Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 557
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Odpowiedzi opublikowane przez jarek996

  1. Ja juz spakowany na Serbie. Jutro mam 2-3 godz. pracy i wolne! Odlot o 16.30, wiec sporo wolnego czasu. Jak wyladuje i sie "rozgoszcze" w moim pensjonacie, to ruszam rowerem do centrum na piwko (piwka)! Ma byc tam jutro 30 stopni ?

     

    Sprawdzilem jeszcze raz, Ma byc jutro 34 stopnie !!!

    • Dzięki 1
  2. Ja dzisiaj zamowilem bilety do NIS (Serbia). Lece w piatek po poludniu, wieczor w Nis, a rano 140 km do Zajecar. Drugi dzien to 117 km (GORY!!!) i nocleg w przepieknej gorskiej miejscowosci. Trzeci dzien gora dol (caly dzien), ale gorki takie po 100-300m. Odlot do Malmö o 19.55 w pon. 

    Ma byc 29-31 stopni!!!

    Bedzie oczywiscie relacja.

    • Lubię to 3
  3. W dniu 15.09.2023 o 17:26, robas69 napisał:

    Marcin, z Twoimi umiejętnościami to lepiej skup się na modelach:-)

     

    Racja! Pedalowanie niech mi zostawi ?

     

    Jakimi rowerami jedziecie ? Szosa, czy zwirki i lasy?

     

    Jak lasami, to na szybko "stworzylem" takie cos https://en.mapy.cz/s/repokelome

     

    Szosa jest kilka opcji https://en.mapy.cz/s/najosunuju

     

    Dzisiaj policzylem swoje kilometry. Mam ich w tym roku 8215 (za 3,5 godz. bedzie 8335 ?). Moze niezbyt wiele, ale sa to kilometry JAKOSCIOWE! Polowa z nich to ciezki trening, ktory umozliwia pozniej, cieszenie sie jazda "turystyczna" ?

  4. A no spali ktos sobie czasem Koran, a pozniej jest odwet i splonie kilka samochodow. Poza tym normalka. Dla mnie palenie ksiazek

    (jakichkolwiek) to totalny idiotyzm. Jeden Austriak tez kiedys palil i wiadomo jak to sie skonczylo. Wystarczy NIE czytac jak sie nie lubi ?

     

     Dwoch Arabow zglosilo nawet chec publicznego (bo to trzeba zglosic) spalenia Biblii, ale jak dostali pozwolenie, to napisali, ze NIE maja zamiaru palic, bo to jest IDIOTYZM. No i wyszlo, ze byli madrzejsi od tych co pala Koran ?

    CO jest ciekawe, u nas jest dwoch glownych "palaczy" Koaranu. Jeden Dunczyko-Szwed Rasmus Paludan- ultraprawicowiec, a drugi to Irakijczyk, Salwan Momika. W Iraku popieral, szyitow, a w Szwecji zglosil sie ANTYIMAGRANCKIEJ partii i pali Korany ?

    Swiat staje na glowie. No ale zeby NIE bylo OT, to jezdze BARDZO duzo na rowerze, a latam wcale. Wkrotce szykuje sie na jakas kolejna Albanie. 

  5. 9 godzin temu, witold_pi napisał:

    U nas czeskie piwo jest tylko z nazwy, robione w PL. Byłem na Węgrzech i ucieszyłem się widząc piwo Lowenbrau , kupiłem kilka puszek,smak okazł się być taki przy których tyskie jest rarytasem. Robione na Węgrzech ? oto. przyczyna

    No to patrz GDZIE pijesz i CO wkladasz do koszyka! Jak kupujesz silnik, to chcesz wiedziec o nim wszystko, a jak kupujesz piwo, to wkladasz do koszyja BYLE CO? Wystarczy przeczytac etykietke ( te z tylu) i wiadomo natychmiast GDZIE piwo bylo uwarzone. No chyba, ze Ty myslisz, ze ZATECKY, to czeskie piwo, pakujac je ochoczo do koszyka?

    Kozel jest u nas warzony, ale ja akurat Kozla nie pijam. 

    Tutaj sobie poczytaj ( jesli Cie to troszke interesuje): Kozel, Zatecky - czeskie piwa warzone w polskich browarach (businessinsider.com.pl)   W "moim" bylym wojewodztwie jest bardzo duzo czeskiego piwa ( i lanego i do kupienia w butelkach). Tam aktywnym graczem jest hurtownia Pivovar.pl z Zielonej Gory. Dostarcza dziesiatki gatukow zarowno butelkowanego (ktore kupic mozna w najmniejszych wsiach ; wiem , bo ostatnio jezdzilem tam rowerem i czesto korzystalem z przysklepowych ogrodkow), jak i KEGow do restauracjji i barow. Wszystko ORYGINALNE z Czech. Malo tego; ucza takze JAK nalewac prawidlowo (bo i z tym u nas tez jest problem).  W restauracji "U Szwejaka" w ZG czuje sie jak w Czechach. Duzy wybor lanych (zmieniaja sie z tygodnia na tydzien) i do tego czeskie zarelko. Mozna poczuc sie jak jak w Pardubicach. 

     

    Ponizej zdjecie z polki sklepu we wsi kolo Lagowa Lubuskiego. Zapewniam Cie, ze WSZYSTKIE czeskie na zdjeciu, to oryginaly. 

    No i popatrz na ceny. Gdybym mial napic sie KUFLOWEGO MOCNEGO (kosztuje 3,99), to wole kupic wode gazowana. 

    Czeskie (zwykle, czyli 12) zaczynaja sie od 4,99, a TZW "dziesiatki" juz od 3.69.

     

     

    IMG_7160.JPG

  6. 17 godzin temu, young napisał:

    Wiesz zazdroszczę tych różnych piw, ?

     

    Sam sobie czasem zazdroszcze ? Tak naprawde, to te piwa smakuja TYLKO podczas mych wypraw. Swiadomi nie kupilbym zadnego z nich.  NIE sa one niestety fantastyczne, ale na wyprawach mam zasade, ze pije miejscowe, jakie by one nie byly.

    W domu racze sie innymi. Uwielbiam czeskie, ale rowniez frankonskie (jak i bawarskie z innych czesci Bawarii). Mistrzostwo swiata!!!

    Ostatnio zamowilem sobie 100 butelek i cwicze ? 

    Wiekszosci z nich nie znajdziesz w zwyklych sklepach, czy nawet w specjalistycznych sklepach z napojami (takie Niemcy maja). Otwarcie kazdego, to jest CEREMONIA; bo wiesz co Cie czeka. Tutaj NIE ma przykrych niespodzianek. 

    Jedyny kraj gdzie nie pije miejscowych piw (jezdzac rowerem), to Polska ? OK, Radlery czy inne wynalazki, ale rzadklo polskie piwa.

    No i nie lubie zadnych rzemieslniczych, czy innych kraftowych. Jestem fanem lagerow (hell, pilsner ITP), a tych (dobrych), to zaden amator nie uwarzy. Rozne Tyskie, Lechy ITP, to omijam BARDZO szerokim lukiem. Produkty piwopodone jak dla mnie. Nie rozumiem JAK mozna to pic, majac obok na polce (prawie za taka sama cene) np. czeskie piwo ? 

     

    10.JPG

    IMG_7209.JPG

    IMG_7286[1].JPG

    IMG_7308[1].JPG

    8.JPG

    IMG_7367[1].JPG

    • Lubię to 1
  7. Dzisioaj wspaniale 75 km w skanskich klimatach. Piekna pogoda i choc tylko 22 stopnie, to w sumie bardzo cieplo i przyjemnie. 

    Zasluzone piwko w domu! Zapomnialem (jak nigdy) przygotowanego bidonu i wrocilem TOTALNIE "wyschniety" ?

    IMG_7354.JPG

    IMG_7340.JPG

    IMG_7342.JPG

    IMG_7344.JPG

    IMG_7355.JPG

    IMG_7351.JPG

    IMG_7361.JPG

    IMG_7362.JPG

    IMG_7365.JPG

    • Lubię to 2
  8. No i ostatni dzien w Sofii. Wstaje wczesnie (jestem "krotkosenny"), zjadam sniadanko we wspanialej kawiarence i udaje sie (piechotka) po karton na rower. Umowilem sie z kolesiem dzien wczesniej i mowil, zebym sobie odebral po 10.00(czas otwarcia sklepu). Spacerkiem udaje sie wiec do sklepu, a jest to kilka km. Ise fajnymi dzielnicami, robiac po drodze troszke fotek. W sklapie krotka pogawedka i udaje sie z powrotem, ale juz z kartonem. Ide troszke inna droga, zer leje sie z nieba niemilosierny (a jest dopiero 10.00 rano!). Donosze w koncu karton do hotelu, gdzie rozkrecam wstepnie rower. Postanawiam udac sie w masyw Witoszy, ale NIE na rowerze. Udaje sie do metra, dojezdzam do stacji skad odchodza autobusy i jazda! Sofia lezy na 600m, a autobus wjezdza na 1800m!!! Troszke to trwalo, ale kosztowalo jakies drobne. Powietrze robi sie bardziej rzeskie, ale niestety kolejka linowa w srodku tyg. jest NIECZYNNA ? Chcialem wjechac jeszcze wyzej, ale w japonkach nie bede sie wspinal(choc szlak dosyc lekki). Zjadam lunch na gorze, troszke sie opalam i lapie autobus na dol. Widoki piekne, widac mase oznaczonych szlakow do DH , a autobus zabiera rowery na gore na specjalnym bagazniku!!! Raj dla downhillowcow po prostu! Pozniej szwedam sie jeszcze po Sofii, wracam do hotelu i personel zalatwia mi taksowke (na 4 rano), ktora zabiuerze mnie z kartonem na lotnisko. Szwedam sie jeszcze troszke po okolicy, robie male zakupy (glownie sery i miejscowe kielbasy) i udaje sie do siebie na kolacje. Po kolacji skladam reszte roweru, pakuje wszystko w karton , zaklejam zakupiona tasma i udaje sie spac. Jak taksowkarz zaspi, to jestem w czarnej dupie ? Budze sie o 3.30, toaleta poranna i schodze na dol z kartonem. Przyjezdza o 3.55 (VW Touran), pakujemy rower i jedziemy na lotnisko. Pan opowiada mi troszke i budynkach ktore mijamy, pyta o ilosc Cyganow w Polsce, a pozniej dumnie oswiadcza, ze poochodzi od Karadaszy! Dojezdzamy na lotnisko ( na taksometr 22 Lewa) , daje panu 5 EUR napiwku i ide oddac rower. Pozniej troszke oczekiwania, ostatnie zakupy i punktualny start . Spie caly lot, odprawa w Kopenhadze i pociag do Malmö. Do domu zawozi mnie koles, ktory pracuje 100m od stacji. 

    IMG_6992.JPG

    IMG_6994.JPG

    IMG_6995.JPG

    IMG_7003.JPG

    IMG_7011.JPG

    IMG_7012.JPG

    IMG_7015.JPG

    IMG_7019.JPG

    IMG_7020.JPG

    IMG_7022.JPG

    IMG_7023.JPG

    IMG_7027.JPG

    IMG_7034.JPG

    IMG_7039.JPG

    IMG_7050.JPG

    IMG_7053.JPG

    IMG_7057.JPG

    • Lubię to 2
  9. Ja dzisiaj odwalilem  pierwszy po wakacjach PRAWDZIWY trening z klubem. Najpierw czasowka 18 km (po trzech), pozniej interwaly 12 x minuta/2 minuty, czyli minuta na maxa i 2 minuty lekkiego krecenia. Jestem, WYKONCZONY!  Caly trening to jazda na 75% max pulsu (srednia). Ciezka harowka powiem wam szczerze. Czasowka tak na 5 sek. przed wymiotami (jak ciagnalem). Szlismy miedzy 45-50 . Bylo zupelnie bezwietrznie (NIEnaturalne warunki jak na Malmö).

     

    Tez trenujemy na takiej naszej "Agrykoli", ale nie zadne wspinaczki ( bo to tak naprawde zadna wspinaczka), tylko rozpedzamy sie przed nia i OGIEN pod gore. Ostatnio nawet pobilem rekord (srednia wjazdu 42 km/h). Tez ma tyci ponad 5% i 470 m (poczatek ma wiecej % , bo pozniej sie wyplaszcza, a Agrykola odwrotnie). Na tego typu podjazdach, to sie cwiczy dynamike. Nie patrzysz na serce, tylko jazda do WYMIOTOW i az sie uda zaczna palic (a to sie czuje, bo ciuchy zaczynaja sie wtapiac w skore)?  

    IMG_7270.JPG

  10. 3 godziny temu, Viper napisał:

    mam zamiar pływac nawet zimą, o ile nie będzie mroźna, w każdym razie zamówiłem grubą piankę z kapturem, buty i rękawiczki, zobaczymy jak wyjdzie

     Tez to robilem (windsurfing), ale przyjemnosc, to CIEZKO w tym znalezc ? 

    Jezdzenie rowerem w zimie, jest DUUZO przyjemniejsze.

  11. 13 godzin temu, young napisał:

    Jarek a tego czarnego psa nakarmileś tą kiełbasą z folii tak uczciwie patrzył :)

    Kupilem mu specjalnie zarelko w sklepie, bo patrzyl na mnie jak na swojego pana. Najlepsze, ze na drugi dzien sie "znalezlismy" (o tym berdzie w nastepnym odcinku) i dostal tez sniadanie!

     

     

    14 godzin temu, young napisał:

    Czas jakby się zatrzymał ? 

    Młodzi wyemigrowali ? 

    Tego nie wiem. Jacys mlodzi sie paletali po "deptaku", ale byli to wczasowicze. Pani  u ktorej jadlem salatke mowila, ze BARDZO duzo Bulgarow szuka szczescia poza granicami kraju (jeden z jej synow miedzy innymi).

     

     

    13 godzin temu, Viper napisał:

    Jarek, Tyy, naczelny Piwosz tutejszego forum i taką truciznę ;) jak fanta pijesz??? ;)   :) 

    Czasem trzeba przeplukac gardlo czyms slodkim, zeby docenic goryczke browcow  ?

     

     

     

    Wstaje juz o 7.00 rano, po BARDZO dobrze przespanej nocy. Lubie spac przy potokach i gorskich rzekach, bo mnie ich szum usypia. Poniewaz nie mam sniadania, pije tylko kawe (po turecku) u gospodarzy i jade (juz spakowany) szukac kawiarni lub cukierni. Znajduje ja szybko na miejscowym deptaku, zamawiam dwa ciacha, cappuccino i zjadam na deptakowej lawce (wszystkie stoliki zajete). Napelniam bidony woda z poidelek, i ruszam w dol. Po 150 m, spotykam mojekop czarnego kolege z dnia poprzedniego i daje mu dwa kawalki ktore zostaly mi z wczoraj z drugiej kolacji. Skracamy dystans i daje sie dzisiaj poglaskac (wczoraj mimo, ze karmiony, byl BARDZO nieufny). Po "posilku" biegnie za mna jeszcze ze 100m , ale w koncu postanawia zawrocic. 5 km droga w dow i skret w zupelnie boczny asfalt i wielokilometrowa wspinaczke. Ciagnie sie ona niemilosiernie, temperatura tez rosnie. Marze juz o piwku, ale postanawiam wypic je juz na przeleczy. ZNajduje sklepik, zasiadam z miejscowymi (ale oni pija kawe) i tak sobie siedzimy w milczeniu, kazdy przy swoim stoliku. Pozniej WSPANIALY zjazd ( chyba z 5-6 km). Cudowne serpentyny i napisy specjalnie na moj przejazd. Zjerzdzam do skrzyzowania i 200 m dalej zatrzymuje sie w pieknej restauracji na maly posilek. Zamwiam salate szopska z pieczywem i male piwko. Dzisiaj dosyc luzny dzien (tak jeszcze myslalem), wiec nie bede sie "sprezal". Ruszam dalej droga wijaca sie wzdluz rzeki. Przepiekna dolina i masa domow na szczytach po obydwu stronach. Ruch niewielki, ale droga ciagle gora-dol. Mijam wsie , a w miasteczkach zatrzymuje sie na uzupelnienie plynow. Spotykam na parkingu polskiego "TIRa", ale kierowca okazuje sie Ukraincem. Gadamy sobie 10 min. (moge chwile postac w jego cieniu) i udaje sie dalej (on musi jeszcze odczekac 45 min, zanim ruszy do Grecji). Jestem zdziwiony, ze jest dzxisiaj tak duzo POD gore,bo myslalem, ze bede jechal wzdluz rzeki. No i jade wzdluz niej, ale drogi "plasko" poprowadzic sie nie dalo. Gdy mam jeszcvze 50 km do Sofii, siadam sobie w pieknym miejscu i pije piwko raczac sie pieknym widokiem na doline. Wiem, ze reszta drogi juz taka ciekawa nie bedzie. Po 15 km wjezdzam na lekki plaskowyc i widze w oddali Sofie i majaczaca w oddali Witosze. Rusz robi sie coraz "gestszy" wiec odnajduje jakies podrzedne sciezki, aby dostac sie do centrum i znalezc jakis nocleg. Kartonu na rower postanawiam poszukac jutro, wiec smigam do centrum, instaluje sie w knajpce i przy piwku szukam jakiegos lokum. Znajduje w koncu maly hotelik z knajpa, ktory okazuje sie lezec tylko z 1,5 km od miejsca w ktorym siedze. Udaje sie tam, pobieram klucz i wchodze do CUDOWNIE schlodzonego pokoju. Dlugi prysznic zmywa ze mnie caly dzien, ubieram "cywilne" ciuchy i udaje sie do knajpki na dole. Maja wspaniale jedzenie (widze je na talerzach gosci), wiec znajduje miejsce i zamawiam karte (ale najpierw jedno piwo). Zjadam BARDZO smaczny posilek ( w tym bulgarskie FLAKI) i udaje sie na dlugi spacer po rozgrzanej jak piec "starej" Sofii. Kraze w dzielnicy przy glownym meczecie, gdzie dookola rozlokowali sie bracia muzulmanie. Masa kawiarenek, cukierni i sklepow z "markowa" elektronika. Czuje sie troszke jak w podobnej dzielnicy w Malmö ?. Robie zakupy "owoowe" ( owoce to maja Bulgarzy wspaniale) i chyba o godzinie 23.00 udaje sie do hotelu. Tam zasiadam jeszcze na browca i po barzdo powolnym spozyciu udaje sie do pokoju. Jutro mam caly dzien w Sofii, wiec ide w lozku zaplanowac CO bede robil. 

    IMG_6825.JPG

    IMG_6872.JPG

    IMG_6874.JPG

    IMG_6876.JPG

    IMG_6885.JPG

    IMG_6889.JPG

    IMG_6895.JPG

    IMG_6894.JPG

    IMG_6896.JPG

    IMG_6898.JPG

    IMG_6899.JPG

    IMG_6902.JPG

    IMG_6904.JPG

    IMG_6909.JPG

    IMG_6912.JPG

    IMG_6914.JPG

    IMG_6915.JPG

    IMG_6919.JPG

    IMG_6920.JPG

    IMG_6921.JPG

    IMG_6930.JPG

    Reszta zdjec :

    IMG_6948.JPG

    IMG_6940.JPG

    IMG_6949.JPG

    IMG_6946.JPG

    IMG_6950.JPG

    IMG_6954.JPG

    IMG_6959.JPG

    IMG_6956.JPG

    IMG_6977.JPG

    IMG_6981.JPG

    IMG_6982.JPG

    • Lubię to 3
    • Dzięki 1
  12. Budze sie i schodze na wspaniale sniadanko. Nie spieszac sie (klima w hotelu, a na zewnatrz juz upal) zmuszam sie , aby opuscic hotel. Najpierw podjezdzam do miejscowej atrakcji, czyli starej twierdzy. Spotykam tam malzenstwo polsko-slowackie, czyli takie cos (choc u mnie NIE malzenstwo), w czym sam zyje ?Gadamy chwilke o zyciu i Bulgarii, robie kilka fotek i zmykam w strone Berkovitsy, gdzie mam zaplanowany nastepny nocleg. Najpierw dlugi zjazd z podziwianiem miejscowych skalek, a pozniej wioseczkamu do przodu. Staje na piwko w jednej ze wsi, a 30 km dalej zatrzymuje sie w nastepnej, na male jedzonko (jest to tylko jakies ciacho i troszke picia). Pozniej pieknymi dolinami, zupelnie samotnie podziwiajac wspaniale widoki. Gdy do Berkowitsy pozostaje mi z 15 km, zatrzymuje sie zatankowac wode, ale Pani Bulgarka jest tak mila, ze robi mi salatke z ogorkow i pomidorow (z wlasnego ogrodka), krojac na gore kilka plastrow wspanialego sera. Gadamy troszke o zyciu, i milo wspomina czasy Todora Ziwkova ? Najedzony i napity ruszam w gore na ostatnie 15 km. Droga wiedzie szlakiem pieszym i jest naprawde ciezko (do tego + 32 stopnie). Ostatnie 3 km jest z gorki i wjezdzam ostro do miasta, ktore mialo byc jakims "polkurortem". Niestety jest dosyc "depresyjne" i po wypiciu browca i naladowaniu telefonu postanawiam ruszyc dalej, czyli do miejscowosci VERSHEC (najstarsze bulgarskie uzdrowisko). Mam 20 km gorami, ale z tego 12 asfaltem. Jedzie sie przyjemnie, a 5 km km przed celem podrozy, postanawiam sie wykapac w municypialnych basenach. Pytam miejscowych i dowiaduje sie wstep kosztuje 12 Lewa. Tyle jeszcze mam wiec skrecam i walac ostro w dol (2,5 km) dojedzam do basenow. Na miejscu okazuje sie jednak, ze nie ma w nich wody (TZN jest, ale tylko ze 40 cm). Wracam do wsi i informuje Pania ktora pytalem o cene (siedzi przed sklepem i plotkuje z kolezanka), ze bilety sa po tylko po 10 Lewa, ale NIE MA wody ?!!! Ruszam wiec przed siebie i po 4 km wjezdzam do KURORTU! Widac, ze lata swietnosci ma juz za soba, ale cos gdzieniegdzie remontuja i maluja. Ogolny obraz jest jednak ZLY. Znajduje nocleg i udaje sie na posilek. Zjadam rybke z miejscowego potoku, wypijam dwa piwa i udaje sie spac. 

    IMG_6774.JPG

    IMG_6777.JPG

    IMG_6780.JPG

    IMG_6787.JPG

    IMG_6790.JPG

    IMG_6791.JPG

    IMG_6793.JPG

    IMG_6794.JPG

    IMG_6798.JPG

    IMG_6799.JPG

    IMG_6813.JPG

    IMG_6829.JPG

    IMG_6832.JPG

    IMG_6836.JPG

    IMG_6868.JPG

    IMG_6857.JPG

    IMG_6880.JPG

    IMG_6840.JPG

    • Lubię to 3
  13. Z goracego juz z rana Negotina ruszylem prosto po hotelowym sniadaniu i dodatkowej kawie. Jade asfaltem (12 km) w strone bulgarskiej granicy, mijajac miejsce, gdzie faktycznie mialem wczoraj dojechac  (mialem spac wsrod winnic, w starym winnym domku). Na granicy (dosc sennej) okazuje dokumenty, krotka rozmowa z celnikiem , ktory kiedys pracowal w Legionowie ( ? ) przy ukladaniu kabli energetycznych. Za granica skrecam z powrotem w strone Dunaju i malymi wioskami pedaluje w strone Vidina, gdzie planuje zjesc lunch. Lapie gume (wsrod pieknych winnic) , i po zmianie detki pomykam dalej. Mijam zaniedbane bulgarskie wioski i stwierdzam, ze Serbia stoi WYZEJ cywilizacyjnie od Bulgarii. Czysciej we wsiach, obejsciach, lepsze drogi. Dojezdzam do Vidina i lapie w (jadac przez park) DWIE gumy (jakies cholerne kolce z roslin). Temperatura okolo 35 stopni, wiec dojezdzam na resztkach powietrza nad dunajski bulwar i zamawiam piwo. Niestety nie mam Lewa , a karta placic nie mozna. Ide wiec do bankomatu, wyplacam kase i wracam na piwo (a wlasciwie dwa, bo goraco jest naprawde ?). Latam detki, pompuje i szukam knajpy. Znajduje restauracje na statku, ktory przycumowany jest do dunajskiego nabrzeza. Zamawiam dunajskiego suma, piwo i racze sie posilkiem, siedzac 1m od wolno plynacego Dunaju. Zamawiam deser i kawe, sprawdzajac jednoczesnie jak mam jechac dalej. Niestety jedyna droga z miasta w MOIM kierunku, to droga E 79 z masa tureckich i bulgarskich tirow, Postanawiam ten odcinek pojechac pociagiem (okolo 30 km), bo nie chce zakonczyc podrozy na masce jakiegos Turka. Pociag mam o 17.30 , wiec zasiadam na jeszcze jedno piwko. Udaje sie na stacje, kupuje owoce na straganie i czekam na pociag, Niestety jest opozniony, bo zepsula sie lokomotywa i czekaja na pociag z Sofii, ktory ma uzyczyc nam napedu. Po 40 m przyjezdza "Sofia", lokomotywa sie podczepia i ruszamy mijajac dosyc upadle wsie. Po chyba 40 min (pociag wspina sie juz w gore, wijac sie wezykiem) dojedzam do Dimova i tam wsiadam na rower. Czeka mnie wspinaczka do Belogradchika , ktory jest celem mojego etapu. Piekne widoki, droga wspina sie leniwie w gore i po 20-kilku km "laduje" w centrum miasta. Zamawiam piwko i zaczynam szukac (w necie) noclegu. Poniewaz piwo pije w hotelowej kawiarni, postanawiam zapytac sie o cene noclegu w recepcji. Okazuje sie ze luksusowy hotel, jest tanszy jak wiekszosc noclegow na Booking.com w okolicy!!! 45 EUR za fantastyczny pokoj z klima (oj, potrzebna), basen i wspaniale sniadanie. Po dlugim prysznicu, podczas ktorego zmywam pot z calego, upalnego dnia, przebieram sie, latam detki i udaje sie do restauracji obok hotelu. Gdy zamawiam kolacje, nadchodzi prawdziwe oberwanie chmury (choc jest nadal ponad 25 stopni). Restauracyjne parasole wytrzymuja napor wody, wiec NIE przesiadam sie do lokalu, co uczynilo 90% gosci. Zamawiam bulgarskie dania, piwo, rakije i dlugo racze sie posilkiem. Pozniej zamawiam jeszcze nalesniki z miodem i orzechami i udaje sie na  zasluzony spoczynek. Tylko 80 km, ale takie (krotsze dystansowo) dni tez musza czasem byc. Nie mam zadnego cisnienia, jestem w koncu na wakacjach ? 

    IMG_6685.JPG

    IMG_6687.JPG

    IMG_6691.JPG

    IMG_6693.JPG

    IMG_6694.JPG

    IMG_6697.JPG

    IMG_6701.JPG

    IMG_6702.JPG

    IMG_6706.JPG

    IMG_6707.JPG

    IMG_6713.JPG

    IMG_6715.JPG

    IMG_6726.JPG

    IMG_6732.JPG

    IMG_6734.JPG

    IMG_6739.JPG

    IMG_6741.JPG

    IMG_6742.JPG

    IMG_6743.JPG

    IMG_6745.JPG

    IMG_6756.JPG

    • Lubię to 2
  14. Rano niestety nie bylo sniadania, ale pani Czeszka zrobila mi w Rumunii turecka kawe ?

    Pogadalismy chwile i wsiadlem na rower. Najpierw zjazd (ale asfaltem) 500 m w dol (7 km) i jestem z powrotem na dunajskiej trasie. Pogoda super, sloneczko zaczyna przygrzewac i na pierwszej wspinaczce lapie Niemcow, ktorych mijalem wczorajszego dnia. Jada z sakwami do Isambulu, ale maja inna predkosc i dystans dnia okolo 60 km. Gadamy chwile i postanawiamy zjesc razem sniadanie w najblizszej miejscowosci. Dojezdza jeszcze Norweg na E-biku i jemy sobie w czworke gadajac o zyciu i naszych podrozach. Zmykam pierwszy, bo mam najdluzszy dystans do pokonania i to BEZ silnika elektrycznego ? Mijam fantastyczne miejsca, a po drodze ciagle wspaniale krajobrazy. Dojezdzam do Drobeta-Turnu Severin (niestety 25 km BARDZO ruchliwa droga z masa tureckich i bulgarskich TIRow), przejezdzam przez miasto i jeszcze 12 km E-75, zeby w koncu odbic w strone Dunaju i w mniej uczeszczane drogi. Robi sie znowu spokojnie, mijam podupadle ciche, zatrzymane w czasie rumunskie wioseczki, zatrzymujac sie w co trzeciej na piwko. Mam jeszcze 30 km do przejazdu przez Zelazne Wrota 2 i wjazd do Serbii. Pije ostatnie rumunskie piwo i przejezdzam przez zapore. Pozniej tylko 20 km i "laduje" w miastaczku Negotin, gdzie zatrzymuje sie na nocleg. Podczas kolacji towarzysza mi 4, czy nawet piec czworonogow. Zachowuja sie po francusku, zadnych warczen, szczekan czy innych przepyczanek. Kazdy czeka na swoj kes, a przy stole panuje bardzo mila atmosfera. Dwa sa miesozercami, a reszta wsuwa tez pieczywo i frytki. 

     

    P.S. odnajduje tez zaginionego TITANA ( a nawet dwa, patrz zdjecie ponizej). Jest caly, wiec tamte znalezione szczatki to musi byc jakis inny "obiekt"

    IMG_6577.JPG

    IMG_6566.JPG

    IMG_6560.JPG

    IMG_6580.JPG

    IMG_6587.JPG

    IMG_6589.JPG

    IMG_6591.JPG

    IMG_6594.JPG

    IMG_6601.JPG

    IMG_6608.JPG

    IMG_6609.JPG

    IMG_6610.JPG

    IMG_6637.JPG

    IMG_6639.JPG

    IMG_6618.JPG

    IMG_6650.JPG

    IMG_6624.JPG

    IMG_6642.JPG

    IMG_6654.JPG

    IMG_6655.JPG

    IMG_6675.JPG

    IMG_6676.JPG

    IMG_6663.JPG

    • Lubię to 1
  15. Dzisiejszy dzien: Rano prom na druga strone (oj, jakiego kaca mialem), pozniej do Golubac, ale okazalo sie, ze prom do Rumunii plynie dopiero o 16.30. Pojechalem wiec obejrzec twierdze Golubac, pojadlem pozniej w miescie i udalem sie na prom. Z promu ogien do Eibenthal (czeska wioska w Rumunii). Na szczescie wiaterek w plecy i szlo dobrze ponad 30. Na koniec 5 km szutrem pod gore do Czechow. We wsi wszyscy gadaja po czesku, leja czeskie piwo i serwuja czeskie zarcie. Spie oczywiscie u Czechow ?

    IMG_6434.jpeg

    IMG_6442.jpeg

    IMG_6445.jpeg

    IMG_6449.jpeg

    IMG_6460.jpeg

    IMG_6466.jpeg

    IMG_6468.jpeg

    IMG_6477.jpeg

    IMG_6482.jpeg

    IMG_6501.jpeg

    IMG_6470.jpeg

    IMG_6515.jpeg

    IMG_6513.jpeg

    IMG_6523.jpeg

    IMG_6525.jpeg

    IMG_6531.jpeg

    IMG_6539.jpeg

    IMG_6537.jpeg

    IMG_6538.jpeg

    IMG_6545.jpeg

    IMG_6550.jpeg

    IMG_6549.jpeg

    IMG_6553.jpeg

    • Lubię to 1
  16. Na razie zalacze fotki z wczoraj, ale napisze wieczorem.

    IMG_6317.jpeg

    IMG_6319.jpeg

    IMG_6320.jpeg

    IMG_6324.jpeg

    IMG_6328.jpeg

    IMG_6329.jpeg

    IMG_6333.jpeg

    IMG_6346.jpeg

    IMG_6344.jpeg

    IMG_6351.jpeg

    IMG_6354.jpeg

    IMG_6359.jpeg

    IMG_6369.jpeg

    IMG_6371.jpeg

    IMG_6374.jpeg

    IMG_6375.jpeg

    IMG_6386.jpeg

    IMG_6388.jpeg

    IMG_6389.jpeg

    IMG_6392.jpeg

    IMG_6393.jpeg

    IMG_6411.jpeg

    IMG_6429.jpeg

    Paragony NIEGROZY z Serbii:  salatka szopska, pieczywo, talerz mies z grila (cielecina, wieprzowina, jagniecina) okolo 800g, fryty i 300 ml wina + woda gazowana i lod ( 2 galy) : 14,50 EUR

    IMG_6411.jpeg

    IMG_6414.jpeg

    IMG_6416.jpeg

    IMG_6420.jpeg

    • Lubię to 1
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.