witold_pi Opublikowano 6 Września Opublikowano 6 Września 17 minut temu, Viper napisał: Ja muszę kiedyś zaliczyć kilka regionów Francji, od jakiegoś czasu się przymierzam, ale obiektywnie rower to będzie chyba tylko takie usprawiedliwienie dla sumienia, że zaliczam winnicę po winnicy TO CHYBA BĘDZIESZ MUSIAŁ JESCHAĆ TRÓJKOŁOWCEM Z AUTOPILOTEM 🙂
pietrku Opublikowano 7 Września Opublikowano 7 Września To prawda, że w Niemczech można jechać na rowerze do 1,6 promila jeśli się jedzie bez slalomu? Tak w internetach piszą 😀.
jarek996 Opublikowano 7 Września Opublikowano 7 Września Godzinę temu, pietrku napisał: To prawda, że w Niemczech można jechać na rowerze do 1,6 promila jeśli się jedzie bez slalomu? Tak w internetach piszą 😀. To w Szwecji BEZ ograniczen (na rowerze)! Wyszli z zalozenia, ze lepiej zeby ludzie jechali sie napic rowerem niz maja wracac samochodami.
pietrku Opublikowano 7 Września Opublikowano 7 Września Nieźle. To teraz powoli zaczynam rozumieć powody Twojej przeprowadzki 😀. 32 minuty temu, jarek996 napisał: Wyszli z zalozenia, ze lepiej zeby ludzie jechali sie napic rowerem niz maja wracac samochodami. W sumie jest w tym jakiś sens. Rower mniejsze szkody zrobi jakby co. Za to w Polsce nie ma zapisane bodajże nigdzie, że nie można latać szybowcem na gazie. Nie ma wymienionego konkretnie szybowca wśród pojazdów mechanicznych, których nie można prowadzić pod wpływem (przynajmniej nie znalazłem) 🙂.
jarek996 Opublikowano 7 Września Opublikowano 7 Września 4 godziny temu, pietrku napisał: Nie ma wymienionego konkretnie szybowca wśród pojazdów mechanicznych, których nie można prowadzić pod wpływem (przynajmniej nie znalazłem) 🙂. Dlatego, ze szybowiec NIE jest na 100% pojazdem MECHANICZNYM 🤑 1
jarek996 Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września OK, DZIEN 3: Zgodnie z przypuszczeniami, pobudka byla srednio przyjemna. Zwloklem sie na sniadanie i zmusilem do spozycia wielu kolhydratow. Na moim stole krolowaly jednak przede wszystkim przerozne soki, do ktorych zmuszac sie nie musialem 😉 O 8.30 spokojny start. Zaczyna sie wielokilometrowymi, wspanialymi szutrami Rzeka jest juz dosyc szeroka, ale to ciagle nie jest jeszcze TEN Dunaj! Zaczyna sie seria zapor (Dunaj jest mocno uregulowany), ktorymi mozna przejezdzac na druga strone. Pozniej zaczynaja sie bawarskie miasteczka Przybytki tego typu na szczescie jeszcze zamkniete Kolejna zapora (tym razem z przeprawa) Po zaporze “wprowadzam sie” (swiadomie) w troszke trudniejszy teren. Smigam strona “niesciezkowa”, aczkolwiek dla gravela i MTB przejezdna Kilkanascie km roznymi chaszczami z nadzieja, ze jedyny mostek bedzie na swoim miejscu 😂 Mostek byl na miejscu (choc ledwo sie trzymal). wiec moglem kontynuowac wg planu. Troszeczke bokami mkne sobie dalej. Dookola dziwne rozlewiska i liczne doplywy Dunaju. Pozniej powrot na jedna z odnog I kolejna zapora Na szczescie TEZ zamkniete Ale w Donauwörth juz otwarte! Tym razem to mi sie naprawde nalezalo! Chwilke posiedzialem, zmienilem kurs na komputerku (od tego miejsca mialem juz jedna trase do konca) i ruszylem dalej. Zaczelo sie robic cieplo. Tutaj tez jeszcze bylo zamkniete 😂 Znowu odjazd od Dunaju (rozlewiska i doplywy) Chwila relaksu z kolezankami Kozy naleza absolutnie do moich faworytow w swiecie zwierzat 😂 Dojezdzam do miasteczka Neuburg an der Donau i robie zakupy sniadaniowe, ktore spozywam niespiesznie na lawaczce przy Dunaju. Klasyczna niemiecka fleischslat i preclobodobne pieczywo. Po chwili lenistwa ruszam dalej. Zblizam sie Ingolstadt, czyli ojcowizny marki AUDI Przejazd przez miasto raczej nieciekawy Odwiedzam muzeum policji bawarskiej i smigam dalej Za Ingolstadt duze sklady Bundeswehry i piekny szlak Jeszcze dalej za miastem, miejscowe elektrownie (tak to przynajmniej wygladalo) Po tym dosc strasznym widoku zaczynaja sie znowu widoki bajkowe Jako, ze dzisiaj bede przejezdzal przez Weltenburg, zaczynaja sie przede mna pojawiac OLBRZYMIE plantacje chmielu! Az sie chce szybciej jechac 😂 Jade miedzy tym chmielem i mysle tylko o jednym 😂 Mijam ruiny rzymskiego siedliska (tutaj konczyla sie granica Imperium Rzymskiego) Czuje, ze zlapalem gume, ale do Weltenburga mam moze z 5-8 km. Postanawiam dopompowywac (spada bardzo wolno) W koncu (bardzo kiepskim kawalkiem drogi) dojezdzam do najstarszego na swiecie browaru klasztornego! Oszczedzalem sie na ten moment CALY dzien! Najpierw zamawiam weizena, a po weizenie “dunkla” Ogladam caly przybytek ze wszystkich stron I przy wyjezdzie place natychmiasowa kare za wypicie DWOCH piw Niestety ostatnie 8 km (do noclegu) bedzie mocno pofaldowane. Tym co mnie ciagnie i daje energie na te podjazdy jest to, ze spie dzisiaj w hotelu-browarze 😂 W koncu w dol i dojezdzam do Kelheim, a dokladnie to do sasiedniego Affecking. Co robie najpierw? Tego chyba NIE musze tlumaczyc 😂 Pozniej zjadam porcje miejscowego jadla I testuje wiekszosc miejscowych produktow. Przed snem latam dwie detki (znajduje resztki malutkiego kolca w oponie) i po sprawdzeniu, ze trzymaja, klade sie spac. Wyszlo dzisiaj 172 km 2
young Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września Kolejny raz napiszę: świetny materiał na poradnik turystyczny 🤗 pt: W poszukiwaniu chmielowej szyszki ...
jarek996 Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września Godzinę temu, young napisał: Kolejny raz napiszę: świetny materiał na poradnik turystyczny 🤗 pt: W poszukiwaniu chmielowej szyszki ... Niestety NIC z tym nie zrobie, ze piwa wytyczaja mi szlak 😉 1 1
dariuszj Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września 5 godzin temu, jarek996 napisał: Co jak co, ale to lotnisko modelarskie z asfaltowym pasem mają super 1
jarek996 Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września DZIEN 4: Przed sniadaniem poszedlem obejrzec zaplecze browaru i przeszedl mnie dreszczyk, ale piwa na sniadanie NIE zamowilem Mapka regionu. W promieniu 20 km jest 14 browarow!!! Kolo zrobilem jeszcze przed snem, wiesz szybkie pakowanko i w droge. Troszke do tylu (do mostu), przeprawa na druga strone o jazda! Od razu zwirki Na Dunaju spotykam Rumunow. Mozliwe, ze spotkamy sie niebawem na ich wodach Piekna pogoda i spory ruch na wodzie ’ Tuchera juz kiedys pilem, wiec nie staje Dojezdzam do Regensburga i trafiam na bawarski slub Przesliczne miasto, ale nie mozna tracic zbyt wiele czasu. Zapytalem napotkanego kolarza o sklep rowerowy, bo skonczyl mi sie wosk do lancucha (zapomnialem napelnic moja buteleczke po Rumunii). Jazda na sucho to zadna przyjemnosc. Znajduje polecony przez niego sklepik i jak widza, ze jade na BASSO, dostaje wosk za friko i robia mi jeszcze podwoje espresso. Na scianie wisi moja ulubiona rama (BASSO SV) i stoi wiele innych pieknych Bassiakow. Zegnam sie (najpierw woskujac lancuch ) i ruszam dalej. W miescie pod katedra, polacy plasaja do religijnych piesni Po tej dawce rozrywki postanowilem sie upic. Musze powiedziec, ze trafilem na jedno z NAJLEPSZYCH piw, jakie w moim nienajkrotszym dotyczczas zyciu pilem. Po wypiciu, musialem posiedziec kilka minut, bo nie moglem dalej uwierzyc w doskonalosc spozytego trunku! Na 100% sprowadze sobie skrzynke!!! Niestety, przyszedl czas na dalsze krecenie. Zostawiam Regensburg i smigam dalej. Miaso jest zwyczajnie NADZWYCZAJNE! Czekam jeszcze na “zesluzowanie” rzecznego giganta i zostawiam to piekne miejsce za soba. Za miastem budowla, jako moze wzniesc WYLACZNIE nasz zachodni sasiad! Coraz wiecej wycieczkowcow, a ja sobie jade 15 m od nich Mijam ciagle piekne miejsca Ale czas tez stanac i zatankowac Gdy ja jade sobie gora walu (nie jest to zakazane) widzac po prawej Dunaj, to Niemcy poslusznie tam, gdzie jest strzalka dunajskiego szlaku (czyli dolem) Spotykam harmoniste, grajacego sobie skoczne melodie. Chwile slucham, nagrywam, pozdrawiam i jade dalej. Po harmoniscie kolejny stopien wodny i przeprawa na druga strone. i wjezdzam do przepieknego Straubing. Czas cos zjesc (i wypic). Jestem w Bawarii, wiec czas na weizena. Arcobrau i karkowka z knedlami (oraz oczywiscie z kiszona kapusta na cieplo) Wyjazd z miasta i sciezka niestety sie konczy. Trzezba jechac troche droga. Droga skreca jednak w okoliczne wsie, w ktorych leja piwo. 10 km po piwie pierwsza przeprawa promem Pozniej zwirkami przez wioseczki. i dojezdzam do celu podrozy. Szukam noclegu i zanim “wespne” sie 150 m w pionie, chlodze organizm przy miejskiej plazy. Miasto nazywa sie Deggendorf. Zakupilem bilety na kilka imprez Po piwku (i kupnie biletow) wspinam sie do pensjonatu, gdzie po prysznicu przychodzi czas na kolacje. Piekny widok na miasto i Dunaj z restauracyjengo tarasu Stawiam na schaboszczaka z kartofelsalat i weizena. A ze nie samym jedzeniem czlowiek zyje, to poprawiam hellesem i na deser mloda (choc niestety niezbyt piekna) Niemka robi mi loda Biore sie pozniej za pranie, bo moje ciuchy nie sa zbyt swieze po trzech dosc cieplych dniach. Rozwieszam pranko na balkonie (jest UPALNIE mimo poznego wieczoru) i ukladam sie spac. Dzisiaj TYLKO 145 km. Musze zwolnic, bo zbyt szybko dojade do Wiednia! 2
jarek996 Opublikowano 10 Września Opublikowano 10 Września DZIEN 4: Spalo mi sie, jak zwykle DOSKONALE, a obudzilem sie bez budzika (na co dzien tak dlugo nie sypiam). Przyjemne sniadanko, spokojne pakowanko i zrzucam sie z “wysokosci” z powrotem do brzegow Dunaju. Najpierw klimaty prawie “gorskie”, a po 4-5 km jestem z powrotem na szlaku. Zaczyna sie asfaltami, a chwilke nawet “normalna” droga. Pozniej skrecam za zwirki. Znaczna wiekszosc miejscowosci polozonych przy brzegu, ma ruchome zapory, ktore “odcinaja” miejscowosc od wody, przy bardzo wysokich stanach. Mimo, ze Dunaj jest mocno uregulowany, TAKA rzeka moze jednak co jakis czas splatac figla. W niektorych miejscowosciach takie zapory maja po 2 m wysokosci (wszystko pewnie zalezy od polozenia w stosunku do lustra wody) ! Rozne kampingi i male porty, sa po prostu zalewane przy podtopieniach i powodziach (leza po stronie wody) Na ponizszym zdjeciu, stany wody z ostatnich najwiekszych powodzi (stoje ze 4-5 m ponad Dunajem) Jak na razie wiekszosc to zwirki i spory ruch na wodzie Woda jest dosyc czysta, ale wiadomo jak to w rzekach. W ciaglym ruchu, wiec troszke “przemieszana”. Dzisiaj ostatni dzien w Niemczech (z wiekszych miasto zostaje Passau), wiec mam plan wypic przynajmniej ze dwa browce na pozegnanie. Dojezdzam do Vilshofen an der Donau (przejezdzam do miasta przez most) i wlasnie tam zamierzam sie schlodzic. Tuz przed mostem postawiono mi klasyczna brame zbudowana ze skrzynek po piwie i starego roweru. JAK oni wiedzieli, ze bede jechal akurat ta strona? W miescie niestety wiele lokali jeszcze zamknietych i po zalaniu bidonow w sklepie, zawracam na druga strone. Tam przy samym Dunaju znajduje sie lotnisko sportowe i restauracje mieli juz otwarta . Zamawiam piwko i obserwuje starty samolotow Dzisiaj nie musze sie spieszyc, bo mam TYLKO 140 km do celu. Dzien prawie wypoczynkowy. Po obejrzeniu chyba 5 startow samolotow, wsiadam na rower i po minieciu kilku wiosek znajduje kawiarenko-piekarenke. Zmawiam kawalek makowca popijajac wlasnymi plynami. Po makowcu, jak to po makowcu. Czlowiek na lekkim haju, wiec BARDZO spokojnie pedaluje dalej. Po kilkunastu kilometrach staje w barze dla rowerzystow i zamawiam weizena Dojezdzam do przedmiesc Passau i trafiam na “sluzowanie” statku z Basel (bylem tam kilka dni temu!) Wiekszosc mijanych “rowerzystow” wyglada jak para ze zdjecia Przejazd na druga strona jakas gigantyczna konstrukcja (wiekszosc zapor jest przejezdna dla rowerzystow) zbudowana pewnie jeszcze za Adolfa Przy nabrzezu w Passau, stoi chyba ze 20 zacumowanych dunajskich wycieczkowcow. Obok straszny ruch, a dziesiatki autubusow dostarczaja klientow. Wjezdzam do miasta i krece sie ze 20 min. robiac fotki. Miasto piekne jak pozostale, ktore mijalem! Spotykam gravelowca Palestynczyka! Jedzie na prawdziwym gravelu wyprawowym, czyli Salsie Cutthroat, ale raczej NIE jest obladowany!!! Gadamy chwile i okazuje sie, ze mieszka w Oregon, ale jest wlasnie w Europie, bo chce sie zona przeprowadzic do Turcji (Stany mu sie NIGDY nie podobaly, ale tak w zyciu wyszlo. Do tego wszystkiego Trump). Chce (on) dojachac rowerem do Budapesztu, a dalej pociagiem do Istambulu. Mily, wesoly gosc. Zjedlismy jeszcze razem po lodzie (robil starszy Niemiec) i sie pozegnalismy jak starzy znajomi! Oto jego rower: Obejrzalem, co mialem obejrzec i ruszylem mostem przez rzeke Inn (te od Innsbrucku ) Gdy rzeka Inn wpada do Dunaju, zmienia on zupelnie kolor. Inn jeszt typowa rzeka gorska, wiec niesie inny typ mineralow. Dzieki niej Dunaj NIE jest juz taki “brazowy”, a robi sie (kolor wody) duzo lagodniejszy Jeszcze tylko kilometr i wjezdzam do Austrii Czuje lekki niedosyt, bo nie sprobowalem piwa z Passau, na ktore sie mocno nastawialem. Kawalek przy rzece Inn i pozniej juz dalej wzdluz Dunaju. Sciezka niestety asfaltowa Po kilkunastu km staje na pierwsze austriackie i zupe gulaszowa Po zjedzeniu, krotka siesta i czas jechac dalej. Garmin kaze skrecic w lewo, wiec przejezdzam przez zapore i okazuje sie, ze znowu jestem w Niemczech (a dokladnie w Bawarii)! Po chyba 200m za zapora, trafiam na piwo z Passau, ktore myslalem, ze mnie niestety ominie! Racze sie nim bardzo dlugo, majac chec na kolejne, ale zmuszam sie do odjechania z tego wspanialego miejsca Kilkanascie km asfaltem, az trafiam w las , gdzie jest zakaz jazdy rowerem. Lamie zakaz, jade dalej, ale jednak jest to szlak pieszy Chwile po tym zdjeciu idzie on w dol chyba ze 25% i to kamieniami!!! Moze gdyby nie to piwo (albo moze przez to, ze nie bylo kolejnego), to bym ten szlak zaatakowal. Zawracam jednak z podkulonym ogonem i Austriak przeprawia mnie na druga strone. Kupuje bilet (2,50) i jego nalewke (tez 2,50) Nalewke spozywam w srodku nurtu Dunaju, gaworzac sobie z Austriakiem Po przeprawieniu sie jade zacieniona strona, co jest bardzo mile, gdyz jest chyba ponad 30 stopni! Knajpa niestety zamknieta Po kilkunastu kilometrach znowu prom, ale tym razem “promowy” ma piwo. Dunaj tutaj sie strasznie “wije”, wiec kilometry leca, a na mapie sie prawie nie przesuwam. Po kolejnych kilkunastu km,kolejny prom. Tym razem promowy nie mial NIC . Na prom czekam z pania Austriaczka (na szosowce) i poniewaz jedzie w tym samym kierunku, umawiamy sie, ze pojedziamy razem. To byl blad, bo przy 33 km/h pani zaczyna “popuszczac” Musze zwolnic i jechac 28 km/h z “popuszczajaca” za mna pania Austriaczka. Dojezdzamy razem do Aschach, zegnamy sie, a ja znajduje nadbrzezna kawiarenke. Kupuje lody i piwko Siedze dobre 30 min. i wsiadam na ostatnie dzisiaj 10-12 km. Przejezdzam na druga strone Dunaju i po minieciu 3-4 wiosek, odbijam troszke od rzeki w strone noclegu. Zmawiam pokoj (dobrze “potargowalem”), biore pryche i schodze na kolacje. Na poczatek kroma ze smalcem i browar, pozniej knedle z morelami, na koniec hamburger i jeszcze jedno piwo Walnalem jeszcze lody (nalozyl wlasciciel, Martin) i poszedlem sie przejsc po okolicy. Po godzinnym spacerku wskoczylem do lozka i nie moglem dlugo zasnac (knajpa na dole i straszny upal bez klimy). Dzisiaj marne 131 km . 2
Viper Opublikowano 14 Września Opublikowano 14 Września Dziś miało wiać, liczyłem na winga, ale tak to z prognozami bywa, że nawet półdniowe się już nie sprawdzają. Wstałem, wiaterek w oczach siadał, niebo sine, będzie padać (to widać bez prognozy ), dzień ziewający, no to wyskoczyłem na rowerek i pokręciłem trochę kółeczek po Lesie Kabackim przed spacerkiem z pieskiem i fajnie bylo 1
jarek996 Opublikowano 16 Września Opublikowano 16 Września Jeszcze nie zakonczylem relacji z odcinka zrodlo-Wieden, a wczoraj kupilem bilety do Rumunii, na odcinek Cernavoda-Delta! Wylot do Bukaresztu w czwartek poznym wieczorem🤘 1
Andrzej68IX Opublikowano 16 Września Opublikowano 16 Września Płakał bym ........ kupując ROWER za 70k https://www.o2.pl/informacje/ktos-ukradl-rower-za-70-tys-zl-policja-szuka-tego-mezczyzny-7200915139906176a
jarek996 Opublikowano Piątek o 16:51 Opublikowano Piątek o 16:51 W dniu 16.09.2025 o 19:33, Andrzej68IX napisał: Płakał bym ........ kupując ROWER za 70k Zlodziej pewnie plakal kradnac 😉 Masz racje, ceny rowerow zrobily sie jakies k.....a NIEREALNE. Za 7 kg trzeba placic dzisiaj 70-100 tys! Dlatego ja skladam wiekszosc sam. Rower to 20-30 czesci , dosc prostych do samodzielnego montazu. Srednio rozgarniety modelarz da rade. Kupuje rame, komponenty ETC na przeroznych okazjach i mam rower marzenie za (zazwyczaj) pol ceny tego, co musialbym dac za gotowy (i to czesto na gorszych komponentach). P.S. Z Rumunii juz wrocilem 😉
jarek996 Opublikowano Sobota o 17:32 Opublikowano Sobota o 17:32 11 godzin temu, Paweł Prauss napisał: poproszę o relację Bedzie Pawelku, bedzie! Moze jednak najpierw skoncze te pierwsza? W sumie to moge poprzeplatac 😊 Wylot byl w czwartek o 22.00 i wszystko odbylo sie zgodnie z planem. Zasnalem zaraz po starcie, obudzilem sie podczas ladowania. Mozna powiedziec, ze ten “sen” uratowal mi noc. W Rumunii czas przesuniety, wiec trace godzine. Autobus podjezdza do samolotu po 30 min. wiec trace pol godziny. Czekam na rower pol godz., trace kolejne pol godziny 😉 Znajduje wozek i po cichutku oddalem sie z tym wozkiem (a na nim z rowerem) w kierunku pensjonatu. Najpierw 300 m pod prad polautostrada, a pozniej terenem dla gravela w kompletnych ciemnosciach! Docieram do pokoju, skrecam rower , wszystko pakuje, tak zeby z rana zyskac KAZDA minute snu. Zasypiam chyba o 3.00, a pobudka o 5.45. Robie szybka kawe, zjadam dwa croissanty (w cenie pokoju), zakladam rekawki, kamizelke , odpalam WSZYSTKIE lampki (na mrugajaco) i wbijam sie w poranny ruch na polautostradzie prowadzacej do miasta. Torbe na rower zostawiam w pralni pod stolem i informuje o tym (SMSem) wlasciciela (mial niby ktos juz byc z rana, ale bylo pusto). Zasuwam z dusza na ramieniu, ale udaje mi sie calo dojechac do stacji Baneasa . Chwile wczesniej oprozniam bankomat Draculi (Banca Transilvania) i zmykam na pociag, ktory podjezdza punktualnie o 7.09 . Na stacji zegnaja mnie oczywiscie miejscowe psy Rower do przedzialu rowerowego , kupuje bilet u pana konduktora i moge sie znowu chwile kimnac. Z rana bylo tylko 8 stopni! Pociag dojezdza do Cernavoda o 8.48. Wysiadam, witaja mnie miejscowe psy, , kupuje kawalek pizzy i zjadam razem z nimi na poczatku mostu. Nie jest to most przez Dunaj, tylko przez Kanal Smierci (Canalul Morții). Jest tak nieoficjalnie nazawany, bo przy jego budowie zginelo (tak sie szacuje) okolo 200 000 wiezniow (z tego wielu politycznych). Prowadzi z Cernavoda do Navodari (polnoc Constanty). Zjezdzam mostem do Cernavoda (bylem tutaj w zeszlym roku, ale jechalem dalej POD prad Dunaju), przejezdzam przez “centrum” (pierwsza wspinaczka dnia) i chce jak najszybciej wyjechac w “dzicz”. Niestety najpierw kilkanascie km asfaltem. Przekraczam drugi kanal, ale tym razem jest to odprowadzenie wody chlodzacej z miejscowej elektrowni jadrowej Dozymetr zazgrzytal, wiec przyspieszylem, zeby sie nie naswietlic. Po kilku km w koncu szutry! Dlugo to nie trwalo, bo przeplataly sie ciagle z asfaltem (zero ruchu). Co chwile 10% podjazdy Mijam ruiny naddunajskiej fortecy z czasow rzymskich I ruszam dalej Psy sa wszedzie! W miastach, na wsiach i na polach! Jadac lasem przy brzegu dojezdzam nagle do rumunskiego Baden Baden! Nad samym brzegiem na skarpie, w basenie, siedza sobie emeryci i grzeja organizmy w cieplej smierdzacej wodzie! Tak polozonych “term” to jeszcze w zyciu nie widzialem 😂 Gdyby mnie czas nie gonil, tez bym sie chetnie wygrzal! Po termach troszke fajnych sciezek! i po kilkunastu km przekraczam Dunaj. Woda ma tutaj wspanialy kolor, zupelnie inny jak w czesci niemiecko-austriackiej! Za mostem wypijam pierwszego browca po nim 5 km betonowa droga , a pozniej wjezdzam na waly i tak sobie waluje kilkadziesiat km, mijajac upadle cuda rumunskiej techniki No i nagle czuje ze z przodu lapie gume. Goraco jak w piekle, ale trza wymienic detke! Wymieniam, chce wsiadac , a z tylu tez flak 😳 Wyjmuje kilka malych kolcow z opony, wrzucam druga detke (mam jeszcze jedna), a dziury postanawiam pozaklejac pozniej. Jade moze z 5 km, kolejny kapec. Poniewaz lapie go akurat pod gospodarstwem przy walach, “pukam” do ludzi, zeby uzyczyli wiadra z woda. Na migi tlumacze o co chodzi i razem z gosdpodarzami zaczynam latanie i proby w beczce z woda. W kazdej po 2- 3 dziury i latki znikaja w strasznym tempie! Gospodyni cos mowi do pana gospodarza, on podnosi dupsko i przynosi zestaw chyba z 20 latek 🤩 Odrywa mi 5 i pomaga zalatac ostatnia z detek. Kury pieja, kozy becza; sielanka! Na migi mowi mi, zebym nie jechal walami, bo sie “zakolcze” na smierc. Obieram kurs alternatywny, ale juz po 3 km lapie kapcia! Wiem, wiem. Za chwile odezwa sie “mleczarze”, ze to by sie z mlekiem NIE zdarzylo 😄 Nie wyjalem chyba wczesniej wszystkich kolcow, wiec sie dzieje! Biore scyzoryk i wydlubuje jeszcze chyba 10 kolczykow! Zakladam detke i jade w kierunku miejscowosci Braila, gdzie ma byc sklep rowerowy (chce kupic latki, klej i detki!). Zap…am 30, mimo ze wiatr mam (dosc silny) w twarz, bo MUSZE zdazyc do 18.00. Kilometry ciagna sie niesamowicie, tym bardziej, ze napisali mi patykiem na piasku, ze jest 28 km, a dopiero po siedmiu jak skrecilem na “glowniejsza” to byl szyld 40 km!!! 😳 Dojezdzam do Braila o 17.48 i wtedy okazuje sie ze sklepem rowerowym byl DECATHLON otwarty do 20.00 😁 Ledwo stojac na nogach kupuje co potrzebuje wypijam ze 3 fanty winogronowe i niespiesznie zawijam sie dalej. Do Galati mam okolo 25 km. W duzym namiocie swoje wdzieki prezentuje Monica Belucci , wiec wchodze popatrzec, ale musze zmykac, bo slonce bardzo szybko schodzi w dol! Wyglada ZJAWISKOWO jak zwykle Monica, nie slonce) 😍 Bokami do Galati i w oddali ukazuje sie miasto polozone na naddunajskim wzgorzu. Staje na rogatkach przy jakims kanale i znajduje nocleg. Przejezdam przez miasto i okazuje sie, ze spie (samotnie) w chyba 80 metrowym apartamencie! Przybytku pilnuje “grozny” stroz Szybka prycha i zmykam JESC (caly dzien na dwoch ciasteczkach i kawaleczku porannej pizzy, ktorej wiekszosc dostaly psy). Zamawiam troszke grilowanych rzeczy i podwojne fryty. Dostaje dobrze ponad kilogram zarcia (ta zolta kostka, to mamalyga). Piwa nie maja, wiec kupuje w sklepiku obok i dostaje pozwolenie na wypicie w knajpie. Pozniej ide jeszcze do sklepu, biore troszke slodyczy i kompot czeresniowy + 2 l wody na noc. Zasypiam momentalnie po umyciu zebow. 176 km, 900 m w pionie i CALY dzien pod mocny wiatr! Temperatura 26 stopni (tylko z rana w Bukareszcie “przypizgalo”). 3 1
Rekomendowane odpowiedzi