



-
Postów
2 809 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
-
Wygrane w rankingu
27
Treść opublikowana przez Viper
-
W ciągu dnia była ładna pogoda, nawet odrobinę słoneczko przyświecało, więc uznałem, że pojadę wieczorem coś załatwić na rowerku, zamiast stać w korkach. I tylko ruszyłem zaczęło padać, nie dość że słabo widziałem, bo deszcz zamazywał wizjer okularów, to jeszcze w drodze powrotnej padła mi bateria w przedniej lampce (dawno nie używałem, myślałem, że jeszcze sporo pojemności zostało), a zaraz potem w tylnej. Na szczęście tylne mam dwie i druga działała. Przykleiłem się więc do jakiegoś innego rowerzysty, siedząc mu na kole by to on oświetlał drogę i informował, że jedziemy. I bez błotników 😜 Ale i tak było fajnie
-
Pełna zgoda, o ile błotniki tak, mogą być zasadne, zwłaszcza teraz, o tyle nóżka zbędna. Zwykle robię jakąś traskę i po prostu jadę, więc po co zbędny balast, a jak już koniecznie chcę się gdzieś zatrzymać to jeszcze mi się nie zdarzyło bym nie miał o co oprzeć roweru. Ale tak na dobrą sprawę co komu do mojego roweru, albo mi do czyjegoś. Kupiłem rower jaki ja chciałem, to ja jestem z niego zadowolony, jeździ mi się świetnie, jak czegoś potrzebuję to to montuję, jak nie potrzebuję to nie. Czasem wożę papu do pracy, więc mam torbę na stelażu na kierownicy. Czy to psuje wyobrażenie gravela, może tak, może nie, ale średnio mnie to rusza. Tu nie chodzi o to jaki powinien być czy też nie dany rower tylko by z niego korzystać.
-
To nie jest kwestia fanatyzmu, tylko raczej potrzeb i dostosowania. Gravele kupuje się bez błotników i dla większości użytkowników jeżdżących przy lepszej pogodzie od wiosny do wczesnej jesieni są po prostu zupełnie niepotrzebne. Jeśli jeździsz w każdych warunkach, w błotku, jesienią i zimą to jest to jak najbardziej opcja do rozważenia i tyle. I nie ma to nic wspólnego z fanatyzmem, czy jego brakiem.
-
Taaa, wiem o czym piszesz, bo woda już pieruńsko zimna i co z tego że pianki grube i ciepłe, jak to pianki a nie suchary. Tak mi się zawsze w takiej chwili przypomina jeden z filmów Felliniego, gdy gość płynie wpław po morzu i wchodzi do łódki swojego sąsiada, by przywitać przepływający obok wybrzeża transatlantyk, a to jakaś jesień chyba i po wejściu na łódkę mówi "mam jaja jak dwa ziarnka grochu"
-
Niedawno kupiłem sobie do wingfoila rękawiczki z grubego neoprenu 4/2mm, ale raz że rozmiarówka jakaś na żółtego luda, bo nijak się ma do mnie, mimo iż według tabeli rozmiarów powinien byćspory zapas, dwa że ciasne i łapy mi drętwiały, a trzy że powierzchnia chwytna z jakiejśc dziadowskiej niby gumy i jak podwiało to mi winga z rąk wyrywało, bo nie miałem pewnego chwytu. Wróciłem więc do neoprenu 1,5mm i gdy pływałem dwa dni temu było OK. Na nartach czy snowboardzie nigdy nie korzystałem z ogrzewaczy, mimo iż jeździłem nawet przy -17 -20 przy silnym wietrze, a teraz zimy coraz cieplejsze, więc raczej już chyba nie użyję, ale na rower tak jak Jarek piszesz, nieco poniżej zera, trzymanie kierownicy, wiatr i łapy się wychładzają, więc kto wie, może i bym kupił. A jak to działa, jakiś wkład chemiczny, czy jakaś bateria i jak długo działa?
-
Nooo niezłe Przypomniało mi się, jak w czasach studenckich na dziko przeszedłem jakoś w lutym, może przełomie lutego czy marca (już nie pamiętam, w każdym razie zima była porządna) granią grań Tatr Zachodnich, bodajże 3 noclegi we wspomnianej chińskiej dwójce, na ścianach namiotu tworzył się lód i robiło sę jak w igloo, całkiem przyjemnie. No niezła eskapada, jestem pod wrażeniem
-
Oczywiście, że nie, ale skoro ja miałem taką przygodę na dużo mniejszej wysokości to tym bardziej przemyśl bagaż i w tym kontekście ten pierwotny pomysł roweru wielbłąda może być wart ponownego przemyślenia. Oczywiście jakośc materiałów i ubrań i ich waga zmieniła się drastycznie przez te ponad 30 lat, więc oczywiście jak się wyrobisz na lekko to super i tyle
-
Taa domyślam się, że te 1700 to nic, ale tym bardziej zabezpiecz się przed zimnem
-
Tylko weź pod uwagę, że wysokość w górach równa się potencjalne zimno. Przypominam sobie jak w czasach studenckich latem autostopowałem po Szwajcarii, bardzo gorący lipiec, żar lał się z nieba i któregoś dnia zanocowałem na dziko na jakiejś przełęczy, obok drogi, więc nie była to przełęcz gdzieś mega wysoko, co prawda tam i drogi są wysoko Z tego co pamiętam było to plus minus 1700m npm. Wszystko było fajnie do czasu gdy słońce nie skryło się za wierzchołkami i ten dzienny żar bardzo szybko zaczął się przekształcać w potworne zimno. Rozłożyłem chińską dwójkę (ktoś jeszcze pamięta co to szczytowe osiągnięcie mysli turystycznej) i schowałem się w niej i zacząłem szczękać zębami. Ledwo wytrzymałem do świtu, śpiwór (letni) włożyłem wraz z sobą do plecaka, a do śpiwora poupychałem wszystkie ubrania by się ogrzać i gdy tylko zaświtały pierwsze promyczki słońca szybko się spakowałem i w te pędy popędziłem do drogi, a potem wzdłuż drogi aż znalazłem stopa. Już nigdy więcej nie nocowałem na wysokości, a podkreślam lato było niezwykle upalne
-
Dziś wiało, więc co zamiast rowerku? Tak, jest wingfoil, super loty zaliczone
-
Ambitne plany, trzymam kciuki za realizację i relację
-
Dlatego też mimo zera stopni z rana dziś też wyskoczyłem na rowerek i zrobiłem koło 27 km. Dziś W-wa zupełnie wyludniona, pojedynczy rowerzyści, jeden hulajnogista i generalnie bardzo spokojnie i przyjemnie. Wreszcie ścieżki rowerowe moje
-
Fajne te psiaki, szkoda ich, że nie mają swojego ludzia. Te Twoje relacje Jarku, co zawsze podkreślałem, działają mobilizująco. Ja ostatnio żyłem wypatrując wiatru, ostatni raz pływałem na wingfoilu 1 i 2.11 i zamierzam pływać ile się da, ale że prognozy wiatrowe na razie słabe, to dziś po pewnej przerwie dosiadłem velocipedu i zrobiłem styandardowe 26 km po W-wie. Gdyby nie to że szaro i chłodno to cudownie, wreszcie mało rowerów i pieszych i można sobie spokojnie jechać
-
Szczególnie te nowoczesne kaski i niby podłączone do jakiejś instalacji tlenowej (przewody widać) - po prostu bajka 😄 Aż musiałem sobie przypomnieć jak to straszydło wygląda https://www.google.com/search?q=caproni+ca+3&sca_esv=5b4135254b5cefab&rlz=1C1GCEB_enPL1089PL1090&udm=2&source=iu&ictx=1&vet=1&fir=zuTteu0qM4T8MM%2CfI7gFq5vaNBbJM%2C%2Fm%2F03jy7k%3BYOhJUgnS-QHYaM%2CszoIM3KsgnNK1M%2C_%3BCrzyzWNqbT33JM%2CFNSAOY9QNGwu0M%2C_%3BZwLp8XxbCrv5EM%2CJ1E0c4NAo-8yjM%2C_%3BRUBPu-xv1cEyVM%2Cl8vj0_JuT6jI3M%2C_&usg=AI4_-kT2I5EZXHg3jNrxV8neBSWeGV8iEQ&sa=X&ved=2ahUKEwj7hb78vMOJAxXGGxAIHVglC9kQ_B16BAg5EAE
-
Taak, kawka, czy też i inne płyny podczas rowerowych tras to podstawa
-
Ładne widoki i niezła traska, gratulacje Ja ostatnio głownie wypatrywałem wiatru by polatać na wingfoilu i rower nieco znalazł się w odstawce. A nic nie działa tak dopingująco jak przeglądanie relacji z wypraw rowerowych i ładna pogoda za oknem. Dziś z rana wyskoczyłem więc i ja pojeździć i prawie 37 km zrobione, piękne jesienne okoliczności, aż przyjemnie się pedałowało. W trakcie wpadłem obok Łazienek na moją ulubioną kawkę z nomen omen rowerowej kawiarki i przy okazji przejechałem obok Pałacu na wodzie. Potem pojechałem wzdłuż wału pomiędzy mostami siekierkowskim i południowym. Wisła widziana z wału I wróciłem obok obwodnicy/trasy mostu południowego. I bardzo przyjemnie mi się jechało
-
Fajna pogoda i relacja, dziś w W-wie zimnawo, wiaterek i padało, nawet drobny gradzik (na Zegrzu). A`propos tej rybki, pomimo niesprzyjących warunków, ale wiatr był, więc musiałem wykorzystać i polatać na foilu i podczas któregoś chlupnięcia, podpłynęła mi do deski całkiem spora rybka, sprawdziła co to za dziw się unosi na wodzie
-
Az sprawdzę te moje koła Piękna relacja, jak zwykle. Trochę zazdroszczę, ale tylko trochę, bo ja dziś polatałem na wingu na Zegrzu i też było mega fajnie
-
Pewnie masz rację w temacie tych pathfinderów, jeździsz zdecydowanie więcej ode mnie, ale dlatego też zaznaczyłem, że do "takich jazd jak moje", (z taką intensywnością jak jeżdżę) czyli i po asfalcie i po ścieżkach rowerowych, ale i po szutrze, ziemi, nierównej kostce, kamieniach czy piasku są uniwersalne i sprawują się mega fajnie. A`propos obręczy, nie obrażam się, bo i o co, więc nie przepraszaj. To tylko wspaniałe hobby Mam DT Swiss, więc może nie najlepsze, ale najgorsze tez nie Kiedyś miałem pomysł by wymienić je na jakieś ekstremalnie lekkie carbony, ale po namyśle stwierdziłem, że jeździ mi się mega fajnie, nadal słabym ogniwem wyników jestem ja, a nie rower, to znaczy przy systematycznej jeździe poprawiam się dość regularnie, ale ten potencjał poprawy wciąż jest, to szkoda wydawać takiej kasy. Co innego gdy już nie będę w stanie nic poprawić, wtedy kto wie?
-
Ciekawe, dzięki za tłumaczenie. Aż się zainteresuję jaką felgę ja mam, z haczykami czy bez. Bo że bezdętkowo gotowa to wiem. To co mam fajne i jestem mega zadowolony, przynajmniej do takich jazd jak moje to opony, pathfindery, ta środkowo część opony mająca kontakt z podłożem jest płaska, bez bieżnika, podobnie do szosówek, więc jak napompuję mocniej to zachowuje się podobnie i jest dość szybka, za to przyśrodkowo boczne powierzchnie po obu stronach mają bieżnik i zwłaszcza jak się napomuje mniej to świetnie radzą sobie z terenem.
-
Noo Panie, te piaski z fotki z poprzedniego wpisu, szacuneczek Trochę mi to przypominało Puszczę Kampimoską.
-
Dziś tylko poranne 26km po W-wie. Pogoda cudna na rower, a jakoś wyjątkowo mało rowerzystów było, dziwne
-
Ja dziś tylko szybkie poranne kółeczko po W-wie - 36km. Sprawdziłem czy grozi nam zalanie. Jeszcze półtora tygodnia temu rekordy niskiego stanu wód, teraz widać, że poziom się podniósł, ale do niebezpiecznego, to jeszcze sporo brakuje.