Skocz do zawartości

MareX

Modelarz
  • Postów

    2 256
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Treść opublikowana przez MareX

  1. Dzisiejszej nocy u mnie także z całą mocą rozbrzmiewały kocie "serenady" i "śpiewały" tak pięknie dwa okoliczne kocury, zabiegające o względy Kićki. A ona się tym "śpiewom" biernie przysłuchuje, może nawet ocenia poprawność tych "pieśni", ale na nic więcej zalotnikom nie pozwala. Ta "randka w ciemno" zaowocowała nocą spędzoną przez nią poza domem i teraz w chacie odsypia te kocie przyjemności. Edzior z Benkiem penetrują brzegi rzeczki i fajnie. Dwie fotki, tak dla "naprzykładu:
  2. Pewnie powiecie, że dziadzio Marek opowiada bajeczki, jak conajmniej nasz Przepremier, ale na własne oczęta dzisiaj widziałem całą akcję pt. "Jak to pogonił kot psa jednego". Wczoraj widziałem przedsmak tego typu akcji, ale myślałem, że to incydent. Dzisiaj, po spacerku z Benkiem "po polu", zwanym zwyczajowo "lotniskiem", wróciliśmy do siebie i w tym czasie na mojej i Jankowej miedzy, w odległości ok. 20m, pojawiła się holenderska suczka, Melą zwana. Kiedy Benek ją zauważył, postawił ogon w pion, nastroszył go a,la szczota i ruszył na psinę pełnym gazem! Ta wielkim łukiem,z podkurczonymi ogonem, zaczęła zataczać duże koło, a kot, cały czas skracając dystans, był stałe tuż za psim ogonem. Nie chciało mi się wierzyć w to, co widziałem! Kot, który niczego się nie boi i pies mu całkiem nie straszny. A na każde drzewo skacze, jak te Romanowe wiewióry i wysokości także się nie boi. Takiego kociego "gieroja" jeszcze nigdy nie miałem...
  3. Bardzo dziękuję Koledzy za inspirujące i ciekawe wypowiedzi. Tak, to najszczersza prawda: "nie pytaj mnie...". Byłem wielokrotnie za różnymi granicami, w tym ponad rok za "wielką wodą" i zawsze z przyjemnością wracałem do domu, na stare znajome śmiecie. To była, jest i do końca moich dni będzie moja ojczyzna. Taka najzwyklejsza, pisana z małej litery, po prostu moja. Co zaś się tyczy patriotyzmu, to pojęcia nie mam czy byłbym w stanie tak bohatersko go okazywać w walce z wrogiem i nie chciałbym nigdy być wystawionym na taką próbę. Mój mały, własny patriotyzm staram się okazywać w codziennej pracy i skrupulatnym płaceniu należnych z niej podatków. W codziennej trosce o całą, najszerzej rozumianą, naszą polską i globalną przyrodę. Staram się rozumieć procesy polityczne i społeczne zachodzącym w moim kraju i pilnie uczestniczyć w każdych wyborach, nawet tych najniższego szczebla do rady dzielnicy, w której mieszkam. Staram się być miłym i uprzejmym dla sąsiadów i innych ludzi, z którymi mam do czynienia. Nie jest mi obcy uśmiech, słowa: "proszę", "dziękuję", "przepraszam", bo to się należy moim współobywatelom. Tyle tym razem. Miałem popracować, a znowu wziąłem się za pisanie.
  4. Ten mój także już zaliczył wodę w naszej rzeczce. Na moich oczach zjechał do wody, ale na szczęście tylko tylnymi nogami. Odbił się od dna i znowu był na brzegu. Później było lizanie do sucha. Teraz zjadł drugie śniadanie, albo raczej wczesny obiadek, przepił to mleczkiem, którego nie miałem sumienia mu zabronić i śpi teraz na parapecie okna w promieniach słońca. Na zewnątrz wieje zimny północno-wschodni wiatr i jest ok. 12oC, i w sumie mało przyjemnie. Taką bardzo mało profesjonalną fotkę udało mi się zrobić: To jest Benek, możecie mi wierzyć, tylko fotograf do d... Ale już się ruszył z tego okna i chce wyjść na zewnątrz, więc jeszcze jedna fotka, chyba trochę lepsza: Widać plamę wygolonej do skóry sierści na lewej łapce i tam miał w żyłę wbity ten wenflon. I tyle tym razem. Trzeba coś popracować i na te saszetki i puszki dla kotków zarobić.
  5. Grzegorzu! Dzisiaj mija czwarty dzień po zabiegu, jakiego dopuściłem się na moim ślicznym , młodym i nowym kotku. Całość opisałem, w moim grafomańskim stylu, w poście nr 125 i fajnie. Teraz kotek śpi, przez nikogo nie niepokojony, na noc sowicie w jedzonko zaopatrzony, a jutro znowu do woli i "do upadu" będzie cieszył się wolnością i poznawał uroki kociego życia bez żadnych ograniczeń. Dalsze relacje wkrótce.
  6. https://dobroni.pl/n/stug-iii-ausbildung/11654 To tak, jakby chociaż w części pasowało do mojej wyżej opisanej, wyssanej z palca, historyjki. Kto cierpliwy i dociekliwy, to i "wyczai" dokładnie dlaczego on tam stał i dał się Jarkowi sfotografować. :-)
  7. Może po Niemcach w Finlandii sobie został, a później w ramach rekompensaty na dostarczane przez Szwedów hitlerowcom różne różności dla prowadzenia wojny niezbędne, został przez granicę przerzucony i tak sobie do dzisiaj w tym pięknym, neutralnym kraju sobie stoi?....
  8. Nie to żebym sie narzucał, czy odgrzewał zamokłe kapiszony, ale oglądnąłem dzisiaj po raz n- ty, film - dzisiaj sprzed 50 lat - czyli pół wieku temu, pt. "Bitwa o Anglię" i od razu przyznaję się, że nie od początku, bo wcześniej na innym kanale było coś tam, coś tam... Nie będę się rozpisywał o samym filmie, scenach, ludziach, itd, itp.... Chodzi mi o rolę, jaką w tym epizodzie wojennym odegrali nasi, polscy piloci i jak się ona faktycznie miała do losów tej batalii. Można być dumnym i tak się czuć i bardzo mi odpowiada takie poczucie patriotyzmu. A Wy co o tym sądzicie?w
  9. Ale skala modelu też całkiem słuszna. W pierwszej chwili pomyślałem, że to prawdziwy "Rudy" wiadomej, komuszej i zaprzańskiej załogi.
  10. Przeprasza, że znowu się odezwę, jako ten laik zupełny, ale moim skromnym zdaniem klasyczne działo, bo chyba o takim mówimy, może się sprawdzać jedynie w warunkach , dla jakich zostało zaprojektowane i w praktyce się sprawdziło. / do zabijania ludzi w każdych okolicznościach frontowych/. W przypadku tego działa /z fotki powyżej/ strzał spod wody, z lufą wypełnioną wodą, dałby efekt natychmiastowej eksplozji pocisku, rozrywając lufę i wszystkie przyległości. A nawet gdyby nie doszło do eksplozji pocisku w lufie wypełnionej wodą /zatkanej np. jakimś plastikowym wieczkiem/ to pocisk po wylocie z lufy także napotkaliby ogromny opór wody i raczej niezbyt daleko by poleciał. Tak więc, działo może być użyte po wynurzeniu się okrętu i pewnie taka jego rola. Ale nadal pozostaje pytanie o amortyzację odrzutu. A strzelanie spod wody rakietami wszelkimi /widziałem na kilku filmikach/ odbywa się na zasadzie wyrzytu rakiety ponad powierzchnię wody przy pomocy sprężonej pary i dopiero nad powierzchnią wody następuje odpalenie silnika marszowego rakiety. I już sobie leci taka rakieta z np. ośmioma głowicami i tu się film dla naszego gatunku, ponoć "sapiens" urywa...
  11. W takim cyklu filmów pt. "Podróże koleją", było o kolejach szwedzkich, także tych jeżdżących za koło i do Kiruny, ale było też o faciu, który kisi te śledzie i pakuje do puszek. Częstował prowadzącego narrację francuskiego reportera tym specjałem i gość także ostrożnie wziął kawałeczek na jakąś wykałaczkę i zmusił się do przełknięcia. Widać było, że ciężko mu to przeszło. A z "naszych" specyfików pamięta ktoś ser zwany chyba "herceńskim", czy jakoś tak. Było to ok. roku 1969 /drugi rok studiów , pokój w "Żaczku"/ i ser, który można było trzymać wyłącznie za oknem. Ale w smaku był całkiem, całkiem...
  12. Kolega Marek może i faktycznie nabył jakieś doświadczenie w składaniu tego miliona elementów i elemencików, ale to się absolutnie nie przekłada na jakiekolwiek doświadczenie w budowaniu prawdziwych modeli statków, okrętów czy czegokolwiek innego związanego z wodą, jako obszarem także trzech wymiarów, jak to nasze zacne krakowskie, np. powietrze. I niestety , ale z przykrością muszę przyznać, że trzy wymiary w powietrzu, nawet tym podłym, "tutejsym", są mi bardzo bliskie i wszystko, co jest w stanie się poruszać w tym środowisku, mogło by być brane pod uwagę, jako obiekt i wyzwanie do realizacji. A ponieważ już jest wiosna i mój czas na modelowanie minął, tak więc gdybym nawet chciał robić coś w temacie modelarstwa, to nie da się z braku czasu. A roboty z każdym dniem przybywa. Tak zawodowej /i bardzo dobrze!/, jak i tej ogrodniczej. A więc - byle do jesieni! PS. Jeśli to na powyższym obrazku, to normalne , tradycyjne działo, a nie jakiś twór np. laserowy, to jak ono jest amortyzowane przy strzale? Gdzie i jak ta lufa się cofa? Pyta laik, więc z góry przepraszam jeśli to głupie pytanie.
  13. Ale go cofły te zgniłe , szwedzkie śledzie...I ponoć wcale nie są takie złe w smaku, chociaż cuchną ponoć przewstrętnie, ale to Jarek może nam potwierdzić.
  14. Skoro ten temat nadal jest interesujący dla grupy Kolegów, więc kilka fotek z ostatnich dni: Dwie obrazujące polowanie na "muchę". Taki statyczny obraz prawie zupełnie nie oddaje dynamiki i wysokości skoków , jakie wykonywał młodzian na tych drzwiach. A gdybym nawet nakręcił z tego filmik, to nie umiałbym go chyba tu zamieścić. W ostatnia niedzielę było słonecznie, więc wybraliśmy się "na pole": Odpoczynek na miedzy. I lenistwo "trutni" w słońcu, a Kicka poluje w żywopłocie. I dzisiejsze przywitanie nad rzeczką: I to by było na tyle.
  15. Mocny film dzisiaj widziałem... Momenty były: kiedy wieszano na pętli ze struny fortepianowej byłego szefa hitlerowskiej policji kryminalnej, bo był "za miękki". A film nazywał się "Elsner", a po polsku: "13 minut", bo tyle zabrakło głównemu sprawcy do skutecznego zamachu. Film bardzo poprawnie zrobiony, bardzo profesjonalnie zagrany, a w refleksji - dramat tego totalitaryzmu, przemocy, bestialstwa i kompletnej dehumanizacji podstawowych wartości. Nie będę się rozwodził, bo i po co? Mam nadzieję, że kotek śpi spokojnie i od czasu do czasu poliże sobie pustą torebkę... Nie czyniąc sobie szkody na założonym szwie.
  16. Nie mam zupełnie żadnej "wiedzy" na temat tego, czy jeszcze nadal kogoś z Szanownego Koleżeństwa los mojego małego kotka interesuje, ale cofając się w dawne wpisy, wyczytałem, że syn Łukasza był losami tego kota zainteresowany. Dla niego więc słów kilka, chociaż chyba nie wszystko powinno być mu z racji na wiek , dokładnie objaśnione. Najkrócej rzecz ujmując, po ponad miesięcznym pobycie tego kota u mnie i codziennym poznawaniu jego zwyczajów, preferencji, zachowań, reakcji i całego jego behawioru, mógłbym już napisać na ten temat całkiem spory esej, czy rozprawkę. Nie będę jednak tego robił, bo nie o to w sumie chodzi. Kot ma się wspaniałe, zwiedza okolicę, często w moim towarzystwie i to nie ja kotu tę okolicę pokazuje, a raczej to on mnie prowadzi tam, gdzie najbardziej mu odpowiada. Doczekaliśmy dnia dzisiejszego i po maleńkim śniadaniu pojechałem z nim do gabinetu na umówiony zabieg. Była 10-ta, kiedy go zostawiłem podpisując stosowną deklarację, zgodę na tę czynność. O 17-tej nie mogłem już doczekać się telefonu z gabinetu, więc pojechałem się dowiedzieć, co słychać. Kot był już wybudzony i trzeba było jeszcze usunąć mu wenflon i zabandarzować łapkę. Zalecono jeszcze kontynuację głodówki do 20-tej i wróciliśmy do chaty. Po przyjeźie i zdjęciu opatrunku kot szukał wszędzie jedzenia, ale misek nie było... To wiec raczeł się dwiema chrupkami z podłogi. Tak wytrwał do tej prawie ósmej i przed chwilą otwarłem mu "restaurację". Rzucił się na jadło, jak by nigdy nic nie jadł. A teraz zaczynam oglądać film o zamach na pana H. z roku 1939, szkoda, że także nieudanym.
  17. Cytuje z pamięci: "który od 2015 roku należy do MLP". A wydawało mi się kiedyś, że czytając o tym samolocie, podano, że jest "na chwile" udostępniony muzeum, aby go jakoś doprowadzono tam do stanu oglądalności i po tym miał wrócić do właściciela. Ale może źle czytałem i pomieszałem znaczenia...
  18. Niby racja, ale czy jest coś takiego, jak "wolna wola"? To jednak zupełnie inny temat i z góry przepraszam za tak i w takim dziale postawione pytanie.
  19. I tutaj, chcąc - nie chcąc / chcąc, chcąc.. :-)/ się z Jarkiem w całej rozciągłości zagadnienia zgodzę. Idą - najogólniej mówiąc - bardzo ciężkie czasy. Może nawet takie, że naszą 21-szego wieku, najwspanialszą cywilizację, cofną do epoki kamienia łupanego, albo też naszego gatunku zupełnie nie będzie, a przeżyją jedynie karaluchy i nic ponadto. I co nam tam po mieszaniu się krwi, tej "białej" z "czarną", tego wierzenia, że Budda lepszy od Dionizosa, czy jakoś tak, jak tam to szło... I to wszystko, z całą pewnością będzie doświadczeniem naszych wnuków, oby nie naszym. Nas wtedy już nie będzie i to, co komu i jak pod skórę wszepią, zupełnie będzie nam obojętne. I tyle w tym temacie. Oglądam teraz S K.
  20. Co fakt, to fakt! A moja JW Pani przemawia do NIEGO per "Zenek", czyli GO już w pełni akceptuje, a jemu to imię żadnej różnicy nie czyni. Dla mnie nadal jest Benek i fonetycznie to faktycznie b. mała różnica. :-)
  21. A pamiętacie? "Zenek Zdankiewicz to chłopak morowy, przyjechał na urlop sześciotygodniowy, oj di, oj dara..." Że nie powiem o Zenku M. , bo to zupełnie nie moja melodia. A Zenek Rosiewicza, swojego czasu , a i owszem, całkiem mi się podobał, ale od kiedy zaczął śpiewać dla radia "co ma ryja", to jakoś wręcz przeciwnie... Ale to tylko mój, mocno wypaczony gust lewacko- liberalny, nikomu nie polecany. ;-) A póki co - Benek vel Zenek śpi w najlepsze w kompletnej ciszy i spokoju, z pełnymi miskami wszelkich kocich przysmaków, choć teraz już nie koniecznie wszystkich... ;-)))
  22. Króciutko i na temat. Byłem dzisiaj z Benkiem /moja JW Pani zadała mi pytanie : czy Benek musi mieć na imię Benek i czy nie mógł by być np. Zenek? Co Wy o tym myślicie?/ u pani weterynarki, zgodnie z jej zaleceniem sprzed dwóch tygodni. Obadała go, osłuchała, nawet watkę z czymś śmierdzącym pod nos mu podstawiała, bo się rozmruczał i nic przez stetoskop nie słyszała. W końcu stwierdziła, że jest bardzo zdrowy i wyznaczyła termin na środę za tydzień. I dobrze, bo już jest bardzo "zakochany" w Kićce, a jej zupełnie te figle nie w głowie... To tyle dzisiaj.
  23. Dzisiaj odwiedził mnie na chwilę jeden z naszych forumowych Kolegów, jak dla mnie, prawdziwy modelarski autorytet, któremu pokazałem mojego nowego kotka Benka, śpiącego sobie w najlepsze po "należącym mu się" obiadku. Kolega spojrzał i chyba tyle, ale ja miałem w pamięci Jego śliczną, grzeczną, dokładnie ułożoną sukę-wilczycę , inaczej zwaną owczarkiem niemieckim /przepraszam, jeżeli się mylę, ale słaby dosyć ze mnie ekspert kynologiczny/, która jakiś czas temu odeszła, a nasz Kolega nadal nie ma następcy. Wojtku! Jeszcze "chwila" i będziesz miał następną taką /chociaż trochę inna/ przyjaciółkę. Szczerze Ci tego życzę. :-)
  24. "Książka, jak to książka", napisałem Andrzeju, ale to stwierdzenie nie było stwierdzeniem wartościującym i do treści tego wspaniałego dzieła literackiego wcale się nie odnosiłem. Miałem na myśli przedmiot zwany książką, której częściową treść udało się scenarzyście przenieść na ekran, mniej lub bardziej udanie, w odniesieniu do oryginału. Gdybym nie był fascynatem wartości literackiej tego dzieła, nie przeczytał bym jej co najmniej już dwa razy, albo i trzy. I co wg mnie najważniejsze, to treść tego dzieła jest doskonałym manifestem pacyfistycznym, tak jak i takim dziełem jest "Na Zachodzie bez zmian", "Rzeźnia nr 5" czy inne podobne. Dzięki Robercie za tą filmową wstawkę, której nawet jeszcze nie otwarłem. Ale to zrobię, chociażby dla tego autentyku prawdziwych samolotów w akcji.
  25. Popatrzyłem także Romanie na różne obrazki i wychodzi mi na to, że ten mój krzaczek, to jaśmin nagokwiatowy, ale się nie upieram, bo i z inna, dziwaczną nazwą tego krzaka kiedyś się spotkałem. A twój rudzielec , jak zwykle , przeuroczy! :-)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.