Skocz do zawartości

zbjanik

Modelarz
  • Postów

    1 482
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    45

Treść opublikowana przez zbjanik

  1. Papier normalny, taki mój standard, to zwykły do drukarek, albo z jakichś instrukcji do mebli (większy format). Bibuła to bibuła zwykła, kolorowa, taka dekoracyjna. Swoją kupiłem w sklepie TEDI, zestaw kilku kolorów za parę złotych. Od biedy kolor bibuły może zostać jako ostateczny, jeśli zależy nam na wadze, a estetycznie jest akceptowalny w koncepcji modelu- można już nie malować żadną farbą. To jest na przykład dobre zastosowanie do stateczników- tu przeważnie waga ma znaczenie krytyczne, w każdym razie istotne. Załączam dwie fotki moich modeli w tej technologii: Jaskółka pokryta papierem normalnym, z instrukcji mebla z IKEi, oraz modelu KUDOS (jeszcze nie gotowy, będzie o nim relacja)- tu stateczniki są z dość twardego depronu, a powierzchnia pokryta bibułką, a to ze względu na dość wyśrubowane wymagania co do położenia SC, a kadłub dość długi.
  2. Ja to w takich razach stosuję lakier wodny do podłóg i papier, a jak mi szczególnie zależy na wadze to bibułę, Owszem, nieco waży, ale też wzmacnia strukturę, mocno utwardza powierzchnię. No i to można malować już czym tylko się chce.
  3. No tak, to jest różnica. Ale po prawdzie, jak już wyjdziesz na swoją prostą, czyli będziesz umiał latać, zdobędziesz doświadczenie i orientację w którą stronę chcesz iść dalej (jaka właściwie najbardziej leży Ci kategoria modeli itd.), wyłoni się i tak pytanie typu "jaka teraz aparatura". To normalna, typowa droga każdego. Do tego czasu moim zdaniem wystarczy nawet te 6 kanałów. Bardziej istotne jest natomiast, jak szybkie robi się postępy, czy nastąpi to po sezonie, czy po kilku, bo jeśli pozostaniesz w RC na dłużej- takie pytanie sam sobie zadasz. Ale bywa, że ta pierwsza aparatura niektórym starcza na długo.
  4. To to samo, jedynie co wyłapałem z różnic, to pojemność akumulatora. Pierwszy ma 2200 mAh, drugi 1800, ale nawet na tej mniejszej ubaw po pachy, wystarczy zwłaszcza w fazie nauki latania.
  5. Ja znam- to ja sam. Odstawiłem model po locie do garażu, wyjąłem następny, włączyłem i było OK, ale tylko do próby silnika. Ten poprzedni, zahangarowany model wystartował ze stolika, spadł na podłogę i połamał sobie śmigło i narobił hałasu. Jak się chce, to można😊. Od tego czasu rygorystycznie przestrzegam rozłączania i wyciągania aku z modelu.
  6. Do listy możliwych przyczyn jeszcze jedna, najbardziej banalna: rewers?
  7. Led Zeppelin, Deep Purple.
  8. zbjanik

    O mało co...

    Cuś niemożliwego, nie ma czasu nawet żeby się wystraszyć. Ale szczęście to miał pilot w masce...
  9. Jurek- ja tylko opisałem hierarchię, schemat działania na poziomie urząd nadzorujący- firma produkująca, wnosząca o akceptację. Inna sprawa jak to faktycznie wygląda w rzeczywistości- kto z kim konkretnie się widzi, rozmawia, "daje kluczyki" itd., czy widział, czy nie widział. Tu nie idę dalej, bo nie wiem.
  10. Filip- jakie masz auto? Sprawdzałeś max długość skrzydła? Jeżdżę Suzuki Swift, to raczej niewielkie autko, choć owszem, są mniejsze. Ale z premedytacją wykonałem VINCI o rozpiętości 2,4 m, dokładnie jak Twój Lanc. Wchodzi bez problemu, choć lepiej jechać samemu, bo fotel przedni prawy trzeba złożyć, albo mocno obniżyć. Swifi to nie jest żdne kombi, spróbuj jak to u Ciebie- może się też uda! Ja latam u siebie, za płotem, ale już dwa razy podróżowałem z VINCIm na imprezy, zdemontowałem kadłub, zastrzały nawet zostały przy skrzydłach.
  11. Jurek- to jest tak, że ULC jest instytucją nadrzędną, firma go wzywa do danego statku, ale to ULC tu jest nadzorującym. To tak, jakby na przeglądzie rejestracyjnym, okresowym, w stacji kontroli pojazdów, gość który przegląd robi, był nawalony, a ty tego wcześniej, oddając mu kluczyki do wjechania na stanowisko byś tego nie zauważył...
  12. Była wersja typowy motorower, czyli z pedałami i druga, bardziej rasowa- starter jak motocykl. Mieliśmy, właściwie młodszy brat miał, ale bez problemu użyczał, ta drugą. Szedł jak brzytwa, piękne czasy, jest co wspominać. Taki pomarańczowo- czerwony. Kaski nie obowiązywały, bo to był jednak "moplik", jak się na Śląsku mawiało...
  13. Jasne! Sorry za wymądrzanie się- faktycznie masz Pawle rację!
  14. Władku- poszukaj w historii o jeszcze innych tego typu rozwiązaniach- np. przedwojennym Wilku. Patrzysz na sklejkę jako arkusz rozwijalnej powierzchni, ale da się zrobić sklejkę nierozwijalną.
  15. Czy możesz napisać czym dociążyłeś formę? Chciałem się wzorować w miarę dokładnie, gdyby pójść w tą technologię.😀
  16. Pod koniec wojny mieli braki kadrowe, to brali młodziaków, może on jest wprost z HJ. Model JEST PIĘKNY!
  17. Jaskółka z kolejnymi poprawkami. Ma teraz układ sterowania klasyczny: lotki, kierunek, a wysokość ma swój oddzielny ster na ogonie. Statecznik pionowy, ster kierunku o raz ster wysokości są z poliwęglanu 4 mm. W tym systemie lata się lepiej, model jest przewidywalny bardziej niż poprzednio. Śmigło to klasyk- szary Graupner 7x4 do spalinówek, mam je od chyba 30 lat. Jest lewe, więc ze spalinowym silnikiem musiałoby być jako pchające, na co nie było akurat zapotrzebowania, aż doczekało się doby elektryczności, w której to już nie jest problem. Przód, głowa ptaka, jest teraz z warstw spienionej gąbki i stanowi amortyzator w razie mniej delikatnych przyziemień.
  18. Minął rok, pojawiła się nowa Jaskółka, dla odróżnienia Jaskółka 2. Jest teraz cała z depronu, nie ma wzniosu, napęd jest schowany w wycięciu kadłuba i skrzydła, jak w uproszczonych odrzutowcach. I rzeczywiście trochę przypomina jakiegoś EDFa, nawet pod kilkoma względami: dźwięk (wysoki ton) i własności lotne trochę jak właśnie taki depro-jet. Profil KFM-2, sterowanie jak w skrzydle latającym (mix lotek i wysokości). Rozpiętość 160 cm, waga 650 gram. Silnik jakiś malutki, nie wiem jakiej marki, aku 1500 mAh, śmigło to "obrzynek" do fi 170 mm z połamanego do slowflyerów 10x4,7. Niestety, konieczne są jednak stateczniki pionowe- a myślałem, że może wystarczy ten płaski kadłub. Powierzchnia to owszem jest, ale jeszcze musi być na jakimś ramieniu, brak momentu. Są więc dwa przezroczyste- maksymalnie dyskretne. Z bliska trochę jak w DH Vampire, ale wyżej już mniej widoczne. Teraz czekam na "oblot" nowych jaskółek, tych prawdziwych z rocznika 2025, Będzie zabawa!
  19. zbjanik

    OTTO

    Była dłuższa przerwa w relacji, a życie przecież się toczy. Otto miał zimową przerwę, potem jeszcze czekanie aż podrośnie trawa (i zboża, ale tu zniżam głos ze względu na rolników), bo chodziło o warstwę amortyzującą w czasie testów. Ale oprócz tego dodałem bambusowe kabłąki chroniące nogi pilota przy lądowaniu, bo zastosowanie ruchomego stawu kolanowego nie wystarczało. W przyszłości kabłąki zdejmę, ale dopiero jak wykonam nogi Ottona z jakiejś np. gąbki, całkiem elastyczne, no ale muszą też realistycznie wyglądać- na razie jest etap myślenia. Wykonałem też nowy, lżejszy statecznik poziomy i lżejszy ster kierunku, co pozwoliło zmniejszyć balast z przodu, czyli też wagę całości. Model zaczyna całkiem fajnie latać, jak dla nie widok na niebie czegoś takiego jest niesamowity. Tu film z etapu, kiedy jeszcze nie całkiem pasował delalaż (tak, Lilienthal już go stosował)- dało się latać, ale trzeba było ciągnąć wysokością cały czas. To już zostało poprawione i jest dużo lepiej.
  20. zbjanik

    SZD-59

    Tak Andrzeju- dawno (niestety, bo to znaczy że człowiek ma już dużo lat)- pamiętam z pokazów na katowickim Muchowcu jak Mi-1 chyba, no może SM-2, "wystartował" w ten sposób jakiś szybowiec. To były lata 60-te.
  21. Mirku- OK, podejmuję wyzwanie. Rysunki to łatwiejsza strona- mam wyjściowy plan całego modelu, da się to na pewno jakoś adaptować do wersji cyfrowej. Trudniej z tymi kosztami. W moim przypadku właściwie wszystko miałem na półce, pod stołem, na strychu itd.🙂. Ale też musi się dać to zrobić, zacznę od spisania poszczególnych materiałów, to ukierunkuje temat- tak, to chyba jest właściwa droga. Czyli jak trza, to trza!
  22. Uzupełniam relację z kilku tygodniowym opóźnieniem. Tailwind lata! Własności lotne wyżej od wstępnych oczekiwań: jest faktycznie szybszy od typowego trenerka o tych rozmiarach, trochę taki myśliwiec- wymaga przez to większej uwagi i latania na nieco większych obrotach. Nie ma żadnych wrednych tendencji typu skłonność do przeciągnięcia pod byle pozorem, a faktycznie przeciągnięty prezentuje raczej padanie liściem, niż korek, łatwo z tego wychodzi. Stery pomimo naprawdę małej powierzchni skuteczne, wychylenia kierunku jak od trymera i tu się zdziwiłem najbardziej- chyba ma tu wpływ ta duża bryła kadłuba z jednak dobrym (laminarnym?) opływem w tylnej części, struga powietrza się przykleja do ścian i ta "klapka wyważająca" jest skuteczna. Ster wysokości już bardziej normalnie, ale i tu chyba też jest tego wpływ. Byłoby to więc jakieś potwierdzenie hipotezy, że zjawisko "body lifting", czyli nośnego kadłuba chyba tu występuje. Trzeba było założyć nieco przyduże koła, bo większość lądowań kończyła się fikołkiem na plecy, czyli kapotażem ze względu na większą już trawę. Klapy z kolei nie są jakoś zabójczo skuteczne, ale są pomocne, a lekko wychylone- wskazane przy starcie. Ich otwarcie w locie powoduje impulsowe zaburzenie toru lotu, które jednak samo znika. Lądować trzeba na obrotach, szybowanie, jak np. w VINCIm, szczególnie jeśli ma się trafić w wąską drogę polną, nieszczególnie wychodzi. Ale to wszystko potwierdza cechy prawdziwego Taiwinda- dwóch foteli dla załogi umieszczonych obok siebie, obudowanych możliwie prostą do wykonania konstrukcją, o możliwie aerodynamicznej formie, z silnikiem kołami itd. i małymi powierzchniami nośnymi, a wszystko po to, aby możliwie szybko przemieścić się z punktu A do punktu B. I te trzy "możliwe" się tu realizują- Taiwind te kryteria w zupełności spełnia.
  23. Papa Shier chyba zestawów nie produkował, tylko plany. Ale to nic nie zmienia, piękny model, wart tej renowacji. Powodzenia!
  24. Duże szybowce mają zaczep do wyciągarki bliżej kółka, pod kabiną- wtedy winda sama cię wyrywa do góry, szybowiec sam się wznosi. Można też startować i z przedniego zaczepu, tego do holu, ale trzeba ciągnąć wysokością i to już nie to... Dałbym haczyk pod kadłubem, jak w modelach szybowców np. swobodnie latających.
  25. Święte słowa, takie same mam obserwacje. Trendów globalnych nie zmienimy, możemy tylko w ramach nich próbować sobie radzić. Sklep modelarski, taki prawdziwy, to pamiętam jeszcze z lat dziewięćdziesiątych z Katowic, a mieszkałem w Zabrzu. Z dwa lata temu próbowałem kupić kawałek balsy, czy listewki w istniejącym sklepie w Opolu- sprzedawca był zdziwiony, lekko zmieszany- żadnego drewna, wcale! Co do pogadania- no to mamy forum, to akurat jest całkiem dobra sprawa, choć kontaktu bezpośredniego nie zastąpi, ale za to działa szerzej. Cóż- za Wojciechem Młynarskim: róbmy swoje!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.