Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 557
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Odpowiedzi opublikowane przez jarek996

  1. No i nagle budze sie OSTATNIEGO dnia mojego krotkiego wyskoku. Wygladam przez okno i faktycznie jest pochmurnie, ale deszczu nie widac. Ubieram sie, toaleta, wskakuje w ciuchy rowerowe i ruszam. Jako ze dzisiaj TYLKO 100 km, wiec ruszam bez sniadania z planem, aby szamnac cos po drodze. Wyjazd z miasta przez jeden z mostow, ostanie fotki i w droge! Na poczatek asfalt i wyjazd z miast chyba pierwsza glowna droga zaraz po autostradzie (bo takowa tez laczy oba miasta). Po okolo 15 km zjazd na bardziej podrzedna i zaczynaja sie PIERWSZE lekkie pagorki podczas calego wyjazdu! Przejezdzam przez miasteczko-wsie i widac ze dookola musi byc wiele winnic, bo wszedzie sa szyldy piwnic winnych. Droga ciagle gora-dol, ale czas w koncu zjechac na zwirki. Jade rownolegle do asfaltu  i po kilku km wjezdzam nan z powrotem i zaczyna sie DLUUUUGI podjazd! Och jak mi brakowalo podjazdow!! Wspinam sie zwawo 4 km ze srednim nachyleniem 5%. Piekne uczucie, bo lubie sie wspinac. Dojezdzam na szczyt i dlugi powolny zjazd w strone Dunaju. Do Dunaju NIE bedzi mi jednak dane dzisiaj dojechac (dojade dopiero w samym Belgradzie). Staje w jakims miasteczku, kupuje jakies ciacho, jogurt i robie sobie "sniadanie" Pozniej bardzo pofaldowanymi asfaltami (kiepskimi) wyjezdzam w koncu na BAAAARDZO dluga prosta. Wieje mocno, ale dzisiaj na szczescie TYLKO w plecy. Klade sie na kierownicy i pomykam sobie ponad 40 km/h. Jade tak chyba ze 25 km, zwalniajac tylko we wsiach. Dookola tysiace ha sadow. Glownie jablka i brzoskwinie + nektarynki. W niektorych trwa koncowka zbiorow. Wiekszosc ma konstrukcje stalowe z rozciagnieta czarna siatka (ochrona przed sloncem). Wsie pojawiaja coraz czesciej, co jest oznaka, ze zblizaja sie glebokie przedmiescia Belgradu. Pozniej znowu dlugie proste i wjezdzam do miasta (tzn PRZEDMIESCIA). Staje w kawiarence , kupuje kawke i jakis napoj, czasu mam duzo, bo poszlo duzo szybciej jak wyliczalem. Dojezdzam w koncu do MIASTA, jade dlugo jakimis starymi dzielnicami i dojezdzam w koncu do Dunaju. 10 km wzdluz rzeki (piekne sciezki) i skrecam w strone mojego sklepu gdzie czeka na mnie karton. Dojezdzam do sklepu, karton z moim imieniem stoi na dole w warsztacie. Wyszlo dzisiaj 102 km. Rozkladam i pakuje rower, przebieram sie i ide do pobliskiej restauracji cos zjesc i wypic jakies jedno z ostatnich piwko. Mam prawie 2 godz, (sklep zamykaja o 15.00), a odlatuje o 18.10. Przychodze do sklepu o 14.50, chlopaki zamawiaja mi taxi do lotniska (12 EUR), bo do autobusu ktory konczy na lotnisku mam dwa kilometry. Taksiarz (mlody chlopak) jest bardzo pomocny i doradza mi aby odwiedzic muzeum lotnictwa przy lotnisku. Poniewaz mam kupe czasu pomysl jest DOSKONALY! Na miejscu okazuje sie jednak, ze trwa tam remont i jest nieczynne? Taksiarz opowiawal mi (dosyc dumny), ze sa tam szczatki F-117 straconego przez Serbow 27 marca 1999, podczas dzialan wojennych. Szkoda, ze z muzeum nie wyszlo, ale w Serbii jeszcze pojezdze, wiec na 100% tam trafie. Odlot punktualnie, zasypiam natychmiast, a budzi mnie pier.......cie kolami o pas w Malmö. Koniec wyjazdu.

     

    P.S: Jak wszedlem na lotnisko i "odprawilem" rower, kupilem piwko i siadajac przy oknie zauwazylem, ze na zewnatrz pada deszcz!!! Na mnie nie spadla ZADNA kropla podczas tych czterech dni ?

     

     

    IMG_0800.JPG

    IMG_0801.JPG

    IMG_0809.JPG

    IMG_0815.JPG

    IMG_0816.JPG

    IMG_0817.JPG

    IMG_0819.JPG

    IMG_0824.JPG

    IMG_0825.JPG

    IMG_0826.JPG

    IMG_0827.JPG

    IMG_0828.JPG

    IMG_0829.JPG

    IMG_0833.JPG

    IMG_0836.JPG

    IMG_0838.JPG

    IMG_0839.JPG

    • Lubię to 1
    • Dzięki 1
  2. Z lewej polowa kierownicy rowerowej skrzyzowana z gorna sztuczna szczeka, w srodku gryf sztangi z orczykami, a z prawej 10 kG ciezarek.

     

    CO TO K....A JEST ???

     

    Mowilem Ci juz kiedys Krzysiu, znajdz sobie jakies INNE hobby, a modelarstwo zostaw NAM ?

     

     

    f10.thumb.jpg.e52392687c77ceab34eaf88450abe35c.jpg

    • Lubię to 3
    • Haha 4
  3. Spie troszke lepiej jak pierwszej nocy ( pierwszej po PRAWDZIWYM pedalowaniu). Budze sie o 6.30, jak zwykla toaleta, przeglad wiadomosci, wstepne pakowanie i schodze na sniadanie (7.30). Panie chyba zapomnialy przekazac personelowi, bo dostaje tylko kawe (po "turecku") i czekam. W koncu interweniuje i pani robi 3 mi sadzone jaja z trzema wielkimi kawalkami sloniny (bekonu). Zjadam dwa jajka (+ chleb i pomidory), jeden plaster tego bekonu i jakos odechciewa mi sie wiecej. Dopijam kawe i ide sie przebrac. Place za hotel (18 EUR), a za sniadanie dodatkowo 2 EUR ?

    Jade najpierw do bankomatu, bo skonczyly mi sie prawie dinary, a w malych wioskach czasem lepiej miec na wszelki wypadek cash (choc na razie nie bylo problemu z karta). Ruszam z miasta droga asfaltowa i smigam na Apatin. Po 5-6 km skrecam w w prawo i po jeszcze 3-4km dojezdzam do Dunaju. Wjezdzam na wal i DO ROBOTY! Choc przede mna dzisiaj tylko  160 km, trzeba sie streszczac, bo na 100% albo cos sie przydazy, albo beda fajne miejsca, gdzie bedzie sie chcialo postac dluzej. Zapomnialem, ze mam lekkiego kaca, bo wczoraj w samym Sombor wypilem chyba ze 4-5 piw (i to nie byloby problemem), ale do ryby wzialem niestety wino. Wszystko sie to wymieszalo, organizm oslabiony i trzeba to teraz z niego "wygonic" ?

    Pije wiecej jak zwykle i to na razie pomaga. Na poczatek droga z plyt betonowych ze strasznymi dziurami! Niby twardo, ale wolalbym rownym zwirkiem! Ptaki spiewaja, zajace biegaja, krotko mowiac ; SIELANKA!  Nie odczuwam jakos dwoch poprzednich dni, nie mam zadnego  "zniechecenia" do pedalowania czy do siedzenia w siodle. Uplywu sil, tez zadnego nie czuje! Przelatuje przez Apatuin i chyba po 15 km (okolice Bogojeva) spotykam goscia, ktory jedzie w przeciwna strone. Zatrzymuje go i zaczynamy rozmawiac. Gostek okazuje sie Amerykaninem (Bruce z Chicago) i jedzie w odwrotnym kierunku jak ja; z Rumunii do Wiednia. Okazuje sie bardzo rozmowny (wczoraj napotkany Amerykanin, niestety nie byl zbyt gadatliwy) i gadamy sobie chyba z 15 min. Otwarty, usmiechniety i mily gosc! Tacy przewaznie sa wlasnie Amerykanie! Bardzo latwi w zlapaniu kontaktu i bardzo otwarci. Wymieniamy "WHATSAPPy", zegnamy sie jak starzy znajomi i kazdy rusza w swoja strone. Droga robi sie zwirkowa, a nagle przechodzi w trawiasto-piaskowa. Ciagnie sie tak chyba z 15 km, ale co robic, trza krecic, bo moze byc lepiej? Pozniej robi sie troszke lepiej, TZN znow betonowe popekane i podziurawione plyty. Odwracam sie w koncu w strone wschodu i lapie ZACHODNI wiatr w plecy. Od rana mocno wieje, a do tej pory bylo jechalem raczej POD wiatr. Przyspieszam natychmiast, skaczac na tych cholernych plytach. Pozniej przechodzi to w asfalt (ale w taki z ktorego rosnie wiele kep trawy) i jest troszke lepiej. Chetnie wypilbym wszystko co mam (lekko suszy), ale zrobie to dopiero jak znajde nastepne "tankowanie". Na asfalcie wiele samochodow (wedkarze) i blizej wiosek pojawiaja sie nawet jacyc miejscowi na rowerach. Po drugiej stronie Dunaju jest chorwacki VUKOVAR, ale przez drzewa i zarosla widac tylko koncowki kominow. Mostu w kazdym razie zadnego tutaj nie ma (byl 20 km wczesniej). Jade dalej oszczedzajac plyny i chyba po 20 km dojezdzam do wsi Backo Novo Selo. Tam opijam sie do nieprzytomnosci tankujac do pelna moje bidony. Zapomnialem dodac, ze ten plaster bekonu wisi mi ciezko na zoladku od samego rana. Chcialbym cos zjesc, ale zoladek daje znac, zeby tego NIE robic. Bedzie mi sie nim czkalo jeszcze ze 40 km. Robi sie coraz cieplej i to tak, ze az czuje na sobie prawdziwy letni GORAC. Poce sie tyci wiecej, kac + bekon ktory nie chce sie zdecydowac, czy zostac, czy wyjsc ? Samopoczucie wiec takie sobie, dobrze ze chociaz nogi kreca jak zwykle. Mijam jeden ze zjazdow do Dunaju i mysle sobie, ze w koncu trzeba do niego zjechac! Zawracam zjezdzam i okazuje sie trafiam na kilka wedkarskich domkow. Trwaja jakies prace remontowe, czesc szykuje sprzet, a ja wpadam prawie na samochod na slowackich blachach! Pytam najblizszego mi kolesia GDZIE sa Slowacy, a on pokazuje, ze na koncu, przy ostatnim domku. Dojezdzam i zaczynamy sobie pogawedke, Przy stole siedzi mieszane towarzystwo (Serbowie, Slowacy i Wegrzy) i gra w pokera. Wiekszosc lekko (lub bardziej) wcieta, jest wesolo i glosno. Proponuja mi dwiescie ml rakiji, ale odmawiam, bo bekon dalej w rozkroku. Wybieram piwo, gadamy jeszcze troche i musze ich pozegnac. W kociolku maja gulasz jagniecy, ale mowia, ze jeszcze niestety godzina, zanim bedzie jadalny. Ruszam dalej i po chyba 7 km musze sporo odjechac od glownego Dunaju, bo sa jakies boczne kanaly i rozlewiska, Zblizam sie powoli do miejscowosci Backa Palanka i tam planuje zrobic sobie przerwe. Wracam do Dunaju i po "chwili" wapdam do Backiej. Tutaj tez jest most (po drugiej stronie lezy chorwacki Ilok). Wjezdzam na deptak, siadam w knajpce i wiele ryzykujac zamawiam (jak nigdy wczesniej o tej porze!) kotleta z piersi kurczaka z ziemniakami, marchewka z groszkiem i jakies 2 picia. Nie wiem CO mnie wzielo na jedzenie, ale chyba bardziej chcialem "przegonic" ten cholerny plaster bekonu jak sie najesc. Zjadam o dziwo prawie wszystko i samopoczucie mi sie znacznie poprawia!!! Siedze jeszcze z pol godzinki, podkarmiam resztkami miejscowe burki i w koncu zbieram sie dalej. Czeka mnie okolo 10-12 km jazdy zwykla droga (nie ma tutaj nic przy Dunaju) i staram sie przejechac to jak najszybciej. Ruchu wielkiego nie ma, ale chce po prostu ZJECHAC z tej drogi. Dojezdzam do Celareva, zalewam bidony i ruszam w strone Dunaju. Jakosc szlaku sie bardzo poprawia i mozna powiedziec, ze jade prawie wzorcowym asfaltem. Wyprzedzam grupki miejscowych "kolarzy", jedna widze nawet probuje mnie gonic, ale w koncy gubie ich wszystkich. W jakis sposob czuc, ze zblizam sie powoli do duzego miasta, Wiecej rodzin przy brzegu, rowerzysci z rodzinami i wielu pieszych. Zapomnialem dodac ze w Banskiej Palance na tablicy informacyjnej przy stacji benzynowej, wyswietlala sie temp. 29 stopni!!! Zapowiadali 28, wiec raczej nie bylo to niespodzianka. Dojezdzam do miasteczjka Futor, ktory jest glebokim przedmiesciem, miasta Novi Sad. Zasuwam ponad 30 km/h i widze w oddali wiezowce i inne budynki. Dojezdzam do miasta, wskakuje na sciezke rowerowa i musze zwolnic, bo biega masa dzieci,  jezdza dziesiatki niedzielnych rowerzystow i zrobilo sie naprawde "gesto" i srednio bezpiecznie. Dojedzam do skrzyzowania, chce wyciagnac telefon zeby sprawdzic GDZIE dalej, a w tym momencioe mija mnie profesjonalnie ubrany chlopak na calkiem niezlej czasowce. Zatrzymuje go, pytam o centrum i slysze, ze NIE mowi do mnie po serbsku. Pytam skad jest, a w odpowiedzi slysze, ze z Abchazji!!! Pytam o centrum, hotele, a on mi na to, ze mnie podprowadzi do centrum. Gadamy po drodze (juz teraz to po rusku). Okazuje sie, ze Novi Sad to "ruskie" miasto. Ucieklo tu wielu ruskow, ktorzy nie sa zwolennikami wojny i Putina. On sam (z rodzina) rowniez tutaj znalazl "azyl". Jest bardzo mily, ale piwka nie chce wypic, bo mowi ze jezdzil dluzej jak planowal i zona z dzieckiem mu nie wybacza. Zegnamy sie, wymieniamy "WHATSAPPami" i ja siadam w knajpce na piwo, a on zmyka do domu. Tuz przed ta knajpa lapie gume, ale powietrze ucieka tak wolno, ze po piwku postanawiam tylko dopompowac i dojechac do hotelu. Korzystam z WIFI, znajduje nocleg, koncze piwo, podpompowuje i przez miasto jade w strone noclegu. Naprawiam detki, prycha , wiadomosci i kontakt z rodzina, a pozniej sie przebieram i zmykam do miasta. Ssie mnie niesamowicie i w najblizszym sklepie kupuje 2 butelki napoju (330 ml) i wypijam je duszkiem. Zamawiam pljeskavice i dokupuje JEZSCZE trzy butelki. Wypijam jedna do jedzenia, a dwie biore na noc, gdyby mnie zaczelo ssac ? Sprawdzam jeszcze pogode i niestety od jutra zapowiadaja lekkie opady i ochlodzenie, Zasypiam prawie natychmiast.

     

     

    IMG_0740.JPG

    IMG_0746.JPG

    IMG_0750.JPG

    IMG_0754.JPG

    IMG_0757.JPG

    IMG_0758.JPG

    IMG_0762.JPG

    IMG_0764.JPG

    IMG_0765.JPG

    IMG_0766.JPG

    IMG_0767.JPG

    IMG_0768.JPG

    IMG_0770.JPG

    IMG_0775.JPG

    IMG_0778.JPG

    IMG_0781.JPG

    IMG_0783.JPG

    IMG_0787.JPG

    IMG_0788.JPG

    IMG_0789.JPG

     

     

     

    Godzinę temu, young napisał:

    jak bym jechał za Wami

    Za jakimi WAMI!  Ja sam jezdze ?

    • Lubię to 1
    • Dzięki 1
  4. 8 godzin temu, FockeWulf napisał:

    Jarek ja Cie podziwiam. Podziwiam za to, że z takim zapałem się realizujesz. Niektórzy ciągle pitolą, czego by tam nie zrobili, a ty rach ciach.. z dnia na dzień rezerwujesz bilety i lecisz.

    Podziwiam Cie, że chce ci się samemu jeździć, bo ja bym nie dał rady... Przynajmniej jedna osoba by się przydała do dialogów...

    No i podziwiam Cie, że dajesz radę jeździć mimo tego całego piwska, które degustujesz po drodze emoji1.png ja po jednym piwie robię się już leniwy, tj. wchodzę w tryb odpoczynku. emoji85.png

    Że kondycję podziwiam to już chyba nie muszę pisać!

    Powodzenia na wyprawie!

     

    To chyba mialo wyladowac w NASZYM PEDALOWANIU?

  5. Jak zwykle, po "nadludzkim" (?) wysilku spalo mi sie tak sobie. Przewracanie sie cala noc i rwane sny. No ale ja juz tak mam. Budze sie o 6.45, toaleta, wiadomosci i sniadanko o 7.30. Gospodyni sie popisala i sniadanie bylo FANTASTYCZNE. Jedyny problem, ze bylem srednio glodny i zjadlem polowe tego co dostalem ?. Siedzac na kibelku skleilem jeszcze dziurawa detke (trzeba oszczedzac KAZDA sekunde!), pozegnalem sie z gospodarzami i pojechalem! Najpierw kawalek asfaltem (z powrotem ku Dunajowi), a potem wskok na pollesne trakty. Oj nie bylo to mile! Wolabym sie pobujac na poczatek ze 25 km czyms twardym, a tutaj od razu atak na moj tylek ? Powoli sie rozgrzewam, a i powietrze sie rowniez rozgrzewa! Ma byc ( i bedzie ) dzisiaj 26 stopni!!!  Zdejmuje kamizelke (jade na krotko) i pomykam walami przed siebie. Piekne widoki, choc dla nielubiacych takiej natury mogloby sie to wszysko strasznie "dluzyc". Trzeba zdac sobie sprawe, ze byly tam odcinki po 25 km jazdy walem , szutrowa droga i ten wal bylo widac przed soba ladnych kilka km! Dunaj sie wije, ale jednak nie za ostro. Trzeba miec mocna psyche, zeby krecic i zdawac sobie sprawe, za tak bedzie jeszcze 150 km!!! Ja na szczescie UWIELBIAM jezdzic samotnie i blisko natury i do tego MAM silna psyche. "Spotykam" ciagle dziesiatki przeroznych ptakow (nawet orly, ale o tym bedzie pozniej!), saren, zajecy i dzikow. Powietrze az oddycha, a oprocz tego Dunaj wije sie leniwie po mojej prawej rece. Musze dodac, ze tym razem ma MODRY kolor! Taka piekna mieszanka zieleni i blekitu. Jest chyba dosyc niski stan (widac dziesiatki kilometrow odkrytych piaszczystych lach), ale moze tylko mi tak wydaje. Moze tak jest tutaj zawsze. Droga na wale zmienia w koncu na utwardzona (najpierw betonowe plyty, a pozniej asfalt) i ku mojej uciesze (a raczej moj tylek sie cieszy) jest tak prawie 40-50 km! Czasem przerwane jest to kilometrem zwiru, ale to jest pikus w porownaniu do piasku z kepami trawy! Staje sobie na piwko (niestety lane maja tylko czeskie, a ja ZAWSZE jak jest mozliwosc pijam miejscowe, nawet jak smakuje tak sobie). Zasluzony odpoczynek, 0,5 l piwka i ruszam dalej. Dojezdzam do mijescowosc Baja (bardzo fajne miasto, jak prawie wszystkie wegierskie. Maja ten swoj charakter "austro.wegierski"! ) Wspaniale stare budynki, duze place w centrum. Zupelnie inaczej jak w Polsce. Przejezdzam przez miasto i uciekam dalej. Postoje robie tylko jak MUSZE, bo chce jak najszybciej dojechac do spania (prysznica)! Za Baja tankuje picie, zjadam drozdzoweczke (to wszystko do jedzenia przez caly dzien, bo nie lubie jesc podczas jazdy i NIE mam z tym zadnych problemow) i wbijam sie znowu na asfalt. Tam lapie kolarza i umawiamy sie, ze ciagniemy na zmiane (?). Niestety pomimo, ze on smiga na szosowce, jego "ciagniecie" pozostawia wiele do zyczenia. Po kilku km mowie mu, ze jednak smigam wlasnym tempem (on chyba myslal, ze WOLNIEJ), przyspieszam i mu odjezdzam. Jeszcze jak stalismy, to zrobilem zdjecie jego bidonu. Moze to co mial w bidonie, tlumaczy jego kiepska forme ?. Ja tam w kazdym razie wole napoje energetyczne. Po 15 km lapie gume, ale nawet mnie to cieszy, bo zmiana detki jest forma krotkiego wypoczynku, z ktorego NIE moge zrezygnowac. Ruszam dalej i w koncu dojezdzam do granicy wegiersko-serbskiej. Olbrzymie zasieki, podwojne (czy nawet potrojne) ploty. Krotko mowiac ; TUTAJ sie konczy unia (niespelnione  marzenie Kaczynskiego ?) Odbijam w lewo, bo musze niestety odjechac od Dunaju i udac sie w strone LEGALNEGO przejscia, aby miec legalny wjazd do Serbii. Zreszta chyba i tak bym daleko nie zajechal, probujac na dziko. Ostatnie piwo na Wegrzech i pozostaje 10 km do granicy. Granica lekko senna, jacys mlodzi Wegrzy ida z plecakami na druga strone. Szybka odprawa i wlatuje do Srbskiej.  Wyglada podobnie jak na Wegrzech, w pierwszej wsi gigantyczny plakat Orbana z premierem Serbii. Caly region przygraniczny zamieszkaly jest przez spora mniejszosc wegierska, wiele tu szyldow dwujezycznych, a po kosciolach (brak cerkwii!!) widac, ze to stare magyarskie ziemie. Pedaluje jeszcze ze 40 km i zamiast do Apatina, postanawiam pojechac do Sombor. Miasto duzo wieksze (okolo 80 000), bardzo ladne, choc troszczeke zaniedbane (ale zaden SYF TOTALNY). Znajduje nocleg (18 EUR!!!), a ze sniadaniem 20 EUR ? Przebieram sie  i wyskok na misto! Przed wjazdem do miasta, strzelilem jeszcze browca w "znakomitym" towarzystwie (piwo bylo po 120 dinarow, gdzie normalnie zaczyna sie po 200). Miejscowe zuliki jak uslyszaly SKAD i DOKAD jade, to az zaniemowili, a jeden wstal i przezegnal sie 3 razy po "ichniemu" ? Chcieli mi postawic szklanke rakiji, ale jakos nie mialem ochoty i podziekowalem. Pozniej jeszcze walnalem male piwko podczas szukania noclegu ?  Na kolacje zamowilem ryby z Dunaju z cala masa dodatkow. Nazarlem (i opilem) sie nieziemsko, przeszedlem po miescie, zakupilem plynow na noc (wlacza mi sie takie ssanie, ze potrafie czasem wypic 2 l !!!) i poszedlem spac. 

     

    P.S. ORZEL (tam latala para, ale drugi "wyskoczyl" z kadru) na ostatniej fotce! Mozna powiekszyc i dostrzeze sie latwo roznice w wygladzie. Krotki ogon i "rozczapierzone", szerokie koncowki skrzydel. Zjecie kiepskie (robione w czasie jazdy), ale one tez byly dosyc wysoko!

     

    P.S: 2: wiem ze opis mojego  dnia zajmie Wam 3 min czytania, ale pamietajcie, ze u mnie trwalo to prawie 10 godzin !!!!

     

     

     

    IMG_0642.JPG

    IMG_0644.JPG

    IMG_0645.JPG

    IMG_0648.JPG

    IMG_0652.JPG

    IMG_0654.JPG

    IMG_0655.JPG

    IMG_0658.JPG

    IMG_0661.JPG

    IMG_0663.JPG

    IMG_0664.JPG

    IMG_0667.JPG

    IMG_0681.JPG

    IMG_0670.JPG

    IMG_0676.JPG

    IMG_0686.JPG

    IMG_0691.JPG

    IMG_0694.JPG

    IMG_0696.JPG

    IMG_0698.JPG

    IMG_0706.JPG

    IMG_0710.JPG

    IMG_0742.JPG

    IMG_0678.JPG

    • Lubię to 3
    • Dzięki 1
  6. Wiec Angol "ruhal" Hasznalta (i to Angol PREMIUM), a ja udalem sie spac. Ciezko jest dobrze spac, gdy obok dzieja sie TAKIE rzeczy ?

    Do Szob postanowilem jechcac (czytaj Sob- w wegierskim jak mamy SZ to czytam S, a jak S to czytamy SZ) pozniejszym pociagiem ( nie 6.45, ale 7.15. Poniewaz polozylem sie prawie o 2 w nocy, chcialem sobie pospac KILKA godzin. W Szob bylem o 8.13, i natychmiast wyskoczylem z rowerem i wlaczonym Garmninem!. Pojechgalem "do tylu" , gdyz chcalem rozpoczac podroz na Slowacji. Zeby to zrobic, musialem przejechac przez kolejowy most (ze sciezka dla pieszych). Przejechalem, poczulem "slowackosc" i ruszylem w juz wlasciwym kierunku. Sciezka prowadzila wzdluz Dunaju (raz blizej, raz dalej), ale Dunaj byl prawie caly czas widoczny, Dzien budzil sie powoli, ale temp, byla juz na "krotki " zestaw. Mijalem naddunajskie wioseczki, po drogiej stronie piekne wzgorza, z pieknie polozonymi domkami.  Dunaju nie ma co porownywac do zadnych Wisel i Oder. Ta rzeka jest OLBRZYMIA i MAGICZNA! No i tkwi na niej prawdziwe zycie. Masa wiosek, miasteczek, przeprawy promowe, plaze porty ITP. Walke ostro w strone Budapesztu, ale poniewaz slonce zaczyna "przygrzewac" staje na male piwko ? Delektuje sie czeskim ZUBREM (nie mieli nic wegierskiego), i jade dalej. Zaczyna sie robic coraz "gesciej" ( TZN teren prawie ciagle zabudowany" i po godzinie wjezdzam na glebokie przedmiescia Budapesztu, Droga w wiekszosci sasfalk, choc wyznaczylem ja jak najblizej Dunaju i dlatego tez zjezdzam czasem na sciezki gruntowo-szutrowe. Im blizej centrum miasta, tym sciezka prowadzi bardziej "powyginanie". Do tego stopnia, ze gubie sie ze 3-4 razy. Pozniej juz przelot przez Budapeszt. Wspaniala pogoda, wiele turystycznych busow w centrum. Poniewaz bylem tu z 10 razy, robie tylko fotek na potrzeby relacji i staram sie zmykac z miasta. Przelatuje na druga strone rzeki i jade sciezka ktora jechalem podczas wyjazdu TUZLA-BUDAPESZT, ale w druga strone. Trafiam do tej samej restauracji na Dunajem, ale jem w knajpie obok ( ktorej wtedy NIE zauwazylem). Zupa gulaszowa, piwo i w droge. Zaczynam opuszczac Budapeszt i wpadam na waly Dunaju. Konczy sie asfalt i zaczyna wytrzasac tylek, Mam jeszcze prawie 90km  do celu podrozy! Wszystko dookola zaczyna sie robic bardziej "wiejsskie", wioseczki spokojniejsze. Jade walem, ale co 20 km zjezdzam do wiosek zakupic napoje. W jednej ze wsi nie ma niestety sklepu, wiec ide do gospodarza, ktory z kolega kosi trawe przy domku, Prosze o wode, ale na poczatek dostaje 50ml palinki! Wypijam na raz, i panowie patrzac na mnie z podziwem, komentuja to zdaniem ze slowem KURWA w srodku! Pewnie powiedzieli cos w stylu "ale z niego KURWA kozak!!!" ? Po palince dostaje jednak butelke wody "delikatnie gazowanej", zalewam bidony, zegnam sie i jade dalej. Ciagle walami, widac wielkie rozlewiska i wszedzie mase wedkarzy. W sumie to jade ciagle na wyspie pomiedzy Dunajem i jego odnoga! Zjezdzam z wyspy systemem sluz i kanalow i mam jeszcze okolo 40 km!!! Dupa lekko zbita, ale nie ma co narzekac, tylko trza pedalowac! Odbijam troszke od Dunaju ( rozlewiska) i ruszam kiepskimi asfaltami. Po minieciu kilku wiosek z mniejszoscia slowacka (dwujezyczne szyldy) odbijam w koncu na Solt i do noclegu mam okolo 12 km. Daje z siebie ostatnie "wszystko" i podjezdzam w koncu pod domek w ktorym bede spal! Wita mnie pani gospodyni, przynosi ( LANE!!!) piwko, a ja nawet nie mam ochoty rozebrac sioe z ciuchow. Siedze na zewnatrz i popijam piwko , bawiac sie z jej kotem. Czas zrzucic ciuchy i wziac DLUUUGI prysznic, splukujac z siebie caly syf goracego ( 24 stopnie) jesiennego dnia. Pozniej zamawiam jeszcze jedno piwo, i po chwili udaje sie Solt ( 2 km) na kolacje, Niestety jedyna knajpa serwuje juz tylko pizze, wiez zamawiam HUNGARESE z bardzo mocnymi papryczkami, Do tego dwa wielkie szprycery, Pozniej zakupy plynow w sklepiku i czas udac sie na spoczynek. Wyszlo 174 km. IMG_0577.thumb.JPG.d078c78bd4c009e600be1aace69d35d5.JPG 

    IMG_0564.JPG

    IMG_0559.JPG

    IMG_0565.JPG

    IMG_0568.JPG

    IMG_0572.JPG

    IMG_0567.JPG

    IMG_0587.JPG

    IMG_0590.JPG

    IMG_0595.JPG

    IMG_0600.JPG

    IMG_0611.JPG

    IMG_0609.JPG

    IMG_0617.JPG

    IMG_0619.JPG

    IMG_0618.JPG

    IMG_0622.JPG

    IMG_0624.JPG

    IMG_0627.JPG

    IMG_0628.JPG

    I jeszcze kilka fotek z pierwszego (a w sumie to drugiego) dnia:

    IMG_0629.JPG

    IMG_0630.JPG

    IMG_0632.JPG

    IMG_0634.JPG

    IMG_0636.JPG

    IMG_0638.JPG

    • Lubię to 2
  7. W Budapeszcie laduje o 23.30,dosyc szybko dostaje rower, szybko skrecam, pakuje rzeczy i w droge. Jazda przedmiesciami, miasto dosyc wyludnione. Jade w krotkim rekawku! Dojezdzam w koncu do mojego noclegu, zostawiam rower i ide sie przejsc. Poszedlem na Nyugati , kupilem bilety do Szob (na siebie i na rower, nie ma opcji w automacie kupic JEDNEGO; osoba z rowerem). Kupilem pozniej jakies ciacho w cukierni (nocna cukiernia?) i poszedlem lulu. Do piwiarni bylo moze z 1,5 km, ale juz mi sie naprawde nie chcialo (isc, bo na piwo mialem ochote)?

    IMG_0535.JPG

    IMG_0536.JPG

    IMG_0538.JPG

    IMG_0542.JPG

    • Lubię to 2
  8. 42 minuty temu, young napisał:

    A skąd ty tyle kartonów masz ?

    Kupujesz telewizor LCD, telewizor do kosza a karton na rower ?

    To sa kartony od rowerow! Ten mam akurat z Sofii, a z powrotem przylece z serbskim, krory odleci kiedys pewnie do innego kraju?

  9. Rower prawie spakowany, wersja minimum jak zwykle. Nie biore nawer kurtki przeciwdeszczowej, bo prognoza na razie niezmienna. Od 23do 27 stopni i PELNE sloneczko! Biore tylko kamizelke-wiatrowke i rekawki  na zimne poranki, bo to jednak jest jesien i o godz. 8.00 (tak bede sie staral codziennie startowac) jest niewiele ponad 12-13 stopni. O 12.00 jest ju 20 stopni, wiec wtedy az do konca juz na krotko ?

    Wyslalem jeszcze wymiary kartonu chlopakom do Belgradu, zeby mi nie zostawili jakiegos malego, do rowerku dziecinnego?

    Juz sie ciesze na ten nocny, lekko lepko-brudny Budapeszt! To miaso ma w sobie cos magicznego, szczegolnie centrum. Klejacy sie syfek, nocne knajpy, wszelakie burdele i nocne kluby.

    Ja niestety walne tylko piwko (dwa, trzy?) i uderzam lulu, bo zrywka bedzie o godz. 5.30. 

     

     

    IMG_0506[1].JPG

    • Lubię to 1
    • Dzięki 1
  10. 16 minut temu, Viper napisał:

    Piękne plany, jak już wspomniałem, trochę zazdroszczę. Acz zima dla mnie bez nart i snowboardu to czas stracony, więc ja już zaczynam powoli wyczekiwać wypadu w górki. A że jutro w Wwie ma byc prawie ciepło i wiać, a ja mam luźniejszy dzień, więc wybieram się na Zegrze popływać :)  

     

    Spokojnie ! Na narty to sie z rodzina do Francji wybieramy, ale tutaj to o PEDALOWANIU piszemy ?

  11. Jednak bedzie ciag dalszy dunajskiej przygody!

    Sledzac caly tydzien pogode w tamtej czesci Europy, udalo mi sie zlapac w "okienko" bez deszczu i z temperaturami 20+. 

    Poczatkowo mialem leciec w czwartek wieczorem i wracac we wtorek, ale od poniedzialku w Belgradzie jest zalamanie pogody. W sobote ma byc tam okolo 26 stopni, w niedziele juz "tylko" 22 a w pon. otwiera sie niebo, i temperatura spada do 12-13 stopni!!!

    Przemeblowalem wiec swoje zycie, i zabukowalem bilet na jutro. Laduje w Budapeszcie o 22.55, skrecam rower, wy........am karton po rowerze gdzies na lotnisku i na lampkach udaje sie w okolice dworca Nyugati. Tam mam nocleg (oczywiscie nie na dworcu ?), a rano o 6.15 wsiadam w pociag do Szob. Szob lezy na granicy ze Slowacja, wiec cofne sie jeszcze 500m od dworca, zeby ja "zaliczyc". Z Szob (mozna obejrzec na powiekszonej mapie) zakolami Dunaju, wsrod pieknych wzgorz ruszam na dol, w strone Budapesztu. "Przelatuje" Budapeszt (oczywiscie ciagle jak najblizej Dunaju) i wale na dol do miejscowosci Solt, gdzie mam pierwszy nocleg. Pominieciu  Budapesztu, wiekszosc dunajskimi walami i sciezkami wzdluz rzeki! Bedzie to 174 km pedalowania. Z Solt udaje sie do miasteczka Apatin (Serbia) ale po drodze w Mohacs przejezdzam na druga strone Dunaju i po 10 km wjezdzam do Hrvatskiej. Tam jade 30-40 km i przez most (i przejscie graniczne) w Batina wracam do Serbii. Dalej juz tylko 25 km, "laduje" w Apatinie i tam nocuje. Bedzie to okolo 170 km.

    Rano po sniadaniu ruszam w strone miasta Novi Sad. Mozliwe, ze w Bogojevie wskocze na most i smigne chorwacka strona, albo pojade planowo strona serbska. W kazdym razie mam okolo 155 km do miasta. Tam znajde nocleg i rusze wieczorem na "balety". Ostatni dzien, to szybka zrywka (start o 8.00) i ostro do Belgradu. W sklepie rowerowym czeka na mnie karton (wszystko juz dograne przez internet). Maja otwarte w niedziele do godz. 15.00, wiec jak nie bede mial 25 zmian detek po drodze, to zdaze z TZW palcem w d...e. Spakauje rower, przebiore sie u nich i maja mi tez sprawdzic JAKIE autobusy odjezdzaja od nich spod sklepu na lotnisko (jest dosc blisko, ale nie dosc na niesienie kartonu). 15.55 wsiadam w samolot i po 2,5 godz laduje w Kopenhadze. 

    Bedzie oczywiscie relacja z masa zdjec ?

     

    Po tym wyjezdze nastapi "cisza" balkanska. Tam niestety tez dotrze w koncu jesien. Moze jeszcze Albania, ale WIZZAIR konczy latanie za tydzien (zaczynaja znowu wiosna). Znalazlem fajne polaczenia z Kopenhagi do Bilbao i Bordeaux. Tam bedzie jeszcze dlugo okolo 20 stopni. Moze jednak tam zabiore szosowke (jesli pojade). Moze zima jakis wyskok z rodzina (i rowerem schowanym w kosmetyczce) na Kanary ? Czas pokaze! 

    Za rok bede chcial na 100% pyknac kolejne odcinki sagi dunajskiej. Mam dobrego kolege w Schwarzwald, a tam przeciez "zaczyna" sie Dunaj ! On jest tez kolarzem, wiec moze pojedzie ze mna ze dwa dni. Chcialbym w przyszlym roku pojechac i od zrodla (przynajmniej jakis kawalek 400-500 km) i zaliczyc delte w Rumunii!

    Musze popatrzec jak mi pasuja loty. W kazdym razie, mam nadzieje "pospawac" wszystkie kawalki Dunaju najpozniej w 2025!

    Bede mogl sie wtedy tytulowac Dunajskim Albanczykiem ?

     

     

    Oto mapki najblizszego wyjazdu

     

    Pierwsza to Szob-Solt

    https://en.mapy.cz/s/fepagerace

     

     

    Druga Solt do konca, czyli Belgradu (noclegi w Apatin, pkt. nr 30 i Novi Sad pkt. nr 45

    https://en.mapy.cz/s/gatolehute

    • Lubię to 2
  12. Smiejecie sie ze mnie, ale dobrze wiecie, ze SPRZATNIETA modelnia przybliza nas do pracy w tejze! Jesli ja dzisiaj NIC juz na stole nie moge polozyc, to wiadomym jest, ze przeciez nic tez nie zaczne budowac. Nadchodzi zima, wiec jak sprzatne, to moze cos podlubie ?

    Na razie musze sprzedac troszke rzeczy, zeby zrobic luz na polkach. Zaczalem od spaliniakow. 

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.