-
Postów
3 368 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
82
Treść opublikowana przez Patryk Sokol
-
Hej Trochę czasu minęło odkąd tutaj byłem, nawet mój avatar wygląda jak coś z czasów kiedy golić się nie musiałem Wiecie - studia inne takie marnowanie czasu. Ale to już mniejsza, grunt że ostatnimi czasy w końcu mogę zajmować się modelarstwem nieco poważniej niż okazyjne latanie shock flyerem, czy szybowcem na zboczu. Historia opisywanego tu maleństwa zaczęła się kilka lat temu, gdy zupełnym przypadkiem odkryłem, że zgnieciony styrodur zachowuje kształt (spadła mi szafka w warsztacie). Zafascynowany tematem zacząłem różnego rodzaju próby ze zgniataniem w formie (maltretowałem przy tym taką starą formę z dawnych lat) i osiągałem nawet fajne rezultaty (do momentu gdy forma się mocno pokrzywiła, coremat na przekładce się poddał). Uznałem ze swoją współpracowniczką, że to można użyć do produkcji różnych rzeczy, a żeby to sprawdzić trzeba czegoś małego i tak powstał ten oto projekt: Wtajemniczeni odnajdą w tym kształty Apogee Marka Dreli, jakkolwiek było ono głównie inspirację (szczególnie kształt przodu kadłuba, uwielbiam ten styl), gdyż całość została przystosowana do rzucania DLG, zmieniłem profile na AG 12-13-14 i przemodelowałem nieco obrys. Całość ma 90cm rozpiętości i planowana była waga poniżej 120g. Wzorce na całość zostały wyfrezowane w Prolabie To co się nauczyłem przy tym maleństwie to to, że im mniejsze skrzydło tym trzeba się więcej narobić przy szlifowaniu wzorców, szlifowałem toto chyba ze dwa razy dłużej niż skrzydła do pełnowymiarowego DLG. Z całości zdjąłem oczywiście formy, oczywiście na Coremacie i oczywiście wyszły bardzo ładnie, i oczywiście sprawowały się jak należy... Szkoda, że tylko przez pięć pierwszych skrzydeł, a później wylazły nierówności wynikające ze zbrojenia formy profilami stalowymi. Okazało się, że Coremat, choć fantastyczny na formy, to jednak pod długotrwałym naciskiem się odkształca i formy poszły do śmieci. Rozwiązaniem okazało się wykonanie form na przekładce z czegoś co nie jest w stanie się odkształcać się plastycznie. Wybór padł na Poraver, który ostatnimi czasy zyskał polskiego dystrybutora. W efekcie udało się zrobić formy które już się nie poddają, a po 15 parach skrzydeł nie ma na nich śladu odkształcenia. Kolejnym problemem z budową tego maleństwa okazało się pękanie baloników podczas dmuchania kadłuba. Poświęciłem prawe dwa miesiące na walkę z tym fenomenem. Testowałem różne marki balonów, różne wstawki sylikonowe w formę, wazelinę, kremy nawilżające, lubrykanty z sexshopu, wolne pompowanie, szybkie pompowanie, dwa balony włożone w siebie, gusła, rytuały, magię chaosu itp. Rozwiązaniem okazało się ubranie balonu w prezerwatywę, wnioskuję, że ten kadłub jest tak malutki, że balon szybko blokuje się na ściankach formy i zamiast rozprężać się podczas pompowania, to pęka. Prezerwatywa zaś powinno zapewniać możliwość układania balonu się w środku. Gdy udało się pokonać ten problem powstawać zaczęły takie maleństwa: Lekkie sztywne, rura jajowata, a z formy wychodzą z gotowymi gwintami do mocowania skrzydeł (choć jak robię dla siebie, to kleję skrzydła do kadłuba - parę gram lżej). Ze skrzydłami walki było mniej, one wychodziły od pierwsze strzału. Problemem za to okazały się kolejne iteracje - jak wiadomo małe DLG to musi być lekkie DLG, więc zaczęły się eksperymentem z offsetowaniem rdzenia styrodurowego, zmneijszaniem ilości farby, zmniejszaniem ilości żywicy, koniec końców osiągam skrzydełka w wadze jak Marek Drela (tyle, że moje mają dźwigary), jednak naprawdę łatwo wyciągnąć z formy coś co będzie miało wady estetyczne. Oczywiście jak zwykle - homeopatyczne ilości żywicy, tkaniny i lakieru skutkują tym, że powierzchnia nie jest typowym lustrem, widać że pod spodem jest styrodur. O statecznikach nie ma wiele co prawić, ma toto profile HT Super Gee, nawet daje się w nich wykonać Kevlarowe zawiasy już w trakcie laminowania w formie. Trochę eksperymentowaliśmy z matą (flisem) węglową, efekt jednak jest taki, że statecznik jest ciemniejszy, sztywnośc i waga w sumie podobne jak przy Interglassie 24,5gm^-2 mimo, że flis ma całe 6gm^-2 gramatury (powód jest bardzo prosty, flis składa się głównie z niczego, a to nic trzeba wypełnić żywicą, w efekcie otrzymujemy kompozyt złożony pewnie w 60% z żywicy). Prototyp tego maleństwa poleciał już prawie rok temu. Do lotu waży 105g (przez duże ilości lakieru, powstał jeszcze przed zmianą pistoletu na wysokociśnieniowy). W międzyczasie przewinęła się moja praca inżynierska, stąd na skrzydle i belce ogonowej możecie zobaczyć rozetki tensometryczne (celem mojej pracy było zbadanie jak męczy się kompozyt epoksydowy. Wyniki są bardzo niejasne, za to obnażyły problemy w stosowanej metodyce badań kompozytów włóknistych, jeśli kogoś to interesuję mogę trochę o temacie opowiedzieć). Tutaj filmik z lotu: Prowadzi się to dokładnie tak jakby się można spodziewać po czymś na tych profilach, szybkie nieco narowiste w prowadzeniu, ale odwdzięczające się bardzo dobrymi osiągami. Jak na tak nędzny wyrzut czas lotu też wyszedł niezły (chciałoby rzucić się lepiej, ale o tym mogę na jeszcze dłuższy czas zapomnieć, cieszę się, że w ogóle mogę rzucić). Od tego czasu powstało już niemało elementów: Ku mojemu zawodowi ciężko to robić komercyjnie z powodów które opisałem wcześniej - wymaga to ekstremalnie dużo uwagi przy wykonywaniu i jest ekstremalnie czułe na drobne błędy których później nie da się już poprawić, trochę za dużo uwagi jak na poboczne zajęcie w firmie. Niemniej dla siebie modelik mam, ze dwa egzemplarze też w szafce leżą jeśli ktoś by bardzo chciał A teraz jeszcze co do mojej wybitnej i przełomowej technologii zgniatania styroduru w formie - żałuje, że nikt z Was nie mógł zobaczyć jaką minę miałem kiedy wszedłem na forum z chęcią opisania mojego genialnego i przełomowego odkrycia, a trafiłem na wątek o Virgosie . To się nazywa wtórna wynalazczość Sam model stał się też dla nas (w sumie uświadomiłem sobie jak to brzmi, w firmie jest nas dwoje, nie wyobrażajcie sobie nie wiadomo czego ) pewną tradycją do testowania nowych rozwiązań na małych elementach (bo mała forma jest tańsza od dużej) i na tym projekcie (choć nieco zmodyfikowanym) będziemy testować niedługo formy frezowane od razu w aluminium, żywice utwardzane w wysokiej temperaturze oraz puchnące przekładki (np Expancell). A tak w ramach pokazania jeszcze czegoś ciekawego: Kiedy jestem w warsztacie i nie pracuje akurat nad formami ważącymi 50kg to dłubie takie coś (jeszcze nawet nadlewki nie obrobione): ps. Dobrze znów się w to bawić - stęsknił się człowiek przez te lata studiów
-
I był Mam w końcu pełnoprawny kadłub Balony nie pękają, 5 atmosfer nawet nie jest kłopotem - ogólnie sielanka. Nieco jestem zdziwiony, że całe 3mm zaokrąglonej ścianki może robić taki problem, ale jakby mnie to nie dziwiło to bym sam wpadł na pomysł sylikonowej wstawki. Ten kawałeczek sylikonu zmienia tak dużo, że wróciłem do małych balonów Qualatexa - wygodniej sięz nimi pracuje. Teraz dopracowac wagę i prowadzenia gwintów w kadłubie, ale to znowu historia na kolejny powrót do Nysy.
-
Udało mi się kupić balony Sempertexu, sam ich wygląd naapwa nadzieją (Znacznie bardziej ównomierna powierzchnia niż Qualatexu) Ale! Faktycznie mam łoże skrzydła ze ścianką od przodu pod kątem prostym (choć zaokrągloną). Jak wrócę do Nysy leci tam wstawka z sylikonu, czuję że to może być przełom
-
Dobry pomysł podoba, mi się Ale na razie poleglem na zgrzewaniu worka, zapalniczka i lutownica nie dają rady - za duża temperatura. Spróbuje przepiąc lutownicę przez ściemniacz światła, ale to nie wiem kiedy, studia sie zaczynają...
-
Wyszło coś co z dwóch metrów możnaby wziąć za kadlub. Wygląda to jakby balon sie nie dopompował do końca, pozwolę sobie zrzucić winę na za szybkie zdjęcie węża z zaworka balonu (mój kompresor pompuje szybciej niż jest w stanie uciekać powietrze przez ten zaworek). Następnym razem po dobiciu do 1,5atm potrzymam wąż parę minut na zaworze i dopiero zdejmę.
-
Ok, dziś napompowałem balon w formie i pękł - otworzyłem formę i zobaczyłem, że znowu rozerwało na samym dziubku balona. Zawiązałem na nim więc supeł, złożyłem formę i udało się napompować do 1,5 atmosfery. Po odpięciu kompresora usłyszałem ze środka formy jakieś balonowe dźwięki (trzeszczenie). Na szczęście puff i psss się nie doczekałem, więc położyłem formę do termoboksu (z delikatnością sapera przenoszącego bombę) i poszedłem. Efekt zobaczę jutro. To co zmieniłem to lekkie napompowanie balona przed włożeniem do formy i ten supeł na końcu.
-
A w jakim stopnie je zostawiasz nadmuchane? Czy może dmuchasz, a później spuszczasz powietrze?
-
NIe dmucham, wręcz przeciwnie - odsysam powietrze żeby się lepiej układał w rurze ogonowej
-
Hej, ja jeżdzę na szytkach W tym roku 3 tysiące kilometrów. Z dętek przekopałem naprawdę wszystko. Cały świat robi małe kadłuby na balonach to ja też mogę, pytane tylko gdzie jest błąd.
-
Wazeliny już wielokrotnie nie stosowałem (z reguły pierwszy balon mam z wazeliną, kolejne to się już śpieszę i nie używam). Nitki oczywiście wyciągam. Mam jeszczę teorię, że kupiłem starą paczkę balonów, daty produkcji nie mają, ale potrafią pęknąć przy skręcaniu pieska, czy łabędzia.
-
Duże mam białe, tych normalnych mam całą gamę barwną.
-
Mój kadłub ma całe 9mm śtrednicy na końcu, gwarantuję, że żadna dętka rowerowa tego nie da (i wiem co mówie, sprawdząłem dętkę wyprutą z zawodniczej szytki szosowej).
-
Balonu nie da się naciągnąć na rurkę o jakiejkolwiek rozsądnej średnicy. Zawsze w końcu przez niego przełazi na wylot.
-
4 różne manometry, nie tu jest problem
-
Czołgiem Panowie Po latach w końcu udało mi się zmontować jakąś formę, choć nie jest to nic zawodniczego, ot jednoczęściowy kadłub do 90cm DLG bez lotek. NIemniej wciąż z tej formy nie udało mi się wyciągniąć nic. Powód bardzo prozaiczny - nigdy nie udało mi się napompować balona w tej formie Robię to co wszyscy, czyli po kolei: -układam na pomalowaną żywicą formę wysyconą tkaninę -na jednej połówce docinam do rantu formy, a na drugiej zostawiam naddatek -w formie rozpinam balon Qualatexa (walczyłem zarówno ze standardową wielkością, jak i największym balonem do modelowania jaki jest) tak żeby był rozciągnięty na całą długość (balon wysmarowany jest wazeliną) -zabezpieczam nicią przed wyłażeniem tkaniny z formy -składam całośc -pompuję balon i zanim w ogóle manometr pokaże w ogóle jakiekolwiek ciśnienie to słyszę 'puf' i pozamiatane. Przetrenowałem wszystkie możliwe opcje już - pompowąłem ręcznie, pompowałem z kompresora, używałem małych balonów, dużych, balon łapałem za pomocą koralika w środku jak i za pomocą supła na końcówce. Od razu mówie to nie jest efekt za dużego ciśnienia w balonie - nigdy nie udało mi się doprowadzić żeby manometr pokazał jakiekolwiek nadciśnienie. Wszystkie balony kończą tak samo - są rozerwane przy samej końcówce (sam czubek ma dziurę), albo tuż przy końcu pęka bok balonu. Szczególnie dla mnie to dziwne jest gdy się to dzieje z dużym balonem, przecież on nienapompowany ma średnicę jak ten kadłub w najgrubszym miejscu. Ma ktoś z Was pomysł co robię źle? Bo skrzydełkom już smutno od tego czekania na kadłub...
-
Jakim lakierem pomalować skrzydła fornirowe z rdzeniem styro
Patryk Sokol odpowiedział(a) na tpilot temat w Warsztat
Olej Capon, zwyczajnie nie warto Polecam lakier poliuretanowy (Najlepiej wychodzi mi Hartzlack z połyskiem z castoramy). Kładziesz najpierw pierwszą warstwę na surowy fornir, drugą kładziesz po kilku godzinach, czekasz aż stwardnieje i szlifujesz. Po szlifowaniu skrzydła polerujesz, a jeśli chcesz mieć naprawdę gładką powierzchnię, to przed polerka kładziesz kolejną warstwę i znowu szlifujesz. Jeśli dobrze się przeprowadzi szlifowanie, to lakier poliuretanowy zakrywa wszelką fakturę drewna i po polerce ma się skrzydła idealnie gładkie. Do samej polerki polecam pastę G3, a na wykończenie Tempo. -
Ster wysokości w górę (tzn. na siebie) przy korkociągu to pewna śmierć. należy drąga oddać
-
Albo kładziesz dwustronnie, albo wcale, laminat jednostronny tylko ważyć będzie Jeśli umiesz zrobić to lekko to polecam pokusić się o laminowanie tak części stałej, jak i sterowej, mi w Sky-E stery często flatterowały zanim się nie dorobiły tkaniny (inna sprawa, że najczęściej przy dynamic soaringu, ale w locie na płaskim też się zdarzało).
-
Żaden.
-
Czołgiem Panowie Dziś popatrzyłem na swojego Multiplexa Cockpita SX, który dumnie pręży drążki na półce, podpięty do ładowania i pomyślałem, że jak mam tą aparaturę już lat 5, to powinienem być kompetentny do napisania jakiejś recenzji . Przede wszystkim trzeba zacząć od tego,ze Cockpita SX kupiłem do DLG. Oprócz niego posiadam również pulpitową aparaturę, która była na tyle ciężka, że wybitnie utrudniała mi wyrzut. Niemniej odkąd kupiłem Cockpita, tamten pulpit nigdy nie wyszedł już ze swojej walizki Przejdźmy do rzeczy i powiedzmy czemu: 1.) Ergonomia: To jest powód dla którego kupiłem ten nadajnik. Nie ukrywajmy w większości klas waga i wielkość ma stosunkowo małe znaczenie, jednak przy DLG miała duże. Do tego dochodzi jeszcze bardzo pewny chwyt nadajnika. No i to tyle z mniej istotnych rzeczy o ergonomii dla większości, skupmy się na rzeczach istotniejszych. Przede wszystkim aparatura ma genialnie przemyślany układ przełączników i suwaków, nie ma już mowy o jakimkolwiek odrywaniu palców z drążków. Oba suwaki są umiejscowione pod lewym i palcem wskazującym, a każdy z przełączników można dostać bez problemu tymi samymi palcami. Jaki daje to nam efekt? Można całkowicie płynnie operować klapami, bądź hamulcem (u mnie raczej silnikiem, o tym później) i robić to naprawdę precyzyjnie. Do latania na klapach na pstryczku już bym wrócić nie umiał, bo by mi czegoś brakowało 2.) Mechanika Przede wszystkim od strony mechanicznej czepić nie mogę sie absolutnie niczego. Mimo intensywnego katowania przez te lata nic się nie dorobiło luzów, suwaki chodzą wciąż idealnie płynnie, a środek suwaków wciąż ma wyczuwalny opór (takie kliknięcie w środku zakresu), potencjometry drążków nie szumią, nie gubią neutrum (poprzednie aparatury jakie miałem miały takie tendencje po takich okresach, ale kupowałem używane, więc się nie wypowiem, bo nie wiem jak traktowane były). Ba nawet normalna długa antena na 35MHz wciąż żyje i jest w dobrym stanie, a przecież latałem głównie DLG. Ciekawą sprawą jest również podejście producenta do otwierania aparatury. Otóż nie to, że nie traci się gwarancji po czymś takim, producent sam dostarcza torxa, który ma swoje miejsce w obudowie, żeby móc sobie porozkręcać jeśli najdzie ochota. Ba nawet na płycie głównej nie ma plomb gwarancyjnych i można ją śmiało zdejmować (i tak robi się to tym samym kluczem). Może ta możliwość rozkręcania, to nie wydaje się niczym wielkim, jednak po wspomnianym wpadnięciu aparatury w piasek (zdarza mi się latać na plaży), gdybym miał czyścić jakąkolwiek swoją poprzednią aparaturę z piasku w drążkach to bym się chyba pociął. A tutaj szybciutko i bezboleśnie. Co ciekawe w aparaturze można zmienić mode bez rozkręcania, takoż samo można zmieniać napięcie sprężyn centrujących drążek, wybrać między terkotką, a gładkim oporem, oraz regulować nacisk terkotki/gładkiej blaszki (co się czasem przydaje, choć nie ukrywajmy najczęściej robi się to tylko raz). Jest więc naprawdę bardzo dobrze. 3.) Wygląd. Tym się lata, nie ogląda, nie obchodzi mnie jak wygląda 4.) Strona elektryczna. Też nie można się przyczepić. Nic nie gubi połączeń, wszystko działa sprawnie, nie miałem nigdy żadnej awarii. Ciekawostką jest dołączony fabrycznie do nadajnika pakiet. Jest to 6 cell Ni-MH o pojemności 1800mAh, a że 6 cell to łatwo się wymieni na Li-Polka, samo napięcie alarmu też można ustawić. Jest tylko jeden kłopot. Pakiet który dostałem wraz z nadajnikiem wciąż trzyma bardzo długo. Nie pytajcie o konkrety, bo nie znam (zapominam resetować timer ), ale dwa dni latania bez ładowania mam. 5.) Programowanie Nie ukrywajmy ten nadajnik nie ma wielkich możliwości, ale te co mamy są naprawdę dla mnei wystarczające. Odnoszę wrażenie, że nadajnik wręcz powstał do szybowców posiadających 4 serwa w skrzydłach i ewentualnie silnik. Mode można, wybrac całkiem dowolnie, do wyboru jest 8 różnych. Dlaczego 8? Bo oprócz klasycznych wariacji na temat różnego ustawienia drążków, dochodzi jeszcze wersja każdego mode z hamulcem na drążku gazu, co jest według mnie niezbędne (no bo wybaczcie, ale wywalanie butterfly'a na przełączniku jest subtelne jak hamowanie roweru wkładając mu kij w szprychy). W większości nadajników trzeba się nakombinować, a tu to kwestia jednego kliknięcia. Co do samego przemyślenia programowania to jest to rewelacja po prostu. Zaprogramowania motoszybowca z dwoma serwami na klapach, dwoma na lotkach zajmuje mi maksymalnie 20min, włączając takie bzdurki jak klapy podążające w stosunku 1:2 do lotek, kompenasacja butterfly'a, wraz z offsetem, dual rate'y etc. W dodatku programowanie za pomocą jednego wciskanego kółka pozwala na bardzo fajną rzecz, tzn jeśli regulujemy kompensację klap, to ustawiamy na ten mikser i w locie na bieżąco korygujemy jego wartość. Proste, wygodne i nie trzeba odrywać wzroku od modelu. Ogólnie sam sposób programowania jest absolutnie rewelacyjny i póki nie chcemy wymagać nic ponad te wspomniane wcześniej szybowce to robi się to prosto, błyskawicznie i skutecznie. Mogę powiedzieć, że nigdy nawet nie otworzyłem instrukcji do tej aparatury, na tyle jest to proste i intuicyjne. 6.) Wady I tu jest troszkę kłopot, bo jak na razie sama pieśn pochwalna mi wychodzi, ale wady są zawsze przecież. Przede wszystkim denerwuje mnie, że nie da się wyciągnąć pakietu bez rozkręcania nadajnika. Kolejną wadą jest jednak mała ilość kanałów, chcialoby się czasem np podczepić aparat do motoszybowca. I to chyba tyle. Podsumowując. Ten nadjaniki to moje największe modelarskie zaskoczenie, bo kupiłem go tylko w jednym celu, do DLG, a do większych szybowców miał zostać pulpit. Okazało się, że Cockpit jest tak genialnie przemyślaną aparaturą, że biorać pod uwagę, ze zajmuję się głównie szybowcami i głównie termicznymi (nie makietami) to starczy mi jeszcze na długo. Komu mogę polecić? Przede wszystkim latającym F3K, F3J, F3F etc. pełen zestaw miksów, żeby oprogramować te modele i genialna wygoda w użytkowaniu. Mogę też polecić początkującym szukającym pierwszej aparatury, starczy na bardzo, bardzo długo, a nie jest szczególnie droga. ps. Wciąż używam tej aparatury na 35MHz. Powód? Nie widzę żadnego powodu do zmiany, nigdy żadne zakłócenie mi się nie zdarzyło, a latałem już ekstremalnie wysoko.
-
Obliczeania aeroelastyczne w praktyce modelarskiej
Patryk Sokol odpowiedział(a) na Patryk Sokol temat w Warsztat
Tylko widzisz Jurku, to co opisałeś ma niewiele wspólnego z jakimiś skomplikowanymi obliczeniami To normalny proces rozwoju konstrukcji, nazywanie tego w ten sposób to jak określenie obliczania obciążenia powierzchni nośnej jako zaawansowanej analitycznej metody przewidywania prędkości lotu Wciąż jestem ciekaw czy to ma głębsze wyjaśnienie -
Czołgiem Panowie Ostatnio zainteresował mnie post kolegi Specyfika w wątku o Respect'cie: Oczywiście nie mam zamiaru podważać tutaj Pike'a jako czołowego modelu F3J, jego klasę potwierdzają zawody. Zastanawia mnie nie tyle sama istota obliczeń aeroelastycznych, bo ten temat jest mi dosyć znany. Zastanawia mnie sposób ich wykorzystania w praktyce. Pytanie brzmi jak, wykonać optymalną konstrukcję w rzeczywistości. W dużym lotnictwie jest to stosunkowo proste, bo warstwy laminatu są grube, więc i jest z czego stopniować, można zmieniać ilość warstw i j est generalnie z czego zmieniać. W modelarstwie mamy inaczej, nawet tkanina rzędu 36g/m^2 jest już stosunkowo gruba, jeśli zamierzamy aż tak płynnie stopniować grubość laminatu zależnie od położenia konkretnego miejsca w konstrukcji. Oczywiście można by się pobawić w wyciąganie co drugiego włókienka z tkaniny, ale to jest niewykonalne przy szerszej produkcji Innymi słowy jestem zdania, że całe obliczenia aeroelastyczne sprowadziły się do policzenia jak stopniować dźwigar (bo to akurat stopniować się da stosunkowo prosto), a nie ma mowy o jakichś super wymyślnych rozłożeniach warstw po obu stronach przekładki. Moja diagnoza jest taka, że to ładne stwierdzenie marketingowe, a niekoniecznie zgodne z prawdą Niemniej ciekaw jestem Waszych opinii
-
I coś ode mnie:
-
To co podałeś w linku jest dokładnie tym co opisywałem wcześniej, tylko rozróżnia momenty od ustrzeżenia i od skrzydła i ma dokładnie takie same znaczenie dla Marka jak napisałem (i swoją drogą dodatni moment tutaj też oznacza pochylanie nosa do góry). Kiedy latawiec zmniejsza kat natarcia robi dokładnie to samo co skrzydło, czyli przyśpiesza, wyprzedzając użytkownika. Jeśli szukasz profilu który na zmniejszenie kąta natarcia będzie reagował momentalnym wzrostem momentu to prawdopodobnie znajdziesz dokładnie żaden. Jestem zdania, że siłe od linek można (a nawet trzeba) rozpatrywać właśnie jak środek ciężkości. A jako, że mam troszkę więcej czasu (chwalmy piątek), to pokaże czego szukać i dlaczego. Przede wszystkim większość profili modelarskich określana jako samostateczna to tak naprawdę profile z Cm ~= 0, nie zaś typowe profile z dodatnim Cm na całym zakresie kątów natarcia. Stosując te profile do Planków równoważy się to za pomocą lekkiego uniesienia lotek do góry (w sumie jeszcze nie spotkałem planka latającego bez minimalnie uniesionych lotek). Tak naprawdę na czym nam zależy to dodatnie Cm w całym zakresie, jak np tutaj: Czerwony wykres jest to standardowy Mh-104, który w modelarstwie byłby uznany za profil samostateczny. W rzeczywistości jednak jest to profil do turbin wiatrowych, a jego dążący w większości przypadków do zera moment pochylający ma za zadanie zminimalizować obciążenia skrętne na łopacie. Niemniej jest to fajny profil, bo wchodzi na bardzo wysokie Cz, i jest grubiutki, więc pasuje da założenia. Z samym momentem też można sobie prosto poradzić, ot jak ja na czarnym wykresie. Na 35% cięciwy licząc od spływu dodałem klapę wychylona na 4st w górę (ciekawostka - odwrotnie jak z momentem to jest wychylenie na -4st). Oczywiście takie zabawy nie pozostają bez wpływu na maksymalny współczynnik siły nośnej, ale spadek jej jest minimalny, więc można to pominąć I właśnie tego typu wykresów polecam Ci szukać, jeśli Cm jest na całym zakresie dodatni, to będzie dobrze. Podejrzewam, że trochę można by tu ugrać stosując nie ugięcie w punkcie, a płynne ugięcie profilu, jeśli nie znajdziesz nic o tak zadanych własnościach to mogę nad tym MH-104 popracować nieco
-
Ciągnięcie profilu do przeciągnięcia, to stwierdzenia gwarantuje pewny chaos w zrozumieniu i jest zwyczajnie błędne. Czy możesz dla mnie to sprawdzić? Czytałem Stafieja już dawno, teraz czytuję zachodnie prace i tam zawsze, dodatni Cm oznacza moment pochylający do góry. Niemniej, gdy używamy programu do symulacji z USA (XFoil) to wypada radzić pytającemu zgodnie z oznaczeniami XFoila, prawda? Inaczej zgoła na odwrót wyjdzie. Te wykresy pokazują więcej niż Ci się wydaje ;-) Przede wszystkim kątem natarcia ściśle regulujemy prędkość, gdyż podstawowym warunkiem lotu ustalonego, jest równowaga siły nośnej i ciężaru, a że siła nośna zależy bardzo dokładnie od kąta natarcia, to zakładając, że wpływ liczb Reynolds nie będzie duży (a na sam moment pochylający duży być nie powinien) to można śmiało tak się odnosić. Zresztą wcześniej zaznaczyłem, że taki skrót zastosuje. Inna sprawa, że przy tych profilach jest to wybitnie wygodne, gdyż mają Cm praktycznie niezmienne w funkcji kąta natarcia