Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


mr.jaro
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Spie troszke lepiej jak pierwszej nocy ( pierwszej po PRAWDZIWYM pedalowaniu). Budze sie o 6.30, jak zwykla toaleta, przeglad wiadomosci, wstepne pakowanie i schodze na sniadanie (7.30). Panie chyba zapomnialy przekazac personelowi, bo dostaje tylko kawe (po "turecku") i czekam. W koncu interweniuje i pani robi 3 mi sadzone jaja z trzema wielkimi kawalkami sloniny (bekonu). Zjadam dwa jajka (+ chleb i pomidory), jeden plaster tego bekonu i jakos odechciewa mi sie wiecej. Dopijam kawe i ide sie przebrac. Place za hotel (18 EUR), a za sniadanie dodatkowo 2 EUR 😂

Jade najpierw do bankomatu, bo skonczyly mi sie prawie dinary, a w malych wioskach czasem lepiej miec na wszelki wypadek cash (choc na razie nie bylo problemu z karta). Ruszam z miasta droga asfaltowa i smigam na Apatin. Po 5-6 km skrecam w w prawo i po jeszcze 3-4km dojezdzam do Dunaju. Wjezdzam na wal i DO ROBOTY! Choc przede mna dzisiaj tylko  160 km, trzeba sie streszczac, bo na 100% albo cos sie przydazy, albo beda fajne miejsca, gdzie bedzie sie chcialo postac dluzej. Zapomnialem, ze mam lekkiego kaca, bo wczoraj w samym Sombor wypilem chyba ze 4-5 piw (i to nie byloby problemem), ale do ryby wzialem niestety wino. Wszystko sie to wymieszalo, organizm oslabiony i trzeba to teraz z niego "wygonic" 🙄

Pije wiecej jak zwykle i to na razie pomaga. Na poczatek droga z plyt betonowych ze strasznymi dziurami! Niby twardo, ale wolalbym rownym zwirkiem! Ptaki spiewaja, zajace biegaja, krotko mowiac ; SIELANKA!  Nie odczuwam jakos dwoch poprzednich dni, nie mam zadnego  "zniechecenia" do pedalowania czy do siedzenia w siodle. Uplywu sil, tez zadnego nie czuje! Przelatuje przez Apatuin i chyba po 15 km (okolice Bogojeva) spotykam goscia, ktory jedzie w przeciwna strone. Zatrzymuje go i zaczynamy rozmawiac. Gostek okazuje sie Amerykaninem (Bruce z Chicago) i jedzie w odwrotnym kierunku jak ja; z Rumunii do Wiednia. Okazuje sie bardzo rozmowny (wczoraj napotkany Amerykanin, niestety nie byl zbyt gadatliwy) i gadamy sobie chyba z 15 min. Otwarty, usmiechniety i mily gosc! Tacy przewaznie sa wlasnie Amerykanie! Bardzo latwi w zlapaniu kontaktu i bardzo otwarci. Wymieniamy "WHATSAPPy", zegnamy sie jak starzy znajomi i kazdy rusza w swoja strone. Droga robi sie zwirkowa, a nagle przechodzi w trawiasto-piaskowa. Ciagnie sie tak chyba z 15 km, ale co robic, trza krecic, bo moze byc lepiej😉 Pozniej robi sie troszke lepiej, TZN znow betonowe popekane i podziurawione plyty. Odwracam sie w koncu w strone wschodu i lapie ZACHODNI wiatr w plecy. Od rana mocno wieje, a do tej pory bylo jechalem raczej POD wiatr. Przyspieszam natychmiast, skaczac na tych cholernych plytach. Pozniej przechodzi to w asfalt (ale w taki z ktorego rosnie wiele kep trawy) i jest troszke lepiej. Chetnie wypilbym wszystko co mam (lekko suszy), ale zrobie to dopiero jak znajde nastepne "tankowanie". Na asfalcie wiele samochodow (wedkarze) i blizej wiosek pojawiaja sie nawet jacyc miejscowi na rowerach. Po drugiej stronie Dunaju jest chorwacki VUKOVAR, ale przez drzewa i zarosla widac tylko koncowki kominow. Mostu w kazdym razie zadnego tutaj nie ma (byl 20 km wczesniej). Jade dalej oszczedzajac plyny i chyba po 20 km dojezdzam do wsi Backo Novo Selo. Tam opijam sie do nieprzytomnosci tankujac do pelna moje bidony. Zapomnialem dodac, ze ten plaster bekonu wisi mi ciezko na zoladku od samego rana. Chcialbym cos zjesc, ale zoladek daje znac, zeby tego NIE robic. Bedzie mi sie nim czkalo jeszcze ze 40 km. Robi sie coraz cieplej i to tak, ze az czuje na sobie prawdziwy letni GORAC. Poce sie tyci wiecej, kac + bekon ktory nie chce sie zdecydowac, czy zostac, czy wyjsc 😂 Samopoczucie wiec takie sobie, dobrze ze chociaz nogi kreca jak zwykle. Mijam jeden ze zjazdow do Dunaju i mysle sobie, ze w koncu trzeba do niego zjechac! Zawracam zjezdzam i okazuje sie trafiam na kilka wedkarskich domkow. Trwaja jakies prace remontowe, czesc szykuje sprzet, a ja wpadam prawie na samochod na slowackich blachach! Pytam najblizszego mi kolesia GDZIE sa Slowacy, a on pokazuje, ze na koncu, przy ostatnim domku. Dojezdzam i zaczynamy sobie pogawedke, Przy stole siedzi mieszane towarzystwo (Serbowie, Slowacy i Wegrzy) i gra w pokera. Wiekszosc lekko (lub bardziej) wcieta, jest wesolo i glosno. Proponuja mi dwiescie ml rakiji, ale odmawiam, bo bekon dalej w rozkroku. Wybieram piwo, gadamy jeszcze troche i musze ich pozegnac. W kociolku maja gulasz jagniecy, ale mowia, ze jeszcze niestety godzina, zanim bedzie jadalny. Ruszam dalej i po chyba 7 km musze sporo odjechac od glownego Dunaju, bo sa jakies boczne kanaly i rozlewiska, Zblizam sie powoli do miejscowosci Backa Palanka i tam planuje zrobic sobie przerwe. Wracam do Dunaju i po "chwili" wapdam do Backiej. Tutaj tez jest most (po drugiej stronie lezy chorwacki Ilok). Wjezdzam na deptak, siadam w knajpce i wiele ryzykujac zamawiam (jak nigdy wczesniej o tej porze!) kotleta z piersi kurczaka z ziemniakami, marchewka z groszkiem i jakies 2 picia. Nie wiem CO mnie wzielo na jedzenie, ale chyba bardziej chcialem "przegonic" ten cholerny plaster bekonu jak sie najesc. Zjadam o dziwo prawie wszystko i samopoczucie mi sie znacznie poprawia!!! Siedze jeszcze z pol godzinki, podkarmiam resztkami miejscowe burki i w koncu zbieram sie dalej. Czeka mnie okolo 10-12 km jazdy zwykla droga (nie ma tutaj nic przy Dunaju) i staram sie przejechac to jak najszybciej. Ruchu wielkiego nie ma, ale chce po prostu ZJECHAC z tej drogi. Dojezdzam do Celareva, zalewam bidony i ruszam w strone Dunaju. Jakosc szlaku sie bardzo poprawia i mozna powiedziec, ze jade prawie wzorcowym asfaltem. Wyprzedzam grupki miejscowych "kolarzy", jedna widze nawet probuje mnie gonic, ale w koncy gubie ich wszystkich. W jakis sposob czuc, ze zblizam sie powoli do duzego miasta, Wiecej rodzin przy brzegu, rowerzysci z rodzinami i wielu pieszych. Zapomnialem dodac ze w Banskiej Palance na tablicy informacyjnej przy stacji benzynowej, wyswietlala sie temp. 29 stopni!!! Zapowiadali 28, wiec raczej nie bylo to niespodzianka. Dojezdzam do miasteczjka Futor, ktory jest glebokim przedmiesciem, miasta Novi Sad. Zasuwam ponad 30 km/h i widze w oddali wiezowce i inne budynki. Dojezdzam do miasta, wskakuje na sciezke rowerowa i musze zwolnic, bo biega masa dzieci,  jezdza dziesiatki niedzielnych rowerzystow i zrobilo sie naprawde "gesto" i srednio bezpiecznie. Dojedzam do skrzyzowania, chce wyciagnac telefon zeby sprawdzic GDZIE dalej, a w tym momencioe mija mnie profesjonalnie ubrany chlopak na calkiem niezlej czasowce. Zatrzymuje go, pytam o centrum i slysze, ze NIE mowi do mnie po serbsku. Pytam skad jest, a w odpowiedzi slysze, ze z Abchazji!!! Pytam o centrum, hotele, a on mi na to, ze mnie podprowadzi do centrum. Gadamy po drodze (juz teraz to po rusku). Okazuje sie, ze Novi Sad to "ruskie" miasto. Ucieklo tu wielu ruskow, ktorzy nie sa zwolennikami wojny i Putina. On sam (z rodzina) rowniez tutaj znalazl "azyl". Jest bardzo mily, ale piwka nie chce wypic, bo mowi ze jezdzil dluzej jak planowal i zona z dzieckiem mu nie wybacza. Zegnamy sie, wymieniamy "WHATSAPPami" i ja siadam w knajpce na piwo, a on zmyka do domu. Tuz przed ta knajpa lapie gume, ale powietrze ucieka tak wolno, ze po piwku postanawiam tylko dopompowac i dojechac do hotelu. Korzystam z WIFI, znajduje nocleg, koncze piwo, podpompowuje i przez miasto jade w strone noclegu. Naprawiam detki, prycha , wiadomosci i kontakt z rodzina, a pozniej sie przebieram i zmykam do miasta. Ssie mnie niesamowicie i w najblizszym sklepie kupuje 2 butelki napoju (330 ml) i wypijam je duszkiem. Zamawiam pljeskavice i dokupuje JEZSCZE trzy butelki. Wypijam jedna do jedzenia, a dwie biore na noc, gdyby mnie zaczelo ssac 😉 Sprawdzam jeszcze pogode i niestety od jutra zapowiadaja lekkie opady i ochlodzenie, Zasypiam prawie natychmiast.

 

 

IMG_0740.JPG

IMG_0746.JPG

IMG_0750.JPG

IMG_0754.JPG

IMG_0757.JPG

IMG_0758.JPG

IMG_0762.JPG

IMG_0764.JPG

IMG_0765.JPG

IMG_0766.JPG

IMG_0767.JPG

IMG_0768.JPG

IMG_0770.JPG

IMG_0775.JPG

IMG_0778.JPG

IMG_0781.JPG

IMG_0783.JPG

IMG_0787.JPG

IMG_0788.JPG

IMG_0789.JPG

 

 

 

Godzinę temu, young napisał:

jak bym jechał za Wami

Za jakimi WAMI!  Ja sam jezdze 😂

  • Lubię to 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i nagle budze sie OSTATNIEGO dnia mojego krotkiego wyskoku. Wygladam przez okno i faktycznie jest pochmurnie, ale deszczu nie widac. Ubieram sie, toaleta, wskakuje w ciuchy rowerowe i ruszam. Jako ze dzisiaj TYLKO 100 km, wiec ruszam bez sniadania z planem, aby szamnac cos po drodze. Wyjazd z miasta przez jeden z mostow, ostanie fotki i w droge! Na poczatek asfalt i wyjazd z miast chyba pierwsza glowna droga zaraz po autostradzie (bo takowa tez laczy oba miasta). Po okolo 15 km zjazd na bardziej podrzedna i zaczynaja sie PIERWSZE lekkie pagorki podczas calego wyjazdu! Przejezdzam przez miasteczko-wsie i widac ze dookola musi byc wiele winnic, bo wszedzie sa szyldy piwnic winnych. Droga ciagle gora-dol, ale czas w koncu zjechac na zwirki. Jade rownolegle do asfaltu  i po kilku km wjezdzam nan z powrotem i zaczyna sie DLUUUUGI podjazd! Och jak mi brakowalo podjazdow!! Wspinam sie zwawo 4 km ze srednim nachyleniem 5%. Piekne uczucie, bo lubie sie wspinac. Dojezdzam na szczyt i dlugi powolny zjazd w strone Dunaju. Do Dunaju NIE bedzi mi jednak dane dzisiaj dojechac (dojade dopiero w samym Belgradzie). Staje w jakims miasteczku, kupuje jakies ciacho, jogurt i robie sobie "sniadanie" Pozniej bardzo pofaldowanymi asfaltami (kiepskimi) wyjezdzam w koncu na BAAAARDZO dluga prosta. Wieje mocno, ale dzisiaj na szczescie TYLKO w plecy. Klade sie na kierownicy i pomykam sobie ponad 40 km/h. Jade tak chyba ze 25 km, zwalniajac tylko we wsiach. Dookola tysiace ha sadow. Glownie jablka i brzoskwinie + nektarynki. W niektorych trwa koncowka zbiorow. Wiekszosc ma konstrukcje stalowe z rozciagnieta czarna siatka (ochrona przed sloncem). Wsie pojawiaja coraz czesciej, co jest oznaka, ze zblizaja sie glebokie przedmiescia Belgradu. Pozniej znowu dlugie proste i wjezdzam do miasta (tzn PRZEDMIESCIA). Staje w kawiarence , kupuje kawke i jakis napoj, czasu mam duzo, bo poszlo duzo szybciej jak wyliczalem. Dojezdzam w koncu do MIASTA, jade dlugo jakimis starymi dzielnicami i dojezdzam w koncu do Dunaju. 10 km wzdluz rzeki (piekne sciezki) i skrecam w strone mojego sklepu gdzie czeka na mnie karton. Dojezdzam do sklepu, karton z moim imieniem stoi na dole w warsztacie. Wyszlo dzisiaj 102 km. Rozkladam i pakuje rower, przebieram sie i ide do pobliskiej restauracji cos zjesc i wypic jakies jedno z ostatnich piwko. Mam prawie 2 godz, (sklep zamykaja o 15.00), a odlatuje o 18.10. Przychodze do sklepu o 14.50, chlopaki zamawiaja mi taxi do lotniska (12 EUR), bo do autobusu ktory konczy na lotnisku mam dwa kilometry. Taksiarz (mlody chlopak) jest bardzo pomocny i doradza mi aby odwiedzic muzeum lotnictwa przy lotnisku. Poniewaz mam kupe czasu pomysl jest DOSKONALY! Na miejscu okazuje sie jednak, ze trwa tam remont i jest nieczynne🙁 Taksiarz opowiawal mi (dosyc dumny), ze sa tam szczatki F-117 straconego przez Serbow 27 marca 1999, podczas dzialan wojennych. Szkoda, ze z muzeum nie wyszlo, ale w Serbii jeszcze pojezdze, wiec na 100% tam trafie. Odlot punktualnie, zasypiam natychmiast, a budzi mnie pier.......cie kolami o pas w Malmö. Koniec wyjazdu.

 

P.S: Jak wszedlem na lotnisko i "odprawilem" rower, kupilem piwko i siadajac przy oknie zauwazylem, ze na zewnatrz pada deszcz!!! Na mnie nie spadla ZADNA kropla podczas tych czterech dni 👍

 

 

IMG_0800.JPG

IMG_0801.JPG

IMG_0809.JPG

IMG_0815.JPG

IMG_0816.JPG

IMG_0817.JPG

IMG_0819.JPG

IMG_0824.JPG

IMG_0825.JPG

IMG_0826.JPG

IMG_0827.JPG

IMG_0828.JPG

IMG_0829.JPG

IMG_0833.JPG

IMG_0836.JPG

IMG_0838.JPG

IMG_0839.JPG

  • Lubię to 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Mam nadzieje, ze Ci co jezdza, to jezdza mimo jesiennej aury. Ja staram sie znajdowac "okienka pogodowe" ze 3-4 razy w tygodniu i przejechac od 50 do 80 km. Dzisiaj mimo ze tylko 8 stopni, to prawie bezwietrznie i udalo sie machnac 85 km. Jutro tez ma byc niezla pogoda, wiec idziemy na klubowa seteczke, ale na gravele (dzisiaj byla szosa). Kolega z ktorym jechalem dzisiaj, zazwyczaj nie dorasta mi do piet (w sezonie). Jestem mu w stanie odjechac na prostej (nie mowiac o podjazdach). Tyle, ze on orze dalej na 100% , a ja juz od dawna w TZW snie zimowym. Nie jezdze zadnych interwalow ani jakichs innych szalenstw, tylko spokojny dystans na raczej rownym (tez spokojnym) tetnie. On dzisiaj mnie prawie zajechal na smierc. Pod wszystkie gorki mnie gubil, a na prostej ciagnal jak wsciekly. To dziwne uczucie nie dawac rady za kims, kogo sie normalnie zostawia z tylu. Nie dalem sie jednak sprowokowac i nie przystapilem do "walki". Wjezdzalem goreczki swoim spokojnym tempem i pilnowalem tetna, aby nie szlo za bardzo w gore. W kazdym razie fajna jazda, ale NAPRAWDE fajna, to bedzie jutro!  100 km blotnistymi szutrami (padalo ostatni bardzo duzo i jest bardzo grzasko na gruntowych drogach). Zrobie jutro zdjecie roweru po treningu. 

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Wyszlo ROWNIUTKO 100 km🙂 Pogoda wspaniala i mimo, ze nie najcieplej, to bylo jakos przyjemnie, sucho i prawie zero wiatru. W lesie jest cudownie, drzewa nie zgubily jeszcze wszystkich zupelnie zoltych juz lisci. Czesc lisci na sciezkach. Bloto bylo, ale nie takie jak myslalem. Rower zostal dobrze wymyty (na swiezo, jak jeszcze wszystko wilgotne, to samo puszcza) zaraz po jezdzie i lsni teraz jak nowy. 

 

IMG_1372[1].JPG

IMG_1377[1].JPG

IMG_1380[1].JPG

IMG_1383[1].JPG

IMG_1385[1].JPG

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, FockeWulf napisał:

A na sezon jesienno-zimowo-wiosenny nie da się zainstalować błotników?

 

Oczywiście, że się da. Tyle tylko, że tym co jeżdżą wydaje się, że im bardziej mają upaprane plecy to tym większe wrażenie robią na otoczeniu i ich to dowartościowuje ;)

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, dariuszj napisał:

 

Tyle tylko, że tym co jeżdżą wydaje się, że im bardziej mają upaprane plecy to tym większe wrażenie robią na otoczeniu i ich to dowartościowuje ;)

 

Wyjatkowo malo dojrzale stwierdzenie.

Ludziom, ktorzy jezdza na rowerze tyle, co Jarek, nalezy sie szacunek, an nie glupawe uwagi.

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, mr.jaro napisał:

Ludziom, ktorzy jezdza na rowerze tyle, co Jarek, nalezy sie szacunek, an nie glupawe uwagi.

 

Jak nie zauważyłeś to napisałem to z przymrużeniem oka. Dodałem taki znaczek na końcu, który myślałem, że wszyscy rozumieją. Ty jednak albo nie rozumiesz albo rozumiesz i wtedy to twoja uwaga jest głupawa a nie moja.

Jarka oczywiście szanuje i podziwiam za jego wypady rowerowe bez dwóch zdań. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurczę. Ja na przykład Jarka nie podziwiam za wypady rowerowe - tylko za odwagę, że jeździ w takie egzotyczne kraje i jeszcze zdjęcia robi z piwami 👍. Mi się od początku wydawało, że to żart. Mój bebech by nie zniósł jedzenia w drodze popijanego tymi napojami. Także podziw.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 godzin temu, dariuszj napisał:

Jak nie zauważyłeś to napisałem to z przymrużeniem oka. Dodałem taki znaczek na końcu, który myślałem, że wszyscy rozumieją.

 

Co zostalo napisane, to zostalo napisane i tak bedzie rozumiane. Nie jakis tam znaczek, lecz forma i zawartosc wypowiedzi swiadcza o poziomie wypowiadajacego.

Nastepnym razem zamiast myslec, ze wszyscy zrozumieja, po prostu wstrzymaj sie od robienia nieprzemyslanych uwag i wowczas nie bedziesz zmuszony naiwnie zaslaniac sie jakims tam znaczkiem.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 28.09.2023 o 21:34, jarek996 napisał:

IMG_0224.JPG

Spożycie złocistego napoju po czymś takim albo innym podobnym zupkom, które tam spożywasz spowodowało by to:

https://www.youtube.com/watch?v=L8H-6DaPFWg

Dodatkowy napęd od spalania pulsacyjnego jak V-1.

Już się nie wtryniam do tematu. Tylko jak dajesz radę. To pewnie zależy od organizmu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie z tym piwem to w sumie nie wiem jak jest. Na pół maratonie we Wrocławiu rozdawali kiedyś na mecie chłodne piwo nisko alkoholowe do nawodnienia (poza marketingowym celem oczywiście). Gdzieś z kolei przeczytałem, że ma skutek odwrotny, tj. że odwadnia. I chyba tak jest, bo szybko przechodzi przez nerki, które do swojej pracy potrzebują wody. Zatem kojarzenie piwa z wysiłkiem jest chyba błędne i wykreowsne przez Marketing? Ktoś z kolegów się pochylał nad tematem i wie jak jest?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.