



-
Postów
4 929 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
57
Treść opublikowana przez jarek996
-
Wiec Angol "ruhal" Hasznalta (i to Angol PREMIUM), a ja udalem sie spac. Ciezko jest dobrze spac, gdy obok dzieja sie TAKIE rzeczy ? Do Szob postanowilem jechcac (czytaj Sob- w wegierskim jak mamy SZ to czytam S, a jak S to czytamy SZ) pozniejszym pociagiem ( nie 6.45, ale 7.15. Poniewaz polozylem sie prawie o 2 w nocy, chcialem sobie pospac KILKA godzin. W Szob bylem o 8.13, i natychmiast wyskoczylem z rowerem i wlaczonym Garmninem!. Pojechgalem "do tylu" , gdyz chcalem rozpoczac podroz na Slowacji. Zeby to zrobic, musialem przejechac przez kolejowy most (ze sciezka dla pieszych). Przejechalem, poczulem "slowackosc" i ruszylem w juz wlasciwym kierunku. Sciezka prowadzila wzdluz Dunaju (raz blizej, raz dalej), ale Dunaj byl prawie caly czas widoczny, Dzien budzil sie powoli, ale temp, byla juz na "krotki " zestaw. Mijalem naddunajskie wioseczki, po drogiej stronie piekne wzgorza, z pieknie polozonymi domkami. Dunaju nie ma co porownywac do zadnych Wisel i Oder. Ta rzeka jest OLBRZYMIA i MAGICZNA! No i tkwi na niej prawdziwe zycie. Masa wiosek, miasteczek, przeprawy promowe, plaze porty ITP. Walke ostro w strone Budapesztu, ale poniewaz slonce zaczyna "przygrzewac" staje na male piwko ? Delektuje sie czeskim ZUBREM (nie mieli nic wegierskiego), i jade dalej. Zaczyna sie robic coraz "gesciej" ( TZN teren prawie ciagle zabudowany" i po godzinie wjezdzam na glebokie przedmiescia Budapesztu, Droga w wiekszosci sasfalk, choc wyznaczylem ja jak najblizej Dunaju i dlatego tez zjezdzam czasem na sciezki gruntowo-szutrowe. Im blizej centrum miasta, tym sciezka prowadzi bardziej "powyginanie". Do tego stopnia, ze gubie sie ze 3-4 razy. Pozniej juz przelot przez Budapeszt. Wspaniala pogoda, wiele turystycznych busow w centrum. Poniewaz bylem tu z 10 razy, robie tylko fotek na potrzeby relacji i staram sie zmykac z miasta. Przelatuje na druga strone rzeki i jade sciezka ktora jechalem podczas wyjazdu TUZLA-BUDAPESZT, ale w druga strone. Trafiam do tej samej restauracji na Dunajem, ale jem w knajpie obok ( ktorej wtedy NIE zauwazylem). Zupa gulaszowa, piwo i w droge. Zaczynam opuszczac Budapeszt i wpadam na waly Dunaju. Konczy sie asfalt i zaczyna wytrzasac tylek, Mam jeszcze prawie 90km do celu podrozy! Wszystko dookola zaczyna sie robic bardziej "wiejsskie", wioseczki spokojniejsze. Jade walem, ale co 20 km zjezdzam do wiosek zakupic napoje. W jednej ze wsi nie ma niestety sklepu, wiec ide do gospodarza, ktory z kolega kosi trawe przy domku, Prosze o wode, ale na poczatek dostaje 50ml palinki! Wypijam na raz, i panowie patrzac na mnie z podziwem, komentuja to zdaniem ze slowem KURWA w srodku! Pewnie powiedzieli cos w stylu "ale z niego KURWA kozak!!!" ? Po palince dostaje jednak butelke wody "delikatnie gazowanej", zalewam bidony, zegnam sie i jade dalej. Ciagle walami, widac wielkie rozlewiska i wszedzie mase wedkarzy. W sumie to jade ciagle na wyspie pomiedzy Dunajem i jego odnoga! Zjezdzam z wyspy systemem sluz i kanalow i mam jeszcze okolo 40 km!!! Dupa lekko zbita, ale nie ma co narzekac, tylko trza pedalowac! Odbijam troszke od Dunaju ( rozlewiska) i ruszam kiepskimi asfaltami. Po minieciu kilku wiosek z mniejszoscia slowacka (dwujezyczne szyldy) odbijam w koncu na Solt i do noclegu mam okolo 12 km. Daje z siebie ostatnie "wszystko" i podjezdzam w koncu pod domek w ktorym bede spal! Wita mnie pani gospodyni, przynosi ( LANE!!!) piwko, a ja nawet nie mam ochoty rozebrac sioe z ciuchow. Siedze na zewnatrz i popijam piwko , bawiac sie z jej kotem. Czas zrzucic ciuchy i wziac DLUUUGI prysznic, splukujac z siebie caly syf goracego ( 24 stopnie) jesiennego dnia. Pozniej zamawiam jeszcze jedno piwo, i po chwili udaje sie Solt ( 2 km) na kolacje, Niestety jedyna knajpa serwuje juz tylko pizze, wiez zamawiam HUNGARESE z bardzo mocnymi papryczkami, Do tego dwa wielkie szprycery, Pozniej zakupy plynow w sklepiku i czas udac sie na spoczynek. Wyszlo 174 km. I jeszcze kilka fotek z pierwszego (a w sumie to drugiego) dnia:
-
W Budapeszcie laduje o 23.30,dosyc szybko dostaje rower, szybko skrecam, pakuje rzeczy i w droge. Jazda przedmiesciami, miasto dosyc wyludnione. Jade w krotkim rekawku! Dojezdzam w koncu do mojego noclegu, zostawiam rower i ide sie przejsc. Poszedlem na Nyugati , kupilem bilety do Szob (na siebie i na rower, nie ma opcji w automacie kupic JEDNEGO; osoba z rowerem). Kupilem pozniej jakies ciacho w cukierni (nocna cukiernia?) i poszedlem lulu. Do piwiarni bylo moze z 1,5 km, ale juz mi sie naprawde nie chcialo (isc, bo na piwo mialem ochote)?
-
To sa kartony od rowerow! Ten mam akurat z Sofii, a z powrotem przylece z serbskim, krory odleci kiedys pewnie do innego kraju?
-
Rower prawie spakowany, wersja minimum jak zwykle. Nie biore nawer kurtki przeciwdeszczowej, bo prognoza na razie niezmienna. Od 23do 27 stopni i PELNE sloneczko! Biore tylko kamizelke-wiatrowke i rekawki na zimne poranki, bo to jednak jest jesien i o godz. 8.00 (tak bede sie staral codziennie startowac) jest niewiele ponad 12-13 stopni. O 12.00 jest ju 20 stopni, wiec wtedy az do konca juz na krotko ? Wyslalem jeszcze wymiary kartonu chlopakom do Belgradu, zeby mi nie zostawili jakiegos malego, do rowerku dziecinnego? Juz sie ciesze na ten nocny, lekko lepko-brudny Budapeszt! To miaso ma w sobie cos magicznego, szczegolnie centrum. Klejacy sie syfek, nocne knajpy, wszelakie burdele i nocne kluby. Ja niestety walne tylko piwko (dwa, trzy?) i uderzam lulu, bo zrywka bedzie o godz. 5.30.
-
Spokojnie ! Na narty to sie z rodzina do Francji wybieramy, ale tutaj to o PEDALOWANIU piszemy ?
-
Jednak bedzie ciag dalszy dunajskiej przygody! Sledzac caly tydzien pogode w tamtej czesci Europy, udalo mi sie zlapac w "okienko" bez deszczu i z temperaturami 20+. Poczatkowo mialem leciec w czwartek wieczorem i wracac we wtorek, ale od poniedzialku w Belgradzie jest zalamanie pogody. W sobote ma byc tam okolo 26 stopni, w niedziele juz "tylko" 22 a w pon. otwiera sie niebo, i temperatura spada do 12-13 stopni!!! Przemeblowalem wiec swoje zycie, i zabukowalem bilet na jutro. Laduje w Budapeszcie o 22.55, skrecam rower, wy........am karton po rowerze gdzies na lotnisku i na lampkach udaje sie w okolice dworca Nyugati. Tam mam nocleg (oczywiscie nie na dworcu ?), a rano o 6.15 wsiadam w pociag do Szob. Szob lezy na granicy ze Slowacja, wiec cofne sie jeszcze 500m od dworca, zeby ja "zaliczyc". Z Szob (mozna obejrzec na powiekszonej mapie) zakolami Dunaju, wsrod pieknych wzgorz ruszam na dol, w strone Budapesztu. "Przelatuje" Budapeszt (oczywiscie ciagle jak najblizej Dunaju) i wale na dol do miejscowosci Solt, gdzie mam pierwszy nocleg. Pominieciu Budapesztu, wiekszosc dunajskimi walami i sciezkami wzdluz rzeki! Bedzie to 174 km pedalowania. Z Solt udaje sie do miasteczka Apatin (Serbia) ale po drodze w Mohacs przejezdzam na druga strone Dunaju i po 10 km wjezdzam do Hrvatskiej. Tam jade 30-40 km i przez most (i przejscie graniczne) w Batina wracam do Serbii. Dalej juz tylko 25 km, "laduje" w Apatinie i tam nocuje. Bedzie to okolo 170 km. Rano po sniadaniu ruszam w strone miasta Novi Sad. Mozliwe, ze w Bogojevie wskocze na most i smigne chorwacka strona, albo pojade planowo strona serbska. W kazdym razie mam okolo 155 km do miasta. Tam znajde nocleg i rusze wieczorem na "balety". Ostatni dzien, to szybka zrywka (start o 8.00) i ostro do Belgradu. W sklepie rowerowym czeka na mnie karton (wszystko juz dograne przez internet). Maja otwarte w niedziele do godz. 15.00, wiec jak nie bede mial 25 zmian detek po drodze, to zdaze z TZW palcem w d...e. Spakauje rower, przebiore sie u nich i maja mi tez sprawdzic JAKIE autobusy odjezdzaja od nich spod sklepu na lotnisko (jest dosc blisko, ale nie dosc na niesienie kartonu). 15.55 wsiadam w samolot i po 2,5 godz laduje w Kopenhadze. Bedzie oczywiscie relacja z masa zdjec ? Po tym wyjezdze nastapi "cisza" balkanska. Tam niestety tez dotrze w koncu jesien. Moze jeszcze Albania, ale WIZZAIR konczy latanie za tydzien (zaczynaja znowu wiosna). Znalazlem fajne polaczenia z Kopenhagi do Bilbao i Bordeaux. Tam bedzie jeszcze dlugo okolo 20 stopni. Moze jednak tam zabiore szosowke (jesli pojade). Moze zima jakis wyskok z rodzina (i rowerem schowanym w kosmetyczce) na Kanary ? Czas pokaze! Za rok bede chcial na 100% pyknac kolejne odcinki sagi dunajskiej. Mam dobrego kolege w Schwarzwald, a tam przeciez "zaczyna" sie Dunaj ! On jest tez kolarzem, wiec moze pojedzie ze mna ze dwa dni. Chcialbym w przyszlym roku pojechac i od zrodla (przynajmniej jakis kawalek 400-500 km) i zaliczyc delte w Rumunii! Musze popatrzec jak mi pasuja loty. W kazdym razie, mam nadzieje "pospawac" wszystkie kawalki Dunaju najpozniej w 2025! Bede mogl sie wtedy tytulowac Dunajskim Albanczykiem ? Oto mapki najblizszego wyjazdu Pierwsza to Szob-Solt https://en.mapy.cz/s/fepagerace Druga Solt do konca, czyli Belgradu (noclegi w Apatin, pkt. nr 30 i Novi Sad pkt. nr 45 https://en.mapy.cz/s/gatolehute
-
Smiejecie sie ze mnie, ale dobrze wiecie, ze SPRZATNIETA modelnia przybliza nas do pracy w tejze! Jesli ja dzisiaj NIC juz na stole nie moge polozyc, to wiadomym jest, ze przeciez nic tez nie zaczne budowac. Nadchodzi zima, wiec jak sprzatne, to moze cos podlubie ? Na razie musze sprzedac troszke rzeczy, zeby zrobic luz na polkach. Zaczalem od spaliniakow.
-
Muza lepsza w drugiej prezentacji ?
-
Moge zamiescic relacje ze sprzatania mojej modelarni! To jedyna rzecz, jaka sie wydarzy w moim "modelarstwie" w tym roku ?
-
Moge Ci sprzedac OSa gwiazde. W koncu sobie troche upieprzysz lapy olejem, a nie tylko zywicami i zelkotami ?
-
Jaki potrzebujesz?
-
Bedzie PRAWIE tak piekny, jak moj mial byc ? Jaki masz do niego silnik Krzysiu? Elektryk?
-
Moze to mialo byc 999:225-4.44 !!! Nie wiem SKAD mi sie wziela rozpietosc 909 cm ? Czy bede robil? Tego nie wie NIKT (nawet JA) !
-
Znowu myslalem, ze o sobie piszesz ?
-
Doszlo kilka nowych, ale wiele jest u kolegi w Berlinie. Dzieki mnie ma darmowa lekture, tylko on jest niestety ZEGLARZEM, wiec raczej moich NIE czyta ? Dwie na dole na pierwszym zdjeciu sa w sumie na sprzedaz, bo niechcacy zdublowalem. Dwie na dolnym zdjeciu TEZ sa na sprzedaz. Ta o silnikach to niestety o powojennych turboodtrzutowych, a druga o niemieckich szybowcach.
-
Moj szwagier (TEZ lekarz!) ostatnio sie bardzo zapalil do kite. Byl na Fuerteventurze i zaczyna ostro plywac na miejscowych spotach ( a jest ich kilkanascie dookola Malmö) ?
-
Do tego momentu myslalem, ze Ty o rowerze i jeszcze "czyms tam" piszesz ? No i nie martw sie, jak juz NIE bedziesz poczatkujacy, to rozmiar bedzie Ci sie zmienial.
-
Poniewaz NIE jest to u mnie rok "modelarski", wiec planuje kolejny wyjazd rowerowy. W tym roku nie jestem "Albanczykiem", ale bardziej "Dunajczykiem". Sprawdzalem przed chwila pogode i w Budapeszcie i Belgradzie ma byc w przyszly weekend od 20 do 28 stopni (tylko piatek okolo 20, reszta upal)! Znalazlem lot do Budapesztu (czwartek okolo 14.30) i powrot we wtorek z Belgradu (13.30). W czwartek zdazylbym w Budapeszcie pojesc, popic i wsiasc do pociagu w kierunku Komarom (19.30). Tam przejezdzam przez most na Dunaju do Komarna ( Slowacja) , znajduje nocleg, wypijam 5 (8) piw i ide spac . Rano ruszam slowacka strona "z pradem" Dunaju. Pierwszy dzien okolo 170 km (nocleg w Szazhalombatta pod Budapesztem) i pozniej 485 km w trzy dni. We wtorek rano znajduje jakis karton w sklepie rowerowym w Belgradzie, pakuje klamoty i wracam do Kopenhagi ( wylatuje z Malmö). Taki mam plan i jutro pewnie zakupie bilety. Jest kolejny kawalek mojego WIEKSZEGO planu, czyli przejechania wzdluz Dunaju od zrodla do ujscia (choc czesc odcinkow pewnie "pod prad"). Jak pojade i kiedy, to nie ma znaczenia. Wazne zeby wszystko zlozyly sie w CALOSC, tak abym mogl powiedziec; PRZEJECHALEM CALY DUNAJ . https://en.mapy.cz/s/fudumegotu https://en.mapy.cz/s/bubepajace
-
Klej Ci podsechl (bo rozdzedzales), szpachla "dosc sucha". Moze kwiaty chociaz podlewasz? ?
-
Sami "czepialscy" na tym forum ?
-
Od zera do stowy masz ciagle czasy gorsze jak topowi biegacze. Tylko ze Ty do 100km/ h , a oni do 100m ?
-
TUTAJ te czolgi wysylali!! Rzecznik amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego John Kirby przekazał w piątek apel do władz Serbii o deeskalację napięcia w relacjach z Kosowem i wycofanie wojsk zgromadzonych przy granicy z tym krajem. W jego ocenie władze w Belgradzie rozmieściły tam "bezprecedensowo" liczne jednostki piechoty, a także siły pancerne i artyleryjskie. Przedstawiciel Białego Domu potwierdził, że liczebność sił pokojowych NATO w Kosowie jest systematycznie zwiększana.
-
I chyba sie nawet znajduje! W MODEL TECHNICS na 100% kilka % ? KLOTZ chyba tez .
-
Hahahah! Wcale tak nie twierdze. Ja dzisiaj (u nas tez "lato") pelnilem funkcje "trenera" juniorow. Smigalismy czasowki i ciagnac mlodych (po 13-15 lat) poczulem jakie to piekne uczucie, ze za 3- 4 lata, chlopcy zostawia mnie pod kazda gorke ? Na razie to JAREK dyktuje tempo, ale oni rozwijaja sie w niesamowitym tempie , a ja sie powoli "zwijam" ? Pozostana mi niedlugo jazdy turystyczne, ale w sumie to mam nadzieje , ze mlodziez zapamieta jak Jarek ich ciagnal na treningach i pociagnie kiedys Jarka jak bedzie zdychal ? Budze sie rano w Zajecarskim hotelu, schodze na serbskie sniadanko, toaleta , pakowanko i zmykam z hotelu okolo godz 8,00. Wybieram jeszcze kase w bankomacie i ruszam do Lisniskiego Raju, gdzie mam zaplanowany (ale nie zarezerwowany) koniec dnia. Wyjazd z Zajecara asfaltem, ale skrecam natychmiast w polne sciezki. Z 10 (moze 15 km) za Zajecarem trafiam na cos niesamowitego . Jade sobie polem, a nagle po prawej wyrastaja ruiny czegos bardzo specyficznego, Podjezdzam blizej (a pozniej nawet wjezdzam do srodka ) i okazuje sie, ze jest to palac Galeriusza z czasow rzymskich (FELIX ROMULIANA). Niesamowita rzecz, w najmniej spodziewanym miejscu (w TZW middle of nowhere). Wjezdzam, podziwiam i jade dalej. Kilka kilometrow dalej przejezdzam przez jakis szpital (sanatorium?) ktory(e) nie wyglada najlepiej. Przejazd stawia mi prawie pionowo wlosy na plecach (ktorych tam nie mam ?) i miejsce to traci niezlym horrorem. Dziwne miejsce, dziwni ludzie. Oddalam sie stamtad w kazdym razie z wielka przyjemmnoscia. 5 km dalej lapie pierwsza gume. Szybka wymiana i ruszam dalej. Teren zaczyna sie "faldowac" i pedalowanie wymaga troszke pracy. Mijam wioseczki , jade glownie szutrami, choc czasem z nienacka pojawia sie 2-3 km nowo polozonego waskiego asfaltu. Staje na radlerka i wiem, ze za chwile zaczyna sie POWAZNE pedalowanie. Jestem moze na 200m wysokosci, a wlasnie za chwile zacznie sie wspinaczka na 1000m. Poczatkowo szutrem z kamieniami, pozniej troszke chu....go asfaltu i znowu kamienna droga (pozniej jak sie okaze, rowniez w dol.) Zaczynam wspinaczke, ale jak jest forma, to sie po prostu wjezdza, a nie mysli JAK to jest ciezko. Komputerek pokazuje nachylenie 10 -16%, teren paskudny (glownie kamienie), ale trzeba cisnac. Z 200m wjezdzam lasem na 700, pozniej dojedzam do asfaltu (tez kiepskiego) i dalej wspinam sie na 1000 m. Na wysokosci w okolicach 1000m jade bardzo dlugo po plaskim (choc troszke pofaldowana, kamienna droga) i w koncu po moze 15-20 km zaczyna sie zjazd na ktory tak czekalem. Niestety sie NIE doczekalem, bo zjazd jest tez kamienny i predkosc zjazdu jest podobna jak podczas wspinaczki. Jak chce jechac szybciej to rower wpada w takie wibracje, ze kiera wypada z dloni. Trwa to ponad pol godziny (zjazd z 1000 na 400 m) i droga robi sie w koncu szutrowa, choc prawie plaska. Przez chwile zwatpilem (na tym kamiennym zjezdzie), ze dojade za dnia, ale obawy okazaly sie niepotrzebne. Dojezdzam w koncu do "skrzyzowania" gdzie mam skrecic w prawo i wspiac sie jeszcze ze 3 km do mojego noclegu. Staje jednak w restauracji przy rzeczce, zamawiam piwo, zupke rybna i jakas salatke. Powazna kolacje planuje zjesc u gory przy moim "spaniu". Wspinam sie wiec migiem 3 km i dojezdzam do noclegu. Jest poniedzialek i mimo, ze to bardzo znane miejsce, jest totalnie "wyludnione". Wiekszosc hoteli (i pensjonatow) pozamykana, ale sprawdzilem, ze moj ma byc otwarty (i rzeczywiscie JEST otwarty). Biore klucze (dostalem CALY domek 3 osobowy), prysznic i ide sie "napiwic". Zamawiam dwa piwka i biore menu, bo zaczynam byc tez glodny, Zamwiam jedzonko, biore jeszcze sliwowice, nalesniki na slodko i pozniej ide sie przejsc po okolicy. Jest juz zupelnie ciemno (szarzeje tam juz okolo 18.00), ale jest cieplutko. Cykady "zgrzytaja", strumyki szumia, wracam do siebie, zamawiam jeszcze jedna sliwowice i i ide spac. IMG_0108.MOV Jeszcze kilka fotek.
-
Ja tez NIGDY nie myje i nic mi nie rdzewieje. To tak jak z piwem. Sa ludzie ktorzy pija Lecha lub Tyskie, i im w zaden nie wytlumaczysz, ze to nie sa piwa , tylko jakies napoje "piwopodobne". Pili od zawsze, zawsze bylo "dobre" i beda bronic do smierci ? Znam takich klilku; co ty tam pierdolisz, TYLKO "Leszek" ???