Skocz do zawartości

Patryk Sokol

Modelarz
  • Postów

    3 200
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    77

Odpowiedzi opublikowane przez Patryk Sokol

  1. Albo kładziesz dwustronnie, albo wcale, laminat jednostronny tylko ważyć będzie ;)

    Jeśli umiesz zrobić to lekko to polecam pokusić się o laminowanie tak części stałej, jak i sterowej, mi w Sky-E stery często flatterowały zanim się nie dorobiły tkaniny (inna sprawa, że najczęściej przy dynamic soaringu, ale w locie na płaskim też się zdarzało).

  2. Czołgiem Panowie ;)

     

    Dziś popatrzyłem na swojego Multiplexa Cockpita SX, który dumnie pręży drążki na półce, podpięty do ładowania i pomyślałem, że jak mam tą aparaturę już lat 5, to powinienem być kompetentny do napisania jakiejś recenzji ;) .

     

     

    Przede wszystkim trzeba zacząć od tego,ze Cockpita SX kupiłem do DLG. Oprócz niego posiadam również pulpitową aparaturę, która była na tyle ciężka, że wybitnie utrudniała mi wyrzut.

    Niemniej odkąd kupiłem Cockpita, tamten pulpit nigdy nie wyszedł już ze swojej walizki :)

     

    Przejdźmy do rzeczy i powiedzmy czemu:

    1.) Ergonomia:

    To jest powód dla którego kupiłem ten nadajnik. Nie ukrywajmy w większości klas waga i wielkość ma stosunkowo małe znaczenie, jednak przy DLG miała duże. Do tego dochodzi jeszcze bardzo pewny chwyt nadajnika.

    No i to tyle z mniej istotnych rzeczy o ergonomii dla większości, skupmy się na rzeczach istotniejszych.

    Przede wszystkim aparatura ma genialnie przemyślany układ przełączników i suwaków, nie ma już mowy o jakimkolwiek odrywaniu palców z drążków. Oba suwaki są umiejscowione pod lewym i palcem wskazującym, a każdy z przełączników można dostać bez problemu tymi samymi palcami. Jaki daje to nam efekt?

    Można całkowicie płynnie operować klapami, bądź hamulcem (u mnie raczej silnikiem, o tym później) i robić to naprawdę precyzyjnie. Do latania na klapach na pstryczku już bym wrócić nie umiał, bo by mi czegoś brakowało ;)

     

    2.) Mechanika

    Przede wszystkim od strony mechanicznej czepić nie mogę sie absolutnie niczego.

    Mimo intensywnego katowania przez te lata nic się nie dorobiło luzów, suwaki chodzą wciąż idealnie płynnie, a środek suwaków wciąż ma wyczuwalny opór (takie kliknięcie w środku zakresu), potencjometry drążków nie szumią, nie gubią neutrum (poprzednie aparatury jakie miałem miały takie tendencje po takich okresach, ale kupowałem używane, więc się nie wypowiem, bo nie wiem jak traktowane były). Ba nawet normalna długa antena na 35MHz wciąż żyje i jest w dobrym stanie, a przecież latałem głównie DLG.

     

    Ciekawą sprawą jest również podejście producenta do otwierania aparatury. Otóż nie to, że nie traci się gwarancji po czymś takim, producent sam dostarcza torxa, który ma swoje miejsce w obudowie, żeby móc sobie porozkręcać jeśli najdzie ochota.

    Ba nawet na płycie głównej nie ma plomb gwarancyjnych i można ją śmiało zdejmować (i tak robi się to tym samym kluczem).

    Może ta możliwość rozkręcania, to nie wydaje się niczym wielkim, jednak po wspomnianym wpadnięciu aparatury w piasek (zdarza mi się latać na plaży), gdybym miał czyścić jakąkolwiek swoją poprzednią aparaturę z piasku w drążkach to bym się chyba pociął. A tutaj szybciutko i bezboleśnie.

    Co ciekawe w aparaturze można zmienić mode bez rozkręcania, takoż samo można zmieniać napięcie sprężyn centrujących drążek, wybrać między terkotką, a gładkim oporem, oraz regulować nacisk terkotki/gładkiej blaszki (co się czasem przydaje, choć nie ukrywajmy najczęściej robi się to tylko raz).

    Jest więc naprawdę bardzo dobrze.

     

    3.) Wygląd.

    Tym się lata, nie ogląda, nie obchodzi mnie jak wygląda :P

     

    4.) Strona elektryczna.

    Też nie można się przyczepić. Nic nie gubi połączeń, wszystko działa sprawnie, nie miałem nigdy żadnej awarii.

    Ciekawostką jest dołączony fabrycznie do nadajnika pakiet. Jest to 6 cell Ni-MH o pojemności 1800mAh, a że 6 cell to łatwo się wymieni na Li-Polka, samo napięcie alarmu też można ustawić.

    Jest tylko jeden kłopot.

    Pakiet który dostałem wraz z nadajnikiem wciąż trzyma bardzo długo.

    Nie pytajcie o konkrety, bo nie znam (zapominam resetować timer :mellow: ), ale dwa dni latania bez ładowania mam.

     

    5.) Programowanie

    Nie ukrywajmy ten nadajnik nie ma wielkich możliwości, ale te co mamy są naprawdę dla mnei wystarczające.

    Odnoszę wrażenie, że nadajnik wręcz powstał do szybowców posiadających 4 serwa w skrzydłach i ewentualnie silnik.

    Mode można, wybrac całkiem dowolnie, do wyboru jest 8 różnych.

    Dlaczego 8?

    Bo oprócz klasycznych wariacji na temat różnego ustawienia drążków, dochodzi jeszcze wersja każdego mode z hamulcem na drążku gazu, co jest według mnie niezbędne (no bo wybaczcie, ale wywalanie butterfly'a na przełączniku jest subtelne jak hamowanie roweru wkładając mu kij w szprychy). W większości nadajników trzeba się nakombinować, a tu to kwestia jednego kliknięcia.

    Co do samego przemyślenia programowania to jest to rewelacja po prostu.

    Zaprogramowania motoszybowca z dwoma serwami na klapach, dwoma na lotkach zajmuje mi maksymalnie 20min, włączając takie bzdurki jak klapy podążające w stosunku 1:2 do lotek, kompenasacja butterfly'a, wraz z offsetem, dual rate'y etc.

    W dodatku programowanie za pomocą jednego wciskanego kółka pozwala na bardzo fajną rzecz, tzn jeśli regulujemy kompensację klap, to ustawiamy na ten mikser i w locie na bieżąco korygujemy jego wartość. Proste, wygodne i nie trzeba odrywać wzroku od modelu.

    Ogólnie sam sposób programowania jest absolutnie rewelacyjny i póki nie chcemy wymagać nic ponad te wspomniane wcześniej szybowce to robi się to prosto, błyskawicznie i skutecznie.

    Mogę powiedzieć, że nigdy nawet nie otworzyłem instrukcji do tej aparatury, na tyle jest to proste i intuicyjne.

     

    6.) Wady

    I tu jest troszkę kłopot, bo jak na razie sama pieśn pochwalna mi wychodzi, ale wady są zawsze przecież.

    Przede wszystkim denerwuje mnie, że nie da się wyciągnąć pakietu bez rozkręcania nadajnika.

    Kolejną wadą jest jednak mała ilość kanałów, chcialoby się czasem np podczepić aparat do motoszybowca.

    I to chyba tyle.

     

     

    Podsumowując.

    Ten nadjaniki to moje największe modelarskie zaskoczenie, bo kupiłem go tylko w jednym celu, do DLG, a do większych szybowców miał zostać pulpit. Okazało się, że Cockpit jest tak genialnie przemyślaną aparaturą, że biorać pod uwagę, ze zajmuję się głównie szybowcami i głównie termicznymi (nie makietami) to starczy mi jeszcze na długo.

    Komu mogę polecić?

    Przede wszystkim latającym F3K, F3J, F3F etc. pełen zestaw miksów, żeby oprogramować te modele i genialna wygoda w użytkowaniu.

    Mogę też polecić początkującym szukającym pierwszej aparatury, starczy na bardzo, bardzo długo, a nie jest szczególnie droga.

     

     

     

    ps. Wciąż używam tej aparatury na 35MHz. Powód?

    Nie widzę żadnego powodu do zmiany, nigdy żadne zakłócenie mi się nie zdarzyło, a latałem już ekstremalnie wysoko.

  3. Tylko widzisz Jurku, to co opisałeś ma niewiele wspólnego z jakimiś skomplikowanymi obliczeniami ;)

    To normalny proces rozwoju konstrukcji, nazywanie tego w ten sposób to jak określenie obliczania obciążenia powierzchni nośnej jako zaawansowanej analitycznej metody przewidywania prędkości lotu ;)

     

    Wciąż jestem ciekaw czy to ma głębsze wyjaśnienie ;)

  4. Czołgiem Panowie ;)

     

    Ostatnio zainteresował mnie post kolegi Specyfika w wątku o Respect'cie:

     

    Przy projektowaniu Pike Precision wykorzystano aeroelastykę dzięki której obliczono właściwości aerosprężyste modelu.

    Dzięki temu można na etapie projektowym, odpowiednio zaprojektować strukturę płatowca, konkretniej skrzydeł i ich pracy pod wpływem P i G i V, w zakresach Vmin - Vmax modelu i w zakresach jego masy min- max.

    Obliczenia tego typu stosuje sie przy projektach dużych - nie modeli.

    Oczywiście nie mam zamiaru podważać tutaj Pike'a jako czołowego modelu F3J, jego klasę potwierdzają zawody.

    Zastanawia mnie nie tyle sama istota obliczeń aeroelastycznych, bo ten temat jest mi dosyć znany.

    Zastanawia mnie sposób ich wykorzystania w praktyce.

    Pytanie brzmi jak, wykonać optymalną konstrukcję w rzeczywistości.

    W dużym lotnictwie jest to stosunkowo proste, bo warstwy laminatu są grube, więc i jest z czego stopniować, można zmieniać ilość warstw i j est generalnie z czego zmieniać.

    W modelarstwie mamy inaczej, nawet tkanina rzędu 36g/m^2 jest już stosunkowo gruba, jeśli zamierzamy aż tak płynnie stopniować grubość laminatu zależnie od położenia konkretnego miejsca w konstrukcji.

    Oczywiście można by się pobawić w wyciąganie co drugiego włókienka z tkaniny, ale to jest niewykonalne przy szerszej produkcji ;)

    Innymi słowy jestem zdania, że całe obliczenia aeroelastyczne sprowadziły się do policzenia jak stopniować dźwigar (bo to akurat stopniować się da stosunkowo prosto), a nie ma mowy o jakichś super wymyślnych rozłożeniach warstw po obu stronach przekładki.

     

    Moja diagnoza jest taka, że to ładne stwierdzenie marketingowe, a niekoniecznie zgodne z prawdą ;)

    Niemniej ciekaw jestem Waszych opinii :)

  5. To co podałeś w linku jest dokładnie tym co opisywałem wcześniej, tylko rozróżnia momenty od ustrzeżenia i od skrzydła i ma dokładnie takie same znaczenie dla Marka jak napisałem (i swoją drogą dodatni moment tutaj też oznacza pochylanie nosa do góry).

    Kiedy latawiec zmniejsza kat natarcia robi dokładnie to samo co skrzydło, czyli przyśpiesza, wyprzedzając użytkownika.

    Jeśli szukasz profilu który na zmniejszenie kąta natarcia będzie reagował momentalnym wzrostem momentu to prawdopodobnie znajdziesz dokładnie żaden.

     

    Jestem zdania, że siłe od linek można (a nawet trzeba) rozpatrywać właśnie jak środek ciężkości.

     

    A jako, że mam troszkę więcej czasu (chwalmy piątek), to pokaże czego szukać i dlaczego.

    Przede wszystkim większość profili modelarskich określana jako samostateczna to tak naprawdę profile z Cm ~= 0, nie zaś typowe profile z dodatnim Cm na całym zakresie kątów natarcia. Stosując te profile do Planków równoważy się to za pomocą lekkiego uniesienia lotek do góry (w sumie jeszcze nie spotkałem planka latającego bez minimalnie uniesionych lotek).

    Tak naprawdę na czym nam zależy to dodatnie Cm w całym zakresie, jak np tutaj:

    Dołączona grafika

    Czerwony wykres jest to standardowy Mh-104, który w modelarstwie byłby uznany za profil samostateczny.

    W rzeczywistości jednak jest to profil do turbin wiatrowych, a jego dążący w większości przypadków do zera moment pochylający ma za zadanie zminimalizować obciążenia skrętne na łopacie.

    Niemniej jest to fajny profil, bo wchodzi na bardzo wysokie Cz, i jest grubiutki, więc pasuje da założenia.

    Z samym momentem też można sobie prosto poradzić, ot jak ja na czarnym wykresie. Na 35% cięciwy licząc od spływu dodałem klapę wychylona na 4st w górę (ciekawostka - odwrotnie jak z momentem to jest wychylenie na -4st).

    Oczywiście takie zabawy nie pozostają bez wpływu na maksymalny współczynnik siły nośnej, ale spadek jej jest minimalny, więc można to pominąć ;)

     

    I właśnie tego typu wykresów polecam Ci szukać, jeśli Cm jest na całym zakresie dodatni, to będzie dobrze.

    Podejrzewam, że trochę można by tu ugrać stosując nie ugięcie w punkcie, a płynne ugięcie profilu, jeśli nie znajdziesz nic o tak zadanych własnościach to mogę nad tym MH-104 popracować nieco ;)

  6. To znaczy co nie tak działa?

     

     

    Ciągnięcie profilu do przeciągnięcia, to stwierdzenia gwarantuje pewny chaos w zrozumieniu i jest zwyczajnie błędne.

     

    A to już zależy od przyjętej konwencji bywa i tak i tak - polecam Stafieja.

     

    Czy możesz dla mnie to sprawdzić?

    Czytałem Stafieja już dawno, teraz czytuję zachodnie prace i tam zawsze, dodatni Cm oznacza moment pochylający do góry.

    Niemniej, gdy używamy programu do symulacji z USA (XFoil) to wypada radzić pytającemu zgodnie z oznaczeniami XFoila, prawda?

    Inaczej zgoła na odwrót wyjdzie.

     

     

    Masz rację - napisałem nieprecyzyjnie, miałem na myśli tendencję, a nie efekt końcowy.

    Dalej skupiłeś się nad wpływem prędkości lotu na moment podczas gdy wklejone wykresy pokazują zależność Cm od kąta natarcia.

     

    Te wykresy pokazują więcej niż Ci się wydaje ;-)

    Przede wszystkim kątem natarcia ściśle regulujemy prędkość, gdyż podstawowym warunkiem lotu ustalonego, jest równowaga siły nośnej i ciężaru, a że siła nośna zależy bardzo dokładnie od kąta natarcia, to zakładając, że wpływ liczb Reynolds nie będzie duży (a na sam moment pochylający duży być nie powinien) to można śmiało tak się odnosić.

    Zresztą wcześniej zaznaczyłem, że taki skrót zastosuje.

    Inna sprawa, że przy tych profilach jest to wybitnie wygodne, gdyż mają Cm praktycznie niezmienne w funkcji kąta natarcia

  7. Guzik prawda to nie tak działa.

    Polecam:

    http://www.xflr5.com/docs/XFLR5_and_Stability_analysis.pdf

     

     

    A w dużym skrócie dla tych co nie chce się kopać z pdfem.

    Współczynnik momentu pochylającego służy nam do policzenia jaki moment pochylający nos modelu generuje skrzydło dla danego kąta natarcia (a więc w domyśle dla danej siły nośnej) i danej prędkości. (Dokładny wzór: Dołączona grafika , gdzie M - to moment, Cm - wspolczynnik momentu, S - powierzchnia płata, c - cięciwa i q - ciśnienie dynamiczne (dla naszych celów można to zredukować do prędkości))

    Przede wszystkim dodatni moment pochylający to moment skręcający nos w górę!

    Druga sprawa:

    To nie jest tak, że profil będzie dążył wprost do przeciągnięcia, jakby tak było to wszelkie planki by teraz zrobiły pętelkę z wrażenia i liściem na ziemię opadły ;-)

    Cała rzecz, polega na tym, że oprócz momentu pochylającego od profilu (rozpatrujmy tu sytuację dla latającego skrzydła) mamy jeszcze jeden istotny parametr, czyli środek ciężkości! Środek ciężkości generuje własny moment wynikający z przemnożenia ciężaru przez ramie powstałe przez odległość od środka parcia skrzydła do środka ciężkości.

    Popatrzmy teraz co się dzieje, mamy dwa momenty, jeden stały, niezależny od prędkości (ten od ciężaru), oraz moment aerodynamiczny zależny od prędkości.

    Gdy model przyśpiesza, to chętniej chce zarwać nos do góry, co powoduje wzrost kąta natarcia, a więc siły nośnej i znowu model zwalnia. I prawdopodobnie po paru wahnięciach ustali się równowaga.

    Z kolei rozpatrywanie samego profilu jako czegoś co zadziera nie ma sensu...

     

    Jak się to ma do latawca?

    Cóż nie mam praktyki, mogę tylko jedynie przewidywać, że punkt w którym wypada wypadkowa siła wszystkich linek robi za nas środek ciężkości, reszta zaś podobnie jak w skrzydle.

    Niemniej proponuje szukać profilu który na całym zakresie kątów natarcia będzie miał dodatni moment pochylający, tak naprawdę z tych co podałeś nic samostateczne nie jest.

    Możesz też poeksperymentować z modyfikowaniem profili przesz robienie klapy do góry w części spływowej, to wybitnie zwiększa moment pochylający.

     

     

     

    ps. A jak się ma to do samolotów ogoniastych?

    Cóż zasadniczo to bardzo prosto, tylko za moment pochylający robi nam ogonek.

  8. Panowie, nie ma cudów w warunkach wyrzutu mam tak wysokie Re i niskie Cz, że faktycznie opływ jest doklejonej na całej długości.

    Czyli skrzydełko wszędzie musi być ładne ;)

     

    A ptaków może nie tykajmy, bo to ciężka sprawa.

    Choć jak ktoś widział gdzieś jakąś ładną pracę, gdzie badano więcej aerodynamikę ptaków, to chętnie rzucę okiem ;)

  9. Panowie, wybaczcie, ale uważam, że podejście pt. "wrzuć w motocalca i patrz co wyjdzie" jest niezbyt właściwe.

    Znaczy jest już skuteczne, ale takie dobieranie bez zrozumienia co się robi uważam za mocno nieeleganckie.

     

    A, że mam chwilkę czasu to postaram się wyjaśnić co robi śmigło, bez wchodzenia we wzorki (a jak ktoś chce wzorki, to niech da znać, tylko że będzie musiał poczekać aż będę miał więcej czasu) :)

    Otóż moc włożona w smigło przeklada się na dwie rzeczy: ciąg i prędkość strumienia zaśmigłowego.

    O ciągu wszyscy rozmawiają, model który ma ciąg dwa razy większy, jak masa latać musi (wg. powszechnej opinii, oczywiście), strumień zaśmiglowy, zaś to coś mnie uchwytnego, bo że po ręce wieje i w chwili wyrzutu zimno się robi to każdy wie, ale tylko tyle tak naprawde.

     

    Sprawa jest tutaj bardziej złożona.

    Otóż gdy model stoi na ziemii i kręci śmigłem to generuje ciąg F przy jakiejś tam prędkości strumeinia zaśmigłowego.

    Ciekawiej zaczyna się robić gdy model zaczyna się poruszać względem powietrza to ciąg spada sukcesywnie, aż przy pewnej prędkości osiągnie zero.

    I jaka jest to prędkość?

    Oczywiście prędkość strumienia zaśmigłowego :)

     

    Co robi zaś model przy rozpędzaniu?

    Model przy rozpędzaniu stawia opór oczywiście (w przybliżeniu rośnie on w kwadracie względem prędkości)

    W efekcie mamy trzy zmienne ciąg, opór i prędkośc.

    I równowaga nam się ustali gdy model osiągnie taką prędkość, że jego opór (który wzrasta z prędkością) zrówna się ciągowi śmigła (ktory spada wraz z prędkością, aż do osiągniecia prędkości strumienia, wtedy jest równy zero).

    I to cała filozofia, choć z racji ilości zmiennych konia z rzędem temu kto to policzy "z palca"

     

    I w tych prostych regułkach kryje sie cała wiedza o śmigle którą modelarz znać musi.

    To np. daje odpowiedź czemu niejednokrotnie modele na dużym śmigle mimo wielkeigo ciągu latają bardzo niemrawo, na dużych kątach natarcia, a po zmniejszeniu śmigła i zwiększeniu skoku mimo, że na ziemii jakby ciągnęlo mniej model dostaje kopa.

     

    Choć z pewnym żalem musze przyznać, że teraz to działa nieco inaczej.

    W modele pakuje się tak mocne zestawy napędowe, że dobór śmigła jest mniej istotne, wszystko załatwia brutalna moc ;)

    Ale nie ukrywajmy, bardziej elegancko jest śrubę odkręcić, niż urwać jej młotkiem łeb :)

    • Lubię to 1
  10. Swift to jeden z najpiękniejszych szybowców jakie powstały IMO (gdzieś obok Diany-2, Foxa i Kobuza ;) ), więc i model jest przeuroczy.

     

    Według mnie jednak Swift jeszcze więcej zyskuje na uroku gdy się dowiemy jak powstał i jakie ryzyko bło podejmowane, aby go stworzyć:

     

    http://www.smil.org.pl/ptl/wyklady/szybowce.pdf

     

    Miłego czytania, przepiękna historia o tym jak pasją można wygrać z konkurencją :)

  11. Nie tłumacz się naprawdę obrałeś bardzo dobrą drogę nauki laminowania, bo robienie od razu wielkiego modelu F3F na początek to byłaby czysta strata czasu, bo konstrukcja wielka, droga etc.

    A, że niektórzy mają problemy z nazwaniem mniejszych modeli zboczówkami, to ich problem, nie przejmuj się ;)

     

     

    A co do spraw technicznych, to bardzo ładnie Ci te skrzydła wychodzą, ale mogę Cię zapytać jak się pasków pozbyłeś?

    Mam na to swoją metodę, ale nie chce nic sugerować ;)

     

    Druga sprawa to jeśli chcesz to pomierz swoją formę na stateczniki i daj znać jakie ma wymiary.

    Zostało mi sporo ścinków Herexu i jak tylko są one na tyle duże, że wyjdzie z nich statecznik to Ci je podeślę, mi i tak tylko zawadzają.

  12. polecam Spina od Blejzyka ( www.blejzyk.pl )

    mam jednego i sluzy mi do latania na zboczu w kazdych warunkach (choc na bardzo mocny wiatr i do dynamic soaringu dostaje 200g olowiu).

     

    cenowo wypada lepiej niz AH i jest na bardzo szybkim profilu, swietna sprawa.

    choc jesli ma byc do plecaka to polecam pogadac z producentem o zrobieniu dzielonego plata.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.