Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Z goracego juz z rana Negotina ruszylem prosto po hotelowym sniadaniu i dodatkowej kawie. Jade asfaltem (12 km) w strone bulgarskiej granicy, mijajac miejsce, gdzie faktycznie mialem wczoraj dojechac  (mialem spac wsrod winnic, w starym winnym domku). Na granicy (dosc sennej) okazuje dokumenty, krotka rozmowa z celnikiem , ktory kiedys pracowal w Legionowie ( ? ) przy ukladaniu kabli energetycznych. Za granica skrecam z powrotem w strone Dunaju i malymi wioskami pedaluje w strone Vidina, gdzie planuje zjesc lunch. Lapie gume (wsrod pieknych winnic) , i po zmianie detki pomykam dalej. Mijam zaniedbane bulgarskie wioski i stwierdzam, ze Serbia stoi WYZEJ cywilizacyjnie od Bulgarii. Czysciej we wsiach, obejsciach, lepsze drogi. Dojezdzam do Vidina i lapie w (jadac przez park) DWIE gumy (jakies cholerne kolce z roslin). Temperatura okolo 35 stopni, wiec dojezdzam na resztkach powietrza nad dunajski bulwar i zamawiam piwo. Niestety nie mam Lewa , a karta placic nie mozna. Ide wiec do bankomatu, wyplacam kase i wracam na piwo (a wlasciwie dwa, bo goraco jest naprawde ?). Latam detki, pompuje i szukam knajpy. Znajduje restauracje na statku, ktory przycumowany jest do dunajskiego nabrzeza. Zamawiam dunajskiego suma, piwo i racze sie posilkiem, siedzac 1m od wolno plynacego Dunaju. Zamawiam deser i kawe, sprawdzajac jednoczesnie jak mam jechac dalej. Niestety jedyna droga z miasta w MOIM kierunku, to droga E 79 z masa tureckich i bulgarskich tirow, Postanawiam ten odcinek pojechac pociagiem (okolo 30 km), bo nie chce zakonczyc podrozy na masce jakiegos Turka. Pociag mam o 17.30 , wiec zasiadam na jeszcze jedno piwko. Udaje sie na stacje, kupuje owoce na straganie i czekam na pociag, Niestety jest opozniony, bo zepsula sie lokomotywa i czekaja na pociag z Sofii, ktory ma uzyczyc nam napedu. Po 40 m przyjezdza "Sofia", lokomotywa sie podczepia i ruszamy mijajac dosyc upadle wsie. Po chyba 40 min (pociag wspina sie juz w gore, wijac sie wezykiem) dojedzam do Dimova i tam wsiadam na rower. Czeka mnie wspinaczka do Belogradchika , ktory jest celem mojego etapu. Piekne widoki, droga wspina sie leniwie w gore i po 20-kilku km "laduje" w centrum miasta. Zamawiam piwko i zaczynam szukac (w necie) noclegu. Poniewaz piwo pije w hotelowej kawiarni, postanawiam zapytac sie o cene noclegu w recepcji. Okazuje sie ze luksusowy hotel, jest tanszy jak wiekszosc noclegow na Booking.com w okolicy!!! 45 EUR za fantastyczny pokoj z klima (oj, potrzebna), basen i wspaniale sniadanie. Po dlugim prysznicu, podczas ktorego zmywam pot z calego, upalnego dnia, przebieram sie, latam detki i udaje sie do restauracji obok hotelu. Gdy zamawiam kolacje, nadchodzi prawdziwe oberwanie chmury (choc jest nadal ponad 25 stopni). Restauracyjne parasole wytrzymuja napor wody, wiec NIE przesiadam sie do lokalu, co uczynilo 90% gosci. Zamawiam bulgarskie dania, piwo, rakije i dlugo racze sie posilkiem. Pozniej zamawiam jeszcze nalesniki z miodem i orzechami i udaje sie na  zasluzony spoczynek. Tylko 80 km, ale takie (krotsze dystansowo) dni tez musza czasem byc. Nie mam zadnego cisnienia, jestem w koncu na wakacjach ? 

IMG_6685.JPG

IMG_6687.JPG

IMG_6691.JPG

IMG_6693.JPG

IMG_6694.JPG

IMG_6697.JPG

IMG_6701.JPG

IMG_6702.JPG

IMG_6706.JPG

IMG_6707.JPG

IMG_6713.JPG

IMG_6715.JPG

IMG_6726.JPG

IMG_6732.JPG

IMG_6734.JPG

IMG_6739.JPG

IMG_6741.JPG

IMG_6742.JPG

IMG_6743.JPG

IMG_6745.JPG

IMG_6756.JPG

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budze sie i schodze na wspaniale sniadanko. Nie spieszac sie (klima w hotelu, a na zewnatrz juz upal) zmuszam sie , aby opuscic hotel. Najpierw podjezdzam do miejscowej atrakcji, czyli starej twierdzy. Spotykam tam malzenstwo polsko-slowackie, czyli takie cos (choc u mnie NIE malzenstwo), w czym sam zyje ?Gadamy chwilke o zyciu i Bulgarii, robie kilka fotek i zmykam w strone Berkovitsy, gdzie mam zaplanowany nastepny nocleg. Najpierw dlugi zjazd z podziwianiem miejscowych skalek, a pozniej wioseczkamu do przodu. Staje na piwko w jednej ze wsi, a 30 km dalej zatrzymuje sie w nastepnej, na male jedzonko (jest to tylko jakies ciacho i troszke picia). Pozniej pieknymi dolinami, zupelnie samotnie podziwiajac wspaniale widoki. Gdy do Berkowitsy pozostaje mi z 15 km, zatrzymuje sie zatankowac wode, ale Pani Bulgarka jest tak mila, ze robi mi salatke z ogorkow i pomidorow (z wlasnego ogrodka), krojac na gore kilka plastrow wspanialego sera. Gadamy troszke o zyciu, i milo wspomina czasy Todora Ziwkova ? Najedzony i napity ruszam w gore na ostatnie 15 km. Droga wiedzie szlakiem pieszym i jest naprawde ciezko (do tego + 32 stopnie). Ostatnie 3 km jest z gorki i wjezdzam ostro do miasta, ktore mialo byc jakims "polkurortem". Niestety jest dosyc "depresyjne" i po wypiciu browca i naladowaniu telefonu postanawiam ruszyc dalej, czyli do miejscowosci VERSHEC (najstarsze bulgarskie uzdrowisko). Mam 20 km gorami, ale z tego 12 asfaltem. Jedzie sie przyjemnie, a 5 km km przed celem podrozy, postanawiam sie wykapac w municypialnych basenach. Pytam miejscowych i dowiaduje sie wstep kosztuje 12 Lewa. Tyle jeszcze mam wiec skrecam i walac ostro w dol (2,5 km) dojedzam do basenow. Na miejscu okazuje sie jednak, ze nie ma w nich wody (TZN jest, ale tylko ze 40 cm). Wracam do wsi i informuje Pania ktora pytalem o cene (siedzi przed sklepem i plotkuje z kolezanka), ze bilety sa po tylko po 10 Lewa, ale NIE MA wody ?!!! Ruszam wiec przed siebie i po 4 km wjezdzam do KURORTU! Widac, ze lata swietnosci ma juz za soba, ale cos gdzieniegdzie remontuja i maluja. Ogolny obraz jest jednak ZLY. Znajduje nocleg i udaje sie na posilek. Zjadam rybke z miejscowego potoku, wypijam dwa piwa i udaje sie spac. 

IMG_6774.JPG

IMG_6777.JPG

IMG_6780.JPG

IMG_6787.JPG

IMG_6790.JPG

IMG_6791.JPG

IMG_6793.JPG

IMG_6794.JPG

IMG_6798.JPG

IMG_6799.JPG

IMG_6813.JPG

IMG_6829.JPG

IMG_6832.JPG

IMG_6836.JPG

IMG_6868.JPG

IMG_6857.JPG

IMG_6880.JPG

IMG_6840.JPG

  • Lubię to 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, young napisał:

Jarek a tego czarnego psa nakarmileś tą kiełbasą z folii tak uczciwie patrzył :)

Kupilem mu specjalnie zarelko w sklepie, bo patrzyl na mnie jak na swojego pana. Najlepsze, ze na drugi dzien sie "znalezlismy" (o tym berdzie w nastepnym odcinku) i dostal tez sniadanie!

 

 

14 godzin temu, young napisał:

Czas jakby się zatrzymał ? 

Młodzi wyemigrowali ? 

Tego nie wiem. Jacys mlodzi sie paletali po "deptaku", ale byli to wczasowicze. Pani  u ktorej jadlem salatke mowila, ze BARDZO duzo Bulgarow szuka szczescia poza granicami kraju (jeden z jej synow miedzy innymi).

 

 

13 godzin temu, Viper napisał:

Jarek, Tyy, naczelny Piwosz tutejszego forum i taką truciznę ;) jak fanta pijesz??? ;)   :) 

Czasem trzeba przeplukac gardlo czyms slodkim, zeby docenic goryczke browcow  ?

 

 

 

Wstaje juz o 7.00 rano, po BARDZO dobrze przespanej nocy. Lubie spac przy potokach i gorskich rzekach, bo mnie ich szum usypia. Poniewaz nie mam sniadania, pije tylko kawe (po turecku) u gospodarzy i jade (juz spakowany) szukac kawiarni lub cukierni. Znajduje ja szybko na miejscowym deptaku, zamawiam dwa ciacha, cappuccino i zjadam na deptakowej lawce (wszystkie stoliki zajete). Napelniam bidony woda z poidelek, i ruszam w dol. Po 150 m, spotykam mojekop czarnego kolege z dnia poprzedniego i daje mu dwa kawalki ktore zostaly mi z wczoraj z drugiej kolacji. Skracamy dystans i daje sie dzisiaj poglaskac (wczoraj mimo, ze karmiony, byl BARDZO nieufny). Po "posilku" biegnie za mna jeszcze ze 100m , ale w koncu postanawia zawrocic. 5 km droga w dow i skret w zupelnie boczny asfalt i wielokilometrowa wspinaczke. Ciagnie sie ona niemilosiernie, temperatura tez rosnie. Marze juz o piwku, ale postanawiam wypic je juz na przeleczy. ZNajduje sklepik, zasiadam z miejscowymi (ale oni pija kawe) i tak sobie siedzimy w milczeniu, kazdy przy swoim stoliku. Pozniej WSPANIALY zjazd ( chyba z 5-6 km). Cudowne serpentyny i napisy specjalnie na moj przejazd. Zjerzdzam do skrzyzowania i 200 m dalej zatrzymuje sie w pieknej restauracji na maly posilek. Zamwiam salate szopska z pieczywem i male piwko. Dzisiaj dosyc luzny dzien (tak jeszcze myslalem), wiec nie bede sie "sprezal". Ruszam dalej droga wijaca sie wzdluz rzeki. Przepiekna dolina i masa domow na szczytach po obydwu stronach. Ruch niewielki, ale droga ciagle gora-dol. Mijam wsie , a w miasteczkach zatrzymuje sie na uzupelnienie plynow. Spotykam na parkingu polskiego "TIRa", ale kierowca okazuje sie Ukraincem. Gadamy sobie 10 min. (moge chwile postac w jego cieniu) i udaje sie dalej (on musi jeszcze odczekac 45 min, zanim ruszy do Grecji). Jestem zdziwiony, ze jest dzxisiaj tak duzo POD gore,bo myslalem, ze bede jechal wzdluz rzeki. No i jade wzdluz niej, ale drogi "plasko" poprowadzic sie nie dalo. Gdy mam jeszcvze 50 km do Sofii, siadam sobie w pieknym miejscu i pije piwko raczac sie pieknym widokiem na doline. Wiem, ze reszta drogi juz taka ciekawa nie bedzie. Po 15 km wjezdzam na lekki plaskowyc i widze w oddali Sofie i majaczaca w oddali Witosze. Rusz robi sie coraz "gestszy" wiec odnajduje jakies podrzedne sciezki, aby dostac sie do centrum i znalezc jakis nocleg. Kartonu na rower postanawiam poszukac jutro, wiec smigam do centrum, instaluje sie w knajpce i przy piwku szukam jakiegos lokum. Znajduje w koncu maly hotelik z knajpa, ktory okazuje sie lezec tylko z 1,5 km od miejsca w ktorym siedze. Udaje sie tam, pobieram klucz i wchodze do CUDOWNIE schlodzonego pokoju. Dlugi prysznic zmywa ze mnie caly dzien, ubieram "cywilne" ciuchy i udaje sie do knajpki na dole. Maja wspaniale jedzenie (widze je na talerzach gosci), wiec znajduje miejsce i zamawiam karte (ale najpierw jedno piwo). Zjadam BARDZO smaczny posilek ( w tym bulgarskie FLAKI) i udaje sie na dlugi spacer po rozgrzanej jak piec "starej" Sofii. Kraze w dzielnicy przy glownym meczecie, gdzie dookola rozlokowali sie bracia muzulmanie. Masa kawiarenek, cukierni i sklepow z "markowa" elektronika. Czuje sie troszke jak w podobnej dzielnicy w Malmö ?. Robie zakupy "owoowe" ( owoce to maja Bulgarzy wspaniale) i chyba o godzinie 23.00 udaje sie do hotelu. Tam zasiadam jeszcze na browca i po barzdo powolnym spozyciu udaje sie do pokoju. Jutro mam caly dzien w Sofii, wiec ide w lozku zaplanowac CO bede robil. 

IMG_6825.JPG

IMG_6872.JPG

IMG_6874.JPG

IMG_6876.JPG

IMG_6885.JPG

IMG_6889.JPG

IMG_6895.JPG

IMG_6894.JPG

IMG_6896.JPG

IMG_6898.JPG

IMG_6899.JPG

IMG_6902.JPG

IMG_6904.JPG

IMG_6909.JPG

IMG_6912.JPG

IMG_6914.JPG

IMG_6915.JPG

IMG_6919.JPG

IMG_6920.JPG

IMG_6921.JPG

IMG_6930.JPG

Reszta zdjec :

IMG_6948.JPG

IMG_6940.JPG

IMG_6949.JPG

IMG_6946.JPG

IMG_6950.JPG

IMG_6954.JPG

IMG_6959.JPG

IMG_6956.JPG

IMG_6977.JPG

IMG_6981.JPG

IMG_6982.JPG

  • Lubię to 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Fajna podróż i fajna relacja :) 

Ja wróciłem do biegania po długiej przerwie i na początku całkowicie straciłem dynamikę na rowerze. Odstawiłem na troszkę rower, a gdy z bieganiem forma się ustabilizowała, powróciłem do roweru i znowu jest fajnie i szybko (jak na mnie ;) ), ale jeżdżę głownie po i wokół W-wy, cały czas odkrywając nowe ścieżki i trasy.

A poza tym w każdej wolnej, wietrznej chwili foiluję, ale mnie wzięło. Kupiłem sprzęt i wczoraj po raz pierwszy opływałem mój zestaw, muszę jeszcze podregulować foila, chyba jeszcze bardziej do przodu przesunąć, ale generalnie na moje jeszcze słabe umiejętności to jestem mega zadowolony. Co za fantastyczna zabawa, mam zamiar pływac nawet zimą, o ile nie będzie mroźna, w każdym razie zamówiłem grubą piankę z kapturem, buty i rękawiczki, zobaczymy jak wyjdzie. Aby wiało odpowiednio :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Viper napisał:

mam zamiar pływac nawet zimą, o ile nie będzie mroźna, w każdym razie zamówiłem grubą piankę z kapturem, buty i rękawiczki, zobaczymy jak wyjdzie

 Tez to robilem (windsurfing), ale przyjemnosc, to CIEZKO w tym znalezc ? 

Jezdzenie rowerem w zimie, jest DUUZO przyjemniejsze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zobaczymy, nigdy poza latem nie pływałem na desce, będzie więc to nowe doświadczenie, a ten wingfoil mnie wziął. A poza tym co szkodzi jeździć też na rowerze :) 

Właśnie wróciłem z małej przejażdżki między mostami i trochę po Wwie, 40 km zrobione. W miarę możliwości staram się wybierać strome podjazdy, mój ulubiony to Agrykola koło Łazienek i tam wciskam po pedałach.

Czytałem wywiad z Gościem uprawiającym jakieś ekstremalne kolarstwo i między innymi zachwalał takie wjeżdżanie wielokrotne nawet na taki niby nie najdłuższy miejski wzgórek, że świetnie przygotowuje do realnych wspinaczek, tak więc staram się ćwiczyć :) 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie palę, biegam, jeżdżę regularnie i generalnie mniej lub więcej się ruszam i ruszałem w przeszłości (różne aktywności). I właśnie między innymi dlatego to robię (mimo iż czasem lenistwo mnie zżera), aby uniknąć, albo zdecydowanie zminimalizować szansę na wszelkiego rodzaju atrakcje jak zawał, udar i inne tego typu :)

A dwa, nie robię tego na pałę, tylko kontroluję tętno, buduję strefę tlenową i tym podobne rzeczy, a jako że działam zgodnie z tymi regułami od dawna, więc znam swój organizm, nawet bez patrzenia w cyferki.

Jakakolwiek aktywność robiona na pałę, nie regularnie, bez stopniowania, bez wiedzy i pewnej kontroli rzeczywiście może przynieśc więcej kłopotów niż pożytku, ale jak ze wszystkim, zabierając się do czegokolwiek warto trochę czasu poświęcić i poczytać, wiedza nie boli, a powoduje, że nawet aktywności sportowe mogą być efektywniejsze, a przede wszystkim bezpieczniejsze :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja dzisiaj odwalilem  pierwszy po wakacjach PRAWDZIWY trening z klubem. Najpierw czasowka 18 km (po trzech), pozniej interwaly 12 x minuta/2 minuty, czyli minuta na maxa i 2 minuty lekkiego krecenia. Jestem, WYKONCZONY!  Caly trening to jazda na 75% max pulsu (srednia). Ciezka harowka powiem wam szczerze. Czasowka tak na 5 sek. przed wymiotami (jak ciagnalem). Szlismy miedzy 45-50 . Bylo zupelnie bezwietrznie (NIEnaturalne warunki jak na Malmö).

 

Tez trenujemy na takiej naszej "Agrykoli", ale nie zadne wspinaczki ( bo to tak naprawde zadna wspinaczka), tylko rozpedzamy sie przed nia i OGIEN pod gore. Ostatnio nawet pobilem rekord (srednia wjazdu 42 km/h). Tez ma tyci ponad 5% i 470 m (poczatek ma wiecej % , bo pozniej sie wyplaszcza, a Agrykola odwrotnie). Na tego typu podjazdach, to sie cwiczy dynamike. Nie patrzysz na serce, tylko jazda do WYMIOTOW i az sie uda zaczna palic (a to sie czuje, bo ciuchy zaczynaja sie wtapiac w skore)?  

IMG_7270.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i ostatni dzien w Sofii. Wstaje wczesnie (jestem "krotkosenny"), zjadam sniadanko we wspanialej kawiarence i udaje sie (piechotka) po karton na rower. Umowilem sie z kolesiem dzien wczesniej i mowil, zebym sobie odebral po 10.00(czas otwarcia sklepu). Spacerkiem udaje sie wiec do sklepu, a jest to kilka km. Ise fajnymi dzielnicami, robiac po drodze troszke fotek. W sklapie krotka pogawedka i udaje sie z powrotem, ale juz z kartonem. Ide troszke inna droga, zer leje sie z nieba niemilosierny (a jest dopiero 10.00 rano!). Donosze w koncu karton do hotelu, gdzie rozkrecam wstepnie rower. Postanawiam udac sie w masyw Witoszy, ale NIE na rowerze. Udaje sie do metra, dojezdzam do stacji skad odchodza autobusy i jazda! Sofia lezy na 600m, a autobus wjezdza na 1800m!!! Troszke to trwalo, ale kosztowalo jakies drobne. Powietrze robi sie bardziej rzeskie, ale niestety kolejka linowa w srodku tyg. jest NIECZYNNA ? Chcialem wjechac jeszcze wyzej, ale w japonkach nie bede sie wspinal(choc szlak dosyc lekki). Zjadam lunch na gorze, troszke sie opalam i lapie autobus na dol. Widoki piekne, widac mase oznaczonych szlakow do DH , a autobus zabiera rowery na gore na specjalnym bagazniku!!! Raj dla downhillowcow po prostu! Pozniej szwedam sie jeszcze po Sofii, wracam do hotelu i personel zalatwia mi taksowke (na 4 rano), ktora zabiuerze mnie z kartonem na lotnisko. Szwedam sie jeszcze troszke po okolicy, robie male zakupy (glownie sery i miejscowe kielbasy) i udaje sie do siebie na kolacje. Po kolacji skladam reszte roweru, pakuje wszystko w karton , zaklejam zakupiona tasma i udaje sie spac. Jak taksowkarz zaspi, to jestem w czarnej dupie ? Budze sie o 3.30, toaleta poranna i schodze na dol z kartonem. Przyjezdza o 3.55 (VW Touran), pakujemy rower i jedziemy na lotnisko. Pan opowiada mi troszke i budynkach ktore mijamy, pyta o ilosc Cyganow w Polsce, a pozniej dumnie oswiadcza, ze poochodzi od Karadaszy! Dojezdzamy na lotnisko ( na taksometr 22 Lewa) , daje panu 5 EUR napiwku i ide oddac rower. Pozniej troszke oczekiwania, ostatnie zakupy i punktualny start . Spie caly lot, odprawa w Kopenhadze i pociag do Malmö. Do domu zawozi mnie koles, ktory pracuje 100m od stacji. 

IMG_6992.JPG

IMG_6994.JPG

IMG_6995.JPG

IMG_7003.JPG

IMG_7011.JPG

IMG_7012.JPG

IMG_7015.JPG

IMG_7019.JPG

IMG_7020.JPG

IMG_7022.JPG

IMG_7023.JPG

IMG_7027.JPG

IMG_7034.JPG

IMG_7039.JPG

IMG_7050.JPG

IMG_7053.JPG

IMG_7057.JPG

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, young napisał:

Wiesz zazdroszczę tych różnych piw, ?

 

Sam sobie czasem zazdroszcze ? Tak naprawde, to te piwa smakuja TYLKO podczas mych wypraw. Swiadomi nie kupilbym zadnego z nich.  NIE sa one niestety fantastyczne, ale na wyprawach mam zasade, ze pije miejscowe, jakie by one nie byly.

W domu racze sie innymi. Uwielbiam czeskie, ale rowniez frankonskie (jak i bawarskie z innych czesci Bawarii). Mistrzostwo swiata!!!

Ostatnio zamowilem sobie 100 butelek i cwicze ? 

Wiekszosci z nich nie znajdziesz w zwyklych sklepach, czy nawet w specjalistycznych sklepach z napojami (takie Niemcy maja). Otwarcie kazdego, to jest CEREMONIA; bo wiesz co Cie czeka. Tutaj NIE ma przykrych niespodzianek. 

Jedyny kraj gdzie nie pije miejscowych piw (jezdzac rowerem), to Polska ? OK, Radlery czy inne wynalazki, ale rzadklo polskie piwa.

No i nie lubie zadnych rzemieslniczych, czy innych kraftowych. Jestem fanem lagerow (hell, pilsner ITP), a tych (dobrych), to zaden amator nie uwarzy. Rozne Tyskie, Lechy ITP, to omijam BARDZO szerokim lukiem. Produkty piwopodone jak dla mnie. Nie rozumiem JAK mozna to pic, majac obok na polce (prawie za taka sama cene) np. czeskie piwo ? 

 

10.JPG

IMG_7209.JPG

IMG_7286[1].JPG

IMG_7308[1].JPG

8.JPG

IMG_7367[1].JPG

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 godzin temu, jarek996 napisał:

JAK mozna to pic, majac obok na polce (prawie za taka sama cene) np. czeskie piwo ? 

U nas czeskie piwo jest tylko z nazwy, robione w PL. Byłem na Węgrzech i ucieszyłem się widząc piwo Lowenbrau , kupiłem kilka puszek,smak okazł się być taki przy których tyskie jest rarytasem. Robione na Węgrzech ? oto. przyczyna

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.