Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jak postawisz jakąś Colę Zero to mogę Ci nawet pokazać jak to się robi :) 

 

Serwis to takie dziwne miejsce, że się tam płaci, żeby ktoś obcy Ci rower dotykał. Come on, tak się nie godzi :D 

Opublikowano

Colę zero ;) z przyjemnością, choć ja takich trucizn nie tykam ;) 

Mam takich fajnych chłopaków w serwisie, a dwa, że chyba mam jeszcze gwarancję, więc niby powinienem. Ale z dużą przyjemnością się spotkam, posłucham i ewentualnie pooglądam. No i może wreszcie się spotkamy na jakies latanko :) 

Opublikowano

Spoko, z mojej strony nie bylo i nie ma sporu. Ot, najzwyklejsza dyskusja i nic poza tym.

Opublikowano

Nie, zebym chcial zniechecac, albo meczyc termat w nieskonczonosc. Zawartosc ponizszego filmiku zblizona jest do moich i kilku moich kolegow doswiadczen z bezdetkami i pokazuje bardziej obrazowo, co wczesniej mialem na mysli. Moze ze wzgledu na zupelnie inna konstrukcje/rozmiary opon w MTB tego typu problematyka po prostu nie istnieje, albo nie objawia sie w podobnie jaskrawy sposob i stad biora sie roznice zdan na ten temat. Nie mnie osadzac, bo nie uzywam MTB - Dolna Saksonia jest w wiekszosci plaska jak stol, wiec uzywam rowerow bardziej pasujacych do okolicznego terenu.

 

 

Opublikowano

To pewnie tak jak ze wszystkim, tzwn. szkoła otwocka i falenicka ;)

Ja jeżdżę na gravelu, więc opony bardziej przypominają te z mtb niż szosy. Nie zależy mi na oporach toczenia, prędkości (tu wciąz widzę potencjał w treningu :) ), tylko na wygodzie.

Moja Córka jeździ na rowerze, taki ni to szosowy, ni to miejski, no w każdym bądź razie opony wąskie i mimo iż kilometrowo jeździ zdecydowanie mniej ode mnie, na przestrzeni ostatnich kilku lat łapała kapcia conajmniej kilkukrotnie, a ja od zakupu roweru (w czerwcu prawie równo dwa lata) złapałem po raz pierwszy. Czy to przypadek, czy statystyka nie wiem (ale gość w tym materiale też wspomina o różnicy pomiędzy szosą, a mtb). No w każdym bądź razie patrząc na naszą dyskusję, głosy rozkładając się 50:50 ;) , do tej pory byłem dętkowy, nie przekonam się jak jest, dopóki nie spróbuję, a to nie jest tak, że potem nie mogę decyzji zmienić. Poinformuję o zmianie i o wrażeniach :) Dzięki :) 

Opublikowano

Albo tak, jak z oporami toczenia.

Niektorzy twierdza, ze w grubszych oponach (w domysle: MTB) w porownaniu z cienkimi (w domysle: szosowka) opory toczenia sa nizsze. I maja racje, szczegolnie kiedy jazda odbywa sie w terenie, albo przy zalozeniu, ze w obu rodzajach opon panuje jednakowe cisnienie. Ale w praktyce na szosowkach jezdzi sie na nawierzchniach twardych oraz przy duzo wyzszym cisnieniu, anizeli na MTB i wowczas sprawa sie relatywuje. Natomiast waskie oponki to nizsze opory powietrza (co jest zauwazalne wprawdzie dopiero od predkosci okolo 20km/h) oraz nizsza masa kol wplywajaca korzystnie na zdolnosc przyspieszania. Natomiast jak jeszcze uwzglednic rodzaj bieznika (w MTB najczesciej typowo terenowy z grubym, "zebatym" profilem podczas, gdy w szosowkach zwykle gladziutki), szybko okazuje sie, ze na twardszych nawierzchniach sprawa wyglada wrecz odwrotnie, a roznice na niekorzysc szosowki czuje sie jedynie w tylku (twardo jest).

W rzeczywistosci tego sie nie da bezposrednio porownac.

Opublikowano

To prawda, dodatkowo ja w gravelu mam oponę taką hybrydę szosy i mtb, centralna część jest płaska jak w szosówce, a terenowy bieżnik jest bardziej po bokach, opona napompowana z większym cisnieniem jest twardsza, do jazdy po twardym pewnie podobnie zachowuje się do szosowej, ale co słusznie zauważyłeś bardziej czuć siedzenie, a napompowana z mniejszym ciśnieniem ma bardziej charakterystykę terenową i jest co by nie mówić wygodniejsza :) Przy czym doskonale się ten typ opony sprawdza, na drogach twardych i takich terenowych (żwir, szuter, ziemia, piach, korzenie, czy nie za duże kamulce), czyli po trasach po jakich jeżdżę.

 

Ponieważ nie ma wątku poświęconego sportom wodnym, to pochwalę się tutaj. Byłem dziś na Zegrzu i pomimo słabowiatrowych warunków trochę popływałem, ależ ten wingfoil to fantastyczna zabawa, jak już się leci na desce te 50-70 cm nad falami, słychać tylko świst/gwizd powietrza przecinanego masztem. Tylko za młodu snowboard i jazda poza trasami dostarczała mi takiego funu :)  Jakby ktoś miał okazję w wakacje spróbować, to zdecydowanie rekomenduję :) 

Opublikowano
W dniu 21.05.2024 o 08:51, mr.jaro napisał:

Szczegolnie, jesli zlapiesz kapcia bedac w drodze

 

Jak sie lapie POWAZNEGO kapcia na bvezdetkopwych, to sie zaklada detke. Inaczej mozesz wracac autobusem. Kazdy "bezdetkowiec" wozi ze soba detke?

W dniu 21.05.2024 o 08:51, mr.jaro napisał:

Opony bezdetkowe w rowerach maja racje bytu wowczas, kiedy liczy sie kazdy gram oszczednosci wagi roweru, ale w zastosowaniach amatorskich istnieja mniej klopotliwe mozliwosci oszczedzenia wagi.

 

Jesli chodzi o wage, to detkowo mozna uzyskac to samo (pamietaj, ze "mleko" tez wazy). Chodzi o to, ze na bezdetce NIE zlapiesz klasycznego "snejka" , a i sama opona uklada sie lepiej w czasie jazdy. W MTB sprawdza sie bardzo fajnie, w gravelu tez. Teraz zaczeto stosowac nawet w szosie! 

 

 

 

Wiem ze siodelko to BARDZO indywidualna sprawa, ale Twoje to ma dosyc dziwna linie.

 

 

IMG_20230423_171657.thumb.jpg.276af6481fb7a70e41863b2e2d3f8000.jpg

Opublikowano
13 minut temu, jarek996 napisał:

 

Jak sie lapie POWAZNEGO kapcia na bvezdetkopwych, to sie zaklada detke. Inaczej mozesz wracac autobusem. Kazdy "bezdetkowiec" wozi ze soba detke?

 

Dobre spostrzeżenie, dzięki :) 

Opublikowano
3 godziny temu, jarek996 napisał:

 

Jak sie lapie POWAZNEGO kapcia na bvezdetkopwych, to sie zaklada detke. Inaczej mozesz wracac autobusem. Kazdy "bezdetkowiec" wozi ze soba detke?

Tró

 

Najlepiej jak się odkryje, że ta dętka jest dziurawa :D

 

Ale ogólnie - obecność dętki zmniejsza ryzyko dziur. Tak samo wzięcie łatek zmniejsza ryzyko dziur w dętce. Znana prawda mówi od dawna, że najgorsze dziury zdarzają się gdy nie ma się środków na nie.

 

3 godziny temu, jarek996 napisał:

Jesli chodzi o wage, to detkowo mozna uzyskac to samo (pamietaj, ze "mleko" tez wazy). Chodzi o to, ze na bezdetce NIE zlapiesz klasycznego "snejka" , a i sama opona uklada sie lepiej w czasie jazdy. W MTB sprawdza sie bardzo fajnie, w gravelu tez. Teraz zaczeto stosowac nawet w szosie! 

Tró

 

3 godziny temu, jarek996 napisał:

 

 

Wiem ze siodelko to BARDZO indywidualna sprawa, ale Twoje to ma dosyc dziwna linie.

 

 

IMG_20230423_171657.thumb.jpg.276af6481fb7a70e41863b2e2d3f8000.jpg

Tró

 

Na tym zdjęciu jest za nisko po prostu, bo opuściłem je nieco do zjazdu (ile bagażnik pozwolił).

Ale ogólnie mam mocno opuszczony nos siodełka mimo to, zalecono mi to na bike fittingu, żeby mnie mniej kontuzja uwierała (w dużym skrócie - zmasakrowany staw barkowy).

Wydawało mi się to bez sensu, ale serio przestałem czuć bark po długich trasach.

  • Lubię to 1
Opublikowano
7 godzin temu, Patryk Sokol napisał:

Najlepiej jak się odkryje, że ta dętka jest dziurawa

 

Tez moze sie zdarzyc. Trzeba brac sprawdzona detke. Ja, zanim zabiore w droge, sprawdzam nawet kompletnie nowa detke - pompuje i odkladam na kilka godzin. No i nie trzymam zapasowki piec lat w plecaku bez sprawdzania.

Opublikowano

Dyskusja sie troszke rozlazla, wiec ja walne konkretem. Jutro o 15.30 lece do Bukaresztu, a chwile po ladowaniu (z pobliskiego dworca) ruszam pociagiem do miejscowosci Cernavoda. Dotre tam okolo godz. 23.00, pakuje sie do hotelu, jem pozna kolacje i ide spac. Rano natomiast ruszam dalej wzdluz Dunaju (tym razem odcinek POD PRAD). Pod "PRAD" brzmi nawet fajnie w tym przypadku, gdyz wlasnie w miejscowosci Cernavoda znajduje sie JEDYNA rumunska elektrownia jadrowa ?

 

Cernavoda jest tez poczatkiem kanalu laczacego Dunaj z Konstanca. Nieoficjalna nazwa kanalu, to KANAL SMIERCI, gdyz przy jego budowie zginelo okolo 200 000 tysiecy wiezniow !!!! Mowi sie nawet, ze ten kanal jest cmentarzem rumunskiej burzuazji.

 

 

Pierwszy dzien to 175 km do miejscowosci Tutrakan (Bulgaria), drugi to Tutrakan-Turnu Magurele (186 km), rano przeprawa promem do Bulgarii (Nikipol) i jazda po bulgarskiej stronie do miejscowosci Kozloduy (okolo 155 km). W Niedziele rano odcinek Kozloduy-Vidin (tylko 110 km), czyli miasto gdzie zakonczylem zeszloroczna przygode

(Belgrad-Vidin). O godz 15.55 pociag do Sofii i wylot z Sofii o 13.30 nastepnego dnia (poniedzialek). Razem bedzie to 630 km w upalnych temperaturach (33-36 stopni). Jade z kolega Tomkiem, ktory towarzyszyl mi juz w kilku wyprawach (m.in. Rostock-Berlin, ktora tez chyba opisywalem)

 

Oto mapki:

 

https://en.mapy.cz/s/pehuhonuno

 

https://en.mapy.cz/s/lomezubare

 

 

cernavoda.jpg

  • Lubię to 1
Opublikowano
23 godziny temu, jarek996 napisał:

Dyskusja sie troszke rozlazla

 

E tam. Nadal o rowerach bylo. Od takich rzeczy watek sie rozpoczal.

 

23 godziny temu, jarek996 napisał:

wiec ja walne konkretem.

 

I bardzo dobrze. Rowerowe podroze to tez temat rowerowy.

 

Opublikowano

Przez 2 tygodnie w Japonii nie widzialem ani jednego "nowczesnego" roweru, zarowno na ulicach jak i w sklepiach.  Wszyscy jedza na typach z lat 50-tych?, nawet Policja.

 

20240601_184513.thumb.jpg.2f3302406875ef6a67abce6afb203a9f.jpg

 

A tu jest dla przykladu sklep rowerowy w Australii, tuz za rogiem:

 

20240604_114416.thumb.jpg.dd160bbcdcbf1dac6148361e412057e0.jpg

 

20240604_114435.thumb.jpg.947486c9f92c61019ca184893ab9adc4.jpg

  • Lubię to 1
Opublikowano

 

 

 

 

 

 

 

 

Ladujemy  w Bukareszcie, skladamy migiem rowerki i udajemy sie pedem na dworzec Bucuresti Baneasa, z ktorego mamy polaczenie z Cernavoda. Po 9 km odnajdujemy “dworzec”, ale poniewaz mamy jeszcze prawie 40 min. jedziemy szukac piwka (jest GORACO). Znajdujemy zajebista serbska knajpe, ale zamawiamy po rumunskim piwie, bo staram sie ZAWSZE jak, to jest tylko mozliwe, pic piwa miejscowe. Slinka nam cieknie, bo knajpa jest pelna, a dania na talerzach wygladaja WYSMIENICIE! No ale poniewaz w Cernavoda, czeka na nas talerz przysmakow, wiec jakos bardzo nie placzemy. Wsiadamy wiec w pociag i udajemy sie do celu dnia. Pociag taki troszke “pozne lata siedemdziesiate”, drzwi mozna sobie otwierac podczas podrozy

(przechodzacy konduktor ma to w dupie), wiec podroz mija w dosyc “przewiewnej” atmosferze (klimy oczywiscie brak). Na stacjach wyleguja sie dziesiatki bezpanskich psow i od razu zaczyna robic sie dziarsko! Wiadomo, ze jestesmy na BALKANACH! Dojezdzamy w koncu do Cernavoda i “spuszczamy sie” mostem (nad “kanalem smierci”) do miasteczka.
 
Odnajdujemy hoteli po chwili juz wiemy, ze zadna taca z przysmakami na nas NIE czeka. Zostawiamy wiec rowery i walimy na pieszo do stacji beznzynowej (wszystko inne z jedzeniem, jest juz pozamykane). Tam wciagamy kanapki, bagietki, wypijamy przerozne napoje i po “posilku” udajemy sie spac.

Budzimy sie o 7.00 miejscowego czasu i po porannej toalecie schodzimy na sniadanie (NIE mamy go w cenie). Panowie (w wiekszosci Rumuni), zaczynaja dzien po mesku i na talerzach widac kawalki zmazonego bekonu, mamalyge i przerozne zupy. Udajemy sie wiec do hotelu nieopodal, majac nadzieje, ze maja klasyczny bufet sniadaniowy. No i MAJA! Kupujemy dwa sniadanka i zaczynamy napelnianie zbiornikow paliwa.

Jemy, pijemy i gadamy, a nagle ktos ze stolu obok pyta, czy to jezyk polski! Pytaczem okazuje sie Kubanczyk, ktory za mlodu studiowal w Gliwicach, a po studiach zostal w Kanadzie, NIE wracajac na Kube! Mowi PIEKNIE po polsku i jemy sobie powoli, dyskutujac o naszych losach (w koncu trzech “uchodzcow” sie spotkalo). Piotrek (Pedro) okazuje sie wspanialym gosciem, wiec musielismy sila przerwac nasze rozmowy, gdyz czeka nas dzisiaj sporo ciezkich km. Co on robil w Cernavoda? Reaktory w Cernavoda sa produkcji kanadyjskiej i caly system parowy polaczony z reaktorem, jest tez z kraju klonowego liscia. Kanada przysyla inzynierow na serwisy i tak oto Piotrek przyjezdza tu od wielu lat (nauczyl sie nawet rumunskiego!!!) w delegacje. Zegnamy sie z Pedrem i idziemy sie przebrac, zeby powoli opuszczac to “piekne” miejsce.
Staje jeszcze w miejskim parku, aby napelnic sie morwami (beda towarzyszyly nam przez cala podroz, bedac wspanialym “wspomagaczem”). Dwie garscie to sporo soku i cukru, wiec glupio NIE skorzystarc z darmowych i do tego naturalnych “energetykow”.
Ruszamy w koncu w droge i wiemy ze bedzie niestety troszke asfaltu na samym poczatku. Podjazdy zaczynaja sie prawie natychmiat, a juz po kilku km widzimy Dunaj ze zdobytego przed chwila “szczytu”!Po kilkunastu asfaltowych km, zjezdzamy w koncu na szutry i az sie chce nagle pedalowac!
Na tym wyjezdzie NIE bedzie niestety takiego kontaktu z rzeka jak na Wegrzech czy w Serbii. Teren jest pofaldowany i najczesciej brak jest drogi ktora prowadzi przy samej wodzie, a waly ze wzgledy na teren, tutaj NIE wystepuja. Jest wiec (niestety) DUZO wiecej jazdy asfaltami, a i tak prowadzilem szlak, aby biegl jak najblizej wody. Zaczyna sie robic PIEKIELNIE goraco i lekki wiaterek ratuje troszke sytuacje. Tankujemy gdzie tylko mozna, a jak tylko widzimy zrodelka, lub kogos podlewajacego dzialke, to natychmiast stajemy moczyc lby. Tomkowi idzie dosyc ciezko (jest poza tym ciezki), a teren jednak caly czas gora-dol. On nie lubui zbyt takich temperatur, a zaczyna robic sie NAPRAWDE goraco!
Gdzie sie tylko da, to zjezdzamy do Dunaju, zeby poczuc jego atmosfere! Po chyba 80 km stajemy na lunch. Niestety pani nie bierze karty, (a zamowilismy troche), ale jak sie dowiaduje, ze nie mamy wystarczajaco kasy, mowi, ze i tak nas nakarmi!!! Poniewaz potrzebujemy jeszcze picia, ide do niej do kuchni i place jej jeszcze dodatkowo 20 EUR, nie chcac reszty. Usciska mnie jak syna mowiac, ze to za duzo, ale ucinam dyskusje. Bierzemy po pierwszym piwku i nagle na stol wjezdzaja wlasne sery, slonina, morele i masa innych frykasow (to dodatkowo od Pani Michaeli).
 
Tomek najbardziej cieszy sie ze sloniny, bo on weganin (wegetarianain na wyjazdach). Po posilku mam zawsze kiepski rozrtuch (jak jezdze sam, to prawie NIE jem takich rzeczy podczas pedalowania. Jem ciastka, drozdzowki ITP. Po klasycznym posilku CIEZKO mi sie jedzie), wiec zaczynamuy spokojnie. Mamy jeszcze stowe, wiec sie raczej rozkrecimy
Dojezdzamy w koncu do Silistry i wjezdzamy do Bulgarii (nie przekraczajac Dunaju). Piekne, zadbane miasto:-) Pozniej skrecamy znowu w strone Dunaju i smigamy malymi wioseczkami, zblizajac sie czasem do rzeki (ale przewaznie jej NIE widzac). Spotykamy perly polskiej motoryzacji i zajadamyy sie czeresniami.
Pozniej walimy w strone wody, choc pani ze sklepu ostrzega nas, ze tam NIE ma szlaku. Ogladam jednak moje mapy,cz i wyraznie prowadzi tam OZNACZONY SZLAK ROWEROWY !!!
Po 5 km ladujemy w dzungli i musimy przejsc w tryb pieszy. Przebijamy sie ze 2 km przez “Amazonie”,a pod nogami widac faktycznie jakis szlak. Poszarpani przez kolce, zzarci przez komary wychodzimy prawie po godzinie z lasu i docieramy do polozonej miedzy polami, bazy rolniczej. Tomek lapie gume (ja swoja kleilem w “dzungli”), zjadamy pol drzewa OGROMNYCH morw i ruszamy dalej. Po kilkuset metrach odwracam sie i nie wierze wlasnym oczom ! Widze taki oto szyld! Czyli mialem racje! Tam BYLA kiedys droga rowerowa, ale “wziela i zarosla”. Wspolczuje sakwowiczom, jak zjada z glownej (dobre 10 km), zeby wyladawac w tym miejscu, majac nadzieje, ze szlak “DZIALA” i stwierdzic, ze trzeba zawracac. Ogladam dokladnie co DALEJ i postanawiamy nadrobic troszke, ale w koncu moc jechac. Droga ktora wyznaczylem, NIE byla po prostu przejezdna (choc BYLA w tym miejscu w ktorym miala byc). Zostaje nam 45 km ostrego pedalowania (Tomek ledwo zipie) i powoli zaczynamy dojezdzac do Tutrakan.
Ostry zjezd do miasteczka i dosc szybko odnajdujemy nasz cudownie polozony hotelik.
 
Wyszlo 170 km CIEZKIEJ jazdy, ale nagle mija zmeczenie, bo wiadomo ze za chwile bedzie prysznic, a pozniej piwko i jedzonko!

Zamawiam oczywiscie rybke i salatke szopska, ale najpierw wypijam dwa piwa.

W pokoju na szczescie byla klima, wiec spalo sie wysmienicie!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

IMG_0151.JPG

IMG_0143.JPG

IMG_0137.JPG

IMG_0136.JPG

IMG_0135.JPG

IMG_0131.JPG

IMG_0127.JPG

IMG_0126.JPG

IMG_0124.JPG

IMG_0112.JPG

IMG_0116.JPG

IMG_0120.JPG

IMG_0111.JPG

IMG_0109.JPG

IMG_0108.JPG

IMG_0107.JPG

IMG_0106.JPG

IMG_0102.JPG

IMG_0153.JPG

IMG_0165.JPG

IMG_0161.JPG

IMG_0170.JPG

IMG_0172.JPG

IMG_0176.JPG

IMG_0179.JPG

IMG_0182.JPG

IMG_0184.JPG

IMG_0185.JPG

IMG_0188.JPG

IMG_0189.JPG

IMG_0190.JPG

IMG_0191.JPG

IMG_0192.JPG

  • Lubię to 2
Opublikowano

Sorry chlopaki za brak relacji, ale sie nie wyrobilem ?teraz siedze na promie i zasuwam do Swinujscia, pedalowac moja coroczna trase do Lagowa ( w tym roku bedzie 262 km) . BEDZIE relacja!!!

  • Lubię to 1
Opublikowano

Wyszlo prawie 270. Wiatr (mocny) w twarz (caly dystans), gleba na bruku 😟

Jedna z ciezszych edycji mojego ”Lagow Tour”. Teraz regeneruje sie miejscowymi browcami i surowym miesem. Jutro tylko 80 km do ZG.

 

 

IMG_0521.JPG

IMG_0517.JPG

IMG_0515.JPG

IMG_0514.JPG

IMG_0512.JPG

IMG_0509.JPG

IMG_0508.JPG

IMG_0507.JPG

IMG_0506.JPG

IMG_0504.JPG

IMG_0503.JPG

IMG_0501.JPG

IMG_0499.JPG

IMG_0498.JPG

IMG_0496.JPG

IMG_0495.JPG

IMG_0494.JPG

IMG_0493.JPG

IMG_0518.JPG

IMG_0519.JPG

IMG_0520.JPG

IMG_0528.JPG

IMG_0540.JPG

IMG_0541.JPG

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.