Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


mr.jaro
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Shock-


Otwieramy kącik poświęcony ramie i dwóm pedałom [ :D]

Wydzielone posty z tematu strzał tygodnia .


Też se zamieszczę niebawem fotę mojej MERIDY [:)]

 

 

 

Pozwoliklem sobie przesunac powyzszy dopisek moderacji na poczatek.

W ten sposob ponizszy cytat i moja, nastepujaca po nim wypowiedz zachowuja poczatkowy sens.

Jarek M


 

No kolego imenniku : PIEKNA SPRAWA !!!   Te kola , to sa komponenty wlasne TREKA ( Bontrager ) . Sa to bardzo dobre rzeczy , a rama Madone to jedna z lepszych tego producenta . Grupa pelna ULTEGRA ( druga od gory u Shimano ) . Nie ma sie do czego przyczepic. 
 Ja mam osobiste problemy z Trekiem , ale to przez Armstronga ! On na nim jezdzil , a ja nie uzywam NICZEGO , czego dotknal ten hipokryta. I nie chodzi o to , ze bral , bo bierze wiekszosc , tylko to jak wykorzystal  raka na ktorego zachorowal do budowy swojej pozycji "niewiniatka" i to jak niszczyl ludzi ktorzy zaczeli przy nim "grzebac" . Co do jego osiagniec : pelen szacun ! Wszyscy byli "na prochach" , a on byl z nich najlepszy  ;)
Nie jezdze na TREKU , nie mam NIC z Shimano , zadnych okularow OAKLEY i kaskow GIRO .
Wszystko TYLKO z powodu tego gnojka ( a nie z powodu zlej jakosci )  :D
Pozdrawiam !
P.S. jak napisales o moim BMC , to policzylem i moja rama ma juz 10 LAT !!!! Sam musze sie zaczac rozgladac za czyms nowym  ;)

 
Naturalnie, ze wszyscy brali i to juz od dziesiatek lat, ale wczesniejsze metody dopingu byly na tyle prymitywne, ze nie uwazano ich za doping. W epoce Eddy Mercxa kazdy pompowal sie kawa i aspiryna ile wlazlo, niejeden wspomagal sie przed startem kilkoma papierosami. Teraz z kolei wsrod zawodowcow znajdziesz pelno astmatykow, ktorzy ze wzgledow zdrowotnych "musza" byc napompowani kortyzonem i bog wie jakimi swinstwami jeszcze. Wiele dzialo i nadal dzieje sie za cichym przyzwoleniem UCI. Ale fakt, perfidny system dopingu w US Postal i rola, jaka w tym systemie (bo to byl dobrze zorganizowany system, a nie pojedynczy przypadek) odgrywal wspomniany Armstrong, to juz byl samotny czczyt arogancji. Istnieje na ten temat fajny wywiad z Floydem Landisem.
 
Jarku, w pelni rozumiem, co masz na mysli, choc sam spogladam na to ze sporym dystansem. Dla mnie kolarstwo to jedynie przyjemnosc i jedna z mozliwosci zachowania zdrowia do poznej starosci (taki jest przynajmniej obecny plan). Dlatego nawet wobec istnienia na rynku znakomitych alternatyw w postaci Sram, czy Campa, wychodze z zalozenia, ze nie musze "na zlosc mamie lamac sobie reki", ograniczajac mozliwosci wyboru sprzetu ze wzgledu na przeszlosc Armstronga. Takim podejsciem nie trafilbym tego aroganta (a jesli nawet, jemu byloby to calkiem obojetne), lecz predzej producenta jakby nie bylo znakomitego sprzetu, a najbardziej jednego z miejscowych handlarzy, ktorzy zwykle staraja sie zaoferowac (note bene, oni latwego zycia nie maja) dobry sprzet po w miare rozsadnej cenie. Dlatego u mnie pelni sluzbe skromny Orbea Orca (dla mniej obeznanych - nie chodzi tu o nazwe wala, lecz o skrot uzywany dla modeli z karbonowa rama i widelcem: Orbea carbon) na 105-ce. Jedyny problem - zeby mi tylko nie braklo mozliwosci, by te maszynke byc w stanie calkowicie wykorzystac.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...
Postaw mi kawę na buycoffee.to

Ja ( w czasach gdy jeszcze sie scigalem na powazniej ) bylem posiadaczem czasowki ORBEA ORDU ! Piekny rower , rama sciagnieta z USA ( wtedy byla nowa i w Europie byly jakies chore ceny ) . Cala oczywiscie na Campie i moich ulubionych komponentach EASTON. Kola FFWD. Na tym rowerku mialem kilka fajnych wynikow , ale wtedy trenowalem DUUUUUZO wiecej jak dzis , no i w sumie zawsze mialem predyspozycje do jazdy na czas ( ktora jest tak naprawde wysilkiem na granicy wymiotow od startu do mety ). To dyscyplina kolarstwa dla prawdziwych masochistow. W jezdzie na czas nie ma NIC co jest przyjemnoscia  :D .

 

 Ja ze wzgledu na swoja budowe ciala ( 181 - 75 kG ) , jestem bardziej klasykowco - czasowcem , jak jakims tam wychudzonym goralem . Najbardziej lubilem wyscigi z wieloma NIE za wysokimi , ale dosyc ostrymi podjazdami ( gdzie mozna wygenerowac spora moc , w dosyc krotkim czasie ) . No i chetnie finisz pod gorke . Gdybym byl zawodowcem , to czulbym sie swietnie w belgijskich klasykach ( Flandria ITP ) . Kiepska pogoda i wiatr  TEZ nie sa  mi straszne.

 

 ORBEA jest baskijska , a Baskow ( kolarzy ) w przeciwienstwie do Arma bardzo lubie  ;)

post-6937-0-18142500-1570858515_thumb.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

No, piekna maszynka! Ale cos takiego zdecydowanie nie dla mnie. Nie tylko ze wzgledu na skromne mozliwosci kolarskie, ale takze dlatego, ze u nas nie byloby tym gdzie jezdzic. Moze nie tyle ze wzgledu na stan drog (choc ostatnio tez - nasze podatki sa trwonione na bzdury i brakuje m. in. na remonty drog), lecz przede wszystkim na zachowanie kierowcow samochodow. Drogi rowerowe sa w katastrofalnym stanie (dziury w asfalcie, brzebijajace sie korzenie drzew, beztroscy ludzie z psami na dlugiej smyczy, a pies, jak to pies, zawsze do krzaczka po przeciwnej stronie musi i wlasciciek jak traba stoi i czeka...) wiec trzebaby po normalnych drogach, a ze wzgledu na duze nasilenie ruchu samochodowego, kazdy rowerzysta automatycznie staje sie wrogiem. Sytuacja mocno nasilila sie w ciagu ostatnich kilku lat, z przyczyn polityczno-kulturowych. Szkoda gadac. Chyba trzeba bedzie sie przeniesc na gravel.

 

Ja tez lubie Orbea, dlatego kupilem. Ale moj to zwykla szosowka, bardziej nadajaca sie dla starszych panow.

Orbea produkuje u siebie, a wiec w Europie, a ich karbonowe ramy z widelcami sa znakomite i posiadaja dozywotnia gwarancje. Czego wiecej trzeba?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

JEZUS MARIA !!! 

 

Na czasowce po sciezce rowerowej  :o  :o  :o

 

To byloby samobojstwo  :D

 

W porywach 60 km/h i nagle pies  pies na smyczy , albo inny rowerzysta piszacy ( czytajacy SMSa ) zjezdzajacy na TWOJA czesc sciezki .

Nawet nie chce sobie tego wyobrazac ... 

 

Malmö ma to do siebie , ze mimo swoich prawie 350 000 tys. , zaraz za granicami miasta jest bardzo "wiejskie" Jest MASA pieknych , zupelnie pustych drog , no i Szwedzi dosyc ostroznie jezdza . Poludniowa Szwecja jest drogowo DUUUUZO bardziej rozwinieta jak polnoc , ale to ze wzgledu na gestosc zaludnienia i spora ilosc wsi i miejscowosci . 

Ale Ty , masz tez fajne tereny blisko domu . W strone Springe i Hameln zaczynaja sie male nierownosci tereny i wiele bocznych drog. Mozna tam ladna petle z domu zbudowac ( od 60 do 100km ) W ktorej czesci miasta mieszkasz ? Bo tak patrze i rowerowo to najlepeij mieszkac w pd-wschodniej . No chyba , ze rowery do auta i poHARZowac troche   ;)

 

Moje GLOWNE tereny jazdy to te oznaczone GRUBA czerwona linia ( Malmö jest po lewej stronie , tam gdzie widac dzielnice OXIE ) . Teren zaznaczony ciensza czerwona , to wzniesienia okolo 180 mnpm. Zeby sie NAPRAWDE powspinac , trzeba jechac 100km od Malmö. Sa tam wzniesienia co prawda tylko 250 mnpm , ale podjazdy 10-12 % i to wiele. Latwo zbudowac runde 100k km z lacznym  przewyzszeniem okolo 1500 m , a zeby sie NAPRAWDE powspinac , to najblizsze gory od Malmö , to wlasnie Twoj HARZ  :)

post-6937-0-94610900-1571733036_thumb.png

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nie mowie o czasowce. Juz nawet na zwyklej wyscigowce sie na tutejszych drogach dla rowerow nie da. Nawet na oponkach 25c mozna zapomniec.

 

Ja mieszkam na polnocnym skraju miasta. Springe to juz Deister (takie wzgorza) - tam jest ladnie, szczegolnie piekne odcinki do gravel, ale Deister lezy na poludniowy zachod od Hannoveru. Zarowno do Deister, jak do Harz (choc te ostatnie od nas okolo 100 km, wiec dla "zawodnikow" mojego pokroju wyprawa przynajmniej na dwa dni) trzebaby sie rowerem przez centrum miasta "przebic" a to juz srednia katastrofa. Na pierwszy rzut oka, Hannover tez otoczony jest sielankowo-wiejskimi terenami, ale niestety, spory ruch ze wzgledu na dojezdzajacych do pracy, niemal o kazdej porze dnia. Ja taki orzel nie jestem, zeby potrafic dluzszy odcinek drogi bez przerwy moc na utrzymanie predkosci 60km/h wygenerowac. A jak jedziesz wolniej od 50km/h, zaraz korek za Toba sie robi i awantura gotowa. Niestety, Niemcy przestaly byc krajem przyjaznym dla rowerzystow.

 

W polityce duzo sie na ten temat mowi, duzo obiecuje, a drogi dla rowerow coraz gorsze, natomiast z normalnych drog spedzaja Ciebie kierowcy aut. Kiedys tak nie bylo, kierowcy mieli duzo wyrozumialosci dla rowerzystow. Teraz w wyniku migracji naplywa do Niemiec duzo chamstwa, ktore objawia sie na kazdym kroku. W zasadzie nie zamierzalem tutaj poruszac tematow politycznych, ale te zazebiaja sie o nasza codziennosc tak gleboko, ze czasem nie da sie ich ominac.

 

Owszem, jezdza ludzie na wyscigowkach, najczesciej w niedziele, kiedy inni do pracy nie musza i ruch na drogach wyraznie mniejszy. Ale raz na tydzien to jednak troche malo. W soboty tez trudno, bo caly narod autami po zakupy musi i kazdemu sie naturalnie mocno spieszy. Rowerzysci, ktorzy jezdza takze w dni powszednie, musza miec stalowe nerwy. W mojego kolege jakis Turek, czy Arab rzucil niedawno z jadacego auta hamburgerem. Czesto taka cholota omija autem rowerzystow w odleglosci  20 cm (wedlug tutejszych przepisow odleglosc powinna wynosic 1,5 m), bo inaczej nie zostala nauczona. I co zrobisz? Po prostu rece opadaja.

 

Ale nie o narzekaniu mialo byc w tym watku.

 

Czasem zabieramy rowery i jedziemy autem do Lüneburger Heide (wrzosowiska). Tam mniejszy ruch i mozna pojezdzic, ale tez troche daleko, wiec nie da sie tego robic ot tak, po prostu, po pracy, by miec godzinke przyjemnosci z jazdy na rowerku. Zawsze zwiazana jest z tym swojego rodzaju wyprawa.

 

Moja zona rozwiazala ten problem na jej sposob. Pozwolila sobie sprezentowac e-bike i dojezdza nim po drogach dla rowerow codziennie do pracy (do pracy, wiec sie jej nie spieszy), jakie 25 km w jedna strone liczac. Oponki grubsze, wiec da sie. Ale ja jestem raczej purysta - jak rower, to bez elektrycznych gadzetow i lekki musi byc. Jak ma mnie silnik wspomagac, to biore od razu motocykl.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No Jarek ; ja taki kozak TEZ nie jestem , zeby non-stop 60 km/h za......c  :D   

 

Z tym , ze na czasowce , mozna spokojnie takie chwilowki ( jako amator ) uzyskiwac. Lekkie nachylenie i JAAAAAZDA ! My z klubem sciezka rowerowa to tylko wyjezdzamy z miasta. Zaczynamy treningi 0 17.00 wiec wtedy ruch w miescie spory . Jedziemy POWOLUTKU ( max 20km/h sciezka na jakis najblizszy wylot z miasta ) i tam dopiero zaczynamy dokladac do pieca. Jazda szosowka ( szybka) sciezkami rowerowymi to loteria. Za duzo sie na nich dzieje , a nalezy tez pamietac , ze Skansynawia to rowerowe kraje ! Tutaj polowa miasta sie rowerem przemieszcza , wiec ruch na sciezkach w miescie jak na przyslowiowej Marszalkowskiej ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tutaj duze natezenie ruchu od 6:00 rano do 19:00 wieczorem, od poniedzialku do soboty. Hannover ma jakie 650 tysiecy mieszkancow i dodatkowo wielu z okolic odleglych nawet 30-40km dojezdza autami do miasta (i po pracy z powrotem). Przynajmniej na taka odleglosc trzebaby sie od Hannoveru oddalic, by sobie w miare spokojnie szosowka po drogach pojezdzic. Owszem, istnieja blizej spokojniejsze odcinki, ale sa krotkie. Moze kilka kilometrow, co jedynie na zlapanie w miare rownej kadencji wystarczy i juz dojezdzasz do skrzyzowania z nastepna droga, gdzie duzy ruch i stress.

 

Dlatego ja jezdze jedynie na polnoc od Miasta, czesto z dusza na ramieniu, bo rozowo nie jest. Naturalnie, ze wielu kierowcow jest bardzo wyrozumialych. Jednak wystarczy jeden szaleniec na piecdziesieciu i juz sie robi niebezpiecznie. A przy tutejszym natezeniu ruchu spotkanie na drodze co piecdziesiatego to kwestia niewielu minut. Drogi sa dla wszystkich, zarowno dla ludzi rozwaznych, jak tez dla durniow.

 

60 km/h to ja moze ze stromej gorki bym "wyciagnal", przy duzym wysilku i bardzo krotko, a moze i nie. A moze dopiero, jakby mnie kto z rowerem z dziesiatego pietra zrzucil. W kazdym razie niezbednym warunkiem takowych wyczynow jest rowna nawierzchnia, a obecny stan tutejszych drog raczej na osiaganie takich predkosci rowerem nie pozwala. Niemcy mocno podupadly. Pozostaje miec nadzieje, ze w innych regionach tak nie jest.

Wykladnikiem moich osiagow jest najczesciej moja zoneczka, ktora z jej e-rowerem za mna nie nadazy. Kiedys bylo lepiej, ale teraz wstretny staruch sie ze mnie zrobil. :)

 

O, teraz akurat szesciodniowka sie zaczela. Tam faktycznie potrafia 60 km/h przez dluzszy czas utrzymac. Ale to sa mlodzi profis, no i wszystko odbywa sie w warunkach indoor.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"60 km/h to ja moze ze stromej gorki bym "wyciagnal", przy duzym wysilku i bardzo krotko, a moze i nie"

 

Moze nie powinienem sie chwalic , bo to nic madrego , ale z 8 lat temu w Szwajcarii pociagnelismy 108 km/h z dluzszej dosyc stromej  gorki  :wacko: 

Oczywiscie w kolarskich "ubrankach" . Nie jestem jakis specjalnie  bojazliwy , ale nie chce myslec CO by sie stalo z moja skora przy szurnieciu asfaltu z ta predkoscia....   

  Zreszta predkosc jak predkosc . Na MTB jezdze bez zadnych "oslon" na kolana i lokcie , a czesto jest 60-70 km/h , ale po lesnych lub jakichs kamiennych Albanskich gorskich szlakach dla koz  !  Teraz w Gruzji zjezdzalismy z prawie 3000 mnpm ( do 3000 brakowalo 70 m ) na 1200m. Czyli 1800 m przewyzszenia kamienna droga ktora "opadala" z okolo 15-20 % . Dziesiatki ( setki ? ) agrafek i tak ponad 10 km !!!!

Mimo pelnego zawieszenia co 2-3 km trzeba bylo na chwile stawac , bo rece dretwialy ! 

 

Na pierwszej fotce widok na Wysoki Kaukaz z prawie 3000 mnpm ( tam wiele szczytow ma ponad 5000 m !

Na drugiej moj rumak i droga w dol ( "kamyczki")

 Na trzeciej zasluzone piwko po udanym zjezdzie  ;)

Na OSTATNIEJ fotce widac ostatnie metry "podejscia" kolegi na Pass Latpari . Niestety ( wchodzilismy z 1100 m na 2830 ) z 9 km drogi ( widac na zdjeciu JAKA to droga ) , wiekszosc byla NIEPODJAZDZALNA . No moze 3 km w siodle , reszta z kopyta.

Droga miala caly czas ponad 15 % z  kamieniami i dziurami. Czesto PONAD 25 % !!! 

Pomimo tego , wiedzielismy jednak , ze z drugiej strony  czeka nas ZJAZD  :D  . O widoku jaki nas czekal na szczycie  nawet nie marzylismy. Zwyczajnie nas ZAMUROWALO 

Co ciekawe , ( aczkolwiek normalne w gorach ) , na dole bylo ok. 27 stopni , a na tych 2800 mimo pelnego slonca wial zimny wiatr i bylo moze z 8 stopni. Przed zjazdem zalozylismy na siebie  wszystko co mielismy , czyli letnie kurtki z dlugim rekawem i "wiatrowki" 

post-6937-0-32668600-1571818071_thumb.jpg

post-6937-0-72627100-1571818147_thumb.jpg

post-6937-0-42426900-1571818236_thumb.jpg

post-6937-0-74637400-1571818619_thumb.jpg

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, pieknie! MTB to zdecydowanie nie moja dzialka - probowalem, jednak pozostalo jakos bez przekonania. Jak na szosach juz sie calkowicie nie da, predzej pojde w kierunku gravel. Ale gory uwielbiam, bo lubie po nich wedrowac.

 

Ja sie kiedys wylozylem na asfaltowym zakrecie, na spadajacych z drzew zoledziach. Nawet predko nie jechalem, ale stluczenia byly. I to dosyc nieprzyjemne, wlasnie od tych nieszczesnych zoledzi. Szurniec uniknalem dzieki porzadnemu ubranku - mialem na sobie wowczas dlugie spodenki i koszulke od Gore - to mnie uratowalo od szurniec, bo na ubranku do dzisiaj widoczne sa miejsca zetkniecia z asfaltem. W pamieci utkwilo mi dokladnie, jakie mysli przebiegaly mi po glowie w chwili upadku: ja na dol, rower na gore. Zupelna glupota, ale w takich sytuacjach zwykle nie mysli sie zbyt racjonalnie. Jedyna pociecha - maszyna bez zadnej rysy z tego wyszla. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

. W pamieci utkwilo mi dokladnie, jakie mysli przebiegaly mi po glowie w chwili upadku: ja na dol, rower na gore. Zupelna glupota, ale w takich sytuacjach zwykle nie mysli sie zbyt racjonalnie. Jedyna pociecha - maszyna bez zadnej rysy z tego wyszla. :)

Jak jeszcze jeździłem w DH po glebie (A to się często zdarzało, conajmniej raz na wypad w gory) zawsze pierwsze pytanie było "rower cały?" Nie ważne czy ja cały byłem :D i najlepsze tak większość osób ma.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak jeszcze jeździłem w DH po glebie (A to się często zdarzało, conajmniej raz na wypad w gory) zawsze pierwsze pytanie było "rower cały?" Nie ważne czy ja cały byłem :D i najlepsze tak większość osób ma.

 

Ja kiedys na szosowce polecialem na mokrym asfalcie (  kolega za mna samochodem jechal i to w sumie on opowiadal ) . Byl to akurat zakret na mokrym zjezdzie , wiec nie tylko zaczalem sie slizgac po asfalcie , ale mnie tez obrocilo z rowerem. Tak jak piszesz

( koles to opisywal , ja bylem w lekkim szoku , wiec niewiele pamietam ) : najpierw szybkie ogledziny roweru , potem ogledziny siebie , a na koniec spojrzenie na malego palca reki ( wygial sie prawie 45 stopni ) i szybkie "wstawienie" go z powrotem na miejsce  :D  :D  :D    Rany na nodze ( niezle sie wtedy "wytarlem " babraly mi sie ze 2 tyg ( co wszystko pieknie w nocy zaschlo , to rano na "rozruch" musialem kilkoma ruchami nogi gora-dol  "polamac" aby moc chodzic  :D ). Palec wlozylem  sobie tak dobrze , ze nawet pozniej o nim nie myslalem , bo nie mialem z nim ZADNEGO problemu . Koles mowil , ze jak sie zatrzymal , to plakal po tej akcji ze smiechu w samochodzie ! 

 DH nie jezdze , ale czesto na jakis FR trasach pouszcze sie na moim ( w sumie XC ) rowerku .

Nie boje sie skoczyc tu i tam , choc wiem , ze to nie ten rower  ;)

Na szosie to w sumie lezalem TYLKO wtedy ( a bylo to ze 20 lat temu ) . NA MTB leze regularnie , ale raczej mniejsze gleby .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upadku z roweru nikomu nie zycze, bo to nieprzyjemna rzecz. Ale jakby nie bylo, w grupie razniej, wiec mimo wszystko troche mnie pocieszyliscie, ze nie tylko ja takie wyczyny doswiadczalem.

 

Pierwsza wywrotke na szosowce do dzisiaj pamietam. Bylo to bardzo dawno, jakos tak w polowie lat siedemdziesiatych. Wowczas bylem dumnym posiadaczem polskiej wyscigowki o nazwie Huragan. Jasnoniebieska z ciemnoniebieskim napisem, rama stalowa - zlacza lutowane na mufy, a biegi (bodajze 2x4) produkcji czeskiej Favorit, z dzwigniami bez indeksu, umieszczonymi na dolnej rurze ramy. Sam nie wiem, jak sobie wowczas ze zmiana (bez indeksu, wiec jedynie na wyczucie) radzilem, ale widocznie jakos to bylo. Na pedalach naturalnie noski, takie metalowe ze skorzanymi rzemieniami - troche mocniej zaciagniesz i nogi juz nie wyjmiesz.

 

Wylozylem sie na tym rowerku na kostce, na ostrym zakrecie, tuz przed stroma gorka, zaraz kolo olsztynskiej katedry. Akurat na zakrecie stanalem na pedaly by "wziac" wspomniana gorke i wowczas tylne kolo trafilo na kostke i sie usliznelo. Buty w noskach, wiec ja na morde. Niedziela byla i ludzie akurat z kosciola wychodzili. Ubaw mieli jak nie wiem co - prawdopodobnie dlatego owo zdarzenie mocno utkwilo w mojej pamieci.  Rowerowi sie nic nie stalo (dokladnie ogladalem - tyle jeszcze wiem), mnie chyba tez nie. Jedynie oponodetka (tak sie to chyba wtedy nazywalo) sie odkleila i spadla z obreczy. Ja rower na ramie i predko na piechote do domu, by oponodetke do obreczy przykleic (trzeba je bylo kleic), bo dalej jechac sie chcialo...

 

Szkoda, ze tamtego roweru do dzisiaj nie zachowalem. Lubie vintage, wiec moglbym go teraz odrestaurowac i jako skulpture na scienie powiesic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Skulpture ? Dzisiaj jest bardzo "trendy" , jest jezdzenie na takich rowerach ! We Francji  raz w roku chyba , organizuje sie etap jak w "pradawnym" TdF ( czyli nie jakies 180 , ale  450 km ! ) .  Warunkiem jest ubior i sprzet z tamtych czasow ( +  chetnie , takie stare powiniete wasy )  ;)

 

 Wracajac do wypadkow , to rower jak rower , ale ze ja NIGDY na motocyklu nie lezalem , to jest bardzo zastanawiajaca sprawa  :wacko:

Bylem wtedy mlody , glupi i nie bede opisywal CO my robismy i ILE na godzinke szlo w grupie ......

Mialem kilka zdarzen , ze musialem stanac , bo mi nogi tak w skorze lataly , ze nie dalo sie jechac . Mialem raz w Niemczech klasyczny aquaplaning na autostradzie pod Berlinem i jakos udalo mi sie nie upasc (rozumiecie : aquaplaning na motocyklu i NIE upasc  !!! ) .

Jak juz sie wtedy zatrzymalem , to z 20 minut musialem posiedziec na poboczu i dojsc do siebie . Z tamtego wydarzenia pamietam tez

( lalo NIEMILOSIERNIE , a ja akurat wtedy nie mialem nic przeciwdeszczowego ) , ze barwnik ze skorzanych rekawiczek , to mi z rak chyba tydzien schodzil  :D  :D  :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A to na motorku raz miałem wymuszenie. Gościu na stopie się nie zatrzymał i wpakowałem mu się w bok (kombi) jechałem jakoś z 60km/h z górki jeszcze na dodatek. Zdążyłem nacisnąć hamulec przedni, do tylnego nie zdążyłem. Pomyślałalem tylko "k%#^#^A... przy%#^@%@ie" :D pięknie odbiłem się od niego 4 duże cięzkie talerze (Bo akurat wiozłem z wystawki z jednego sklepu na drugi paczkę dla dziewczyny) rozbiły mi sie plecach. Oczywiście dziadek kierowca się nie przyznał na początku. Sprawa miała iść do sądu. Ale w końcu poszedł po rozum do głowy. Mi nic się nie stało, trochę kulałem tylko. Motor do kasacji. A teraz z kolei często leżę na motorku jak uczę się trialu. No teraz dochodzę do siebie po tym jak ostatnio niefortunnie poleciałem na kierownicę żebrem. Ale jest fajnie :D

post-10523-0-79898700-1572014405_thumb.jpeg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Upadku z roweru nikomu nie zycze, bo to nieprzyjemna rzecz. Ale jakby nie bylo, w grupie razniej, wiec mimo wszystko troche mnie pocieszyliscie, ze nie tylko ja takie wyczyny doswiadczalem.

 

Pierwsza wywrotke na szosowce do dzisiaj pamietam. Bylo to bardzo dawno, jakos tak w polowie lat siedemdziesiatych. Wowczas bylem dumnym posiadaczem polskiej wyscigowki o nazwie Huragan. Jasnoniebieska z ciemnoniebieskim napisem, rama stalowa - zlacza lutowane na mufy, a biegi (bodajze 2x4) produkcji czeskiej Favorit, z dzwigniami bez indeksu, umieszczonymi na dolnej rurze ramy. Sam nie wiem, jak sobie wowczas ze zmiana (bez indeksu, wiec jedynie na wyczucie) radzilem, ale widocznie jakos to bylo. Na pedalach naturalnie noski, takie metalowe ze skorzanymi rzemieniami - troche mocniej zaciagniesz i nogi juz nie wyjmiesz.

 

Wylozylem sie na tym rowerku na kostce, na ostrym zakrecie, tuz przed stroma gorka, zaraz kolo olsztynskiej katedry. Akurat na zakrecie stanalem na pedaly by "wziac" wspomniana gorke i wowczas tylne kolo trafilo na kostke i sie usliznelo. Buty w noskach, wiec ja na morde. Niedziela byla i ludzie akurat z kosciola wychodzili. Ubaw mieli jak nie wiem co - prawdopodobnie dlatego owo zdarzenie mocno utkwilo w mojej pamieci.  Rowerowi sie nic nie stalo (dokladnie ogladalem - tyle jeszcze wiem), mnie chyba tez nie. Jedynie oponodetka (tak sie to chyba wtedy nazywalo) sie odkleila i spadla z obreczy. Ja rower na ramie i predko na piechote do domu, by oponodetke do obreczy przykleic (trzeba je bylo kleic), bo dalej jechac sie chcialo...

 

Szkoda, ze tamtego roweru do dzisiaj nie zachowalem. Lubie vintage, wiec moglbym go teraz odrestaurowac i jako skulpture na scienie powiesic.

 w ciagu ostatniego  miesiąca były takie na OLX , jeden Huragan a drugi francuski "Peugeot" nówka sztuka nie "ścigana"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak czytam z ciekawością i zastanawiam się czy tytuł tematu pokrywa się z treścią ... ;)

Może wydzielić Wam taki kącik rowerowy w HP ? :)

alez oczywiście  , bo taki  PEUGEOT to byłby dopiero strzał tygodnia..... niestety ktos go ustrzelił...miał  chłop :) wiedzę do czego strzela

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.