Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


mr.jaro
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Godzinę temu, jarek996 napisał:

Marcin; tym razem BEZ pieluchy 😉

 

:)  Jestem z Ciebie dumny ;)  :) 

Fajna wyprawa, pogratulować widoków, żarełka, piwka i towarzystwa :) 

Ja w ostatnią niedzielę pojeździłem po W-wie, pogoda była śliczna, zachęcała do "rowerowania" jak to niektórzy mówią (swoją drogą odlotowa nazwa ;) ) , więc napiłem się mrożonej kawki (pozdrawiam Panów sprzedających kawkę z kawiarki nomen omen rowerowej przy Agrykoli, gdzie często goszczę jeżdżąc) i wyskoczyłem sobie nad Zegrze i przez nieco ponad pół dnia padło 94 km. I niby jeszcze upałów nie ma, ale jeden bidon to jednak za mało.

Już zakupiłem drugi i w piątek zainstaluję koszyk by być przygotowanym na kolejne eskapady.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja oczywiscie poza wyjazdami, ciagle walcze na szosie. Wczoraj np. (niestety sam) pyknalem 116 km. 

Nie pamietam czy sie juz tlumaczylem, ale mojej corocznej wyprawy Swinoujscie-Lagow Lubuski nie odbylem, gdyz w weekend w ktory mialem jechac byla BARDZO niesprzyjajaca pogoda. Przerzuce to na inny termin.

W zamian odbylem fajna wycieczke (z kolega) po  moim Skåne. Pojechalismy pociagiem do Hässleholm i tam zaczelismy przygode. Niby niedaleko od Malmö, a klimaty juz zupelnie inne. WIekszosc szutrami, choc zdarzaly sie odcinki asfaltowe. Wyszlo 183 km i ponad 1000m w pionie

 

 

 

 

IMG_5363.JPG

IMG_5320.JPG

IMG_5321.JPG

IMG_5325.JPG

IMG_5331.JPG

IMG_5355.JPG

IMG_5343.JPG

IMG_5349.JPG

IMG_5359.JPG

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i stalo sie! Na moja doroczna wyprawe do Lagowa ruszam jutro rano ze Swinoujscia. Zanalazlem piekne okienko pogodowe (w niedziele ma byc tam 30 stopni). Dzisiaj wieczorem prom do Swinoujscia i jutro start okolo 6.30. Mam tym razem do przejechania okolo 271 km. W piatek sobie  odpoczne, a w sobote po poludniu (15-16) rusze w strone Morynia (122 km). Tam sie przespie, w niedziele rano zlapie pociag do Szczecina i okolo godz 12.30 rusze rowerem dookola (prawa strona) Zalewu Szczecinskiego. W Stepnicy mam sie spotkac z kolega (zjemy obiadek i walniemy po piwku) , ktory doplynie tam jachtem. Pozniej juz tylko do Swinoujscia i na wieczorny prom do Ystad. Bedzie 270 + 120 + 120 km. Oczywiscie fotki zamieszcze po wyprawie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj walnalem coroczna (choc troszke inna kazdego roku) traske Swinoujsie-Lagow. Wyszlo tym razem 276 km , w tym okolo 60 na brutalnych brukach i raczej szutrach i lasach. Bardzo malo asfaltu.  Pogoda ok , okolo 23 stopni i mocny zachodni wiatr (dla mnie boczny) . Srednia ( przez te bruki) to tylko 24 km/h (rok temu bylo ponad 26). Dzisiaj odpoczynek (choc nie taki lekki, bo wypilem chyba z 8 piw) , jutro 120 km do Morynia, a pojutrze 120 ze Szczecina do Swinoujscia.

IMG_5878.jpeg

IMG_5885.jpeg

IMG_5884.jpeg

 

IMG_5890.jpeg

IMG_5887.jpeg

IMG_5900.jpeg

IMG_5903.jpeg

IMG_5907.jpeg

IMG_5908.jpeg

IMG_5909.jpeg

IMG_5910.jpeg

IMG_5912.jpeg

IMG_5913.jpeg

IMG_5915.jpeg

IMG_5919.jpeg

IMG_5892.jpeg

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sobote pyknalem tylko 120, ale za to w temp. okolo 32 stopni. Powietrze stalo w miejscu, wiec gdy wyjezdzalem z zacienionego lasu, bylo to jak wjazd do pieca. Wiekszosc z tych 120 km to bruki, lesne sciezki i szutry + moze z 15 km asfaltu (ale takiego siodmej kolejnosci odsniezania). Jechalem kawalek wzdluz Odry (przed Kostrzynem), ale niestety sciezka idzie poza walem, tak ze rzeki (jadac) nie widac. Pozniej (za Kostrzynem) , troszke jakimis zapomnianymi przez swiat wsiami, ale klimaty bardzo fajne. Do Morynia dojechalem o 20.30, ale niestety mimo ze miasteczko lezy nad przepieknym i czystym (dziewiatym pod wzgledem glebokosci w Polsce) jeziorem, klimat lekko tragiczny, ZADNEJ otwartej knajpy, ZADNEGO baru, zeby strzelic browca. Katastrofa!!! Zero ruchu i lekko przygnebiajaca atmosfera. Zaopatrzylem sie wiec w "biedrze" w 5 czeskich piw i pojechalem w miejsce noclegu. Niestety Andrzej ( gospodarz i wlasciciel) piwa (i nic innego ) nie pija ( mowi , ze jak zacznie, to mu moze posmakowac 😉), wiec musialem obalic je sam. Dal mi kolacje (TZN odgrzal mi obiad), wiec najedzony przystapilem do osuszania zasobow. Towarzyszylo mi chyba 10 kotow (dwie kotki mialy mlode), dwa psy, do tego popiewal czasem kogut i gdakaly kury. Sielska atmosfera, wielki ogrod (czeresnie giganty). Po wypiciu pogadalismy jeszcze do 23 i poszedlem lulu. Obudzil mnie kogut i cisza. Spalem PRZEWSPANIALE! Pogadalismy jeszcze z ranca, wypilismy kawke i udalem sie  (5 km) na pociag do Szczecina. Na stacji spotkalem czterech kolesi na rowerach UKRAINA. Jezdza sobie z sakwami na kilkudniowe wyloty ze Szczecina. W Szczecinie ruszylem do mariny, gdzie kolega ma lodke. Pozniewaz mial plynac w dziewiczy rejs po prawie rocznym remoncie, spakowalem rower na poklad i poplynelismy do Lubczyny. Po drodze po 3 browarki, w Lubczynie rybka (paragon grozy 😆), pozniej jeszcze po jednym browarku (bylo ponad 30 stopni) i o 19.00 popedalowalem sciezka rowerowa (14 km) do Goleniowa. Tam wskoczylem w pociag do Swinoujscia i udalem sie na prom do domu. 

 

 

 

IMG_6105.JPG

IMG_6098.JPG

IMG_6071.JPG

IMG_6088.JPG

IMG_6091.JPG

IMG_6093.JPG

IMG_6094.JPG

IMG_6097.JPG

IMG_6106.JPG

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:) 

Ja ostatnio tylko po Wwie i okolicy. Na szybkie, a fajne wypady mam różne kombinacje Las Kabacki, Konstancin, wzdłuż Jeziorki i wzdłuż Wisły, albo dalej do Gass i Góry Kalwarii, albo na płn. do mostu południowego i dalej siekierkowskiego, albo wzdłuz bulwarów wiślanych. Dwa tygodnie temu wyskoczyłem nad Zegrze, fajna traska wzdłuż kanału Żerańskiego. Jak na szybko to robię 30-40 km, jak mam więcej czasu to więcej. Grunt że regularnie, kilka razy w tygodniu, czasem codziennie, dodatkowo wróciłem do biegania.

Dziś rower w serwisie, większy przegląd i wymiana łańcucha. 

Bez pieluszek ;) 

 

A tak swoją drogą, wiesz co to jest wing foil?

Pierwszy raz widzaiłem to z dwa lata temu, w tym roku zacząłem się uczyć, polecam, odlot kompletny, wrażenia niesamowite.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Viper napisał:

A tak swoją drogą, wiesz co to jest wing foil?

 

Ja , stary winsurfingowiec mialbym NIE wiedziec (na desce plywam od 89) ?

Niestety kite mnie nie wciagnal i to raczej tez mnie nie wciagnie. Jak jestem gdzies na wakacjach, to czasem wypozycze klasyczna deske z zaglem, zeby troszke sobie poszalec. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No patrz, ja na windsurfingu też pływam, trochę krócej od Ciebie co prawda. Kite podobnie mnie nie wciągnął, natomiast ten wingfoil jest niesamowity. To co mi psuło trochę to prawie metafizyczne doznanie jak suniesz w ślizgu nad falami na windsurfingu to ten łomot odbijającej się od fal deski. Na wingfoilu startujesz i jest cisza, tylko wiatr, a to wrażenie lotu niesamowite. A poza tym trochę mam skojarzenia ze snowboardem, a ja na desce jeżdżę od 30 kilku lat.

Jak będziesz miał okazję spróbuj, według mnie warto :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś w Wwie upał, na szczęście trochę podwiało, więc mnie wywiało nad Zegrze. Warunki do wingfoila znakomite. Ależ mi się to podoba, że też takich wynalazków nie było jak byłem młodszy. Pewnie tak jak Autor "Dni Barbarzyńców" wybrałbym się w podróż w poszukiwaniu fajnych miejscówek i wiatru, a teraz człowiek już poukładany i jedyne co może to wypatrywać w prognozie dni wietrznych i układać sobie dzień (w miarę możliwości) by skorzystać. No cóż, świat nie jest sprawiedliwy ;) 

Sorry że zaśmiecam, ale to jedyny sportowy wątek :) 

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Taa było jak piszesz, nie to co aparatura w telefonie co godzinę aktualizująca siłę i kierunek wiatru w konkretnym miejscu na mapie.

To tak jak z nartami, jak opowiadam mojej Młodzieży jak kiedyś było to brzmi to jak bajka o żelaznym wilku. Moje pierwsze narty to były drewniane regle 28, ze stałymi wiązaniami sprężynkowymi, więc o odpinaniu można było zapomnieć. Narty długie, nie taliowane. Kiedy już dorobiłem się nowoczesnych jak na tamte czasy warstwowych polsportów i dostałem używane markery sprężynowe to byłem w siódmym niebie. Kolejne wiązania skrzynkowe markery kupiłem na wolumenie (taki targ w Wwie), za odkładane przez długi czas oszczędności. Kolejna sprawa z butami. To nie tak jak dziś wchodzisz do sklepu i masz kilkanascie typów i przumierzasz, wtedy rzucali do sklepu polskie karpaty (dość przyzwoite jak na tamte czasy, pod warunkiem, że nie trafiło się na słabą serię z jakiegoś dziadowskiego plastiku, który pękał na mrozie) i kupowało się jakie wpadły w ręce, dobrze jak mniej więcej pasowały. kończyło sie to tym, że po każdym tygodniu jeżdżenia miałem pościeraną skórę do krwi na przedniej powierzchni goleni, bo buty były niewygodne i obcierały , obandażowywałem nogi, wkładałem jakieś pianki by było wygodniej. Ale nie miałem innych i żadnych szans na inne, więc albo jeździłem na sprzęcie jaki posiadałem i cieszyłem się z jazd, albo nie jeździłem, innej alternatywy nie było. 

Nie mówiąc o tym, że takiego zatrzęsienia szkółek i instruktorów jak teraz też nie było, więc ktoś mi pokazał podstawy, a ja cyzelowałem resztę i to, ze po 40 kilku latach jeżdżę na nartach raczej lepiej niż średnio to tylko i wyłącznie moja determinacja, podobnie ze snowboardem. Kiedy zacząłem jeździć byłem pewnie jedną z pierwszych osób w Pl jeżdżących na desce, nikt mi nawet nie pokazał jak powinno się jeździć, bo nikogo takiego nie było, nauczyłem sie sam. Ale tak to było, albo chciałeś coś zrobić i musiałeś ćwiczyć, kosztem upadków, wzlotów do niebo, albo nie jeździłeś. Pamiętam pierwszy sezon na desce, kolana i siedzenie miałem mocno poobijane, ale się nauczyłem i jeżdżę raczej lepiej niż gorzej.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK, wracamy na siodelka!

 Ja dzisiaj wieczorem lece do Belgradu, skad jutro rano udam sie w strone Sofii. Razem bedzie okolo 720 km rozbite na 6 dni, czyli mozna powiedziec, ze zadne to pedalowanie. Przyjmujac, ze jade z predkosciami 24-26 (gravel), to wychodzi to tylko okolo 5 godzin dziennie w siodle. No ale poniewaz mamy wakacje, to polacze to z lenistwem i bede sobie robil czeste przerwy na rozne przyjemnosci.

Pojade wzdluz Dunaju (przez Zelazne Wrota), a pozniej odbije na Stara Planine i dalej na Sofie. CO ciekawe, dobrych kilka lat temu jechalem PRAWA koncowka (i to doslownie) Starej Planiny, ktora konczy sie na przyladku Emona, nad Morzem Czarnym!  Spalismy wtedy na samym koncu, wlasnie w miejscowosci (wsi) Emona)! Teraz pokonam gory z ich LEWEJ strony (patrz mapka na dole)  🙂 

  Po drodze bede spal (m.in.) w czeskiej wsi w Rumunii, ktora ma niemiecka nazwe (Eibenthal). Mieszkaja tam prawie sami Czesi (dotarli tutaj na poczatku XIX wieku), waza czeskie piwo i serwuja czeskie potrawy!

Bede przekraczal wielokrotnie Dunaj (promy i mosty), ale sie raczej w nim NIE wykapie (on wcale NIE jest modry!).

Postaram sie wszystko opisywac (i dokumentowac zdjeciami) na biezaco, bo jakos przeciez trzeba zabic czas przed zasnieciem.

 

Tutaj macie rozklad "wycieczki" :

https://en.mapy.cz/s/kovodulole

 

No i troszke info o czeskiej wsi w Rumunii:

Eibenthal - Czech Village in Romania - Restaurant / Beerhouse / Penzion | Dubova | Facebook

 

Mapa_Bułgarii_Stara_Płanina.png

  • Lubię to 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiejszy dzien: Rano prom na druga strone (oj, jakiego kaca mialem), pozniej do Golubac, ale okazalo sie, ze prom do Rumunii plynie dopiero o 16.30. Pojechalem wiec obejrzec twierdze Golubac, pojadlem pozniej w miescie i udalem sie na prom. Z promu ogien do Eibenthal (czeska wioska w Rumunii). Na szczescie wiaterek w plecy i szlo dobrze ponad 30. Na koniec 5 km szutrem pod gore do Czechow. We wsi wszyscy gadaja po czesku, leja czeskie piwo i serwuja czeskie zarcie. Spie oczywiscie u Czechow 😂

IMG_6434.jpeg

IMG_6442.jpeg

IMG_6445.jpeg

IMG_6449.jpeg

IMG_6460.jpeg

IMG_6466.jpeg

IMG_6468.jpeg

IMG_6477.jpeg

IMG_6482.jpeg

IMG_6501.jpeg

IMG_6470.jpeg

IMG_6515.jpeg

IMG_6513.jpeg

IMG_6523.jpeg

IMG_6525.jpeg

IMG_6531.jpeg

IMG_6539.jpeg

IMG_6537.jpeg

IMG_6538.jpeg

IMG_6545.jpeg

IMG_6550.jpeg

IMG_6549.jpeg

IMG_6553.jpeg

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rano niestety nie bylo sniadania, ale pani Czeszka zrobila mi w Rumunii turecka kawe 😆

Pogadalismy chwile i wsiadlem na rower. Najpierw zjazd (ale asfaltem) 500 m w dol (7 km) i jestem z powrotem na dunajskiej trasie. Pogoda super, sloneczko zaczyna przygrzewac i na pierwszej wspinaczce lapie Niemcow, ktorych mijalem wczorajszego dnia. Jada z sakwami do Isambulu, ale maja inna predkosc i dystans dnia okolo 60 km. Gadamy chwile i postanawiamy zjesc razem sniadanie w najblizszej miejscowosci. Dojezdza jeszcze Norweg na E-biku i jemy sobie w czworke gadajac o zyciu i naszych podrozach. Zmykam pierwszy, bo mam najdluzszy dystans do pokonania i to BEZ silnika elektrycznego 🙃 Mijam fantastyczne miejsca, a po drodze ciagle wspaniale krajobrazy. Dojezdzam do Drobeta-Turnu Severin (niestety 25 km BARDZO ruchliwa droga z masa tureckich i bulgarskich TIRow), przejezdzam przez miasto i jeszcze 12 km E-75, zeby w koncu odbic w strone Dunaju i w mniej uczeszczane drogi. Robi sie znowu spokojnie, mijam podupadle ciche, zatrzymane w czasie rumunskie wioseczki, zatrzymujac sie w co trzeciej na piwko. Mam jeszcze 30 km do przejazdu przez Zelazne Wrota 2 i wjazd do Serbii. Pije ostatnie rumunskie piwo i przejezdzam przez zapore. Pozniej tylko 20 km i "laduje" w miastaczku Negotin, gdzie zatrzymuje sie na nocleg. Podczas kolacji towarzysza mi 4, czy nawet piec czworonogow. Zachowuja sie po francusku, zadnych warczen, szczekan czy innych przepyczanek. Kazdy czeka na swoj kes, a przy stole panuje bardzo mila atmosfera. Dwa sa miesozercami, a reszta wsuwa tez pieczywo i frytki. 

 

P.S. odnajduje tez zaginionego TITANA ( a nawet dwa, patrz zdjecie ponizej). Jest caly, wiec tamte znalezione szczatki to musi byc jakis inny "obiekt"

IMG_6577.JPG

IMG_6566.JPG

IMG_6560.JPG

IMG_6580.JPG

IMG_6587.JPG

IMG_6589.JPG

IMG_6591.JPG

IMG_6594.JPG

IMG_6601.JPG

IMG_6608.JPG

IMG_6609.JPG

IMG_6610.JPG

IMG_6637.JPG

IMG_6639.JPG

IMG_6618.JPG

IMG_6650.JPG

IMG_6624.JPG

IMG_6642.JPG

IMG_6654.JPG

IMG_6655.JPG

IMG_6675.JPG

IMG_6676.JPG

IMG_6663.JPG

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajne psiaki :) 

A ja w każdej wolnej/wiatrowej chwili foiluję :) 

Ale takiej traski to Ci zazdroszczę, aczkolwiek jak planuję jakieś wycieczki to tylko po szutrach, bezdrożach, albo mało uczęśzczanych drózkach. Mam opory przed jazdą po drogach gdzie panuje średni, czy większy ruch (takie trochę zboczenie zawodowe, albo też doświadczenie ;)  ).

Relacjonuj, bo fajnie się to ogląda i czyta. Miłej podróży :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.