Skocz do zawartości

jarek996

Modelarz
  • Postów

    4 537
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    53

Treść opublikowana przez jarek996

  1. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Dla mnie sa NAJLEPSZE, ale pewnie to sprawa "obycia". Na nich pracuje mi sie zdecydowanie najprzyjemniej. Probowalem kilka razy na innych "systemach", ale szybko wracelem do zrodla (mapy.cz) ?
  2. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Zapomnialem o jeszcze jednym zdjeciu! Az chcialem zapytac KOMU oni wysylaja te czolgi? ? Ja tylko go WLACZAM i WYLACZAM ? Moze go po prostu PRZEKREC o 180 stopni i bedzie po problemie !!!
  3. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Trasy "rysuje" w mapy.cz, a pozniej przerzucam na Garmina. Jezdze z Garminem w opcji, ze "mowi" mi tylko, czy mam skrecic w lewo, prawo, czy jechac prosto. NIE mam wlaczonej (choc moge miec) mapy na ekranie. Im mniej rzeczy mnie rozprasza, tym lepiej mi sie pedaluje ? Planuje je w opcji rower MTB, a czasem jak prowadze szlakiem pieszym, to sprawdzam w Google, czy to jest przejezdne. Rzadko mi sie zdarza, zebym ZLE cos zaplanowal. Czesciej szlaki sa NIEPRZEJEZDNE ( czesciowo zarosniete) , ale to nie wina programu (bo szlak tam rzeczywiscie JEST) , tylko, ze nikt nie lazi (jezdzi) i szlak zarasta ? Dlaczego akurat w mapy.cz? Bo pasuje mi ich "rozklad". Czy sa lepsi jak inni? Tego nie wiem, bo korzystam TYLKO z ich uslug. Powiem Ci ze NIGDY mnie zle nie poprowadzily. Nawet w dalekiej Gruzji wszystko sie zgadzalo. P.S: uzywam GARMIN EDGE 530 (nie lubie tych duzych, przypominajacych telefon, bo i tak NIE korzystam z funkcji pokazywania mapy ?)
  4. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Pieska ? Oto 1/100 pieskow z wyprawy. Gdybym mial stawac i robic zdjecia WSZYSTKIM, to lepiej leciec BEZ roweru ? Wiekszosc to SLICZNE psy, nieskazone angielska "lapa" psucia wygladu psa. Po prostu psy wygladajace jak psy!!! No i faktycznie, jak na psy zyjace "wolno" to moze z 2% ma jakies wyrazne chorobska lub zmiany na siersci. Reszta to czyste, ladne i "swieze" pieski. Nie widac jakichs szkieletow, lub bardzo chorych stworzen. Co jest w tym najlepsze, to ze prawie NIGDY nie atakuja rowerzysty ( czyli mnie). Popatrza i maja raczej wszystko w dupie. Szkoda energii (czyli ciezko zdobytego zarcia) na bezsensowne pogonie. Najczesciej widac je lezace, lub spokojnie idoda (rzadko BIEGAJACE). Jadac przez wsie, to najwiecej ujadaja burki na lancuchach przy domostwach. No ale one sa podpasione, wiec maja energie na szczekanie. Te wolno-chodzace, to jak mnichowie buddyjscy. Oazy spokoju i ZAWSZE przyjazne i chetne na jakas pieszczote (no mnisi, to sie moze nie pieszcza ?) ?
  5. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Laduje w Nis o godz 18.54, a tam wlasnie o tej porze zaczyna sie juz robic szarawo (w Malmö okolo 20.30). Temperatura uderza jednak w schlodzone samolotem cialo (jest okolo 30 stopni). Pokazuje dokumenty (Serbia NIE jest w EU), odbieram torbe z rowerem i ide skladac go przed barak (bo tak tylko mozna nazwac "lotnisko" w Nis). Skrecam bika, torba na plecy i jade kilometr do mojego noclegu. Znajduje go dosc latwo, kupuje piwko w sklepiku obok, przebieram sie, wsiadam na rower i jade do centrum. Jest to jakies 4 km od noclegu. Gdy tam dojezdzam jest juz zupelnie ciemno. Ludzi na ulicach tysiace, ze ledwo moge deptakiem jechac. Znajduje sobie knajpke w "centrum wydarzen", zamawiam jedzonko i spozywam niespiesznie, patrzac na przechodzace tlumy ludzi. Pozniej wsiadam na rower, krece sie po centrum i w koncu wjezdzam przez brame obronna do starej twierdzy, gdzie trafiam na jakis koncert. Slucham (i ogladam) go z gory, z murow obronnych (za freee). Ludzi na koncercie masa, wiekszosc spiewa, wiec gra chyba ktos znany. Po 22.00 zawijam sie do pensjonatu, kupuje ostatnie piwko w sklepiku, wypijam i udaje sie spac. Budze sie o 7.00 i udaje sie do pobliskiego sklepu po jakies sniadanko. Na szczescie obok sklepu jest piekarenka, wiec kupuje ciasteczka, jogurt i robie sobie do tego kawke w pokoju. Przebieram sie, sprawdzam rower, zostawiam torbe w garazu i zmykam! Wyjazd z Nis lekko "syficznymi" przedmiesciami, a za miastem od razu pod gorke. Jade jakimis winnicami , czesciowo beznadziejnym asfaltem, a czesciowo szutrami (grubymi!). Zaczynam mijac male wioseczki, a droga non stop gora-dol. W jednaj z wsi nie wiem gdzie skrecic (dwie drogi w prawo) i pytam pana ktory akurat pedzi rakije za plotem. Oczywiscie zostaje "posmakowany" ciepla, mocna rakija. Nie byl to moze najlepszy pomysl, bo w powietrzu jest juz dobre 28 stopni! Dalej zjezdzam waskim, nowopolozynym, wijacym sie w gorach asfaltem. Dojezdzam do szlaku pieszo-rowerowego i musze pierwszy raz ZEJSC z roweru! Szlak jest "nie do podjechania"! Nie dosc ze grube kamole, to wznosi sie chyba 25%, Wprowadzam rower (ze 150m) i droga sie wyplaszcza, Smigam polami z dzikimi winnicami i polami kukurydzy dookola. Dalej zaczyna bardzo dlugi podjazd (starym popekanym asfaltem). Trwa dobrych kilka(kilkanascie?) km. Wjezdzam na plato, i tak sobie jade gora-dol ze 25 km. Piekan okolica, sady owocowe ( zjadam resztki wiszacych sliwek) , popijam wode tankowana w zrodelkach, a i tak ciagle czuje susze w gardle. Temperatura siega juz 35 stopni, a slonce przypieka niemilosiernie mimo, ze to koniec wrzesnia! Dojezdzam do Kniazevaca i tam postanawiam "zrobic" pierwsze piwko. W knajpie maja tylko butelkowe ( i do tego male) wiec zamawiam dwa. Krece (kiepski) film z orkiestra weselna (JAK oni graja !!!!!) i udaje sie dalej. Juz po kilometrze chce mi sie pic, wiec staje w sklepie i kupuje piwko. Pozniej juz dosyc plasko (choc nie CALKIEM plasko) i droga mieszana (raz zwirki przez wies, a raz asfalt) udaje sie w kierunku Zajecar. Staje czesto w sklepikach, pije jakies miejscowe napoje i marze o koncu dnia, gdy dojade do Zajecara i bede sie raczym piwem Zajecarskim ? Tymczasem smigam przy winnicach ( podskubujac czasem kisc winorosli). Na winncach widac ludzi zbierajacych tegoroczny"plon", widac twez na drogach traktory zwozace wninogrona do miejscowych winiarni. Do zajecara mam 25 km, jade dziurawym (bardzo) asfaltem, ciagnacym sie wzdluz drogi. Jest oznaczony jako SCIEZKA ROWEROWA, ale nie chcialbym jechac nim ZWYKLYM rowerem ? W koncu upragniony znak ; ZAJECAR !!! Zjazd do miasta i przy pierwszym sklepie staje, kupuje piwo JELEN i wypijam je w 5 sek. Jestem TOTALNIE odwodniony, mimo picia dziesiatek przeroznych plynow. Pogoda "koszmarna", 36 stopni i piekoca slonce. Wjezdzam do centrum i udaje sie do miejscowego browaru, przy ktorym ma byc pub. Niestety pub zamkniety ( i to nie wczoraj) , wracam wiec do centrum, zamawiam Spagetti alla Carbonara, piwko i szukam niespiesznie noclegu. Znajduje hotel lezacy 100m od restauracji. Cena : 22 eur ze sniadaniem za wsopnaialy, czystypokoik z klima i nowa lazienka. Ceny w Serbii sa fantastyczne! Jedzenie, picie i noclegi to naprawde smieszne pieniadze. Biore dlugi prysznic, leze pol godzinki i udaje sie "na miasto". Wybieram bar z lanym piwem Zajecarskim, i spotykam tam dwoch Polakow, ktorzy przyjechali tutaj motorami (z Krosna). Jada dalej do Grecji. Stawiam im po piwku (nie biora karty, a oni nie maj cashu) , gadamy pol godzinki o swoich podrozach i ida w koncu zrzucic "pancerze" . Ja bujam sie jeszcze po miescie i w koncu o godz. 22 udaje sie spac. IMG_0108.MOV
  6. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Temperatura rosnie! Jutro ma byc nawet 35 stopni!!! W niedziele burza( w Nis), ale mnie juz tam nie ma. Tam gdzie bede w niedziele, jest 30 stopni i sloneczko
  7. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Oto moj plan na Serbie (laduje w Nis): https://en.mapy.cz/s/macekelobu https://en.mapy.cz/s/namacesevu https://en.mapy.cz/s/donehakode
  8. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Ja juz spakowany na Serbie. Jutro mam 2-3 godz. pracy i wolne! Odlot o 16.30, wiec sporo wolnego czasu. Jak wyladuje i sie "rozgoszcze" w moim pensjonacie, to ruszam rowerem do centrum na piwko (piwka)! Ma byc tam jutro 30 stopni ? Sprawdzilem jeszcze raz, Ma byc jutro 34 stopnie !!!
  9. Jak stary kawal ; Pyta sie Rusek Ameykanca ; jaka u was kukurydza? No, tak ze 2- 3 metry. A u was ? U nas jak slupy telegraficzne. Taka wielka ???? Nie, tak rzadko rosnie.
  10. Tak powinno byc w KAZDYM kinie. Ogladasz film w "polu" kukurydzy, a nad glowa lata ISKRA i robi popcorn ?
  11. Iskra do opryskow kukurydzy???
  12. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Ja dzisiaj zamowilem bilety do NIS (Serbia). Lece w piatek po poludniu, wieczor w Nis, a rano 140 km do Zajecar. Drugi dzien to 117 km (GORY!!!) i nocleg w przepieknej gorskiej miejscowosci. Trzeci dzien gora dol (caly dzien), ale gorki takie po 100-300m. Odlot do Malmö o 19.55 w pon. Ma byc 29-31 stopni!!! Bedzie oczywiscie relacja.
  13. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Racja! Pedalowanie niech mi zostawi ? Jakimi rowerami jedziecie ? Szosa, czy zwirki i lasy? Jak lasami, to na szybko "stworzylem" takie cos : https://en.mapy.cz/s/repokelome Szosa jest kilka opcji : https://en.mapy.cz/s/najosunuju Dzisiaj policzylem swoje kilometry. Mam ich w tym roku 8215 (za 3,5 godz. bedzie 8335 ?). Moze niezbyt wiele, ale sa to kilometry JAKOSCIOWE! Polowa z nich to ciezki trening, ktory umozliwia pozniej, cieszenie sie jazda "turystyczna" ?
  14. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Ja na razie OSTRE treningi klubowe i miejscowe wyskoki na gravelu. Jechalbym teraz z Budapesztu do Belgradu, ale z powodu WSPANIALEJ Pogody (tez przeciez ja macie) obowiazki zawodowe zatrzymaly mnie wdomu. Co sie odwlecze........
  15. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Bedzie relacja (choc moze to NIE bedzie Albania) ?
  16. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    A no spali ktos sobie czasem Koran, a pozniej jest odwet i splonie kilka samochodow. Poza tym normalka. Dla mnie palenie ksiazek (jakichkolwiek) to totalny idiotyzm. Jeden Austriak tez kiedys palil i wiadomo jak to sie skonczylo. Wystarczy NIE czytac jak sie nie lubi ? Dwoch Arabow zglosilo nawet chec publicznego (bo to trzeba zglosic) spalenia Biblii, ale jak dostali pozwolenie, to napisali, ze NIE maja zamiaru palic, bo to jest IDIOTYZM. No i wyszlo, ze byli madrzejsi od tych co pala Koran ? CO jest ciekawe, u nas jest dwoch glownych "palaczy" Koaranu. Jeden Dunczyko-Szwed Rasmus Paludan- ultraprawicowiec, a drugi to Irakijczyk, Salwan Momika. W Iraku popieral, szyitow, a w Szwecji zglosil sie ANTYIMAGRANCKIEJ partii i pali Korany ? Swiat staje na glowie. No ale zeby NIE bylo OT, to jezdze BARDZO duzo na rowerze, a latam wcale. Wkrotce szykuje sie na jakas kolejna Albanie.
  17. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    No to patrz GDZIE pijesz i CO wkladasz do koszyka! Jak kupujesz silnik, to chcesz wiedziec o nim wszystko, a jak kupujesz piwo, to wkladasz do koszyja BYLE CO? Wystarczy przeczytac etykietke ( te z tylu) i wiadomo natychmiast GDZIE piwo bylo uwarzone. No chyba, ze Ty myslisz, ze ZATECKY, to czeskie piwo, pakujac je ochoczo do koszyka? Kozel jest u nas warzony, ale ja akurat Kozla nie pijam. Tutaj sobie poczytaj ( jesli Cie to troszke interesuje): Kozel, Zatecky - czeskie piwa warzone w polskich browarach (businessinsider.com.pl) W "moim" bylym wojewodztwie jest bardzo duzo czeskiego piwa ( i lanego i do kupienia w butelkach). Tam aktywnym graczem jest hurtownia Pivovar.pl z Zielonej Gory. Dostarcza dziesiatki gatukow zarowno butelkowanego (ktore kupic mozna w najmniejszych wsiach ; wiem , bo ostatnio jezdzilem tam rowerem i czesto korzystalem z przysklepowych ogrodkow), jak i KEGow do restauracjji i barow. Wszystko ORYGINALNE z Czech. Malo tego; ucza takze JAK nalewac prawidlowo (bo i z tym u nas tez jest problem). W restauracji "U Szwejaka" w ZG czuje sie jak w Czechach. Duzy wybor lanych (zmieniaja sie z tygodnia na tydzien) i do tego czeskie zarelko. Mozna poczuc sie jak jak w Pardubicach. Ponizej zdjecie z polki sklepu we wsi kolo Lagowa Lubuskiego. Zapewniam Cie, ze WSZYSTKIE czeskie na zdjeciu, to oryginaly. No i popatrz na ceny. Gdybym mial napic sie KUFLOWEGO MOCNEGO (kosztuje 3,99), to wole kupic wode gazowana. Czeskie (zwykle, czyli 12) zaczynaja sie od 4,99, a TZW "dziesiatki" juz od 3.69.
  18. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Sam sobie czasem zazdroszcze ? Tak naprawde, to te piwa smakuja TYLKO podczas mych wypraw. Swiadomi nie kupilbym zadnego z nich. NIE sa one niestety fantastyczne, ale na wyprawach mam zasade, ze pije miejscowe, jakie by one nie byly. W domu racze sie innymi. Uwielbiam czeskie, ale rowniez frankonskie (jak i bawarskie z innych czesci Bawarii). Mistrzostwo swiata!!! Ostatnio zamowilem sobie 100 butelek i cwicze ? Wiekszosci z nich nie znajdziesz w zwyklych sklepach, czy nawet w specjalistycznych sklepach z napojami (takie Niemcy maja). Otwarcie kazdego, to jest CEREMONIA; bo wiesz co Cie czeka. Tutaj NIE ma przykrych niespodzianek. Jedyny kraj gdzie nie pije miejscowych piw (jezdzac rowerem), to Polska ? OK, Radlery czy inne wynalazki, ale rzadklo polskie piwa. No i nie lubie zadnych rzemieslniczych, czy innych kraftowych. Jestem fanem lagerow (hell, pilsner ITP), a tych (dobrych), to zaden amator nie uwarzy. Rozne Tyskie, Lechy ITP, to omijam BARDZO szerokim lukiem. Produkty piwopodone jak dla mnie. Nie rozumiem JAK mozna to pic, majac obok na polce (prawie za taka sama cene) np. czeskie piwo ?
  19. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Dzisioaj wspaniale 75 km w skanskich klimatach. Piekna pogoda i choc tylko 22 stopnie, to w sumie bardzo cieplo i przyjemnie. Zasluzone piwko w domu! Zapomnialem (jak nigdy) przygotowanego bidonu i wrocilem TOTALNIE "wyschniety" ?
  20. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    No i ostatni dzien w Sofii. Wstaje wczesnie (jestem "krotkosenny"), zjadam sniadanko we wspanialej kawiarence i udaje sie (piechotka) po karton na rower. Umowilem sie z kolesiem dzien wczesniej i mowil, zebym sobie odebral po 10.00(czas otwarcia sklepu). Spacerkiem udaje sie wiec do sklepu, a jest to kilka km. Ise fajnymi dzielnicami, robiac po drodze troszke fotek. W sklapie krotka pogawedka i udaje sie z powrotem, ale juz z kartonem. Ide troszke inna droga, zer leje sie z nieba niemilosierny (a jest dopiero 10.00 rano!). Donosze w koncu karton do hotelu, gdzie rozkrecam wstepnie rower. Postanawiam udac sie w masyw Witoszy, ale NIE na rowerze. Udaje sie do metra, dojezdzam do stacji skad odchodza autobusy i jazda! Sofia lezy na 600m, a autobus wjezdza na 1800m!!! Troszke to trwalo, ale kosztowalo jakies drobne. Powietrze robi sie bardziej rzeskie, ale niestety kolejka linowa w srodku tyg. jest NIECZYNNA ? Chcialem wjechac jeszcze wyzej, ale w japonkach nie bede sie wspinal(choc szlak dosyc lekki). Zjadam lunch na gorze, troszke sie opalam i lapie autobus na dol. Widoki piekne, widac mase oznaczonych szlakow do DH , a autobus zabiera rowery na gore na specjalnym bagazniku!!! Raj dla downhillowcow po prostu! Pozniej szwedam sie jeszcze po Sofii, wracam do hotelu i personel zalatwia mi taksowke (na 4 rano), ktora zabiuerze mnie z kartonem na lotnisko. Szwedam sie jeszcze troszke po okolicy, robie male zakupy (glownie sery i miejscowe kielbasy) i udaje sie do siebie na kolacje. Po kolacji skladam reszte roweru, pakuje wszystko w karton , zaklejam zakupiona tasma i udaje sie spac. Jak taksowkarz zaspi, to jestem w czarnej dupie ? Budze sie o 3.30, toaleta poranna i schodze na dol z kartonem. Przyjezdza o 3.55 (VW Touran), pakujemy rower i jedziemy na lotnisko. Pan opowiada mi troszke i budynkach ktore mijamy, pyta o ilosc Cyganow w Polsce, a pozniej dumnie oswiadcza, ze poochodzi od Karadaszy! Dojezdzamy na lotnisko ( na taksometr 22 Lewa) , daje panu 5 EUR napiwku i ide oddac rower. Pozniej troszke oczekiwania, ostatnie zakupy i punktualny start . Spie caly lot, odprawa w Kopenhadze i pociag do Malmö. Do domu zawozi mnie koles, ktory pracuje 100m od stacji.
  21. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Ja dzisiaj odwalilem pierwszy po wakacjach PRAWDZIWY trening z klubem. Najpierw czasowka 18 km (po trzech), pozniej interwaly 12 x minuta/2 minuty, czyli minuta na maxa i 2 minuty lekkiego krecenia. Jestem, WYKONCZONY! Caly trening to jazda na 75% max pulsu (srednia). Ciezka harowka powiem wam szczerze. Czasowka tak na 5 sek. przed wymiotami (jak ciagnalem). Szlismy miedzy 45-50 . Bylo zupelnie bezwietrznie (NIEnaturalne warunki jak na Malmö). Tez trenujemy na takiej naszej "Agrykoli", ale nie zadne wspinaczki ( bo to tak naprawde zadna wspinaczka), tylko rozpedzamy sie przed nia i OGIEN pod gore. Ostatnio nawet pobilem rekord (srednia wjazdu 42 km/h). Tez ma tyci ponad 5% i 470 m (poczatek ma wiecej % , bo pozniej sie wyplaszcza, a Agrykola odwrotnie). Na tego typu podjazdach, to sie cwiczy dynamike. Nie patrzysz na serce, tylko jazda do WYMIOTOW i az sie uda zaczna palic (a to sie czuje, bo ciuchy zaczynaja sie wtapiac w skore)?
  22. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Tez to robilem (windsurfing), ale przyjemnosc, to CIEZKO w tym znalezc ? Jezdzenie rowerem w zimie, jest DUUZO przyjemniejsze.
  23. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Kupilem mu specjalnie zarelko w sklepie, bo patrzyl na mnie jak na swojego pana. Najlepsze, ze na drugi dzien sie "znalezlismy" (o tym berdzie w nastepnym odcinku) i dostal tez sniadanie! Tego nie wiem. Jacys mlodzi sie paletali po "deptaku", ale byli to wczasowicze. Pani u ktorej jadlem salatke mowila, ze BARDZO duzo Bulgarow szuka szczescia poza granicami kraju (jeden z jej synow miedzy innymi). Czasem trzeba przeplukac gardlo czyms slodkim, zeby docenic goryczke browcow ? Wstaje juz o 7.00 rano, po BARDZO dobrze przespanej nocy. Lubie spac przy potokach i gorskich rzekach, bo mnie ich szum usypia. Poniewaz nie mam sniadania, pije tylko kawe (po turecku) u gospodarzy i jade (juz spakowany) szukac kawiarni lub cukierni. Znajduje ja szybko na miejscowym deptaku, zamawiam dwa ciacha, cappuccino i zjadam na deptakowej lawce (wszystkie stoliki zajete). Napelniam bidony woda z poidelek, i ruszam w dol. Po 150 m, spotykam mojekop czarnego kolege z dnia poprzedniego i daje mu dwa kawalki ktore zostaly mi z wczoraj z drugiej kolacji. Skracamy dystans i daje sie dzisiaj poglaskac (wczoraj mimo, ze karmiony, byl BARDZO nieufny). Po "posilku" biegnie za mna jeszcze ze 100m , ale w koncu postanawia zawrocic. 5 km droga w dow i skret w zupelnie boczny asfalt i wielokilometrowa wspinaczke. Ciagnie sie ona niemilosiernie, temperatura tez rosnie. Marze juz o piwku, ale postanawiam wypic je juz na przeleczy. ZNajduje sklepik, zasiadam z miejscowymi (ale oni pija kawe) i tak sobie siedzimy w milczeniu, kazdy przy swoim stoliku. Pozniej WSPANIALY zjazd ( chyba z 5-6 km). Cudowne serpentyny i napisy specjalnie na moj przejazd. Zjerzdzam do skrzyzowania i 200 m dalej zatrzymuje sie w pieknej restauracji na maly posilek. Zamwiam salate szopska z pieczywem i male piwko. Dzisiaj dosyc luzny dzien (tak jeszcze myslalem), wiec nie bede sie "sprezal". Ruszam dalej droga wijaca sie wzdluz rzeki. Przepiekna dolina i masa domow na szczytach po obydwu stronach. Ruch niewielki, ale droga ciagle gora-dol. Mijam wsie , a w miasteczkach zatrzymuje sie na uzupelnienie plynow. Spotykam na parkingu polskiego "TIRa", ale kierowca okazuje sie Ukraincem. Gadamy sobie 10 min. (moge chwile postac w jego cieniu) i udaje sie dalej (on musi jeszcze odczekac 45 min, zanim ruszy do Grecji). Jestem zdziwiony, ze jest dzxisiaj tak duzo POD gore,bo myslalem, ze bede jechal wzdluz rzeki. No i jade wzdluz niej, ale drogi "plasko" poprowadzic sie nie dalo. Gdy mam jeszcvze 50 km do Sofii, siadam sobie w pieknym miejscu i pije piwko raczac sie pieknym widokiem na doline. Wiem, ze reszta drogi juz taka ciekawa nie bedzie. Po 15 km wjezdzam na lekki plaskowyc i widze w oddali Sofie i majaczaca w oddali Witosze. Rusz robi sie coraz "gestszy" wiec odnajduje jakies podrzedne sciezki, aby dostac sie do centrum i znalezc jakis nocleg. Kartonu na rower postanawiam poszukac jutro, wiec smigam do centrum, instaluje sie w knajpce i przy piwku szukam jakiegos lokum. Znajduje w koncu maly hotelik z knajpa, ktory okazuje sie lezec tylko z 1,5 km od miejsca w ktorym siedze. Udaje sie tam, pobieram klucz i wchodze do CUDOWNIE schlodzonego pokoju. Dlugi prysznic zmywa ze mnie caly dzien, ubieram "cywilne" ciuchy i udaje sie do knajpki na dole. Maja wspaniale jedzenie (widze je na talerzach gosci), wiec znajduje miejsce i zamawiam karte (ale najpierw jedno piwo). Zjadam BARDZO smaczny posilek ( w tym bulgarskie FLAKI) i udaje sie na dlugi spacer po rozgrzanej jak piec "starej" Sofii. Kraze w dzielnicy przy glownym meczecie, gdzie dookola rozlokowali sie bracia muzulmanie. Masa kawiarenek, cukierni i sklepow z "markowa" elektronika. Czuje sie troszke jak w podobnej dzielnicy w Malmö ?. Robie zakupy "owoowe" ( owoce to maja Bulgarzy wspaniale) i chyba o godzinie 23.00 udaje sie do hotelu. Tam zasiadam jeszcze na browca i po barzdo powolnym spozyciu udaje sie do pokoju. Jutro mam caly dzien w Sofii, wiec ide w lozku zaplanowac CO bede robil. Reszta zdjec :
  24. jarek996

    Nasze Pedałowanie ...

    Budze sie i schodze na wspaniale sniadanko. Nie spieszac sie (klima w hotelu, a na zewnatrz juz upal) zmuszam sie , aby opuscic hotel. Najpierw podjezdzam do miejscowej atrakcji, czyli starej twierdzy. Spotykam tam malzenstwo polsko-slowackie, czyli takie cos (choc u mnie NIE malzenstwo), w czym sam zyje ?Gadamy chwilke o zyciu i Bulgarii, robie kilka fotek i zmykam w strone Berkovitsy, gdzie mam zaplanowany nastepny nocleg. Najpierw dlugi zjazd z podziwianiem miejscowych skalek, a pozniej wioseczkamu do przodu. Staje na piwko w jednej ze wsi, a 30 km dalej zatrzymuje sie w nastepnej, na male jedzonko (jest to tylko jakies ciacho i troszke picia). Pozniej pieknymi dolinami, zupelnie samotnie podziwiajac wspaniale widoki. Gdy do Berkowitsy pozostaje mi z 15 km, zatrzymuje sie zatankowac wode, ale Pani Bulgarka jest tak mila, ze robi mi salatke z ogorkow i pomidorow (z wlasnego ogrodka), krojac na gore kilka plastrow wspanialego sera. Gadamy troszke o zyciu, i milo wspomina czasy Todora Ziwkova ? Najedzony i napity ruszam w gore na ostatnie 15 km. Droga wiedzie szlakiem pieszym i jest naprawde ciezko (do tego + 32 stopnie). Ostatnie 3 km jest z gorki i wjezdzam ostro do miasta, ktore mialo byc jakims "polkurortem". Niestety jest dosyc "depresyjne" i po wypiciu browca i naladowaniu telefonu postanawiam ruszyc dalej, czyli do miejscowosci VERSHEC (najstarsze bulgarskie uzdrowisko). Mam 20 km gorami, ale z tego 12 asfaltem. Jedzie sie przyjemnie, a 5 km km przed celem podrozy, postanawiam sie wykapac w municypialnych basenach. Pytam miejscowych i dowiaduje sie wstep kosztuje 12 Lewa. Tyle jeszcze mam wiec skrecam i walac ostro w dol (2,5 km) dojedzam do basenow. Na miejscu okazuje sie jednak, ze nie ma w nich wody (TZN jest, ale tylko ze 40 cm). Wracam do wsi i informuje Pania ktora pytalem o cene (siedzi przed sklepem i plotkuje z kolezanka), ze bilety sa po tylko po 10 Lewa, ale NIE MA wody ?!!! Ruszam wiec przed siebie i po 4 km wjezdzam do KURORTU! Widac, ze lata swietnosci ma juz za soba, ale cos gdzieniegdzie remontuja i maluja. Ogolny obraz jest jednak ZLY. Znajduje nocleg i udaje sie na posilek. Zjadam rybke z miejscowego potoku, wypijam dwa piwa i udaje sie spac.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.