




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Sługa Waszmościów kłania się nisko! Chyba pora wrócić do tematu, bo tutaj, czyli przy budowie tego modelu, trzeba trochę zmusić do ruchu te kilka szarych komórek, które gdzieś tam pod czaszką jeszcze się ostały. Przy składaniu wiadomej łódki podwodnej, komórki te raczej pozostają w bezruchu i mogą zacząć się przekształcać w takie, zdiagnozowane przez tego pana na "A" /zapomniałem nazwiska /, a to było by w sumie dosyć mało sympatyczne. No więc było to tak: nawiedził mnie właściciel rzeczonej łódki i przytachał ze sobą twardą płytę styrodurową /najtwardszej nijak nie udało mi się nigdzie kupić na terenie kraju/ grubości 8 cm. W porównaniu do poprzedniego styroduru, tego niebieskiego, ta wydawała się być zdecydowanie twardsza i przez to powinna się łatwiej obrabiać na tokarce. Postanowiłem tym razem podejść do postawionego sobie zadania /było nim wykonanie nowych, dokładniejszych wymiarowo korpusów do bombek mego PO-2/ bardziej metodycznie, wręcz naukowo. Płyta tak się miała: czyli płyta, jak to płyta. Obciąłem wypusty umożliwiające łączenie takich płyt na zakładkę i rozmierzyłem bloczki, które miałem poddać obróbce tokarskiej. Wyszło mi osiem takich bloczków i zaraz przystąpiłem do prób toczenia. Dwa pierwsze próbne elementy są widoczne po prawej stronie tego , co na stole. a tak się miał w tokarce wstępnie obrobiony bloczek: Materiał zdecydowanie lepiej się obrabiał, ale i tak metodą prób i błędów musiałem ustawiać nóż, wybierać głębokość toczenia i prędkość posuwu bocznego. W sumie byłem zadowolony. Najpierw jednak każdy ze wstępnie obrobionych bloczków dokładnie pomierzyłem i naniosłem wymiary na te wałki, jak również zaznaczyłem sobie jedną ze szczęk uchwytu i przeniosłem to zaznaczenie na obrabiany wałek, aby móc ponownie go w tym samym miejscu móc umieścić w uchwycie. Tak to było: i ponownie staczałem wałki do miejsca, gdzie miał zaczynać się stożek korpusu; Tak wyszło i teraz trzeba było obliczyć matematycznie, a raczej trygonometrycznie kąt stożka, tak, aby po toczeniu kończył się we właściwym miejscu. Sięgnąłem do odpowiedniej książki, gdzie znalazłem stosowny wzór na obliczenie kąta alfa, podstawiłem wymiary i wyszedł mi wynik , z którym to, korzystając z tablic ten kąt , jako tangens alfa , sam wychodził. Owszem kiedyś w liceum takie papierowe tablice posiadałem, ale gdzie się podziały? W necie znalazłem bez problemu taki kalkulator i wyszło mi, że ten kąt to ma być 11,86 o, więc zaokrągliłem w górę do 12 o , ustawiłem na obrotnicy suportu i jazda, panie gazda... Takie to było i w porównaniu z poprzednimi korpusami, bardzo mnie satysfakcjonowało. Ponownie zakładałem więc wałki do uchwytu i nadawałem im kształt ostateczny, aby w finale otrzymać takie korpusiki: Skrajne korpusy to nadal egzemplarze eksperymentalne, a w głębi korpusy, które najbardziej trzymają wymiary i wymagają najmniej interwencji szpachlą. Na noc wszystkie zostały zagruntowane podkładem do styropianu i dzisiaj mogę je szlifować na bardzo gładko i pouzupełniać drobne wgłębienia sprawdzoną już wcześniej na łódce, szpachlą dwuskładnikową. Mam też przemyślane wykonanie lotek oraz mocowanie bombek do belek podskrzydłowych, ale to melodia przyszłości. Mam nadzieje, że niezbyt odległa.
-
I Darku jestem !!! Tego mi brakowało i to mi było bardzo potrzebne. Dzisiaj tego poużywałem do woli, ale o tym za chwilę. Aby nie było, że nic nie robię w rękodziele, tylko czytam i śpię, to byłem zajęty takimi np. robótkami: W ubiegłym tygodniu, kiedy męczył mnie jakiś azjatycki katar /? , a czemu nie azjatycki ?/ i bolała mnie głowa, cofałem tyłem skręcając w prawo i kompletnie nie zauważyłem, że stoi za mną jakieś małe białe coś, wożące części zamienne do autek. Zanim zauważyłem, to coś, poczułem to coś na tylnym zderzaku. Szczęście w nieszczęściu, bo trafiłem go swoim tylnym lewym rogiem w jego tylne lewe nadkole, na linii przechodzenia dziury w błotnik. Praktycznie nic mu się nie stało, ot lekkie wgniecenie na tym kancie. Chłop mało się nie rozpłakał /to nie moje auto, co ja teraz zrobię...?/, ale jakoś w końcu przypomniał sobie, że ma jakiegoś znajomego mechanika i na stówce się skończyło. Moje prawie nowe auteczko, trzeci roczek mu idzie i na liczniku 37500, doznało większej szkody, bo zdrapał się lakier do "żywego" plastiku i głupio wyglądało. Przemyłem to nitrem, nast. przeszlifowałem delikatnie 320-ką, okleiłem taśmą okolicę i prysnąłem stosownym metalikiem wg numeru katalogowego. Wg numeracji kompaktów motipowskich był to 55240 i fajnie. Robiłem to w ubiegłą niedzielę , przy pełnym słoneczku i kiedy farba wyschła rzuciłem jeszcze drugą warstwę bezbarwnego połysku i spoko. W wypełnianie szpachlą ubytku po pierwotnym lakierze już się nie bawiłem, bo teraz tak to miejsce się ma: i raczej, bez dogłębnego wgapiania się w to miejsce, tylko ja wiem, co tam było. W poniedziałek koleżanka -małżonka zawyrokowała, że najwyższy czas /po zaledwie ośmiu latach / zrobić wreszcie w garderobie dwie półki od ściany do ściany , głębokie na 30 cm. No to pojechałem do Casto, nabyłem wszystko , co potrzeba za całe 82,50 , wróciłem do chaty i po ok. dwóch h półki wisiały na ścianie i tak sobie nadal wiszą: Samemu nie mogłem się nadziwić, że tak mi się udało, ale to nic - małżonka doceniła i pochwaliła ! We wtorek trochę popracowałem zawodowo i raczej manualnie się nie zmęczyłem. Za to wczoraj asystowałem przy sadzeniu "na państwowym" pięciu wyrośniętych olch, a później sprzątałem po swojemu po wynajętej ekipie i usuwałem po raz pierwszy morze liści opadłych z orzecha. Na szczęście ostał się już tylko jeden. Dzisiaj znowu ziemia wokół niego usłana liśćmi, ale już nie tak dużo tego dziadostwa. Dzisiaj po pracy zabrałem się za tę nową maszynkę samoczynnie wibrującą i wszystkie ostatnie szpachlowania /tym razem szpachlą nitro/ zacząłem szlifować. Wcześniej musiałem skombinować przejściową rurkę łączącą maszynkę z wężem odkurzacza, ale nie był to problem. Skróciłem nieco jedną z rur będących na wyposażeniu odkurzacza i już miałem łącznik. Szlifowało się rewelacyjnie i autentycznie żałowałem, że tej maszynki nie miałem wcześniej. Po skończeniu i przetarciu resztek pyłu znowu pomalowałem całość podkładem i tak sobie schło: i z drugiej strony: No i tyle w temacie i koło niego. Niebawem będzie się można zająć pokładem i innymi drobiazgami.
-
Na strzałkach zupełnie się nie znam i jeśli dostałbym jakąś w kolorze czerwonym, odebrałbym to jako sygnał: "czerwony" dostał to, co mu się należało. I pewnie była by to prawda najprawdziwsza. Ale w sumie, też mi to zwisa zupełnym kalafiorem. Co zaś do uszczęśliwiania, to nie mam najmniejszego pojęcia czy takie umiejętności posiadam i w tym temacie autorytatywnie mogła by się wypowiedzieć moja koleżanka-małżonka, ale osobiście bałbym się o to jej pytać...Niewiedza też bywa stanem błogosławionym... ;-)
-
Marku, mój imienniku szanowny! Jaka wojna? Wybacz, ale zupełnie nie "kumam". Komuś nie "pasisz" z takich, czy innych względów, ktoś niezbyt Cię lubi, a ktoś inny zupełnie nie "kocha"... I co to ma do rzeczy? Masz swoje życie, swoich najbliższych, swoje pasje i przekonania moralno-ideowe. To jest Twój osobisty, "najmojszy" świat I nikomu nic do niego. A jak Cię inni widzą i piszą ...? , nawet nie chcę dociekać, jak ja jestem tu postrzegany, bo inaczej chyba pozostała by mi stosownie gruba gałązka brzózki, którą sobie osobiście wyhodowałem... Marku ! Rób swoje, slkeć jakiś latający model i się tym ciesz pełną gębą. To bezdyskusyjny sukces oderwać od gleby coś, co jest ciężkie , skrzydłami nie macha, a jednak lata. :-)
-
Z całym, niekłamanym szacunkiem Mateuszu! Fakt, to forum czysto modelarskie i nie tylko / o zgrozo???/ lotnicze, ale nie zupełnie i chwała mu za to ... Piszą tutaj nie jakieś sowieckie boty czy inne trolle niewiadomej prowieniencji, a normalni ludzie, tacy z krwi i kości. A skoro tak, to mają prawo mieć zły dzień, czuć się deczko sfrustrowani / powodów bez liku/ i czasami pisanie wyłącznie o modelach, czy drogach, do ich urzeczywistnieniach, staje się po prostu , najzwyczajniej nudne. Tak, ja , ten stary pierdziuch, bardzo subiektywnie uważam i mam nadzieję, że jasno sie wyraziłem. Tak, po prostu - bardzo nudne. Jest tyle ciekawszych tematów / zacząłem czytać książkę Norwega o Berlinie - jestem bardzo, bardzo "pod wrażeniem" i gorąco polecam, jeśli ktoś lubi czytać/. I osobisty przykład, aby zbyt daleko nie szukać. Dłubię przy łódce podwodnej, nie mojej zresztą, ale tak wypadło... Nudzi mnie to setnie, robota głupiego w całej okazałości, bo całość obliczona wyłącznie na wyciągnięcie kaski od tego, kto te zeszyty zaprenumerował. Zero własnej inwencji /pardon - znacząco zredukowałem ilość klepek na kadłubie tej pokraki/. I co? Mam się na kogoś dąsać, że dał zły komentarz? Nie leży mu zupełnie ten temat? Mam go "ustawiać do pionu", bo sobie inaczej myśli? Jego prawo i moje także, że sobie piszę, co mi do mózgownicy wpadnie ... Samo życie, jak mawiali starożytni Eskimosi.
-
A więc wracając na chwilę do tematu warsztatowego wiążącego się z klejoną układanką, pochwalę się nowym narzędziem w mej "stajni", które wczoraj do mnie dojechało. Kurier przywiózł je tak zafoliowane: i po rozcięciu folii pokazało się takie pudełeczko, a w nim czarna torebeczka. W środku torbisi same cuda i dziwy: Czegóż tam nie było! Maszynka całkiem sprytnie w dłoni leżąca i mało ważąca. Regulacja obrotów wibratora i poręczny przełącznik on/off, śrubeczka do przykręcania piłek /3 sztuki/ i "gimbus" do niej i 2 x po 3 szt. papierów ściernych 80 i 120. Drobniejszą gradację sam sobie bez większych problemów wytnę jeśli będzie mi się chciało. Była także rurka do odsysania drobinek do odkurzacza, ale ta pierwotnie nie chciała wejść na swoje miejsce, jednak drobna praca ostrym nożykiem zaraz temu zaradziła. No cóż, w końcu "chińszczyzna" też jakieś swoje prawa ma, choć to niby oryginał prosto z Niderlandów. Zaraz też przez moment popróbowałem, jak to będzie szlifowało i było całkiem "do rzeczy", ale bez podłączenia odkurzacza się nie obejdzie, albo trzeba się będzie z tym procesem szlifierskim przemieścić "na pole". Tak to było po tej krótkiej próbie szlifowania: I tyle na razie. W obowiązku mam inne zajęcia i na szlifowanie przyjdzie też odpowiednia pora. Ważne, że jest już odpowiednie narzędzie.
-
Zrobił się z tego tematu o "łódce do oglądania", podtemat ściśle warsztatowy, ale sam go niejako sprowokowałem i jeszcze przez chwilę pociągnę. Propozycje pokazane przez Romana są jak najbardziej na miejscu, ale zawężają zakres potencjalnych użytkowników do posiadaczy odpowiednio wydajnych kompresorów. Ja do takich, dziwnym trafem, należę, ale aby kompresor uruchomić i uzyskać wystarczające ciśnienie trzeba go najpierw podłączyć do prądu, a później czekać aż osiągnie odpowiednie ciśnienie. Każde elektronarzędzie po wpięciu do gniazdka jest natychmiast do użytku i można działać! Sebastian pisze, jak szlifierką kątową można pracować przy modelach? Jak powiadali starożytni Chińczycy - można, można, tylko z wolna i ostrożna... Co widać na "mojej" łódce oszlifowanej przy pomocy tejże szlifierki: Z ciekawości zważyłem to "ustrojstwo" i wyszło mi 2,14 kg i to jest to "ciężkie, jak cholera". Ręka szybko się męczy, lewa musi być zajęta trzymaniem łódki na jakimś stołku na zewnątrz "modelarni" /syfu po pierwszej próbie szlifowania wewnątrz pomieszczenia nie usunę chyba jeszcze przez rok. Wszędzie tego pyłu pełno!/ i bardzo łatwo wjechać wirującą tarczą tam, gdzie by się zupełnie nie chciało. Komplet moich szlifierek tak się ma: i dodanie do kolekcji następnej, takiej proponowanej przez Przemka, małej Makity /waga 1,8 kg/ nie było by chyba zbyt racjonalne. Ta szlifierka z tarczą do cięcia metali waży 2,01 kg, a ta z założoną tarczką do szlifowania waży 1,88 kg czyli jest tylko "deczko" cięższa od tej Makity. Dla moich, mocno nieprofesjonalnych zastosowań najodpowiedniejsza okazała się /tak myślę w tej chwili, a co będzie w praktyce - się zobaczy/ chyba propozycja zgłoszona przez Darka ze Szczecina i już dokonałem zakupu i narządko w poniedziałek powinno być u mnie. Deklarowana waga to 1,1 kg, rzep przy mojej częstotliwości użytkowania powinien mnie kilkakrotnie przeżyć i chyba będzie precyzyjne w tym szlifowaniu szpachli, której jak wiecie, tu nie żałuję. Ten najprostszy "Skil" kosztował mnie 179 PLN plus dycha za kuriera. No i wracając do zasadniczego tematu, to wczoraj powklejałem te "ułamki listewek" i nie było ich milion sto tysięcy, a jedynie 72 sztuki, ale też mnie to srodze znudziło. Tak się to teraz ma: Dzisiaj boczne płaszczyzny przeszlifuję i znowu przejadę podkładem. A później się zobaczy, co trzeba będzie zrobić. Pewnie jeszcze coś w "obejściu", bo pogoda nadal prawie letnia i aż się chce siedzieć na powietrzu. No to tyle nara.
-
Dziękuję za towarzystwo ! Ponoć w dwójkę raźniej. Ciekaw będę Twoich wrażeń z tego składania. A wniosek z tej naszej pary składających może być i taki, że jednak "dobra zmiana" postępuje i odnosi znaczące sukcesy, bo kraj szczęśliwy i bogaty /w 25-ce się mieści/, stopa życiowa suwerenowi rośnie /stać Go na takie rozpasane wydatki/, a i Pierwsza Dama radosne pląsy i wygibasy raczy wyczyniać na dźwięk słowa "konstytucja". No, fajnie jest. Co do maszynki pokazanej powyżej przez Kolegę Adama to też mam coś podobnego: I jakoś nie mam z tym bardzo pozytywnych doświadczeń. Drży to w ręku jak ta galareta, można we flatter popaść, a jakoś słabo szlifuje. Może nie potrafię, ale jest istotna różnica w porównaniu z tą obrotową i stąd moje pytanie o coś mniejszego i bardziej poręcznego.
-
Padam na twarz w ukłonach uniżonych! Dawno mnie tu nie było, czas więc coś znowu zamieścić, popisać trochę słów swawolnych, nakłamać umiarkowanie i puszczać luzem wodze fantazji. Wróciłem do wertowania wcześniejszych zeszytów i wyszło mi na to, że trzeba jednak zrobić te "milion sto tysięcy" ułamków z listewek i powklejać je w tę część pokładową, aby woda morska /atlantycka/ miała którędy z pokładu odpływać. Najpierw te 3 listewki pomalowałem szarym podkładem, a nast. wymyśliłem sobie sposób, jak też je pociąć na takie same kawałki. Użyłem do tego małej, jeszcze z czasów rzemieślniczych posiadanej gilotynki do blachy, paska blach z tabliczki, którą kiedyś były obciążane listy dostarczane przez "InPost" /niech ich szlak trafi,szczerze im tego życzę i przestrzegam przed korzystaniem z ich usług/ oraz mego podręcznego imadła stołowego. Taka mi wyszła maszyna "co guziki obcina"... Obok w pojemniczku już pocięte te kawałki listewek. Teraz trzeba tylko doprowadzić do jednakowej głębokości te rowki, w które będą wklejone te ułamki i będzie po sprawie. Na pewnym odcinku tego pokładowego fragmentu łódki tych ułamków nie ma być więc zalecili ich wklejenie w istniejące rowki a nast. zeszlifowanie do zera. No idiotyzm totalny! Więc idąc na skróty zaszpachlowałem ten fragment i tak w sumie to sobie teraz jest: Zacząłem tu i ówdzie gruntować ten niby okręt i walić szpachlę bez specjalnych oporów, bo przecież latać to nie będzie, a tym bardziej pływać, więc wagą niech się martwi, ten kto będzie to dźwigał... No i sobie szpachluję: Pierwsze szlifowanie całości robiłem przy pomocy takiej szlifierki: Duże to i ciężkie , jak diabli. Średnica krążka to 150 mm. Obroty regulowane i dobrze niby wszystko, ale chętnie wszedłbym w posiadanie czegoś takiego, ale lżejszego, aby wygodnie jedną ręką się operowało i średnica krążka też mogła by być mniejsza. Czy macie jakieś sugestie Koledzy w tej sprawie? No to tyle na razie.
-
"Ma to być model o rozpiętości 4 m" Tak jakoś wyżej przeczytałem...
-
Ano tych, które nieudolnie staram się sklecać. Ostatnio na tapecie jest konstrukcja z 1927 roku, więc chyba "staroć". Teraz leży kompletnym odłogiem, ale jesienią...? Na imię mu "Po-2". :-)
-
W pseudo trawę nie wierzę , bo tutaj chyba oko mnie nie zawodzi i jest ona najprawdziwsza z prawdziwych. To i kosić na całości gleby trzeba i przy murku podkaszać trzeba, a kobiety tego specjalnie nie lubią i wcale się im nie dziwię. Ogród super i maszyna się w niego wyśmienicie wkomponowuje, a ja chyba zacznę myśleć o takich, bardziej współczesnych modelach, bo taki widok jest bardzo motywogenny. :-) Chociaż "starocie" nadal mają dla mnie swój niepowtarzalny urok.
-
Jesień przyszłego roku, to tak mniej więcej za15 miesięcy. Może w takim periodzie to i coś mojego poleci ? Chciałbym, czego i Tobie szczerze życzę. A co do ogrodu, to faktycznie Twoja najukochańsza podkasza tą trawkę przy tym ślicznym granitowym murku? Myślę, że wątpię i chyba osobiście to czynisz, bo z doświadczenia innej opcji nie widzę. Ale wiek też swoje robi i wzrok już zupełnie nie ten... ;-)
-
Pawle! Wszystko przed Tobą ! Nie takie modele ludzie budowali i ten także da się zbudować, różnymi technologiami i z różnymi rodzajami napędu. A przy okazji, tak całkiem na marginesie, to po polsku, nazwisko konstruktora tej maszyny pisze się "Mjasiszczew". Gdybym umiał na tym moim "laptoku" włączyć "ruskie bukwy" , to bym Ci to też "po rusku" napisał. :-) Pozostaje fonetycznie i po polsku.
-
Dla jednych modelarzy tzw. "makietowość" jest wartością samą w sobie i z najzwyklejszej przyzwoitości należało by ją w pełni uszanować. Dla innych / do tego grona ja, czyli MareX , nieśmiało pretenduję/ nie "makietowość" jest tą główną wartością, a jedynie to, że coś sie dzieje i powstaje jakieś takie "dzieło rąk ludzkich", które może komuś się nawet nie spodoba, ale daje satysfakcję twórcy. Cieszy mnie, raduje, daje /czasami ... wątpliwą/ radochę, odstresowuje, ale też od czasu, do czasu , pozwala stwierdzić - dałem radę !!! Jest, jak te puzzle dla mojej koleżanki- małżonki, czy też osobistej córusi, które obie, w tandemie, przez ostatni weekend uporały się z "Doliną 5-ciu stawów" w 2k kawałków i nic ich nie było w stanie oderwać od tej zupełnie bezproduktywnej działalności....Ale widocznie tak to już jest. Jeden lubi czekoladę, a drugi, jak mu skarpetki śmierdzą.....
-
Można by zacząć tak: Panie dziejku! Wczoraj i dzisiaj , na własne oczy widziałem, przelatujące nad moją chałupą najprawdziwsze UFO!!! Leciało sobie "jak po sznurku", na stałej wysokości i ze stała prędkością. Za to lśniło, jak gwiazda jakaś nasza najwybitniejsza, no może , jak ta Wenus, ale nieco lepiej. Leciało to sobie prościutko z zachodu na wschód / i po co?, ja bym tam nie poleciał./ i za chwilę było już nad Ukrainą i przestało świecić. Leciało zupełnie bezgłośnie , a szybko, jak przynajmniej 5 naszych "Jaszczębi" razem prędkościami zsumowanymi. No i ta wysokość! Niby nisko, ale koleżance - małżonce rzekłem, że to tak z 300 km nad nami. A w środku tego "UFO" conajmniej trzech GOŚCI , którzy oprócz przerwy na sen i kupę, cały czas coś kombinują i się starają. Ciężko orzą i raczej im współczuję, ale zarazem podziwiam i zazdroszczę. Oczywiście , macie rację! Tych widoków, których nigdy ja, ani inni mi podobni śmiertelnicy,nie doświadczymy. Te wschody słońca / praktycznie "co chwilę"/, ten widok naszej , jedynej, niebieskiej kulki / tak, tak, tam na własne oko widać, ze to jednak kulka, a nie żaden dysk podpieramy trzema słonikami/ te zarysy kontynentów, te chmury i rozblyskujące burze, te światła miast i totalna ciemność nad Koreą Kima. No nic, tylko złapać się za "pugilares" i wysupłać kilka groszy i kupić bilet na taką przejażdżkę. Chętni już byli i skorzystali z "mega" satysfakcją...Jutro znowu po moim niebie przeleci...
-
Stefanie! Ale kiedy ta nowa, przyszłościowa maszynka doleci do tego muzeum, to żaden profil nie będzie jej już potrzebny. Będzie dokładnie tak, jak z tym umarlakiem, tóremu kadzidło już też w niczym nie pomoże. Będzie to jedynie samolot do oglądania i zwiedzający muzeum będą do woli podziwiać. Bo taka też i rola muzeum.
-
No, to mnie teraz całkiem rozwaliłeś! Powiedz zatem, co zamierzasz tym wozić? Bo samemu do tego nie wsiądziesz, a latać tak na pusto ? Trochę szkoda ;-) może jednego ze swoich kotów Ci udostępnię w roli pilota? "Edek" - zwany czasami "Edzior", by się chyba nadawał, bo spokojne bydlę, pokojowo nastawiony i na krok mnie nie odstępuje. A na lotną delegację dał by się chyba namówić... ;-)
-
Zasuwasz Heniu ostro!!! Zwolnij trochę bo będziesz musiał szukać następnego projektu do wykonania. Je dzisiaj też zasuwałem, za chińskim czterotaktem na czterech kółkach. Do obrobienia było 17a minus dwa budynki po ok. 100m2 każdy. Czyli było co kosić /jak zwykle zresztą/ i wyszło z tego 11 szt. pełnych worów firmowych by MPO. Tak więc Ty lepisz, a ja latam... ;-)
-
Całkiem podobnie , Jarku , pomyślałem. Wyobraziłem sobie obroty tego śmigła w jakimś modelu, tak ze 3 - 4 k/min i siłę odśrodkową działającą na każdą z łopat. Pewnie zaraz któraś by odmaszerowała i oby tylko operatora w czachę nie trafiła. Ale koncepcja ciekawa i można by chyba myśleć nad skuteczniejszym scaleniem łopat w pobliżu osi obrotu. Pewnie sprytny i uczony inżynier coś by wymyślił.
-
A może to się komuś przyda? Z najnowszego, dwie godziny temu dowiezionego FSM: A w środku numeru m.in.:"full size free plan feature" FOKKER F.II ze skrzydełkiem o rozp. 40 cali i "prądowym" napędem. Śmiszne i brzydkie to to, ale takie wtedy były te "aeroplany".
-
Cytat: "Cały urok RWD - 8 polegał na profilu samostatecznym." Jeśli faktycznie na tym polegał cały urok tego samolotu w oryginale, to albo to jest jakiś bardzo dosadny skrót myślowy, albo w najczystszej postaci subiektywna ocena danej rzeczy, a taką był ten samolot. To i owo także o tym samolocie poczytałem, m. in. coś tam z takiego opracowania pt. "Polskie konstrukcje lotnicze", tom nie wiem który, bo mam ich wszystkie i o walorach lotnych tej maszyny także tam napisano. Nie będę się rozwodził nad tym, co mi się podoba w tym samolocie, bo moje upodobania i preferencje nie mają tu żadnego znaczenia i niczego nie wnoszą do tematu i dzieła naszego Henia. Natomiast jak będą się miały właściwości lotne tego modelu do oryginału, zapewne Heniu nam o tym napisze. I nie sądzę aby te właściwości wiele odbiegały od charakterystyk oryginału. Co zaś do przyjacielskiej krytyki, jest ona tutaj raczej zawsze mile widziana i nie sądzę aby aż tak źle była odbierana przez czytających i odwiedzających to nasze forum. Po prostu - nasze forum jest nadal wolnym forum i wolno tu pisać, co się myśli o danej sprawie. Z wyrazami szacunku i sympatii .
-
A może jednak ważniejsze jest to żeby model dobrze latał? A z drugiej strony, kto z oglądających będzie wiedział, jaki to profil i jak się ma do oryginału ? I skąd Szanowny Kolega wie na czym polegał urok tej RWD-y? Ja zupełnie tego nie wiem, chociaż podejrzewam, że takie stwierdzenie , to sąd czysto subiektywny. Tobie podoba się to /profil samostateczny/, a mnie zupełnie co innego. I co? Ano zupełnie nic. I niech tak zostanie, a Heniu i tak fajny model zbuduje.
-
"Po wstępnej weryfikacji postanowiłem model ulotnić(nigdy nie latał)." Tak napisał autor tematu i budowniczy modelu. Więc skoro nie latał, to pewnie i serw nie miał zamontowanych. Widocznie takie duże, jak wtedy bywały, się nie mieściły, albo autor wcale nie miał do nich dostępu. Tak, czy inaczej, model ma dużą przyszłość przed sobą, czego jemu i Autorowi życzę.
-
Proste, prawda? Ale do tego trzeba mistrza, a autor tego, takim właśnie jest! Mój najpełniejszy szacun !!!