem na południe kraju Cię poprowadzą i w moim miasteczku będziesz miał postój. To i wtedy sie stukniemy. :-) Włodku! Dzięki za bardzo poglądowe fotki i nigdy, jako profan pospolity, nie śmiałbym twierdzić, że nie da się położyć drewnianego pokładu na metalowej płaskiej powierzchni. W przypadku modelu, którego budowy dobrowolnie się podjąłem, chodzi o to, że podwójne okładanie boków kadłuba deskami okrętu podwodnego wydało mi się "lekką przesadą" i nijak się miało do budowy takich prawdziwych jednostek. Takich "kwiatków" nabijających licznik wydawcy tego cyklu jest więcej i o następnym, który widzę, napiszę wkrótce.
-
Dzisiaj prima aprilis i wcale bym się nie zdziwił, gdyby ktoś próbował mnie zrobić "w konia". Rozumiem to i rano po wstaniu z łoża oznajmiłem najukochańszej, że znowu dużo śniegu napadało. Odpowiedziała Sztuhrem: "no coś ty?..." I fajnie było. No, ale zupełnie nie trawię, kiedy ktoś bardzo na siłę robi mnie " w konia". Poszedłem za radą Kolegi Jarka, zaciąłem się i postanowiłem to "modelisko" skończyć do 22 kwietna, bo wtedy ma się u mnie pojawić właściciel tegoż. Chciałbym go z lekka zaskoczyć, a dzisiaj ja zostałem zaskoczony. Otóż idąc do kolejnych numerów tego wydawnictwa / nr 43 i 44/ otrzymałem ponownie po wiązce 65 szt. deseczek do PONOWNEGO DESKOWANIA !!! Normalnie zwątpiłem i ręce mi do samej gleby opadły. Po jakiego grzyba jeszcze raz to deskować, skoro kiedy wreszcie to już stanie na podstawce /widziałem takie elementy w końcowych numerach/ to będzie sobie stało i raczej pod własnym ciężarem się nie zapadnie czy inaczej nie odkształci. Sprzedającemu najwyraźniej chodziło o maxymalne namnożenie drogocennych numerów, a głupiemu przysporzyło by dodatkowej roboty, moim zdaniem - całkowicie zbędnej. A może chodziło jednak o udowodnienie tego, że oryginał był jednak w większości zrobiony nie ze stali, a z desek? Tej wersji mimo mego stetryczenia i wrodzonych ograniczeń umysłowych jednak nie kupuję. Robię więc po swojemu. Na deski w miejsce ich łączeń bandaż na kleju, a później szpachla dwuskładnikowa, sprawdzona już i przetestowana na bombkach do "Po-ciaka" i szlifowanie szlifierką kątową. Tak to dzisiaj stoi: Tu widać te dodatkowe wiązki deseczek oraz odkryte fragmenty gdzie obrazowana będzie maszynownia i centrum dowodzenia. I druga strona. gdzie okręcik będzie calutki, wprost proszący się o popływanie, no słowem cud, miód, malina! Inę przekąsić jakieś ciasto świąteczne i pomieszkać świątecznie, bo przecież nie wypada całych świąt spędzić w modelarni, nawet robiąc taki wspaniały model.
-
Tak , Adrianie. Masz wg mnie absolutną rację. To były zupełnie inne czasy, a samolot faktycznie był czymś takim, co można było zobaczyć na niebie /samo leciało.../ i z bliska na ziemi, kiedy tylko były organizowane jakieś pokazy czy zawody. To była nowość porównywalna do pierwszych lokomotyw, które zaczynały ciągać wagoniki z ludźmi. Telefon w owym czasie był rarytasem posiadanym przez nielicznych wybranych i zasobnych w gotówkę /Kuba? A jeśli nie Kuba, to moje nazwisko nic panu nie powie.../, tak samo zresztą , jak i automobil, którego rejestracja była obłożona ogromną opłatą. Samolot był na samym szczycie tej ówczesnej piramidy luksusu, ale można go było dosyć często zobaczyć z bliska, a tylko bardzo nieliczni mogli się takim cudem techniki przelecieć i spojrzeć na ziemię z góry. Co zaś do dzisiejszych pikników w Czyżynach?... Jako, że byłem chyba na wszystkich /no może na pierwszym nie byłem/, miałem możność obserwować, co też tak "kręci" odwiedzających. Wniosek: z upływem lat, samoloty są coraz mniejszą atrakcją /no, chyba że przez kilka minut pokręci się po niebie jakiś "Spit" czy inna "rura"/ a ludzi przyciągają niezliczone ilości straganów /piknik jak tradycyjny odpust przed kościołem/ z wszelkim badziewnym "dobrem" i mnóstwo innych około piknikowych atrakcji /grupy rekonstrukcyjne, tor z autkami spalinowymi, pokazy uzbrojenia armii naszej wspaniałej, itd. itp. Może jednak fajnie, że przyszło nam żyć w czasach tak dynamicznych i rewolucyjnych zmian technicznych i cywilizacyjnych i już 73 lata przeżyliśmy bez wojny, co uważam za moje największe szczęście, to najszerzej rozumiane. No dobra. Idę znowu bawić się w "bednarza". Kto czyta inne tematy, ten wie o czym głoszę.
-
Pozwólcie, ze tak z okazji Świąt zdanie "poza tematem". Przyjrzyjcie się tym tłumom na ostatniej fotce. Co dzisiaj budzi takie emocje i ściąga tylu ludzi? Skoki narciarskie? Rajdy samochodowe? No, sam już nie wiem...
-
Pobierałem nauki w pełnej komunie i oczywiście zupełnie niesłusznie uczono mnie, że sojusznikami Stalina w II WW byli Amerykanie i Anglicy. My , tzn. państwo polskie miało swój rząd w Londynie i ponoć ten rząd nie kolaborował wtedy z Hitlerem, a współdziałał z rządem W.Brytanii. Ten nasz rząd załatwił ze Stalinem wyjście z Rosji armii gen. Andersa i wielu , wielu cywili-Polaków. Więc do tego czasu byli chyba ruskie sojusznikami. Póżniej komuchy utworzyły inne wojsko, ale też składające sie głównie z Polaków, którzy razem z ruskimi walczyli ze wspólnym wrogiem. Więc , czy takie współdziałanie to sojusznictwo, czy kolaboracja? Uważaj Szanowny Kolego , jak sobie tylko chcesz, bo masz prawo i jeszcze Ci wolno. Ty wiesz swoje, ja swoje. I niech tak zostanie na ten radosny dzień Świat, kiedy przyroda się budzi do życia, a dnia mamy coraz więcej niż nocy. Mokrego i zimnego śmingusa życzę!
-
Dzięki Jarku za kolejną porcję wiadomości w temacie zupełnie mi obcym. Tak po cichu przypuszczałem, że jednak sam kadłub okrętu musiał być w całości robiony z odpowiednio wytrzymałej stali, z uwagi na ciśnienie panujące w głębinach morskich, a nie obkładany jakimiś drewnianymi klepkami, jak jakaś łódka żaglowa czy inny jacht. Tutaj chodziło o zaoszczędzenie na plastiku, jak również na kosztach forem, które musiały by być bardzo starannie i dokładnie wykonane. Klepki się poszpachluje, wygładzi, zagruntuje i pomaluje i będzie wyglądał jak ze stali! Ale oklejanie tymi klepkami jest bardzo nudne i w sumie zaczyna mi przechodzić zapał do budowy tego modelu. Tyle zrobiłem do dzisiaj: a tak wyszły te przedłużane listewki na "podpokładzie": Jest jeszcze kilka szparek do zatkania, ale to kiedyś... Widać też ten zdjęty pokład, który "kazano" pomalować na czarny mat. To i pomalowałem. A tak jest po założeniu na kadłub: Jadę do apteki po kręconą specjalnie na receptę maść na moją rankę i muszę się zbierać bo jeszcze mi aptekę zamkną. Spokojnych, zdrowych i wiosennie pogodnych Świąt wszystkim czytającym te moje pisaniny szczerze życzę. Czołem , załoga!
-
Tak Mirku! To jest źródło mojej twórczej inspiracji / - chodzi o tę "twórczą"/ i w założeniu tak ma ten mój "model życia" się prezentować. Ten polski akcent obowiązkowo musi być, bo oryginał latał w LWP i abstrahując od aktualnych interpretacji historycznych, był użytkowany przez NASZYCH żołnierzy. Po prostu przez Polaków. Tu moje fotki zrobione w MLP, aby mieć to "pod ręką", kiedy przyjdzie do wykańczania modelu. i także znak sojusznika, - teraz najeźdźcy i zaborcy: Myślę, że będzie się podobał oglądającym, tak jak podoba się Fokker w malowaniu Łotewskim , z piękną , czerwoną swastyką. Rodzinnie spokojnych, wiosennie ciepłych i słonecznych Świąt życzę wszystkim Kolegom wchodzącym w ten temat i obiecuję, że jeszcze kiedyś zacznie się znowu coś dziać w tej budowie. A ja będę wstawiał fotki i zadręczał Was moją pisaniną. Czołem, riebiata !
-
Jak to Arku malniesz i nie będą te szprychy prześwitywały to zaraz pomyślę, że jest ich dokładnie tyle, co w oryginale. :-)
-
Przyklejałem dzisiaj zakładkowo podłużone listeweczki "podpokładzia" /ale ze mnie słowotwórca, sam nie wiedziałem, ale może takie słowo istnieje?/. Chodziło o wypełnienie przestrzeni pod zdejmowanym /po co zdejmowanym? Jeszcze nie wiem.../ pokładem z kioskiem i działem. Wniosek z tej dzisiejszej roboty głupiego taki, że jednak dosyć tych zakładek i reszta klepek "na styk" , bo i tak będzie to wszystko szpachlowanie i szlifowane, a wodę będzie doświadczało jedynie w postaci pary wodnej zawartej zawsze w pokojowej atmosferze. W założeniu ma sobie stać i oko właściciela cieszyć do woli. ;-) co zaś się tyczy prawdziwych u-bootów, to nie sądzę aby były klepkami okładane, ale kto wie? Może to były wojenne oszczędności ?
-
Arku! Zagęścisz szprychy czy je po prostu zakryjesz deklami?
-
No więc zrobiłem konstrukcję tego pokładu zdejmowanego oraz zacząłem sztukować załączone listewki, aby przykryć nimi powierzchnie, które będą pod tym pokładem. Zrobiłem sobie fotki tego etapu prac " na wieczną rzeczy pamiątkę" i tak to sobie teraz jest: I tyle na razie, po południu może znowu coś dalej prace przy tym modelu popchnę.
-
Witam wszystkich bardzo serdecznie.
MareX odpowiedział(a) na Erwin2312 temat w REGULAMIN FORUM oraz powitalnia
Czołem Erwinie! Zaiste piękniusi masz szybowiec , ale nie takie avatary tutaj są najmilej widziane. Przeczytaj - proszę - nasz regulamin i podmień ten obrazek. -
Irku ! Zadałeś pytanie za co najmniej 5 rubli ! Carskich oczywiście, w szczerym złocie ! Gdybyś był raczył spojrzeć na fotkę umieszczoną nieco wyżej, być może swoim sokolim wzrokiem /szczerbinka, muszka, cel - pal !!!/ dostrzegł byś odkryty zupełnie przedział silnikowy, gdzie dwa silniczki stoją sobie doskonale widoczne, że o innych, naturalnych dziurach w tym modelu nie wspomnę. Tak więc nawet gdybym bardzo osobiście chciał, aby to coś stanęło na wodzie i po trzech sekundach nie zatonęło, to "nie ma takiej opcji"...Po drugie wreszcie, i to najważniejsze, o czym także już nie raz pisałem, nie jest to, nawet w najmniejszym kawałku, moja własność i wcale czegoś takiego mieć bym nie chciał. Wiesz doskonale co od takich zabawek bardziej lubię i gdzie tkwią moje preferencje. Co zaś się tyczy "unabombera", to widziałem efekty pirotechniczne realizowane na Żarze przez Czeską Grupę Latającą starociami z I WW, ale nie były te "efekty" zrzucane z modeli, a inicjowane na ziemi, chyba radiowo. No, pikne to było Panie Hawranek ! A "kalichlorek" też dał mi się poznać "osobiście" w 6-tej czy 7-mej klasie podstawówki , kiedy to mało ocząt mi nie "wydłubał", ale smutek o tym pisać... Dobra, idę przymierzać ten "pokład zdejmowany".
-
Dzięki Łukaszu! Wreszcie jakieś pojęcie o całości. Tak, to ten jeden ze sfory. Andrzeju! Te klepki na łączeniu zamierzam kleić "po lotniczemu", czyli po skosie, a nie tak po prostu, na styk. Ale to wszystko odległa melodia przyszłości. Wiosna chyba wreszcie się zrobiła, to i mi coraz mniej chce się cokolwiek modelarskiego robić. Ot, taka dziadkowa przypadłość . :-)
-
Całuję rączki! Przeglądnąłem praktycznie wszystkie numery tej kolekcji w poszukiwaniu dalszych kawałków plastiku, którymi mógłbym obłożyć cały ten model i mój trud okazał się daremny. Tyle tego plastiku do obłożenia było: Znalazłem za to kilka wiązek listewek w dwóch rozmiarach oraz elementy służące do zbudowania zdejmowalnego pokładu: Z instrukcji składania jednoznacznie wynikało, że resztę kadłuba trzeba będzie pokryć tymi klepkami, na wzór beczki, albo inaczej rzecz ujmując - tradycyjnie budowanych łodzi czy innych jachtów. Tak w instrukcji jest to pokazane, tu "dla naprzykładu": I od razu nachodzą mnie wątpliwości; czy będę tak umiał te listewki przyklejać i formować ich kształty na wybrzuszeniach czy przejściach? Co później? Czy trzeba będzie to szpachlować i malować całość? Pewnie gdzieś pod koniec, w którymś zeszycie i o tym napiszą. No, nic to. Będę próbował.
-
Jarku! Ponoć prawdziwa cnota krytyk się nie boi , a ze mnie cnota już dosyć przechodzona, więc wcale Twego wpisu tak nie odebrałem, a raczej jako punkt widzenia od tej zachodniej strony. Wszystkie części z dykty zostały "wycykane" , na swoje miejsca powkładane i tak to było po nocnym schnięciu: Teraz po południu, rozcieńczyłem trochę wikolu i po uprzednim potraktowaniu delikatnie obu powierzchni szlifierką obrotową, pomalowałem je pędzlem i złożyłem do kupy. Panowie Chińczycy nie poskąpili też śrub 5-ek z nakrętkami w łącznej ilości sztuk 20, którymi to wszystko poskręcałem, a także pościskałem różnymi ściskami z mej "modelarni" i znowu sobie schnie. Zacząłem też wyjmować z kolejnych numerów elementy plastikowe i przymierzać je do miejsc, gdzie mają spocząć "na wieki". Tak to teraz na noc zostaje: , a ja idę popatrzyć na telewizor, coś przekąsić i skończyć czytanie kolejnej "sensacji". Dobra nocka !
-
Dzięki Panowie za wasze uwagi. Jarku! Nawet przez chwilę nie pomyślałem, że te zeszyty są robione na zasadzie "non profit", a wręcz przeciwnie, od początku wiedziałem, że chodzi o to, aby jak najmniejszym kosztem , jak najwięcej kaski przygarnąć. Już to pisałem, ale przypomnę: 150 szt. zeszytów x średnia cena jednego 30 PLN = 4500 PLN, a to w przybliżeniu 1000 Euro. Wszystko wykonane w CPR, co także ma niebagatelny wpływ na cenę zestawu w zakupie hurtowym. Krótko: doskonały sposób na zrobienie kasy i sam tak bym chciał. Co zaś do samej idei budowania czegokolwiek, co ma w założeniu kontakt z wodą, to moja odpowiedź jest kategorycznie negatywna. Mam absolutnie inne preferencje i tak już chyba zostanie do ostatnich moich dni. Robię to, czyli składam układankę, bo właściciel zestawu nie ma żadnych warunków, aby samemu to skończyć. Po prostu same braki: brak odpowiedniej "modelarni", brak narzędzi /no, jeden super zestaw dostał całkiem za darmo... /, brak umiejętności i cierpliwości, brak inwencji twórczej i "iskry bożej". Nie twierdzę, że te ostatnie przymioty ja posiadam, ale może zdzierżę... Pewnie dziadek-emeryt to zrobi, bo to coś nowego i jedną ręką nawet daje się układać. No dobra, pracować na chlebek też trzeba.
-
Dzięki Romku! Na Ciebie zawsze można liczyć, ale z tym dziadkiem, wprost z sejfu bankowego wyciągniętym /taki skarb! / to mocno przesadziłeś. Owszem kocham moich dwóch chłopaków i staram się dla nich to i owo robić, ale kto by im sfinansował zakup takiego prezentu, za TAKĄ kupę forsy? Mnie nie było by stać, a jeśli nawet miałbym zbudować coś takiego, to po pierwsze budował bym to "z niczego" i funkcjonalnie pływające /przynajmniej w założeniu/, w tatuś wnuczków też do krezusów nie należy. Po drugie, młodszy wnuczek jest na etapie składania klocków LEGO i to go mocno cieszy, a starszy z telefonem się nie rozstaje i wielce go kręcą wszystkie uciechy z tym związane. Ostatnio panienki-koleżanki do niego wydzwaniają i mają mu DUŻO do powiedzenia... Ale skoro ma się skończone 12 lat, to tak bywa... Ten zestaw do poskładania, to zabaweczka całkiem dużego i mocno wyrośniętego chłoptasia i pewnie było go na to stać, skoro sobie kupił. Tak, czy inaczej - dla mnie nowa, inna robota i stąd ciekawa /pewnie do czasu.../
-
Moje uszanowanie Szacowni Koledzy! Stałem się "chwilowym posiadaczem" 150 szt. zeszytów , z zawartości których można ponoć zbudować dosyć wierną replikę okrętu podwodnego "U-96". Wspomniałem o tym fakcie w zupełnie innym temacie i innym dziale. Ten dział i tematyka tutaj poruszana jest dla mnie zupełnie "czarną magią". Ponieważ poczułem się zobligowany do tego, aby podjąć kroki mające na celu doprowadzenie do zbudowania tego okrętu, zakładam ten temat i będę próbował dzielić się z Wami postępami prac i ewentualnie skromnie prosić o fachowe porady. Tak to było: W ubiegły weekend dojechały do mnie torby wypełnione zeszytami z u-bootem oraz kilkanaście zeszytów nowej serii z myśliwcem Bf 109 G. Po ułożeniu tego wszystkiego w kolejności tak to stało: Z kolejnej torby wyjąłem kawałek już posklejanego kadłuba i takie to było: Elementy wykonane są z czegoś , co przypomina sprasowaną masę papierową, a formatki powycinane są laserowo i łatwo dają się wyciągać z płytek. Złożyłem te gotowe elementy w całość, aby zobaczyć, jaką to będzie miało długość. Wg instrukcji będzie sobie liczyło 140 cm długości, ale nie wiem, jaka to może być skala, bo nie wgłębiałem się w wymiary oryginału. Cztery kolejne numery serii były premiowane "super okazją", w postaci "doskonałych" narzędzi do budowy tego modelu i były "całkiem za darmo !!!" Policzyłem "na piechotę" i tak całkiem dla własnej orientacji łączny koszt tych wszystkich zeszytów i wyszło mi w sumie ok. 4500 PLN, za którą to kwotę można by chyba kupić ze dwa takie "gotowce" już pomalowane i przygotowane do postawienia na jakiejś półce czy innym stoliku. No , ale nie moje pieniądze i nie moje zeszyty. Wczoraj po południu zacząłem przymierzać kolejne elementy z kolejnych zeszytów i tak to w tej chwili sobie leży: Poprzednik klejący początek tego projektu używał średniego CA. Ja od razu przeszedłem na wikol, bo to wg mnie najlepsze "lepidlo" do drewna, a papier, to także forma drewna. I faktycznie. Przyklejone tym klejem elementy trzymają się bardzo mocno, a spoin tradycyjnie nie widać, bo klej po wyschnięciu robi się przezroczysty. Elementy dokładnie pasują w swoje miejsca i praktycznie nie wymagają żadnej obróbki, poza spiłowaniem małych niedocięć lasera w miejscach trzymania elementu z płytką, z której to było cięte. Tak więc jest to rodzaj puzli, który na szczęście - w porównaniem z takimi prawdziwymi - mnie nie nudzi po trzech minutach próby ich układania. To tyle tak na "dobry" początek .
-
Co do przepisu na "Uboot,a" made in Poland, podanego przez Romka, to dawno temu, jeszcze za komuny na taki drink mówiło się po prostu: "wywoływacz i utrwalacz" , czyli ciemnia fotograficzna lub pomroczność jasna. ;-) a czy będzie " trafiony" , to się zobaczy.