Po iluś tam godzinach za sterami Pirata to był totalny relaks . "Chodził" za ręką, super widoczność, łatwy przy starcie i lądowaniu, a co najważniejsze, nic nie skrzypiało, trzeszczało i nie wiało no i ten zapach laminatu w kabinie, bezcenne . Dodatkowo nieco lepsze osiągi i elektroniczny wariometr , ale to był kosmos . Miło wspominam, kupa przygód i niezapomnianych przeżyć. Wylatałem na Juniorze ok 150 h . Przyszły z fabryki dwie sztuki SP-3348 /Cx/ i wspomniany SP-3433 /FI/, chyba w 1987 roku. Moim "rumakiem" był głównie Cx, ale na FI też trochę polatałem.