Skocz do zawartości

Nasze Pedałowanie ...


mr.jaro
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Wylot do Bosni planowo , a ladowanie nawet przed czasem . Lotnisko w Tuzli nic sie nie zmienilo i dalej przypomina opuszczony 15 lat temu magazyn obuwia . Szybka i sprawna kontrola ( sprawdzali certyfikat ! ) , jeszcze szybsze zlozenie rowerka i trzeba bylo znalezc miejsce na zmiane ciuchow. Zrobilem to na pobliskim parkingu (sucha laka przy jakiejs smrodce ) . Przebieralem sie tylem do minaretu , zeby nie urazic bosniackiego boga . To co pozostalo do zalatwienia to wymiana kasy i zatankowanie czegos do bidonow. Kase wymieniali w punkcie pocztowym , a sklep byl obok.
Woda wlana , Radler ugasil pierwsze pragnienie ( bylo 35 stopni ! ) i czas w droge. Pierwsze 20 km jechalem przez male wioseczki , droga wewnetrzna ( kiepski beton i zwirki ) . Co chwile "jadowite" podjazdy ( moze niewysokie , ale mialy czesto ponad 15 - 25% ). Upal potworny , pot zalewa okulary , a trzeba grzac , bo mam 125 km do granicy z Chorwacja , (a godzina juz 12.30 ) . Plyny znikaja w takim tempie , ze staje na "tankowania " w co trzeciej wsi. Czasami jest Radlerek ( zeby sie do wody za bardzo nie przyzwyczaic ) ? .  Widoki klasyczne , czyli wypalone sloncem lasy i drogi ktore nie widzialy deszczu od dobrych miesiecy. Muezini wzywaja do modlitwy ( wszak to piatek , czyli muzulmanska

niedziela ) , a pod wsiowymi meczetami parkingi pelne samochodow. Po okolo 35-40 km wskakuje na asfali i podjazdy robia sie przynajmniej bardziej “ludzkie” , niz te wioskowo-wewnetrzne. Musialem ten dzien “zaprojektowac” w ten sposob (czyli wiekszosc asfalty ) , bo bym do granicy chorwackiej inaczej NIE dojechal. Kawalek drogi ze sporym ruchem , ale niebawem odbijam w lewo i sie bardzo ( ruch ) uspakaja . Mijam dosyc zaniedbane bosniackie wsie , tankuje kolejne litry plynow i odliczam kilometry do konca. Jade tez przez dwia "ciut" wieksze miasteczka ( Srebrenik i Gradacac ) i za tym drugim , wjezdzam do Rebubliki Serbskiej ( ktora jest czescia skladowa Bosni ) . “Jakosc” zycia sie natychmiast poprawila , domy duzo ladniejsze , ploty pomalowane i ogolnie to DUZO czysciej . Nasi bracia muzulmanie nie sa jednak “porzadkowym” narodem i roznice

( nawet gdyby nie bylo tablicy ) , ze wjezdzemy do Serbow , zauwazylby nawet slepy ( bylo ja tez CZUC ?)  . Pozostaje mi moze ze 25 km  plaskimi drogami . Dookola pola uprawne i laki , teren sie mocno “wyplaszczyl” i predkosc natychmiast wzrosla (do tego lekki wiaterek w plecy ) . Wjezdzam w koncu do celu etapu , czyli do miasteczka Samac  ( czyta sie Szamac) . Spokojne , troche senne miasteczko , znajduje szybko centrum i “wywalam” duszkiem w knajpce dwa piwa . Maly objazd i udaje sie do motelu , ktory lezy 3 km za miastem ( przy samym przejscu z Chorwacja ). Szybka prycha , zmiana ciuchow i w "cywilkach " pedaluje z powrotem do miasta na kolacje . Zjadam co zamowilem , wypijam jeszcze 2 piwa i wracam (juz na lampkach ) do lozka .
P.S. Caly dzien przejechalem TYLKO na szwedzkim jeszcze sniadaniu i jednym rogaliku ze zdjecia. Nie moglem NIC w siebie wcisnac ( poza plynami oczywiscie ).

P.S. W Bosni , najlatwiej jest po PIWIE rozpoznac , w JAKIEJ czesci kraju sie wlasnie  znajdujemy. Jesli sa to piwa bosniackie lub chorwackie ( Sarajewsko , Tuzlanski Pilsner , PAN ) , to bedzie to na 100% czesc muzulmanska , jak serbskie ( Lav , Jelen , Nektar ) , to na 100% czesc serbska ?

 

Ponizej kilka fotek :

IMG_6177.JPG

IMG_6185.JPG

IMG_6192.JPG

IMG_6193.JPG

IMG_6195.JPG

IMG_6202.JPG

IMG_6190.PNG

IMG_6197.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 11.10.2021 o 20:35, d9Jacek napisał:

pisz dalej, dobrze się  czyta i ogląda?

 

Prosze bardzo ! ? Milo ze Ci sie podoba 

 

Budze sie o 8.00 , ide na przepyszne sniadanko i po nim , czas “potaplac sie” w basenie z goracym zrodlem. Potem klasyczny basen , prysznic i czas sie przebierac w stroj "roboczy". Ruszam z Harkany o 9.00, zegnajac sie z sympatycznym miasteczkiem

IMG_6270
 

a przede mna , planowane 115 km do miejscowosci Kaposvar.

 

Tankuje wode w miejscowym sklepiku

 

IMG_6268
 


i zaczyna sie asfaltami ( takimi najgorszymi ) .Po chwili wbijam sie w drogi gruntowe prowadzace glownie miedzy polami slonecznika

 

 

IMG_6272
 

 

Sucho jak na Saharze , kurzy sie potwornie , a wszystko to przylepia sie do spoconego ciala. Tankuje wode w kolejnych wioskach i tak na zmiane ; troche kiepskich asfaltow i gruntowki. Jestem moze 5 -7 km od miasta Pecs , gdy wjezdzam w podmiejskie winnice

 

IMG_6273
 

 

IMG_6274
 

Czesc winorosli wyglada juz na jadalne ( pewnie jakies wczesne odmiany ) , wiec nie zastanawiajac sie dlugo , gasze nimi pragnienie. Zjadam dwie kiscie nie bojac sie ze przytyje , bo kradzione przeciez nie tuczy  ? . Sa  takie  "za piec dwunsta" , ale juz slodkie i jadalne ! Pozniej zjazd w dol do Pecs i postanawiam zatrzymac sie troche w centrum , bo ponoc to ladne miasto . Faktycznie piekna starowka ( taka klasyczna austro - wegierska  , wiec zatrzymuje sie na piwko

 

IMG_6277
 

 

IMG_6278
 

 

IMG_6280
 

 

Poniewaz jest dosyc goraco , wiec biore jeszcze szprycerka i powoli szykuje sie do dalszego pedalowania

 

IMG_6281
 


Wyjazd z Pecs to niesamowite gorki (niestety PODJAZDY ) , a pozniej dluzsza  wspinaczka ( sciezka rowerowa ) na polnoc. Gdy dojezdzam na “przelecz” , zaczyna sie potworna ulewa z piorunami . W 30 sek jestem zupelnie mokry i zaczynam zjazd. Woda plynie strumieniami , zjazd trwa dlatego troszke dluzej niz powinien. Gdy zaczelo sie juz wyplaszczac , przestaje padac i przy okazji staje przy malej wloskiej knajpce zamawiajac lekki lunch

 

 

IMG_6284
 

 

IMG_6289
 

 

Tym razem do picia TYLKO Cola , chwila oddechu , kawa i w droge. Jade dookola jakiegos jeziorka. Masa ludzi w domkach i pod namiotami , widac ze wakacje w pelni . Odjezdzam od jeziora i w zagrodzie na wsi spotykam moje ulubione zwierzeta !

 

IMG_6292
 

 

IMG_6297
 


Pogadalismy chwile , ale zrozumialy , ze musze jechac dalej. Za wsia skrecam w las i zaczynaja sie krotkie , ale jadowite podjazdy

( takie po 20-25 % ) . Przeciskam ostatkiem sil , wjezdzam na maly “plaskowyz” i pedaluje dalej niby drogami ,  niby lakami

IMG_6300
 

 

Jade tak z 10 km i nagle dojezdzam do nowego , pieknego ogrodzenia , ktore ciagnie sie jak okiem siegnac. Okazalo sie , ze moj szlak zostal ZAMKNIETY tym ogrodzeniem ( byla to jakas olbrzymia farma z krowami ). Ogrodzenia nie jestem w stanie sforsofac , wiec postanawiam je objechac. Okazuje sie jednak , ze odjezdzam z 6 km od mojego szlaku i dalej nie moge na niego wjechac. Szukam wiec drogi alternatywnej , ale musze walic z buta przez las , aby dojsc do niebieskiego szlaku , ktory doprowadzi mnie w koncu do jakiejs drogi. Tym szlakiem dojezdzam w koncu do jakiejs wiochy ( a bylo to kilkanascie , dodatkowych lesnych km ) i niestety musze skorygowac pozostala czesc dojazdu do Kaposvar . Na szczescie jade nowo wybudowana sciezka rowerowa , obok dosc ruchliwej drogi. Czesc sciezki wyasfaltowana , czesc z gotowym juz , ubitym pod asfalt zwirowym podkladem. Po kilkunastu kilometrach skret na Kaposvar i zjazd do miasta . Znajduje wzglednie tani ( ale fajny ) hotel i instaluje sie w miasteczku. Prysznic , zmiana ciuchow i czas na kolacje , ktora zjadam w knajpce polozonej na glownym rynku miasta

 

IMG_6310
 


Zamawiam klasyczna gulaszowa i oczywiscie szprycera ( kilka szprycerow ? )

IMG_6315
 

 

Potem jakies ciacho na deser

 

IMG_6321
 

i jeszcze jeden szprycer

 

IMG_6313 
 

 

i w tym momencie wchodzi do restauracji Georg Bush !!!

 

IMG_6318
 

 

Gadamy chwile o polityce swiatowej , problemach z dostawami pradu w Teksasie , ale rozumiem ze jest tutaj incognito , wiec zostawiam go w spokoju ze swoja mloda partnerka ( nie byla to na 100% Barbara Bush ) ?
Udaje sie  do hotelu na zasluzony odpoczynek.

  • Lubię to 2
  • Haha 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, mr.jaro napisał:

Jesli o mnie chodzi, chetnie poczytam wiecej. Ale przy okazji powiedz, Jarek, gdzie Ty zostawiasz rower na noc?

 

Jesli spie w malych rodzinnych pensjonatach to zawszemaja jakis zamykany garaz lub komorke. W hotelach nie wiedza za bardzo CO ze mna zrobic , a ja "goraco" tlumacze , ze mam "walizke" na stale przypieta do siodelka i MUSZE wziac rower do pokoju ?  Powiem szczerze , ze chyba tylko raz zaproponowali swoje zamykane pomieszczenia , ale zazwyczaj mowia cos w stylu : no do pokoju to nie mozna , ale OK , ja w razie czego NIC nie widzialam ( widzialem ) ?

Z racji tego , ze rzadkie sa w hotelach pokoje - jedynki , wiec zazwyczaj jest w dwojeczce miejsce i dla mnie i dla mojego rumaka. 

 

 

Dzien TRZECI :

 

 

Budze sie o 8.00 w Kaposvar , wysmienite , typowo wegierskie , srednio kolarskie sniadanko

IMG_6327

 

, ktore na koniec poprawiam wielokrotnie arbuzem i melonem , bo zapowiada sie goracy dzien
 
IMG_6330
 


Przebieram sie w wyprane recznie ciuchy i schodze na dol swiezutki i pachnacy. Szybki wyjazd z Kaposvar ! Na poczatek asfalt i co kilka

( kilkanascie ) km zjezdzam na coraz gorsza droge. W koncu dojezdzam do jakiegos gospodarstwa i droga sie niestety konczy. Komputer pokazuje prosto , ale prosto sa tylko pastwiska . Trudno , jade tym pastwiskiem aby znalezc szlak za nim , mijam "mieszkancow" pastwiska , pozniej pol kilometra z buta swiezo zaoranym polem , a na koniec pol godziny starym lasem w metrowych pokrzywach.

 

 

IMG_6332
 

 

 

IMG_6333
 

Po pokonaniu w/w trudnosci , wskakuje w koncu na fajne szutry

 

IMG_6335
 

 

i nimi ( na zmiane z kiepskimi asfaltami ) dojezdzam do Balatonu !

 

IMG_6344
 

 

Teraz postanawiam troche zwolnic i zajac sie soba . Zaczynam od piwa , a za chwile znajduje “stacje” z winami i szprycerami ,wiec zamawiam dwa ostatnie wymienione , mieszane  z roznymi winami.

 

IMG_6347
 

 

 

IMG_6350
 

 

IMG_6351
 

 

Stacja nazywa sie BOR TOUR , a BOR to o wegiersku WINO ?  ( piwo to SÖR )
Teraz sciezka ciagnie sie miedzy domkami , wzdluz brzegu i tak bedzie prawie do konca. Staje w koncu na jakies jedzonko . Zamawiam gulaszowa i langosa . Langosa lubie zjesc raz na 5 lat , ale nie czesciej

 

IMG_6356
 

Do tego oczywiscie szprycerek !
Po dosyc ciezkim obiadku ciezko sie tez jedzie , ale nigdzie mi sie dzisiaj nie spieszy , wiec gdy w koncu dojezdzam do Keszthely , staje w pieknym miejscu nad woda i schladzam sie szprycerkiem

 

 

IMG_6364
 

Siedzacy obok mnie Polacy zamawiaja NIESTETY po Carlsbergu ?

 

IMG_6366
Wsiadam na rower i nastepny moj stop , to lody !   Tak , tak ; lody BEZ szprycerka ?
Kilometry mijaja i postanawiam znalezc bankomat , bo zaczynaja mi sie powoli koncza forinty. Zamiast bankomatu znajduje TAKIE cos !!!
 
IMG_6369
 

 

 

IMG_6370
 

 

IMG_6371
 

 

IMG_6372
 

 

Pan dziadek z Pania babcia , zorganizowali przy domu mala rozlewnie win ( przychodzili ludzie z wlasnymi pustymi butelkami ) , ale lali tez te wina na miejscu , rowniez w formie moich ukochanych szprycerkow !
Zamowilem dwa ( dwa rozne rodzaje wina ) i pojechalem dalej . Powoli zaczalem rozgladac sie noclegiem , ale na bookingu w okolicy byla totalna pustka ! W takim ukladzie zaczalem klasyczne pukanie do drzwi , az doszedlem do wspanialej knajpy na pagorku. Byla to piwnica winna z karczma i rozlewnia win . Na poczatek zamowilem tylko szprycerka ( zmeczylem sie troche tym szukaniem ?) , ale wiedzialem ze do niej wroce !!!

IMG_6382
 

Po wypiciu , doslownie 100 m dalej znalazlem wolny pokoj ! Prysznic , zmiana ciuchow i migiem do knajpy ! Zjadlem kolacje popita winem ( tym razem BEZ wody ) , posiedzialem , popatrzylem na ludzi i udalem sie spac . Zrobilem 125 km , a miejscowosc do ktorej dojechalem nazywala sie Badacsony.

  • Lubię to 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minut temu, jarek996 napisał:

Badacsony

hmmmm....a znane jest ze  wspaniałego Pinot gris czyli??  Badacsony Szurkebarat.....

Czytam  tę Twoją relację z olbrzymią przyjemnością bo.... uruchomiła  moje bardzo przyjemne wspomnienia związane z Węgrami a równiez i z Balatonem

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, d9Jacek napisał:

Badacsony Szurkebarat

 

Ci ktorzy nie lizneli wegierskiego , niech zapamietaja , ze nazwe powyzej czyta sie prawidlowo ; Badaczszony Surkebarat . 

Ichnie c , i s czyta sie jak cz i sz , a sz i cz , jak s i c . Dlatego nie mowimy BUDAPEST ( a tak sie pisze ) tylko BUDAPESZT .

 

Dzien CZWARTY

 

Wstalem o 8.00 , ale poniewaz wlascicielka gdzies pojechala , musialem na nia poczekac aby jej zaplacic za nocleg, bo wieczorem niestety nie zdazylem. Przyjechala po 30 min , rozliczylismy sie i ruszylem w strone Szekesfehervar . W pierwszym napotkanym spozywczaku zakupilem dwa jogurty i 4 "rohliki" ( maja takie same jak Czesi i Slowacy ) , ktore spozylem na lawce przed sklepem . Zatankowalem wode do bidonow i w droge !

IMG_6388
 


Odjezdzam troszke od Balatonu , dokola mnie ciagna sie winnice na okolicznych wzgorzach , droga ciagle gora dol , ale to zadne Alpy  , wiec predkosc osculuje okolo 27-33 km/h

 

IMG_6389
 


Po 30 km zaczynam zjazd w strone Balatonu i trafiam na mala kawiarenke , gdzie spozywam spozniona poranna kawe , jakies ciacho i lody . Sloneczko pieknie przygrzewa i zapowiada sie kolejny wspanialy dzien w siodle !

 

IMG_6390
 

Jade moze 15 km i musze dopompowac przednie kolo. Wiem ze mam cos z detka , bo powietrze schodzi mi bardzo powoli ( od kilku dni ) , ale nie mam ochoty na grzebanie i wole dwa razy dziennie dopompowac. Tym razem robie to na “stacji” rowerowej , ktora jest tez kawiarenka , wypozyczalnia i serwisem . Poniewaz slonce juz w gorze , wiec zamawiam pierwsze piwo

 

IMG_6393
 

Koles dopompowal mi chyba do 5 atm , bo jadac asfaltem miedzy domkami letniskowymi , smiga mi sie jak na mojej szosowce !!!

Kilometry mijaja dosc szybko , godzina jest w okolicach 12.00 , wiec czas na maly lunch.  Zatrzymuje sie u starszych panstwa ktorzy prowadza knajpke dla rowerzystow , zamawiam pasztecika z jakims sosem ( nie wiem jeszcze z czym ten pasztecik ) i pierwszego dzisiaj szprycerka   ?Pasztecik okazuje sie REWELACYJNY !!!

 

IMG_6411
 

 

IMG_6413
 

W srodku ma farsz skladajacy sie z wegierskiej kielbasy , papryki , cukinii i cebuli ktory zostal przygotowany na patelni PRZED zawinieciem w ciasto . Zamawiam jeszcze jednego ( + jakies ciacho ) , zjadam , odpoczywam 15 minut zeby sie to wszystko w zoladku ulozylo i wsiadam na rower . Droga w 90% to asfalt (dokladnie jest to sciezka rowerowa wokkl jeziora ) raz ciagnaca sie przy jeziorze , a czasem od niego troszke “odjezdzajaca” . Ruch dosyc spory i trzeba przyznac , ze Wegrzy sa niezle “zroweryzowani” . Widac , ze jezdzenie rowerem dookola Balatonu musi byc popularne ! Stad tez pewnie tyle rowerowych “stacji” ( serwis z wypozyczalnia i knajpa ) i samych malych knajpek. Sa one nastawione w 95% na rowerzystow , bo wiele lezy w takim miejscu , ze odwiedzi je dziennie moze jeden pieszy ( samochodem czesto nie ma nawet jak ) .
Oto dwa takie miejsca :

 

IMG_6414
 

 

IMG_6395
 

Dojezdzam do cypelka na ktorym lezy miejscowos Tihany i postanawiam zjechac tam , aby “dorobic” troche kilometrow , bo idzie troszke za szybko. Z Tichany jest mniej jak 2 km do drugiego brzegu i jest to najwezsze miejsce na calym Balatonie. Odchodza stad statki turystyczne na druga strone , ale gdybym mial czas to walnalbym to raczej wplaw ?

 

IMG_6402
 

Postanawiam zjesc gotowana kukurydze ( i popic oczywiscie szprycerkiem ) , a pozniej znalezc jakies miejsce do kapieli. Udaje mi sie juz po 3 km ! Zrzucam ciuchy kolarskie , zarzucam slipy i wskakuje do Balatonu !

 

IMG_6407
 

 

IMG_6410
 

Woda klasyczna Balatonska , czyli ciepla , dosyc czysta , ale gliniasta ( takie jest tam dno ) .

 

IMG_6401
 

 

Po kapieli 15 minut wakacji ! Leze i nic nie robie  ? Wysycham juz po 10 minutach , przebieram sie i jak nowonarodzony wsiadam na rowerek ! Mijam Balatonfured i kieruje sie na Balatonmadi ( ostatnie wieksze miasto przy Balatonie na mojej trasie ) . Staje tam tez na ostatniego balatonskiego Radlerka

 

IMG_6417
 

Zaczynaja sie moje ostatnie kilometry wzdluz Balatonu i widze go coraz rzadziej , wiec postanawiam to uwiecznic na zdjeciu

 

IMG_6419
 

Odbijam w Balatonfuzo na wschod , wspinam sie z 50 m w pionie i wjezdzam w koncu w jakis "teren"

 

IMG_6420
 

 

Takimi drogami jade okolo 20-25 km . Mijam jakies stare gospodarstwa i dziwne zaniedbane wsie , czesto z hinduska - rzymska wiekszoscia ?

W lesie za  wsia lapie pierwszego kapcia , a wsiowe psy biegna na mnie calym stadem ujadajac niemilosiernie. Nie dobiegajac do mnie zawracaja nagle i rowniez ujadajac wracaja do wsi !!! Faktycznie bylo to JEDYNE spotkanie z psami “na wolnosci” !
Co najdziwniejsze , to nigdy faktycznie nie zostalem nawet obszczekany , pomimo , ze ludnosc hindusko - rzymska zazwyczaj NIE ma pozamykanych bram na swoich posesjach , a ich psy nie sa uwiazane. Dojezdzam w koncu do wiekszej wsi i kupuje Radlerka

 

IMG_6421
 

 

Mam stad okolo 10-15 km do Szekesfehervar i do tego kupe czasu , gdyz poszlo dzisiaj jakos nadspodziewanie szybko ( mimo tak wielu przerw ). Wjezdam powoli na przedmiescia , a ciagna sie one chyba z 10 km. Dojezdzam w koncu do starowki i staje w malej winiarni , aby uraczyc sie zasluzonym szprycerkiem

 

IMG_6423
 

Racze sie dwoma i przy okazji okazuje sie , ze moj hotel lezy 50 m od winiarni ! Prysznic , przebieram ciuchy i ide polazic po calkiem przyjemnym miescie , jakim okazuje sie Szekesfehervar . Znajduje pozniej knajpke na wysepce miejskiego jeziorka , zjadam kolacje , wypijam jeszcze piwko i udaje sie do hotelu na zasluzony odpoczynek.

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, jarek996 napisał:

dokola mnie ciagna sie winnice na okolicznych wzgorzach

czy wiesz , że są to wzgórza pochodzenia wulkanicznego i to dzieki  tej glebie i mikroklimatowi  Węgrzy  maja  najwspanialsze wina ? Odmiana  "harslevelu"  dała

węgrzyna  czyli  vinum regum , rex vinorum ....

No i jeszcze coś....Węgrzy w ramach poprawności  nie dali sobie wcisnąc  ( do butelek) sztucznego korka;)...i chwała im za to? i za  bográcsgulyásleves   też?

pisz dalej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, tytan12 napisał:

Tak z ciekawości,ile płynu wychodzi Ci na 100km.?

 

Jesli pytasz powaznie to odpowiem na przykladzie ; jechalem w tym roku ze Swinoujscia do Lagowa Lubuskiego ( wyszlo 298 km ) . Bylo to piatek  18 czerwca , temperatura dochodzila do 36 stopni. Wypilem po drodze 15 szt.  poltoralitrowych butelek wody plus pewnie z 5-6  butelek z jakimis innymi napojami !!! 

Na moich normalnych treningach ( NIE w upalne lato ) wystarczaja mi dwa bidony ( 0,66 l ) na okolo 110 -120 km , a jak jade szybkie 50 km to nieraz nawet  lyka nie popije . 

 Moje turystyczne wyjazdy traktuje bardziej "wakacyjnie" , wiec jak jest  jakis fajny dzien , to walne z 7-10 piw w czasie dnia ( ale to sie NIE zdarza codziennie )  ? 

 Tyle ze wtedy nie ma zadnej napinki ( chodzi mi o wyczyn , czy jakies szalone tempo ma wspinaczkach ) , tylko bardziej tempo turystyczne . Pije tez oczywiscie duza ilosc INNYCH plynow po drodze , wiec to sie troszke "rozciencza" ? 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, jarek996 napisał:

 Moje turystyczne wyjazdy traktuje bardziej "wakacyjnie" , wiec jak jest  jakis fajny dzien , to walne z 7-10 piw w czasie dnia ( ale to sie NIE zdarza codziennie )  ? 

 

Mierzyłeś kiedyś zawartość alkoholu we krwi? Nie przekraczasz dopuszczalnych norm i nie obawiasz się, że w razie jakiegoś wypadku możesz mieć problemy? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czasami o tym sobie myslalem , ale w sumie mam to w d.....e ( a normy pewnie czasem przekraczam ) ?

Jezdzac samochodem nie pije nawet LYKA piwa ( nie mowiac o  innych alkoholach ) .

P.S. 6  z tych dziesieciu , to pije jak juz SKONCZE jezdzic . Po ciezkim dniu ( juz po jezdzie ) potrafie wchlonac niesamowite ilosci plynow. Na noc stawiam sobie ZAWSZE 1,5 litrowa butelke wody i bidon ( 0,6 l ) i czasem to wszystko wypije ! Rano jak siusiam , to widze po kolorze czy jestem odpowiednio nawodniony . Jak siusiu jest jasniutkie , to jest OK.

 Lepiej wypic wiecej wody i sie tego pozbyc w toalecie , jak sie odwodnic. Na glodnego mozna jeszcze pojechac , ale jak sie odwodnisz to jest straszna "bomba" . Z tymi piwami , to nie mysl , ze jest tak zawsze ?.  Mam wyjazdy ( wiekszosc ) , gdzie walne jedno do lunchu , a reszta wieczorkiem (  czasem juz NIC ). To wszystko zalezy od okolicznosci. 

 

 

3 godziny temu, d9Jacek napisał:

no to wychodzi Ci  '" spalanie " jakies 10 l/ 100km...niezle?

 

To byly jednak wyjatkowe temperatury i szedl niezly "ogien" + 75 % teren odkryty .

Kiedys bylem w Bosni ( 5 lat  temu ) i wtedy bylo ponad 40 stopni , a jakos pilem mniej ( wody oczywiscie ).

Moze wtedy jezdzilem troszke wolniej ( MTB ) ?

  • Lubię to 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 Udostępnij

  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.