-
Postów
4 652 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
53
Treść opublikowana przez jarek996
-
Zazdroscic to bedziesz, jak pojade do Albanii i wypije 12 piw podczas krecenia 100km ?
-
CANE CREEK ? DZIEN OSTATNI No i nadchodzi niestety ostatni dzien. Panowie Turcy w hotelu przygotowali nam sniadanko na 7.00 (choc normalnie zaczyna sie od 8.00), gdyz wolimy miec troszke rezerwy czasowej, gdyby cos po drodze nie zadzialalo. Na sniadanie zeszlismy ubrani "na rowerowo" i spakowani, wiec o 7.30 siedzielismy juz na rowerach. Zaczelo sie od razu pedalowanie pod gore, czyli to czego czego nie lubie najbardziej. Najedzony, niedobudzony musze cisnac WATTy od samego poczatku. Zeby wydostac sie Girne do Nikozji, trzeba pokonac gory ktore znajduja sie zaraz za miastem. Czeka nas wiec wspinaczka na 500m . Dzisiaj niestety zdjec nie bedzie wiele, gdyz (dmuchajac na zimne) chcemy jak najszybciej ( i najchetniej bez zadnych ekscesow) dotrzec do hotelu. Samolot mamy co prawda dopiero o 15.50, ale jednak przed nami prawie 90 km + pokonywanie granicy w centrum Nikozji. Po prawie godzinnej wspinaczce jestesmy na przeleczy i w oddali widac juz wiezowce Nikozji. Wpadamy na asfalt i mknac 40 km/h pedalujemy mocno w strone miasta. Wjezdzamy na rogatki i udajemy sie w strone jednego z dwoch przejsc lezacych w centrum (Ledra Street). Groznie wygladajaca (o bardzo ostrych rysach twarzy) Pani Turczynka konfrontuje nas z naszymi dokumentami (musimy sie prawie rozebrac , TZN zdjac kaski i okulary ?), pozniej idziemy strefa NICZYJA i docieramy do Pana Greka, ktory oglada nasze papiery, bo musi. Wjezdzamy z powrotem do Grecji (co od razu widac). Standard wszystkiego dookola poprawia sie o 50%. Rowniez ceny rosna natychmiast ?. Przebijamy sie przez dosyc spore miasto (czesciowo wspanialymi sciezkami rowerowymi) i wyjezdzamy w koncu na przedmiescia. Tam stajemy na pierwszy napoj INNY jak woda w naszych bidonach. Place niechcacy tureckimi Lirami i pani patrzy na mnie ( a moze na te tureckie pieniadze?) z lekkim obrzydzeniem. Tak na szybko, to sa dosyc podobne do EUR, ale jej wyciagam "prawdziwe" pieniadze i place za wypita lemoniade. Droga dosyc nudna ( raczej asfalty), mijamy wioski i male miasteczka. W sumie to juz jestesmy pewni ze zdazymy. Ostatni dzien to zawsze jest jakis dreszczyk emocji. Mozna przeciez utknac w gorach z np. rozpruta opona i czas do odlotu moze sie BARDZO zagescic. Na szczescie nic nieprzewidzianego nas nie spotyka i po bardzo szybkiej jezdzie (pierwszy raz podczas wyjazdu mamy wiatr w plecy !), dojezdzamy do glebokich przedmiesc Larnaki. Niestey lapie gume, ale taka ktora pozwala jednak jechac dosyc dlugo. Do hotelu mamy z 5-7 km , wiec stajemy w jakiejs przydroznej wulkanizacji, znajduje adapter i wale opone na maxa. Robie na tym powietrzu ze 3 km i konczy mi sie dokladnie pod ...... WYPOZYCZALNIA ROWEROW ? Pozyczam wiec pompke , wale znowu na maxa i jadac 2 km pod prad (zupelnie na czuja, gdyz dzisiejszy dzien jechalem BEZ wyznaczonej na Garminie trasy) dojezdzam pod sam hotel !!! Tam konczy mi sie powietrze, ale juz mnie to nie martwi. Wchodzimy do sklepiku naprzeciw hotelu, kupujemy picie, jakies batoniki i siadamy na laweczce. Po 10 minutach kolega idzie po torby i zaczynamy "rozbieranie" rowerow. Wchodzimy pod wiate (wiata dla taksowek) i w tym momencie przychodzi, krotka , ale bardzo intetnsywna ulewa. Mielismy niesamowy timing, ze nas nie dorwala podczas pedalowania!!! Pakujemy rowery, pozniej na zmiane idziemy sie obmyc i przebrac w hotelowej toalecie. Udajemy sie powoli na autobus, ktory podjezdza po 10 min. Wsiadamy z rowerami i powoli zegnamy sie z Cyprem. Odprawiamy rowery i przechodzimy do strefy odlotow. Mamy dobre 1,5 godziny do odlotu, wiec kupuje piwko (OKROPNE!), a kolega posila sie sanwiczem i kawa. Pozniej odprawa i nagle siedzimy w samolocie, Odlot punktualnie i za 4 godziny z malym hakiem, uderzamy kolami o pas w Kopenhadze. Odbieramy rowery i pociagiem (13 min) jedziemy do Malmo. Zawozi nas do mnie mnie kolega, a Henrik nie chcac wypic kawy, wsiada w samochod i rusza do domu. Mieszka w Skara (400 km ode mnie) i chce JAK najszybciej dojechac tam dojechac, bo zapowiadaja duze opady sniegu i porywiste wiatry. W tym momencie konczy sie moja pierwsza tegoroczna wyprawa. Na powyzszym zdjeciu widac przyblokowa "kociarnie" . Kilka domkow, wystawione miski z woda i jedzeniem. Jest to nawet MONITOROWANE ! Kot to zwierzak narodowy Cypru. Jest ich zatrzesienie! W kazdej knajpie towarzysza klientom, czekajac na swoj kasek. Sa bardzo spokojne (tak jak i psy zreszta), bo inaczej ciezko byloby wspolzyc pokojowo z ludzmi. Konkurencja o posilek wielka, wiec czasem pod nogami (po rzuconam kasku) odbywaja sie male walki, ale na szczescie hierarchia jest chyba ustalona, i trwaja bardzo krotko.
-
Tego akurat z ziemi trafili.
-
Christen eagle II w budowie - kilka pytań
jarek996 odpowiedział(a) na chicken007 temat w Modele spalinowe
Try 16 x 6, 16 x 8 to 18 x 6 -
A piwko, to swietny przerywnik podczas pedalowania ?
-
Trudno zeby mialy w kraju, ktory teoretycznie nie istnieje ? Ciekawe JAK wygladalaby sytuacja, gdybym zgubil tam paszport ?
-
No to niestety Grecja sie za chwile skonczy, bo wjezdzamy do tureckiej czesci Cypru ? Po obfitym sniadaniu w hotelu Elyssia, powoli zbieramy sie do opuszczenia Pedoulas. Powoli, bo dzisiaj TYLKO 120 km i do tego dosyc plasko (TZN zadnych gor ; beda tylko pofaldowane odcinki). Pakujemy rowery, robimy ostatnie zdjecia wioski do ktorej zaczyna docirerac poranne slonce i puszczamy sie w dol (przypominam, ze jestesmy na 1000 m) Z tej calej radosci zapominam po raz kolejny o ruchu lewostronnym i wale w dol po praweej stronie. Budze sie, gdy zza jednego z zakretow wyjezdza na mnie greckio autobus ? NA szczescie on ledwo sie wlecze pod gore, a ja na TTYM rowerze z bagazem nie rozwijam kosmicznych predkosci. "Zamieniam" wiec szybko ruch na lewostronny i smigam dalej wspanialymi serpentynami w strone przejscia do tureckiej czesci. Dojezdzamy do "granicy", gdzie obszczekuje nas turecka suka. Panowie w budkach bardzo mili, choc raczej zdziwieni, ze my sobie rowerami (przez caly wyjazd minelismy moze ze 4-5 kolarzy). Po wytlumaczeniu nam, ze przez nastepne kilka km mamy NIE stawac, NIE robic zdjec, tylko mozliwiue szybko wyjechac ze strefy "militarnej" (konczy sie w pierwsze wiosce), dosiadamy rumakow i robimy co Pan Turek kazal. Przez to musimy troszke zmienic plan, bo moja trasa wiodla gdzies w lewo, ale nie skrecamy, zeby nie trafic pod turecki ogien. Mijamy pierwsze tureckie wioski i widac od razu lekka roznice "jakosci" zycia. Wiekszy (jeszcze wiekszy) syf, gorsza infrastruktura, ale to mnie tylko cieszy! Przejezdzamy przez miasteczko Lefke i walimy ku wybrzezu. Tam zakupy w przydroznym sklepiku (placimy EUR , ale licza po bankowym kursie i wydaja w tureckich lirach). Ceny o polowe nizsze jak u Greka. Musimy przejechac asfaltem kilkanascie km, zeby w koncu odbic w lewo i szutrami gnac dalej. Po skrecie wjezdzamy w gaje cytrusowe i natychmiast budzi sie w nas SZABROWNICTWO. Stajemy na pomaranczke prosto z drzewa. Plantacje polozone dalej od drog , nie sa ogrodzone i dostep do cytusow jest WOLNY ? Dojezdzamy ponownie do wody i grubym zwire i smigamy przd siebie. Mijamy pare tureckich zolnierzy, ktorzy na nasz widok wstaja i groznie prezentuja swoje m 16. Przyjaznie odpowiadaja na nasze pozdrowienie, wiec jedziemy dalej 10 m od wody. Za kilka km inny patrol, ktory tym razem nas zatrzymuje. Chlopaki pytaja dokad jedziemy, ale robia to chyba , aby przerwac nude patrolu. Po kolejnych 5 km zatrzymuje nas kolejny patrol i tutaj zarty sie koncza. Prosza nas, abysmy NIE jechali tak blisko wody, tylko odjechali do drogi ktora jest okolo 500 m dalej. Nie tlumacza jednak DLACZEGO mamy to zrobic, gdyz nie znaja angielskiego. Poslusznie wykonujemy rozkaz armii Polnocnego Cypru i znajdujemy wskazana przez nich droge. Przyjemne zwirki posrod lak z wysokimi trawami. Sloneczko przygrzewa juz calkiem ostro, wiec postanawiamy sie zatrzymac i napic czegos w wiejskim sklepiku. Poniewaz widze ze sklepikarz robi kawe po turecku ( klasycznie w tygielkach) zamawiam dwie i czekamy popijajac jakies tureckie napoje. Wzbudzamy lekka sensacje w sennej jeszcze wiosce, ale wszyscy nastawieni sa bardzo przyjaznie. Po wypiciu kawy i wyplucicu fusow ruszamy dalej. Szybkie szutrowe odcinki wprowadzaja nas w zalesiony teren. Tam nadziewamy sie na stado dziko pasacych sie koni z jednym oslem . Konie wysylaja na nas osla, ktore podbiega do drogi zaczyna swoj "spiew" . Wali do tego kopytem i ma nastroszona siersc. Na wszelki wypadek stajemy, bo nie jest raczej przyjaznie nastawiony. W tym momencie nadjezdza od tylu pick up i osiol oddala sie do lasu dalej "spiewajac" wykorzystujemy to na ucieczke. Dojezdzamy do malego miasteczka i postanawiam napic sie piwa, Maja jakies, jakiego nigdy nie widzialem, wiec zamawiam i wupijam je miedzy meczetem, a pomnikiem Ataturka ( co za profanacja !!!) . Pozniej ruszamy dalej wspaniala zielona, ukwiecona dolina i dojezdzamy do miasteczka z ktorego czeka nas wjazd na 200 m z ktorego dojedziemy ponownie do wybrzeza. Wspanialymi kamiennymi drogami spuszcamy sie w dol i ladujemy na przybrzeznej drodze. Jafdac gora-dol (skaliste wybrzeze) dojezdzamy po 10 km do asfaltu , ktory poprowadzi nas juz prosto do Girne (Kyrenii). Zaczyna sie dosyc nudny odcinek i wyjatkowo postanawiamy zjesz obficiej jeszcze podczas jazdy, Stajemy w przydrozno-przxybrzeznej restauracji i zmawiamy sobie spore porcje jedzenia, popijajac to piuwem, a na koniec jeszcze desery i turecka kawa i herbata. Poniewaz stoimy niezle czasowo, nie spieszymy sie do dalszej jazdy. Relaksujemy sie jeszcze na przyrestauracyjnej plazy i po dobrej godzinie ruszamy dalej. Do Girne mamy 20 km jazdy , wiec spokojnym tempem pedalujemy dalej, Hotej znajdujemy w samym centrum przy porcie. Girne to dosc spore miasto z prawdziwie tureckim "zamieszaniem" Tysiace knajp , sklepow i straganaow i ruch jak na Marszalkowskiej. Po prysznicu ( tym razem kazdy na wlasna reke ) ruszamy w miasto. Dopada mnie glod , wiec ide na PRAWDZIWEGO kebapa na malym ryneczku. Pozniej zdzwaniamy sie z kolego i spotykamy sie stylowej kawiarance i zjadamy po porcji lodow , wypijajac do tego turecka kawke, Zaczyna sie robic pozno, wiec idziemy do hotelu zlozyc nasze kosci w lozkach i nabierac sil na ostatni dzien. P.S. Pomnik z samolotem upamietnia smierc straconego przez Grekow tureckiego pilota (chyba w 1964). Wbijajac jego nazwisko mozna o tym zdarzeniu poczytac wiecej. Lecial z Turcji bronic malej wsi, gdzie Grecy chcieli wybic broniacych sie tam Turkow.
-
Albatros dIII 1800mm rozpiętości, zestaw firmy Pichler
jarek996 odpowiedział(a) na Viper temat w Półmakiety
Do czasu kolego! Do pieluszki TEZ dasz sie kiedys przekonac ? -
Jestem fanem krajow (i miejsc) upadlych ? 42 / 11-42. Daje rade (z tobolami) nawet do 25%, ale ja lubie niska kadencje i tradycyjne "ciezkie" pedalowanie. Jestem za stary, zeby uczyc jezdzic sie mlynkeim. Dzieki, milo mi!!! DZIEN DRUGI Srednio przespana noc (ja po duzym zmeczeniu mam problemy ze snem) , ale poniewaz jestem "krotkosenny", te 5-6 godzin wystarczylo, abym z dobrym humorem udal sie na sniadanie. Najadamy sie do syta (i jeszcze troszke) i ruszmy przez Pafos na polnoc. Mijamy kilka stanowisk archeologicznych i sciezka rowerowa wyjezdzamy z miasta. Za miastem wjezdzamy na zwirki i tak dojezdzamy do drogi, ktora odbijamy na pierwsza prawdziwa wspinaczke. Wjazd z poziomu morza na 600m. Przejezdzamy przez male wioski, asfalt dosyc kiepski, a chwilowe nachylenia siegaja 20%. Pierwsze pieczenie w lydkach, ale nie ma co plakac, tylko trzeba wychylic lyka wody i walczyc dalej z grawitacja. W wioskach mijamy gaje cytrusowe, ale wiekszosc za siatka, wiec na posmakowanie "szabru" przyjdzie nam jeszcze poczekac. Dojezdzamy w koncu do wioski Kathikos,gdzie konczy sie podjazd i stajemy na kawke. W kawiarni kilku cypryjskich emerytow raczy sie rowniez popoludniowa kawa, dyskutujac "rekami" (Grecy znani sa z tego, ze potafia "rozmawiac" gestami). Ruszamy dalej i czeka nas teraz spokojny, dlugi zjazd na wysokosc 100m. W przydroznym markecie tankujemy wode i odbijamy w prawdziwe gory. Teraz czeka nas wspinaczka na 1250m. Poludniowe slonce prazy niemilosiernie (choc to dopiero poczatek marca), a wiejacy wiatr utrudnia wspinaczke. Teraz pozostaje "zapiac" psyche i jak najrzadziej spogladac na licznik. Na wysokosci 900m siadamy w knajpce i zamawiamy po sanwiczu. Do tego napoje + jakis baton i placimy za to 20 EUR. Ceny na Cyprze (w czesci greckiej) sa dosyc wysokie ( jedzenie porownywalne ze Szwecja), a piwo ( 0,6 l) kosztuje od 2,90 do 3,70 EUR. W porownaniu z Albania ( 0.5 l - 1 EUR) to naprawde drozyzna. Po zjedzeniu sanwiczy siadamy na siodelka i walimy dalej w gore. Dojezdzamy na 1250m, lekki zjazd na 1000-1100m wysokosci, i ciagle trawersujac jedziemy okolo 20 kilometrow. Dojezdzamy do monastyru KYKKOS, w ktorym spoczywa cialo pierwszego prezydenta niepodleglego Cypry, Biskupa Makariosa. Przed drzwiami glosni, ruscy turysci (na zdjeciu). Stad mamy okolo 18 km do Pedoulas gdzie mamy zarezerwowany nocleg. Jest to taka cypryjska Szklarska Poreba, ale w skali 1:100 ? Wiele hotelikow i knajpek czekajacych na turystow, ktorych nie widzielismy. Widzielismy za to w sklepiku polski groszek !!! Wypijamy w hotelowej knajpie po dwa piwa, bierzemy klucz i udajemy sie na dluuuuugi prysznic (osobno?). Po polgodzinnej labie, schodzimy na kolacje. Z tego wysilku (ponad 100 km i 3499m w pionie !!! ) nie mamy wielkiego apetytu, wiec zamawiamy tylko po porcji mousaki i wypijamy jeszcze po dwa piwa (trzecie biorac do pokoju). Tym razem (wysokosc ? - wioska lezy na 1000 m.n.p.m.) zasypiam w 2 minuty i spie do samego rana jak zabity.
-
Z Cypru wrocilem caly i zdrowy, wiec moge podzielic sie z Wami moja wyprawa. W tym roku, wyjatkowo postanoweilem rozpoczac (wyjazdy) dosyc wczesnie. Zazwyczaj byl to kwiecien, ale w sumie po co czekac jeszcze dwa miesiace ? W ostatniej chwili zdecydowal sie na wyjazd rowniez koles, ktory byl ze mna w zeszlym roku w Albanii. Dojechal do mnie w czwartek rano, zostawil samochod pod domem i moj kolega zawiozl nas na pociag do Kopenhagi. Wylot planowo o 9.50, ladowanie o 15.10, ale tamtejszego czasu. Szybka odprawa (Cypr nie jest w Schengen) i autobusem do Larnaki. Szybkie skrecenie rowerow i udajemy sie na kolacje. Zamawiamy miejscowe piwo ( oczywiscie po dwa , a mialy 620 ml) i talerz grilowanego miecha z dodatkami. Wracamy bocznymi uliczkami , smierdzacymi troszke Albania. Wskakujemy do lozek i budzimu sie o 7.00 aby zaczac jazde okolo godz. 8.00 . Zostawiamy nasze torby na rower w hotelowej przechowlani i zaczynamy krecic. Plan dnia, to dojechac do miasta Pafos (zachod wyspy) , Dystans to 155 km i okolo 1300 m w pionie. Tankujemy wode w sklepiku i ruszmy na powaznie. Walimy caly czas dosyc blisko wody, pamietajac ciagle, ze poruszamy sie po "angielsku". Drogi mieszane, czyli asfalt, zwir i piaski. Pierwsza przerwe na posilek robimy w Limassol. Tam tez lapie pierwsza gume. Po zmianie detki ruszamy dalej. Caly dzin wieje bardzo silny wiatr i niestety wieje nam w twarz. Kazdy kilometr kosztuje ze 20% wiecej , ale nie ma co plakac, tylko trzeba pedalowac. Kilkanascie kilometrow za brytyjska baza lotnicza, stajemy na pierwsze piwko. Do celu dnia, mamy jeszcze tylko ze 40 km, wiec mozna zaczac "swietowac". teren robi sie coraz bardziej pofaldowany, ale nie wjezdzamy wyzej jak na 150 m.n.p.m. Na przedmiesciach Pafos robie Pawlowi zdjecie miejscowej strazy pozarnej i zaczynamy szukac hotelu. Przy pomocy Booking.com znajdujemy nocleg , zamawiamy piwo i udajemy sie na obfita kolacje. Slonce nas niezle przypieklo, a spotegowal to mocno wiejacy wiatr. Szwedzio ma jasna karnacje, wiec karczycho i rece mial spalone na czerwono. Ja na szczescie opalam sie od razu na brazowo ? Zasypiamy natychmiast, bo dystans + ten cholerny wiatr mocno nas "wydymal" z sil.
-
??? OK, czas wrzucic do worka IGNORUJ, bo kazda odpowiedz , to starat mojego cennegu czasu. Nie musisz odpowiadac, bo i tak juz tego nie zobacze. Och Ty klamczyszku ! Od razu wiedziales ze to ode mnie. Nie zminialem nicka od chyba 10 lat. No i jak ja CI cos sprzedaje, to TY jestes moim klientem, a nie ja Twoim . Jak Ty mogles prowadzic warsztat ( i zdobyc te swoje tytuly), jak Ty nawet nie wiesz KIM jest klient? ??? Klient jest inaczej nazywany konsumentem lub nabywcą. OK, czas wrzucic do worka IGNORUJ, bo kazda odpowiedz, to strat mojego cennegu czasu. Nie musisz mi odpowiadac, bo i tak juz tego nie zobacze.
-
Jednak nic nie rozumiesz z tego co pisze. Dziekowac masz mu NIE za to, ze jest lekarzem, tylko za to ze oddaje samochody tam , gdzie sie samochody powinno naprawiac. Odnosnie Ciebie, to raczej bym Ci samochodu do naprawy nie oddal. Jak Twoje naprawy wygladaja tak jak kupno przez Ciebie silnikow, to ja podziekuje i bede trzymal sie z daleka. Dwa tygodnie zawracania dupy, i zadnych efektow. no fakt tyle ze zarabiasz nie wprost bo nie wydajesz ale tego pod uwagę nie bierzesz. Mozesz rozwinac te magiczna "mysl" ???
-
W takim razie powinienes Marcinowi DZIEKOWAC, ze oddaje do profesjonalistow, a nie szydzic, zeby przypadkiem wody z akumulatora nie pil. Czlowieku, on jest lekarzem i nie musi umiec (lub chciec) babrac sie w autach. Z jego modelrstwem to nie ma nic wspolnego. Ja tez do swojego samochodu NIE zagladam (no ale ok, przynajmniej ja nie jestem modelarzem). Szkoda mi czasu i pieniedzy. Zamiast grzebac i sie brudzic, wole zarabiac pieniadze, a tak anie nie naprawie, ani nie zarobie i jeszcze sie upi-------le. Samochodami niech sie zajmuja mechanicy (ktorzy jak fachowcy w kazdej branzy sa lepsi, lub gorsi). Ja mam szczescie wspolpracowac od lat z bardzo dobrym (Libanczyk). Gdybys zobaczyl jego warsztat, to moglbys sie pomylic, ze u Marcina w gabinecie jestes.
-
Ty wyraznie uwazasz sie klasycznego Polaka - zlotaraczke. Potrafi wszystko, ale tylko na 75%. Nic na 100%. O takich wlasnie"magikach" slysze regularnie. A to polozyli komus instalacje wodna i zatynkowali polaczenia (a w Szwecji KAZDE polaczenie musi miec inspekcje, lub byc na zewnatrz), albo polozyli inst. elektryczna NIE w rurkach (w Szwecji kladzie sie 3 osobne zyly w peszlu i mozna to wymienic w 10 min. nawet po 50 latach). Ale przyjechali fachowcy i powiedzieli klasyczne ; MY NIE DAMY RADY ? Tylko jak trzeba bylo poprawiac, bo nikt tego nie chcial odebrac i ubezpieczyc, to telefony juz (na zawsze) zamilkly. Masz pretensje do Marcina, ze robi samochod u FACHOWCA? Cos z Toba jest nie tak Marek. Jak zachorujesz, to nie idz do Marcina, tylko wal do Pani Gieni zielarki z parteru. Ona Cie uleczy i bedziesz dalej "fachowcowal".
-
Niedawno opisywalem podebne "przygody" (na szczescie nie moje) z Klein.... Niestety CORAZ czesciej sie to zdarza. Napisz (ale szczerze) . Cena byla SUPERatrakcyjna ???
-
To mowisz Marcin, ze poza paliwem i glikolem nie dziabnales nic wiecej przez ostatnich kilkanascie lat ? Na drazkach sie nie znam, ale dawno temu, Panhard popelnil kilka fajnych modeli samochodow.
-
Christen eagle II w budowie - kilka pytań
jarek996 odpowiedział(a) na chicken007 temat w Modele spalinowe
Po co zbierac na Saito. Wez moja ENYE 120 ? -
Jasne, ze MOGE miec, ale nie chce ?
-
A po co mnie to ? ? Jest na sprzedaz za 180 eur
-
Christen eagle II w budowie - kilka pytań
jarek996 odpowiedział(a) na chicken007 temat w Modele spalinowe
Oto rekomendacje silnikowe "Krystiana" 90 z HANGAR 9 Jak widac, model jest MNIEJSZY od modelu Rafala (144 cm) o 5% Wingspan 54.0 in (137cm) Fuselage Length 50.8 in (129cm) Wing Area (total) 878 sq in (56.7 sq dm) Wing Area (top) 446 sq in Wing Area (bottom) 432 sq in Weight Range 8.50 lb–10.0 lb (3.85–4.50 kg) Engine/Motor Size .75–.91 2-stroke 1.15–1.25 4-stroke -
Bo jak widzicie, Andrzej z Rzeszowa jest, a w Rzeszowie i w Mielcu KAZDY kogo spotkacie na ulicy, powie Wam to samo ?
-
Oj mylisz sie Damian. W tym sporcie NIGDY do konca sie nie wie, w CZYM rzecz ?
-
Christen eagle II w budowie - kilka pytań
jarek996 odpowiedział(a) na chicken007 temat w Modele spalinowe
To jest super silnik! Mialem i ten i dalej mam jego mlodszego brata (62). Pieknie pracuje i wspaniale wygladaja. Jak cena zachecajaca , to sie nie zastanawiaj ! -
Adam, dam CI dobra porade. Z Jackiem sie najprzyjemniej dyskutuje, jak wrzuci sie go do IGNOROWANYCH. IGNORUJE go od kilku lat i jest naprawde WSPANIALE!!! Moj komfort na forum poprawil sie o jakies 95% ? Nie widze co on pisze ( jedynie jakies jego cytaty, ktore inni zamieszczaja, ale to jest rzadkosc i utwierdza mnie tylko w przekonaiu, ze SLUSZNIE zrobilem) i mam swiety spokjoj.