




MareX
Modelarz-
Postów
2 256 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
9
Treść opublikowana przez MareX
-
Też z największą przyjemnością bym sobie popatrzył... A tu "paczam i paczam" i ni cholerki nie widzę. Nawet przez moje różowe okulary, czy dodatkowo przez to szkło bardzo powiększające plus dodatki trzymająco-stabilizujące/ np. lutownicę/. Masz rację. Nie moja broszka, kto i co sobie zobaczy. Niech sobie patrzy do woli i na zdrowie...Co zaś kunsztu się tyczy, to tutaj "zapodał" Waćpan kawał pierwsza klasa i zarechotałem , jak ta żaba w noc godową. Kunszt to ja będę miał, jak zrobię drągi sterowe podobne do oryginału w moim "pociaku", albo dysze Venturiego, albo celownik bombowy i cała prawdziwą i moją własną resztę. Tak mi dopomóż buk. ;-)
-
Pawle! To , co napisałeś , prawdopodobnie jest faktycznie trywialnie proste, ale wicie, rozumicie...Na razie mam to w dużym oddaleniu i nie będę się tym przejmował. Prawie, że osadziłem tę "sterówkę" /?/ w swoim miejscu i wziąłem się za zrobienie przedziału silnikowego. Tutaj lepiej wszystko pasowało, ale frezem także trochę musiałem się posiłkować. Wszystko niby pasuje, ale po włożeniu, co zaraz zobaczycie na fotce, i sklejeniu silników na gotowo do całej tej ramy, czy konstrukcji nośnej, już za nic nie da się ich razem w całości z tej maszynowni wysunąć. Po co ja się w takim razie tak pieprzyłem z tymi wszystkimi dźwigniami i innymi szpejami? No i oświetlenie. Zobaczcie sami , jak to jest przy oświetleniu, takim sobie, czyli normalnym: i po podświetleniu każdej z tych wnęk: Coś niby widać, ale przy tym nakładzie pracy jest to stanowczo , wg mnie, zbyt mało. No to tyle dzisiaj, idę sobie pomieszkać i kontynuować czytanie "Ucha igielnego", bo ostatnio tę lekturę zaniedbałem.
-
Tak, Kolega Bartek ma rację. To kawałek stopki redakcyjnej, gdyby ktoś miał ochotę na bliższy kontakt z tym wydawnictwem: A ja cały w skowronkach, że do finału zdecydowanie bliżej niż dalej, zacząłem przymierzać tę "puszkę" z tą kabiną dowódczą do przeznaczonego dla niej miejsca w kadłubie. Tak to mi wychodziło i oprócz zdziwienia, które mną owładnęło, możecie chyba sobie wyobrazić też moją frustrację: Czegoś było za dużo, albo miejsca było za mało. "Puszka" za żadne skarby nie chciała wejść pasownie na swoje miejsce i po usilnym procesie myślowym doszedłem jedynie do wniosku, że albo ja coś źle zrobiłem montując kadłub, albo też konstruktor, w jakimś miejscu się pomylił. Zastosowałem więc różne narzędzia w działaniu i oprócz "kręciołka " w ruch poszła także moja szlifierka pionowa, zakupiona w "Lidlu" /dzięki życzliwości Kolegi z Lublina/. Różne kamienie szlifierskie były mało skuteczne i dopiero zastosowanie stalowego frezu zrobiło "demolkę". A "puszkę" zeszlifowałem ze wszystkich wystających elementów, mających w założeniu ją we wnęce kadłubowej stabilizować, czy raczej pozycjonować. Tak wyglądają używane narzędzia: a tak wygląda "demolka" po zastosowaniu frezu: i efekt tego powiększania przestrzeni: Jeszcze trochę i będzie tak, jak ma być. Bez takich narzędzi nie byłbym w stanie zmieścić tak tej "puszki" i w niedzielę, kiedy właściciel zapoznał się z postępami prac i kiedy zobaczył na stole te wszystkie "ręczne pomoce modelarskie", stwierdził, że on sam raczej na pewno tego modelu by nie zbudował. W każdym bądź razie zachwytów wydalił z siebie co niemiara i stwierdził, że bandera musi być. Drukarki kolorowej nie posiadam, więc co proponujecie jako alternatywę w wykonaniu tej bandery?
-
I tym razem udało się trochę budowę tej składanki popchnąć do przodu i dzisiaj , kiedy odwiedzi mnie jej właściciel, będę mu mógł już coś konkretnego pokazać. Skoro jemu będę mógł, to dlaczego nie i Wam, drodzy Koledzy-budowniczowie i pasjonaci tego co faktycznie pływa. Udało mi się już całkiem skończyć tę najbardziej wystającą nad wodę część podczas wynurzenia łodzi, która chyba kioskiem jest zwana. Tak sobie spoczywa na kadłubie, któremu do "gotowości" jeszcze bardzo, bardzo daleko: Przykleiłem naklejkę z rybą-piłą, a były dwa kolory do wyboru. Niebieski i zielony. Wybrałem niebieski, bo i tło tabliczki informującej, co to takiego, też pomalowałem na niebiesko. Ot tak, żeby jakoś współgrało. No i prawie skończyłem sklejać w całość to, co stanowi jądro tej łodzi, czyli pomieszczenie dowódcze, czyli chyba "sterówkę"? I jeszcze z drugiej strony, gdzie widać już niewielką ilość zeszytów, przez które pozostanie mi przebrnąć do wymarzonego końca: Wg wskazań konstruktora tej składanki to całe wnętrze powinno się wkleić w kadłub na stałe, ale wtedy wszystkie te drobiazgi, które kosztowały mnie tyle czasu będzie widać jedynie przy specjalnym , mocnym oświetleniu. Zastanawiam się więc , czy nie zrobić tego jednak w formie ruchomej, aby dało się to wysunąć na zewnątrz celem "popaczania". No, zobaczę, kiedy to wnętrze całkiem skończę i będę przymierzał je do kadłuba. To tyle na razie.
-
A więc Jarku , teraz bez dwóch zdań powinienem przyjąć "pozycję Dudy" /dla zobrazowania i jasności, o czym mowa: / i przynajmniej po dwakroć rypnąć się w klatkę z piersiami, dumnie wklęśniętą. Z tym profesjonalistą masz bezdyskusyjną rację i oczywiście profesja to zawód, a skoro tak, to najczęściej wykonywany dla zarobku, a nie hobbystycznego modelowania np. w drewnie czy innym plastiku. Miałem po prostu na myśli perfekcyjne wykonywanie tych hobbystycznych czynności i wiele, bardzo wiele takich przykładów na naszym forum można znajdywać. A moim czynnościom modelarskim bardzo daleko do takiej perfekcji i tyle. Co zaś się tyczy tego maszcika flagowego, to oglądając obrazki ilustrujące kolejność przyklejania poszczególnych detali, to jakieś takie "fikuśne" słowo mi przed okiem przemknęło /nawet nie wiedziałem, że aż trzy razy?/ i po prostu się w nie nie wczytałem, bo i po co? Tak to było: A język niemiecki ma to do siebie, że przynajmniej dla mnie jest językiem zupełnie obcym i pewnie dlatego, że mam za ślubną małżonkę germanistkę, 1/4 krwi niemieckiej, która całe swe życie zawodowe tego języka studentów nauczała, a mnie - tumana jednego - nijak nauczyć nie mogła. Stąd ta plama i przepraszam. Co zaś się tyczy flagi, to są tacy ludzie, także Koledzy z forum /strona 3 tego tematu/, którym taka flaga nie specjalnie przeszkadza i po prostu nie wiem, czy właścicielowi tej układanki przeszkadzała by, czy wręcz przeciwnie. Fotka ekranu mojego kompa, z którego teraz piszę. Czy te prążki na ekranie to własnie przykład interferencji fal światła? A w niedzielę właściciel tej łódki ma mnie nawiedzić, więc o flagę go spytam. I tyle na razie. Trzeba trochę popracować na chlebuś i coś na omastę do niego.
-
Autentycznie wielkie dzięki Darku! Rozjaśniło mi się tak, ze lepiej nie mogło. I przypomniała mi się ta "Pikantna sałatka z makreli" też super i ją to właśnie pomieszałem z "Paprykarzem". I jak to mi teraz, po przeczytaniu na głos tego artykułu, prawi moja najukochańsza: "To se ne wrati, panie Hawranek". A Panowie z "U-boota" z całą pewnością takiego Paprykarza nigdy nie jedli. :-)))
-
Wszystko prawda Jarku, ale tego absolutnie nie da się budować szybciej! "Kilka centymetrów" wyżej jeden z Kolegów pokazał na fotce wnętrze maszynowni z umorusanymi, spoconymi i padniętymi z przepracowania marynarzami. Widać tam to zmęczenie, ściskający pot i tylko panującego tam smrodu,na całe szczęście, nie czuć. W pełni zdaję sobie sprawę z warunków panujących we wnętrzu takiej szczelnie zamkniętej blaszano-stalowej puszki i być może choć trochę potrafię sobie wyobrazić to, co i jak ci ludzie tam czuli. Nigdy nie chciałbym być na ich miejscu. A odnosząc to wszystko do siebie, to tak: brodę staram się golić przynajmniej raz na 5 dni, bo nie to, że mam "podwodne warunki", ale serdecznie nie lubię tej czynności. Czapkę mam też odpowiednio wygniecioną, ale w miarę czystą, bo brudzących smarów staram się unikać. Trudno uwierzyć, ale codziennie korzystam z genialnego wynalazku poczciwego Austryjaka nazwiskiem Prischnic i nie tylko pod pachami mydełkiem się głaszczę. Tu i ówdzie także. I nie wyobrażam sobie życia bez tego wynalazku. A paprykarz szczeciński jadłem kilkanaście dni temu, kiedy kupiłem puszeczkę , tak dla spróbowania i przypomnieniu sobie i zupełnie to nie było TO! Ten z dawnych czasów miał w sobie makrelę, a ten ostatni miał w sobie szprotki i to czyniło tę istotną różnicę. A mielonki z założenia nie jadam, bo nie lubię "psiny" pomielonej z budą...
-
Kłaniam się nisko wszystkim Kolegom, którzy raczą tu zaglądać z własnej i nieprzymuszonej woli, w ten już trzeci dzień trwającego całkiem nowego roku. Nadal nieudolnie próbuję klecić w całość tę niszczycielską łódkę, całkiem podwodną , sprawczynię zagłady 28 statków i wielu, wielu istnień ludzkich. Wiem, że tego mego "dzieła" nie powinienem odnosić do rzeczywistej historii i nie wnikać w rolę, jaką ta łódź pełniła w II WW, ale jakoś tak nie mogę się oprzeć i co jakiś tam zeszyt poczytam, o dziejach pierwowzoru. I po tym czytaniu zadaję sobie pytanie: po jaką cholerkę ja to robię i cenny czas tracę? Ale to chyba też wynika z jakiś takich moich staroświeckich zasad. "Jak się chłopino podjąłeś, to skończ i nie gaworz... Cierp ciało, jak żeś chciało". A zeszyty do kolejnego "dzieła" już się zbierają i choć będzie to coś z "mojej działki", to także szwabskie i także skutecznie mordercze... No, ale to już Wam chyba mówiłem: "Taki to los garbatego Żyda, że ma proste dzieci"... Dobra, w ramach jeszcze lepszej zmiany, w tym to całkiem nowym roku, coś tam dalej popchnąłem budowę tego "dzieła", ale nie ma się czym specjalnie chwalić, bo nadal to wszystko żmudna i nudna dłubanina, ale jest nadzieja, że kiedyś i koniec się pojawi na ekranie tego kinematografu. Zestawiając się z dokonaniami Kolegów z okolicznych , profesjonalnych tematów z tego działu, zamieszczam te fotki jedynie po to, aby pokazać, że nadal się staram i wolniutko pcham to cudo pod górkę. Tak to stoi w tej chwili: Widać nawet przyklejony już maszcik do powieszenia flagi /jakoś strasznie fikuśnie się ten maszcik nazywa/, ale samej flagi nie załączyli i może dobrze? A gdybym jednak chciał takową zamieścić, to gdzie jej szukać i jak ją zrobić? I jeszcze jak się to ma w zestawieniu z fotkami z kolejnego z zeszytów: Prościzna i banał banała banałem pogania, ale faktycznie całość zagadnienia to robota dla wyjątkowo cierpliwych "zawodników". No i "forsiastych" ogromnie, ale na szczęście mnie to nie dotyczy. No to idę znowu czytać o tym co też się pod tym "Uchem igielnym" dalej działo, oraz starać się pojąć to, co genialny autor miał na myśli pisząc o "strunach czasoprzestrzennych", interferencji fal i generalnie - mechanice kwantowej. Do następnego...
-
Znowu trochę popracowałem przy tej układance, ale tylko trochę. Pomalowałem pędzelkiem te najdrobniejsze malowania i wybiegając odrobinkę w przód, skończyłem całą podstawkę pod model i tak teraz sobie on na niej siedzi: Pomalowałem ją antracytowym lakierem metalicznym, bo tak sobie wymyśliłem, a "tabliczkę znamionową", wg sugestii autora składanki, RAL-em 5014, czyli tak, jak jest pomalowana podłoga sterówki. Z bliska tak to się ma i takie tabliczki są z obu stron podkładki: Nie miałem weny do naklejania tych metalowych paseczków imitujących łączenia blach i zostawiam to na później. Teraz, kiedy znam już zakończenie tej "story", mogę robić inne detale i chyba się już nie pogubię. Tyle tym razem, a jutro w nocy będzie umowne przełożenie ostatniej kartki kalendarza i zacznie się nam nowy, wspaniały, szczęśliwy i spokojny kolejny rok tego wieku, czego i Wam Szanowni Koledzy serdecznie życzę !!!
-
Skończyłem czytać książkę i pisząc poprzednio o niej, przekręciłem nazwisko autora.Nigdy nie miałem pamięci do nazwisk, imion, a tym bardziej dat. Nauka historii i wkuwanie dat to był dla mnie koszmar. I jeszcze na maturze zdawać to musiałem , bo i na egzaminie na studia był przede mną sprawdzian z tego przedmiotu. Ale jakoś ten koszmar przetrwałem... Krótka notka o autorze, zaczerpnięta oczywiście z "Wiki" : Wiktor Władimirowicz Jerofiejew (ros. Виктор Владимирович Ерофеев; ur. 19 września 1947 w Moskwie, Rosyjska Federacyjna SRR) – rosyjski pisarz i publicysta postmodernistyczny. Prowadzi własny program w kanale „Kultura” oraz nadaje autorską audycję w moskiewskim Radiu „Wolność”. Jeden z inicjatorów wydania almanachu „Metropol” w 1979 r. W swych utworach posługuje się groteską i sarkazmem, miesza rzeczywistość z marzeniem sennym, a czytelnika poddaje ciężkim próbom wytrzymałości intelektualnej i obyczajowej; z bezwzględnością rozlicza się z rosyjską historią, mitologią i narodową megalomanią, a romantyczny motyw żywiołowej „rosyjskiej duszy” zmienia w gorzki obraz degeneracji i apatii. No, przynajmniej tyle usprawiedliwienia, a wczoraj także skończyłem sklejanie kolejnej porcji malutkich elemencików i teraz tylko ich malowanie. Tak to było: Dotarłem do dalszych prac przy kadłubie, które teraz polegały będą na jego oklejaniu przy pomocy wąziutkich paseczków z wytrawianych płytek mosiężnych. Paseczki te mają przetłoczenia imitujące nity i mają być one położone w miejscu łączenia blach pokrywających całość kadłuba. Tak więc przede mną robota na co najmniej 10 kolejnych numerów układanki. Idę więc malować te duperelki, a później się zobaczy...
-
W tych moich dieslach, każda para zasadniczych popychaczy ma między sobą ten trzeci i chyba to będzie tak, jak prawi Roman. Zacząłem oglądać ten "film życia", a później przeszedłem do momentu rozruchu tego "ropola". Bardzo podobnie /chodzi mi o metodę/ uruchamiany był ten "Wartburg" - fura chyba za całe "pińcet" i był to istotny wydatek przy zakupie, bo przy takich miesięcznych wpływach "gotowizny" /363 PLN/, każdy grosz się liczy. Ale tak właśnie wiele rodzin żyje i czy mogą dokonywać innych wyborów politycznych, jakie beneficjenci tego "pińcet" i nie tylko - dokonują? Oczywiście jeśli w ogóle chodzą na jakieś wybory. No, ale plaster na mordę /tę zdradziecką/, bo zaraz się zacznie politycznie i nieprawomyślnie.... A więc tyle miałem tych powyciąganych z folii zeszytów: a taka była kupka materiałów do poskładania podstawki: po czym, chwila - moment, trzask-prask i podstawka gotowa: Z całości pozostałych zeszytów ubyło mi "aż" 4 sztuki! Teraz , po wyschnięciu kleju, podstawkę trzeba będzie pomalować, ale to już drobiazg. Ważne, że okręt ma stabilne podłoże. Idę pomieszkać i kontynuować czytanie fajnej książki /jednej z dwóch, jakie od "aniołka" dostałem pod choinkę/ rosyjskiego pisarza Fadiejewa, czy jakoś tak, pt. "Ciało". Jest to zbiór kilkudziesięciu opowiadań, bardzo zróżnicowanych tematycznie, ale jakoś krążących wokół tytułu tego zbiorku i traktujących o tym czym to ciało jest, z czego się składa i do czego służy. "Czytaczom" polecam. Druga książka to "Ucho igielne" naszego Myśliwskiego i sądzę, że też będzie fajna. Do kompletu, w czasie tych Świąt obejrzałem 3 filmy w telewizorze, poczytałem wiadome gazetki i nawet coś przy tej łódce nieszczęsnej porobiłem. Z założenia - nie obżerałem się, a z trunków tylko białe winko popijałem. Tak więc - fajnie było.
-
Co chyba widać na tym filmiku z muzeum, gdzie młody praktykant dyma i dyma dźwignią, coby to całe ustrojstwo jakoś rozruszać. Dowiedziałem się do czego służyły te pokrętełka. Do przedmuchania cylindrów, a nast. do spuszczenia z nich ciśnienia. Ciekawi mnie natomiast do czego w moich silnikach jest ten trzeci popychacz mieszczący się między zasadniczymi popychaczami, i wieńcząca go dźwignia? Tak, czy inaczej bardzo pouczające filmiki i oczywiście, że nie mam nic "naprzeciwko" takich wstawek w mój temat. Co zaś do tej "mojej" układanki, to wczoraj "oddziewiczyłem" każdy z zafoliowanych do tej pory numerów i wreszcie wiem, czym ten "serial" się kończy. Tak, jak myślałem - nieustanne narastanie grozy /tyle jeszcze dziubackiej roboty !!!/ i w końcu szczęśliwe zakończenie, czyli fota gotowego modelu. Najprostsze w tym wszystkim jest poskładanie podstawki pod model i tym teraz się zajmę, a o kilka numerów kupka kolejnych zeszytów się zmniejszy.
-
Romanie! Powiem tak po prawdzie najprawdziwszej: sam się sobie wielce dziwię, że już dawno temu, całej tej dziubackiej roboty w diabły nie rzuciłem... To chyba wiek powoduje, że mam tej cierpliwości aż na tyle, a z drugiej strony, co już zresztą pisałem, cholernie mi szkoda tego czasu, który poświęciłem na to dziubactwo i jeszcze poświęcę. Mój "Pociak" byłby pewnie już gotowy, albo bardzo bliski finiszu, a tak walczę z tym dziadostwem z "uporem amoniaka" i zaledwie zbliżam się do 120-go zeszytu i jeszcze tyle do końca! Ale pewnie do kwietnia skończę i wtedy właściciel dostanie to w ramach prezentu imieninowego, a ja nieskromnie liczę na jakąś flaszeczkę koniaku...No, chyba będzie mi się należała, skoro tak ciężko pracuję?
-
Po tych wyjaśnieniach już się poprawiłem i tak teraz te silniki siedzą: Widać też te dwie pionowe ściany, z czego ta prowadząca w kierunku rufy jest już gotowa i zaraz pewnie ją pomaluję, a ta prowadząca do kabiny sterowej , czyli ku dziobowi, jeszcze czeka na dalsze prace. Tak teraz te wszystkie zawory widać z właściwej strony i perspektywy: Wszystkie ręczne malowania zostawiam sobie na później. To tyle chyba dzisiaj i niech się Wan nadal święci.
-
Bardzo trafna uwaga Kolegi Romana! Coś mi tutaj nie pasowało i wreszcie wiem co :-))) A wyżej Kolega - autentyczny fachowiec - bo miał do czynienia zawodowo z podobnymi silnikami, pokazał to "czarno na białym" /dzięki za fajne, kolorowe foty/ i wreszcie mam jasność. Widać też znój tych ludzi i tą ciasnotę. A popieprzyłem to rozmieszczenie silników, bo jeszcze bardzo daleko mi do zeszytu, w którym zamieszczą instrukcję ich posadowienia. Tak jest skonstruowana ta układanka. Drenuje bardzo skutecznie kieszeń /na szczęście nie moją/ i uczy cierpliwości i pokory. A ja w kwestii łódek wszelakich jestem najzwyklejszy profan i tyle...:-(
-
Kolejny krok w przód i udało mi się poskładać do końca całą konstrukcję, na której będą spoczywały te silniki spalinowe. Tak to się prezentuje: Nie pomalowałem jeszcze silników i tej podstawy, bo trochę mi szkoda, a poza tym okazuje się, że zrobienie obu pionowych ścian maszynowni, to znowu cała masa drobiazgów i mozolne posuwanie się przez kolejne zeszyty układanki. Jeszcze fotka z góry, widać platformę do chodzenia między silnikami, ale nie wiem , co z kolektorem lewego silnika, patrząc na tę fotę. Mam nadzieję, że będzie gdzieś dalej, bo przecież także być powinien? Idę więc studiować to cudo techniki lub też, jak kto woli - świętować do woli...
-
Dzięki Jarku za podpowiedź, ale mam nadzieję, że przez najgorsze już przeszedłem i teraz będzie już tylko lepiej. Jednostki napędowe praktycznie są już w komplecie i tak się to miało na wczorajszy wieczór: Do jednego z nich muszę teraz przykleić kolektor wydechowy i oba pomalować tym bladym biało-kremowym RAL 1013. Później jeszcze tu i ówdzie na czarno jakieś elementy i koła pokrętne na czerwono. Widać na fotce poskładaną na razie na sucho konstrukcję , na której posadowione będą silniki i oczywiście wczoraj się pomyliłem, bo ich posadowienie znajduje się nie "pod kadłubem", a pod pokładem lub chyba poprawniej - w maszynowni. Widać też dwa bardzo mi pomocne przyrządy: Pierwszy to ugięty z blaszki wzornik do cięcia jednakowej długości popychaczy zaworowych. Drugi to igła /szewska?, nie mylić przypadkiem z szydłem!!!/, która skutecznie umożliwiała mi dozowanie tego butaprenowego kleju. Tak będą sobie silniki spoczywały na tej konstrukcji: I tak to sobie jest. Ponad setka zeszytów poza mną i do 150-tego już całkiem blisko. W wracając jeszcze na chwilę do tych "ropoli", to przypomniałem sobie, że przecież za komuny w powszechnym użyciu było określenie takiego silnika wysokoprężnego jako "ropniak". Tak było i wyszło to z użycia, a "ropol" to modyfikacja "ropniaka" , podobnie , jak imię mojego kocura, któremu normalnie jest "Edek", ale przemawia do niego także nazwa "Edzior" i fajnie. Co zaś się tyczy zastosowania diesli w awiacji, to chyba już kiedyś dawno temu czytałem o takim zastosowaniu wymyślonym przez Niemców i chyba to oni pierwsi zastosowani w samochodzie silnik spalinowy typu "diesel", np. w takim: ale nie jestem pewien i może był to jakiś poprzednik benzynowego iskraka. W takim to muzeum ostatnio moi ludzie przebywali i ponoć tych autek było tam "od groma" i jeszcze trochę...A i śliczny samolocik też sobie wisiał. No to tyle. Znowu zrobiło się ciemno, może jeszcze trochę podumam nad marnościami łódki całkiem podwodnej...To "nara"...
-
Marku! To, co napisałem o naszym "narodowym" czytelnictwie absolutnie nie odnosiło się do Ciebie i tego zabawnego w sumie błędu. Po prostu, tak mi się przypomniało, to co kilka dni temu przeczytałem, a zestawiłem to z prawie codziennymi obserwacjami, robionymi tu, na tej mojej wsi podkrakowskiej. Jeśli poczułeś się urażony, to bardzo Cię przepraszam i nie to było moim zamiarem. Życzę Ci i Twoim najbliższym spokojnych, zdrowych i radosnych świąt i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku.
-
Dobre !!! "Ropol" W moim autku też jest "ropol" taki 1,6, niby 100 koni i przedwczoraj będąc na przeglądzie technicznym po 3-ch latach użytkowania, Pan Mechanik od przeglądu oświecał mnie w temacie "ropoli" poczynając od pytania: " czy pan wie do czego zostały wymyślone "ropole" /on oczywiście powiedział "disle"/? I zaraz odparł: do ciężkiej pracy. I miał chłop rację! Kontynuował: prawie do lat 60-tych diesle były stosowane głównie w ciężarówkach i innym sprzęcie do ciężkiej roboty i dopiero później przebudowano je do zastosowań w osobówkach. Skończyło się /chyba?/ na awiacji, ale to już moja wstawka /dwusilnikowy "Diamont", czy jakoś tak/ . I dlatego - kontynuował - nie można ich delikatnie oszczędzać i jeździć "ino - ino", tylko dawać "w rurę", bo dopiero wtedy te wszystkie filtry cząstek i inne katalizatory się nagrzewają i pełnią swą powinność. Oczywiście te prawdy były po mojej deklaracji, że powolutku jeżdżę, autko oszczędzam, a też i najukochańsza, nawet na autostradzie, co chwila na "zegar" mi spogląda i swoje uwagi czyni... A wracając do tematu /ach te moje głupawe dygresje, dobrze, że nie widzicie czy przy tym "rencamy" wymachuję, jak to zwykł czynić jeden były prominentny bankster-kłamczuszek/, to także doszedłem do takiego wniosku, że pomalowanie tego wszystkiego na jeden bladawy kolorek, efekt tego mozolnego "dziubactwa" kompletnie zniweczy. Ale tak było ponoć pod kadłubem i nic mi do tego.
-
No tak! Nić łącząca oba projekty to jest Panie dziejku po prostu szewska dratwa! Albo lepiej - szewska pasja! Z jednej strony czas, czas, który leci między palcami, pensetkami, dziubdzianymi pierdólkami, klejami, i bezpowrotnie staje się z każdą sekundą przeszłością. Z drugiej strony , tuż obok, gotowa konstrukcja modelu, który może być faktycznie ładny i podobny - w miarę - do oryginału. I nic się przy nim nie dzieje. Z trzeciej strony kolejne dwa projekty do akcji wręcz prowokują. Jeden stoi obok w oryginalnej paczce gotowy do natychmiastowego posklejania i "Camel" mu na imię. Drugi, z dwoma różnymi kompletami planów, rozrysowanych w tej samej skali /1 : 4/ także aż się prosi o realizację. To dlatego, że taki brzydki i kiedy go do woli podziwiałem w MLP ,robiąc mu kupę fotek, z podziwu nad jego brzydotą wyjść nie mogłem. Na imię mu "Bristol F2B" i może przez to, że taki brzydki, tak chciało by mi się go "popełnić". O kolejnym, który także chciało by się zrealizować, nawet nie chcę myśleć... https://www.modelflying.co.uk/forums/postings.asp?th=82469 Ech, szkoda gadać... Idę kleić te klawiatury zaworowe w potężnych, germańskich Dieslach.
-
Ty mnie Romanie zawsze natchniesz! Przegrzebałem wszystkie swoje "szpeja" z dawnych lat i takie "pińcetki" /pardon, to nie ta doskonała zmiana.../ znalazłem: Z tej zagiętej sporadycznie korzystałem, nawet przy tej budowie. Pozostałe leżały sobie odłogiem, więc zaraz dwie z nich zmodernizowałem i teraz są takie: Dwie minuty pracy na szlifierce i gotowe! Miałem też klej UHU Power typu butapren i okazał się przy tych maleństwach najskuteczniejszy. Szast-prast i jutro będzie gotowe. Bardzo się te pensety nadały! Tak to teraz sobie jest: Zadowolony z sukcesu idę teraz pomieszkać odrobinę i poczytać zaległe gazetki. Wiadomo, że same te "nieprawomyślne", ale skoro jeszcze są i można je czytać, to dlaczego nie?
-
Dopiero teraz stanąłem przed nie lada wyzwaniem. Dam fotki dla zobrazowania problemu: Widać kupki elementów składowych dwóch rodzajów dźwigni zaworowych. Te większe - normalne, kiwające się na osi w oryginale. Tu widać przetłoczenie, które po sklejeniu obu połówek będzie gniazdem posadowionym na stójce razy 2 dla każdego z cylindrów. I bardzo fajnie, ale taki element ma 9 mm długości i 2 mm szerokości. Co go posmaruję CA, to zanim skleję, to mi się przyklei do paluchów, albo to gniazdo się zaleje. Poradźcie, proszę. Czym i jak to kleić? Te mniejsze dźwigienki w kształcie "L" są jeszcze bardziej wymagające, bo ramiona mają po 5 mm i nawet nie ma jak tego złapać, a co dopiero właściwie skleić. Może Kolega Ryszard58, który na stronie 3 tego tematu zaprezentował swoją łódkę coś mi podpowie?
-
Eee, Irku... O kołkach też było, a czym się podpiera róże, jak nie kołkami? No, może spec drabinkami, ale to mało istotne. Czytam, jak pisze i staram się czytać ze zrozumieniem, ale skoro było pisane o rURZe, to istotnie zmienia postać rzeczy. W sumie niby drobiazg, a jest o czym pisać, nieprawdaż? Ostatnio czytałem opracowanie nt. czytelnictwa w naszym pięknym kraju, tak dosyć szeroko pojętego. I okazuje się, że ponad 60% naszej narodowej populacji w ciągu roku nie przeczytało NAWET JEDNEGO tabloidu. A mnie się wydawało, że cała populacja mojej podkrakowskiej osady czyta wyłącznie "Fakt" i przepija tę lekturę "małpeczką"... Takie obserwacje czynię prawie każdego dnia, kupując coś w lokalnym spożywczaku. To taka mało miarodajna "obserwacja uczestnicząca" /jedna z metod badawczych socjologii/, upierdliwego socjologa , nigdy nie praktykującego w zawodzie. I tyle z mej strony w temacie upraw kwiatowych, a róż w szczególności.
-
Romanie! Ale, że co?, zapytam, bo zupełnie nie łapię. Gdyby mój przyszły model miał wozić bombki głębinowe, to ich wykonanie na tokarce było by trywialnie proste i problemu żadnego by nie było. Z bombkami tradycyjnymi problemów było sporo, ale dałem radę..., choć wyszły, jak wyszły i takie, mniej więcej, woził oryginał. Na bombki głębinowe narażony był mój pobocznie realizowany projekt i może szkoda, że przynajmniej jedna skutecznie oryginału nie dosięgła, bo o tyle może II WW była by krótsza i te kilkaset istnień ludzkich by ocalało i nie zginęło w ogniu lub lodowatej wodzie. Tak, czy inaczej, spokojnych, pogodnych i zdrowych Świąt życzę i wszelkiej pomyślności w Nowym Roku.
-
Z wielką niecierpliwością czekam Szanowny Imienniku tych fotek, bo strasznie jestem ciekaw tego, jak te pięknie pachnące kwiaty trzymają Ci ten płat i co mają do tego jakieś kołki? Może podtrzymują te róże aby się zbytnio nie wyginały? Ale zobaczę i będę miał jasność....