Skocz do zawartości

MareX

Modelarz
  • Postów

    2 256
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    9

Treść opublikowana przez MareX

  1. Tym razem- dokładnie tak, Jarku!!! Ćwiczyłem tym laserem moje stare koty i zawsze tak je ta "mucha" rajcowała, jak nie wiedzieć co. Ćwiczyły do oporu, aż padły, jak te przysłowiowe kawki. Muszę teraz "zainteresować" tą "muchą" Benka , bo facet wyrażnie "leci na muchy". A najciekawsze w tej "muszę" jest to, że gotowa do użytku w kauflandzkiej Trafice kosztuje 8 PLN, a trzy baterie do wymiany - 12 zł. Łukaszu ! Suche i tym samym czyste łapki ściany nie brudzą. Gorsze są kocie pazurki i ich ostrzenie w mieszkaniu na różnych fotelach, czy innych kanapach. Myślę, że właśnie dlatego Benek został wyrzucony przez "kochającego go pana" przed Twoim domem. A za informacje o mleku bardzo Kolegom dziękuję i będę nadal badał temat drobnymi eksperymentami. Ważne, że wiem, iż Benek to "mlekoholik" i trzeba go będzie powoli przekręcać na normalną "popitkę" , czyli H2O, pierwotnie zabielane łaciatym. Ważne, że dobrze jest, a ma córcia nie może się już doczekać osobistego spotkania z nowym kotkiem. Z całą pewnością mordę na powitanie "do woli" mu wycałuje...
  2. Mój nowy kotek Benek już chyba przyzwyczaił się do innego miejsca, do innego pokarmu i tutejszych zwyczajów, jak również zaakceptował to, że na tym terytorium są dwa inne koty. Nie akceptuje natomiast codziennie zmienianej, świeżej wody w miseczce, zupełnie takie picie ignorując. Rano znowu poszliśmy nad rzeczkę, kot cały czas chodził wzdłuż wysokiego brzegu i rozpaczliwie miałkał nie mogąc zejść do wody. Postanowiłem więc zrobić mały eksperyment i moja Najjaśniejsza napełniła miseczkę mlekiem, takim normalnym łaciatym, 3,2%, którą postawiłem obok wody i miski z chrupkami. I wyobraźcie sobie, że pierwsza przypięła się do tego mleka moja kocica, która nigdy mleka pić nie chciała! Wypiła połowę zawartości i kiedy pojawił się Benek, ta druga połowa zniknęła momentalnie w kocie. Zassał je , jak jakiś odkurzacz. Przed południem udało mi się na moment złapać w obiektyw moją panienkę i chyba już nowego kolegę. Teraz Benek siedzi sobie na drewienkach i wygrzewa się w słońcu, które wreszcie dzisiaj świeci na bezchmurnym niebie, a do mnie przyszła Kićka i po dwóch próbach zajęcia miejsca przede mną na biurku, wybrała jednak fotel przy drugim. I tak sobie siedziała: ale tylko przez chwilę, bo jednak zdecydowała się na biurko, przy którym siedzę. I tak zajęła miejsce: Teraz wszyscy czekamy wiosny i oby wreszcie na stałe przyszła. PS. Patrząc na tę tapetę z mojego monitora, do głowy by mi nie przyszło, że ten SE5A wisi już tak długo, a jeszcze ani razu samodzielnie nie latał... Smutek.
  3. Znowu- nie, nie Jarku. Cokolwiek bym nie odpalił, ten kotek swoje już przeszedł i różne odkurzacze, pralki, miksery i inne takie, nie są mu obce. Poza tym, sorry, ale niczego nie zamierzam odpalać, bo nie ma czego. Wiertareczkę już zna. Szlifierkę boczną z Lidla także. Kompresora nie miałem potrzeby włączać, a tokarka furczy bardzo miarowo i dosyć cicho. Kotek jest w pełni udomowiony i w tym tkwi m.in. jego niepowtarzalny urok. I ten areszt zwykły, taki ogólny, wcale mu nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Przy 1 oC był bardzo "na rękę". Tę kocią oczywiście... :-)
  4. Jeszcze kilka fotek z dnia dzisiejszego, bo obrazują osobowość kota. Chodził dookoła mnie i szukał jakiegoś odpowiadającego mu miejsca. W końcu znalazł takie , na wprost mojej facjaty. Posprawdzał, czy da się na tym leżeć, dało się więc uderzył w drzemkę, wystawił koniec języka i rozmruczał się , jak młody traktor. To zachowanie odkładnie obrazuje moje wcześniejsze twierdzenie, że ten kot od maleńkości mieszkał w jakimś mieszkaniu blokowym , gdzie przestał się bać "dziwnych dźwięków " , /wierciłem dzisiaj moją DDR-wską wiertarką, która dosyć głośno chodzi, siedział obok i nic go to nie ruszało/, dawano mu chyba do picia mleko, bo woda w miseczce zupełnie go nie interesuje /wielki błąd, bo krowie mleko absolutnie nie jest dla kota/, ale najlepsze było dalej: Na tej desce i tych klamotach nie było mu jednak zbyt wygodnie i tak długo koło mnie chodził miaucząc na różne sposoby, że w końcu udostępniłem mu swoje krzesło, a samemu przesiadłem się na taboret, zydlem inaczej zwanym. W końcu znudziło mi się to dziubanie przy łódce i przeniosłem się do biura, aby ogarnąć trochę papierzyska. Kot natychmiast był za mną i oczywiście na biurku: I kiedy tak chwilę posiedział na tych moich papierzyskach, w końcu samemu przemieścił się na moje kolana i było by całkiem fajnie, gdyby nie zobaczył kursora na ekranie. No, super mucha !!! Zaczęło się łapanie tej "muchy" , a ja próbowałem delikatnie znowu umieścić go na kolanach. Na to kot zaczął się głośno niecierpliwić i gryźć mnie delikatnie w rękę. Czyli typowy , wolny kot. Robię wyłącznie to, co zechcę. A to gryzienie, to wyuczona forma obrony przed noszeniem go przez jakieś dziecko, czy dzieci. Tak sobie siedział na kolanach, z własnego wyboru. Teraz śpi na fotelu przy drugim biurku, a ja idę pomieszkać, jak to w niedzielę by wypadało. I cały wczorajszy magazyn z wiadomej, plującej jadem gazety, wypadało by poczytać. Wywiad z prof. Hołówką już przeczytałem. Przemądra kobita! No to nara...
  5. A więc obiecana fotka z wczoraj: i już jest wiadomym , do czego służą te tygrysie paseczki. Moja Najpierwsza pewnie także dla tych paseczków zaakceptowała Benka, bo zawsze tylko takie koty się jej podobały i takiego "tygrysa" chciała mieć. To teraz ma 3 sztuki. Dzisiaj po spacerkach i kolejnym zapoznawaniu się z płynącą wodą w rzeczce /patrzyłem i myślałem , że lada moment spadnie ze stromego brzegu do wody/, zjadł kolejną saszetkę, a rano skończył zawartość puszki. No, trochę mu w tym pomógł Edek. Teraz wyczaił moment w mojej "modelarni", gdzie próbowałem znowu robić coś przy wykończaniu tej szwabskiej łódki i zajął, wg niego, należne mu miejsce: A ty stary dziadu , spieprzaj "na drzewo". Fajnie, tylko, że ja nie mam takich krogulczych paznokci. Przynajmniej na razie...
  6. Być może,oprócz Łukasza, ktoś jeszcze jest zainteresowany historią Benka, to i słów kilka z dnia dzisiejszego. Rano otworzyłem puszkę drobiową i pan B. /tak specjalnie, bo dzisiaj zasłużył na areszt prokuratorski/ posilił się "do oporu". Następnie udaliśmy się obaj, plus towarzystwo Edziora, na pole, zwane okazjonalnie "lotniskiem", na którego końcu pan B. zapoznał się z graciarstwem tam się znajdującym, a w szczególności z tyczkami do hodowli fasoli, czyli "Jaśka", przez Jaśka M. uprawianej. Dowodowa fotka ew. jutro, jeśli kogoś to interesuje. Pan Edzior i pan B. zostali na miejscu, nie dali się nakłonić na wspólny powrót i w związku z tym samotnie wróciłem w stałe miejsce pobytu. Po jakimś czasie obaj panowie wrócili z tej krajoznawczej wycieczki, a następnie pan B. najnormalniej zniknął, jakby go nigdy nie było. I w tym zniknięciu pozostał do ok. 16-tej, kiedy to pani sąsiadka, właścicielka "imbecyla", zadzwoniła do furtki z pytaniem do mojej JP!1, czy to nasz kot? Najpierwsza odparła, że to nasz, od kilku dni, i sąsiadka przemieściła go za furtkę na naszą stronę. W tym czasie ja dostałem "cynk" telefonem o zdarzeniu /mówiąc brzydko - pieprzyłem się z tą łódką łatwo zatapialną/ i po chwili pan B. już znajdował się w areszcie /takim zwykłym, nie wydobywczym/, gdzie dostał kolejną porcję puszki, którą skonsumował tak, jakby mu się to, po prostu, należało. I tyle na dzisiaj tego przesłuchania, co potwierdzam własnoręcznym podpisem.
  7. Ja tam bzykać absolutnie bym mu nie bronił, wręcz bym go zachęcał do tej miłej czynności, ale prawda jest taka, że jak już będzie zdolny do bzykania, to i w ruch pójdą gruczoły, które przy zaznaczaniu "swego" terenu dają bardzo charakterystyczny i trudny do usunięcia zapaszek. Taki, typowo koci. I wtedy pozostaje wybór: albo mamy kota-bzykanta chodzącego gdzie tylko jakaś panienka ładnie pachnie, albo mamy kocura bez jaj, ale za to wiernego "byka", który swego pana na krok nie opuszcza. Vide mój Edzior, który chodzi za mną, jak ten pies i do mego loża też jest najpierwszy. Tak to wesoło jest z tymi kotami, ale to lubię i tyle. Każdy coś lubi....
  8. Pewnie Andrzeju powiedziała to Łukaszowi pani weterynarka ,do której to udał się z kotem do Katowic celem odrobaczenia biedaka. Dostał książeczkę i stosowny wpis w tejże. Na tej książeczce napisałem już flamastrem "Benek" aby mi się książki nie myliły i za 2 tygodnie mam się z nim zjawić u mojej weterynarki celem zaszczepienia "na wszystko", a jak mu jajeczka zejdą do torebki, to się zabieg ustawi. PS. Ten wpis powstawał zanim było o zaglądaniu w zęby i wizycie u doktorki, ale nie mogłem go od razu zamieścić.
  9. Łukaszu! specjalnie dla Ciebie kilka kolejnych fotek. Najpierw te z wczoraj, kiedy Benek został przez JP!1 wpuszczony do naszej chatynki /ponoć przez pomyłkę , bo niby wzięto go za Kićkę /: Od razu znalazł sobie właściwe miejsce po wcześniejszym dokładnym obwąchaniu całego parteru. I schody go zainteresowały: ale nie wybrał się do góry na zwiedzanie. Ma czas. A później zajął miejsce na fotelu Kićki i zaczął higienę miejsc intymnych: Rano z wielkim apetytem zjadł zawartość saszetki, a na obiad poprawił kolejną: Za każdym razem wyczyścił miskę do połysku i stwierdzam , że w tamtym domu, z którego go wyrzucono, Benek był głodzony i w sumie była z niego chudzina. Stąd też ta trochę sztywna i szorstka sierść i brak połysku. Ale się odkuje, jeśli tylko coś mu nie odbije i nie będzie szukał innego miejsca, lub jeśli podczas tych eskapad po okolicy nie przytrafi mu się jakieś nieszczęście. Na razie jest dobrze i oby tak dalej. Chyba też zaczyna mnie lubić /może za te saszetki? /, bo włazi mi na biurko i penetruje najbliższą mi okolicę. Tą fotkę posłałem mojej córci - fanatycznej kociary i w odpowiedzi zadała mi pytanie? "Czy on ma do ciebie jakieś pretensje?" Chyba nie ma , bo ON tak ma! Teraz śpi na plastikach, na których zrobiłem mu już jedną z pierwszych fotek. No to tyle tym razem.
  10. Super wiadomość Romanie. Będę się "czaił". Od kiedy ma to być?
  11. Nie, nie, Jarku! To było tylko moje bardzo pobożne /co mówi zatwardziały ateusz/ życzenie, które zupełnie się nie ziściło. Koty, na wszelkie możliwe sposoby domagały się wyjścia "out" i tak też musiało się stać. Zabawa wieczorna "we troje" trwała do prawie 19-tej po czym "młody” zaliczył pierwszą wizytę w "chacie" u JP I /Jaśnie Pani Najpierwszej/ - fotki jutro- i na tyle tego było. Teraz pośpiesznym , klasa pierwsza, został odstawiony do "stałego miejsca postoju na mapie", a reszta starszego koleżeństwa wybyła "na pole" w poszukiwaniu tego, co był, a go nie ma... I tak to się plecie Jarku. Co zaś się tyczy czasu spanka i okoliczności , w jakich się ono odbywa, to "siła" by o tym pisać i chyba zmilczę, bo znowu mógłby się z tego zrobić temat "czysto polityczny" , a wiesz dobrze, że o takich sprawach na forum modelarskimi absolutnie pisać nie wypada i nie zamierzam łamać takich zasad, które nie ja tu ustaliłem, ale które to ja właśnie notorycznie łamałem. Po prostu postanowiłem się do cna, do najgłębszej głębi mego jestestwa, poprawić i być przykładnym użytkownikiem. Tak mi dopomóż buk.
  12. No to jeszcze migawki a dnia dzisiejszego. Kiedyś niektórzy/nieliczni/ Koledzy jakoś dziwnie nawet ponoć lubili czytać te moje grafomańskie enuncjacje. Inni, wręcz przeciwnie i chwała IM za to!!! Teraz piszę o moim całkiem nowym kotku Benku i nawet najmniejszej aluzji do niczego nie zrobię, choć to ponoć HP i nikt nie ma obowiązku czegokolwiek tutaj czytać, a zwłaszcza moich wypocin, co już wyżej stwierdziłem. Ale póki co, kot nie zmienił na razie "miejsca stania na mapie" i tak to dzisiaj szło, tzn. kot szedł: Czujny i skupiony powrót znad "mojej" teraz rzeczki, gdzie tyle się dzieje... A to kury sąsiada się zlezą , gapią się i wydają zupełnie niezrozumiałe dźwięki, a to na akację czy kasztanowca można sobie wskoczyć, a to kretowisko obwąchać... A jak pies sąsiada /jeden z czterech/ zwany "imbecylem" zaszczeka, to w nogi i już lepiej. Dwa pozostałe z tych psów to "spaślak debilny" rodem z Holandii, drugi to "idiota" - kundel pomieszany kompletnie nie wiadomo czego z czym. Czwarta to suczka tej samej rasy co "spaślak debilny", ale szczupła, zgrabna i dla oka ładna /jaśniepaństwo z takimi psami jeździli na polowanie na lisa/. Takie to w trzech kolorach łaciate, z oklapłymi uszami i sympatycznymi mordkami. I zawzięcie hałaśliwe. Także rodowód ma holenderski i pewnie nawet prawdziwy. Dzisiaj przez "płoto-żywopłot" wypatrzyła Benka i dała głos, a on chyba pojął, że za tym płotem niebezpieczeństwa "na pęczki". A później we trójkę gonili się po ogrodzie i nawet Kićkę i Benka udało mi się przez moment złapać w obiektyw: I wzdłuż tego ogrodzenia, za którym tyle szczekającej hałastry: A później był obiadek w postaci saszetki /dzisiaj zrobiłem stosowny zapas w Macro / i bardzo smakowało: No i po kolejnych spacerkach i eksploracji terenu poszliśmy w kimonko: Pan Edzior na początku miał wiele do powiedzenia i wyrażał bardzo stanowczy protest, że jakiś obcy kot pozwolił sobie zająć krzesło w jego bliskości! Dostał lekkiego prztyczka w pałę i od razu pomogło. Teraz Benek czyni kompleksowe pucowanie futra i chyba tak już do rana sobie pokima. No to tyle. A łódka całkiem podwodna stoi zupełnym odłogiem...
  13. Kolejna spokojnie spędzona noc i w samotności, bo ma Jaśnie Pani zarządziła ewakuację starych bywalców do chaty, co w końcowym efekcie dało Edwardowi i Kićce noc "na polu", ale był to ich wybór i "na polu" też mają miejsce do spania, pod dachem, na drewienkach w drewutni. Rano za to dogrzewały się i odsypiały. Nakarmiłem Benka połową puszki, dopełnił chrupkami i wybrał się na dalsze zwiedzanie. Poszedłem za nim, czyniąc kolejne obserwacje i wnioski , jakie się z nich nasuwają, to m.in.: kot był od samej maleńkości trzymany wyłącznie w jakimś mieszkaniu w bloku i nigdy nie oglądał tyle przestrzeni wokół siebie, jak również nigdy nie dane mu było powskakiwać na różne drzewa. Kiedy zetknął się z wodą w kałuży, zupełnie nie wiedział, co to takiego, wszedł w nią i pewnie mocno się dziwił, otrzepując po kolei każdą z łapek. Udało mi się go złapać i doprowadzić na rączkach do posesji, ale całą powrotną drogę warczał na mnie i był bardzo niezadowolony z takiego ograniczania mu wolności. Był też moment , kiedy zaczęło go brać spanie po kolejnej porcji chrupek i wtedy znalazł sobie "doskonałe" miejsce na moim biurku: i chwila drzemki: Teraz znowu gdzieś sobie poszedł, ja w tzw. międzyczasie załatwiłem szczepienie Kićki, bo dawno minął termin kolejnej porcji i przy okazji pogadałem z panią lekarką o Benku. Stwierdziła, że skoro teraz poznaje świat i chodzi na te wycieczki po okolicy, to jest 50/50 % szans na to, że zostanie u mnie, albo wybierze inną "opcję". To jest kot, teraz całkowicie wolny kot i nikt mu nic nie narzuci. Zobaczymy, czas pokaże.
  14. Mały Benek już po zawartych znajomościach z Kićką i Edwardem. Co prawda zażyłość dosyć cierpka, ale żadnego dramatu nie ma. Tak się Beniu ma na zajętym Edkowym miejscu do spania: Wychodzi na to, że najbliższą noc wszyscy troje spędzą w jednym pomieszczeniu i wyłącznie w swoim towarzystwie. Za to moja najukochańsza stała się jakoś dziwnie mniej rozmowna... Mam nadzieję, że do wakacji jej przejdzie.
  15. Po dobrze spędzonej nocy /zero szkód, dorodna kupa w kuwecie/ Benek /bo tak mu już zostanie, a co? Całkiem fajne imię, szczególnie, że kiedyś miałem także Benkę/ z wielkim apetytem spałaszował zawartość saszetki i rozpoczął zwiedzanie "obejścia". Jest odważny, ale czujny i dokładnie wąchał wszystkie ślady moich i innych kotów. Tak sobie jadł: a tak zwiedzał sobie "chałupę": Teraz jest na zewnątrz i zawiera bliższą znajomość z Edziorem, który został stanowczo pouczony, że na tego małego kotka nie wolno mu buczeć. I chyba się już polubią.
  16. Mam nadzieję, że zawadzający mi na stole, ten całkiem podwodny model, zostanie ukończony do końca tego miesiąca i na wieki zniknie mi sprzed oczu. Na tę noc, drzwi do mej "modelarni" zostały zamknięte i nowy kotek w samotności , przez całą noc będzie się zapoznawał z pomieszczeniem, w którym noce /niektóre/ spędzają me dwa pozostałe koty. Bo pozostałe noce spędzają albo w mym łóżku, albo całkiem na wolności, czyli "na polu". Tak więc - dobrze będzie. :-)
  17. No i nastąpiło "samoczynne" rozmożenie się kotów. Kot dojechał i teraz przyzwyczaja się do nowego miejsca i odstresowuje zapoznanie sie z inwalidą Edkiem. Ten czuje się niepodzielnie panem na swoich włościach i każdego innego "wita" wyśpiewując kocie serenady. Mam nadzieję, że do nowego kota też przywyknie, jak i do niego przywykli jego poprzednicy. Jutro , kiedy będzie widno, będę obserwował rozwój akcji.
  18. A ja tego celowo nie oglądałem /po zapowiedzi Romana/ i mam święty spokój, czego całemu Koleżeństwu serdecznie życzę. Można i tak. A co mi tam? Wystarczy odrobina wyobraźni. Przeczytałem książkę pt. "Szofer". Ma wyobraźnia cały czas pracowała na najwyższych obrotach. I to jest najpiękniejsze w czytaniu książek. /wszelakich i najróżniejszych/. Polecam! Super odskocznia od klejenia czegokolwiek, a jeszcze przed ogrodowymi obowiązkami. Tak, czy inaczej... Wiosna idzie i chyba na nią zagłosuję. :-)
  19. Dokładnie taki sam, jak dwa moje, aktualne. Co za różńica - mogą być trzy. Dawaj go, do Krakówka to rzut beretem...
  20. MareX

    Nie tylko wino

    Właśnie degustuję. Chile white vine... Bardzo przyjazne dla mego ciała. I dla podniebienia także. A reszta? Gdybym miał kaskę, to byłbym prezesem. I nie taki obiekt bym sobie zbudował. Nie widzę powodów do podniety. Ale to ja mam już niestety nieco ułomny wzrok...
  21. MareX

    RC skydiving

    ST Siódemka też szybowała , teoretycznie doskonałość całe 0,4 . Przy postępowej 2 m/s jakby się ustawić dodatkowo z wiatrem to nawet lotnisko by w poprzek przeleciał . I z czym, czy z jakim to fachowcem , Wy Panowie dyskutujecie ? A czy ta TEORETYCZNA doskonałość , to faktycznie była 0,4 ? A może 0,5? Czy ten Pan wykonał jakikolwiek skok na tym "spadaku"? Czy kiedykolwiek ustawiał się pod wiatr, czy też lądował z wiatrem? Liczę na dokładny opis i fotkę z księgi skoków. Jeśli tak autorytatywnie i ze znawstwem materii się pisze, to najzwyklejsza przyzwoitość domaga się udokumentowania. Ciao...
  22. Coraz bliżej końca. Usterzenie poziome przednie, czy to "układ "kaczki" ? Usterzenie tylne, stery głębokości i stery kierunku, coś tak, jak w lotnictwie, Prawda? Pomalowane śruby pędne na właściwy kolor, czyli miedziany. Ostatnie trzy zeszyty i chyba faktycznie wkrótce będzie koniec. To dobranoc.
  23. Skończyłem naklejanie mosiężnych paseczków. I tyle.
  24. Gwoli wyjaśnienia: moja niezręczność wobec Pana Grzegorza, za którą Go przepraszałem , nie ma absolutnie nic wspólnego z moim wielkim"cwaniactwem" zademonstrowanym jakiś czas temu tutaj na forum, jak również całokształtem mojego "politycznego podżegactwo". Mam nadzieję, że po tych przeprosinach moje relacje z Panem Grzegorzem będą nadal poprawne.
  25. Wczoraj i dzisiaj oklejałem tak powoli, cienkimi paseczkami z mosiądzu coś na lewej burcie co nazywa się "zbiornik siodłowy". A powoli dlatego, że zalecali przyklejać to wszystko klejem CA i stwierdzam, że mimo stosowania przyśpieszacza, jest to najbardziej /jak dla mnie/ niewdzięczny rodzaj kleju. Klejone miejsca się rozmazują, klej wcale błyskawicznie nie wiąże, a moje palce... Szkoda gadać! Raz tak mi się skleiły, że myślałem, że już ich nie rozdzielę. Zacząłem eksperymenty z różnymi rodzajami rozpuszczalników i nic tego cholerstwa nie bierze. Gdyby nie to, że miałem tak z przypadku, jeden sprayowy rozpuszczalnik acetonowy, to miałbym duży problem. Jedynie ten rozcieńczalnik po dłuższym czasie rozpuszcza taki klej CA. Może znacie coś lepszego do mycia paluszków? Tak to się ma w tej chwili i jeszcze wiele takich paseczków przede mną: PS. Przypięto mi łatkę "forumowego prowokatora politycznego" oraz wyjątkowego "cwaniaka", może całkiem słusznie? Takiej ewentualności nie wykluczam, ale w związku z tym chciałbym uprzedzić Szanownych Kolegów, że od dzisiaj moje następne posty /jeśli w ogóle będą/, będę maksymalnie ograniczał i sprowadzał je do prostych stwierdzeń typu: "przykleiłem listewkę", "pomalowałem to czy tamto", kupiłem serwo, itp. Tak, jak to jest mile i dobrze tu widziane, przynajmniej przez część "grona moderatorskiego". Poza tym , najprawdopodobniej, przestane także być moderatorem, bo ponoć się do tej roli kompletnie nie nadaję i także może jest to całkiem trafna ocena roli, jaką próbowałem tu pełnić. Nie mnie to jednak oceniać i będzie, jak będzie, bo jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było. Reasumując - wesołe jest życie staruszka...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.